Za oknem nieciekawie, weekend wolny, więc przystąpiliśmy do akcji PIERNIKI ŚWIĄTECZNE.
Ciasto zagniecione dzień wcześniej dojrzewało w lodówce, by doczekać wałkowania na cienka warstwę, z której wykrawaliśmy figurki.
Kilka nowych wykrawaczy kupiliśmy w tym roku: bałwanek, choinka, miś,anioł. Z kilograma mąki wyszła spora kula ciasta. Nie mam specjalnej stolnicy do takich prac kuchennych, ale kupiłam rok temu fajną ceratę ze świątecznym motywem, stół ochroniony i łatwo się czyści.
Po wyjęciu z piekarnika pierniki okazały się dość grube, twardawe, ale po dwóch dniach zmiękły i są pyszne, zapełniliśmy trzy puszki, które trzymamy specjalnie do pierników. Są może zbyt mało pierne (te pierniki), więc do następnej partii wrzucimy więcej korzeni. Następna partia musi być, bo degustacja dziesiątkuje ciastka w zastraszającym tempie...
Nagrodą za kulinarny dyżur był dwugodzinny koncert orkiestry pod kierunkiem Andre Rieu. Kupiliśmy na blue-ray nagranie z koncertu z okazji 30-lecia Orkiestry Johanna Straussa. To nasza trzecia płyta. Rynek w Maastricht gromadzi każdorazowo tłumy widzów z wielu krajów świata.
Zadziwia mnie zawsze, że słuchacze znają słowa arii, pieśni i piosenek w różnych językach i z różnych spektakli operowych, operetkowych, musicalowych - prawdziwi miłośnicy i znawcy.
Koncerty zawierają utwory muzyki poważnej i mniej poważnej, ale słuchanie jest równie ciekawe, co obserwowanie widzów, reagujących żywiołowo na występy orkiestry i solistów, a są momenty komiczne i nostalgiczne.
Tu wstawiłam filmik, ale jest niestety niedostępny, muszą więc wystarczyć Wam zdjęcia...
Tym razem dodatkowy smaczek, solistka śpiewająca pięknym sopranem - Anna Majchrzak, odkrycie dyrygenta, którego zauroczyła głosem i wyglądem.
Pośpiewałam, ponuciłam, wzruszyłam się. Najlepszy sposób na odreagowanie stresów całego tygodnia. Polecam, jeśli ktoś lubi taki rodzaj rozrywki :-)
(źródło zdjęć)
środa, 29 listopada 2017
sobota, 25 listopada 2017
Przyganiał kocioł garnkowi...
Zawsze gdy stanie się coś złego nasilają się akcje i doniesienia medialne, poszukuje się winnych, odpowiedzialnych, nawołuje do dymisji, organizowane są kontrole, pogadanki itd.
Gorzej jest z profilaktyką.
Gdy mija trochę czasu, przechodzimy nad pewnymi sprawami do porządku dziennego...do następnego razu, do następnej tragedii.
Może tak byc musi, może taka natura człowieka, ale podobno są przepisy i procedury. One jednak nie zwalniają od samodzielnego myślenia, rozsądku i zwyczajnej przyzwoitości.
Do czego taki długi wstęp? Pasowałby do wielu problemów dzisiejszych czasów, ale ja skupię się na CYBERPRZEMOCY.
Nie mam zamiaru robić wykładu, nie obawiajcie się, żaden ze mnie specjalista. Ile osób nie zapytacie o przejawy tego zjawiska, tyle opinii usłyszycie.
Dlaczego o tym teraz? Bo mam wrażenie, że wokół wszyscy uczestniczą w szkoleniach na temat cyberprzemocy właśnie. Niedługo pogadanki obejmą dzieci w żłobkach, bo tablety i telefony dajemy do rąk kilkumiesięcznym maluchom.
Nie mówię, że edukacja jest zła, tej nigdy za wiele, ale uderzmy sie w piersi, my dorośli! Chcemy edukować dzieci i młodzież, a co sami robimy?
W naszej bibliotece jest zakaz wchodzenia na portale społecznościowe, bo dzieciaki dokuczają sobie w mediach ile wlezie, często za pozwoleniem rodziców. Miałam dość śledztwa, kto kiedy i o jakiej porze napisał coś obraźliwego na kolegę. Rodzice uczniów tego nie ogarniają i oczekują, że szkoła rozwiąże ten problem.
Ale jak ma rozwiązać, skoro sami rodzice włączają się do kłótni dzieci, wysyłając pod adresem kolegów groźby! Przesadzam? A co powiecie na taki wpis:
TY GÓWNIARO, JAK NIE ODCZEPISZ SIĘ OD MOJEJ CÓRKI, TO JEJ STARSZA SIOSTRA PRZYJDZIE ZE SWOIMI KOLEGAMI I ZROBI Z TOBĄ PORZĄDEK!
To tylko jeden z przykładów.
A dorośli? Co powiecie o radnym miejskim, który hejtuje w lokalnych mediach innego radnego, przyznaje się do tego publicznie, ale to nie przeszkadza mu awansować?
Nie wspomnę nawet o wypowiedziach niektórych polityków, wpisach posłów czy polubieniach nienawistnych wpisów na Tweeterze, FB czy innych portalach. Co z tego, że niektóre są usuwane, zaistniały i dały świadectwo!
