Nie wiem jak Wy, ale ja co jakiś czas robię porządki w szafach, ale nie takie, że sprzątam dokładnie na każdej półce i myję wszystko, co się zakurzyło... Taka pracowita to nie jestem.
Mam na myśli raczej wyrzucanie z szaf ubraniowych wszystkiego, co powinno zwolnić miejsce dla nowej garderoby. Bo ile ubrań byśmy nie mieli, zawsze fajnie kupić coś nowego, zwłaszcza na wiosnę.
W tym roku wzięło mnie na porządki tuż po Nowym Roku, jakoś taki poczułam zew, bo z reguły robi się takowe z nadejściem wczesnej wiosny.
Przypomniała mi się moja bliska koleżanka, która zrobiła rewolucję w szafach na jesieni i wiosną okazało się, że poszukiwała w czeluściach komód i pawlaczy tego, co jesienią wywaliła na śmietnik...
Oczywiście są osoby, którym trudno rozstać się nawet ze zniszczoną torebką sprzed 20 lat czy śpioszkami po dzieciach, które mają juz 30 lat, ale rety! Szafy z gumy nie są, a ja już wielokrotnie przekonałam się, że:
1. Upychanie starych, znoszonych ubrań do walizek, pawlaczy, a potem zanoszenie do piwnicy, to tylko strata czasu. Koniec końców i tak trafiają na śmietnik.
2. Ubrania, których nie założyłam przez dwa lata odchodzą w zapomnienie lub "wstąpiły" w praniu.
3. Jeśli coś nie zakładane nigdy zalega w szafie z metką jeszcze, to może warto zadać sobie pytanie: czy na pewno kupilibyśmy to dzisiaj? Podarujmy lub wymieńmy się z kimś...
4. Oszczędzanie ubrań i dzielenie na te do pracy i te do kościoła nie ma sensu, wyjdą w końcu z mody lub mole je zjedzą.
5. Białe koszule, bluzki i inne białe rzeczy strasznie żółkną, więc nie warto mieć stu tysięcy białych bluzek, które zakładamy raz do roku. Podobno mniej żółkną, jeśli wkładamy je do szaf bez prasowania.
Bywają osoby, które z lekkim sercem rozstają się z ubraniami, a bywają takie, które ubolewają nad każdą sztuką garderoby, jak nad stratą przyjaciela. Ja należę do pierwszej kategorii, mój mąż do drugiej.
Ileż to razy naszykowałam stos starych koszul czy swetrów z przeznaczeniem do utylizacji i co? Po dokładnym przejrzeniu każdej sztuki ich właściciel połowę przynajmniej wkładał na powrót do szafy.
Zapytany, dlaczego nie pozbędzie się tych starych zmechaconych swetrów odpowiadał: ten będzie na rower, tamten do trzepania dywanów, a ten niebieski w razie czego. W razie czego, pytam? Oj tam, lubię go i już. Nieważne, że rękawy mają rozciągnięty ściągacz, a na łokciach siateczka, przez którą świat widać...
Wobec powyższego, teraz zdradziecko wywalam, jak mąż nie widzi. Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal.
Nie będę wspominać o metrach gromadzonych kabli do niczego, pojemnikach pełnych wielce przydatnych rzeczy, których nawet nie umiem nazwać, bo tak ma chyba każdy facet, który umie majsterkować.
W piwnicznej graciarni został zrobiony porządek po awanturze na temat roweru, który musiałam odgruzowywać jak z barykady, by móc pojechać na przejażdżkę. A potem słyszę, czemu nie idziesz na rower? Bo dłużej będę go wyciągać z piwnicy, niż na nim jeździć...
A jak u Was z porządkami, jesteście chomikami czy wręcz przeciwnie?
wtorek, 31 stycznia 2017
niedziela, 29 stycznia 2017
Maria o miłości
Kolejna zaprzyjaźniona blogerka napisała książkę. Jak sama mówi, zasłyszana historia stała się kanwą opowieści o miłości. Gdy nieśmiało na swoim blogu wspomniała o wydaniu książki, zaraz zamówiłam i przeczytałam.
Książeczka niewielkich rozmiarów, w sam raz do przeczytania w jeden wieczór lub w czasie podroży pociągiem. Nie będę opowiadać Wam treści, bo już tytuł nasuwa pewne skojarzenia oraz słów kilka na okładce. Babska literatura to nie mój ulubiony gatunek, ale książeczka wydaje się idealna na Walentynki, jeśli lubicie historie miłosne ze szczęśliwym zakończeniem, to przeczytajcie. Opisana historia dowodzi, że znajomości Internetowe nie muszą być niebezpieczne i nie każdy randkowicz to oszust matrymonialny. Gdybym sama nie znała podobnych historii, nie uwierzyłabym.
Ponieważ Maria prosiła o szczerą krytykę, to jedno zastrzeżenie mam, mianowicie - zabrakło mi tego elementu ulubionego w literaturze, czyli warstwy poznawczej. Czekałam na opis życia w Anglii i Szkocji, gdzie autorka przeniosła swoich bohaterów, na jakieś ciekawostki z życia polskiej emigracji, ale może debiutantka skupiła się na emocjach i uczuciach, a ja oczekiwałam zbyt wiele.
Każdy szuka w książkach czego innego, być może to, co ja lubię najbardziej, inni czytelnicy przebiegają szybko by dotrzeć do części poświęconej wątkowi romansowemu.
Swój egzemplarz zamówiłam na Poczytaj.pl, szybko, sprawnie, do odbioru w kiosku pod balkonem, info dostałam sms-em.
A TUTAJ namiary na blog autorki.
A dla miłośników zimowych klimatów kilka fotek przyrody, która nawet zimą nie śpi:-)
Taki widok towarzyszył mi w drodze do pracy - styczniowy wschód słońca...
Na zamarzniętym stawie odsłonięto w lodzie basenik dla kaczek...
Tutaj jezioro pełne łabędzi ( w kadrze widać tylko część), była także młodzież ubarwiona na szaro. Na pomoście przysiadła czapla, ale zdjęcia robiłam komórką i gdy chciałam podejść, by zrobić zbliżenie, czapla odfrunęła w siną dal...
Książeczka niewielkich rozmiarów, w sam raz do przeczytania w jeden wieczór lub w czasie podroży pociągiem. Nie będę opowiadać Wam treści, bo już tytuł nasuwa pewne skojarzenia oraz słów kilka na okładce. Babska literatura to nie mój ulubiony gatunek, ale książeczka wydaje się idealna na Walentynki, jeśli lubicie historie miłosne ze szczęśliwym zakończeniem, to przeczytajcie. Opisana historia dowodzi, że znajomości Internetowe nie muszą być niebezpieczne i nie każdy randkowicz to oszust matrymonialny. Gdybym sama nie znała podobnych historii, nie uwierzyłabym.
Ponieważ Maria prosiła o szczerą krytykę, to jedno zastrzeżenie mam, mianowicie - zabrakło mi tego elementu ulubionego w literaturze, czyli warstwy poznawczej. Czekałam na opis życia w Anglii i Szkocji, gdzie autorka przeniosła swoich bohaterów, na jakieś ciekawostki z życia polskiej emigracji, ale może debiutantka skupiła się na emocjach i uczuciach, a ja oczekiwałam zbyt wiele.
Każdy szuka w książkach czego innego, być może to, co ja lubię najbardziej, inni czytelnicy przebiegają szybko by dotrzeć do części poświęconej wątkowi romansowemu.
Swój egzemplarz zamówiłam na Poczytaj.pl, szybko, sprawnie, do odbioru w kiosku pod balkonem, info dostałam sms-em.
A TUTAJ namiary na blog autorki.
A dla miłośników zimowych klimatów kilka fotek przyrody, która nawet zimą nie śpi:-)
Taki widok towarzyszył mi w drodze do pracy - styczniowy wschód słońca...
