Czy studiowanie słownika wyrazów obcych może być zajmujące? Jak najbardziej. Zaglądając od czasu do czasu do wyżej wymienionego odkryjemy co następuje (chyba, że już to wiemy):
1. wiele wyrazów jest nam znanych, ale nie wszystkie znaczenia potrafimy wyjaśnić książkowo czyli podać definicję
2. niektóre nazwy na pierwszy rzut oka znaczą coś zupełnie innego, niż czytamy w definicji
3. im dalej w las, tym więcej grzybów czyli dopada nas świadomość, jak mało jeszcze wiemy
4. większość wyrazów obcego pochodzenia wywodzi się z łaciny lub greki, bo cała nasza kultura i nauka mają swe korzenie w starożytności
Aby nie być gołosłowną wynotowałam kilka przykładów, które mnie naprawdę zdziwiły, więc jeśli ten temat was nie zniechęca, zapraszam do lektury:
ampelologia - nauka o uprawie winorośli (oczywiście z greckiego: ampelos- winorośl, logos - nauka), a brzmi jak nauka o budowie lamp ( w moim mieście był kiedyś sklep z lampami o nazwie AMPLA )
amuzja - niezdolność rozumienia muzyki, rozpoznawania melodii, także zaburzenie umiejętności śpiewu lub gry na instrumentach, więc to chyba o mnie - nigdy nie mogłam zapamiętać kolejności nut, o nauce gry na instrumencie nie mówiąc, chociaż śpiewałam w chórze.
bibliotaf - potocznie GRABARZ KSIĄŻEK czyli właściciel biblioteki, nie pozwalający nikomu korzystać ze zgromadzonego księgozbioru, czy są wśród Was jacyś? Nie będę tego ganić za bardzo, bo są różni wypożyczacze, którym aż strach coś pożyczyć...
kraniologia - to nie nauka o kranach i uszczelkach, ale nauka o budowie czaszki! (kranion +logos)
łoktusza - chusta zarzucana na plecy przez wieśniaczki w niektórych rejonach Polski, dawniej też gruba płachta, prześcieradło ( z niem.)A Wam z czym się skojarzyło?
melchior - z franc. od nazwisk wynalazców - stop miedzi, niklu i cynku, odporny na korozję, używany na płaszcze pocisków karabinowych. A co na to poczciwy Wańkowicz?
pompier - dawniej strażak obsługujący sikawkę , ale także artysta, którego dzieła pełne są pompatyczności, przesady. Powiem szczerze, że czasem pisząc cokolwiek staram się nie być pompierem i nie lubię tego u innych. Zawsze warto być sobą.
szmuklerz inaczej pasamonik - rzemieślnik wyrabiający pasmanterię...obydwie nazwy różne nasuwają skojarzenia.
zoochoria - zjawisko rozsiewania nasion przez zwierzęta, tu przypomniał mi się pobyt w poznańskiej palmiarni, gdzie przewodnik pokazał nam czerwone nasionko jakiejś egzotycznej rośliny, które wykiełkuje tylko wtedy, gdy przejdzie przez system trawienny jednego gatunku ptaka, szczegóły wyleciały mi z pamięci.
Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam, a może podzielicie się w komentarzach, jakie słowa was kiedykolwiek zadziwiły?
poniedziałek, 29 lutego 2016
sobota, 27 lutego 2016
Dusza pewnej blogerki...
Tak jak napisałam adresatce dzisiejszej dedykacji, chodził za mną zamysł tego wiersza, a gdy wczytałam się w starsze posty i zakładki, na co zawsze brak czasu, to poszło lawinowo...
Zapraszam na blog Gabuni i jeśli macie dość czasu i chęci, warto poznać autorkę, czytając więcej niż ostatni post na stronie głównej.
Mogę tylko żałować, że pisanie swojej historii skończyła na czasach szkolnych, proszę więc o więcej, bo liczę, że to przeczyta.
A to dedykacja dla Gabuni....
Czy można
w tak kruchej postaci
bogactwo cnót wszelkich
pomieścić?
czy można
w drodze przez życie
być dzielną jak z kart
powieści?
Czy można
mądrze i szczerze
tak dialog cudny
prowadzić,
by pogląd swój
dobrze przedstawić,
nikogo słowem
nie zranić?
Czy można
w Sieci na blogu
ciekawe tak dobrać
treści,
by czytelników
tak różnych
wciągnęły te opowieści?
Zgadniecie, wiem to
na pewno
o jakiej blogerce tu mowa -
o cudnej duszy Agnieszki
co za nickiem Gabunia
się chowa...
Zapraszam na blog Gabuni i jeśli macie dość czasu i chęci, warto poznać autorkę, czytając więcej niż ostatni post na stronie głównej.
Mogę tylko żałować, że pisanie swojej historii skończyła na czasach szkolnych, proszę więc o więcej, bo liczę, że to przeczyta.
A to dedykacja dla Gabuni....
Czy można
w tak kruchej postaci
bogactwo cnót wszelkich
pomieścić?
czy można
w drodze przez życie
być dzielną jak z kart
powieści?
Czy można
mądrze i szczerze
tak dialog cudny
prowadzić,
by pogląd swój
dobrze przedstawić,
nikogo słowem
nie zranić?
Czy można
w Sieci na blogu
ciekawe tak dobrać
treści,
by czytelników
tak różnych
wciągnęły te opowieści?
Zgadniecie, wiem to
na pewno
o jakiej blogerce tu mowa -
o cudnej duszy Agnieszki
co za nickiem Gabunia
się chowa...
czwartek, 25 lutego 2016
Zdrowo śmiać sie z siebie...
Podobno dobrze umieć śmiać się z siebie samego, pozwala to na zdystansowanie od niesprawiedliwych opinii na nasz temat lub pracy, jaka wykonujemy. Każdemu można przypiąć jakąś łatkę, a jeśli osoba kreująca opinie nie zna specyfiki czyjejś pracy, to daremny trud przekonywania, że się myli.
Najlepiej więc będzie z uśmiechem przytakiwać i robić swoje. Bo co można odpowiedzieć na takie chociażby opinie:
- bibliotekarzem może być każdy, po co studia wyższe?
- fajna praca, nic tylko książki czytają i kawę piją
- czym można się w takiej bibliotece zmęczyć?
- i tak za dużo Wam płacą, czy to w ogóle pracą można nazwać?
- nie mów, że jesteś zajęta, czytanie gazety może poczekać...
- ale macie fajnie, w takiej robocie to odpocząć można...
Nie są to opinie zmyślone, słyszałam je wszystkie na własne uszy i to czasami od koleżanek i dalszych znajomych. Najpierw się obruszałam i próbowałam tłumaczyć, teraz nawet nie reaguję lub przytakuję (no widzisz, jak mam fajnie?).
