czwartek, 31 stycznia 2019

Rozchmurz się, na słońce nie licz...

Humor sytuacyjny to jedna z wielu możliwości poprawy nastroju,
a jakie nieporozumienia bywają źródłem humoru przeczytajcie sami:

@ Domowe reparacje odzieży i przeróbki nie należą do najprzyjemniejszych zajęć.
Znajoma, poproszona przez męża o zaszycie dziury w kieszeni odszukała przybory do szycia i zapewniła męża, że to potrwa chwilkę .
Po jakimś czasie właściciel kurtki wsadza głowę do pokoju z pytaniem: 20 minut szyjesz taką małą dziurkę?
- Jeszcze nie zaczęłam, próbuję nawlec igłę, a ty lepiej nic nie mów!
Doradziłam jej by kupiła w pasmanterii specjalne igły do nawlekania nitki od góry, nawet bez okularów.

****
@ Mąż koleżanki robił remont w kuchni i poprosił żonę, by przyniosła mu kilka piw z Biedronki, bo wiadomo, w czasie pracy człeka suszy, wszędzie pyli, gardło przepłukać trzeba.
Żona ochoczo na zakupy poszła, bo i w bałaganie siedzieć niefajnie i przy okazji dla siebie coś można kupić.
Długo nie wracała, więc zaczął się niepokoić, w końcu do sklepu było blisko.
Wreszcie wyszedł żonie naprzeciw, spotkali się przed sklepem.
- coś ty tak długo robiła, ja prawie skończyłem...
- no przecież w sklepie uczniów spotkałam, więc krążyłam tak długo, aż wyjdą, nie mogę alkoholu przy dzieciach kupować!
****
@ Pani w szkole przyszła na zajęcia w nowej fryzurze, dumna z siebie, że fryzjerka zaproponowała nowy styl i teraz ona może zaprezentować w pracy nowe uczesanie. Weszła do klasy, przywitała się z dziećmi, a Martynka z pierwszej ławki zawołała:
- A pani się dziś nie uczesała!
- Kochanie, to taki nowy styl, nie znasz się... - ale dziewczynka nie wyglądała na przekonaną.

****
@ Kilkuletnia dziewczynka jechała z tatą w odwiedziny do dziadków. Rodzice mieli wtedy Malucha czyli Fiata 126p
Jechali niemal polną drogą i wjechawszy w jakąś dziurę Maluch odmówił współpracy.
Do dziadków nie było daleko, więc dziewczynkę zachęcano do pójścia piechotą.
Mała wysiadła z auta, złapała się pod boki i oświadczyła:
- Wszystko powiem dziadkowi, nie umiesz tata jeździć, auto popsute i jeszcze muszę taki kawał iść na nogach...
(zdjęcie: www.pinterest.com)

poniedziałek, 28 stycznia 2019

Notatki z lektury

Na początku ferii wystartowaliśmy po książki, wszak promocji nie brak, a i bonusy z prezentów gwiazdkowych można było wykorzystać.
Stosik sobie rósł, bo i mąż dla siebie kupował, a teraz czytamy, czasem odczytujemy sobie na głos jakiś fragment, wymieniamy się refleksjami.

Nie lubię pisać recenzji ani tym podobnych notek, ale w trakcie lektury jakiejś książki robię notatki dla różnych celów.
Czytałam i pisałam kiedyś o rozmowach z ojcem Knabitem, dziś chcę zwrócić Waszą uwagę na wywiad-rzekę z księdzem Adamem Bonieckim.

Gdy zobaczyłam w zapowiedziach tę książkę, zapragnęłam przeczytać, bo znam jego medialne wypowiedzi i ciekawa byłam poglądów tego duchownego na wiele spraw, o których dziś często się mówi, a czasem milczy.

Wybrałam kilkanaście cytatów, które zwróciły moja uwagę w czasie lektury.
Jest to wybór bardzo subiektywny, ale może zachęci kogoś do przeczytania całości.

