środa, 28 kwietnia 2021

Sztuka w oranżerii

Najpiękniej jest, gdy wycieczka weekendowa obfituje nie tylko we wrażenia związane z pięknem przyrody, ale ma też inne walory poznawczo-smakowe. 

Ubiegła sobota upłynęła właśnie pod znakiem wszelakich atrakcji. Był las i jezioro, nowo odkryte ścieżki i brzozowe zakątki, zdjęcia jak obrazy...

Drugie miejsce to jedno z naszych ulubionych czyli zespół pałacowo-parkowy w Lubostroniu.

Pisałam o nim kilka już razy. Warto zwiedzić, zwłaszcza że można tam także dobrze zjeść i dobrych ciast spróbować.

W skład zespołu wchodzi także zabytkowa oranżeria, gdzie odbywają się wernisaże sztuk różnych, wyczytałam, że nawet wesele można zorganizować. Tym razem trafiliśmy na wystawę obrazów, fotografii i rzeźb. Szkoda tylko, że obejrzeć musieliśmy przez szklane ściany oranżerii, a i zapytać nie było kogo o szczegóły.

Ale od czego Internet? Okazało się, że są to prace artystów skupionych wokół stowarzyszenia Dom Artysty w Inowrocławiu. 


Muszę koniecznie zwiedzić galerię w tymże Domu Artysty, tym bardziej, że szukam obrazu do salonu, a patrząc na poniższe przykłady wybrałabym co najmniej trzy...










Jakość zdjęć nie jest najlepsza, bo robione przez szybę i musiałam wykadrować tak, by usunąć niezbyt atrakcyjne elementy pomieszczenia, ale mimo tego chyba widać, jak utalentowanych mamy twórców lokalnych.
Wisienką na torcie były właśnie wspomniane walory smakowe, bo zamówiliśmy na wynos kawę i sernik w pałacowej restauracji i spałaszowaliśmy na łonie przyrody, z widokiem na pałac.

Życzę Wam równie udanych wycieczek:-)

niedziela, 25 kwietnia 2021

Lubię moje miasto...

Autorzy blogów, na które zaglądam mieszkają w różnych miejscowościach, od Bałtyku po Tatry i za granicami kraju. Lubię oglądać relacje fotograficzne z miejsc spacerów, wycieczek po okolicy, bo każdy wyłowi ciekawostki, których często nie znajdziemy w przewodnikach.

Czasami czytam także refleksje na temat tego, za co lubimy lub krytykujemy swoje miejsce na Ziemi.

Za co ja lubię moje miasto?

Za dużą ilość zieleni, za park i skwery, za miejsca przyjazne ludziom w każdym wieku, za lokalizację, bo mam blisko do lasu, nad jezioro, do dużego miasta.

Za wielkość, bo niby nie odczuwam małomiasteczkowej ciasnoty, ale z krańca na kraniec docieram w godzinę piechotą.

Za znajome zakątki, wspomnienia, bliskość do lekarza, dostępność dużej i małej kultury.

Za zmiany dobre nie tylko dla mieszkańców, ale i turystów.



Takie miejsca w parku miejskim powodują, że najbardziej sceptyczni spacerowicze nie nudzą się chodzeniem po sporej powierzchni terenów rekreacyjnych.



Parkowa architektura też potrafi zachwycić, a tu tylko mały wgląd we wszystko, co oferuje uzdrowisko.





Nie sposób nie lubić miasta za zabytki, a pokazuje tylko niektóre ciekawostki, jak drewniana dzwonnica przy kościele św. Mikołaja, gdzie odbył się sąd na Krzyżakami, kamienica pod lwem , obecnie z hostelem dla podróżnych i kamienica na Złotym Rogu.


Mozaikowy zegar słoneczny na jednej z kamienic na Rynku to pamiątka z okresu PRLu... dobrze, że nie usunięto go w ramach dekomunizacji wszystkiego.




Zamieszczam także detale świeżo odrestaurowanych kamienic, które świadczą o tym, jak prężne gospodarczo było kiedyś miasto i jak wielka wagę przywiązywano do estetyki budynków.