Pozwoliłam sobie wyszukać kilka śmiesznych demotywatorów o bibliotekarzach i czytelnikach, bo sama też korzystam z osiedlowej biblioteki i pośmiejemy się razem. Wiele razy powtarzałam, że biblioteka jest jak magiel lub bardziej współcześnie jak salon fryzjerski - tu się rozmawia o wszystkim i różne potrzeby odwiedzających trzeba zaspokoić...
Każdy z nas miał do czynienia z jakimś bibliotekarzem, a ci jak w każdym zawodzie różni bywają. Gdy chodziłam do liceum nie lubiłam odwiedzać tamtejszej biblioteki, której strzegła jak smok bibliotekarka starej daty, która ciągle śpieszyła się na autobus PKS, stała przy oknie i czytała gazetę i uważała, że książki powinny stać na półkach.
Pewnie Wam też zdarzyło się spotkać jakąś antybibliotekarkę, albo mieliście więcej szczęścia...
wtorek, 23 lutego 2016
Pytania Jagi czyli zabawa blogowa
Jaga na swoim blogu zaprosiła wszystkich chętnych do zabawy i odpowiadania na pytania. Chętnie dołączę, chociaz to trudne i pracochłonne, ale z drugiej strony pozwala lepiej poznać samego siebie. Jeśli więc ktoś ma ochotę przeczytać moje odpowiedzi, to zapraszam...
1. Na jaki posiłek, za żadne pieniądze świata, nikt Cię nie namówi?
Nie jestem w stanie zjeść 3-daniowego obiadu, ale najbardziej odpycha mnie wszystko, co tłuste i w dużych ilościach, natomiast eksperymenty typu ślimaki, węże , kraby i inne cuda to owszem. Marzy mi się podróż w odległe zakątki świata i popróbowanie różnych dziwnych rzeczy.
2. Twój sposób na zniwelowanie stresu?
Usiąść w ciszy z kawą, czymś pysznym i pobujać w obłokach….
3. Najgłupsze i najśmieszniejsze imię żeńskie i męskie jakie słyszałaś?
Bywają dziwne imiona, ale niektóre w zestawieniu z osobą są tym śmieszniejsze. Ostatnio rozbawiło mnie imię BARNABA (jak można nazwać tak niemowlę). Imię GRACJA w zestawieniu z nazwiskiem Malinowska i nieciekawą osobą też jest zabawne. W ogóle nie jestem zwolenniczką nadawania oryginalnych imion dzieciom, po co?
4. Jak wygląda ósmy kolor tęczy?
Myślę, że dla każdego będzie to co innego, na przykład jakiś niespotykany odcień, nieokreślona barwa klejnotu lub po prostu kolor oczu ukochanego…
5. Co Cię przeraża w starości?
Utrata samodzielności, nie chciałabym być zależna od osób trzecich w najprostszych czynnościach życiowych…
6. Jak wg Ciebie wygląda "nic"?
Nic w ogóle nie wygląda bo nie ma oczu…
7. Przepowiednie, horoskopy, wróżby – bzdury czy rzeczy warte zastanowienia się?
Nigdy nie korzystałam z usług jasnowidza czy wróżki, a horoskopy czasem czytam, z przymrużeniem oka, tym bardziej, że jestem z przełomu dwóch znaków, więc który horoskop mnie obowiązuje? Nie wiem…
8. Lubisz wszystko dokładnie zaplanować czy wolisz spontan i idziesz „na żywioł”?
Kiedyś lubiłam planować, wszystko ogarniać. Z wiekiem raczej idę na żywioł i przeżywam mniej rozczarowań, nawet noclegi zamawiam na ostatnią chwilę.
9. Który blog wywołuje u Ciebie uśmiech z rana?
Jest kilka takich blogów, jedne mnie wprawiają w dobry nastrój, inne wzruszają, jeszcze inne bawią do łez, a bywają też mieszanki.
10.Jakiego dźwięku nie znosisz?
Generalnie nie lubię hałasu, ale do szału doprowadza mnie dźwięk ostrzenia noża lub skrobania po jakiejś powierzchni…
11. Jak wg Ciebie wygląda sytuacja bez wyjścia?
Na szczęście jeszcze z taką się nie spotkałam lub po prostu umiałam sobie poradzić. Jeśli mamy obok kogoś, kto zawsze pomoże to chyba nie ma sytuacji bez wyjścia. Może śmierć – ale tu też możemy liczyć jeszcze na cud…
1. Na jaki posiłek, za żadne pieniądze świata, nikt Cię nie namówi?
Nie jestem w stanie zjeść 3-daniowego obiadu, ale najbardziej odpycha mnie wszystko, co tłuste i w dużych ilościach, natomiast eksperymenty typu ślimaki, węże , kraby i inne cuda to owszem. Marzy mi się podróż w odległe zakątki świata i popróbowanie różnych dziwnych rzeczy.
2. Twój sposób na zniwelowanie stresu?
Usiąść w ciszy z kawą, czymś pysznym i pobujać w obłokach….
3. Najgłupsze i najśmieszniejsze imię żeńskie i męskie jakie słyszałaś?
Bywają dziwne imiona, ale niektóre w zestawieniu z osobą są tym śmieszniejsze. Ostatnio rozbawiło mnie imię BARNABA (jak można nazwać tak niemowlę). Imię GRACJA w zestawieniu z nazwiskiem Malinowska i nieciekawą osobą też jest zabawne. W ogóle nie jestem zwolenniczką nadawania oryginalnych imion dzieciom, po co?
4. Jak wygląda ósmy kolor tęczy?
Myślę, że dla każdego będzie to co innego, na przykład jakiś niespotykany odcień, nieokreślona barwa klejnotu lub po prostu kolor oczu ukochanego…
5. Co Cię przeraża w starości?
Utrata samodzielności, nie chciałabym być zależna od osób trzecich w najprostszych czynnościach życiowych…
6. Jak wg Ciebie wygląda "nic"?
Nic w ogóle nie wygląda bo nie ma oczu…
7. Przepowiednie, horoskopy, wróżby – bzdury czy rzeczy warte zastanowienia się?
Nigdy nie korzystałam z usług jasnowidza czy wróżki, a horoskopy czasem czytam, z przymrużeniem oka, tym bardziej, że jestem z przełomu dwóch znaków, więc który horoskop mnie obowiązuje? Nie wiem…
8. Lubisz wszystko dokładnie zaplanować czy wolisz spontan i idziesz „na żywioł”?
Kiedyś lubiłam planować, wszystko ogarniać. Z wiekiem raczej idę na żywioł i przeżywam mniej rozczarowań, nawet noclegi zamawiam na ostatnią chwilę.
9. Który blog wywołuje u Ciebie uśmiech z rana?
Jest kilka takich blogów, jedne mnie wprawiają w dobry nastrój, inne wzruszają, jeszcze inne bawią do łez, a bywają też mieszanki.
10.Jakiego dźwięku nie znosisz?
