Brakowało nauczycieli już w ubiegłym roku szkolnym, alarmowali dyrektorzy, informowały związki zawodowe, dziwili się rodzice.
Nauczycieli brakowało z wielu powodów, odchodzili na emeryturę, zmieniali miejsce pracy, leczyli aparat głosu lub psychikę, umierali ( na covid, nowotwory, zawały).
Wielu odeszło z zawodu także w tym roku, nawet nauczyciele nagradzani, wybierani w rankingach, zapaleńcy z pasją.
Pan minister od edukacji nie widzi problemu, wręcz przeciwnie, każe czekać do września, bo zawsze bywały braki. Strajki sprzed pandemii pokazały, jak małe poparcie, a nawet wrogość spotykają nauczyciele ze strony opinii publicznej, a zwłaszcza rodziców uczniów.
Niepokoi zwłaszcza odchodzenie ze szkół nauczycieli przedmiotów ścisłych i zawodowych, o których coraz trudniej, bo jeśli można załatać braki wśród nauczycieli historii, języka polskiego, plastyki, tak nie znajdzie się nauczyciela mechatroniki, elektromechaniki, obsługi obrabiarek cyfrowych, wymiarowania itp. Zresztą, jak wygląda to łatanie etatów w szkołach, to wiedzą tylko nieliczni, może niektórzy rodzice, którzy dziwią się, że syn/córka część lekcji spędza w świetlicy szkolnej.
Dlaczego odchodzą? Przyczyn jest wiele:
- niezrealizowane obietnice podwyżek nauczycielskich zarobków ( przemysł i szkoły prywatne dają na starcie 2-3 razy tyle)
- biurokracja i sprawozdawczość, zabierające czas na inne czynności
- mnóstwo dodatkowych obowiązków poza planem pracy ( za podobne dodatkowe czynności w innej firmie są premie i nagrody, nawet raz na kwartał lub po wykonaniu projektu)
- długi i skomplikowany awans zawodowy, uwarunkowanie kariery od czynników niezależnych od nauczyciela
- realizowanie (często wbrew sobie) wprowadzanych ostatnio zmian w systemie oświaty ,
- wypalenie zawodowe i wygórowane oczekiwania ze strony różnych podmiotów, bez należytego wsparcia merytorycznego i psychologicznego ( nie radzisz sobie? zmień zawód)
- lekceważące, wobec postulowanych przez środowisko zmian, stanowisko władz oświatowych (pozorne konsultacje, oszukiwanie opinii publicznej, pogardliwe wyrażanie się o nauczycielach i zarzucanie niekompetencji)
- zapowiadane oszczędności w szkołach i innych placówkach oświatowych, które wedle władz generują zbyt duże koszty, zwłaszcza szkoły średnie
- nadszkoleniowość (zmuszanie nauczycieli do ciągłego uczestnictwa w kursach, warsztatach, studiach podyplomowych, które nie wnoszą do ich warsztatu pracy niczego wartościowego, ale dyrektor czy kurator mogą pochwalić się , ze jego pracownicy ustawicznie dokształcają się)
Pewnie nie wszystko wymieniłam, bo i całe spektrum problemu trudno ogarnąć.
Nie zdziwcie się jednak, gdy w szkole, którą wybrało Wasze dziecko/wnuk/siostrzeniec nagle nie będzie naboru na wymarzoną specjalizację, bo dyrektorowi nie udało się namówić nauczyciela, by zrezygnował z pracy w dużej firmie na rzecz szkoły, gdzie wprawdzie jest dłuższy urlop, ale odpowiedzialność i zakres obowiązków są większe, a zarobki niestety mniejsze.
Średnia wieku nauczycieli, jak i pielęgniarek bardzo wzrosła, młodzi ludzie nie garną się do tego zawodu, a uczniowie wolą młodych pedagogów.
Jeśli macie dodatkowe informacje lub własne refleksje, chętnie poczytam w komentarzach.