Wstrząsa mną ostatnio mało co, ale ta informacja spowodowała, że zagotowało się we mnie normalnie.
Pan minister od wycinki celebrował bowiem z grupą podobnych sobie święto myśliwych pod patronatem św. Hubertusa.
Myślistwo istnieje i ma się dobrze od zarania dziejów, można powiedzieć.
Polowaniom byłam przeciwna zawsze, bo dzisiejsi myśliwi nie dają zwierzynie żadnych szans, wszak mają broń palną i nie polują z głodu.
Jeszcze gorsze mam mniemanie o kłusownikach, ale to inna odmiana tego procederu. Ale wstrząsnęło mną najbardziej robienie z zabijania dzikich zwierząt rozrywki i wmawianie nam, że to obywatelski obowiązek!
Mało tego, przy okazji mszy , jaka odbyła się przed polowaniem w intencji dobrych łowów (czytaj licznych zwłok zabitych zwierząt) duchowny mówi do wiernych (zapisałam sobie ): potrzeba nam takich bożych ludzi dla polskiej ziemi...
Jak na ironię, pan od wycinki drzew nazywa masowe zabijanie dzików REDUKCJĄ i chwali się , że jego córka została przyjęta do grona myśliwych, a dziadek byłby z niej dumny...
Masakra i wstyd po prostu.
A ponieważ obejrzałam niedawno film Agnieszki Holland POKOT, to tym bardziej ciskałam gromy, gdy takie newsy w mediach podawano.
I na marginesie jeszcze - św. Hubert zaprzestał polowań i oddał się medytacjom, pewnie dla odkupienia swych win popełnionych przeciwko naszym braciom mniejszym.
poniedziałek, 30 października 2017
piątek, 27 października 2017
Antyjanosik
Historia mrożąca krew w żyłach, ale wcale nie w stylu Halloween.
Szlaczek mnie trafił pewnego dnia, gdy w skrzynce na listy znalazłam kopertę z pieczątkami Urzędu Skarbowego i Poczty Polskiej.
W kopercie nie list był ani też wygrana w konkursie.
Koperta zawierała powiadomienie, iż w imię prawa i w świetle dnia codziennego, ode mnie czyli szarej obywatelki ściągnięto haracz na rzecz telewizji polskiej w kwocie 380 zł.
Dlaczego? Bo zalegałam z opłatą, co skutkowało odsetkami i byłam na tyle naiwna, że kiedyś uczciwie założyłam książeczkę abonamentową, więc w/w urzędy miały na mnie namiar i mogły haracz ściągnąć z mojego konta.
Czytałam kiedyś, że ileś tam milionów posiadaczy odbiorników nie płaci i nie zamierza, więc tacy jak ja muszą wspomagać zarząd TVP w utrzymywaniu fanaberii pana Kurskiego.
Tak więc ostrzegam wszystkich zarejestrowanych, którzy o płaceniu haraczu zapomnieli, by nie zdziwili się, gdy zniknie im z konta spora sumka, którą przeznaczyć mogli na bardziej zbożny cel...
WIELKI BRAT CZUWA !
Szlaczek mnie trafił pewnego dnia, gdy w skrzynce na listy znalazłam kopertę z pieczątkami Urzędu Skarbowego i Poczty Polskiej.
W kopercie nie list był ani też wygrana w konkursie.
Koperta zawierała powiadomienie, iż w imię prawa i w świetle dnia codziennego, ode mnie czyli szarej obywatelki ściągnięto haracz na rzecz telewizji polskiej w kwocie 380 zł.
Dlaczego? Bo zalegałam z opłatą, co skutkowało odsetkami i byłam na tyle naiwna, że kiedyś uczciwie założyłam książeczkę abonamentową, więc w/w urzędy miały na mnie namiar i mogły haracz ściągnąć z mojego konta.
Czytałam kiedyś, że ileś tam milionów posiadaczy odbiorników nie płaci i nie zamierza, więc tacy jak ja muszą wspomagać zarząd TVP w utrzymywaniu fanaberii pana Kurskiego.
Tak więc ostrzegam wszystkich zarejestrowanych, którzy o płaceniu haraczu zapomnieli, by nie zdziwili się, gdy zniknie im z konta spora sumka, którą przeznaczyć mogli na bardziej zbożny cel...
WIELKI BRAT CZUWA !
wtorek, 24 października 2017
Czarna owca...
Znacie pewnie popularne określenie, które odnosi się do takiego członka rodziny, społeczności, grupy, który postępuje lub ubiera się inaczej niż wszyscy i ma ta odmienność wymiar raczej negatywny.
Bo przecież w stadzie wszystkie owce białe, nie odróżnisz jednej od drugiej, a tu ta jedyna taka nietypowa, czarna, rzuca się w oczy i niektórzy palcami wytykają, dziwią się, że taki odmieniec się trafił, do nikogo niepodobny, a nawet ekscentryk wielki w wyglądzie lub postępowaniu. W każdej niemal rodzinie taka czarna owca się trafia.
Pracowała kiedyś u nas siostra zakonna, niezwykle charyzmatyczna i dusza człowiek, która mawiała o swoim bracie jako o tej czarnej owcy, bo wszyscy w rodzinie religijni, ona sama przywdziała habit, a braciszek ateista, ale kochała go bardzo i zawsze mieli temat do rozmowy.
