czwartek, 31 października 2019

Ostatnie ślady...

Ostatnie ślady babiego lata.
Ostatnia wycieczka w ciepłych promieniach słońca.
Ostatki złotej jesieni, bo od północy już mrozem dmucha, już mgły nad polami, a łąki szronem oprószone, błotniste ścieżki lodem utwardzone...

Dywany liści w zadziwiających kolorach, a pod nimi kapelusze grzybów, kretowiska i zapomniane spiżarnie wiewiórek.
Nie rozumiem, dlaczego uparcie grabimy to złoto i czerwień z kobierców, płoszymy owady i sprawiamy, że ziemia czuje się naga i bezbronna, a wszystko dlatego, by okiełznać naturę i podporządkować naszej estetyce.
Na szczęście w lasach nikt nie sprząta umarłych liści, nie wymiata nostalgii z cichych zakątków kniei, co najwyżej na obrzeżach barbarzyńcy podrzucają swoje śmieci, jak grzechy cywilizacyjnego rozpasania.
Zostawmy matce ziemi jej klejnoty, niechaj w ponure jesienne dni, zanim biały puch ją ozdobi, cieszy się czerwienią korali, brązem kasztanów i szyszek, fioletem wrzosów, mnogością chryzantem.
Wyjdźmy za miasto, by oderwać oczy i uszy od ulicznego zgiełku, spójrzmy daleko, aż po horyzont, unieśmy głowy, by podziwiać sekrety nieboskłonu i dojrzeć ostatnie spóźnione klucze gęsi.
Pochylmy się nad każdą rośliną i każdym robaczkiem, podziwiajmy owoce ocalałe dla ptaków, posłuchajmy wiatru - wszak jesteśmy tu na chwilę tylko - a czas w swej łaskawości być może pozwoli nam dotrwać do następnej wiosny...

poniedziałek, 28 października 2019

Pani Krysia...

Czytanie blogów bywa inspirujące dla naszej pamięci.
Na blogu Klarki Mrozek przeczytałam hotelowe wspominki z pracy i przypomniała mi się wycieczka lata temu do Berlina Zachodniego.
Jechałam w zastępstwie za moja mamę, która zachorowała.

Nie wszyscy pamiętają może, że jeździło się kiedyś do Austrii, Szwecji, NRD i Berlina Zachodniego w celach handlowych, to znaczy nasi rodacy sprzedawali to, co w danym kraju najlepiej szło za dewizy , a przywozili te towary, na których w kraju można było zarobić lub zostawiali sobie zarobione dewizy.

Na tej "wycieczce" towarzyszyła mi koleżanka mamy, pani Krysia, osoba obeznana z turystyką handlową, bywała w świecie, prywatna inicjatywa (zawsze pracowała na swoim). Bogata, ale oszczędna do bólu, może ktoś nazwałby ją nawet skąpiradłem...

Pech chciał, że nabawiłam się niestrawności jeszcze w autokarze, przez co ominęła mnie kolacja w hotelu, jeszcze w Polsce, bodaj w Zielonej Górze.
Wypiłam tylko herbatę, za to pani Krysia zjadła z apetytem dwie porcje. Na zdrowie. W czasie tej kolacji pojawił sie jednak pilot wycieczki, oznajmiając, że niektórzy uczestnicy zjedli nie swoje porcje kiełbasek na ciepło i dla innych zabrakło, ale wiadomo, szwedzki bufet, Polak głodny to bierze , nie patrzy na innych, kto pierwszy ten lepszy.