Generalnie nie lubię hałasu, ale do szału doprowadza mnie dźwięk ostrzenia noża lub skrobania po jakiejś powierzchni…
11. Jak wg Ciebie wygląda sytuacja bez wyjścia?
Na szczęście jeszcze z taką się nie spotkałam lub po prostu umiałam sobie poradzić. Jeśli mamy obok kogoś, kto zawsze pomoże to chyba nie ma sytuacji bez wyjścia. Może śmierć – ale tu też możemy liczyć jeszcze na cud…
niedziela, 21 lutego 2016
No to lecimy....
Dziś zapraszam w podróż na bagna, ale nie bójcie się, nie spotka Was nic złego, wręcz przeciwnie, czeka nas wspólnie wspaniała uczta, bo na blogu, na który zapraszam znajdziecie wszystko, czego dusza pragnie, trochę poezji i proza także, przezabawne limeryki, które czynią dzień nowy weselszym i ....co ja tam będę wymieniać, sami sprawdźcie!
Znam ja ci czarownicę
co talentami zachwyca,
umysłem świeżym, otwartym
i afirmacją życia.
Na bagnach lirycznych mieszka
i śpiewać pięknie potrafi,
limeryk lub fraszkę napisze
w dorobku ma kilka grafik.
Ta wiedźma lata na miotle
i ełckie Mazury sławi,
w swym wielkim blogowym kotle
raz pieprznie, raz słodko przyprawi.
Gdy wpadłam tylko na chwilę
by z wiedźmą sobie polatać,
to wkrótce się uzależniłam
od Jej magicznego świata...
Znam ja ci czarownicę
co talentami zachwyca,
umysłem świeżym, otwartym
i afirmacją życia.
Na bagnach lirycznych mieszka
i śpiewać pięknie potrafi,
limeryk lub fraszkę napisze
w dorobku ma kilka grafik.
Ta wiedźma lata na miotle
i ełckie Mazury sławi,
w swym wielkim blogowym kotle
raz pieprznie, raz słodko przyprawi.
Gdy wpadłam tylko na chwilę
by z wiedźmą sobie polatać,
to wkrótce się uzależniłam
od Jej magicznego świata...
czwartek, 18 lutego 2016
Jestem chyba staroświecka...
Zmieniają się czasy, zmieniają się mody, zasady ulegają rozluźnieniu, ale niektóre zmiany są dla mnie trudne do zaakceptowania, chociaż nie jestem damą i nie odebrałam pensjonarskiego wychowania.
Śmieszyło mnie zdziwienie dziadka, że młodzi w roboczych drelichach chodzą czyli w sztruksach i jak w ogóle w dżinsach można się pokazać na ulicach, przecież to odzienie chłopców od krów... Od tej pory wiele wody upłynęło i nikt dżinsom ani sztruksom się nie dziwi, ale podarte, obszarpane, przetarte, postarzane sztucznie? Za 300 zł lub więcej? Dziura to dziura, postrzępione nogawki są trendy czy po prostu niechlujne? Sweter z dziurami i z prującym się brzegiem? Koszula pognieciona do granic możliwości i adidasy bez sznurowadeł z dyndającym jęzorem a nogawki spodni różnej długości...no co ja zrobię, że razi mnie nieodpowiedni strój do teatru lub do szkoły i zastanawia mnie, dlaczego odświętnie ubierają się ludzie do kościoła, a do szkoły na zakończenie roku niektórzy rodzice przychodzą w strojach plażowych? Nie pasuje mi także, gdy widzę w mediach transmisje z różnych gali, a tam widzowie w pierwszym rzędzie siedzą w mocno niedbałych pozach, żując gumę lub pisząc w telefonach...
Nie przekona mnie nikt także, że pasują trampki lub tenisówki do garnituru, zwłaszcza gdy te trampki kosztują kilkaset złotych...oglądałam niedawno zdjęcia koleżanki z rodzinnej uroczystości w restauracji, a tam młodzi panowie w garniturach i muszkach, a do tego białe buty sportowe za kostkę, bez sznurówek oczywiście..
Na wielu blogach poruszany był temat nadużywania telefonów w różnych sytuacjach, dodam tylko, ze ostatnio widuje nadmiar tego sprzętu w restauracjach także, a rozmówcy komórkowi swoimi głośnymi rozmowami zakłócają spokojny posiłek innym. Podobnie z głośnym zachowaniem się przy stole, wybuchami śmiechu,kłótniami, w końcu restauracja to miejsce publiczne, więc powinniśmy zważać na klientów przy sąsiednim stoliku.
Pozostając w strefie restauracyjnej przywołam jeszcze dziwny dla mnie zwyczaj całkowitego poluzowania kindersztuby w lokalach, do których rodzice zabierają dzieci. Nie mam nic przeciw dzieciom, sama chodziłam do lokali z synem, ale nie zwalnia to z właściwego zachowania się dzieci w restauracji. A obserwuje się dzieci biegające miedzy stolikami, skaczące po krzesłach, krzyczące itp. a rodzice nie reagują. A może się czepiam? Już sama nie wiem, nie chciałabym jednak aby ktoś obok mojego talerza prawie zmieniał niemowlakowi pieluchę, bo w domu chyba się tak nie robi?
I już na koniec - zdołałam przyzwyczaić się do tatuaży , choć trudno mi zrozumieć intencje tatuowania każdej wolnej powierzchni ciała, albo co ma oznaczać wszywanie sobie pod skórę różnych dziwnych "wkładek" typu krążki, rogi, kulki lub przekłuwanie nosa, języka, pępka, penisa lub warg sromowych...
No trudno, staroświecka jestem i się nie zachwycam, ale jak ktoś lubi... byle w głowie miał poukładane.
zdjęcie; Flickr na licencji CC BY-NC 2.0
Śmieszyło mnie zdziwienie dziadka, że młodzi w roboczych drelichach chodzą czyli w sztruksach i jak w ogóle w dżinsach można się pokazać na ulicach, przecież to odzienie chłopców od krów... Od tej pory wiele wody upłynęło i nikt dżinsom ani sztruksom się nie dziwi, ale podarte, obszarpane, przetarte, postarzane sztucznie? Za 300 zł lub więcej? Dziura to dziura, postrzępione nogawki są trendy czy po prostu niechlujne? Sweter z dziurami i z prującym się brzegiem? Koszula pognieciona do granic możliwości i adidasy bez sznurowadeł z dyndającym jęzorem a nogawki spodni różnej długości...no co ja zrobię, że razi mnie nieodpowiedni strój do teatru lub do szkoły i zastanawia mnie, dlaczego odświętnie ubierają się ludzie do kościoła, a do szkoły na zakończenie roku niektórzy rodzice przychodzą w strojach plażowych? Nie pasuje mi także, gdy widzę w mediach transmisje z różnych gali, a tam widzowie w pierwszym rzędzie siedzą w mocno niedbałych pozach, żując gumę lub pisząc w telefonach...