Zdarza się, że członkowie rodziny słyną z muzykalności i zamiłowania do sztuki, a jeden z krewnych - jakby mu słoń na ucho nadepnął, ani do grania, ani do tańca, nawet dziwi się, że można chcieć po muzeach latać, skoro w książkach pełno obrazków...
Spotkałam się też kiedyś z przypadkiem, gdy wszyscy w rodzinie studia pokończyli, a jeden z braci prostym robotnikiem wolał być i na zawodówce skończył naukę szkolną, co nie znaczy, że w sensie obycia i oczytania jakimś burakiem był...
Wyliczać można długo, nawet na kartce wypisałam sobie różne znane przypadki (wszyscy rozsądni i spokojni, a jedna osoba w rodzinie szalona w realizacji pomysłów wszelakich; w rodzinie kucharzy i miłośników jedzenia jeden niejadek i przeciwnik stania przy piecu godzinami...) ale nie będę Was zanudzać i rozwijać notki w nieskończoność.
Ciekawe natomiast, czy bywa to kwestia genów z dalekiej gałęzi rodzinnych koligacji czy skłonność do życia pod prąd czy inna przyczyna, być może już zbadana przez fachowców?
Bo przecież w stadzie wszystkie owce białe, nie odróżnisz jednej od drugiej, a tu ta jedyna taka nietypowa, czarna, rzuca się w oczy i niektórzy palcami wytykają, dziwią się, że taki odmieniec się trafił, do nikogo niepodobny, a nawet ekscentryk wielki w wyglądzie lub postępowaniu. W każdej niemal rodzinie taka czarna owca się trafia.
Pracowała kiedyś u nas siostra zakonna, niezwykle charyzmatyczna i dusza człowiek, która mawiała o swoim bracie jako o tej czarnej owcy, bo wszyscy w rodzinie religijni, ona sama przywdziała habit, a braciszek ateista, ale kochała go bardzo i zawsze mieli temat do rozmowy.
Zdarza się, że członkowie rodziny słyną z muzykalności i zamiłowania do sztuki, a jeden z krewnych - jakby mu słoń na ucho nadepnął, ani do grania, ani do tańca, nawet dziwi się, że można chcieć po muzeach latać, skoro w książkach pełno obrazków...
Spotkałam się też kiedyś z przypadkiem, gdy wszyscy w rodzinie studia pokończyli, a jeden z braci prostym robotnikiem wolał być i na zawodówce skończył naukę szkolną, co nie znaczy, że w sensie obycia i oczytania jakimś burakiem był...
Wyliczać można długo, nawet na kartce wypisałam sobie różne znane przypadki (wszyscy rozsądni i spokojni, a jedna osoba w rodzinie szalona w realizacji pomysłów wszelakich; w rodzinie kucharzy i miłośników jedzenia jeden niejadek i przeciwnik stania przy piecu godzinami...) ale nie będę Was zanudzać i rozwijać notki w nieskończoność.
Ciekawe natomiast, czy bywa to kwestia genów z dalekiej gałęzi rodzinnych koligacji czy skłonność do życia pod prąd czy inna przyczyna, być może już zbadana przez fachowców?
sobota, 21 października 2017
Odpowiedzialność zbiorowa
Niestety znów będzie o śmieciach, ale nie będę Was zanudzać wykładem.
Co mają śmieci do odpowiedzialności zbiorowej?
A mają i to dużo!
Na naszym osiedlu pojawiły sie jak grzyby po deszczu wiaty śmietnikowe, zamykane na klucz. Miało byc lepiej, czyściej. jedna wiata na dwa-trzy bloki, zależnie od lokalizacji. Korzystających niewielu, a więc o porządek i solidną segregację powinno być łatwiej.
Teoretycznie...
Okazuje się, że bałagan podobny jak poprzednio, zdarzają sie nawet worki pozostawione przed wiatą, bo ktoś zapomniał klucza. Zdarzają się otwarte drzwi, jakby zapraszały - kto chce niech wrzuca...
Niektórzy lokatorzy jakby nie widzieli kontenerów, po prostu zostawiają luzem garderobę, buty, chleb na posadzce lub na kontenerach, bo wieko podnieść to już wyższa szkoła jazdy. A ten chleb, to przepraszam, dla kogo, skoro wiata zamykana?
Oczywiście segregowanie odpadów niektórzy mają w głębokim poważaniu i nie mówię o jakimś super specjalnym segregowaniu, ale żeby szkło do szkła a papier do papieru...
Sama mam z tym problem, bo mieszkanie nie takie duże, aby mieć kilka pojemników, ale staramy się plastik, papier i szkło wyrzucać oddzielnie.
Okazało się, że po pewnym czasie od wprowadzenia wiat śmietnikowych wywieszono w gablocie pismo do lokatorów:
W związku z zaobserwowanym zjawiskiem odejścia od segregacji śmieci do odpowiednich pojemników, administracja osiedla jest zmuszona podnieść opłaty za wywożenie odpadów.
Rozumiem administrację, ale buntuję się jednocześnie przeciw nakładaniu na mnie kary za bezmyślność innych lokatorów, a jak mam udowodnić, że ja śmieci segreguję? W blokach osiedlowych jest to niemożliwe, chyba...
Mój bratanek mieszka w Szwajcarii i tam jakoś nie ma problemu z odpadami i chyba społeczeństwo jest bardziej świadome.