1. Bywa, że człowiek przestaje chodzić do kościoła motywowany swoją religijnością. Religijność jest czymś bardzo intymnym. Nie można jej zmierzyć, obliczając ile razy ktoś był na mszy. To jest pewien wskaźnik, ale nie religijności.
2. Mama nauczyła nas swoją postawą, swoim stylem życia, że z małych rzeczy nie ma co robić wielkich dramatów. Miała wyczucie ważności spraw.
3. Rodzice czytali, wszyscy dorośli czytali to i my czytaliśmy. Pytanie „co czytasz” rozpoczynało zwykle rozmowę…
4. Dzieci się nie wychowuje, z dziećmi się żyje. Mam nie tyle wymagała, ile oczekiwała od nas tego, czego wymagało życie. Pokazała, co to znaczy żyć dla innych, nie dla siebie.
5. Zachęcam : nie mówmy więcej o tym, co się nie udało, idźmy dalej!
6. Nie każde niesprawiedliwe zło, jakie mnie spotyka jest krzyżem, którego niesienie zalecił Jezus. Ta bierność, to przyzwolenie jest udziałem w złu… zaniedbanie może być gorsze w skutkach, niż czyny popełnione…
7. Każdy ma poczucie, że prawda o nim samym jest skomplikowana. Że nie jest ani tylko piękna, ani tylko odrażająca. Jest taka i taka. Nie wierzę, że są ludzie kryształowi, przezroczyści…
8. Watykan to dziwne zbiorowisko. Spotkałem tam ludzi pokornych, wręcz świętych i oczywiście ambicjonerów. Widziałem mechanizmy znane z opisów królewskich dworów.
9. Księża, zwłaszcza biskupi nie mają nikogo, kto powiedziałby im prawdę… nikogo, kto by mu w domu życzliwie powiedział: Aleś dziś bredził!
10. Zawsze wyobrażam sobie, że na końcu życie jest dziełem sztuki. Dlatego dążmy do tego by była w nim harmonia, logika. By było w nim piękno. By nasze życie coś znaczyło.
11. Sensu naszemu życiu nadaje na pewno miłość, świadomość, że potrafimy kochać, że jesteśmy dla innych ważni. Jeśli to się zawala, mamy poczucie utraty sensu.
12. Modlimy się o czyjeś wyzdrowienie, a Bóg wie, że jest to najlepszy moment dla tego człowieka, by odszedł…
13. Wybaczyć to wyleczyć się z negatywnego stosunku do człowieka, który mnie skrzywdził. Ale to nie znaczy wrócić do stanu sprzed krzywdy… mogę mu przebaczyć, ale czy mogę mu ufać tak, jak przedtem?
14. Pamięć, piękna legenda niekoniecznie się pokrywa z prawda historyczną…. uświadamianie smutnej prawdy może być aktem miłosierdzia.
Między legendą a historią jest napięcie. Mówienie o pewnych wydarzeniach pomaga jednak Mierzyc się z prawda o wojnie, wychodzić z podszytego fałszem błogostanu.
15. Uważam, że na forum świeckim (sejm, publicystyka) trzeba mówić tak, aby do każdego przekaz trafił siła samej argumentacji. Biorę udział w tej debacie (o aborcji) także z religijnych pobudek, ale niekoniecznie muszę sięgać po argumenty religijne.
16. Nawet kościół nie zdołał obrzydzić Polakom Jurka Owsiaka i WOŚP. Apele o pomoc w różnych nieszczęściach trafiają na podatny grunt. Ofiarność ludzi jest ogromna. Także niezadowolenie z kościelnego „personelu naziemnego” świadczyć może o tym, że Polakom zależy na Kościele .
17. … Wiara jest jednak czymś osobistym. Jest wiarą konkretnego człowieka, dlatego nie lubię mówić o wierze społeczeństwa… nawet mówienie Chrzest Polski nie jest tutaj ścisłe.





piątek, 25 stycznia 2019

Co ma smog do Piątka?

Chyba powinnam odgryźć sobie język zawsze, gdy mówię, że nic mnie już nie zdziwi...
Oglądam wiadomości w mediach, a tam w kółko o procesie w sprawie smogu oraz o transferze naszego piłkarza Piątka do włoskiego klubu piłkarskiego.
Dlaczego się dziwię?
Grażyna Wolszczak wytoczyła proces Skarbowi Państwa o zatruwanie środowiska. Proces wygrała, pieniądze z zadośćuczynienia przekazano na szczytny cel.
Wszelkie szczytne akcje popieram, ale w tej sprawie moje zdziwienie bierze się stąd, że to nie Skarb Państwa, ale my to odszkodowanie zapłacimy, a ja nawet autem rzadko jeżdżę, w piecu nie palę...
Może powinnam domagać się od władz miasta odszkodowania za to, że niektórzy w moim mieście palą śmieciami lub rzucają śmieci gdzie popadnie, nie mówiąc o podrzucaniu takowych tym, którzy za wywóz odpadów płacą i to niemało.
Rozumiem intencje, chęć zwrócenia uwagi na problem, ale jeśli do tego pozwu dołączą pozwy zbiorowe, to jak się to przełoży na czystość powietrza?
Czy po zapłaceniu kar przez państwo czyli przez nas wszystkich świadomość obywateli wzrośnie?
Niedawno jakiś starszy pan wygrażał pięścią do znajomej:
- Pani, ten smog to przez prezydenta miasta...
- A czy to prezydent oponami w piecu pali?