Nie przekona mnie nikt także, że pasują trampki lub tenisówki do garnituru, zwłaszcza gdy te trampki kosztują kilkaset złotych...oglądałam niedawno zdjęcia koleżanki z rodzinnej uroczystości w restauracji, a tam młodzi panowie w garniturach i muszkach, a do tego białe buty sportowe za kostkę, bez sznurówek oczywiście..
Na wielu blogach poruszany był temat nadużywania telefonów w różnych sytuacjach, dodam tylko, ze ostatnio widuje nadmiar tego sprzętu w restauracjach także, a rozmówcy komórkowi swoimi głośnymi rozmowami zakłócają spokojny posiłek innym. Podobnie z głośnym zachowaniem się przy stole, wybuchami śmiechu,kłótniami, w końcu restauracja to miejsce publiczne, więc powinniśmy zważać na klientów przy sąsiednim stoliku.
Pozostając w strefie restauracyjnej przywołam jeszcze dziwny dla mnie zwyczaj całkowitego poluzowania kindersztuby w lokalach, do których rodzice zabierają dzieci. Nie mam nic przeciw dzieciom, sama chodziłam do lokali z synem, ale nie zwalnia to z właściwego zachowania się dzieci w restauracji. A obserwuje się dzieci biegające miedzy stolikami, skaczące po krzesłach, krzyczące itp. a rodzice nie reagują. A może się czepiam? Już sama nie wiem, nie chciałabym jednak aby ktoś obok mojego talerza prawie zmieniał niemowlakowi pieluchę, bo w domu chyba się tak nie robi?
I już na koniec - zdołałam przyzwyczaić się do tatuaży , choć trudno mi zrozumieć intencje tatuowania każdej wolnej powierzchni ciała, albo co ma oznaczać wszywanie sobie pod skórę różnych dziwnych "wkładek" typu krążki, rogi, kulki lub przekłuwanie nosa, języka, pępka, penisa lub warg sromowych...
No trudno, staroświecka jestem i się nie zachwycam, ale jak ktoś lubi... byle w głowie miał poukładane.
zdjęcie; Flickr na licencji CC BY-NC 2.0
wtorek, 16 lutego 2016
Z wizytą u pań Dulskich...i nie tylko
Film nie jest nowy, ale obejrzałam dopiero w sobotę. Trochę obawiałam się, co też jeszcze można zrobić z dramatem Zapolskiej, której twórczość bardzo lubię i wiele adaptacji teatru telewizji widziałam. Pomyślałam, że skoro Zapolska i do tego reżyseruje Bajon, a główną rolę gra Janda to musi być dobrze.
I nie zawiodłam się...
Trzy pokolenia pań Dulskich, przekrój czasowy od epoki Zapolskiej po współczesność, powtarzalność postaci i sytuacji wplecionych w aktualne realia. Każde pokolenie przenosi w genach wirus dulszczyzny na potomnych, a potomkowie wzbogacają wredne geny o dodatkowe "wartości". Ale to co zaskakuje najbardziej, to zakończenie, odmienne niż u Zapolskiej, z dozą sensacji. Można rzec, że bohaterkę dramatu zgubiła hipokryzja. Ale nie powiem więcej, bo może ktoś zechce obejrzeć.
Nienawistna ósemka to bardzo długi film, którego akcja toczy się w jednym pomieszczeniu, ale nie myślcie, że jest nudno. Miedzy bohaterami toczy się skomplikowana gra psychologiczna, zakończenie historii jest krwawe, ekscytujące i właściwie nie jest zakończeniem filmu. Na koniec reżyser pozostawił bowiem sedno czyli początek, zalążek, z którego wykluła się ta niesamowita historia. Jeśli więc lubicie krwawe westerny i grę psychologiczną między bohaterami, nawet nie zauważycie jak miną Wam 3 godziny w kinie...
Marsjanin to dla mnie majstersztyk w temacie kino jednego aktora, bo większa część filmu niesiona jest na barkach głównego bohatera, któremu przyszło przetrwać 4 lata samotnie na odległej planecie. Powie ktoś, co można nakręcić o astronaucie i Marsie?
Tyle filmów o podbojach Kosmosu już powstało. A jednak widz się nie zawiedzie, nie nudziłam się ani chwili, film trzyma w napięciu do końca...
Na koniec wisienka na torcie - Zjawa z Leonardo di Caprio. Dla mnie najlepszy film, jaki widziałam w ostatnim czasie i liczę na kilka Oskarów, zasłużonych. Nie tylko gra Leonarda zachwyca,
( choć za nim nie przepadam ) na nagrody wszelkie zasługują zdjęcia, charakteryzacja, scenariusz, krajobrazy itd.
Mój podziw dla głównego bohatera wzrósł gdy obejrzałam dokument o kręceniu filmu : aktor nie korzystał z usług kaskadera, sam wchodził do lodowatej wody i wykonywał wszelkie ryzykowne manewry.
Niewiele jest filmów, których akcja przykuwa tak do fotela , a wymowa zapada głęboko w duszę. Podobne wrażenie zrobiły na mnie filmy Django i Zielona mila.
I nie zawiodłam się...
Trzy pokolenia pań Dulskich, przekrój czasowy od epoki Zapolskiej po współczesność, powtarzalność postaci i sytuacji wplecionych w aktualne realia. Każde pokolenie przenosi w genach wirus dulszczyzny na potomnych, a potomkowie wzbogacają wredne geny o dodatkowe "wartości". Ale to co zaskakuje najbardziej, to zakończenie, odmienne niż u Zapolskiej, z dozą sensacji. Można rzec, że bohaterkę dramatu zgubiła hipokryzja. Ale nie powiem więcej, bo może ktoś zechce obejrzeć.
Nienawistna ósemka to bardzo długi film, którego akcja toczy się w jednym pomieszczeniu, ale nie myślcie, że jest nudno. Miedzy bohaterami toczy się skomplikowana gra psychologiczna, zakończenie historii jest krwawe, ekscytujące i właściwie nie jest zakończeniem filmu. Na koniec reżyser pozostawił bowiem sedno czyli początek, zalążek, z którego wykluła się ta niesamowita historia. Jeśli więc lubicie krwawe westerny i grę psychologiczną między bohaterami, nawet nie zauważycie jak miną Wam 3 godziny w kinie...
Marsjanin to dla mnie majstersztyk w temacie kino jednego aktora, bo większa część filmu niesiona jest na barkach głównego bohatera, któremu przyszło przetrwać 4 lata samotnie na odległej planecie. Powie ktoś, co można nakręcić o astronaucie i Marsie?
Tyle filmów o podbojach Kosmosu już powstało. A jednak widz się nie zawiedzie, nie nudziłam się ani chwili, film trzyma w napięciu do końca...
Na koniec wisienka na torcie - Zjawa z Leonardo di Caprio. Dla mnie najlepszy film, jaki widziałam w ostatnim czasie i liczę na kilka Oskarów, zasłużonych. Nie tylko gra Leonarda zachwyca,
( choć za nim nie przepadam ) na nagrody wszelkie zasługują zdjęcia, charakteryzacja, scenariusz, krajobrazy itd.