U nas, jak powiedział niedawno mój sąsiad, przepisy są po to, by je łamać.
Czy my, Polacy mamy to we krwi?
Co mają śmieci do odpowiedzialności zbiorowej?
A mają i to dużo!
Na naszym osiedlu pojawiły sie jak grzyby po deszczu wiaty śmietnikowe, zamykane na klucz. Miało byc lepiej, czyściej. jedna wiata na dwa-trzy bloki, zależnie od lokalizacji. Korzystających niewielu, a więc o porządek i solidną segregację powinno być łatwiej.
Teoretycznie...
Okazuje się, że bałagan podobny jak poprzednio, zdarzają sie nawet worki pozostawione przed wiatą, bo ktoś zapomniał klucza. Zdarzają się otwarte drzwi, jakby zapraszały - kto chce niech wrzuca...
Niektórzy lokatorzy jakby nie widzieli kontenerów, po prostu zostawiają luzem garderobę, buty, chleb na posadzce lub na kontenerach, bo wieko podnieść to już wyższa szkoła jazdy. A ten chleb, to przepraszam, dla kogo, skoro wiata zamykana?
Oczywiście segregowanie odpadów niektórzy mają w głębokim poważaniu i nie mówię o jakimś super specjalnym segregowaniu, ale żeby szkło do szkła a papier do papieru...
Sama mam z tym problem, bo mieszkanie nie takie duże, aby mieć kilka pojemników, ale staramy się plastik, papier i szkło wyrzucać oddzielnie.
Okazało się, że po pewnym czasie od wprowadzenia wiat śmietnikowych wywieszono w gablocie pismo do lokatorów:
W związku z zaobserwowanym zjawiskiem odejścia od segregacji śmieci do odpowiednich pojemników, administracja osiedla jest zmuszona podnieść opłaty za wywożenie odpadów.
Rozumiem administrację, ale buntuję się jednocześnie przeciw nakładaniu na mnie kary za bezmyślność innych lokatorów, a jak mam udowodnić, że ja śmieci segreguję? W blokach osiedlowych jest to niemożliwe, chyba...
Mój bratanek mieszka w Szwajcarii i tam jakoś nie ma problemu z odpadami i chyba społeczeństwo jest bardziej świadome.
U nas, jak powiedział niedawno mój sąsiad, przepisy są po to, by je łamać.
Czy my, Polacy mamy to we krwi?
środa, 18 października 2017
Lepsi ludzie?
Lubię książki, które przynoszą nową wiedzę, nie pozostawiają czytelnika obojętnym, zmuszają do dyskusji, bo ich autorzy nie dają jednoznacznych odpowiedzi...
Takie książki pisze Jodie Picoult, a tę, której okładkę widzicie obok przeczytałam ostatnio.
Niech nie zmyli niektórych naklejka KOBIETY TO CZYTAJĄ, sama sprawdziłam. Naklejka nie oznacza, że mamy do czynienia z ckliwym romansem. Jest to "etykieta" dyskusyjnego klubu ciekawej książki.
Nie zamieszczę recenzji ani niczego podobnego, niechaj o książce powiedzą dwie historie w niej przedstawione i losy ludzkie przeplatające się ze sobą, a smaku lekturze dodaje zaskakujące zakończenie.
ON
Dorastał w nienawiści do wszystkich Czarnuchów, podsycanej przez matkę, która nie mogła przeboleć śmierci syna w wypadku samochodowym.
Jego ukochany brat zginął w zderzeniu czołowym aut, kierowcą drugiego był czarny chłopak. To jemu rodzina przypisała winę za śmierć białego nastolatka.
Po śmierci matki nasz bohater porządkował papiery i wtedy natknął się na wyniki sekcji zwłok brata. Okazało się, że to biały kierowca był pod wpływem alkoholu i narkotyków i to on zjechał nagle na niewłaściwy pas.
Brat zmarłego utwierdził się jednak w przekonaniu, że gdyby ów Czarnuch nie siadł za kierownicą, nie doszłoby do wypadku….
ONA
Oskarżona o spowodowanie śmierci noworodka czarna pielęgniarka, skorzystała z instytucji obrońcy z urzędu. Pani adwokat nie chciała dać wiary w istnienie rasowych pobudek ze strony oskarżenia. Pielęgniarka zaprosiła ja więc do sklepu wielkopowierzchniowego na zakupy.
Już przy kasie Afroamerykankę poproszono o okazanie dowodu tożsamości, a po opuszczeniu sklepu, ochroniarz nakazał pokazanie zawartości jej torby.
Biała pani adwokat zaczęła także otwierać swoją torbę, na co ochroniarz stwierdził, że ona nie musi…
Co łączy opisane postaci?
Wspomniana pielęgniarka opiekowała się dzieckiem bohatera pierwszej historyjki.
Pamiętam, że już gdy byłam dzieckiem opowiadano o Ameryce jako ostoi demokracji i wolności; państwie, gdzie szanuje się prawa każdego człowieka, gdzie każdy ma pracę i żyje dostatnio.
Ziemia obiecana po prostu.
Pewnie wiele z tego jest prawdą i dziś, o ile dotyczy ludzi białej rasy, milionerów, gwiazd filmu lub turystów z ważnym pozwoleniem na pobyt czasowy.
Nigdy nie zgadzałam się z tym , że niektórzy ludzie uważają się za lepszych od innych tylko dlatego, że mieli w życiu szczęście, zdobyli wykształcenie, odziedziczyli majątek czy z racji przynależności do jakiejś rasy czy religii...