Drugie zdziwienie dotyczy nie tyle zjawiska, ile sposobu mówienia o nim.
Mamy oto gwiazdę piłki nożnej, którą "sprzedano" do Włoch by tam piłkę kopała za niebagatelne wynagrodzenie.
No super, powiedzą kibice, że to sukces. Z sukcesów Polaków powinniśmy się cieszyć.

Trochę bulwersują mnie te wszystkie pieniądze, ale świat piłki rządzi się innymi prawami.
Słyszę natomiast, że ów piłkarz jako uczeń do nauki nie miał smykałki, miał za to pasję sportową i dobrze.
Ale mówienie, że teraz to on dopiero swoim nauczycielom pokazał, bo zarabia w miesiąc tyle, ile nauczyciel przez rok nie zarobi, to chyba nie ta droga do edukowania młodzieży w sprawie dokonywania wyborów na przyszłość, że o dniu dzisiejszym nie wspomnę.

Może nie mam racji, może się czepiam, ale nie dziwmy się później, że to kasa niektórym przesłania wszystko...

środa, 23 stycznia 2019

Śpiesz się powoli...

Wróciliśmy z długiego zimowego spaceru.
Zrobiłam kawę w moim ulubionym expresie, zasiedliśmy do laptopów, by sprawdzić, co tam w świecie.

Kawa i ciasteczka zniknęły szybko, więc poprosiłam męża by wstawił wodę na herbatę, bo nie odtajałam jeszcze, a ile kaw można wypić?

Mąż poszedł do kuchni, zapalił gaz i wrócił na dalsze przeglądanie Internetu.
Już miałam pójść do kuchni, ale powiedział, że czajnik nie gwizdał i to on w końcu robi herbatę.
O.K. nie poszłam.
Siedzimy tak, patrzę, że okno w kuchni zaparowane, a czajnik milczy.
Zainteresował się także mąż...cokolwiek za późno.

Okazało się, że gaz zapalił, ale pod garnkiem ze szpinakiem, który został od obiadu, a czajnik stoi sobie na innym palniku.
Nie zjem więc szpinaku na kolację, a mąż stwierdził, że na pewno to opiszę na blogu:-)

Zaczynam się zastanawiać czy nie kupić czajnika elektrycznego...


niedziela, 20 stycznia 2019

Historia na murach...

Wpis dedykuję Stokrotce i Hani , które w moim mieście były, ale niektórych murali nie widziały, bo ich jeszcze nie było.
Uprzedzam niecierpliwych i zalatanych, że znów będzie długo...wybór należy do was.

Murale bywają sztuką, zwłaszcza zaprojektowane i wykonane przez artystów.
Pierwszy, jaki się u nas pojawił został wykonany przy udziale mieszkańców, którzy otrzymali do dyspozycji pewne fragmenty zapełnione szkicami i każdy chętny mógł przyjść w wyznaczonym czasie i pomalować swoją część.