Mój podziw dla głównego bohatera wzrósł gdy obejrzałam dokument o kręceniu filmu : aktor nie korzystał z usług kaskadera, sam wchodził do lodowatej wody i wykonywał wszelkie ryzykowne manewry.
Niewiele jest filmów, których akcja przykuwa tak do fotela , a wymowa zapada głęboko w duszę. Podobne wrażenie zrobiły na mnie filmy Django i Zielona mila.
niedziela, 14 lutego 2016
Pierwsza pomoc kwiatowa...
Są Walentynki, potem mało przeze mnie lubiany dzień kobiet, ale kwiaty dostawać lubię i czasami dziwi mnie, że żywot ciętych jest tak krótki. Wiosna sprawia, że lubimy mieć w wazonie jakieś kolorowe cuda, warto wiedzieć zatem, jakie są sposoby na przedłużenie ich świeżości. Nasze babcie na wszystko miały sposób.
Gdy szukałam sposobu na pozbycie się brzydkiego zapachu z lodówki (pomimo umycia)znalazłam w szafie PORADNIK PANI DOMU, który dostałam od mamy. Są tam wszelkie porady, niektóre wręcz egzotyczne, np. jak pozbyć się plam szminki na białej koszuli, jak uratować zbyt słoną zupę, jak wyprostować deskę kuchenną, jak zrobić napój piękności...
A oto sposoby na uratowanie kwiatów w wazonie:
* przytnij łodygi kwiatów, miękkie prosto, twarde na skos, usuń dolne liście, by w wodzie nie gniły
* do wody można dodać łyżeczkę cukru lub miedzianą monetę
* kwiaty rozwinięte ścinaj rano, pąki wieczorem i nigdy w deszczu
* cięte storczyki wkładaj do wody letniej, nigdy do zimnej
* na końcu łodygi tulipana tworzy się "korek powietrzny", który uniemożliwia roślinie pobieranie wody, wystarczy nakłuć go szpilką
*jeśli tulipany zwieszają główki,ustaw wazon pod lampą na 1-2 godziny, a kwiaty się wyprostują
* końcówki chryzantem warto przypalić nad świecą, to je uszczelni
* kwiaty cięte nigdy nie powinny stać w pobliżu owoców, gdyż aromat dojrzałych owoców przyspiesza więdnięcie niektórych roślin
* róże warto na noc wkładać do wanny i zalać wodą
* narcyzy nie powinny stać w zbyt dużej ilości wody , gdyż staja się szkliste
* narcyzów lepiej nie trzymać w wazonie z innymi kwiatami, gdyż wydzielają śluzowaty sok
* jeśli masz w domu koci żwirek, nasyp na podstawkę doniczki, a kwiaty nie będą stały nigdy w wodzie
* gdy zmieniasz wodę w akwarium, nie wylewaj, bo stanowi dobry nawóz dla roślin w doniczkach
* przesadzanie roślin najlepiej zaplanować na przełom lutego i marca, zanim zacznie się proces wegetacji
* od czasu do czasu przecieraj duże liście rozcieńczonym piwem, będą błyszczące
* ząbek czosnku włożony do ziemi w doniczce lub w skrzynce zapobiega mszycom na roślinach
* na czas remontu mieszkania lub domu przenieś rośliny pokojowe do osobnego pomieszczenia, bo nie lubią oparów z farb, klejów i wykładzin
Mam nadzieję, że wszystkie ciekawostki okażą się przydatne i Wasze kwiaty będą długo cieszyły oczy.
Gdy szukałam sposobu na pozbycie się brzydkiego zapachu z lodówki (pomimo umycia)znalazłam w szafie PORADNIK PANI DOMU, który dostałam od mamy. Są tam wszelkie porady, niektóre wręcz egzotyczne, np. jak pozbyć się plam szminki na białej koszuli, jak uratować zbyt słoną zupę, jak wyprostować deskę kuchenną, jak zrobić napój piękności...
A oto sposoby na uratowanie kwiatów w wazonie:
* przytnij łodygi kwiatów, miękkie prosto, twarde na skos, usuń dolne liście, by w wodzie nie gniły
* do wody można dodać łyżeczkę cukru lub miedzianą monetę
* kwiaty rozwinięte ścinaj rano, pąki wieczorem i nigdy w deszczu
* cięte storczyki wkładaj do wody letniej, nigdy do zimnej
* na końcu łodygi tulipana tworzy się "korek powietrzny", który uniemożliwia roślinie pobieranie wody, wystarczy nakłuć go szpilką
*jeśli tulipany zwieszają główki,ustaw wazon pod lampą na 1-2 godziny, a kwiaty się wyprostują
* końcówki chryzantem warto przypalić nad świecą, to je uszczelni
* kwiaty cięte nigdy nie powinny stać w pobliżu owoców, gdyż aromat dojrzałych owoców przyspiesza więdnięcie niektórych roślin
* róże warto na noc wkładać do wanny i zalać wodą
* narcyzy nie powinny stać w zbyt dużej ilości wody , gdyż staja się szkliste
* narcyzów lepiej nie trzymać w wazonie z innymi kwiatami, gdyż wydzielają śluzowaty sok
* jeśli masz w domu koci żwirek, nasyp na podstawkę doniczki, a kwiaty nie będą stały nigdy w wodzie
* gdy zmieniasz wodę w akwarium, nie wylewaj, bo stanowi dobry nawóz dla roślin w doniczkach
* przesadzanie roślin najlepiej zaplanować na przełom lutego i marca, zanim zacznie się proces wegetacji
* od czasu do czasu przecieraj duże liście rozcieńczonym piwem, będą błyszczące
* ząbek czosnku włożony do ziemi w doniczce lub w skrzynce zapobiega mszycom na roślinach
* na czas remontu mieszkania lub domu przenieś rośliny pokojowe do osobnego pomieszczenia, bo nie lubią oparów z farb, klejów i wykładzin
Mam nadzieję, że wszystkie ciekawostki okażą się przydatne i Wasze kwiaty będą długo cieszyły oczy.
czwartek, 11 lutego 2016
Zaproszenie do Kawiarni
Dawno nie było żadnej dedykacji, nawet nie wiem dlaczego...tłumaczyć to można tylko tym, ze tak wiele blogów ostatnio podczytuję, że muza zgłupiała i nie mogła zdecydować się, przy kim zatrzyma się na dłużej.
Dziś zapraszam do KAWIARNI, której gospodarz słowem potrafi zauroczyć i duszę omotać... jednakże nie każdego atmosfera tam panująca skusi.
Mnie skusiła i zaglądam tam często, a autorowi tą skromną dedykacją za kunszt Jego chcę podziękować:
Jest w sieci taka kawiarnia
co blogiem czasem też bywa,
gospodarz i autor tekstów
sens życia na świat wydobywa.
Tu słowem pięknym zachwyca,
tam dźwięków podsunie parę,
zdjęcia z podróży podrzuca,
opisy miast, ludzi, krajów.