Nie mówiąc już o tym, że owi lepsi ludzie deklarują jednocześnie swoje przywiązanie do chrześcijańskich wartości, które uczą między innymi - kochaj bliźniego swego jak siebie samego.
Ale rasizm nie dotyczy tylko Ameryki, zadomowił się także w Australii, Afryce, Europie. Wielu naszych rodaków także nie przynosi nam chwały swoim stosunkiem do tzw. kolorowych, mieszkających w Polsce, a sporo owych prawdziwych Polaków przenosi swoja niechęć na następne pokolenia.
poniedziałek, 16 października 2017
Witaj, Piękna !
Przyszłaś w samą porę, gdy już mgły brały ziemię we władanie, a ptasie trele zaczynały ustępować wroniemu krakaniu. Otuliłaś ciepłym wiatrem przemarznięte uszy, osuszyłaś przemoczone buty i przepastne bure kałuże. Obudziłaś muchy i biedronki, a nawet zdziwione ważki. Na zielonych dywanach parkowych rozrzuciłaś brązowo-żółte wzory z omdlałych liści i ostatnich stokrotek.
Królowa jarzębina pręży dumnie swe czerwone korale przed Twoim słonecznym zwierciadłem, a zazdrosna winorośl przywdziewa równie soczyste barwy.
Klucze gęsi ścigają się z wiatrem, a grafitowo ponure chmury strzegą zazdrośnie nieba , by promienie słoneczne nie odwróciły uwagi spoglądających w górę od ich powietrznej doskonałości.
Przyszłaś w samą porę, wyciągając z domów ludzi z nosami spuszczonymi na kwintę, przemykającymi pospiesznie autostradą ulic, by dotrzeć do ciepła domowych ognisk.
Nie wszyscy jeszcze zauważyli Twoje ponowne panowanie, bo na ich głowach nadal czapki z pomponem i buty zbyt ciężkie na długie spacery w słońcu...
Ale uśmiechy na twarzach coraz śmielsze i okna otwarte na oścież i morze złotych chryzantem w ogrodach i na balkonach.
Witaj Złota Jesieni i zostań jak najdłużej, bo nie tęskno nam do oszroniałych traw, ani do rąk odzianych w ciepłe rękawice, a tym bardziej do chusteczek, które od nosów odczepić się nie chcą.
Królowa jarzębina pręży dumnie swe czerwone korale przed Twoim słonecznym zwierciadłem, a zazdrosna winorośl przywdziewa równie soczyste barwy.
Klucze gęsi ścigają się z wiatrem, a grafitowo ponure chmury strzegą zazdrośnie nieba , by promienie słoneczne nie odwróciły uwagi spoglądających w górę od ich powietrznej doskonałości.
Przyszłaś w samą porę, wyciągając z domów ludzi z nosami spuszczonymi na kwintę, przemykającymi pospiesznie autostradą ulic, by dotrzeć do ciepła domowych ognisk.
Nie wszyscy jeszcze zauważyli Twoje ponowne panowanie, bo na ich głowach nadal czapki z pomponem i buty zbyt ciężkie na długie spacery w słońcu...
Ale uśmiechy na twarzach coraz śmielsze i okna otwarte na oścież i morze złotych chryzantem w ogrodach i na balkonach.
Witaj Złota Jesieni i zostań jak najdłużej, bo nie tęskno nam do oszroniałych traw, ani do rąk odzianych w ciepłe rękawice, a tym bardziej do chusteczek, które od nosów odczepić się nie chcą.
piątek, 13 października 2017
Dojść do ściany...
Nikt z nas nie żyje w próżni, poddawani jesteśmy różnym próbom ze strony najbliższych i otoczenia.
Na wiele spraw i sytuacji przymykamy oko, na inne zgadzamy się dla świętego spokoju, nasza cierpliwość i wytrzymałość wystawiane są na próbę.
Przychodzi jednak taki moment , że dochodzimy do przysłowiowej ściany i musimy dokonać radykalnej zmiany.
Dlaczego?
Bo czujemy, że wystrzelimy w powietrze, zaczniemy krzyczeć, udusimy się w krepującej rzeczywistości lub dowalimy komuś słono. Taki wentyl bezpieczeństwa, żeby nie zwariować, móc spojrzeć w lustro bez obrzydzenia, by zwyczajnie poczuć się panem swego życia.
Jeśli nigdy jeszcze nie znalazłeś się w takiej sytuacji, to może znaczyć, że albo życie nie doświadczyło Cię w ten sposób i nie wywierano na Tobie presji.
Co zrobiłeś jednak, gdy podświadomość buntowała się i nalegała by wyrazić swoje zdanie, odmówić wykonania niepotrzebnej czynności, wyrwać z ciągłego podporządkowania się konwenansom lub bezsensownym nakazom?
Ile razy ważyłeś na szali wszystkie za i przeciw przed podjęciem ważnej decyzji?
Ile razy odkładałeś wykonanie radykalnego ruchu z lenistwa, wygodnictwa, ze strachu?
Ilu presjom ulegałeś w miejscu pracy, w gronie rodzinnym, w przestrzeni publicznej, wśród znajomych z podtekstem - bo Ty musisz, bo tak wypada, bo nikt inny nie może, bo Ty to zrobisz najlepiej, bo wszyscy na Ciebie liczą...