Mural opowiadający historię miasta od czasów najdawniejszych do współczesności, powstał na murze okalającym teatr letni, w pobliżu parku miejskiego.
Pierwsze ślady osadnictwa datowane są na okres istnienia ASKAUKALIS, mural prowadzi nas poprzez historię od tych właśnie czasów, poprzez okres średniowieczny, powstania, wojny, aż do najnowszych zmian w wyglądzie i funkcjonowaniu miasta. Żal tylko, iż tak niewiele śladów tych najdawniejszych czasów zachowało się do dziś.
Czasami, przy okazji jakiejś dużej inwestycji odkrywane są kolejne dowody tak długiej i bogatej historii miasta.
Pozostając w strefie uzdrowiskowej, dobrze pokazać ni to mural, ni to płaskorzeźbę na murze jednego z sanatoriów, taki symbol, informacja, logo - co kto woli...
Dzieło ma już swoje lata, bo istnieje na budynku od kiedy pamiętam, ale pewnie nie wszyscy zwracają na nie uwagę.
Najnowsze dzieło, wielki mural zajmujący cała boczną ścianę jednej z kamienic. jak to bywa w mediach, rozgorzała w sieci dyskusja na temat zgodności z prawdą historyczną w szczegółach. Mural podoba mi się, znawcą nie jestem, ale krytyka dla samej krytyki nie przynosi niczego dobrego, a wizja artysty nie musi być kroniką stricte historyczną.
Mural przedstawia postać księcia Kazimierza I zwanego Konradowicem lub Kujawskim, żyjącego w latach 1211-1267.
To jemu miasto zawdzięcza swoja świetność. Był drugim synem Konrada Mazowieckiego i księżniczki ruskiej Agafii.
Dość wcześnie został wprowadzony przez ojca w działalność polityczną. Prawdopodobnie w 1231 r. otrzymał na własność dzielnicę kujawską i na swoją siedzibę wybrał Inowrocław, który odtąd rozpoczął swój dynamiczny rozwój, spychając w cień Kruszwicę.
Wprawdzie zdjęcie nie pokazuje malowidła, ale rzeźbę z fontanną, ale ponieważ przedstawia smoka, miałam skojarzenie, że rycerz z mieczem mógłby powalczyć z owym smokiem jak św.Jerzy, tym bardziej, że figura smoka stoi naprzeciw muralu z Kazimierzem.
Ten mural jest także sporych rozmiarów i przedstawia zarówno wątki historyczne, jak i miejsca atrakcyjne dla kuracjuszy czy turystów weekendowych, zwiedzających Inowrocław.Ponieważ jest spory, podzieliłam go na mniejsze fragmenty, by opowiedzieć o szczegółach.
Zaczynając od lewej - Arlekin jako symbol corocznego Przeglądu Teatrów Młodzieżowych z całej Polski - Arlekinada; koszykarz - bo koszykówka w mieście dobrze stoi; pianista, bo mamy szkołę muzyczną z tradycjami; wiewiórka bo pełno ich w miejskim parku; w oknie popiersie królowej Jadwigi, patronki naszego miasta; pawie, bo w parku była kiedyś woliera z tymi ptakami; pan czytający książkę, bo obok szkoły muzycznej jest także teatr i biblioteka publiczna.
Kolejny kadr, kolejne szczegóły : biegaczka, bo sporo takowych przybyło w krajobrazie miasta, a na stadionie cykliczna imprez Biegam bo lubię; osoby z instrumentami - wiadomo bo szkoła muzyczna i coroczny Festiwal Orkiestr Dętych; w tle wizerunek najstarszego kościoła RUINA, a tego gościa z nr1 nie umiem rozszyfrować, wybaczcie.
Ostatni kadr nawiązuje do historii inowrocławskiego tramwaju nazywanego Bimbą oraz do wód leczniczych z naszego uzdrowiska : Inowrocławianki i Jadwigi. Inowrocławianka to także pijalnia wód mineralnych i palmiarnia w parku uzdrowiskowym.

Ocenę walorów artystycznych zostawiam fachowcom, u mnie zwycięża patriotyzm lokalny i wolę takie malunki na budynkach, niż paskudne graffiti lub tynk łuszczący się ze ścian.

Bardzo dziękuję za Wasze cegiełki przeciwko nienawiści - jesteście cudowni!

sobota, 19 stycznia 2019

Moja cegiełka...


Nagle
Wbrew nadziei –
Zgasła radość.
Smutek z oczu
Wylał się rzeką,
Stanął czas –
Wśród tłumów
Zgęstniał zdziwieniem.
Krzykiem
w końcu
nabrzmiało oburzenie,
by zawisnąć
nad tłumem
jednym i mocnym
DOŚĆ!

czwartek, 17 stycznia 2019

Jak grom z nieba...

Wiadomość trafiła znajomych jak przysłowiowy grom z nieba.
Nikt się tego nie spodziewał...

Mężczyzna nie był młody, ale aktywny zawodowo i towarzysko.
Przez długi czas przebywał za granicą, wreszcie wrócił do kraju, kupił mały dom, który postanowił wyremontować.
Ci, co go bliżej znali wiedzieli, że nie był łatwy w kontaktach.
Z synami nie widywał się od lat, z jednym bodajże od 12, czasem spotykał się z wnukiem - swoim imiennikiem.
Miał kilkoro rodzeństwa i tylko on nie utrzymywał z nikim kontaktu, rozżalony na wszystkich, nie wiadomo za co.
Druga kobieta w jego życiu także odeszła.