Ostatnie zdjęcia pokazują dwa ważne budynki, ratusz i sąd.  Ten drugi trudno uwiecznić na zdjęciu, bo z reguły zasłaniają go drzewa. Podobnych budowli było w naszym mieście więcej, ale nie przetrwały II wojny.

Wypadałoby napisać, za co nie lubię mojego miasta...

Stwierdzam , że za większość tego, co mnie denerwuje odpowiedzialni są ludzie, bo miasto nie śmieci, nie pije piwa na ławkach i nie zostawia chlewu wokół. To nie miasto powiększa powierzchnie parkingowe kosztem zieleni na osiedlach i nie miasto kopci kominami zimową porą.

A za co Wy lubicie swoje miejsce na Ziemi?


czwartek, 22 kwietnia 2021

Czułość...


W życiu odgrywamy różne role, nie każdy sprawdzi się we wszystkich, co zależy od wyboru lub przypadku.

Nie każdy będzie rodzicem, teściem, babcią, dziadkiem, rodzeństwem.
Nie ma także szkół ani szkoleń, gdzie uczono by nas jak swoje role odgrywać wedle najlepszych wzorców.

Nie ukrywam, że do tych refleksji sprowokował mnie włoski film CZUŁOŚĆ, obejrzany na Netflixie.

 Nie jest to film dla każdego, dość trudny w odbiorze, gorzki w wyrazie, momentami irytujący.
Sporo w nim takiej psychologii, jak lubię, a przesłanie zostaje w głowie na długo.
 
Bohater- owdowiały prawnik nie bardzo dogadywał się z dorosłymi dziećmi, jak sam stwierdził, nawet nie wie czy kochał żonę, a  własne dzieci nie budziły w nim ojcowskiego przywiązania. W zasadzie nie była to niczyja wina, taki typ człowieka, takie zdanie miała o nim nawet dawna kochanka. Jedynie dla wnuka znajdował czas i chęci by razem wybrać się na lody...
 
Nowi sąsiedzi w starej kamienicy, małżeństwo z dwójką dzieci wzbudziło zainteresowanie starszego pana.
Na chłopca i dziewczynkę zwrócił swoje uczucia, często rozmawiał z ich matką, razem z nimi wędrował po mieście.

Nie chcę opowiadać całego filmu, dodam jedynie, że rodzinę sąsiadów spotyka niebywała tragedia, a godziny spędzone w szpitalu, być może spowodowały szereg refleksji i pewien przełom w psychice prawnika na tyle, by docenić starania własnej córki o bliskość z ojcem.

Pamiętam, że jako nastolatka  słyszałam rozmowy osób dorosłych w rodzinie czy wśród znajomych o tym, jak dziwnie plotą się ludzkie losy, że w wieku dojrzałym dopiero dostrzegamy to, co straciliśmy z rodzinnych relacji w przeszłości.
Czasami młodzi rodzice zajęci sobą i pracą zawodową nie poświęcają dostatecznej uwagi dzieciom, dopiero jako dziadkowie odnajdują w sobie pokłady uczuć i cierpliwości, których kiedyś zabrakło dla własnych dzieci.
 
Nie zawsze jest w tym czyjaś wina, to życie stawia przed nami pewne wymagania, którym nie  umiemy sprostać. Nikt z nas nie wie,  czy będzie lepszym rodzicem czy dziadkiem.
Nie wszyscy widzą siebie w takich rolach, natomiast uwielbiają i rozpieszczają dzieci swego rodzeństwa.
Zdarza się, że samotne, bezdzietne panie z niezwykłym oddaniem opiekują się dziećmi znajomych lub sąsiadów.

Wzruszają mnie także historie o młodych ludziach, którzy nie znając swoich dziadków, opiekują się obcymi staruszkami. Nazywa się to wolontariatem, ja raczej nazwałabym to zapełnianiem jakiejś pustki uczuć, których nie zaznali wcześniej w rodzinie.

Wielokrotnie słyszymy lub czytamy, by nie bronić się przed okazywaniem czułości, przytulaniem, głaskaniem...teraz to naprawdę trudne, bo dystans, bo epidemia.
Obyśmy nie przegapili najważniejszych gestów, bo to trudno będzie kiedyś nadrobić.


poniedziałek, 19 kwietnia 2021

Z kuchni nad jezioro...