Drugą noc nocowaliśmy w hotelu niemieckim, luksusowym jak na wycieczkę, ja byłam w takim pierwszy raz...
Pokoje należało opuścić do 10 rano po śniadaniu. Poszłyśmy więc na posiłek spakowawszy się przedtem.
Zanim zniesiono bagaże do autokaru musiałam skorzysta jeszcze z toalety. Wchodzę do wielkiej łazienki (jak całe mieszkanie moich rodziców), a tu ani papieru toaletowego, ani mydła, ani ręczników...zgłupiałam, czyżby ktoś już sprzątał?
Wołam panią Krysię, bo pilnowała bagaży na korytarzu hotelowym i pytam czy ktoś posprzątał łazienkę, bo nie mogę skorzystać z toalety?
Na to moja współlokatorka otworzyła podręczną torbę, a tam były papier toaletowy, mydła, pasta do butów, ręczniki i nie wiem co jeszcze, o dziwo wieszaki zostały w szafie...
Jako dorastająca nastolatka byłam w szoku, a co, jeśli ktoś mnie posądzi o zabranie tych rzeczy?

Wielokrotnie widziałam, jak pani Krysia maluje usta, wydłubując pomadkę z etui zapałką. Zapytałam, dlaczego nie kupi nowej?
Podobno czekała na wyjazd do Szwecji, by dokonać zakupu w strefie wolnocłowej.
Na tej wycieczce do Szwecji była już moja mama po wyzdrowieniu, więc zapytałam czy pani Krysia kupiła sobie nową pomadkę.
A gdzież tam, nadal wydłubywała resztki zapałką...


Ostatnio widziałam panią Krysię latem,ledwo ją poznałam, zasuszona staruszka, skromnie ubrana, pod opieką chyba siostry z PCK.
Nie wiem czy zgromadziła wielki majątek i czy trzyma go pod poduszką, bo wolała inwestować w złoto, niż trzymać w banku, a dzieci nie miała...


wtorek, 22 października 2019

Taki obrazek...

Wracam z pracy, przechodząc obok Urzędu Miasta.
Na ławce siedzi sympatyczna para, może kuracjusze, opaleni, uśmiechnięci.
Pan coś zagaduje w moim kierunku, pomyślałam, że może o coś zapyta, o drogę lub aptekę, bo tak najczęściej bywa.
Ciągle zdarza mi się udzielać różnych informacji lub podprowadzać w jakieś miejsce, jeśli mam po drodze.
Ale najwyraźniej nie o adres chodzi:
- Przepraszam, czy spotkam tutaj tego Brejzę?
- Prezydenta?
- Może przechodzi tędy czasami? chciałbym zadać mu parę pytań...
- Nie wiem, może limuzyną jeździ, poza tym późno już...
- A ten gno...młody Brejza?
- Pewnie w Warszawie.
- A wy ich lubicie? pani ich lubi?
- Cenię prezydenta za to co zrobił dla miasta... a syna Krzysztofa nie znam osobiście, więc nie mogę powiedzieć czy go lubię czy nie, znam jego wystąpienia w Sejmie i nie wierzę we wszystko co mówią media...
- Bo ja nienawidzę obu, starego i młodego!
- A pan jest stąd?
- Ja jestem z Łodzi.
- To życzę panu miłego pobytu.

niedziela, 20 października 2019

Na nudę nie narzekam...

