wtorek, 29 czerwca 2021

Próba włamania...

O czwartej nad ranem obudził męża jakiś harmider i pukanie w okno. Wstał, by sprawdzić o co chodzi, a tu dwie sroki siedziały na parapecie okiennym i dziobały w siatkę przeciw owadom.


Zrobiły nam w tej siatce 3 dziury, co nie wygląda estetycznie i pewnie z czasem dziury się powiększą.
Istne utrapienie, jak nie gołębie, to sroki!
Skąd taki atak? W ramie okiennej zamieszkał jakiś owad, co odkryłam myjąc okna. Na szczęście rama z tworzywa, więc się nie rozleci. Już kiedyś sroka dziobała w to okno, widocznie wcześniej owada wyczuła.
Najpierw sroki polowały na wróble, które zamieszkały na balkonie, ale gniazdo ćwierkaczy dobrze ukryte, sroki za wielkie, by się tam dostać.

A gdyby tak drapieżniki dostały się do mieszkania i na przykład zapolowały na chomika lub kanarka? No horror normalnie!

Nie przypuszczałam, że siatki przeciw owadom mogą być zagrożone!
Dbamy o te siatki, bo tanie nie są, chowamy na zimę za radą producenta, by mrozy im nie zaszkodziły, a tu dwa ptaszyska i po siatce...

sobota, 26 czerwca 2021

Lęk na smyczy...

 

Telefony komórkowe przyzwyczaiły nas do kontrolowania wszystkich i wszystkiego, niektórzy cały świat mają w komórce, nawet płacą telefonem w sklepie, kontaktują się z bankiem, wysyłają maile. 

Telefony jednocześnie ułatwiają i utrudniają życie.
Nie chcę rozwijać tematu wad i zalet tego urządzenia. Jest to raczej wstęp do opowiedzenia historii  z telefonem w tle.

Mąż znajomej  pracuje zawodowo z przerwami, a kiedy nie pracuje pomaga w domu, robi zakupy, często konsultuje się przez telefon w wielu sprawach, co czasami znajomą drażni, zwłaszcza gdy dzwoni zbyt często i w czasie jej godzin pracy.

Ostatnio rozważają dla męża wcześniejszą emeryturę, bo zaniemógł na zdrowiu, o etat  w jego zawodzie trudno, a skoro znajoma sporo zarabia, to nie mają problemu finansowego.

Razu pewnego znajoma była cały dzień w pracy, mąż opiekował się wnukiem, zadzwonił do żony koło południa, ale ona nie mogła odebrać, miała ważne spotkanie.
Po spotkaniu dzwoniła co godzinę, mąż nie odbierał. Po kilku nieodebranych połączeniach zaniepokoiła się, zadzwoniła do sąsiadki, żeby sprawdziła  co z mężem. 
Sąsiadka słyszała telefon przez drzwi, pukała, ale nikt nie otwierał.
Znajoma zamówiła taksówkę, pojechała do domu, męża nie było, telefon leżał na stole w kuchni.

Trudno było w tej sytuacji cokolwiek postanowić, sprawdziła tylko czy męża nie ma u syna, bo musiała wrócić na ważne zebranie, na którym siedziała jak na szpilkach.

Jaki finał? 
Mąż, wyrzucając śmieci spotkał kolegę ze szkoły, poszli na piwo i czas im szybko leciał.
Zapytany, czemu nie zadzwonił natychmiast gdy zobaczył 9 nieodebranych połączeń, stwierdził, że pamiętał o ważnych spotkaniach żony w pracy, a że czasem jest na niego zła za zbyt częste telefony, to nie chciał jej zawracać głowy. Przecież nic złego się nie działo. Zauważył, że była w domu, ale przecież nie zostawiła kartki.
A ona niemal zawału nie dostała, bo upały, front burzowy i mąż mógł zasłabnąć na ulicy.
Tej nocy spała w innym pokoju, bo musiała w samotności odreagować emocje...



czwartek, 24 czerwca 2021

Bardzo krótko...

 Takie oto naklejki pojawiły się w różnych miejscach mojego miasta.

Gdy idę do pracy, od razu mi raźniej na duszy!


W pogodzie mamy nieco ochłody, więc życzę Wam ciepłych uczuć i dobrego nastroju:-)


wtorek, 22 czerwca 2021

Ciekawy projekt...