W komentarzach pod wpisami na blogach tego pełno, zwłaszcza anonimowo używają sobie niektórzy do woli, powołując się na wolność słowa, niekiedy nie czytając wpisów, których tytuły świadczą często o przewrotnym podejściu do tematu. Wystarczy przeczytać artykuł, ale dla hejterów to zbyt duży wysiłek, wystarczy tytuł i już rozkręcają swoje jadowite języki.
Oburzające są według mnie niektóre demotywatory, które nie obnażają zjawisk, cech czy sytuacji, ale ośmieszają imiennie konkretne osoby, a przecież nawet dzieci uczymy, że powinno się krytykować zachowania, a nie osoby. Ośmieszanie czy wywlekanie życia prywatnego, kalectwa, wyglądu też dają świadectwo o autorach takich pomysłów.
Oburzamy się, że młodzież nagrywa swoich rówieśników w intymnych sytuacjach i wstawia filmiki do sieci, cóż, dorośli nie są lepsi. Nigdy nie wiemy, kto nas filmuje lub robi zdjęcie i gdzie się owe cuda pojawią...
Znajomi, którzy mają konta na FB lub innych portalach łapią się czasem za głowę, jakie zdjęcia i filmy wstawiają rodzice uczniów czy sami nauczyciele.
Gorzej jest z profilaktyką.
Gdy mija trochę czasu, przechodzimy nad pewnymi sprawami do porządku dziennego...do następnego razu, do następnej tragedii.
Może tak byc musi, może taka natura człowieka, ale podobno są przepisy i procedury. One jednak nie zwalniają od samodzielnego myślenia, rozsądku i zwyczajnej przyzwoitości.
Do czego taki długi wstęp? Pasowałby do wielu problemów dzisiejszych czasów, ale ja skupię się na CYBERPRZEMOCY.
Nie mam zamiaru robić wykładu, nie obawiajcie się, żaden ze mnie specjalista. Ile osób nie zapytacie o przejawy tego zjawiska, tyle opinii usłyszycie.
Dlaczego o tym teraz? Bo mam wrażenie, że wokół wszyscy uczestniczą w szkoleniach na temat cyberprzemocy właśnie. Niedługo pogadanki obejmą dzieci w żłobkach, bo tablety i telefony dajemy do rąk kilkumiesięcznym maluchom.
Nie mówię, że edukacja jest zła, tej nigdy za wiele, ale uderzmy sie w piersi, my dorośli! Chcemy edukować dzieci i młodzież, a co sami robimy?
W naszej bibliotece jest zakaz wchodzenia na portale społecznościowe, bo dzieciaki dokuczają sobie w mediach ile wlezie, często za pozwoleniem rodziców. Miałam dość śledztwa, kto kiedy i o jakiej porze napisał coś obraźliwego na kolegę. Rodzice uczniów tego nie ogarniają i oczekują, że szkoła rozwiąże ten problem.
Ale jak ma rozwiązać, skoro sami rodzice włączają się do kłótni dzieci, wysyłając pod adresem kolegów groźby! Przesadzam? A co powiecie na taki wpis:
TY GÓWNIARO, JAK NIE ODCZEPISZ SIĘ OD MOJEJ CÓRKI, TO JEJ STARSZA SIOSTRA PRZYJDZIE ZE SWOIMI KOLEGAMI I ZROBI Z TOBĄ PORZĄDEK!
To tylko jeden z przykładów.
A dorośli? Co powiecie o radnym miejskim, który hejtuje w lokalnych mediach innego radnego, przyznaje się do tego publicznie, ale to nie przeszkadza mu awansować?
Nie wspomnę nawet o wypowiedziach niektórych polityków, wpisach posłów czy polubieniach nienawistnych wpisów na Tweeterze, FB czy innych portalach. Co z tego, że niektóre są usuwane, zaistniały i dały świadectwo!
W komentarzach pod wpisami na blogach tego pełno, zwłaszcza anonimowo używają sobie niektórzy do woli, powołując się na wolność słowa, niekiedy nie czytając wpisów, których tytuły świadczą często o przewrotnym podejściu do tematu. Wystarczy przeczytać artykuł, ale dla hejterów to zbyt duży wysiłek, wystarczy tytuł i już rozkręcają swoje jadowite języki.
Oburzające są według mnie niektóre demotywatory, które nie obnażają zjawisk, cech czy sytuacji, ale ośmieszają imiennie konkretne osoby, a przecież nawet dzieci uczymy, że powinno się krytykować zachowania, a nie osoby. Ośmieszanie czy wywlekanie życia prywatnego, kalectwa, wyglądu też dają świadectwo o autorach takich pomysłów.
Oburzamy się, że młodzież nagrywa swoich rówieśników w intymnych sytuacjach i wstawia filmiki do sieci, cóż, dorośli nie są lepsi. Nigdy nie wiemy, kto nas filmuje lub robi zdjęcie i gdzie się owe cuda pojawią...
Znajomi, którzy mają konta na FB lub innych portalach łapią się czasem za głowę, jakie zdjęcia i filmy wstawiają rodzice uczniów czy sami nauczyciele.
środa, 22 listopada 2017
Pięćsetny i chyba nie ostatni...
Tak się zastanawiałam jak uczcić ten 500-y post i czy w ogóle i doszłam do wniosku, że fanfar nie będzie, ale jakiś akcent być może.