Ja już tego doświadczyłam, jestem w wieku, gdy chce się być autorem własnego scenariusza na życie i czasami trzeba stawać okoniem, nie zawsze jeszcze bywam asertywna i nie wszystko mi wychodzi, ale po każdym przejściu przez ścianę czuję się lepiej i oddycham lżej...
Staram się powtarzać tej twarzy w lustrze - ja już nic nie MUSZĘ, jedynie MOGĘ.
Nie namawiam Was na bardzo osobiste zwierzenia, ale jeśli możecie podzielić się bardzo ogólnikowo swoim przykładem, będę wdzięczna i może mądrzejsza...
Na wiele spraw i sytuacji przymykamy oko, na inne zgadzamy się dla świętego spokoju, nasza cierpliwość i wytrzymałość wystawiane są na próbę.
Przychodzi jednak taki moment , że dochodzimy do przysłowiowej ściany i musimy dokonać radykalnej zmiany.
Dlaczego?
Bo czujemy, że wystrzelimy w powietrze, zaczniemy krzyczeć, udusimy się w krepującej rzeczywistości lub dowalimy komuś słono. Taki wentyl bezpieczeństwa, żeby nie zwariować, móc spojrzeć w lustro bez obrzydzenia, by zwyczajnie poczuć się panem swego życia.
Jeśli nigdy jeszcze nie znalazłeś się w takiej sytuacji, to może znaczyć, że albo życie nie doświadczyło Cię w ten sposób i nie wywierano na Tobie presji.
Co zrobiłeś jednak, gdy podświadomość buntowała się i nalegała by wyrazić swoje zdanie, odmówić wykonania niepotrzebnej czynności, wyrwać z ciągłego podporządkowania się konwenansom lub bezsensownym nakazom?
Ile razy ważyłeś na szali wszystkie za i przeciw przed podjęciem ważnej decyzji?
Ile razy odkładałeś wykonanie radykalnego ruchu z lenistwa, wygodnictwa, ze strachu?
Ilu presjom ulegałeś w miejscu pracy, w gronie rodzinnym, w przestrzeni publicznej, wśród znajomych z podtekstem - bo Ty musisz, bo tak wypada, bo nikt inny nie może, bo Ty to zrobisz najlepiej, bo wszyscy na Ciebie liczą...
Ja już tego doświadczyłam, jestem w wieku, gdy chce się być autorem własnego scenariusza na życie i czasami trzeba stawać okoniem, nie zawsze jeszcze bywam asertywna i nie wszystko mi wychodzi, ale po każdym przejściu przez ścianę czuję się lepiej i oddycham lżej...
Staram się powtarzać tej twarzy w lustrze - ja już nic nie MUSZĘ, jedynie MOGĘ.
Nie namawiam Was na bardzo osobiste zwierzenia, ale jeśli możecie podzielić się bardzo ogólnikowo swoim przykładem, będę wdzięczna i może mądrzejsza...
wtorek, 10 października 2017
Wróciło jak bumerang...
Myślałam, że LBA umarło śmiercią naturalną, a tu niespodzianka. Linka (bój się boga) nominowała mnie do zabawy, a że ktoś naśmiewał się z braku mojej asertywności w tej dziedzinie, więc nie sprawię mu zawodu i odpowiem na pytania...
Kogo nie bawi taki blogowy łańcuszek z góry przepraszam za wynurzenia.
Do tradycji należy nominowanie następnych, ale wiem, jak niektórzy do tego podchodzą, nie zmuszam więc do udziału, a pytania, na które chętni zechcieliby odpowiedzieć są u dołu posta. Z moją pomysłowością może być gorzej...ale mimo to zapraszam, w taką pogodę, na bezrybiu i rak ryba:-)
1. Jakie jest twoje ulubione słowo i dlaczego właśnie to?
WEEKEND – pozwala przetrwać od poniedziałku do piątku…
2. Przestroga najbliższych, która po latach okazała się mieć sens oraz ponadczasową wartość …?
Obyś cudze dzieci uczył… ale odnosi się to też do własnych :-)
3. Czyje życie chciałbyś/chciałabyś przeżyć. Możesz wybrać choćby postać fikcyjną, zaszalej.
Cudzego życia raczej nie , ale wierzę w reinkarnację…
4. Co cię napędza? Co sprawia, że ci się chce?
Sęk w tym, że ostatnio mi się nie chce, ale wystarczy krzyknąć JEDZIEMY NA WYCIECZKĘ, a już stoję w butach
5. Kim chciałeś/chciałaś być w dzieciństwie i dlaczego?
Zawsze chciałam być pisarką, a kiedyś nawet archeologiem, ale dotarło do mnie, że Egipt już przekopano wzdłuż i wszerz…
6. Możesz stanąć w obronie jakiejś idei z 100% gwarancją skuteczności – jaką ideę poprzesz?
Zmiana proporcji tygodnia pracy – praca 2 dni, wolne 5 dni :-)
7. Co zrobiłbyś/zrobiłabyś z milionem dolarów?
Kiedyś już o tym pisałam – podróż dookoła świata, domek z ogrodem i pomoc potrzebującym ,ale w granicach rozsądku.