Na spotkaniach bardziej lub mniej oficjalnych zanudzał towarzystwo rozmowami o swoich interesach, nie zapytał nigdy co słychać u rozmówcy, jak mu się żyje, jak rodzina, zdrowie...
Jedyny przyjaciel z lat młodości także zauważył niedobre zmiany w jego osobowości, nie dało się z S. normalnie porozmawiać, winił wszystkich za wszystko, za swoje porażki obwiniał cały świat.

Pewnego poranka znalazł go współpracownik, który nie mógł nawiązać kontaktu telefonicznego i przyjechał do domu S. by sprawdzić, co się dzieje.
Mężczyzna leżał u podstawy schodów, nie żył. Śmierć nagła, prokurator, sekcja zwłok.
Znajomi i najbliżsi zastanawiali się, czy śmierć nastąpiła na skutek upadku czy może zasłabł na górze i dlatego spadł...

Okazało się, że nieszczęśliwie spadł ze schodów i rozbił czaszkę o kamienną posadzkę na parterze.
Nieuregulowane sprawy, niedokończony remont, niepogodzony z rodziną.

Osoba dość znana, więc na pogrzebie tłumy.
Dzieci, a zwłaszcza córka zorganizowały mu piękny pogrzeb.
Szkoda, że nowego życia po powrocie do kraju nie zaczął od pojednania się z bliskimi...

wtorek, 15 stycznia 2019

Co znaczy być przyzwoitym?

Według definicji słownikowej PRZYZWOITY to:
1. postępujący zgodnie z obowiązującymi zasadami etycznymi i moralnymi; porządny, uczciwy, solidny;
2. świadczący o takim postępowaniu, np. przyzwoite zachowanie;
3. spełniający wymogi, taki jak należy; odpowiedni, właściwy, zadowalający

Wiele razy słyszymy takie określenia:
- to przyzwoity człowiek;
- ktoś zachował się przyzwoicie;
- popełnił błąd, ale to porządny człowiek;
- różnie jej się w życiu wiodło, ale to przyzwoita kobieta...
- zachowaj się przyzwoicie i zrób to...

Niektórzy twierdzą, że przyzwoitość to postawa typu - nie kopnął psa, a mógł... ale czy to wystarczy?
Pozornie sprawa jest prosta, ale czy na pewno?

Przecież sama słownikowa definicja tak naprawdę nie precyzuje tego znaczenia, a zasady moralne zmieniają się w różnych czasach i okolicznościach lub raczej innemu osądowi podlegają.
Jak często zastanawiamy się czy jesteśmy lub bywamy przyzwoici?

Mój mąż stanął kiedyś wobec groźby utraty pracy. Dwaj koledzy zrezygnowali z części swoich etatów, by on mógł pracować choćby w wymiarze połowy należnych godzin. Jakoś ten okres przetrwaliśmy, a nie było łatwo, nawet nie ze względów finansowych, bo niejeden kryzys przetrzymaliśmy. Każdy mężczyzna czuje pewną presje i odpowiedzialność za utrzymanie rodziny.
W takich sytuacjach przekonujemy się właśnie czy mamy do czynienia z przyzwoitymi ludźmi. Na szczęście mąż miał przyzwoitych kolegów.

Czasem też spotykamy na swej drodze mniej przyzwoitych.
Pracowałam kiedyś ze starszą panią emerytką. Ona na 2/3 etatu, ja na całym etacie. Byłam młoda, zbieraliśmy z mężem pieniądze na mieszkanie, zależało mi na dodatkowych godzinach, nie bałam się pracy. Gdy zwróciłam się do dyrektora o przyznanie mi 1/3 wolnego etatu, niby zgodził się,ale pod pewnym warunkiem - że napiszę czarno na białym, iż moja starsza koleżanka nie bardzo sobie już radzi i powinna pracy zaprzestać.
Nie zgodziłam się, a 1/3 etatu pozostała bez obsady, chociaż uczniów było wówczas dwa razy więcej, niż teraz.
Nie poparła mnie także przewodnicząca związków zawodowych, gdyż dyrektor inaczej przedstawił jej sprawę, a ona uwierzyła jemu, nie mnie, młodej bibliotekarce.
Nie wiem dla kogo szykował to miejsce, jakie miał w ogóle zamiary, ale gdy ktoś chwalił go jako człowieka, ja miałam moralnego kaca, bo i dowodów żadnych na jego brak przyzwoitości.
Nadgodzin oczywiście nie dostałam i wypisałam się ze związków...