 ... lub odwrotnie, bo przecież nie samym chlebem żyje człowiek, a aktywnym warto być na wielu polach.

Jeść trzeba i ruszać się także trzeba, przy każdej pogodzie i na przekór dolegliwościom. Nic tak nie poprawia humoru i odporności jak długie spacery i dobre jedzenie po wędrówce.


Na urodziny męża upiekłam jako przystawkę takie paluchy z ziarnami. Wykorzystałam jeden płat ciasta francuskiego, wyszły dwie blachy, danie szybkie i smaczne:-)


To już dzieło jubilata, małe klopsiki, dobre na ciepło i na  gorąco, są naprawdę pyszne, ja nawet nie próbuję męża wyręczać, te klopsiki i placek drożdżowy to jego specjalność.
 

Ja natomiast, podobno robię dobre sałatki z niczego, zależy co mi wpadnie w ręce. Na zdjęciu akurat sałatka z rukoli, suszonych pomidorów w oliwie,  mandarynki i sera pleśniowego. Sos zrobiłam z ulubionej mieszanki czyli : oliwka , musztarda, miód, ocet jabłkowy.


Na święta z kolei wymyśliłam kulebiak drożdżowy z cebulą i prawdziwkami, posypany ziarnami.
Muszę dokupić długą foremkę, bo drugi kulebiak trochę rozpłaszczył się na zwykłej blasze.




W czasie jednej z wycieczek do lasu znaleźliśmy małe jezioro i ścieżkę wzdłuż jego brzegu. 
Zobaczcie, jak wśród kamieni, na granicy wody zadomowiły się pierwsze roślinki, jeszcze zimno, woda lodowata, a wiosenne zwiastuny już rozweselają ponure tło. 
Natknęliśmy się także na podniszczone podium , prawdopodobnie dla wędkarzy, którzy spotykają się tu i rywalizują o najlepszy połów.


Nie wiem jak Wy, ale ja w tym roku jestem zdziwiona urodzajem na fiołki, są ich całe polany i to nie tylko w ogrodach czy parkach, gdzie nie spojrzeć na dowolny trawnik - wszędzie fiołki.
Ale pierwszy raz zobaczyłam białe fiołki!



Wreszcie trochę wiosny na niedzielnym spacerze, 14 stopni, słońce i ogromna ochota , by po prostu iść przed siebie... a krokomierz pokazał taki oto wynik, oczywiście była przerwa na obiad :-)


Pozdrawiam wszystkich wiosennie, dbajcie o siebie i bliskich, rozpieszczajcie się, nie dajcie wirusom i ponurym myślom!


sobota, 17 kwietnia 2021

Joga śmiechu ?

 

W sam raz na te czasy, w sam raz na każdy czas.
Wielu z nas narzeka, że tak trudno dziś o powody do radości, że chandra, rozleniwienie i ogólnie marazm.

Za zgodą bohaterki zdjęcia przedstawiam niesamowitą kobietę, która urodziła się z niecodziennym talentem - budzenia radości w największych ponurakach.

Poznałam Julitę wirtualnie,  dzięki innej blogerce i tak spodobała mi się jej sylwetka i wywiad na blogu Gabrysi, że postanowiłam przekazać dalej na czym polega Trening Bezwarunkowej Radości.

Może wśród czytelników znajdzie się ktoś, komu Julita pomoże lub ten post wyzwoli energię do własnych poszukiwań?

A tak mówi Julita o sobie:

"Kiedyś na całodniowym szkoleniu miałam przyjemność wziąć udział w 10 min przerywniku opartym na jodze śmiechu. 

To było moje pierwsze spotkanie z tego typu ćwiczeniami, ale wywarło na mnie szczególne i niezapomniane wrażenie. 

Wrażenie tak silne, że zrobiłam kurs instruktora jogi śmiechu. Po kilku latach uzyskałam certyfikat trenera personalnego i znowu stanęłam przed decyzją wyboru specjalizacji... 

Jednak tym razem już nie było to takie trudne. 