8. Jeśli super - moc, to jaka?
Zaczarowany ołówek, pod warunkiem, że sam też rysuje, bo jestem noga z rysowania…
9. Jedna kaczka wielkości konia czy sto koni wielkości kaczek?
To drugie, nawet prezenty na gwiazdkę lubię małe, ale dużo paczuszek pięknie zapakowanych.
10. Największa złośliwość jakiej się dopuściłeś/dopuściłaś to?
Nie lubię złośliwości, ale kiedyś podjęłam osobę na wiecznej diecie samymi tuczącymi potrawami – fortel nie udał się, bo okazało się, że ta osoba odchudza się ze sknerstwa, a nie z przekonania…
11. W jakiej epoce, jakich latach chciałbyś/chciałabyś spędzić swoją młodość?
W sumie każda miniona miała jakieś minusy, więc polubiłam teraźniejszość.
1. W jakich sytuacjach zdarza ci się zakląć siarczyście?
2. Przypaliłaś/eś mięso na węgiel - wyrzucasz czy próbujesz uratować?
3. Kiedy lub komu nie potrafisz nigdy odmówić?
4. Jesteś z natury łatwowierny czy podejrzliwy?
5. Czy świąteczne, imieninowe lub niedzielne obżarstwo powoduje u ciebie wyrzuty sumienia?
6. Na co do tej pory nie starczało ci odwagi?
7. Gdy nie stać cię na coś – oszczędzasz, zadłużasz się czy rezygnujesz?
8. Do czego czasami się zmuszasz, choć tego nie cierpisz?
9. Jaka jest twoja zdrowotna pięta Achillesa?
10. Gdybyś miał/a zrobić sobie tatuaż, co by to było?
11. Jakie miejsce w Polsce polecasz do zwiedzenia?
Zapraszam oczywiście wszystkich czytelników, bo ciekawią mnie wasze odpowiedzi :-)
Kogo nie bawi taki blogowy łańcuszek z góry przepraszam za wynurzenia.
Do tradycji należy nominowanie następnych, ale wiem, jak niektórzy do tego podchodzą, nie zmuszam więc do udziału, a pytania, na które chętni zechcieliby odpowiedzieć są u dołu posta. Z moją pomysłowością może być gorzej...ale mimo to zapraszam, w taką pogodę, na bezrybiu i rak ryba:-)
1. Jakie jest twoje ulubione słowo i dlaczego właśnie to?
WEEKEND – pozwala przetrwać od poniedziałku do piątku…
2. Przestroga najbliższych, która po latach okazała się mieć sens oraz ponadczasową wartość …?
Obyś cudze dzieci uczył… ale odnosi się to też do własnych :-)
3. Czyje życie chciałbyś/chciałabyś przeżyć. Możesz wybrać choćby postać fikcyjną, zaszalej.
Cudzego życia raczej nie , ale wierzę w reinkarnację…
4. Co cię napędza? Co sprawia, że ci się chce?
Sęk w tym, że ostatnio mi się nie chce, ale wystarczy krzyknąć JEDZIEMY NA WYCIECZKĘ, a już stoję w butach
5. Kim chciałeś/chciałaś być w dzieciństwie i dlaczego?
Zawsze chciałam być pisarką, a kiedyś nawet archeologiem, ale dotarło do mnie, że Egipt już przekopano wzdłuż i wszerz…
6. Możesz stanąć w obronie jakiejś idei z 100% gwarancją skuteczności – jaką ideę poprzesz?
Zmiana proporcji tygodnia pracy – praca 2 dni, wolne 5 dni :-)
7. Co zrobiłbyś/zrobiłabyś z milionem dolarów?
Kiedyś już o tym pisałam – podróż dookoła świata, domek z ogrodem i pomoc potrzebującym ,ale w granicach rozsądku.
8. Jeśli super - moc, to jaka?
Zaczarowany ołówek, pod warunkiem, że sam też rysuje, bo jestem noga z rysowania…
9. Jedna kaczka wielkości konia czy sto koni wielkości kaczek?
To drugie, nawet prezenty na gwiazdkę lubię małe, ale dużo paczuszek pięknie zapakowanych.
10. Największa złośliwość jakiej się dopuściłeś/dopuściłaś to?
Nie lubię złośliwości, ale kiedyś podjęłam osobę na wiecznej diecie samymi tuczącymi potrawami – fortel nie udał się, bo okazało się, że ta osoba odchudza się ze sknerstwa, a nie z przekonania…
11. W jakiej epoce, jakich latach chciałbyś/chciałabyś spędzić swoją młodość?
W sumie każda miniona miała jakieś minusy, więc polubiłam teraźniejszość.
1. W jakich sytuacjach zdarza ci się zakląć siarczyście?
2. Przypaliłaś/eś mięso na węgiel - wyrzucasz czy próbujesz uratować?
3. Kiedy lub komu nie potrafisz nigdy odmówić?
4. Jesteś z natury łatwowierny czy podejrzliwy?
5. Czy świąteczne, imieninowe lub niedzielne obżarstwo powoduje u ciebie wyrzuty sumienia?
6. Na co do tej pory nie starczało ci odwagi?
7. Gdy nie stać cię na coś – oszczędzasz, zadłużasz się czy rezygnujesz?
8. Do czego czasami się zmuszasz, choć tego nie cierpisz?
9. Jaka jest twoja zdrowotna pięta Achillesa?
10. Gdybyś miał/a zrobić sobie tatuaż, co by to było?
11. Jakie miejsce w Polsce polecasz do zwiedzenia?
Zapraszam oczywiście wszystkich czytelników, bo ciekawią mnie wasze odpowiedzi :-)
sobota, 7 października 2017
Biała gorączka....