Czasami pragniemy by coś się działo, a czasami tęsknimy za spokojem codzienności.
Najlepsza jest chyba równowaga.
Pisałam tutaj o gościach z zagranicy, którzy dopiero co wyjechali i zapewnili, że trudno będzie gospodarzom kolejnego spotkania dorównać gościnnością. To miłe:-)
Impreza goni imprezę - ślubowanie pierwszaków i jubileusz szkoły, połączony z festynem dla rodziców oraz innych gości.
Pogoda dopisała, a uroczystości pogratulował nam prezydent miasta.
Dzieciaki spisały sie na medal, radości i wzruszeń nie było końca, adrenalina trzymała długo.
Dla takich chwil warto podjąć każdy trud.
Robiłam oczywiście zdjęcia, ale akurat w tym dniu aparat odmówił współpracy, zachowałam tylko kilka zdjęć, które wyszły jako tako. Na szczęście zaproszono przedstawicieli mediów...no po prostu pech!
Jakby mało było atrakcji - mój syn dostał w prezencie, jeszcze przed ślubem kupon na skok spadochronowy z instruktorem.
Prezent fajny, nie powiem, ale dla matki - stać i patrzeć czy kopuła się otworzy, no nie wiem. W dodatku termin wyznaczony na 13 października.
Gdy doszło do ustalania szczegółów, okazało sie, że syn przekracza limit wagowy. Skok będzie możliwy, gdy schudnie i w całym rynsztunku zaliczy ważenie, a będzie to trudne, bo ma prawie 2 m wzrostu i cherlakiem nie jest.
Nie zmartwiłam się, tortura odsunięta w czasie, tylko dlaczego nie było o tych wymogach mowy przy zakupie prezentu?
Przyjdzie synowej samej skakać, zamiast niego...
Pojechaliśmy jednak w odwiedziny na dobry obiad z deserem i spacer po Poznaniu.
Kolejna niespodzianka to udział syna w nagraniu do programu Familiada. Wysłali z kolegami z pracy zgłoszenie, tak dla jaj 2-3 lata temu i w te wakacje otrzymali zaproszenie na casting.
Po jakimś czasie przyszedł mail, by zgłosić się na nagranie. Pojechali, dobrze się bawili, ale przed emisją nie zdradzę wyniku...

Jedynym spokojniejszym akcentem tego posta jest podziw dla uroków nieba nad głową.
Pierwsze zdjęcie to zachód, drugie wschód słońca.

Życzę wszystkim równowagi w przyrodzie i życiu, chociaż odrobina adrenaliny nikomu nie zaszkodziła...

czwartek, 17 października 2019

Wyścigi balkoników...

Starość ma różne twarze, czasem jest sprawna, pogodna i zasobna, kiedy indziej jest samotna, schorowana i zrzędliwa.
Niektórzy starzy ludzie zasiedlają domy opieki i jeśli zdrowie i stan ducha pozwalają tworzą tam szczególne społeczności. Pomocnym w ciekawym przeżywaniu reszty życia jest stan portfela lub rodzina, no i oczywista kraj oraz status owego przybytku jesieni życia.

Mnie zauroczył pamiętnik 85-letniego pensjonariusza domu opieki w Holandii Hendrika Groena, napisany z werwą i humorem. Nie wiem czy dożyję takiego wieku, ale gdyby to miało nastąpić, chciałabym zachować takie poczucie humoru, pamięć i ciekawość świata, jak bohater mojej lektury.

Czytałam z ołówkiem w ręku, by wynotować najciekawsze fragmenty, które być może zachęcą was do przeczytania tej książki lub skłonią do paru refleksji.

- codziennie warto zmuszać mózg do wysiłku, gimnastyka mózgu wzmacnia ducha
- pan Bóg i ja mamy taką umowę, że nie zawracamy sobie nawzajem głowy; a co sądzić o Bogu, który obiecuje mężczyznom 72 dziewice? A jaka nagroda przewidziana jest dla kobiet?
- ludzie są zbieraczami, gromadzą wokół siebie mnóstwo dupereli, które nie są im do niczego potrzebne
- po 40-ce człowiek osiąga podobno najniższy punkt szczęśliwości, z badań wynika, że 80-latkowie są szczęśliwsi
- w ramach klubu Starzy ale jeszcze Żywi mamy umowę, że nie narzekamy na nasze przypadłości i choroby, raczej sobie z nich żartujemy – dzięki temu życie jest łatwiejsze do zniesienia
- młoda pani doktor mówi do mnie wolno i głośno, a dobre wychowanie nie pozwala mi powiedzieć, że nie jestem głuchy ani głupi…
- zawsze znajdzie się powód, by czegoś nie robić i wkrótce człowiek będzie już tylko gapić się w okno, trzeba być w ruchu, dosłownie i w przenośni…
- Bach to na pewno doskonały kompozytor, ale nie pisze wesołych piosenek…
- spadek umiejętności przeżuwania może pociągać za sobą pogorszenie pamięci – gratisowe gumy do żucia dla każdego!
- największe niebezpieczeństwo z podróży do popularnych miast to możliwość zadeptania przez chińskich turystów, nie można zapominać też o Hindusach, ich też jest sporo, ale jeszcze tyle nie podróżują, nie stać ich…
- nigdy nie będziemy wiedzieli czy jest coś lepszego, niż mielony, jeśli nie spróbujemy czegoś innego, niż mielony
- w czasie dyskusji nad prawami emigrantów w Europie przyznano im prawo do łóżka, wanny i chleba- nie wystarczyłaby umywalka? Nawet rodowici mieszkańcy nie zawsze mają wanny…
- najlepiej aktywizować się wzajemnie, gdy przyjaciel coś proponuje, mówimy - czemu nie? Gdy sami na coś wpadniemy, mówimy – ale właściwie po co?
- gdy osoba w podeszłym wieku przestanie coś robić, to bardzo rzadko sie zdarza by zaczęła to robić od nowa, na przykład prowadzić auto...
- staruszkowie i dzieci maja m.in. to wspólne, że lubią słodycze - mogą nie zmieścić ostatniego ziemniaka z obiadu, ale ciastko czy puchar lodów zawsze się zmieszczą.