Na zamarzniętym stawie odsłonięto w lodzie basenik dla kaczek...
Tutaj jezioro pełne łabędzi ( w kadrze widać tylko część), była także młodzież ubarwiona na szaro. Na pomoście przysiadła czapla, ale zdjęcia robiłam komórką i gdy chciałam podejść, by zrobić zbliżenie, czapla odfrunęła w siną dal...
czwartek, 26 stycznia 2017
Śmiech to zdrowie...
Nie wiem jak u Was, ale u mnie szaro, buro i ponuro, słońce strajkuje, zimno przenika do kości, nastrój siada, więc poszperałam w literaturze rozrywkowej i zamieszczam kilka dowcipów na poprawę humoru.
Jeśli choć mały uśmiech pojawi się na Waszych twarzach, to będę usatysfakcjonowana:-)
1. Podróżny podchodzi do okienka informacji na dworcu i pyta:
- O której odchodzi pociąg do Gdyni?
- Nie wiem – pada odpowiedź
- Ale to jest przecież informacja!
- Więc informuje pana, że nie wiem.
2. Wędkarz przyjechał nad jezioro i pyta miejscowego:
- Czy tu wolno łowić?
- A jakże!
- I nie dostane mandatu za wykroczenie?
- Wykroczenie? Jak pan coś tu złowi to będzie cud, nie wykroczenie!
3. Rozmawia dwóch znajomych:
- Wiesz, wczoraj ukradli mi samochód!
- I co, dzwoniłeś na policję ?
- Tak, powiedzieli, że to nie oni!
4. Do pomalowania linii na szosie wynajęto pracownika. Pierwszy odcinek pomalował w kilka minut, drugi w kilka godzin, trzeci rozciągnął się na kilka dni.
- Co z tobą – pyta pracodawca – tak dobrze ci szło i nagle zwolniłeś.
- Bo mam coraz dalej do puszki z farbą...
5. Mama pyta synka:
- Kim chciałbyś być, gdy dorośniesz?
- Kretynem- odpowiada chłopiec
- No co ty wygadujesz, taki mądry z ciebie chłopiec, skąd ten pomysł?!
- Tata ciągle powtarza: zobacz, jaką brykę kupił ten kretyn; ale ten kretyn wybudował wielki dom; ale kretyna wybrała sobie ta nasza piękna sąsiadka...
6. Pani domu mówi do służącego:
- Janie, powiedz gościom, że teraz podamy kawę, a po kawie ja zaśpiewam kilka pieśni.
Po chwili służący wraca ze słowami:
- goście podziękowali za kawę
7. Przy barze jeden z mężczyzn pije piwo przez słomkę, kolega go pyta:
- dlaczego pijesz przez słomkę?
- Bo obiecałem żonie, że nie wezmę kufla do ust!
8. W restauracji klient woła kelnera:
- W mojej zupie pływa mucha!
- Tylko jedna? To ta druga się jednak utopiła...
niedziela, 22 stycznia 2017
Tata co dwa tygodnie...
Pisałam już dwa razy o rozmowach z Krzysiem, który odwiedza mnie w bibliotece i jest bardzo rozmownym dzieckiem, żeby nie powiedzieć gadatliwym, bo gdy zacznie, potrafi zmęczyć…
Jesli ktos chciałby przeczytać to TU i TUTAJ
Krzyś dużo czasu spędza w świetlicy szkolnej, więc zagląda często do biblioteki, siada w czytelni i przegląda różne rzeczy, umie słuchać, gdy czytam dzieciom na głos książki, jest nawet oburzony, gdy inni nie słuchają, ale czasami przychodzi po prostu pogadać.
Dziś przedstawię Wam kolejną rozmowę:
- A za co moi koledzy dostali karę na komputery?
- Bo kłócili się między sobą o miejsca, nie słuchali pani Kasi i w końcu zaczęli kłócić się ze mną ..
- Nie powinni kłócić się, prawda? A co dopiero z panią!
- No właśnie!
- A najgorszy jest Mateusz, on wszystkim się psoci, jak pani nie widzi , a dziś nie chciał iść z bratem do domu.
- Nie chciał iść do domu? A dlaczego?
- Bo on ma starszych braci i nie ma się komu psocić i chyba w domu się nudzi…
- To smutne, co mówisz.
- A zna pani może Nadię z drugiej klasy?
- Znam prawie wszystkie dzieci…
- Nadia co weekend śpi u mnie w domu.
- Co tydzień przychodzi do was i zostaje na noc?
- No tak, bo jej tata mieszka z nami, więc przychodzi do swojego taty i jeszcze jej źle, a ja widuję mojego tatę tylko raz na dwa tygodnie…
- Tak bywa i co, tęsknisz ?
- Trochę tak, ale tata kupuje mi za to prezenty.
- Na każde spotkanie kupuje prezenty, czy to nie przesada?
- Ja tam wolę, gdy tata zabiera mnie do Mac Donalda albo do kina…
- A co najbardziej lubisz jeść?
- Najlepsze są frytki, a jadła pani kiedyś takie bardzo grube frytki?
- Jadłam, ale za frytkami nie przepadam.
- Ja bardzo lubię i nie wiedziałem, że są takie grube frytki, chyba długo je smażą, bo nie były surowe w środku…
- Lubisz bawić się z Nadią?
- Nie zawsze, to nie to, co brat, ale na szczęście lubi mojego psa, bo gdyby się nie lubili, to nie wiem co by było…
W tym momencie musiałam zająć się innymi dziećmi , ale Krzyś zagadał do innej pani:
- Nasza pani mówi, że jesteśmy gadatliwą klasą.
- Ale największym gadułą chyba jesteś ty, prawda?
- Chyba ma pani rację, to ja już pójdę, do widzenia.
Następnego dnia Krzyś przyszedł z kolegą i koleżanką. Przynieśli laurki i przeprosili za niewłaściwe zachowanie. Krzyś nie miał powodu do przeprosin, ale też przyniósł obrazek. Nie wiem, kto był inicjatorem tej akcji. Może Krzyś, a może wychowawca świetlicy, to nie takie istotne.
Lubię rozmowy z Krzysiem i nauczyłam się je zapamiętywać...dla Was.
Jesli ktos chciałby przeczytać to TU i TUTAJ
Krzyś dużo czasu spędza w świetlicy szkolnej, więc zagląda często do biblioteki, siada w czytelni i przegląda różne rzeczy, umie słuchać, gdy czytam dzieciom na głos książki, jest nawet oburzony, gdy inni nie słuchają, ale czasami przychodzi po prostu pogadać.
Dziś przedstawię Wam kolejną rozmowę:
- A za co moi koledzy dostali karę na komputery?
- Bo kłócili się między sobą o miejsca, nie słuchali pani Kasi i w końcu zaczęli kłócić się ze mną ..
- Nie powinni kłócić się, prawda? A co dopiero z panią!
- No właśnie!
- A najgorszy jest Mateusz, on wszystkim się psoci, jak pani nie widzi , a dziś nie chciał iść z bratem do domu.
- Nie chciał iść do domu? A dlaczego?
- Bo on ma starszych braci i nie ma się komu psocić i chyba w domu się nudzi…
- To smutne, co mówisz.
- A zna pani może Nadię z drugiej klasy?
- Znam prawie wszystkie dzieci…
- Nadia co weekend śpi u mnie w domu.
- Co tydzień przychodzi do was i zostaje na noc?
- No tak, bo jej tata mieszka z nami, więc przychodzi do swojego taty i jeszcze jej źle, a ja widuję mojego tatę tylko raz na dwa tygodnie…
- Tak bywa i co, tęsknisz ?
- Trochę tak, ale tata kupuje mi za to prezenty.
- Na każde spotkanie kupuje prezenty, czy to nie przesada?
- Ja tam wolę, gdy tata zabiera mnie do Mac Donalda albo do kina…
- A co najbardziej lubisz jeść?