W uroczej tej klubo-kafejce
snują się opowieści,
gości zacnych przybywa
i wiele jeszcze pomieści.
Jeśli zatęsknisz wieczorem
za pięknem słowa i pieśni,
by serce i duszę nasycić
wstąp ze mną do kawiarenki.
Dziś zapraszam do KAWIARNI, której gospodarz słowem potrafi zauroczyć i duszę omotać... jednakże nie każdego atmosfera tam panująca skusi.
Mnie skusiła i zaglądam tam często, a autorowi tą skromną dedykacją za kunszt Jego chcę podziękować:
Jest w sieci taka kawiarnia
co blogiem czasem też bywa,
gospodarz i autor tekstów
sens życia na świat wydobywa.
Tu słowem pięknym zachwyca,
tam dźwięków podsunie parę,
zdjęcia z podróży podrzuca,
opisy miast, ludzi, krajów.
W uroczej tej klubo-kafejce
snują się opowieści,
gości zacnych przybywa
i wiele jeszcze pomieści.
Jeśli zatęsknisz wieczorem
za pięknem słowa i pieśni,
by serce i duszę nasycić
wstąp ze mną do kawiarenki.
wtorek, 9 lutego 2016
Koza na ulicy...
Nie goniła mnie rogata przedstawicielka świata zwierzęcego, na szczęście. W ostatkowy poranek siedzę sobie w kuchni przy kawce i zerkam przez okno, słyszę jakieś dziwne dźwięki, potem gwar i śpiewy. Wstaje by sprawdzić jakie jest źródło owych dźwięków i zamieszania. Najpierw widzę na ulicy białe auto z napisem TvP, a później wyłania się zza rogu niezwykle barwny orszak przedziwnych postaci...
Fotkę zrobiłam telefonem z kuchennego okna. W orszaku tańcząco- śpiewającym wędrowali: baba z dziadem, para młoda, turoń, diabeł,kostucha, kominiarz i wiele innych. A wszystko to za sprawą kujawskiego zwyczaju chodzenia z kozą, właśnie w ostatni dzień karnawału. Ciekawostka jest to, iż tradycja ta przetrwała do dziś jedynie na Kujawach, w dodatku orszaki są dwa: koza Mątewska i koza Szymborska. Mątwy i Szymborze były to kiedyś samodzielne miejscowości, teraz są dzielnicami Inowrocławia. W Szymborzu urodził się Jan Kasprowicz, teraz w jego domu rodzinnym jest muzeum poety.
Więcej na temat tego starego zwyczaju można przeczytać tutaj.
KOZA wędruje ulicami miasta, odwiedza szkoły, przedszkola, Urząd Miejski,wywołując uśmiechy na twarzach mieszkańców, czasami diabeł lico komuś usmoli lub przetrzepie plecy widłami, panna młoda zaprosi do tańca, kostucha kosa pogrozi. W orszaku chodzą sami panowie, towarzyszą im grajkowie. Dziś wracałam z pracy przez miasto i wzdłuż ulic oraz na rynku ustawiali się ludzie, by powitać orszak i zrobić zdjęcia.
Czy w waszych stronach też są kultywowane jakieś ostatkowe tradycje?
Fotkę zrobiłam telefonem z kuchennego okna. W orszaku tańcząco- śpiewającym wędrowali: baba z dziadem, para młoda, turoń, diabeł,kostucha, kominiarz i wiele innych. A wszystko to za sprawą kujawskiego zwyczaju chodzenia z kozą, właśnie w ostatni dzień karnawału. Ciekawostka jest to, iż tradycja ta przetrwała do dziś jedynie na Kujawach, w dodatku orszaki są dwa: koza Mątewska i koza Szymborska. Mątwy i Szymborze były to kiedyś samodzielne miejscowości, teraz są dzielnicami Inowrocławia. W Szymborzu urodził się Jan Kasprowicz, teraz w jego domu rodzinnym jest muzeum poety.
Więcej na temat tego starego zwyczaju można przeczytać tutaj.
KOZA wędruje ulicami miasta, odwiedza szkoły, przedszkola, Urząd Miejski,wywołując uśmiechy na twarzach mieszkańców, czasami diabeł lico komuś usmoli lub przetrzepie plecy widłami, panna młoda zaprosi do tańca, kostucha kosa pogrozi. W orszaku chodzą sami panowie, towarzyszą im grajkowie. Dziś wracałam z pracy przez miasto i wzdłuż ulic oraz na rynku ustawiali się ludzie, by powitać orszak i zrobić zdjęcia.
Czy w waszych stronach też są kultywowane jakieś ostatkowe tradycje?
niedziela, 7 lutego 2016
Kobieta audiofila...
Celowo nie napisałam ŻONA AUDIOFILA bo nie każda partnerka bywa żoną, a audiofila znaleźć można często. Bycie audiofilem nie oznacza tylko słuchania muzyki i kupowania płyt w ilościach hurtowych. Bycie audiofilem oznacza ciągłe udoskonalanie i wymianę dobrego sprzętu Hi-Fi na lepszy, a tego lepszego na jeszcze lepszy i taki proces trwa niestety do końca życia chyba lub do utraty słuchu, chociaż na to też audiofil ma sposoby...
Wiem coś o tym, bo takiego osobnika mam w domu i przeżyłam niejedną wymianę sprzętu grającego, a każdy zakup (odpowiednio drogi) jest deklarowany następująco: kochanie, to już ostania rzecz, teraz mam już wszystko,jestem uszczęśliwiony. Taka deklaracja, jak się domyślacie ma krótki okres ważności. Bo nie chodzi o to, by złapać króliczka... Nie chodzi nawet o kasę, w końcu lepiej wydać na sprzęt, niż przepić, ale nikt mnie nie przekona, że z kolejnym przetwornikiem lub innym kablem usłyszę bardziej matowe dźwięki lub nasycone sekcje basów, BO JA NIE SŁYSZĘ. Słyszę, że grają. No zgoda, odróżniam samograj typu compact od dobrego sprzętu, ale wymiany jednego kabla na inny nie słyszę!!!
Powie ktoś : robi hałas o kable! A wiecie ile taki kabel może kosztować? nawet listwa przepięciowa potrafi kosztować 1500 zł - nie wspomnę o tym, że poprzednie kable wcale nie znikają z domu, one zalegają w szufladach i schowkach, bo żal się z nimi rozstać. To samo ze starymi słuchawkami, wtyczkami bananowymi, interkonektami czy przewodami sygnałowymi. Czy wiedzieliście np. że listwy przepięciowe potrafią czyścić prąd? Nawet włączniki podobno mają swoje rodzaje: zbiorowy, strefowy, ale przebojem dla mnie jest gadżet, który powoduje, że kolumna głośnikowa WIE czy jest prawa czy lewa!!!