Wyszło trochę długo, ale to i tak namiastka tego, co mi się podobało.
Nie będę jednak przepisywać książki :-)

Obyśmy długo zdrowi i sprawni byli...

poniedziałek, 14 października 2019

Czym jest niepełnosprawność?

Post dedykuję Karolinie, która jest dzielną dziewczyną , a swoją aktywnością mogłaby zawstydzić niejednego maratończyka... a w swoim poście o zmaganiach z trudnościami i pojmowaniu samej siebie napisała:
"...wszyscy tak naprawdę jesteśmy wyjątkowi. Bez podziału na pełno i niepełnosprawnych. Pamiętajcie o tym! "

Często słyszymy o osobach niepełnosprawnych fizycznie lub intelektualnie, nie nam rozsądzać, która z tych niesprawności jest bardziej uciążliwa, obie utrudniają życie tym właśnie osobom i ich rodzinom, ale nie poprzez istnienie takowych ograniczeń, a raczej przez bariery architektoniczno-prawne oraz czysto ludzkie.

Sama łapię się na tym, że nie wiem jak pomóc, na przykład niewidomej osobie czy komuś na wózku, a pomagając źle, można zrobić krzywdę. Myślę, że oprócz zajęć z pierwszej pomocy, powinniśmy wprowadzić zajęcia z pomocy osobom niepełnosprawnym.

Skąd taki temat? z powodu podziwu dla Karoliny właśnie, a poza tym, moja synowa była na spotkaniu z Janem Melą.
Nie będę się rozpisywać o nim szerzej, kto nie zna, znajdzie.
Spotkanie zorganizowano dla pracowników pewnej firmy, by zmotywować malkontentów i osoby o małym poczuciu wartości do pracy nad sobą.

Bohater
spotkania mówił o swoim oswajaniu się z brakiem ręki i nogi, o tym, że nadal spotyka się z różnymi barierami i nieprzewidzianymi sytuacjami, które wynikają też z tego, że chce być traktowany normalnie, ale jednocześnie wszystkiego nie przeskoczy...
Spodobała mi sie opowieść o jego pierwszej wyprawie w wysokie góry wraz z innymi niepełnosprawnymi.
Szedł w parze z niewidomym i w pewnym momencie pyta go: a ty się nie boisz?
Czego? przecież nic nie widzę...

Anna Dymna, pracująca z osobami niepełnosprawnymi intelektualnie wielokrotnie podkreślała, że bije od nich niezwykłe ciepło, radość, chęć obcowania ze sztuką. Lubia sie przytulać i chętnie pomagają.