- Najlepsze są frytki, a jadła pani kiedyś takie bardzo grube frytki?
- Jadłam, ale za frytkami nie przepadam.
- Ja bardzo lubię i nie wiedziałem, że są takie grube frytki, chyba długo je smażą, bo nie były surowe w środku…
- Lubisz bawić się z Nadią?
- Nie zawsze, to nie to, co brat, ale na szczęście lubi mojego psa, bo gdyby się nie lubili, to nie wiem co by było…
W tym momencie musiałam zająć się innymi dziećmi , ale Krzyś zagadał do innej pani:
- Nasza pani mówi, że jesteśmy gadatliwą klasą.
- Ale największym gadułą chyba jesteś ty, prawda?
- Chyba ma pani rację, to ja już pójdę, do widzenia.
Następnego dnia Krzyś przyszedł z kolegą i koleżanką. Przynieśli laurki i przeprosili za niewłaściwe zachowanie. Krzyś nie miał powodu do przeprosin, ale też przyniósł obrazek. Nie wiem, kto był inicjatorem tej akcji. Może Krzyś, a może wychowawca świetlicy, to nie takie istotne.
Lubię rozmowy z Krzysiem i nauczyłam się je zapamiętywać...dla Was.
czwartek, 19 stycznia 2017
Rozmarzyłam się zimowo....
Zszadział zimowy krajobraz,
w mrozie stycznia zastygły oddechy,
mgła bezdenna ulice wyludnia,
czas spowalnia leniwy, bezwietrzny.
Aksamitne u drzew gałęzie,
aż im bieli zazdroszczą Anioły.
Mglisty woal otula mnie zwiewnie,
aż znikają humory i zmory.
Gdy tak idę aleją zszadziałą
a mój oddech z mgłą się jednoczy,
widok wokół czyni mnie oniemiałą,
zima pięknem oślepia me oczy.
Takie bajeczne widoki mam z okien mojej biblioteki i gdy zmęczy mnie czytanie, pisanie oraz inne "biurowe" czynności wyglądam przez okno i przenoszę się daleko... a widok ten zmienia sie wraz z porami roku. Wyobraźcie sobie te same drzewa wiosną lub jesienią...
wtorek, 17 stycznia 2017
Nieoficjalny Rok Leśmiana
Zainspirowana postem Ultry z bloga Bez pukania postanowiłam włączyć się w Nieoficjalne Obchody Roku Bolesława Leśmiana.
Skąd taki pomysł? Sejm i Senat RP corocznie rozpatrują wnioski o uhonorowanie osób i wydarzeń poprzez patronat nad danym rokiem.
Czasami patronat uzasadniony jest okrągłą rocznicą, zasługami dla historii państwa lub innymi znaczącymi przyczynami, a czasami być może sami wybralibyśmy inną postać, inne wydarzenie bardziej godne upamiętnienia.
Oficjalnymi patronami roku 2017 zostały postaci naznaczone patriotycznie lub duchowo i dobroczynnie, nie będę wymieniać, możecie zajrzeć tu: KLIK
Odrzucono kandydaturę Bolesława Leśmiana, młodopolskiego poety.
Któż nie zna wierszy Leśmiana? Chociażby ze szkoły...
Nawet nie wiem co bardziej lubię - jego erotyki, ballady czy neologizmy - leśmianizmami zwane. Nie czytałam dawno wierszy Leśmiana i dzięki Ultrze wyszperałam z szafy swój tomik kupiony na studiach w małej księgarence obok rektoratu. Wydanie Biblioteki Narodowej, ale okładka i papier wołają o pomstę do nieba. Niestety, wtedy tylko takie były dostępne...
Najbardziej znany utwór znają chyba wszyscy, bo wiersz W malinowym chruśniaku omawiany był w szkole, ale dziś wybrałam i przepisałam dla Was zupełnie inny, zawierający w sobie tyle pięknych i niecodziennych zabiegów poetyckich, które wskazują na geniusz poetycki autora.
Nawet jeśli ktoś za poezją nie przepada - musi przyznać, że jest to MISTRZOSTWO ŚWIATA !
Chałupa
Gdy się żal do świata wiśniami napłoni,
Będę ci chałupę budował w ustroni.
Błyskuńcem siekiery pień rozszczepię w deski,
W szalejąca twardziel wbiję gwóźdź niebieski.
Porozwieram w słońce okna przeciwsenne,
Żeby po pułapie strachy pełzły dzienne.
Przesosnowe progi do twych stóp przymuszę,
A świetlicy każę jaśnieć w twoją duszę.
Poobciosam niebyt tak, że będzie gładki,
I wyryję na nim wzorzyste zagadki.
Ulegnie mym dłoniom niepochwytność świata
I krzepkiego drzewa osoba liściata.
Oczom twym przywłaszczę wszystek las i pole,
Ustom podam w szepcie moja wolną wolę!
Wolną podam wolę na złoconej misie –
Niech panuje światu moje widzimisię!
Niech ci się spodobam groźny, zły i dumny,
Bylebym się w drzewie nie dorąbał trumny!
Bylebym w nicości nie brzęczał, jak komar!
Bylebym się w słońcu do Boga nie domarł!
Pozwoliłam sobie wytłuścić w tekście wiersza te środki, które mnie najbardziej zauroczyły.
Na okoliczność włączenia się w nieoficjalne obchody roku Leśmiana pokusiłam sie o stworzenie banera promującego i jeśli macie ochotę włączyć się także, zapraszam - kopiujcie baner na swój blog lub stwórzcie własny.
Na przekór dobrej zmianie, która nie docenia poetów, za to przecenia inne wartości, stańmy po stronie Leśmiana.
Skąd taki pomysł? Sejm i Senat RP corocznie rozpatrują wnioski o uhonorowanie osób i wydarzeń poprzez patronat nad danym rokiem.
Czasami patronat uzasadniony jest okrągłą rocznicą, zasługami dla historii państwa lub innymi znaczącymi przyczynami, a czasami być może sami wybralibyśmy inną postać, inne wydarzenie bardziej godne upamiętnienia.
Oficjalnymi patronami roku 2017 zostały postaci naznaczone patriotycznie lub duchowo i dobroczynnie, nie będę wymieniać, możecie zajrzeć tu: KLIK
Odrzucono kandydaturę Bolesława Leśmiana, młodopolskiego poety.
Któż nie zna wierszy Leśmiana? Chociażby ze szkoły...
Nawet nie wiem co bardziej lubię - jego erotyki, ballady czy neologizmy - leśmianizmami zwane. Nie czytałam dawno wierszy Leśmiana i dzięki Ultrze wyszperałam z szafy swój tomik kupiony na studiach w małej księgarence obok rektoratu. Wydanie Biblioteki Narodowej, ale okładka i papier wołają o pomstę do nieba. Niestety, wtedy tylko takie były dostępne...
Najbardziej znany utwór znają chyba wszyscy, bo wiersz W malinowym chruśniaku omawiany był w szkole, ale dziś wybrałam i przepisałam dla Was zupełnie inny, zawierający w sobie tyle pięknych i niecodziennych zabiegów poetyckich, które wskazują na geniusz poetycki autora.
Nawet jeśli ktoś za poezją nie przepada - musi przyznać, że jest to MISTRZOSTWO ŚWIATA !
Chałupa
Gdy się żal do świata wiśniami napłoni,
Będę ci chałupę budował w ustroni.
Błyskuńcem siekiery pień rozszczepię w deski,
W szalejąca twardziel wbiję gwóźdź niebieski.
Porozwieram w słońce okna przeciwsenne,
Żeby po pułapie strachy pełzły dzienne.
Przesosnowe progi do twych stóp przymuszę,
A świetlicy każę jaśnieć w twoją duszę.
Poobciosam niebyt tak, że będzie gładki,
I wyryję na nim wzorzyste zagadki.
Ulegnie mym dłoniom niepochwytność świata
I krzepkiego drzewa osoba liściata.