Gdy czytałam kilka pierwszych notek na tym blogu to widzę, że jakiś postęp nastąpił, a poza tym czytelnicy i komentatorzy zmieniali się często.
Za wszystkie komentarze bardzo dziękuję, bardzo żal mi blogów, na które lubiłam zaglądać, a które zniknęły, ale najbardziej przykro, gdy znika ktoś bez słowa i klikając w znajomy link, czytam komunikat: nie znaleziono adresu lub blog nie istnieje...
Dziś, zamiast poważnych rozważań czy ambitnych tekstów przynoszę fotki zrobione kiedyś w galerii poznańskiej. Roboty, mechanizmy i inne cuda, występujące w filmach SF.
Niektóre okropne w odbiorze, przerażające, ale efekty specjalne w filmach pamiętam i były rewelacyjne, w przeciwieństwie do poziomu fabuły często.
Nie nazwę wszystkich tych Robocopów, Terminatorów, bo już nie pamiętam, ale myślę, że zdjęcia mówią same za siebie.
Cóż mogę dodać? Podobno roboty zawładną kiedyś naszym życiem, już teraz operują chorych, obsługują klientów restauracji, wycinają skomplikowane kształty w każdym materiale, zastępują saperów itd. Wprawdzie nie posiadają jeszcze samodzielności myślenia i inteligencji wyższej od ludzkiej, ale kto wie, co będzie za 30 lat?
Życzę nam wszystkim, aby w dobie cyfryzacji życia i robotyzacji wszystkiego nie zniknęły proste odruchy serca, a komunikacja nie ograniczała się do wpisów na FB czy Twitterze :-)
Gdy czytałam kilka pierwszych notek na tym blogu to widzę, że jakiś postęp nastąpił, a poza tym czytelnicy i komentatorzy zmieniali się często.
Za wszystkie komentarze bardzo dziękuję, bardzo żal mi blogów, na które lubiłam zaglądać, a które zniknęły, ale najbardziej przykro, gdy znika ktoś bez słowa i klikając w znajomy link, czytam komunikat: nie znaleziono adresu lub blog nie istnieje...
Dziś, zamiast poważnych rozważań czy ambitnych tekstów przynoszę fotki zrobione kiedyś w galerii poznańskiej. Roboty, mechanizmy i inne cuda, występujące w filmach SF.
Niektóre okropne w odbiorze, przerażające, ale efekty specjalne w filmach pamiętam i były rewelacyjne, w przeciwieństwie do poziomu fabuły często.
Nie nazwę wszystkich tych Robocopów, Terminatorów, bo już nie pamiętam, ale myślę, że zdjęcia mówią same za siebie.
Cóż mogę dodać? Podobno roboty zawładną kiedyś naszym życiem, już teraz operują chorych, obsługują klientów restauracji, wycinają skomplikowane kształty w każdym materiale, zastępują saperów itd. Wprawdzie nie posiadają jeszcze samodzielności myślenia i inteligencji wyższej od ludzkiej, ale kto wie, co będzie za 30 lat?
Życzę nam wszystkim, aby w dobie cyfryzacji życia i robotyzacji wszystkiego nie zniknęły proste odruchy serca, a komunikacja nie ograniczała się do wpisów na FB czy Twitterze :-)
sobota, 18 listopada 2017
Podsłuchane...
Czasami zdarza mi się podsłuchiwać między regałami bibliotecznymi, czasami w sklepie, często na ulicy.
Chociaż nie wszystko jest podsłuchane, raczej zasłyszane, bo rozmowy bywają głośne i nikt szeptem nie daje znać, że rozmowa jest poufna.
Nie chodzę ze słuchawkami w uszach, więc to i owo uda się podsłuchać.
Staram się ciekawsze rozmowy zapamiętać, by potem napisać Wam na blogu, co ciekawego niesie każdy nowy dzień.
Scenka I
W czytelni siedzą dziewczyny z 7 klasy i powtarzają materiał do sprawdzianu z religii:
- Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobre wynagradza, a za złe karze
- no to sędzią jest czy królem?
- Bóg ojciec kocha nas jak swoje owieczki
- to ojciec czy pasterz, a w ogóle to skąd wiadomo, że mnie kocha?
- bo jest naszym ojcem
- no weź przestań, mój ojciec tylko kasę kocha...
Scenka II
Rozmowa w księgarni, w tej samej, do której weszła cyganka:
- O, tu ma pani książki o tych arabskich kobietach
- Tak, klientki chętnie kupują
- wszędzie ten islam, buddyzm, same obce religie
- ale buddyzm to filozofia raczej
- a co za różnica, to nie chrześcijaństwo, oni po 5 żon mają, co to za mężczyźni, co to za religia!
- na świecie są różne religie
- i źle, powinno zwyciężyć chrześcijaństwo, ale ile to czasu trzeba, żeby wszystkich nawrócić...
- liczą się wartości, które w różnych religiach są uniwersalne
- ale chrześcijaństwo jest najlepsze, uczy najlepszych wartości...
Scenka III
Na korytarzu szkolnym:
- Igor, dlaczego uderzyłeś kolegę? Nie wolno się bić!
- bo on powiedział, że moja matka daje wszystkim za darmo!
- a ty, jak rozumiem broniłeś honoru mamy?
- prze pani, dostał w pysk, bo przy całej klasie powiedział...