Wpis dedykuję Krysi, której zarówno malarstwo jak i fotografia nie są obce.

 Wspomniany w tytule projekt to przedsięwzięcie Muzeum Jana Kasprowicza oraz Młodzieżowego Domu Kultury, które to instytucje  zaprosiły młodych ludzi wraz z opiekunami do udziału w ciekawym konkursie.

"Ożywiamy obrazy" - to nazwa i hasło przewodnie dla twórców fotografii, a modelami byli młodzi i bardzo młodzi ludzie.

Żałuję, że nie byłam na otwarciu wystawy 11 czerwca, bo w ogrodzie muzealnym modele zaprezentowano na żywo, obejrzałam dopiero wystawę, na której porównano obrazy znanych mistrzów i fotografie wzorowane na sztuce.

Wystarczy kliknięciem powiększyć zdjęcia, by przeczytać, jaki obraz i jaki twórca posłużył autorowi zdjęcia za inspirację.









Ostatnie zdjęcie nieco obcięte, ale jest to obraz z 1964 roku "Sławka w kapeluszu" autorstwa Stanisława Łuczaka , lokalnego artysty.

Prawda, że dobry pomysł?  W dodatku wszystkie nagrodzone dzieła może obejrzeć każdy, przechodząc obok budynku muzeum - wystawa pod chmurką!






sobota, 19 czerwca 2021

Obrazki uliczne...

Bez zbędnych wstępów. Nie trzeba bardzo się starać, by na podobne obrazki trafić każdego dnia.

Czasami nie dziwię się przechodniom w słuchawkach, że uciekają w świat muzyki czy audiobooków.

 1. Idę sobie do pracy, na chodniku leży wczorajszy wielbiciel napojów wyskokowych. Chyba wczorajszy, bo za wcześnie było na świeży stan upojenia. Nad  nim stoi kolega, chyba trzeźwy i namawia:

- no wstań wreszcie, mówię ci, wstań!

- wstanę, pewnie że wstanę, ale jak wstanę to ci przypier...ę

Wreszcie wstaje, najpierw na cztery kończyny, potem do pionu. Wstaje, patrzy, poznaje ziomala i krzyczy:

- ach, to ty, to ci nie przypier...ę, ale wstałem!

Sukces zawsze cieszy!



2. Wracam z pracy, naprzeciw mnie idzie pani ubrana cała na biało, nawet włosy upięte w kok są białe, nie siwe, a białe właśnie. Już mam się zachwycać taka monochromatyczna stylizacje, gdy widzę, że pani przystaje i pluje na trawnik. Może muchę wypluwa, ale czemu na trawnik, nie w chusteczkę?

Zdziwienie moje rosło, gdy pani tak co 3 metry czynność powtarzała. Znaczyła teren czy o co chodziło? Może urok jaki odczyniała? 

Ale czarownica w białym stroju?



3.Mijam często na swej drodze plac zabaw, gdzie dzieci przychodzą z rodzicami lub dziadkami. Widuję sceny rozpaczy dzieci, które nie chcą opuścić miejsca uciech i towarzystwa rówieśników.

Razu pewnego babcia ciągnie wnuczka za rękę:

 - chodźmy już do domu, zjemy obiadek...

- ale ja nie chcę, nie jestem zmęczony, wcale

- ale ja jestem, pójdziesz po południu z mamą!

Babcie to muszą mieć kondycję!


4. Dialog, a w zasadzie monolog, bo nie słyszałam odpowiedzi: 

- już jak wyjechalim, k..wa z Koszalina, to mielim przeje..ne, bo nas te skur....y zrobiły w ch...a!

Nadawcą komunikatu był mocno starszy pan, który stał w kolejce przed sklepem mięsnym w towarzystwie chyba swojej żony...

Powiedzcie mi, proszę jak kobieta może tolerować taki język u swojego męża, narzeczonego, partnera? ja tego nie ogarniam i chyba nie zrozumiem nigdy!

Przepraszam za te wszystkie słowa, które powinny być wypikane, ale ukryte nie oddałyby sedna dialogów. Z powodu nadmiaru takowych omijam niektóre filmy i książki, bo dość właśnie tej śmietnikowej mowy w realu.


środa, 16 czerwca 2021

Nie piszesz, nie dzwonisz...