Oczom twym przywłaszczę wszystek las i pole,
Ustom podam w szepcie moja wolną wolę!
Wolną podam wolę na złoconej misie –
Niech panuje światu moje widzimisię!
Niech ci się spodobam groźny, zły i dumny,
Bylebym się w drzewie nie dorąbał trumny!
Bylebym w nicości nie brzęczał, jak komar!
Bylebym się w słońcu do Boga nie domarł!
Pozwoliłam sobie wytłuścić w tekście wiersza te środki, które mnie najbardziej zauroczyły.
Na okoliczność włączenia się w nieoficjalne obchody roku Leśmiana pokusiłam sie o stworzenie banera promującego i jeśli macie ochotę włączyć się także, zapraszam - kopiujcie baner na swój blog lub stwórzcie własny.
Na przekór dobrej zmianie, która nie docenia poetów, za to przecenia inne wartości, stańmy po stronie Leśmiana.
niedziela, 15 stycznia 2017
Z Orkiestrą po drodze...
Wybraliśmy się dziś na spacer w poszukiwaniu wolontariuszy ze skarbonkami WOŚP, bo co roku polujemy na czerwone serduszka.
Nasz syn na szczęście nie musiał korzystać ze specjalistycznej aparatury zakupionej przez WOŚP, ale może będziemy mieli wnuki lub jako seniorzy sami skorzystamy , nigdy nie wiadomo.
Jak co roku wrzuciliśmy pieniądze do puszek i trafiliśmy na serc granie w galerii handlowej. Przygotowano tam scenę z występami dzieci w różnym wieku oraz stragany z domowymi ciastami i ciasteczkami. Dwukrotnie stawaliśmy w kolejce, bo sporo chętnych było i zakupiliśmy pyszne babeczki i rogaliki z powidłami. Znowu przybędzie nam tu i tam, ale trudno, w szczytnym celu jestem gotowa przytyć :-)
Ciacha widoczne na zdjęciu to tylko część zakupu, bo resztę zjedliśmy na miejscu. Czego tam nie było! Serniki, szarlotki, babeczki w kilku rodzajach, rogaliki duże i małe, ciasteczka kruche w kształcie serc i wiele innych. W kawiarni obok można było nabyć kawę, więc przyjemność podwójna.
Stragany pięknie udekorowano , a dzieciom w sprzedaży pomagali dorośli. Dziś nikt nie liczył kalorii, ani monet, z rąk do rąk podawano tylko banknoty. Z tego co wiem, Orkiestry granie odbywało sie także na hali sportowej, na stadionie miejskim, na lodowisku. Miał być także kulig w parku, ale nie wiem, czy śnieg się nie roztopił, bo w nocy wprawdzie sporo spadło, ale temperatura na plusie...
A jakie atrakcje udało Wam się zaliczyć po drodze z Orkiestrą?
Nasz syn na szczęście nie musiał korzystać ze specjalistycznej aparatury zakupionej przez WOŚP, ale może będziemy mieli wnuki lub jako seniorzy sami skorzystamy , nigdy nie wiadomo.
Jak co roku wrzuciliśmy pieniądze do puszek i trafiliśmy na serc granie w galerii handlowej. Przygotowano tam scenę z występami dzieci w różnym wieku oraz stragany z domowymi ciastami i ciasteczkami. Dwukrotnie stawaliśmy w kolejce, bo sporo chętnych było i zakupiliśmy pyszne babeczki i rogaliki z powidłami. Znowu przybędzie nam tu i tam, ale trudno, w szczytnym celu jestem gotowa przytyć :-)
Ciacha widoczne na zdjęciu to tylko część zakupu, bo resztę zjedliśmy na miejscu. Czego tam nie było! Serniki, szarlotki, babeczki w kilku rodzajach, rogaliki duże i małe, ciasteczka kruche w kształcie serc i wiele innych. W kawiarni obok można było nabyć kawę, więc przyjemność podwójna.
Stragany pięknie udekorowano , a dzieciom w sprzedaży pomagali dorośli. Dziś nikt nie liczył kalorii, ani monet, z rąk do rąk podawano tylko banknoty. Z tego co wiem, Orkiestry granie odbywało sie także na hali sportowej, na stadionie miejskim, na lodowisku. Miał być także kulig w parku, ale nie wiem, czy śnieg się nie roztopił, bo w nocy wprawdzie sporo spadło, ale temperatura na plusie...
A jakie atrakcje udało Wam się zaliczyć po drodze z Orkiestrą?
czwartek, 12 stycznia 2017
A kurtka była biała...
Nasza stara drukarka komputerowa HP odmówiła współpracy i trzeba było nabyć nową.
Zepsuty egzemplarz oczekiwał w niełasce na wyniesienie do miejsca składowania elektrośmieci o niewielkich gabarytach.
W poszukiwaniu odpowiedniego kontenera wyruszyliśmy na spacer, zabierając ze sobą stary opiekacz do chleba, który także chcieliśmy utylizować.
Spacer zakończył się sukcesem, gdyż znaleźliśmy kontener na elektrośmieci w pobliżu sklepu Kaufland.
Wrzuciwszy doń opiekacz, wróciliśmy do domu po drukarkę, wszak spacerów nigdy dość. Nie zdarzyłoby się nic przykrego, gdyby przedtem mój mąż wyjął z drukarki pojemnik z resztkami tuszu. Drukarka w torbie wykołysała sie znakomicie, wylewając tusz czarny do wnętrza torby. Mąż zgrabnie wyrzucił drukarkę do pojemnika, torba pusta, więc postanowiliśmy wejść do sklepu i coś tam zakupić. Ja szłam przodem, nie widziałam więc niczego niepokojącego w wyglądzie męża, a w sklepie patrzymy przecież na regały i towary, a nie sobie w oczy.
Gdy podeszliśmy do kasy i mąż zaczął wykładać towar na taśmę, sam sie bardzo zdziwił, jakie ma czarne dłonie, ja z kolei spojrzałam na niego i osłupiałam, bo cała kurtka ( biała zresztą, z kolorowymi wstawkami) była upaprana tuszem, CZARNYM!
Spakowaliśmy sie błyskawicznie, bo kasjerka dziwnie się mężowi przyglądała i wróciliśmy do domu jak najmniej uczęszczanymi uliczkami, a małżonek cała drogę użalał sie nad swoją kurtką.
W domu nastąpiły liczne próby wywabienia plam, także z pomocą porad z google, ale niestety nasze wysiłki spełzły na niczym i ciepła zimowa kurtka trafiła na śmietnik.
Była już wprawdzie leciwa i swoje wysłużyła, ale zawsze żal...
Zepsuty egzemplarz oczekiwał w niełasce na wyniesienie do miejsca składowania elektrośmieci o niewielkich gabarytach.
W poszukiwaniu odpowiedniego kontenera wyruszyliśmy na spacer, zabierając ze sobą stary opiekacz do chleba, który także chcieliśmy utylizować.
Spacer zakończył się sukcesem, gdyż znaleźliśmy kontener na elektrośmieci w pobliżu sklepu Kaufland.
Wrzuciwszy doń opiekacz, wróciliśmy do domu po drukarkę, wszak spacerów nigdy dość. Nie zdarzyłoby się nic przykrego, gdyby przedtem mój mąż wyjął z drukarki pojemnik z resztkami tuszu. Drukarka w torbie wykołysała sie znakomicie, wylewając tusz czarny do wnętrza torby. Mąż zgrabnie wyrzucił drukarkę do pojemnika, torba pusta, więc postanowiliśmy wejść do sklepu i coś tam zakupić. Ja szłam przodem, nie widziałam więc niczego niepokojącego w wyglądzie męża, a w sklepie patrzymy przecież na regały i towary, a nie sobie w oczy.