Gdy zmarła moja mama, ojciec znalazł w Jej dokumentach listę osób, którym w potrzebie pomogła, pożyczyła pieniądze. Nie wszyscy je oddali i nie wszyscy po śmierci mamy kwapili się do uregulowania długu. Przykrym było dla wdowca upominanie się o zwrot pożyczonych kwot.
Pytanie, czy dłużnicy mieli krótką pamięć czy liczyli na to, że mąż pogrążony w żałobie nie zajmie się tak przyziemnymi sprawami?

Czy naprawdę tak trudno być przyzwoitym człowiekiem, cokolwiek to znaczy?

sobota, 12 stycznia 2019

Z Krzysiem o konkursach...

Krzysia znacie, a kto nie nie poznał, zapraszam do etykiet ROZMOWA, DZIECKO.

Tym razem chłopiec wpadł jak burza na dużej przerwie i od razu stanął obok biurka w wypożyczalni.
Zagadnęłam co taki zdyszany, może po lekcji Wf?
- O dzień dobry, dyszę , ale nie jestem zmęczony, tylko się śpieszyłem
- A z powodu?
- Chciałem zdążyć przed starszakami
- Boisz się ich?
- Nie, ale oni tak strasznie krzyczą!
- A jak tam po świętach, Harrego Pottera dostałeś?
- Tak , mam już wszystkie części, jestem szczęśliwy!
- To super, będziesz miał w ferie co czytać.
- No tak, ale poczytam też materiały na konkurs
- Jaki konkurs?
- Przyrodniczy. W czwartej klasie będę brał udział w konkursach, byłem już w konkursie pięknego czytania, teraz przyrodniczy, a później matematyczny.
- Ambitnie, nie za dużo?
- Chyba nie... a czy konkurs pięknego czytania będzie w przyszłym roku w piątych klasach?
- Nie wiem, a co, chciałbyś wziąć udział?
- Czemu nie? Nie trzeba się uczyć, a nagrodę łatwo dostać... ale w konkursie angielskiego i wychowania fizycznego nie wezmę udziału.
- To są raczej zawody sportowe… ale dlaczego akurat w tych dwóch nie?
- Bo z anglika idzie mi słabo, a z wf-u to wie pani, szybsze nogi mi nie wyrosną, a czego tu się można nauczyć?
- W sporcie trzeba dużo ćwiczyć, próbować różnych dyscyplin…
- No może i tak, ale wolę pobiegać z moim psem albo iść z tatą do kina.
- Zaraz ferie, to pewnie pójdziecie?
- Chyba tak, bo nigdzie nie wyjeżdżam...

środa, 9 stycznia 2019

Dziwne pytania...

W jednej z książek natrafiłam na pomysł zabawy w trudne pytania lub raczej trudne wybory.
Pytania mogą wydać się dziwne, bo nie są to dylematy, które rozstrzygać musimy codziennie, ale w teorii można pokusić się o zawierzenie swojej wyobraźni.
Może przy okazji dowiemy się czegoś o sobie?
Podobna zabawa może okazać się dobrym rozwiązaniem w kontaktach towarzyskich, zamiast gry planszowej lub dla zajęcia uwagi pasażerów auta, stojącego w korku na autostradzie.
Jeśli macie ochotę spróbujcie sobie odpowiedzieć na niektóre z tych pytań, a jeśli napiszecie coś w komentarzach, będę wdzięczna.

Część pytań pochodzi z książki, część wymyśliłam sama:

1. Wolałbyś mieć rogi czy ogon?
2. Wolałabyś się pocić czy marznąć?
3. Czy wolałbyś spędzić noc w szpitalu psychiatrycznym czy w nawiedzonym zamku?
4. Wolałbyś uczestniczyć w katastrofie lotniczej czy morskiej?
5. Wolałbyś zjadać sam farsz do czegoś czy sam sos?
6. Czy wolałbyś wiedzieć kiedy umrzesz czy jak umrzesz?
7. Czy wolałbyś stracić wzrok czy słuch?
8. Co byś wybrał: mieszkanie w piwnicy czy na strychu?
9. Gdyby przyszło ci zamieszkać samotnie, wybrałbyś chatę w lesie czy zakonną celę?
10. Wolałbyś uciekać przed powodzią czy przed pożarem?

Dobrej zabawy dla tych, co lubią podobne wyzwania i pozdrowienia dla wszystkich:-)

sobota, 5 stycznia 2019

Ze starych pocztówek...