 

Taki sobie dialog na ulicy:

- jak dobrze cię widzieć, co tam u W. ?
- chyba dobrze, zadzwoń i zapytaj sam!
- on nie dzwoni, nie będę się narzucał!
- skoro jesteś ciekawy, co u niego, to ty zadzwoń, przecież W. nigdy wylewnością nie grzeszył, ma sprawę, to dzwoni lub życzenia składa...
- zadzwonię i co powiem? zresztą on jest młodszy, powinien pierwszy się odezwać...
- i w tym cały jest ambaras, żeby dwoje chciało naraz - jeśli obaj wyjdziecie z takiego założenia, to nigdy nie porozmawiacie!
I tak w kółko - niech ktoś pierwszy zadzwoni, niech ktoś pierwszy napisze, tylko nikt się nie kwapi, by zrobić pierwszy krok.

Gdy zmarła moja teściowa, teść czekał, aż cały świat przyjdzie do niego i zauważy, że on potrzebuje towarzystwa. Pytaliśmy jego znajomych, jak to jest z tą samotnością wdowca. Odpowiedzieli, że dzwonili z propozycjami spotkań, najpierw odmawiał, bo wiadomo - żałoba, ale później stracili cierpliwość - ileż razy można wyciągać rękę i dostać kosza?
Pytaliśmy teścia, czy nie czuje się samotny? odpowiedział, że nikt do niego nie dzwoni, a on nie będzie się narzucał... no masz babo placek!

A wystarczy odrobina dobrej woli i wzajemność. Czujesz się samotny, wyjdź do ludzi, zaproś ludzi do siebie, napisz, zadzwoń!

 Inaczej to także wygląda, gdy mamy dużo czasu, a ta druga strona pracuje czasem na dwóch etatach lub w dziwnych godzinach. Sama wiem, że do mojego syna mogę zadzwonić dopiero po osiemnastej, chyba że coś ważnego, to wysyłam sms-a, jeśli może, oddzwoni.
Gorzej, gdy dzwonimy, a abonent wiecznie zajęty i w dodatku nie oddzwania...
Inne priorytety i potrzeby mają tzw. single, a inne - osoby żyjące w związkach.

Wzajemność w relacjach to też miła cecha.
Miałyśmy w pracy kółko koleżanek, z którymi spotykałyśmy się co roku w czerwcu, w kolejnych latach każda z nas zapraszała pozostałe na kawę i deser do lokalu. Taka tradycja.
Zdarzyło się, ze dwa razy, że gdy przyszła kolej M., to zawsze jej coś wypadło, płaciła więc następna z kolei. Żaden problem, ale trzeciego razu nie było, nie powiadomiono M. o spotkaniu.

Czytam czasami w komentarzach na blogach zaproszenie gospodarza do komentowania postów i wtedy jedna z osób komentujących pisze - zaglądam, czytam, ale nie  komentuję. 
O.K. nie ma obowiązku, ale gdyby wszyscy wyszli z tego samego założenia, to po co pole komentarzy pod postami, będziemy czytać jak gazetę lub tylko zerkniemy czy aby post nie za długi, zamkniemy i zapomnimy...



niedziela, 13 czerwca 2021

To i owo...

 Pogaduszki u fryzjera - kiedyś u fryzjera można było dowiedzieć się nowinek ze świata, tego całkiem odległego i całkiem bliskiego. Teraz w poczekalni jeden klient/klientka, a rozmowy toczą się wokół pandemii, szczepień, efektów ubocznych szczepionki, śmierci znajomych i bliskich.

Strona internetowa miasta - nawet tutaj zaznacza się wyraźny podział opinii, poglądów, oczekiwań mieszkańców. Gdy pojawiają się  kolejne elementy wystroju ulic, zawsze te same rzeczy jednych zachwycają, innych oburzają. Teraz trwają Dni Inowrocławia, w mieście odbywa się wiele imprez plenerowych i okazuje się, że nawet zapraszane gwiazdy mogą poróżnić mieszkańców... ale rozbroił mnie jeden z nietypowych obywateli , dla których każda ławka domem i pubem. Będąc zapewne pod wpływem jakiegoś czasoumilacza z procentami  krzyknął do kolegi: o, k...a ! ale piękna ta nasza jebaniutka Solankowa... (ulica, znaczy się).