Gdy podeszliśmy do kasy i mąż zaczął wykładać towar na taśmę, sam sie bardzo zdziwił, jakie ma czarne dłonie, ja z kolei spojrzałam na niego i osłupiałam, bo cała kurtka ( biała zresztą, z kolorowymi wstawkami) była upaprana tuszem, CZARNYM!
Spakowaliśmy sie błyskawicznie, bo kasjerka dziwnie się mężowi przyglądała i wróciliśmy do domu jak najmniej uczęszczanymi uliczkami, a małżonek cała drogę użalał sie nad swoją kurtką.
W domu nastąpiły liczne próby wywabienia plam, także z pomocą porad z google, ale niestety nasze wysiłki spełzły na niczym i ciepła zimowa kurtka trafiła na śmietnik.
Była już wprawdzie leciwa i swoje wysłużyła, ale zawsze żal...
wtorek, 10 stycznia 2017
Inspiracje z blogów płynące...
Życie składa się z małych przyjemności i codziennych radości. Nie znam recepty jak osiągnąć stan błogostanu i niezmąconego szczęścia, ale natrafiłam na wiele ciekawych pomysłów na zaprzyjaźnionych blogach, jak ubarwić sobie życie, małym nakładem sił i środków. Wystarczy chcieć i znaleźć w sobie pewne pokłady dziecięcej radości...
Warto zainspirować się pomysłami innych, wszak na tym polega wymiana myśli na blogach.
Mam nadzieję, że pomysłodawcy nie wezmą mi za złe tej prezentacji, jeśli rozpoznają w przytoczonych przykładach swoje pomysły, natomiast inni czytelnicy być może skorzystają coś dla siebie.
Zamiast postanowień na cały, rozpoczęty już rok takie oto propozycje działań większych i mniejszych do zastosowania lub przemyślenia:
1. List do swojego ciała – za co je lubimy lub nie , a jeśli nie , to ile jest w tym naszej winy, a ile czynników obiektywnych i co możemy zrobić dla siebie i swojego zdrowia?
2. Lista wdzięczności – za co i komu możemy być wdzięczni do momentu, w którym się znaleźliśmy, bo nie ma chyba osoby, która wszystko w życiu zawdzięczałaby tylko i wyłącznie sobie…
3. Mapa marzeń – każdy robi plany, o czymś marzy, skrywa pragnienia… może warto, zamiast spisywać to wszystko, zrobić mapę marzeń czyli wizualizację pomyślanego. Wybór mamy ogromny, bo dla każdego z nas czym innym jest sukces, o innych marzymy podróżach, inny stan konta nas zadowala, inne rozrywki preferujemy. Obraz czasami sugestywniej przemawia do wyobraźni, tekst czasami trafia do szuflady i na tym koniec…
4. Słoik przyjemności - spisujemy na kartkach wszystko co sprawia nam przyjemność, od czekolady po wycieczki za miasto , po jednej kartce na tydzień i wrzucamy kartki do słoika. Wyciągając raz w tygodniu po jednej kartce ,realizujemy kolejne przyjemności. Można umówić się z kimś bliskim na takie wspólne celebracje, fajne – prawda?
5. Słoik radości – pojawił się w komentarzu Anabell i bardzo mi się spodobał. Na czym polega? Na wrzucaniu do słoika lub pudełka karteczek, na których zapisujemy wszystko, co sprawiło nam w danym dniu radość. Uważam , że może powstać w ten sposób swoisty kalendarz lub pamiętnik radości i pewnie sami się zdziwimy, ile radosnych chwil doświadczamy, chociaż czasem narzekamy na nasz los, zdrowie, ludzi wokół – puśćmy te gorsze momenty w niepamięć, zapiszmy te miłe i radosne…
6. Wycieczki – pojedźmy choć raz w roku do miejsc nieznanych, odkryjmy w swoim mieście nową uliczkę, nieznane muzeum, freski na kamienicach, nową kafejkę z niepowtarzalnym klimatem.
7. Smaki – zjedzmy od czasu do czasu coś niezwykłego, dajmy się namówić na egzotyczną potrawę, dziwne lody czy z pozoru niejadalne składniki.
8. Wspomnienia – dajmy szansę albumom ze starymi zdjęciami, może poznamy jakieś rodzinne tajemnice. Powspominajmy poprzednie wakacje, może wpadnie nam pomysł na zaplanowanie następnych?
9. Ulotne chwile – wszystko, co nas w danym momencie zachwyca zarejestrujmy aparatem , zapiszmy w notatniku telefonu lub dyktafonem, to mogą być też świetne pomysły na wpisy blogowe.
10. Lektury – zróbmy listę książek, które zamierzamy przeczytać – w sieci natknęłam się na pomysł, aby przeczytać po jednej książce pisarzy z każdego kraju na świecie lub po jednej pozycji z każdego gatunku literatury, nawet jeśli niektórych nie lubimy lub nie wiemy, że takowe istnieją.
11. Reset otoczenia i głowy – wyrzućmy wszystkie zbędne rzeczy i ubrania, których nie włożyliśmy od dwóch lat, spróbujmy dokonać uporządkowania myśli, pomysłów, korespondencji, pamiątek.
Nie zaśmiecajmy sobie pamięci tym, co może zostać zapisane w notatnikach, kalendarzach, rejestrach… takie oczyszczenie doda nam energii, jak generalne porządki.
12. Nauczmy się czegoś nowego – jeśli nie robótek na szydełku, to przynajmniej obsługi nowego programu do obróbki zdjęć lub przepisu na idealne ciasto, które zawsze wychodzi. To naprawdę działa odświeżająco na psychikę.
13. Załóżmy lub przynajmniej przymierzmy coś, czego nigdy przedtem byśmy nie ubrali, np. kapelusz, czerwoną sukienkę – każdy ma coś takiego.
14. Pośmiejmy się czasem w towarzystwie lubianych osób, umówmy się paczką do kina lub z przyjaciółką do SPA.
15. Zróbmy choć raz coś szalonego – nie będę wymieniać co, bo skala szaleństwa bywa bardzo pojemna…
16. Zmieńmy coś w mieszkaniu, choćby poduszki, wycieraczkę pod drzwiami zamieńmy na zabawną - to też trochę radości.
A może macie jeszcze jakieś pomysły? Gdy tak wszystko spisałam, to uświadomiłam sobie, że gdyby zacząć wszystko realizować, to naprawdę nuda ani chandra nie mają szans i tego sie trzymajmy :-)
sobota, 7 stycznia 2017
Kogo zima zaskoczyła?
Gdy oglądam programy informacyjne lub słucham radia to mam wrażenie, że traktuje się nas jak dzieci lub informacje i porady podawane przez media przeznaczone są dla obcokrajowców z tropików.
Bo oto okazuje się, że w styczniu mamy niespodziewany
ATAK ZIMY,
POGODOWY ARMAGEDON,
MROŹNĄ APOKALIPSĘ....
Oczy i uszy przecieram, bo żyję na tym świecie dość długo, by pamiętać, że bywały zimy gdy śniegu napadało 1,5 m, a do pracy szłam na własnych nogach gdy termometr pokazywał -25 stopni. Idąc szybkim krokiem człowiek szybko się rozgrzewa i na pewno mniej zmarznie, niż stojąc na przystanku w oczekiwaniu na autobus. Oczywiście w dużych miastach nie zawsze jest możliwe chodzenie do pracy, bo odległości są zbyt duże. Jeżdżąc zaś autem trzeba pamiętać o specjalnych warunkach i zastosować się, po prostu...
Każdy właściciel auta wie, że zmienia sie opony na zimowe, że w razie opadów śniegu trzeba wcześniej wyjść z domu, że mogą nie jeździć autobusy i pociągi. Gdy opady są ciągłe żadne służby nie dadzą rady utrzymać czarnych dróg i wcale nie dlatego, że zima je zaskoczyła, ale oczywiście każdy Polak wie lepiej.