Scenka IV
Rozmawiają dwie panie, jedna z nich, jak wynika z rozmowy jest posuniętą w latach panienką:
- dziś nie ma porządnych mężczyzn, wszyscy diabła warci
- ale co też pani mówi, nie wszyscy są tacy źli
- ostatni porządni na wojnie wyginęli, a najporządniejszy był mój ojciec, ja nie byłam nigdy zamężna, bo nikt mu nie dorównał
- a ja nie narzekam, dobrego mam męża, a i w rodzinie dobrzy się trafiają, może miała pani złe doświadczenia?
- skoro pani nie narzeka,to widocznie miała szczęście, ja nie miałam...
Chociaż nie wszystko jest podsłuchane, raczej zasłyszane, bo rozmowy bywają głośne i nikt szeptem nie daje znać, że rozmowa jest poufna.
Nie chodzę ze słuchawkami w uszach, więc to i owo uda się podsłuchać.
Staram się ciekawsze rozmowy zapamiętać, by potem napisać Wam na blogu, co ciekawego niesie każdy nowy dzień.
Scenka I
W czytelni siedzą dziewczyny z 7 klasy i powtarzają materiał do sprawdzianu z religii:
- Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobre wynagradza, a za złe karze
- no to sędzią jest czy królem?
- Bóg ojciec kocha nas jak swoje owieczki
- to ojciec czy pasterz, a w ogóle to skąd wiadomo, że mnie kocha?
- bo jest naszym ojcem
- no weź przestań, mój ojciec tylko kasę kocha...
Scenka II
Rozmowa w księgarni, w tej samej, do której weszła cyganka:
- O, tu ma pani książki o tych arabskich kobietach
- Tak, klientki chętnie kupują
- wszędzie ten islam, buddyzm, same obce religie
- ale buddyzm to filozofia raczej
- a co za różnica, to nie chrześcijaństwo, oni po 5 żon mają, co to za mężczyźni, co to za religia!
- na świecie są różne religie
- i źle, powinno zwyciężyć chrześcijaństwo, ale ile to czasu trzeba, żeby wszystkich nawrócić...
- liczą się wartości, które w różnych religiach są uniwersalne
- ale chrześcijaństwo jest najlepsze, uczy najlepszych wartości...
Scenka III
Na korytarzu szkolnym:
- Igor, dlaczego uderzyłeś kolegę? Nie wolno się bić!
- bo on powiedział, że moja matka daje wszystkim za darmo!
- a ty, jak rozumiem broniłeś honoru mamy?
- prze pani, dostał w pysk, bo przy całej klasie powiedział...
Scenka IV
Rozmawiają dwie panie, jedna z nich, jak wynika z rozmowy jest posuniętą w latach panienką:
- dziś nie ma porządnych mężczyzn, wszyscy diabła warci
- ale co też pani mówi, nie wszyscy są tacy źli
- ostatni porządni na wojnie wyginęli, a najporządniejszy był mój ojciec, ja nie byłam nigdy zamężna, bo nikt mu nie dorównał
- a ja nie narzekam, dobrego mam męża, a i w rodzinie dobrzy się trafiają, może miała pani złe doświadczenia?
- skoro pani nie narzeka,to widocznie miała szczęście, ja nie miałam...
środa, 15 listopada 2017
Pani da powróżyć...
Weszłam ostatnio do małej księgarni i schowana za stojakiem z kartkami okolicznościowymi wybierałam książki dla mojej biblioteki. Jak na spadek czytelnictwa i wysokie ceny książek, to ruch w sklepie spory, ciągle otwierane i zamykane drzwi wpuszczały zimne powietrze do środka.
Gdy w księgarni zrobiło się bezludnie , a właścicielka zaproponowała mi herbatę, weszła cichutko do sklepu kobiecinka.
Podeszła od razu do lady i ochrypłym głosem, z lekkim zaśpiewem zwróciła się do właścicielki:
- ty dobra pani, ja wróżka, daj rękę kochana, to ja przyszłość przepowiem
Wyjrzałam zza stojaka, bo zaintrygował mnie dialog, a kobiecinka wyglądała wypisz, wymaluj jak cyganka z filmu Brunet wieczorową porą...
No może trochę przesadziłam, ta w sklepie była ładniejsza.
- pani da 10 złoty, pani dobrze z oczu patrzy, ja powróżę...
- ale ja nie jestem zainteresowana!
- a co ci szkodzi , kochana? tylko 10 złoty i ja ci o przyszłości powiem...
- co ma być, to będzie, naprawdę nie skorzystam!
- to daj 10 złoty, ty dzisiaj więcej zarobiłaś, nie żałuj 10 złoty...
- ja mam pani dać 10 zł, bo co?
- pani da 10 złoty, to się nic złego nie stanie...
- no wie pani, to szantaż, ja na ulicy pieniędzy nie zbieram!
Nie wytrzymałam i podeszłam do lady. Cyganka zrobiła w tył zwrot i ruszyła do drzwi, marudząc pod nosem, że nieużyte ludzie w tym mieście i grosza żałują.
Wyobrażacie sobie? Myślałam, że takie postaci i sytuacje to już tylko na filmach, a tu taka niespodzianka.
Gdy obie ochłonęłyśmy, zaczęłyśmy zastanawiać się, czy to aby nie była ukryta kamera?