...czyli kolejne spotkanie z Krzysiem:-)
Włączyłam komputer, próbuję zamówić książki w księgarni internetowej.
Krzyś podchodzi, zagląda w monitor.
- O, a co to?
- To strona księgarni internetowej, zamawiam książki, pamiętasz wybory ulubionych lektur?
- Pamiętam, nawet sam coś napisałem... moi koledzy też głosowali
- Wielu uczniów głosowało.
- Pomogłem pani liczyć głosy.
- Bardzo mi pomogłeś.
- Tak, było 114 kartek, a doczytała się pani? strasznie nabazgrali niektórzy
- Czasami bardziej się domyśliłam, ale przepraszam cię, jestem trochę zajęta.
Krzyś zrobił kilka kroków, zajrzał tu i tam, ale widzę, że wraca.
- A wie pani, zastanawiam się poważnie nad zmianą klasy.
- Tak całkiem, dlaczego?
- Bo moi koledzy są niemożliwi.
- A nie będzie ci żal? Jesteście już razem trzeci rok.
- Na razie się zastanawiam, jeszcze nie wiem, jak to zrobić. A co znaczą te gwiazdki przy książkach?
- To też takie głosowanie czy książka się podobała.
- Dużo tych gwiazdek, a jakie ceny! drogie te książki.
- No niestety, za drogie.
- No właśnie, jak rodzice mają kupować takie drogie książki?
- Dlatego dobrze korzystać z biblioteki.
- O, widzę, że jest Dziennik Cwaniaczka - Biała gorączka. Nasza pani powiedziała, że na WF-ie dostaje przy nas białej gorączki, tak rozrabiamy.
- Aż tak źle?
- Pani się dziwi, bo nie była u nas na WF-ie...
- Krzysiu, ja naprawdę muszę się skupić...
- No tak, a dużo tych książek będzie?
- Dużo, trochę kupiłam w księgarni w mieście, a resztę zamówię online.
- Czyli na Allegro?
- Nie, w księgarniach wysyłkowych, a skąd ty znasz Allegro?
- A coś tam słyszałem, wszyscy kupują na Allegro. O! powiesiła pani mój nowy rysunek!
- Powiesiłam, podoba mi się, taki geometryczny...
- Używałem ekierki, ale chyba przypomina trochę pomarańczę?
- Trochę tak, ale ja naprawdę jestem zajęta...
- Dobrze, to ja przyjdę później.
Jak myślicie, czy skończyłam listę zamówienia tego dnia?
Włączyłam komputer, próbuję zamówić książki w księgarni internetowej.
Krzyś podchodzi, zagląda w monitor.
- O, a co to?
- To strona księgarni internetowej, zamawiam książki, pamiętasz wybory ulubionych lektur?
- Pamiętam, nawet sam coś napisałem... moi koledzy też głosowali
- Wielu uczniów głosowało.
- Pomogłem pani liczyć głosy.
- Bardzo mi pomogłeś.
- Tak, było 114 kartek, a doczytała się pani? strasznie nabazgrali niektórzy
- Czasami bardziej się domyśliłam, ale przepraszam cię, jestem trochę zajęta.
Krzyś zrobił kilka kroków, zajrzał tu i tam, ale widzę, że wraca.
- A wie pani, zastanawiam się poważnie nad zmianą klasy.
- Tak całkiem, dlaczego?
- Bo moi koledzy są niemożliwi.
- A nie będzie ci żal? Jesteście już razem trzeci rok.
- Na razie się zastanawiam, jeszcze nie wiem, jak to zrobić. A co znaczą te gwiazdki przy książkach?
- To też takie głosowanie czy książka się podobała.
- Dużo tych gwiazdek, a jakie ceny! drogie te książki.
- No niestety, za drogie.
- No właśnie, jak rodzice mają kupować takie drogie książki?
- Dlatego dobrze korzystać z biblioteki.
- O, widzę, że jest Dziennik Cwaniaczka - Biała gorączka. Nasza pani powiedziała, że na WF-ie dostaje przy nas białej gorączki, tak rozrabiamy.
- Aż tak źle?
- Pani się dziwi, bo nie była u nas na WF-ie...
- Krzysiu, ja naprawdę muszę się skupić...
- No tak, a dużo tych książek będzie?
- Dużo, trochę kupiłam w księgarni w mieście, a resztę zamówię online.
- Czyli na Allegro?
- Nie, w księgarniach wysyłkowych, a skąd ty znasz Allegro?
- A coś tam słyszałem, wszyscy kupują na Allegro. O! powiesiła pani mój nowy rysunek!
- Powiesiłam, podoba mi się, taki geometryczny...
- Używałem ekierki, ale chyba przypomina trochę pomarańczę?
- Trochę tak, ale ja naprawdę jestem zajęta...
- Dobrze, to ja przyjdę później.
Jak myślicie, czy skończyłam listę zamówienia tego dnia?
środa, 4 października 2017
Szorstka przyjaźń z kotem.
Czy można w ogóle zaprzyjaźnić się z kotem?
Z psem na pewno.
Historię tu opisaną poznałam kilka dni temu i dowodzi ona, że raczej to kot decyduje, na ile dopuści nas do swojego świata...