Od początku wiedziałam, że chcę połączyć zdobytą wiedzę trenerską z umiejętnościami instruktora jogi śmiechu i tak powstał pomysł na Trening Bezwarunkowej Radości."


Julita ponad 30 lat pracowała jako pielęgniarka w szpitalu, napatrzyła się na ludzkie nieszczęścia i chyba ona najlepiej wie, co choremu obok zdrowia najbardziej potrzebne i co pomaga w wyzdrowieniu - RADOŚĆ i pozytywne nastawienie !


"Zawsze starałam się przekierować uwagę pacjenta z lęku, bólu i niepewności, na

odrobinę odprężenia i humoru.

Praca na bloku operacyjnym jest bardzo obciążająca fizycznie i psychicznie. 

Z czasem moje zasoby psychofizyczne zaczęły się kurczyć, aż w końcu doszłam do

ściany, uległam wypaleniu zawodowemu. Ten kryzys stał się początkiem mojej

nowej drogi zawodowej. To właśnie wtedy nauczyłam się profesji coacha i wkrótce

porzuciłam etat w szpitalu, na rzecz realizacji swojej ,,śmiesznej” pasji."


Trudno tak określić w dwóch słowach, na czym polega joga śmiechu, sama miałabym problem, więc posłużę się słowami Julity po raz kolejny:


"Działam w dwóch odrębnych nurtach, tzn. udzielam indywidualnych sesji w ramach wsparcia coachingowego oraz prowadzę Treningi Bezwarunkowej Radości i są to zajęcia zarówno indywidualne, jak i zbiorowe.  Treningi oparte są na jodze śmiechu, wykorzystuję w nich również techniki oddechowe i relaksacyjne. Joga śmiechu to specyficzna gimnastyka, która przebiega w formie zabawy. "


Jeśli zainteresował Was ten rodzaj terapii, to warto zajrzeć TUTAJ  lub napisać do Julity:


e-mail: coach.julita@gmail.com




środa, 14 kwietnia 2021

Jaś Wędrowniczek

 

Jaś czy Jan, a może Janeczka?
Jakoś ten wirus w końcu się przenosi, a że jak mówią lekarze, sam nie wędruje, roznoszą go ludzie.

Pan Jan, miły emeryt, dusza człowiek wędrował codziennie po wsi, od domu do domu, od sklepu do kościoła.
A to go kawą poczęstowali, a to obiadem, poplotkował, szedł dalej.
Syn pana Jana pracował w sporej ubojni drobiu, gdzie na produkcji ludzi od groma... 

Gdy w ubojni wykryto ognisko koronawirusa, syn także ojcu załatwił testowanie, tak w razie czego. Cóż z tego, skoro pan Janek zdołał tego wirusa po domach roznieść i pół wsi już chorowało.
Ale nikt do pana Jana pretensji nie miał, bo to skąd wiadomo, że od niego zaraza przeniosła się na sąsiadów?

****

Inny pan Janek dorabiał do emerytury jako agent małej firmy ubezpieczeniowej. Ludzie chętnie się u niego ubezpieczali, bo przyszedł z polisa, doradził, pilnował terminów.

Gdy wybuchła pandemia, żona prosiła, by zaprzestał procederu, bo jeszcze się zarazi. Może trochę i o siebie się bała, bo od lat chora na cukrzycę, a wiadomo...

Pan Janek nie bał się, używał maseczki , byle gdzie nie chodził. Gdy żona poczuła się gorzej i dostała gorączki, oboje zrobili sobie testy, choć jemu nic nie było, ale zapłacił za test dla pewności.

Okazało się, że oboje są pozytywni, a pan Janek dziwił się, że żona taka chora, a on nic, nawet kataru.

Gdy trafiła do szpitala było już na tyle późno, że po 3 dniach zmarła. Wszyscy sąsiedzi żałowali sympatycznej żony pana Janka od ubezpieczeń, ale nie wszyscy mogli iść na pogrzeb. Obostrzenia.

                               ****
Pani Janeczka lubiła pomagać. 
Jako młoda emerytowana polonistka nie dała się długo prosić, by pomóc korepetycjami dzieciom w małej miejscowości.
Wszak nauczanie zdalne w pandemii to ciągłe braki i zaległości.