Gdy w księgarni zrobiło się bezludnie , a właścicielka zaproponowała mi herbatę, weszła cichutko do sklepu kobiecinka.
Podeszła od razu do lady i ochrypłym głosem, z lekkim zaśpiewem zwróciła się do właścicielki:
- ty dobra pani, ja wróżka, daj rękę kochana, to ja przyszłość przepowiem
Wyjrzałam zza stojaka, bo zaintrygował mnie dialog, a kobiecinka wyglądała wypisz, wymaluj jak cyganka z filmu Brunet wieczorową porą...
No może trochę przesadziłam, ta w sklepie była ładniejsza.
- pani da 10 złoty, pani dobrze z oczu patrzy, ja powróżę...
- ale ja nie jestem zainteresowana!
- a co ci szkodzi , kochana? tylko 10 złoty i ja ci o przyszłości powiem...
- co ma być, to będzie, naprawdę nie skorzystam!
- to daj 10 złoty, ty dzisiaj więcej zarobiłaś, nie żałuj 10 złoty...
- ja mam pani dać 10 zł, bo co?
- pani da 10 złoty, to się nic złego nie stanie...
- no wie pani, to szantaż, ja na ulicy pieniędzy nie zbieram!
Nie wytrzymałam i podeszłam do lady. Cyganka zrobiła w tył zwrot i ruszyła do drzwi, marudząc pod nosem, że nieużyte ludzie w tym mieście i grosza żałują.
Wyobrażacie sobie? Myślałam, że takie postaci i sytuacje to już tylko na filmach, a tu taka niespodzianka.
Gdy obie ochłonęłyśmy, zaczęłyśmy zastanawiać się, czy to aby nie była ukryta kamera?
sobota, 11 listopada 2017
Ktokolwiek widział...
Czasami w mediach słyszymy apele osób, zgłaszających zaginięcie swoich bliskich. Część z takich historii kończy się tragicznie, choć dla zainteresowanych nawet odnalezienie zwłok członka rodziny jest "lepszym" rozwiązaniem , niż życie latami w niepewności...
Bywa także, że zaginiona osoba nie znajduje się nigdy, nawet w moim mieście był taki głośny przypadek: zaginęła młoda kobieta. Wyjechała do pracy w Anglii, zostawiając 3-letnie dziecko i słuch po niej zaginął. Była poszukiwana, sprawę nagłośniono w ogólnopolskich mediach. Było to kilkanaście lat temu i kobieta nie znalazła się. Dziecko wychowali dziadkowie. O ojcu dziecka nic nie wiem.
Była także głośna sprawa zaginionej 18 lat temu kobiety. Podejrzanym, którzy widzieli ją ostatni niczego nie udowodniono. Nagle po wielu latach jeden z nich wyszemrał w knajpie po spożyciu, że kobieta została w czasie kłótni zamordowana i zakopana na działkach, takich co to koperek i marchewka rosną...
Ktoś to usłyszał i zgłosił gdzie trzeba, zwłoki faktycznie odnaleziono, rodzina doczekała się finału.
Ale zdarza się także, że zaginione osoby nie chcą by je odnaleźć, uciekają, znikają i zacierają po sobie ślady...
Czytałam kiedyś ciekawą książkę (tytułu niestety nie pamiętam) której bohaterka skorzystała z okazji, by zmienić swoją tożsamość i zacząć nowe życie.
Uczestniczyła w wypadku drogowym, będąc pasażerką tramwaju czy autobusu. Gdy zobaczyła obok siebie zwłoki kobiety ze zmasakrowaną twarzą, zamieniła torebki i od tej pory żyła nowym życiem, a ją uznano za zmarłą. To był impuls, sama później nie wiedziała dlaczego tak zrobiła. Była lekarzem, miała rodzinę, a w nowym wcieleniu zatrudniła się początkowo jako pomoc kuchenna. Nie będę rozwodzić się o szczegółach, ale zastanawiało mnie, że nie tęskniła choćby do dzieci...
Różne są powody, dla których ludzie znikają. Myślę, że sama nie wybaczyłabym braku jakiejkolwiek wiadomości, znaku życia, bo dla tych opuszczonych, pozostawionych bez wieści jest to niewyobrażalny dramat.
Bywa także, że zaginiona osoba nie znajduje się nigdy, nawet w moim mieście był taki głośny przypadek: zaginęła młoda kobieta. Wyjechała do pracy w Anglii, zostawiając 3-letnie dziecko i słuch po niej zaginął. Była poszukiwana, sprawę nagłośniono w ogólnopolskich mediach. Było to kilkanaście lat temu i kobieta nie znalazła się. Dziecko wychowali dziadkowie. O ojcu dziecka nic nie wiem.
Była także głośna sprawa zaginionej 18 lat temu kobiety. Podejrzanym, którzy widzieli ją ostatni niczego nie udowodniono. Nagle po wielu latach jeden z nich wyszemrał w knajpie po spożyciu, że kobieta została w czasie kłótni zamordowana i zakopana na działkach, takich co to koperek i marchewka rosną...
Ktoś to usłyszał i zgłosił gdzie trzeba, zwłoki faktycznie odnaleziono, rodzina doczekała się finału.
Ale zdarza się także, że zaginione osoby nie chcą by je odnaleźć, uciekają, znikają i zacierają po sobie ślady...