Szkoła w upały to koszmar, zwłaszcza gdy okna sal lekcyjnych wychodzą na południe, a w nocy nie można wietrzyć pomieszczeń i klimatyzacji brak. Do godziny 10 rano to jeszcze można cokolwiek w salach zrobić, ale później to tylko boisko, ogród szkolny, ewentualnie spacery do parku i lekcje w terenie...

Szum medialny wokół piłkarzy - czy nie dziwi Was cały ten zgiełk wokół piłkarzy, a raczej ich rodzin, głównie żon i partnerek? W dodatku spotykam się ciągle z określeniem WAGs! Musiałam nawet wyszukać znaczenie tego skrótu w sieci, bo mąż niby kibic, ale tego nie znał. Okazuje się , że to skrót zaczerpnięty z prasy bulwarowej, w dodatku angielskiej,  na określenie żon i partnerek piłkarzy właśnie, ale angielskich! no cóż, skoro brak nazwy w języku polskim! jednak skrót Wags kojarzy mi się z waginą raczej, a ciągłe rankingi medialne, która z partnerek ładniejsza, bardziej popularna, lepiej ubrana czy zaradna uważam za niesmaczne co najmniej i bulwarowe właśnie ...

Gołębie -  to na osiedlach spory problem. Może na krakowskim rynku czy w innej zabytkowej lokalizacji zachwycają turystów (zabytki mniej zachwycone), ale na osiedlu takim, jak moje niechętnie widziane to ptaki. Mieszkańcy próbują różnych sposobów, by je odstraszyć, ale nic nie pomaga. Najbardziej oczywiście przeszkadzają odchody, które brudzą wszystko, a w w upały paskudnie śmierdzą, nie ma co używać delikatnych określeń. Nie było ich w zimie, nie wiem gdzie się podziewały, teraz ich godowe wrzaski nie pozwalają spać od 4 rano, bo nie jest to ćwierkanie wróbelków czy śpiew kosa.

Nie będę nawet pisać o gangach małoletnich obywateli, których nikt nie nauczył zabaw w berka, chowanego czy w klasy, więc biegają wokół domów z wrzaskiem godnym króla dżungli, a wygrywa ten, kto krzyczy najgłośniej.

I nie mówcie mi proszę, że skoro przeszkadza mi wrzask pod oknami i ptasia kloaka na balkonie, to nie lubię zwierząt i dzieci...


czwartek, 10 czerwca 2021

Dwa pałace.

 Pałace lubimy zwiedzać, zachwycać się  pięknem pałacowych ogrodów, wystrojem wnętrz, zbiorami sztuki.

Zawsze jednak w tyle głowy jest świadomość, że ktoś tam kiedyś mieszkał, ktoś inny dbał o czystość i stan ogrodu lub parku, nie dla wszystkich pałace i ich otoczenie były powodem do zachwytu...

Wybraliśmy się niedaleko, bo do Ostromecka, kilka kilometrów od Bydgoszczy. Kompleks parkowo-pałacowy, park nieco zaniedbany, ale za to dwa pałace w jednej lokalizacji!

O całym kompleksie można poczytać w necie, więc nie będę wyręczać wujaszka google. Żebyście długo nie szukali podaję LINK.

Większy i nowszy pałac zamieniono na hotel z restauracją, ale można zwiedzić piętro, a w restauracji wypić kawę lub zjeść obiad. Ceny nie zwalają z nóg.

Wita nas stylowa para przed głównym wejściem na teren parku, natomiast w pałacu piękny hall z kominkiem i na kanapie można poczekać na miejsce w restauracji :-)


Od tyłu pałac też nieźle się prezentuje, a wychodząc z restauracji mamy widok na ogromny park.



Sale restauracyjne w pałacowym stylu, ale mnóstwo zieleni sprawia, ze czujemy się raczej jak w altanie lub oranżerii.

Są i ciekawe przykłady sztuki, trochę niżej na zdjęciu znajdziecie figurę Chopina...

Taki deser do kawy zamówił mój mąż, prawda, że pięknie podany serniczek?