Mieszkali z mężem w domku z ogródkiem, mąż zachorował na raka płuc, a wiadomo, każdy grosz potrzebny.

Córka prosiła, by mama zastanowiła się, możliwość zarażenia duża, a ojciec w grupie ryzyka. Ona sama też może poważnie zachorować.
- Ależ córciu, czym ja ryzykuję tu na wsi, do dzieci idę na pół godzinki!

Pani Janeczka cieszyła się, że jest użyteczna, a córka na pewno przesadza , przecież nie chodzi tam, gdzie tłumy i gdzie o zarażenie łatwo.
Pewność siebie straciła, gdy po kilku telefonach odwołujących korepetycje dowiedziała się, że jednak covid to nie plotka i ludzie kolejno chorują, jedni lżej, inni bardziej.

Wieść gminna niesie, że pani Janeczka i jej mąż są w izolacji, oboje pozytywni, na razie wirus potraktował ich łagodnie...
Teraz pani Janeczka martwi się, czy nie zaraziła córki i wnucząt.
A może to nie ona zaraziła męża, może to wnuki z przedszkola przyniosły?

niedziela, 11 kwietnia 2021

Kwiat rycerstwa ?

 

Trafiłam w TV na dyskusję dwóch młodych ludzi.

Kroiłam warzywa na sałatkę, czynność monotonna, więc myślę, posłucham tej rozmowy.

O wierze, różańcu i misji życiowej. 

Mam syna w wieku rozmówców, więc warto posłuchać , co zajmuje dziś młodych ludzi,   wiele można się od nich  nauczyć, poznać ich punkt widzenia.

Tym razem też miałam taką nadzieję.

Z góry zaznaczam, że nie zamierzam nikogo wyśmiewać, ani obrazić.

Podziwiam głęboką wiarę, bo sama nigdy tego nie doświadczyłam , a  jeśli religia pomaga komuś w życiu, to pięknie. Zaznaczam, że wiara/religia, według mnie to nie to samo, co przynależność do konkretnego kościoła, społeczności itp.

Jeden potrzebuje się pomodlić, inny korzysta z usług terapeuty, jeszcze innym wystarczy rozmowa z przyjacielem.

Kiedyś próbowałam się modlić, ale niewiele z tego wyszło, u mnie to  nie działa i już.

Ale do rzeczy. Młody człowiek mówi o znalezieniu swojej drogi, o umiłowaniu różańca zwłaszcza, którego odmawianie przynosi mu pociechę i spokój.

Pełna zgoda, tak potrzebuje, a gdy kilka dziesiątków razy wypowie Zdrowaś Mario...to i w trans można się wprowadzić, brzmi jak mantra.

Młodzieniec zapewnia, że odmawianie różańca powoduje, iż modlący się lepiej słyszy i widzi (odbieram to jako otwarcie się na innych), znajduje łatwo przyjaciół, lepszą pracę , pozbywa się problemów z tożsamością. Bo współcześni mężczyźni mają dziś trudno. 

Wymaga się od nich, by byli silni, zdecydowani, zapewnili byt rodzinie itp. Tymczasem teraz mężczyzna wrażliwy jest, potrzebuje porozmawiać, miewa wątpliwości i nie zawsze sprosta wyzwaniom.

Nie wiem jak różaniec może  pomóc w znalezieniu pracy, ale  pewnie do tego wiary głębokiej potrzeba.

Z drugiej strony ów młody katolik zapewnia, że nie można dziś  być letnim w żadnej dziedzinie, trzeba być  silnym i gorąco wierzyć, bronić swojej wiary, bronić Maryi. Został więc Rycerzem Maryi. 

Słyszałam już takie określenie, ale sprawdziłam w sieci, bo co innego słyszeć piąte przez dziesiąte, co innego doczytać. Jeśli kogoś interesuje szerzej , to link jest TUTAJ.

 Pozwoliłam sobie zacytować kilka wytycznych dla owych rycerzy, nie wiem jak Was, ale mnie niektóre przerażają ... nie wiem czy to jeszcze religia, czy już niekoniecznie.