Czytałam kiedyś ciekawą książkę (tytułu niestety nie pamiętam) której bohaterka skorzystała z okazji, by zmienić swoją tożsamość i zacząć nowe życie.
Uczestniczyła w wypadku drogowym, będąc pasażerką tramwaju czy autobusu. Gdy zobaczyła obok siebie zwłoki kobiety ze zmasakrowaną twarzą, zamieniła torebki i od tej pory żyła nowym życiem, a ją uznano za zmarłą. To był impuls, sama później nie wiedziała dlaczego tak zrobiła. Była lekarzem, miała rodzinę, a w nowym wcieleniu zatrudniła się początkowo jako pomoc kuchenna. Nie będę rozwodzić się o szczegółach, ale zastanawiało mnie, że nie tęskniła choćby do dzieci...
Różne są powody, dla których ludzie znikają. Myślę, że sama nie wybaczyłabym braku jakiejkolwiek wiadomości, znaku życia, bo dla tych opuszczonych, pozostawionych bez wieści jest to niewyobrażalny dramat.
środa, 8 listopada 2017
Wyjątkowa życzliwość?
Mówią, że to czasy się zmieniają, że świat jest całkiem inny.
To nie czasy się zmieniają lecz ludzie...
Od jakiegoś już czasu obserwuję, jak zwykły dobry uczynek uważamy za wyjątkowy gest wobec bliźniego, za pomoc w trudnej sytuacji przyznajemy ordery, a za koleżeńską przysługę poczuwamy się do sowitej rekompensaty...
To prawda, dobre uczynki powinny być przykładem dla innych i powinno się o nich mówić, bo to z kolei żaden wstyd.
Kiedyś ogłoszono akcję dla uczniów, które wywołała we mnie mieszane uczucia. Dzieci miały przez jakiś czas robić dobre uczynki (nie było ścisłych wytycznych jakie ) i zapisywać z potwierdzeniem osób dorosłych. Finalnie najlepszy (?) otrzymywał w nagrodę rower.
Nie będę się nad tym rozwodzić, bo to pewnie elaborat można napisać, ale w moim przekonaniu DOBRE UCZYNKI robi się z zasady nie oczekując zadośćuczynienia.
Do podjęcia tego tematu skłonił mnie wywiad dziennikarza ze znanym pisarzem, a dziennikarz ów stwierdził, że pisarz, choć sławny okazał się serdecznym, pomocnym człowiekiem i wcale nie zadzierał nosa.
Doszliśmy więc do etapu (już dawno chyba) że normalność znanych osób, brak gwiazdorzenia i wymyślania kaprysów lub grzeczność w rozmowie uważamy za niebywały ewenement, a zwykła życzliwość urasta do rangi niespotykanej cechy.
Od lat tępię zachowania typu: ty mi przysługę, ja tobie czekoladę. Pyta koleżanka jak może się odwdzięczyć? Uśmiechem i dobrym słowem!
Dlaczego? Bo to działa w dwie strony...gdy ktoś będzie miły lub uczynny to ja też od razu mam lecieć z upominkiem?
A zwyczajne dziękuję nie wystarczy?
Może faktycznie, w świecie, gdzie wszyscy na wszystkich warczą, podejrzewają podstęp, nieszczerość i bóg wie co jeszcze, powinniśmy się zachwycać zwyczajnym ludzkim odruchem pomocy i życzliwości?
To nie czasy się zmieniają lecz ludzie...
Od jakiegoś już czasu obserwuję, jak zwykły dobry uczynek uważamy za wyjątkowy gest wobec bliźniego, za pomoc w trudnej sytuacji przyznajemy ordery, a za koleżeńską przysługę poczuwamy się do sowitej rekompensaty...
To prawda, dobre uczynki powinny być przykładem dla innych i powinno się o nich mówić, bo to z kolei żaden wstyd.
Kiedyś ogłoszono akcję dla uczniów, które wywołała we mnie mieszane uczucia. Dzieci miały przez jakiś czas robić dobre uczynki (nie było ścisłych wytycznych jakie ) i zapisywać z potwierdzeniem osób dorosłych. Finalnie najlepszy (?) otrzymywał w nagrodę rower.
Nie będę się nad tym rozwodzić, bo to pewnie elaborat można napisać, ale w moim przekonaniu DOBRE UCZYNKI robi się z zasady nie oczekując zadośćuczynienia.
Do podjęcia tego tematu skłonił mnie wywiad dziennikarza ze znanym pisarzem, a dziennikarz ów stwierdził, że pisarz, choć sławny okazał się serdecznym, pomocnym człowiekiem i wcale nie zadzierał nosa.
Doszliśmy więc do etapu (już dawno chyba) że normalność znanych osób, brak gwiazdorzenia i wymyślania kaprysów lub grzeczność w rozmowie uważamy za niebywały ewenement, a zwykła życzliwość urasta do rangi niespotykanej cechy.
Od lat tępię zachowania typu: ty mi przysługę, ja tobie czekoladę. Pyta koleżanka jak może się odwdzięczyć? Uśmiechem i dobrym słowem!
Dlaczego? Bo to działa w dwie strony...gdy ktoś będzie miły lub uczynny to ja też od razu mam lecieć z upominkiem?
A zwyczajne dziękuję nie wystarczy?