Czy my, zdrowi na ciele i umyśle, widzący właściciele wszystkich kończyn nie boimy się czasem niepotrzebnie?
Czy własnego lenistwa i strachu przed nowym nie zrzucamy na tzw. okoliczności obiektywne?
Czy nie mamy wymówki na każdą okazję, a to brak kasy, a to czasu, a to humor nie taki...

Czasami, gdy siedzę w fotelu, moim ulubionym z widokiem na wróble i zastanawiam się czy wyjść na spacer, bo wieje, przypominam sobie tych, którzy wiele by oddali za jeden taki spacer, za możliwość wyjazdu do lasu, za spotkanie w kafejce przy kawie...
Nie na wszystko potrzebne są wielkie pieniądze, znajomości czy kalifornijskie słońce, czasami wystarczy zapał i ciekawość świata.

Może więc niepełnosprawność to raczej stan umysłu, bo jak powiedział ktoś mądrzejszy ode mnie - umysł jest jak spadochron, by móc działać jak należy, musi być otwarty.

piątek, 11 października 2019

Od Finlandii po Turcję...

No niestety, nie odbyłam takiej podróży, ale miałam okazję towarzyszyć sporej grupie wspaniałych nauczycieli z 4 krajów europejskich, którzy przyjechali do naszego małego miasta na wymianę w ramach międzynarodowego projektu.

Wspaniali sympatyczni ludzie, ciekawi świata, otwarci na relacje, nie tylko w świecie dorosłych i kolegów po fachu, ale także na relacje mistrz- uczeń.

Jako naczelny fotograf ekipy (tu puszczam do Was oko) miałam możliwość nie tylko poćwiczenia konwersacji w obcym języku, ale także odbyłam jeden spacer i dwie podróże do Kruszwicy i Torunia, by nasi gości mogli poznać nie tylko miasto gospodarzy, ale także okoliczne zabytki.

Jednego dnia mój krokomierz zarejestrował 20734 kroki...
Aby cała robota nie poszła na marne zamieszczam parę fotek z owych wycieczek, może spodobają Wam się zabytki, ciekawostki i kamienice.
Kruszwica to oczywiście Mysia wieża i kolegiata romańska, a na murze jednej z kamienic wielki mural, a na nim Popiel, którego myszy zjadły.
Wzięłam ze sobą książeczkę Anny Świrszczyńskiej o Popielu właśnie i sylwetka władcy, który wytruł swoich krewnych bardzo zaintrygowała gościa z Finlandii.
W Toruniu mogliśmy pochwalić się naszą krzywą wieżą, zegarem, który z wieży kościelnej wskazywał flisakom czas oraz wieloma pięknymi kamienicami i kościołami - wiadomo - GOTYK NA DOTYK...
W TORUNIU BYŁAM JUŻ TYLE RAZY, CZTERY LATA TUTAJ STUDIOWAŁAM, ALE ZA KAŻDYM RAZEM WIDZĘ COŚ CIEKAWEGO, ODNAWIANE SĄ BUDYNKI, PRZYBYWA CIEKAWOSTEK, HOTELI I SKLEPÓW Z PIERNIKAMI...
Uroki toruńskiego ratusza i starego rynku doceniają turyści z całego świata, ale specjalnie zrobiłam fotkę w kościele św.Janów - przedstawia fresk z XIV wieku, na którym ukazano Jezusa ukrzyżowanego nie na krzyżu, a na drzewie życia...
Inne ciekawostki to przepiękny budynek hotelu w starym młynie wodnym, chociaż nie wiem czy potrafiłabym zasnąć przy hałasie wody spływającej do Wisły...sympatyczna figura pieska pana Filutka, jedna z bram wiodących na wiślane nabrzeże oraz Dwór Artusa, gdzie byłam kiedyś na koncercie piosenki francuskiej.
Być w Toruniu i nie odwiedzić Muzeum Piernika lub nie odbyć warsztatów pieczenia piernika? Nie uchodzi...
Po wykładzie o ingrediencjach z dawnych przepisów średniowiecznych, poczęstowano nas piernikami oraz miodem pitnym, lekko podgrzanym, co wyraźnie podreperowało nasze siły po długim zwiedzaniu w chłodny i deszczowy dzień.
Wykroiliśmy i upiekliśmy swoje pamiątkowe ciastka korzenne i zakupiliśmy zapas słodkości w miejscowym sklepie.