Jakieś 2-3 lata temu wybraliśmy się do Gniezna, a było -15 i oglądaliśmy bajkowo zamarznięte jezioro Jelonek, nie wspominając szadzi osadzonej na drzewach. Jak powiedział klasyk - jest zima, musi byc zimno i każdy chyba wie, jak się ubrać, jak rozgrzać, czego na pewno w duże mrozy nie robić.
Czasami zdarzy się zima nietypowo śnieżna, że z domu wyjść trudno i wówczas wszyscy krzyczą: nikt nie odśnieżył, niech ktoś coś zrobi, tak nie może być - a śnieg padał całą noc.
Kiedyś mój mąż wziął łopatę i zaczął odgarniać śnieg sprzed drzwi wejściowych do bloku. Za chwilę przyszedł drugi sąsiad i trzeci i gdyby tak się rozbujali, odśnieżyliby cała ulicę, a jaka była frajda...i nikomu korona z głowy nie spadła.
Śmieszą mnie porady płynące z mediów - jak się mamy ubierać, żeby nie zmarznąć, jak czekać na przystankach, by nas nie przewiało, co pić by się rozgrzać, co jeść w mrozy, by wyrównać bilans kalorii, a nie przytyć broń Boże, jakim kremem się smarować, co bardziej grzeje - kożuch czy puchowa kurtka...
Czyżbyśmy naprawdę tego wszystkiego nie wiedzieli? Czuję się dziwnie, gdy pani z TV mówi mi 3 razy dziennie, że mam się ciepło ubrać, bo jest mróz, a dziś nawet pokazywano bodajże Suwałki z komentarzem, że tu taki mróz (-14), a po ulicy ludzie chodzą! No rekord świata!
Poszliśmy więc z mężem na spacer, bo u nas zaledwie - 8 i jakoś przeżyliśmy i nawet ludzi widzieliśmy, niesamowite. A jak po takim spacerze wszystko smakuje!
Zima bywa groźna, to prawda, ale głównie dla bezdomnych i tych, którzy nie mają wyobraźni, bo jeśli wybiera się ktoś w rejon , gdzie zapowiadają atak zimy i nie zabiera łańcuchów na koła, zapasu żywności i ciepłej odzieży, to jak to nazwać?
Nie mówię już o niedzielnych turystach, którzy zimą wybierają się na szlak, zapominając, że w górach pogoda jest zmienna i szybko robi się ciemno...ale jak wspomniał jeden z ratowników GOPR, mają co ćwiczyć w terenie.
Ale może doniesienia medialne nie są takie nieuzasadnione, bo mimo zimy za oknem widuje się różne opcje ubrań i nakryć głowy...
Bo oto okazuje się, że w styczniu mamy niespodziewany
ATAK ZIMY,
POGODOWY ARMAGEDON,
MROŹNĄ APOKALIPSĘ....
Oczy i uszy przecieram, bo żyję na tym świecie dość długo, by pamiętać, że bywały zimy gdy śniegu napadało 1,5 m, a do pracy szłam na własnych nogach gdy termometr pokazywał -25 stopni. Idąc szybkim krokiem człowiek szybko się rozgrzewa i na pewno mniej zmarznie, niż stojąc na przystanku w oczekiwaniu na autobus. Oczywiście w dużych miastach nie zawsze jest możliwe chodzenie do pracy, bo odległości są zbyt duże. Jeżdżąc zaś autem trzeba pamiętać o specjalnych warunkach i zastosować się, po prostu...
Każdy właściciel auta wie, że zmienia sie opony na zimowe, że w razie opadów śniegu trzeba wcześniej wyjść z domu, że mogą nie jeździć autobusy i pociągi. Gdy opady są ciągłe żadne służby nie dadzą rady utrzymać czarnych dróg i wcale nie dlatego, że zima je zaskoczyła, ale oczywiście każdy Polak wie lepiej.
Jakieś 2-3 lata temu wybraliśmy się do Gniezna, a było -15 i oglądaliśmy bajkowo zamarznięte jezioro Jelonek, nie wspominając szadzi osadzonej na drzewach. Jak powiedział klasyk - jest zima, musi byc zimno i każdy chyba wie, jak się ubrać, jak rozgrzać, czego na pewno w duże mrozy nie robić.
Czasami zdarzy się zima nietypowo śnieżna, że z domu wyjść trudno i wówczas wszyscy krzyczą: nikt nie odśnieżył, niech ktoś coś zrobi, tak nie może być - a śnieg padał całą noc.
Kiedyś mój mąż wziął łopatę i zaczął odgarniać śnieg sprzed drzwi wejściowych do bloku. Za chwilę przyszedł drugi sąsiad i trzeci i gdyby tak się rozbujali, odśnieżyliby cała ulicę, a jaka była frajda...i nikomu korona z głowy nie spadła.
Śmieszą mnie porady płynące z mediów - jak się mamy ubierać, żeby nie zmarznąć, jak czekać na przystankach, by nas nie przewiało, co pić by się rozgrzać, co jeść w mrozy, by wyrównać bilans kalorii, a nie przytyć broń Boże, jakim kremem się smarować, co bardziej grzeje - kożuch czy puchowa kurtka...
Czyżbyśmy naprawdę tego wszystkiego nie wiedzieli? Czuję się dziwnie, gdy pani z TV mówi mi 3 razy dziennie, że mam się ciepło ubrać, bo jest mróz, a dziś nawet pokazywano bodajże Suwałki z komentarzem, że tu taki mróz (-14), a po ulicy ludzie chodzą! No rekord świata!
Poszliśmy więc z mężem na spacer, bo u nas zaledwie - 8 i jakoś przeżyliśmy i nawet ludzi widzieliśmy, niesamowite. A jak po takim spacerze wszystko smakuje!
Zima bywa groźna, to prawda, ale głównie dla bezdomnych i tych, którzy nie mają wyobraźni, bo jeśli wybiera się ktoś w rejon , gdzie zapowiadają atak zimy i nie zabiera łańcuchów na koła, zapasu żywności i ciepłej odzieży, to jak to nazwać?
Nie mówię już o niedzielnych turystach, którzy zimą wybierają się na szlak, zapominając, że w górach pogoda jest zmienna i szybko robi się ciemno...ale jak wspomniał jeden z ratowników GOPR, mają co ćwiczyć w terenie.
Ale może doniesienia medialne nie są takie nieuzasadnione, bo mimo zimy za oknem widuje się różne opcje ubrań i nakryć głowy...
środa, 4 stycznia 2017
Kasa w śmietniku oraz inne atrakcje...
W domu wesoło było, bo syn z ukochaną przyjechali na święta i przed Sylwestrem wybraliśmy się do Torunia, aby gościowi pokazać zabytkowe miasto. Zimno było strasznie, więc po obejrzeniu starówki, kilku kościołów i innych ciekawostek postanowiliśmy ogrzać się w jakimś przybytku, a do obiadu było jeszcze sporo czasu. Przedtem jednak znaleźliśmy pączkarnię, w której serwowano cieplutkie pączki oraz pączkoburgery ! czyli wielkie pączki nadziewane kremem czekoladowym i owocami. Nabyliśmy jednego wielkiego pączka z pysznym nadzieniem, który zaspokoił apetyt 4 osób.
W naszej wędrówce dotarliśmy do Planetarium.
W repertuarze były głównie spektakle dla najmłodszych (jak to w ferie), więc zdecydowaliśmy się zwiedzić Orbitarium czyli wystawę interaktywną poświęconą zagadkom Kosmosu.
Jeśli będziecie w mieście Kopernika, warto tam zajrzeć, można jeszcze zaliczyć Geodium, czyli wystawę poświęconą budowie Ziemi.
W orbitarium zapoznaliśmy się z działaniem sondy kosmicznej, poznaliśmy zasady powstawania zorzy polarnej, oceanu chmur, tornada, zważyliśmy się na Marsie, Słońcu i innych ciałach niebieskich (moja waga wynosiła od 4,6 kg do kilku milionów kg) i zaliczyliśmy kilka innych atrakcji.