Dzisiejszy wpis z dedykacją dla Frau Be, bo spodobał mi się JEJ post o ciekawostkach ze starych czasopism.

Zainspirował mnie do poszukania podobnych w książkach o moim mieście, których autor, absolwent zresztą naszej szkoły posłużył się zdjęciami i pocztówkami z przełomu XIX i XX wieku.

Skarbnica wiedzy wszelakiej.

Już na pierwszej pocztówce widać, że kiedyś po głównym stawie w parku miejskim pływały łodzie do przewozu pasażerów.
Dziś takowych nie ma, a przez staw wiedzie most drewniany, zbudowany przez wojsko.

Inowrocław jest miastem uzdrowiskowym, nazywanym także miastem na soli, po niemiecku Hohensalza. Uzdrowisko liczy ponad 140 lat i od początku było szeroko reklamowane, między innymi na pocztówkach właśnie.
Dla lepszej czytelności tekst z pocztówki zamieszczam pod zdjęciem:
" Oto Inowrocław, a w nim piękny park solankowy, stanowiący punkt zborny zakochanych.Dawniej wydobywano tutaj sól z rozległych salin, okazała się przecież za słoną tak że trzeba ją było zalać wodą.w W słonej wodzie kąpią się pozbawiając reumatyzmu i wyrzutów skórnych, tylko nie sumienia.
Kujawianki słyną z urody, mają buziaki tak słodkie jak cukier, wyrabiany z kujawskich buraków."

Jak widać były także pocztówki sławiące uroki regionu, z miejscem do napisania kilku słów do rodziny lub znajomych, ale także kolorowe dowody nadania przesyłki poleconej lub telegramy z widokami.
Na jednej z pocztówek ( 16 sierpnia 1898) odczytałam takie oto zdania:
"Kochana Anielo,
właśnie donosi mi tatko, że Graża wraz z tobą powróciła już do Gniezna, pozwolę więc sobie wstąpić tam na parę dni. Przyjadę jutro lub w czwartek a najpewniej w piątek, nie mogę niestety dokładnie dnia oznaczyć, gdyż przyjazd mój zależy od odpowiedzi Bolesia, który obecnie bawi w Radomiu, ale ma wielką ochotę towarzyszyć mi do Gniezna.
Ściskam cię serdecznie, Aldona."

Było także elegancko i światowo, o czym świadczą ogłoszenia w ówczesnych gazetach (pisownia oryginalna):

***
Restauracja i kawiarnia ASTORJA
poleca swoją doborowa kawę, ciastka warszawskie,
pierwszorzędny ciepły i zimny bufet oraz
umiejętnie pielęgnowane napoje.
Kuchnia doborowa. Obiady na czystem maśle.
W sezonie letnim piękny zacieniony Ogród Wiedeński, w którym odbywają się występy rewjowe.

***
Salon fryzjerski dla pań i panów
Maksymilian Hoffmann
Specjalność: trwała ondulacja według najnowszych systemów.
Farbowanie włosów, brwi i rzęs.
Specjalizujemy się przez częsty pobyt zagranicą.

***
Specjalny handel win i wódek
St.Zwierzyckiego
zaprzysiężonego dostawcy win mszalnych poleca:
wina węgierskie, francuskie, południowe,
koniaki, araki,rumy,
wódki gatunkowe i monopolowe
po cenach najniższych.
Wydano także pocztówkę dokumentującą związki Stanisława Przybyszewskiego z Inowrocławiem i Kujawami. Dziś kuracjusze i turyści mogą zwiedzić muzeum poświęcone Kasprowiczowi i Przybyszewskiemu lub udać się na wędrówkę śladami znanych Polaków.

Na koniec ciekawostka związana z komunikacją miejską, której historia w mieście sięga 1912 roku.
Kursowały wtedy tramwaje zwane Bimbami oraz autobusy, co podniosło wówczas prestiż miasta i spowodowało wydanie specjalnych przepisów dla pracowników Kolei Ulicznej.
Oto niektóre z przepisów dla nowo zatrudnionych w Miejskiej Kolei Ulicznej (rok 1913)
1. kandydat winien być: fizycznie i psychicznie zdrowy, zdolny i godny zaufania.
2. prowadzić się w sposób właściwy i nieposzlakowany
3. umieć pisać i czytać po niemiecku
4. nowi pracownicy przyjmowani są na okres próbny by nauczyć się zawodu
5. przedmioty znalezione podczas służby należy niezwłocznie dostarczyć do biura, gdyż zatajenie ich podlega karze
6. natychmiastowe zwolnienie następuje z powodu bycia pijanym na służbie, kradzieży, zatajenia lub rozwiązłego stylu życia, mówienia ciężkich obelg wobec dyrekcji lub współpracowników, niedbalstwa w pracy.