Ze średniowieczną tradycją owe imprezy mają wiele wspólnego, także i to, że trzeba mieć przy sobie nieźle wypchaną sakwę, by tego i owego spróbować...ale, kto nie ma miedzi, ten w domu siedzi!

wtorek, 8 października 2019

Kurza melodia!

Zapytacie- na co komu taki słownik, jakbyśmy mało słyszeli tej łaciny na co dzień…
Chociażby jako ciekawostka i element naszego, niestety ojczystego języka.
W słownikach ogólnych języka polskiego słownictwo wulgarne zredukowane zostało do małej liczby wybranych haseł. Tutaj autor proponuje słownik wielce kontrowersyjny, ale z drugiej strony nie można udawać, że takie słownictwo nie istnieje lub nas nie dotyczy.

Niech uderzy się w piersi ten, kto choć raz nie zaklął lub nie zwyzywał kogoś, choćby w myślach!

Autor podzielił te niegodne kulturalnych ludzi słowa na 3 kategorie: przekleństwa, wulgaryzmy, wyzwiska.
Przekleństwo jest pojęciem niejednoznacznym i ma co najmniej 3 znaczenia: wartościujące, instrumentalne i wyrażeniowe.
Przykłady:
Matka przeklina córkę, bo ta roztrwoniła wszystkie oszczędności (wartościujące)
Dziadek rzucił przekleństwo na wnuka i ten wyłysiał ( wyrażenie wiary w magiczną moc wypowiadanych słów)
O kurczę, jaka fajna dziewczyna! (wyrażenie emocji)

Wulgaryzm występuje wtedy, gdy mówiący wyraża emocje, przekraczając istniejące tabu językowe.
Co najmniej jedno ze znaczeń podstawowego wyrażenia wulgarnego ma związek z intymną częścią ciała lub czynnością fizjologiczną, a więc z sytuacją, o której nie mówi się publicznie.

Wyzwisko to spontanicznie wypowiedziane wyrażenie ujawniające emocje mówiącego względem adresata. Może być użyte po to, by adresat wiedział o złych intencjach mówiącego i czuł się źle z tego powodu.

Ciekawostką dla mnie były niektóre hasła słownika oraz ich wyjaśnienie:
@ armata – sporych rozmiarów członek męski
@ brzytwa – kobieta o wysokiej sprawności seksualnej
@ 93 przykłady użycia słowa DUPA i 13 ze słowem GÓWNO
@ kurwica – nagła złość
@ napicznik – majtki damskie
@ pierdolnik- głośnik radiowy
@ udupić kogoś – zrobić komu coś złego
@ przydupas – lizus
@ zbuki – zepsute jajka lub jądra męskie
@ skurczygnat – ktoś kogo źle oceniamy

Nie jestem zwolenniczką używania wulgaryzmów, staram się unikać i nie lubię słuchać, ale w pewnych sytuacjach dosadne wyrażenia zawierają w sobie odpowiednią dawkę emocji i trudno znaleźć dla nich grzeczniejsze odpowiedniki…

Zastanawiam się nawet czy istnieją lokalne jakieś przekleństwa, bo męża ciotka z Warszawy często powtarzała - O ty, w kółko golony! a w moich stronach tego nie słychać...

sobota, 5 października 2019

Trzy historie...

Czasami ludziom wydaje się, że z tylu już pieców chleb jedli, tyle tajemnic życia poznali, że nic ich już nie zaskoczy.
Ale na tym najpiękniejszym ze światów wszystko jest możliwe i nigdy nie przypuszczamy czym życie nas zadziwi.

Słuchamy różnych historii, niektóre wydają się nieprawdopodobne, bo nas nie dotyczą.
Ale czy na pewno?