Za kilka złotych od osoby ciekawie spędziliśmy prawie godzinę.
Po wyjściu z Planetarium nasz gość zaniepokoił sie zawartością swojej torebki, w której brakowało koperty z pieniędzmi. Pieniądze były prezentem od dziadka pod choinkę.
Nie pamiętaliśmy, aby torebka była otwierana na ulicy, poza sytuacją kupowania magnesu w kształcie piernika na lodówkę.
Wszyscy solidarnie orzekliśmy, że koperta na pewno została w domu. Pewność ta została zachwiana tym, że nasz gość przed wycieczką robił porządki w tzw. papierach i wyraził obawę czy owa koperta nie została wyrzucona do śmieci. A kontener stoi przed domem.
Na szczęście nie był to dzień opróżniania kontenerów na osiedlu.
Nie dziwi więc, że ani pyszny obiad we włoskiej restauracji ani zwiedzanie nie poprawiły zbytnio humoru właścicielki koperty z gotówką...a znaleźliśmy kilka turystycznych ciekawostek, które możecie zobaczyć poniżej.
Gdy wróciliśmy do domu rozpoczęły się poszukiwania koperty z pieniędzmi, jak w wierszu o panu Hilarym. Zguby nigdzie nie było, więc młodzi ruszyli do kontenera pod domem, chociaż od naszego wyjazdu minęło kilka godzin, a jak wiadomo kontenery są ciągle przeszukiwane przez złomiarzy, puszkarzy, szmaciarzy itd. Szansa była nikła...
Po pierwszym przeszukaniu wrócili z niczym i zaczęło sie ponowne przeszukiwanie mieszkania. Podsunęłam pomysł poproszenia o wstawiennictwo św.Antoniego, który jest uważany za patrona rzeczy zagubionych i spraw beznadziejnych. Nie było fajerwerków na temat tego pomysłu, ale ja świętego wezwałam na pomoc i młodzi poszli z kijem od miotły szukać raz jeszcze. I co?
I ZNALEŹLI!!! Koperta wprawdzie wilgotna była i brudna, ale gotówka w całości, a na twarzy właścicielki uśmiech zakwitał od ucha do ucha.
Po takim dniu pozostało tylko napić się...herbatki i obejrzeć fotki z wycieczki, a następnego dnia młodzi poszli szybko wydać kasę, żeby drugi raz losu nie kusić...
W naszej wędrówce dotarliśmy do Planetarium.
W repertuarze były głównie spektakle dla najmłodszych (jak to w ferie), więc zdecydowaliśmy się zwiedzić Orbitarium czyli wystawę interaktywną poświęconą zagadkom Kosmosu.
Jeśli będziecie w mieście Kopernika, warto tam zajrzeć, można jeszcze zaliczyć Geodium, czyli wystawę poświęconą budowie Ziemi.
W orbitarium zapoznaliśmy się z działaniem sondy kosmicznej, poznaliśmy zasady powstawania zorzy polarnej, oceanu chmur, tornada, zważyliśmy się na Marsie, Słońcu i innych ciałach niebieskich (moja waga wynosiła od 4,6 kg do kilku milionów kg) i zaliczyliśmy kilka innych atrakcji.
Za kilka złotych od osoby ciekawie spędziliśmy prawie godzinę.
Po wyjściu z Planetarium nasz gość zaniepokoił sie zawartością swojej torebki, w której brakowało koperty z pieniędzmi. Pieniądze były prezentem od dziadka pod choinkę.
Nie pamiętaliśmy, aby torebka była otwierana na ulicy, poza sytuacją kupowania magnesu w kształcie piernika na lodówkę.
Wszyscy solidarnie orzekliśmy, że koperta na pewno została w domu. Pewność ta została zachwiana tym, że nasz gość przed wycieczką robił porządki w tzw. papierach i wyraził obawę czy owa koperta nie została wyrzucona do śmieci. A kontener stoi przed domem.
Na szczęście nie był to dzień opróżniania kontenerów na osiedlu.
Nie dziwi więc, że ani pyszny obiad we włoskiej restauracji ani zwiedzanie nie poprawiły zbytnio humoru właścicielki koperty z gotówką...a znaleźliśmy kilka turystycznych ciekawostek, które możecie zobaczyć poniżej.
Gdy wróciliśmy do domu rozpoczęły się poszukiwania koperty z pieniędzmi, jak w wierszu o panu Hilarym. Zguby nigdzie nie było, więc młodzi ruszyli do kontenera pod domem, chociaż od naszego wyjazdu minęło kilka godzin, a jak wiadomo kontenery są ciągle przeszukiwane przez złomiarzy, puszkarzy, szmaciarzy itd. Szansa była nikła...
Po pierwszym przeszukaniu wrócili z niczym i zaczęło sie ponowne przeszukiwanie mieszkania. Podsunęłam pomysł poproszenia o wstawiennictwo św.Antoniego, który jest uważany za patrona rzeczy zagubionych i spraw beznadziejnych. Nie było fajerwerków na temat tego pomysłu, ale ja świętego wezwałam na pomoc i młodzi poszli z kijem od miotły szukać raz jeszcze. I co?
I ZNALEŹLI!!! Koperta wprawdzie wilgotna była i brudna, ale gotówka w całości, a na twarzy właścicielki uśmiech zakwitał od ucha do ucha.
Po takim dniu pozostało tylko napić się...herbatki i obejrzeć fotki z wycieczki, a następnego dnia młodzi poszli szybko wydać kasę, żeby drugi raz losu nie kusić...
niedziela, 1 stycznia 2017
Zakwas na twarzy czyli ciało i dusza...
Każdy z nas orientuje się, jakie organy ma w środku swego młodego lub starszego ciała : nerki, serce, wątroba, mięśnie, tętnice itd.
Jeśli wszystko dobrze funkcjonuje, nie przywiązujemy wagi do tych wszystkich nerwów, najcieńszych żyłek, stawów i ścięgien.
Jak powiedział kiedyś Piotr Bałtroczyk, do 40-ki nie zdajemy sobie sprawy z istnienia niektórych organów.
Gdy zaczyna dokuczać nam kręgosłup, mamy problemy ze snem, nagle zaboli żołądek lub duży palec u nogi szukamy przyczyny i lekarstwa. Najpierw oczywiście włączamy Internet, by wysłuchać porad doktora Google.
Tymczasem nasze ciało , które cierpliwie kumulowało w sobie negatywne emocje nagle mówi STOP – zatrzymaj się, zastanów się, co robisz !
Lekceważąc sobie zdrowie, „upychamy” ile się da pomiędzy te nasze wnętrzności: smutki, radości, kłótnie, złość, zdradę, samotność, stratę, tęsknotę, pośpiech, zazdrość…
Ileż to razy mówimy:
• mam tyle na głowie, że czuję jak mózg trzeszczy
• od tych zmartwień boli mnie serce
• ze strachu dostałam biegunki
• w pracy tyle się dzieje, że spać nie mogę
• muszę komuś przywalić, bo mi się krew zagotuje
• muszę wywalić, co mam na wątrobie
• od tej niepewności żołądek mnie boli
• przed egzaminem nogi mam jak z galarety
A to po prostu nasze emocje , te pozytywne i te negatywne przenoszą się na twarz i organy wewnętrzne. Czasami mówimy, że ktoś ma smutne czy wesołe oczy, że po twarzy poznać możemy, ile kto w życiu przeszedł. Osiwieć można w jeden dzień, a nawet w kilka minut, na skutek tragicznej wiadomości.
Patrząc na twarz obcego człowieka domyślamy się, czy jest osobą pogodną, życzliwą, czy wręcz przeciwnie. Osoby, które dużo się śmieją mają zmarszczki wokół oczu, te zaś, które się zamartwiają mają głębokie zmarszczki pionowe na czole, a osoby mało empatyczne maja tzw. zakwas na twarzy.