Mam nadzieję, że nie przeraził Was tak długi wpis, następny może będzie krótszy :-)

(korzystałam z serii książek o historii Inowrocławia pana Bronisława Majewskiego )


wtorek, 1 stycznia 2019

List do prawnuka...

Odeszła tak cicho i skromnie jak żyła.
Pani Basia, o której pisałam kiedyś TUTAJ

Może to smutne, pisać w nowym roku o śmierci, ale w sumie, wydźwięk tej notki będzie optymistyczny, wierzcie mi.
Cieszę się, że mogłam Ją poznać i nie tylko wysłuchać opowieści o udziale w Powstaniu Warszawskim, ale porozmawiać na każdy temat, a pamięć miała świetną i życzliwość dla innych niecodzienną.
Zawsze pamiętała o urodzinach, imieninach, zawsze starała się innym zrobić przyjemność.

Nie zdążyłam Jej w grudniu złożyć osobiście życzeń imieninowych, bo była w szpitalu, ale przekazałam przez rodzinę.
Tym bardziej czułam, że należy się Jej pamięci ta notka.

Najbardziej jednak chciałam podzielić się z Wami pracą konkursową jej prawnuka, ucznia klasy piątej, który napisał o swojej prababci w nietypowej formie listu, jakby to bohaterka pisała do przyszłego potomka.

Za zgodą autora i rodziny zamieszczam tę pracę w całości, bo zrobiła na mnie wielkie wrażenie:

Najdroższy mój Wnuczku!

Najukochańszy Julku – bo może tak będziesz miał na imię...? Jak Słowacki, którego czytać nam nie wolno? Mój prawnuczku, którego urodzin tak chciałabym doczekać już w wolnej, w niepodległej Polsce. Ale gdyby mi się nie udało...chciałabym, żebyś wiedział.

Jest zimny dzień, za kilka dni kończę 18 lat, a powstanie upada. Mieszkam w okupowanej przez hitlerowców Warszawie razem z tatą i babcią. Należę do "Szarych Szeregów", gdzie nazywają mnie "NINA", choć mam na imię Basia. Jestem łączniczką, noszę pocztę dla powstańców. Jestem głodna. Chłopcy co jakiś czas przynoszą obierki ziemniaczane, cebule lub kaszę, które wykorzystujemy z innymi dziewczętami na zupę. Gdyby nie oni, umarlibyśmy z głodu.

Ludzie dookoła pomagają mi, ratują, nawet poświęcają. Pewnego dnia na ulicy Marszałkowskiej, która przez gruz bardzo się zwęziła i trzeba było przebiec przez barykadę, jakiś pan poprosił, bym go przepuściła, bo się spieszył do chorej córki. Gdy patrzyłam, jak przechodził przez gruzowisko nagle upadł – zabił go snajper. Zamiast mnie.

Innego razu rozmawiałam z chłopcem, który na moich oczach dostał w głowę granatem odłamkowym i zginął. Zginęło naprawdę wielu z nas, powstańców i wielu mieszkańców Warszawy. Mnie spadające bomby zasypywały już trzy razy, ale udało się, żyję i pomagam jak umiem, walczę.

Ale wiesz co? Mimo, że hitlerowcy wygrywają, my się nie poddamy. Będziemy walczyć do końca, aż zwyciężymy. Bo zwyciężymy prawda? Musimy! Dla nas, ale i dla Ciebie, mój Chłopcze. Nie wiem, co będzie dalej. Mówią, że jak to się skończy, wywiozą nas wszystkich do Niemiec...albo do obozów.
Mam marzenie. Że przeżyję i opowiem Ci to kiedyś sama. Spacerując po Łazienkach i jedząc lody.
I że wszystko się ułoży. Julku, chciałabym Cię poznać.
Twoja babcia Barbara Sosińska, ps. „NINA”


Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą!
Ale smutek straty rekompensowany jest nadzieją przyszłych pokoleń, które doceniają dorobek swych przodków, pielęgnują wspomnienia i doskonalą cechy odziedziczone po dziadkach i rodzicach.