Przypomniały mi się trzy historie , które uświadamiają czym może skończyć się uporczywe trwanie w swoich uprzedzeniach i przekonanie, że wszystko, czego nie akceptujemy przydarza się innym...

Nie jest istotne czy są to historie prawdziwe, jedna na pewno. Założę się, że wielu z Was zna podobne ze swojego otocznia lub zasłyszane.
Zanim osądzimy kogokolwiek lub odrzucimy, zastanówmy się najpierw, jak sami zachowalibyśmy się w podobnej sytuacji?

1. Szokujący spadek.
Senior rodu, założyciel lokalnego Ku-Klux-Klanu podsycał w sobie nienawiść nie tylko do czarnoskórych, także swej żony czy kobiet w ogóle nie miał w poważaniu.
Jego syn także nie spełnił ojcowskich oczekiwań, zbyt słaby był i miękki, na szczęście spłodził wnuka. Wnuk, wychowywany pod czujnym okiem seniora rodu wyrastał w pogardzie dla matki i ojca.
Ojca, który ostatecznie okazał się gejem, pobił kiedyś niemal na śmierć, by dać świadectwo swej twardej męskości przed dziadkiem i członkami Ku-Klux-Klanu
Gdy zmarł senior rodu i wnukowi przyszło przejrzeć jego papiery , okazało się, że we krwi ukochanego dziadka płynęła domieszka krwi czarnoskórych niewolników, a dziadek przez lata utrzymywał czarnoskórą kochankę…

2. Felerne nasienie
W rodzinie zasadniczego pułkownika dorastało dwoje dzieci, kochanych jednako, może syna ojciec traktował nieco surowiej, by wyrósł na charakternego żołnierza i kontynuował rodzinne tradycje, wszak i dziadek nosił mundur.
Wszyscy powtarzali, jaki ten syn do ojca podobny i na pewno ukończy akademie wojskowa.
Syn wprawdzie miał inne plany, ale przecież młody jeszcze, ma czas wybrać właściwą drogę.
Pewnego dnia przed świętami Bożego Narodzenia dzieci zjechały do domu na święta, córka sama, a syn z… przyjacielem. W czasie świątecznego obiadu dwaj młodzi chłopcy poinformowali rodziców o swojej miłości i wspólnych planach.
Matka wydawała się zaskoczona, ale przyjęła wiadomość spokojnie, siostra zareagowała spontanicznie, jak każda nastolatka, a ojciec… po prostu wyszedł z pokoju.
Długo nie rozmawiał z nikim, odizolował się od znajomych, obwiniał się o spłodzenie wybrakowanego obywatela…
Nie pomogły błagania żony i tłumaczenia córki.
Pewnej nocy pułkownik w swoim gabinecie popełnił samobójstwo…

3. Po moim trupie...
Nie wszystkie kobiety młodo wychodzą za mąż. Czasami długo szukają tego jedynego, czasami singielka trafia na rozwodnika.
Niby nic takiego, o ile nie ma się rodziców bardzo religijnych, którzy odbierają życie w barwach czarno-białych.
Wspomniana singielka, niemłoda już, ale szczęśliwa z poznanym rozwodnikiem, w dodatku zamożnym i zapatrzonym w nią bardzo, zapragnęła przedstawić ukochanego rodzinie.
Na spotkanie nie zgodził się przede wszystkim ojciec, bo z rozwodnikiem nie będzie siedział przy jednym stole.
Singielka wolę rodziców uszanowała, ale z wybrańcem serca zamieszkała…
Gdy ojciec zachorował, pomagała w opiece nad nim, czasami podejmując próby wprowadzenia konkubenta do rodziny. Ślubu c nie brali, bo nie chcieli dolewać oliwy do ognia… zresztą ojciec zapowiedział, że wyrzeknie się córki, jeśli ta wyjdzie za rozwodnika
Tak mijały lata.
Ojciec jednak, nawet na łożu śmierci trwał przy swoim.
Po jego odejściu singielka zawarła związek małżeński ze swoim rozwodnikiem i jedyne czego żałuje, to brak obecności rodziców na jej ślubie. Okazało się bowiem, że w dniu ślubu matka była już tak chora, że nie mogła uczestniczyć ani w ceremonii zaślubin, ani być na weselu.
Nie potrafiła przeciwstawić się mężowi...

czwartek, 3 października 2019

Wywołana do odpowiedzi...