* Celem stowarzyszenia jest upowszechnianie krucjaty różańcowej w parafiach i diecezjach w Polsce jak również wśród Polonii. Zadaniem jest krucjata zorganizowana w formie nieustannego różańca polegająca na całodobowym odmawianiu różańca przez poszczególne grupy. Każda grupa będzie miała wyznaczony swój czas, tak aby wypełnić modlitwą 24 godziny na dobę przez cały rok.

* Rycerz Maryi mieszkający w Polsce musi być Polakiem i katolikiem a jeżeli chce kandydować do urzędów państwowych ma przedstawić metrykę chrztu swoją, rodziców i dziadków.

Dla Polski i Polaków mamy opracowany program duchowy, polityczny i gospodarczy.

* Zjednoczeni dokonamy intronizacji Jezusa Chrystusa na Króla Polski.

Złączeni w modlitwie przez Najświętszą Maryję Pannę uzyskamy łaskę u Pana Jezusa, który pozwoli nam odzyskać wolność naszej Ojczyzny Polski.

* Opracujemy Konstytucję, tak aby wyjść z układu unijnego i stać się państwem suwerennym i niezależnym od układów zachodnich, które kolonizują kraje.

 Ustrój państwa polskiego winien kształtować się na założeniach katolicko-narodowych.

 Każdy obywatel musi posługiwać się nazwiskiem rodowym i narodowym pochodzeniem, które w przypadku kandydowania do urzędów państwowych powinno być sprawdzone do 4-go pokolenia. W przypadku kłamstwa osoba taka straci majątek, obywatelstwo i zostanie skazana na banicję.

 Lecznictwo w Polsce musi być państwowe i bezpłatne a aborcja zlikwidowana. W katolickim kraju nie można stosować in vitro, gdyż jest to sztuczny wytwór godzący w naturę (pozbawia m.in. płodności).

Polacy mają nie tylko prawo ale i obowiązek kandydowania i zajmowania stanowisk państwowych aby brać ster państwa w swoje ręce, bronić kościoła Chrystusowego, Ojczyzny i by budować państwo dla Polaków a nie dla obcych i mniejszości narodowych.

****

Czy naprawdę Maryja, matka Jezusa będzie dumna z takiego rycerstwa i czy owym rycerzom naprawdę o obronę Maryi tu chodzi?


czwartek, 8 kwietnia 2021

Nadmiar szkodzi...

Zawsze uczono mnie, że wypowiedź powinna być zrozumiała, niezbyt rozwlekła, bez zbędnych ozdobników i zapożyczeń.

Najlepiej, gdy  wyobrazimy sobie jakich wypowiedzi sami lubimy słuchać, a wystąpienia na forum czy w mediach to trudna sztuka, łatwo znudzić słuchacza, łatwo zgubić wątek.

Dlatego lubię od czasu do czasu odświeżyć sobie pewne zasady , zwłaszcza gdy poprawność wypowiedzi niektórych osób w mediach często razi uszy, a po wysłuchaniu wielu tych samych błędów mam już sama wątpliwości, co jest poprawne...

Bardzo klarownie wyjaśnia wszystko Walery Pisarek w książce z 1985 roku z ilustracjami Jerzego Flisaka "Słowa między ludźmi".

Wedle autora popełniamy w naszych wypowiedziach takie grzechy jak:

 1. Pretensjonalność

Nadużywanie napuszonych form wypowiedzi, taki przerost formy nad treścią, gdy można przecież prościej, bez zbędnego  koloryzowania. Wystarczy powiedzieć przejść na emeryturę, zamiast przejść w stan spoczynku zawodowego czy będzie padał deszcz zamiast istnieje prawdopodobieństwo opadu atmosferycznego.

2. Rozwlekłość

Nadużywanie niektórych słów  w dużej liczbie tam, gdzie jeden wyraz doskonale oddaje sedno wypowiedzi. Zamiast więc mówić - dopuścił się kłamstwa, mówmy po prostu  skłamał, a zamiast poddano świadka czynnościom wyjaśniającym, mówmy przesłuchano świadka.