Bardzo istotne jest także na czym taka kolumna stoi, zamawia się nie tylko specjalne podkładki, ale nawet specjalne nóżki izolujące dźwięk od podłoża. Design czyli wzornictwo też ma określonych fanów, istnieją mody na czarny, srebrny, srebrno-złoty itp.
Ostatnio wraca moda na adaptery oraz płyty winylowe, przebojem są stare taśmy magnetofonowe, co niektórzy wygrzebują ze strychów lub piwnic swoje taśmy z lat szkolnych, o ile jeszcze da się je odsłuchać... Także jeśli odnajdujecie się w roli kobiety audiofila lub innego fila, to życzę cierpliwości, bo podobno męskie zbieractwo nie ma sobie równych :-)
Wiem coś o tym, bo takiego osobnika mam w domu i przeżyłam niejedną wymianę sprzętu grającego, a każdy zakup (odpowiednio drogi) jest deklarowany następująco: kochanie, to już ostania rzecz, teraz mam już wszystko,jestem uszczęśliwiony. Taka deklaracja, jak się domyślacie ma krótki okres ważności. Bo nie chodzi o to, by złapać króliczka... Nie chodzi nawet o kasę, w końcu lepiej wydać na sprzęt, niż przepić, ale nikt mnie nie przekona, że z kolejnym przetwornikiem lub innym kablem usłyszę bardziej matowe dźwięki lub nasycone sekcje basów, BO JA NIE SŁYSZĘ. Słyszę, że grają. No zgoda, odróżniam samograj typu compact od dobrego sprzętu, ale wymiany jednego kabla na inny nie słyszę!!!
Powie ktoś : robi hałas o kable! A wiecie ile taki kabel może kosztować? nawet listwa przepięciowa potrafi kosztować 1500 zł - nie wspomnę o tym, że poprzednie kable wcale nie znikają z domu, one zalegają w szufladach i schowkach, bo żal się z nimi rozstać. To samo ze starymi słuchawkami, wtyczkami bananowymi, interkonektami czy przewodami sygnałowymi. Czy wiedzieliście np. że listwy przepięciowe potrafią czyścić prąd? Nawet włączniki podobno mają swoje rodzaje: zbiorowy, strefowy, ale przebojem dla mnie jest gadżet, który powoduje, że kolumna głośnikowa WIE czy jest prawa czy lewa!!!
Bardzo istotne jest także na czym taka kolumna stoi, zamawia się nie tylko specjalne podkładki, ale nawet specjalne nóżki izolujące dźwięk od podłoża. Design czyli wzornictwo też ma określonych fanów, istnieją mody na czarny, srebrny, srebrno-złoty itp.
Ostatnio wraca moda na adaptery oraz płyty winylowe, przebojem są stare taśmy magnetofonowe, co niektórzy wygrzebują ze strychów lub piwnic swoje taśmy z lat szkolnych, o ile jeszcze da się je odsłuchać... Także jeśli odnajdujecie się w roli kobiety audiofila lub innego fila, to życzę cierpliwości, bo podobno męskie zbieractwo nie ma sobie równych :-)
czwartek, 4 lutego 2016
Pączkowe wspomnienia...
Od razu przyznam się, że za pączkami nie przepadam, może dlatego, że rzadko można kupić dobre paczki, a sama nigdy nie robiłam. Czemu? Bo nie opłaca się robić kilku, a pączki muszą być świeże i w 3-osobowej rodzinie ile można ich zjeść?
Najlepsze pączki robiła moja babcia, sprężyste, z marmoladą, obtaczane w grubym cukrze. Podobne piekła moja ciocia Irena, ale do środka wkładała powidła śliwkowe własnej roboty. Moja mama robiła szybką wersję pączków z serka homogenizowanego, obsypywanych cukrem pudrem, wielkości orzecha włoskiego, ale następnego dnia już były niejadalne.
Dobre pączki jadłam kiedyś w Zakopanem w prywatnej cukierni, były wielkie i z konfiturą z róży wewnątrz i tej konfitury było sporo i wcale nie kosztowały majątek. Jak słyszę, że u Magdy Gessler pączki są po 8zł, to zastanawiam się kto kogo nabija w butelkę,,,
Nie zachwyciły mnie pączki od Bliklego, a próbowałam...
W moim mieście była kiedyś cukiernia STAROPOLSKA, przynajmniej z nazwy i tam można było kupić prostokątne pączki z konfiturą różaną, duże, przyznam, że smakowały mi bardzo, długo świeże i pachnące...niestety tej cukierni już chyba nie ma.
Dziś usłyszałam, ze zgodnie z tradycja trzeba zjeść przynajmniej 1 pączka, żeby mieć szczęście przez kolejny rok i zastanawiam się, gdzie te pączki kupić i jak je potem spalić, żeby nie poszło w boki...
Najlepsze pączki robiła moja babcia, sprężyste, z marmoladą, obtaczane w grubym cukrze. Podobne piekła moja ciocia Irena, ale do środka wkładała powidła śliwkowe własnej roboty. Moja mama robiła szybką wersję pączków z serka homogenizowanego, obsypywanych cukrem pudrem, wielkości orzecha włoskiego, ale następnego dnia już były niejadalne.
Dobre pączki jadłam kiedyś w Zakopanem w prywatnej cukierni, były wielkie i z konfiturą z róży wewnątrz i tej konfitury było sporo i wcale nie kosztowały majątek. Jak słyszę, że u Magdy Gessler pączki są po 8zł, to zastanawiam się kto kogo nabija w butelkę,,,
Nie zachwyciły mnie pączki od Bliklego, a próbowałam...
W moim mieście była kiedyś cukiernia STAROPOLSKA, przynajmniej z nazwy i tam można było kupić prostokątne pączki z konfiturą różaną, duże, przyznam, że smakowały mi bardzo, długo świeże i pachnące...niestety tej cukierni już chyba nie ma.
Dziś usłyszałam, ze zgodnie z tradycja trzeba zjeść przynajmniej 1 pączka, żeby mieć szczęście przez kolejny rok i zastanawiam się, gdzie te pączki kupić i jak je potem spalić, żeby nie poszło w boki...
poniedziałek, 1 lutego 2016
Przytulić słowo...
Przy okazji Dnia Przytulania (31 stycznia) pojawiły się na blogach i w mediach wzmianki o tym, jak ważne jest przytulanie dla wszystkich, nazywane witaminą M może być wyrazem okazywania uczuć, sposobem budowania poczucia bezpieczeństwa, pocieszeniem, grą wstępna między kochankami.
A ja chcę dziś, trochę przewrotnie podzielić się z Wami refleksjami na temat przytulania słowa i to zarówno pisanego, jak i mówionego. Ale czy można PRZYTULIĆ SŁOWO ?
Trochę inaczej przytulam słowa pisane, a inaczej wygłaszane przez różne osoby. Słowo pisane kojarzy nam się głównie z literaturą i nie chce się tu wymądrzać na temat rodzajów, gatunków i innych szczegółów teoretycznych. Miłośnikom czytania dla przyjemności nie jest obcy podział na książki do poduszki, książki jako balsam dla duszy, poradniki lub podręczniki, wspomnienia i pamiętniki, wreszcie antologie poezji i "złotych myśli". Oczywiście nie wymieniłam książek dla pasjonatów wszelkiego rodzaju. Pasjonaci wiedza o czym mowa...