Posileni kawą i deserem po zwiedzeniu pierwszego pałacu, poszliśmy przez park do pałacu mniejszego, który w całości zamieniono na ciekawą ekspozycję. Zanim jednak weszliśmy na pietra, zwiedziliśmy mroczne piwnice. Dwie sale nadają się na konferencje lub ślub cywilny, taki stylowy...


Po takich schodach z piwnicy nie chciałabym nosić węgla lub ziemniaków...
Za to klatka schodowa to dla mnie dzieło sztuki, a schodów mnóstwo, naliczyłam ze 3 piętra!


W małym pałacu spotkała nas niespodzianka, nie spodziewaliśmy się tak bogatej i ciekawej ekspozycji pianin, fortepianów, akordeonów , były także stare fotografie z czasów istnienia Fabryki Fortepianów Sommerfelda, fragment warsztatu rzemieślniczego oraz wiele innych ciekawostek.

Byliśmy jedynymi zwiedzającymi, bo wybraliśmy wczesną porę, ale warto było, bez tłumów, spokojnie, we własnym tempie.


Planowaliśmy jeszcze raz pospacerować po parku , ale zachmurzyło się bardzo, nadchodziła burza, więc wróciliśmy do domu, by po obiedzie raz jeszcze nacieszyć oczy zdjęciami z Ostromecka.

Pozdrawiam turystycznie!

poniedziałek, 7 czerwca 2021

3 razy NIE

 

Miał być post o pałacach, ale przeczytałam u Karoliny wpis o cierpieniu i muszę zabrać głos szerzej, niż tylko w komentarzu.

Karolina jest dzielną i wrażliwą osobą, pisze o chłopcu, który zmarł w wieku 15 lat, a wiele czasu przed śmiercią zmagał się z wyniszczającą chorobą.

Nie zgadzam się jednak z tytułem postu , który sugeruje, że mały chłopiec uczył nas jak znosić cierpienie.

Napisałam w komentarzu, że bardzo współczuję rodzicom chłopca, bo nie wyobrażam sobie patrzeć na wieloletnie cierpienia własnego dziecka, w poczuciu bezsilności i z mieczem nieuchronnej śmierci syna nad głową.

Wykracza także poza moje wyobrażenie, jak można z takiej sytuacji czerpać naukę typu - uczmy się od chorego dziecka, jak znosić cierpienie! 

Cierpienie w wyniku choroby nie jest bohaterstwem, które powinno się wynosić na piedestał! 

To tak, jakbyśmy akceptowali tortury czy eksperymenty medyczne!

Obserwowałam latami lub miesiącami, co przeżywają bliskie mi osoby chore na nowotwory. Obserwowałam, jak długo i boleśnie mój wujek dochodził do siebie, rozjechany na rowerze przez kierowcę w TIRze.

Nie śmiem porównywać swoich dwudniowych migren z cierpieniem odczuwanym na skutek nieuleczalnej choroby, ale dwa dni ciężkiej migreny wystarczą, bym chciała wydłubać sobie oko, obciąć ucho lub po prostu zjeść truciznę.

Moja bliska koleżanka, krótko przed śmiercią wyznała - wiesz, ja nawet pogodziłam się ze śmiercią, ale nigdy nie pogodziłam się z tym, co robi ze mną ta choroba; straciłam urodę, nogi mi puchną, w brzuchu mam wodę, umieram z głodu...

Nie przekona mnie więc NIKT, że cierpienie uszlachetnia, że powinniśmy uczyć się od kogokolwiek, jak bohatersko cierpieć na oczach publiczności i dla przykładu.

Nie przekona mnie nikt, że cierpienie dziecka umierającego na oczach rodziców jest po coś!

Medycyna nie jest doskonała, ale naukowcy wciąż szukają nowych leków,  robią wiele, także w hospicjach, by chory nie cierpiał!

Dlaczego 3 razy Nie?

NIE dla pochwały cierpienia i męczeństwa.

NIE dla bólu i męki w umieraniu.

NIE dla odnajdywania głębszego sensu w powyższym...


piątek, 4 czerwca 2021

Magia ogrodów...

 Jest długi weekend, pogoda letnia wreszcie, humory w większości dopisują i brak ochoty na poważne tematy, więc i ja zabieram Was dziś do ogrodów.

Jak powiedział poeta - pamiętajcie o ogrodach, przecież stamtąd przyszliście...