Nie czuję się winna tego, co młodzi ludzie, zarzucają nam dorosłym, a nawet zaawansowanym wiekiem, że nie dbamy zupełnie o środowisko?
Nie to, że nie popieram akcji, wieców, festynów w obronie środowiska naturalnego, wręcz przeciwnie, ale...
- segreguję śmieci w miarę sił i możliwości
- używam toreb na zakupy wielokrotnego użytku
- staram się zużywać jak najmniej wody, bo to i rachunki mniejsze
- nie używam plastikowych naczyń, słomek, nie śmiecę na ulicach
- chodzę do pracy zamiast jeździć autobusem, auto wyciągam na wycieczki raz w tygodniu, na elektryczne mnie nie stać
- nie palę w piecu ani w kominku
- nie kupuję napojów w puszkach, plastikach, ani chipsów w wielkich pakach
- nie zmieniam gadżetów elektronicznych co pół roku, bo wyszły nowe, modniejsze i ładniejsze
- nie wytwarzam mebli z palet, bo mi się zwyczajnie nie podobają, ale blatów kuchennych z prawdziwego marmuru ani schodów też nie mam

Na pewno znajdzie się wiele , za co dorosłych pochwalić nie można, mnie pewnie też.

Ale niechaj i młodzi walną się w piersi, bo:
- w szkolnych toaletach mydło w piance leży wszędzie, tylko do mycia nie starcza
- podobnie z ręcznikami papierowymi i papierem toaletowym zużywanym w hurtowych ilościach do równych celów
- woda leje się hektolitrami z kranów, bo kto by pamiętał, by ją zakręcić?
- w plecakach zamiast śniadania słodycze i napoje w plastikach, w koszach na śmieci ( czasem obok) wielkie paki po chipsach, butle po energetykach, kartoniki ze słomką...
- piórniki pełne plastikowych pisaków, mazaków, gumek oraz innych pierdołek niekoniecznie użytecznych

Wymieniać można długo, choćby i takie obrazki:
- dwie panienki wychodzą z lodami ze sklepu, papierki rzucają pod nogi
- z kina wychodzi młodzież, każdy dzierży kartonik z popcornem i plastikowy kubek z colą
- na ławce osiedlowej imprezka, obok ławki, papiery po hot dogach z Żabki, butelki, puszki po piwie
- na imprezach urodzinowych albo pokazy fajerwerków albo lampiony do nieba...
- na festynach, meczach itp. plastikowe kubki i sztućce, ulotki i plakaty drukowane na papierze, odblaski i przypinki z plastiku lub metalu
- na ulicach mojego miasta odbywają się wieczorami wyścigi motocyklowe, a kierowcami nie są emeryci

Każdy z nas jakieś błędy popełnia, więc nie mów mi proszę, kochana młodzieży, że jako seniorka 50 plus jestem winna degradacji środowiska naturalnego, co najwyżej winę ponosimy wspólnie.
Co możemy robić wspólnie, to apelować do rządów całego świata, w tym do naszego rządu, by poważnie i całościowo potraktowały apele o ochronę środowiska, tymczasem pamiętam, jak nasi politycy wysunęli pomysł ograniczenia i likwidacji elektrowni wiatrowych, bo Polska na węglu stoi.

Rozumiem, że są pralki i inne urządzenia eco, ale na czym ma polegać kredyt eco reklamowany przez banki, tego moja wyobraźnia nie ogarnia...

My wszyscy przyjrzyjmy się, jak możemy zmienić nasze zachowania proekologiczne...