Jakie słowo pisane warte jest przytulenia? Ja przytulam książki, które są dla mnie balsamem dla duszy, takie, do których wracam choćby we fragmentach,dobre na chandrę lub dla wywołania refleksji o życiu. Tomiki wierszy trzymane pod ręką lub na stoliku nocnym, by przeczytać choć jeden wiersz przed zaśnięciem.
Ostatnio przytulam w ten sposób dwa tomiki wierszy Gabrysi Kotas, która mówi o sobie, że nie jest poetką, ale skoro nie umie grać na instrumencie, wszystkie emocje przelewa na papier, a właściwie na klawiaturę komputera. Przytulam jej słowa, bo trafnie określają nastroje, emocje, ulotne chwile, przeczytasz wiersz i już wiesz, że to właśnie pomyślałeś...
Dla równowagi przytuliłam także książkę - wspomnienia Jadwigi Śmigiery ZWARIOWAŁAM. Oprócz wspomnień o konkretnych miejscach i osobach znajduję tam poetyckie wręcz niedopowiedzenia, trochę melancholii, czułości, a co najważniejsze inspiracji. Pod jej wpływem zaczęłam spisywać OKRUCHY PAMIĘCI, w hołdzie tym, którzy odeszli...
Oprócz słowa pisanego bardzo chętnie przytulam słowa mówione, piękna polszczyzna jest u mnie w cenie na równi z poezją. Bardzo ważne bowiem jest nie tylko to, co się mówi czyli treść, ale także to, jak się mówi czyli oprawa. Dlatego lubię słuchać poezji śpiewanej, a tekst w piosenkach doceniam na równi z muzyką.
Jak powiedział Pawlak w komedii Chęcińskiego : mądrego warto posłuchać, a jeśli te mądrości wygłoszone zostają piękną polszczyzną to korzyść podwójna. pielęgnowanie starannej mowy jest równie ważne jak pielęgnowanie urody i tu warto skorzystać z podpowiedzi Jana Miodka czy Jerzego Bralczyka, którzy nie tylko uczą jak poprawnie, ale też jak ciekawie mówić...rozwiewają różne wątpliwości językowe i to w tak ciekawy sposób, że słucha się ich wykładów jak frapujących opowieści.
Inny rodzaj słowa mówionego, które przytulam to refleksje lub rozważania znanych, cenionych i zasłużonych dla polskiej kultury osób, o niektórych już kiedyś wspominałam: Władysław Bartoszewski, Agnieszka Holland, Krzysztof Zanussi, Krystyna Janda.
Przyjemność słuchania w tych przypadkach łączy się z mądrością treści i elementami edukacyjnymi.
Na koniec wspomnę tylko dla sprawiedliwości o wpisach na blogach, które odwiedzam i przytulam z czułością, kierując się różnymi upodobaniami, zależnie od nastroju i potrzeby duchowej, ale zawsze przyczyną jest słowo...
A ja chcę dziś, trochę przewrotnie podzielić się z Wami refleksjami na temat przytulania słowa i to zarówno pisanego, jak i mówionego. Ale czy można PRZYTULIĆ SŁOWO ?
Trochę inaczej przytulam słowa pisane, a inaczej wygłaszane przez różne osoby. Słowo pisane kojarzy nam się głównie z literaturą i nie chce się tu wymądrzać na temat rodzajów, gatunków i innych szczegółów teoretycznych. Miłośnikom czytania dla przyjemności nie jest obcy podział na książki do poduszki, książki jako balsam dla duszy, poradniki lub podręczniki, wspomnienia i pamiętniki, wreszcie antologie poezji i "złotych myśli". Oczywiście nie wymieniłam książek dla pasjonatów wszelkiego rodzaju. Pasjonaci wiedza o czym mowa...
Jakie słowo pisane warte jest przytulenia? Ja przytulam książki, które są dla mnie balsamem dla duszy, takie, do których wracam choćby we fragmentach,dobre na chandrę lub dla wywołania refleksji o życiu. Tomiki wierszy trzymane pod ręką lub na stoliku nocnym, by przeczytać choć jeden wiersz przed zaśnięciem.
Ostatnio przytulam w ten sposób dwa tomiki wierszy Gabrysi Kotas, która mówi o sobie, że nie jest poetką, ale skoro nie umie grać na instrumencie, wszystkie emocje przelewa na papier, a właściwie na klawiaturę komputera. Przytulam jej słowa, bo trafnie określają nastroje, emocje, ulotne chwile, przeczytasz wiersz i już wiesz, że to właśnie pomyślałeś...
Dla równowagi przytuliłam także książkę - wspomnienia Jadwigi Śmigiery ZWARIOWAŁAM. Oprócz wspomnień o konkretnych miejscach i osobach znajduję tam poetyckie wręcz niedopowiedzenia, trochę melancholii, czułości, a co najważniejsze inspiracji. Pod jej wpływem zaczęłam spisywać OKRUCHY PAMIĘCI, w hołdzie tym, którzy odeszli...
Oprócz słowa pisanego bardzo chętnie przytulam słowa mówione, piękna polszczyzna jest u mnie w cenie na równi z poezją. Bardzo ważne bowiem jest nie tylko to, co się mówi czyli treść, ale także to, jak się mówi czyli oprawa. Dlatego lubię słuchać poezji śpiewanej, a tekst w piosenkach doceniam na równi z muzyką.
Jak powiedział Pawlak w komedii Chęcińskiego : mądrego warto posłuchać, a jeśli te mądrości wygłoszone zostają piękną polszczyzną to korzyść podwójna. pielęgnowanie starannej mowy jest równie ważne jak pielęgnowanie urody i tu warto skorzystać z podpowiedzi Jana Miodka czy Jerzego Bralczyka, którzy nie tylko uczą jak poprawnie, ale też jak ciekawie mówić...rozwiewają różne wątpliwości językowe i to w tak ciekawy sposób, że słucha się ich wykładów jak frapujących opowieści.
Inny rodzaj słowa mówionego, które przytulam to refleksje lub rozważania znanych, cenionych i zasłużonych dla polskiej kultury osób, o niektórych już kiedyś wspominałam: Władysław Bartoszewski, Agnieszka Holland, Krzysztof Zanussi, Krystyna Janda.
Przyjemność słuchania w tych przypadkach łączy się z mądrością treści i elementami edukacyjnymi.
Na koniec wspomnę tylko dla sprawiedliwości o wpisach na blogach, które odwiedzam i przytulam z czułością, kierując się różnymi upodobaniami, zależnie od nastroju i potrzeby duchowej, ale zawsze przyczyną jest słowo...
Subskrybuj:
Posty (Atom)