Może faktycznie, w świecie, gdzie wszyscy na wszystkich warczą, podejrzewają podstęp, nieszczerość i bóg wie co jeszcze, powinniśmy się zachwycać zwyczajnym ludzkim odruchem pomocy i życzliwości?
niedziela, 5 listopada 2017
Każdy ma jakiegoś bzika ?
Jak by nie nazywać tego zjawiska, każdy ma jakiegoś bzika, fobię, natręctwo itd.
Czasami nas to drażni u innych, ale bez tego świat miałby mniej barw.
Pamiętacie może detektywa Monka? Jego nerwica natręctw to był wprawdzie hardcore, ale wielu ludzi miewa swoje bziki w nieco mniejszym nasileniu.
Takie na przykład uporczywe przywiązywanie wagi do tego, by przedmioty stały na swoim miejscu, jedni nazywają pedanterią, a inni niemal nie rozwiedli się z powodu dylematu czy stół ma stać 5 czy 10 cm od ściany...
Zdarza mi się zostawiać otwarte szafki, niedokręcone nakrętki, które tak denerwują mojego męża, że ciągle wszystko zamyka i dokręca.
Mam koleżankę, która potrafi przerwać rozmowę, bo widzi, że coś stoi krzywo lub inaczej niż zwykle i musi to poprawić, NATYCHMIAST.
Nie jestem zresztą lepsza, gdy widzę , że coś jest nie tak z książkami na półkach, to MUSZĘ to poprawić, żeby nie wiem co...
Sporo takich bzików związanych jest z jedzeniem, są osoby, które jedzą tylko różowe jogurty, inne rozdzielają jedzenie na talerzu i za nic nie wezmą sosu, bywają smakosze rodzynków, ale zawsze osobno, broń Boże w ciastach lub sałatkach!
Ja np. lubię owoce leśne, ale nigdy w jogurtach...
Bywają też osoby, które czytają skład każdego produktu na opakowaniach i to na głos!
Ja złapałam się na tym, że czytam głośno napisy przy drogach, gdy jadę samochodem, to się powinno leczyć, podziwiam męża za cierpliwość:-)
W temacie higiena bywa też zabawnie. A to bardzo długo wyciera ktoś sztućce, a to ciągle myje ręce i w torebce nosi zawsze chusteczki odświeżające lub żel odkażający.
Mam sąsiadkę, która zawsze sprawdza czy zamknęła drzwi i to kilkakrotnie, a z okien kuchni widuję sąsiada, który obchodzi auto po kilka razy, by sprawdzić czy zamknął drzwi w aucie. Masakra.
Słyszałam też o bziku noszenia wyłącznie czarnej bielizny i skarpetek lub zupełnie gładkich T-shirtów, bez napisów, haftów, naszywek itp.
Oczywiście, niektóre takie bziki i narowy mogą bardzo utrudniać życie, bo jeśli na przykład ktoś za nic nie może skorzystać z innej, niż własna toalety, to w podróżach ma wielki problem...
Obejrzałam kiedyś film o leczeniu nerwicy natręctw i najbardziej utkwiła mi w pamięci kobieta, która notorycznie czyściła piekarniki. Nawet idąc w gości, wędrowała od razu do kuchni i zabierała się za szorowanie pieca. Wyobrażacie sobie?
Może znacie jakieś nietypowe zachowania i przyzwyczajenia?
Czasami nas to drażni u innych, ale bez tego świat miałby mniej barw.
Pamiętacie może detektywa Monka? Jego nerwica natręctw to był wprawdzie hardcore, ale wielu ludzi miewa swoje bziki w nieco mniejszym nasileniu.
Takie na przykład uporczywe przywiązywanie wagi do tego, by przedmioty stały na swoim miejscu, jedni nazywają pedanterią, a inni niemal nie rozwiedli się z powodu dylematu czy stół ma stać 5 czy 10 cm od ściany...
Zdarza mi się zostawiać otwarte szafki, niedokręcone nakrętki, które tak denerwują mojego męża, że ciągle wszystko zamyka i dokręca.
Mam koleżankę, która potrafi przerwać rozmowę, bo widzi, że coś stoi krzywo lub inaczej niż zwykle i musi to poprawić, NATYCHMIAST.
Nie jestem zresztą lepsza, gdy widzę , że coś jest nie tak z książkami na półkach, to MUSZĘ to poprawić, żeby nie wiem co...
Sporo takich bzików związanych jest z jedzeniem, są osoby, które jedzą tylko różowe jogurty, inne rozdzielają jedzenie na talerzu i za nic nie wezmą sosu, bywają smakosze rodzynków, ale zawsze osobno, broń Boże w ciastach lub sałatkach!
Ja np. lubię owoce leśne, ale nigdy w jogurtach...
Bywają też osoby, które czytają skład każdego produktu na opakowaniach i to na głos!
Ja złapałam się na tym, że czytam głośno napisy przy drogach, gdy jadę samochodem, to się powinno leczyć, podziwiam męża za cierpliwość:-)
W temacie higiena bywa też zabawnie. A to bardzo długo wyciera ktoś sztućce, a to ciągle myje ręce i w torebce nosi zawsze chusteczki odświeżające lub żel odkażający.
Mam sąsiadkę, która zawsze sprawdza czy zamknęła drzwi i to kilkakrotnie, a z okien kuchni widuję sąsiada, który obchodzi auto po kilka razy, by sprawdzić czy zamknął drzwi w aucie. Masakra.