Własnego ogrodu nie mam, nawet skrawka , ale zawsze podziwiam ogrody, ogródki i skwery w parkach. Czego tam nie ma?

Kwiaty we wszystkich kolorach, oczka wodne, kwitnące krzewy, rozłożyste drzewa, fontanny, rzeźby, alejki i dróżki.

Zdjęcia robiłam w różnych miejscach mojego miasta i i kilku innych miejscach w Polsce.









Mam nadzieję, że widoki sprawiły Wam przyjemność. Oby we wszystkich miastach, wsiach i miasteczkach rozwijały się podobne strefy relaksu, rośliny i instalacje cieszyły oczy i przyciągały owady.

Dobrych dni wszystkim!

wtorek, 1 czerwca 2021

Taka miłość...

 

Późno została matką, ale nawet do zamążpójścia nie była przekonana, zrobiła to bardziej w obawie przed opinią społeczną, zresztą z mężem była krótko, oboje w różnych miastach, rozleciało się, zanim na dobre zaczęło. Został syn, jej oczko w głowie, jej cała nadzieja.

Dumna była bardzo, że taki śliczny, bawili się w przebieranki i robili fotki, chwaliła się nimi szeroko.... 

Gdy K. poszedł do szkoły, nie dopuszczała do siebie myśli, że jest inny, oburzała się na sugestie nauczycieli, że potrzebna pomoc psychologa.
Jest przecież samotną matką, radzi sobie świetnie, dziecku niczego nie brakuje, wręcz przeciwnie, spełniała wszelkie jego zachcianki, nie zauważyła tylko, że koleżanki z własnymi dziećmi przestały ją odwiedzać.

Syn dorastał, a znajomi dziwili się, że tak paskudnie traktuje matkę, inteligentny bardzo, oczytany, ale jakby z relacjami nie bardzo sobie radził..
 Jej to nie niepokoiło, dumna była, że wychowała go na twardego, inaczej mogliby uznać K. za geja, a to tylko powierzchowność. To tylko eksperymenty młodego człowieka. Tylko w obecności obcych był dla matki wredny i tylko dla jaj robił sobie zdjęcia w stroju nazisty...

Dumna była także, że ciągnie go w świat, chciał uczyć się za oceanem, bo Polska to taki zaściankowy kraj. Nie pytał czy matkę na to stać, to jej problem, do ojca nie pojechał po wsparcie, zbyt honorowy był, zresztą ojciec to mięczak.

W Stanach siedział rok, matka kombinowała kredytami, by zapewnić mu życie na poziomie, bo on taki delikatny, wymagający. Jej do Stanów nie zapraszał, wstydził się, że stara i gruba.
Gdy znudziły go Stany, wymyślił Australię, ale na szczęście zmienił zdanie, bo nie byłoby ich stać na taki wyjazd.
Przyjął zaproszenie chińskiej koleżanki, pojechał najpierw próbnie, zamieszkał przy chińskiej rodzinie, uczył angielskiego  bogate chińskie  dzieci.

Postanowił iść na studia w Chinach, matka sprzedała pół kamienicy odziedziczonej po przodkach, przecież to taka szansa dla syna, a ona niemłoda, nie wiadomo jak długo będzie mogła mu pomagać.
K. nie spieszył się z powrotem do kraju, matka wynajęła mu mieszkanie w Chinach, musiał mieć przecież odpowiednie warunki do nauki. Gdy zamieszkał z kochanką, uspokoiła się, że jest "normalny", nawet prezerwatywy słała do Chin, bo może tam nie mają...

Wreszcie nadszedł koniec nauki, Chiny spowszedniały, syn oświadczył, że wraca, ale z matką nie zamieszka, potrzebuje mieszkania w stolicy, by szukać odpowiedniej pracy.
Matka sprzedała resztę kamienicy, kupiła synowi 90-metrowe mieszkanie. Na auto nie starczyło, ale i tak K. nie miał prawa jazdy.

K. jest już dorosłym facetem, nadal poszukuje pracy, a matka wyjechała do Niemiec, gdzie za przyzwoite wynagrodzenie dogląda emerytów w Domu Opieki i wysyła pieniądze synowi, bo w tej Warszawie wszystko takie drogie...
Ciężko jej, ma problemy ze zdrowiem, ale wytrzyma. Gdy syn znajdzie pracę, ona odpocznie.