Znajomy męża często chodzi do garażu, bo lubi sobie tam pogrzebać przy aucie. Kiedyś jego poczynaniom przyglądał się kot. Czekał cierpliwie, nie podchodził. Gdy czas był do domu wracać, kot podążył za mężczyzną i odprowadził go pod same drzwi, progu jednak nie przekroczył.
Wieczorem cała rodzina usłyszała miauczenie pod oknem. Okazało się, że to „znajomy” kot, wyniesiono więc mu miskę mleka i jakiś smakołyk.
Kot zjadł i zniknął. Rano nie było go pod domem, za to znów pojawił się po południu koło garażu i cała sytuacja powtórzyła się. Potem zniknął na kilka dni, by pojawić się znowu. Nigdy nie podchodził blisko, nie dał się pogłaskać, nie wchodził do domu.
Członkowie rodziny próbowali zwabić kota, by wszedł do mieszkania i został, bo piękny był, a nic nie świadczyło o tym, by do kogoś należał. Daremne starania, pozwalał podziwiać się tylko z daleka.
Ciekawi mnie co wydarzy się, gdy na dworze zima zawita...
Z psem na pewno.
Historię tu opisaną poznałam kilka dni temu i dowodzi ona, że raczej to kot decyduje, na ile dopuści nas do swojego świata...
Znajomy męża często chodzi do garażu, bo lubi sobie tam pogrzebać przy aucie. Kiedyś jego poczynaniom przyglądał się kot. Czekał cierpliwie, nie podchodził. Gdy czas był do domu wracać, kot podążył za mężczyzną i odprowadził go pod same drzwi, progu jednak nie przekroczył.
Wieczorem cała rodzina usłyszała miauczenie pod oknem. Okazało się, że to „znajomy” kot, wyniesiono więc mu miskę mleka i jakiś smakołyk.
Kot zjadł i zniknął. Rano nie było go pod domem, za to znów pojawił się po południu koło garażu i cała sytuacja powtórzyła się. Potem zniknął na kilka dni, by pojawić się znowu. Nigdy nie podchodził blisko, nie dał się pogłaskać, nie wchodził do domu.
Członkowie rodziny próbowali zwabić kota, by wszedł do mieszkania i został, bo piękny był, a nic nie świadczyło o tym, by do kogoś należał. Daremne starania, pozwalał podziwiać się tylko z daleka.
Ciekawi mnie co wydarzy się, gdy na dworze zima zawita...
niedziela, 1 października 2017
Czasami coś mi wychodzi :-)
Kto mnie zna ten wie, że nie lubię gotować, nie za bardzo umiem, może dlatego, że nie ciągnęło mnie do rozwijania sztuki kulinarnej.
Mam kilka sprawdzonych potraw i ciast, jak chyba każdy i czasami zrobię też coś, co mój syn lubi, gdy przyjeżdża do domu. Zresztą na szczęście nie odziedziczył po mnie niechęci do kuchni, mówi, że pichcenie go odstresowuje, mnie raczej mycie okien.
Ponieważ nie jest to blog kulinarny podzielę się z Wami jedynie tym, co czasem mi wychodzi, bo bywa, że mam dyżur w kuchni...
Pizza pod hasłem - co mi się nawinie pod rękę, zawsze wychodzi i dobra na wszelkie okazje.
Kiełbaski w cieście francuskim, według pomysłu Ani z bloga WSZYSTKO SMACZNE. Pomysł się sprawdził, goście zajadali z apetytem, a roboty tyle, co nic...
Inna wersja użycia ciasta francuskiego - pakuneczki kopertowe z czymkolwiek w środku, ja zrobiłam z serem i papryką czerwoną.
Upiekłam także kilka razy chlebek z różnymi dodatkami, ale najlepsze chlebki robi Jaga , a link do jej przepisów TUTAJ
Na koniec nie moje dzieło, placek drożdżowy mojego męża, słynny już na Kujawach, w Wielkopolsce i na Śląsku...
A co Wam najlepiej wychodzi w kuchni?
Mam kilka sprawdzonych potraw i ciast, jak chyba każdy i czasami zrobię też coś, co mój syn lubi, gdy przyjeżdża do domu. Zresztą na szczęście nie odziedziczył po mnie niechęci do kuchni, mówi, że pichcenie go odstresowuje, mnie raczej mycie okien.
Ponieważ nie jest to blog kulinarny podzielę się z Wami jedynie tym, co czasem mi wychodzi, bo bywa, że mam dyżur w kuchni...
Pizza pod hasłem - co mi się nawinie pod rękę, zawsze wychodzi i dobra na wszelkie okazje.
Kiełbaski w cieście francuskim, według pomysłu Ani z bloga WSZYSTKO SMACZNE. Pomysł się sprawdził, goście zajadali z apetytem, a roboty tyle, co nic...
Inna wersja użycia ciasta francuskiego - pakuneczki kopertowe z czymkolwiek w środku, ja zrobiłam z serem i papryką czerwoną.
Upiekłam także kilka razy chlebek z różnymi dodatkami, ale najlepsze chlebki robi Jaga , a link do jej przepisów TUTAJ
Na koniec nie moje dzieło, placek drożdżowy mojego męża, słynny już na Kujawach, w Wielkopolsce i na Śląsku...
A co Wam najlepiej wychodzi w kuchni?
Subskrybuj:
Posty (Atom)