3. Uległość wobec mody 

Każdy okres w historii, każde niemal środowisko ulegają modom na wyrażenia, zwroty,  określenia, które bywają nadużywane i zaciemniają nieraz sens wypowiedzi. Zaliczyć tu można takie zestawienia jak: wachlarz usług, panorama firm, zagłębie turystyczne, rozwiązać bolączki handlu, szeroki czytelnik.

4. Nieuzasadnione zapożyczenia zagraniczne

To chyba najczęściej spotykana naleciałość, na przykład u sprawozdawców sportowych, bo zamiast zespołu mamy team, zamiast trenera jest coach, a zamiast rzutu rożnego korner.

Podobnie w takich zwrotach, jak: immunizować, perspektywiczny, preferować, opcja, spektakularny  - można zastąpić obce naleciałości polskimi wyrazami.

5. Błędy składni

Błędy te polegają na niewłaściwy składaniu wyrazów w wyrażenia, zwroty, zdania. Takie najbardziej rażące to chyba: Idąc przez park świecił księżyc lub Przeczytawszy książkę zgasła świeca.

6. Błędy w odmianie wyrazów

To często nazwiska sprawiają nam problemy z odmianą, zwłaszcza nazwiska obce. Niepoprawne bywa też użycie takich nazw jak: rożen/rożno, por/pora, sweter/swetr, gerbera/gerber.

7. Błędy w używaniu liczebników 

Zdarza się niepoprawne używanie liczebnika dwoje (to para osób różnej płci) nie powiemy przecież dwoje chłopców, ale już możemy powiedzieć dwoje skrzypiec, dwoje drzwi .

8. Błędna wymowa, głównie akcentowanie

Często w szkole słychać u uczniów nieprawidłowe akcenty w wyrazach takich, jak Afryka, matematyka, republika, biblioteka, kronika.


A to takie dwa kwiatki, które zawsze mnie rozkładają na łopatki:

"Nasz team liczy 7 osób, pracujemy hybrydowo. Zwykle leaderzy robią research i przekazują wyniki  na teemsie managerowi. Lunch zwykle jemy w social roomie, chyba że pracy mnóstwo, wtedy zabieramy lunch boxy ze sobą i zjadamy przy biurku."

"W dniu wczorajszym w godzinach nocnych doszło do zdarzenia drogowego z udziałem 4 pojazdów. Na miejsce przybyły właściwe służby, zabezpieczono miejsce zdarzenia, uczestników i świadków poddano czynnościom wyjaśniającym. Nikt z uczestników zdarzenia nie uległ śmiertelnym obrażeniom, dwie osoby hospitalizowano. Strażacy usuwają z nawierzchni trasy szybkiego ruchu substancje mogące powodować skażenie środowiska..."

A co Was najbardziej razi w wypowiedziach , w słowie pisanym, w wywiadach czy dyskusjach?

poniedziałek, 5 kwietnia 2021

Drzwi do lasu

 Nie broń się

kroków nie wstrzymuj,

ścieżka sama

cię w knieję 

zawiedzie.

Unieś głowę

nie broń oczom

obrazów,

nie daj zmysłom

po zimie

zaśniedzieć.

Czyż nie dumny,

choć powalony 

pień omszały,

niczym rycerz śpiący 

z legendy?

W górze dzięcioł

w konarach ukryty

w ptasim trudzie

szyfr swój nadaje

niezmienny.

Śmiało krocz

bo za zakrętem

ujrzysz kurhan

nad paprocie wyniosły,

mrowi szlak

wprawdzie śliski

jeszcze,

lecz nie mrozu

to wina -

to pierwsze wiosenne

deszcze...


Las wolę dziki, tętniący życiem ukrytym w drzewach i tylko tropy i śpiew ptaków z oddali dają świadectwo  bytności tutejszych mieszkańców.

Ale spotkaliśmy w lesie nad jeziorem taką oto ciekawostkę. 


Tężnia solankowa, zimą nieczynna, ale zapewne w sezonie letnich szaleństw plażowych daje wytchnienie wszystkim, którzy za smażeniem w słońcu nie przepadają i wola uzdrowiskowe klimaty.

Jak Wam się ten pomysł podoba?