wtorek, 24 lutego 2015

Mieszkam koło kina

Taki obrazek to sznury samochodów w obydwie strony, zapchane wszystkie parkingi, trąbienie na siebie wzajemnie - to klienci kina, obok którego mieszkam. W każdy weekend i w tanie wtorki mogę obserwować z okna w kuchni walkę o miejsce parkingowe, a bywało, że delikwenta, który zastawił wyjazd z parkingu wypchnięto na środek drogi lub zastawieni kierowcy usiłowali przedzierać się przez trawnik i utknęli w błocie. Oczywiście o parkowaniu własnego auta pod blokiem nie ma mowy, zdarza się, że wyjedziesz, a po powrocie na twoim miejscu stoi kinoman. Do kina chadzam równie rzadko, jak mam blisko. Dlaczego? Od wejścia wita przybyłych powalający zapach popcornu, miejsca na oczekiwanie na seans mało. Jeśli na dwóch salach jednocześnie rozpoczynają się seanse, wszyscy stoją sobie na plecach i w dodatku trzeba tunelem wypuszczać wychodzących. Wejście na salę kinową też jest traumatycznym przeżyciem - witają nas plamy po coli na wykładzinie, walające się resztki jedzenia i zaduch. Rozumiem, że seans goni seans, ale to nie usprawiedliwia starych plam po płynach. Jeśli zarabia się na wycieczkach uczniów z okolicznych miejscowości, to tym bardziej powinno się sprzątać częściej, bo dzieci jak to dzieci, zdarza im się naśmiecić. Co jeszcze mnie zniechęca? Zawsze obok ktoś siorbie, mlaska, szeleści, oślepia ekranem telefonu, wierci się. Zdarzyło mi się nawet, ze obok usiedli dwaj opowiadacze i relacjonowali głośno, co będzie dalej. Jak dla mnie też jest zbyt głośno. Nie jestem nastolatką i hałasu nie lubię, ale z kolei nie jestem jeszcze tak stara, żebym musiała mieć bardzo głośno, bo nie słyszę. Filmy, które lubię ze względu na swój klimat i ładunek emocjonalny wymagają także odpowiedniej oprawy w odbiorze, co korzystanie z kina niestety uniemożliwia.

1 komentarz:

  1. Wszystko ma swoje wady i zalety. W domu na przykład możesz mieć niespodziewaną wizytę sąsiadów lub telefon.

    OdpowiedzUsuń