Nie na darmo mówi się, że komuś dobrze z oczu patrzy, bo oczy ponoć są zwierciadłem duszy.
Szukając porzekadeł na potwierdzenie związku między duszą i ciałem znalazłam takie przykłady:
Im mniej nienawiści, tym więcej zdrowia.
W zdrowym ciele zdrowy duch.
Złość piękności szkodzi.
Zdrowie i czyste sumienie waż sobie nad dobre mienie.
Śmiech to zdrowie.
Na pochyłe drzewo wszystkie kozy skaczą – tak mawiała moja babcia, mając na myśli, że gdy człowiek przygarbiony, to imają się go choroby, a przygarbiony to inaczej stary lub od zmartwień przygnieciony do ziemi…
Wiele ludowych mądrości powstało z obserwacji naszego postępowania, bo oprócz tych o wątrobie i czystym sumieniu pamiętam jeszcze sformułowania typu:
• za dużo bierzesz na swoje barki (a nie chodzi wcale o dźwiganie ciężarów)
• ta pazerność bokiem mu wyjdzie
• od przybytku głowa boli
Istotą dobrej fotografii, a zwłaszcza portretowania jest uchwycenie tego, co jest obrazem naszego wnętrza, a zdradza nas twarz, gesty, spojrzenie, ułożenie głowy czy rąk. Podobnie z malarstwem, sztuką jest podobno namalować portret, który oddaje nie tyle urodę portretowanego, co jego ciekawe wnętrze.
Jak ważny jest stan naszego ducha wiedzą ci, którzy zmagali się z ciężką chorobą lub towarzyszyli bliskim w walce – gdy poddaje się duch, tracimy nadzieję, żadne lekarstwa nie są w stanie nam pomóc i odwrotnie, czasem znajdujemy w sobie takie pokłady sił i chęci życia, że lekarzy wpędzamy w zdumienie.
Czytałam kiedyś anegdotę o Wisłockiej , tej od SZTUKI KOCHANIA, która leżała ciężko chora w szpitalu i lekarze nie dawali jej większych szans. Nagle po wizycie przyjaciółki zaczęła wracać do sił. Przyjaciółka zapytana, co stało się lekarstwem dla pacjentki, odpowiedziała, że opowieść o byłym mężu Wisłockiej i chora postanowiła wyzdrowieć na złość swojemu ex …
Mówi się także, że pogodni ludzie żyją dłużej, tak nawet twierdzi wielu stulatków, zapytanych o receptę na dobre zdrowie i długie życie – często się śmiać, nie przejmować się za bardzo, nie zazdrościć nikomu i ciężko pracować.
Tak więc, walcząc z zakwasem twarzy, podchodząc nie za bardzo poważnie do wielu spraw i ludzi, sprawiając sobie czasami trochę przyjemności i zwalczając lenistwo rozpocznijmy dobrze Nowy Rok.
Jeśli wszystko dobrze funkcjonuje, nie przywiązujemy wagi do tych wszystkich nerwów, najcieńszych żyłek, stawów i ścięgien.
Jak powiedział kiedyś Piotr Bałtroczyk, do 40-ki nie zdajemy sobie sprawy z istnienia niektórych organów.
Gdy zaczyna dokuczać nam kręgosłup, mamy problemy ze snem, nagle zaboli żołądek lub duży palec u nogi szukamy przyczyny i lekarstwa. Najpierw oczywiście włączamy Internet, by wysłuchać porad doktora Google.
Tymczasem nasze ciało , które cierpliwie kumulowało w sobie negatywne emocje nagle mówi STOP – zatrzymaj się, zastanów się, co robisz !
Lekceważąc sobie zdrowie, „upychamy” ile się da pomiędzy te nasze wnętrzności: smutki, radości, kłótnie, złość, zdradę, samotność, stratę, tęsknotę, pośpiech, zazdrość…
Ileż to razy mówimy:
• mam tyle na głowie, że czuję jak mózg trzeszczy
• od tych zmartwień boli mnie serce
• ze strachu dostałam biegunki
• w pracy tyle się dzieje, że spać nie mogę
• muszę komuś przywalić, bo mi się krew zagotuje
• muszę wywalić, co mam na wątrobie
• od tej niepewności żołądek mnie boli
• przed egzaminem nogi mam jak z galarety
A to po prostu nasze emocje , te pozytywne i te negatywne przenoszą się na twarz i organy wewnętrzne. Czasami mówimy, że ktoś ma smutne czy wesołe oczy, że po twarzy poznać możemy, ile kto w życiu przeszedł. Osiwieć można w jeden dzień, a nawet w kilka minut, na skutek tragicznej wiadomości.
Patrząc na twarz obcego człowieka domyślamy się, czy jest osobą pogodną, życzliwą, czy wręcz przeciwnie. Osoby, które dużo się śmieją mają zmarszczki wokół oczu, te zaś, które się zamartwiają mają głębokie zmarszczki pionowe na czole, a osoby mało empatyczne maja tzw. zakwas na twarzy.
Nie na darmo mówi się, że komuś dobrze z oczu patrzy, bo oczy ponoć są zwierciadłem duszy.
Szukając porzekadeł na potwierdzenie związku między duszą i ciałem znalazłam takie przykłady:
Im mniej nienawiści, tym więcej zdrowia.
W zdrowym ciele zdrowy duch.
Złość piękności szkodzi.
Zdrowie i czyste sumienie waż sobie nad dobre mienie.
Śmiech to zdrowie.
Na pochyłe drzewo wszystkie kozy skaczą – tak mawiała moja babcia, mając na myśli, że gdy człowiek przygarbiony, to imają się go choroby, a przygarbiony to inaczej stary lub od zmartwień przygnieciony do ziemi…
Wiele ludowych mądrości powstało z obserwacji naszego postępowania, bo oprócz tych o wątrobie i czystym sumieniu pamiętam jeszcze sformułowania typu:
• za dużo bierzesz na swoje barki (a nie chodzi wcale o dźwiganie ciężarów)
• ta pazerność bokiem mu wyjdzie
• od przybytku głowa boli
Istotą dobrej fotografii, a zwłaszcza portretowania jest uchwycenie tego, co jest obrazem naszego wnętrza, a zdradza nas twarz, gesty, spojrzenie, ułożenie głowy czy rąk. Podobnie z malarstwem, sztuką jest podobno namalować portret, który oddaje nie tyle urodę portretowanego, co jego ciekawe wnętrze.
Jak ważny jest stan naszego ducha wiedzą ci, którzy zmagali się z ciężką chorobą lub towarzyszyli bliskim w walce – gdy poddaje się duch, tracimy nadzieję, żadne lekarstwa nie są w stanie nam pomóc i odwrotnie, czasem znajdujemy w sobie takie pokłady sił i chęci życia, że lekarzy wpędzamy w zdumienie.
Czytałam kiedyś anegdotę o Wisłockiej , tej od SZTUKI KOCHANIA, która leżała ciężko chora w szpitalu i lekarze nie dawali jej większych szans. Nagle po wizycie przyjaciółki zaczęła wracać do sił. Przyjaciółka zapytana, co stało się lekarstwem dla pacjentki, odpowiedziała, że opowieść o byłym mężu Wisłockiej i chora postanowiła wyzdrowieć na złość swojemu ex …
Mówi się także, że pogodni ludzie żyją dłużej, tak nawet twierdzi wielu stulatków, zapytanych o receptę na dobre zdrowie i długie życie – często się śmiać, nie przejmować się za bardzo, nie zazdrościć nikomu i ciężko pracować.
Tak więc, walcząc z zakwasem twarzy, podchodząc nie za bardzo poważnie do wielu spraw i ludzi, sprawiając sobie czasami trochę przyjemności i zwalczając lenistwo rozpocznijmy dobrze Nowy Rok.
Subskrybuj:
Posty (Atom)