Słyszałam też o bziku noszenia wyłącznie czarnej bielizny i skarpetek lub zupełnie gładkich T-shirtów, bez napisów, haftów, naszywek itp.
Oczywiście, niektóre takie bziki i narowy mogą bardzo utrudniać życie, bo jeśli na przykład ktoś za nic nie może skorzystać z innej, niż własna toalety, to w podróżach ma wielki problem...
Obejrzałam kiedyś film o leczeniu nerwicy natręctw i najbardziej utkwiła mi w pamięci kobieta, która notorycznie czyściła piekarniki. Nawet idąc w gości, wędrowała od razu do kuchni i zabierała się za szorowanie pieca. Wyobrażacie sobie?
Może znacie jakieś nietypowe zachowania i przyzwyczajenia?
czwartek, 2 listopada 2017
Spójrz w niebo...
Czy zastanawialiście się, ile razy patrzymy w niebo? Jakimi nazwami opatrujemy ten cały bezmiar nad naszymi głowami: niebo, nieboskłon, niebiosa, niebieski firmament... niby zbadany, podpatrywany, śledzony bezustannie najnowszą aparaturą, a jednak ciągle tajemniczy.
Spoglądamy w górę gdy się modlimy, gdy wspominamy naszych bliskich, gdy wypatrujemy oznak zmiany pogody, gdy wypowiadamy życzenie na widok spadającej gwiazdy, gdy szukamy właściwego kierunku.
W nadmiarze pochmurnych dni wypatrujemy choć skrawka błękitu, bo ten błękit rozświetlony promieniami poprawia humor, przynosi optymizm i wiarę w to, że po każdej burzy zaświeci nam słońce.
Z nieba nadlatują ptaki, samoloty i owady, niebo jest źródłem opadów atmosferycznych, tych życiodajnych w największe upały i tych niosących często śmierć w największe mrozy...
Z nieba spływa na nas strach jak grom , przed którym nie ma ucieczki lub ukojenie niosące nadzieję.
Obserwując z okna własnego mieszkania ten sam skrawek nieba widujemy takie spektakle natury, których człowiek nie odtworzy w żaden sposób.
Gdy w górach zmienia się pogoda, widoki nieba zapierają dech w piersi , ale lepiej być wtedy na kwaterze, niż na wysokości prawie 2000m npm
Jako pasażer samochodu lubię podziwiać niebo wieczorne i zmieniające się kolory, trudne do uchwycenia za kolejnym zakrętem, wybaczcie więc jakość zdjęć robionych przez szybę pędzącego auta...
A tak zmieniał się widok z mojego okna, gdy zbliżały się sławetne wiatry z ulewami, które szalały nad wieloma miejscami w Polsce...
I moja ulubiona wersja nieba wieczornego, wszystkie odcienie różu...jak zorza polarna.
A pamiętacie te wszystkie frazeologizmy związane z niebem?
@ być w siódmym niebie...
@ przychylić komuś nieba...
@ mieć niebo w gębie...
@ wyglądać / obiecać gwiazdkę z nieba...
@ wołać o pomstę do nieba...
@ poruszyć niebo i ziemię...
@ coś spada jak manna z nieba...
@ wszystkie znaki na niebie mówią, że...
Spoglądamy w górę gdy się modlimy, gdy wspominamy naszych bliskich, gdy wypatrujemy oznak zmiany pogody, gdy wypowiadamy życzenie na widok spadającej gwiazdy, gdy szukamy właściwego kierunku.
W nadmiarze pochmurnych dni wypatrujemy choć skrawka błękitu, bo ten błękit rozświetlony promieniami poprawia humor, przynosi optymizm i wiarę w to, że po każdej burzy zaświeci nam słońce.
Z nieba nadlatują ptaki, samoloty i owady, niebo jest źródłem opadów atmosferycznych, tych życiodajnych w największe upały i tych niosących często śmierć w największe mrozy...
Z nieba spływa na nas strach jak grom , przed którym nie ma ucieczki lub ukojenie niosące nadzieję.
Obserwując z okna własnego mieszkania ten sam skrawek nieba widujemy takie spektakle natury, których człowiek nie odtworzy w żaden sposób.
Gdy w górach zmienia się pogoda, widoki nieba zapierają dech w piersi , ale lepiej być wtedy na kwaterze, niż na wysokości prawie 2000m npm
Jako pasażer samochodu lubię podziwiać niebo wieczorne i zmieniające się kolory, trudne do uchwycenia za kolejnym zakrętem, wybaczcie więc jakość zdjęć robionych przez szybę pędzącego auta...
A tak zmieniał się widok z mojego okna, gdy zbliżały się sławetne wiatry z ulewami, które szalały nad wieloma miejscami w Polsce...
I moja ulubiona wersja nieba wieczornego, wszystkie odcienie różu...jak zorza polarna.
A pamiętacie te wszystkie frazeologizmy związane z niebem?
@ być w siódmym niebie...
@ przychylić komuś nieba...
@ mieć niebo w gębie...
@ wyglądać / obiecać gwiazdkę z nieba...
@ wołać o pomstę do nieba...
@ poruszyć niebo i ziemię...
@ coś spada jak manna z nieba...
@ wszystkie znaki na niebie mówią, że...
Subskrybuj:
Posty (Atom)