czwartek, 29 grudnia 2016

W młodych nadzieja !

Świąteczne spotkania z rodziną i znajomymi obfitują w serdeczne relacje i ciekawe obserwacje. O tyle ciekawe, że gdy przy stole zasiadają trzy pokolenia i wymieniają poglądy na różne sprawy, to jest to pole dla wielu własnych refleksji.
Co jednak najważniejsze, nikt się nie kłócił, nie wymachiwał pięścią, nie wygłaszał mów jedynie słusznych, a tematy zahaczały o politykę i religię.
Jest w naszym gronie kilka osób przed trzydziestką, niektóre skończyły, inne kończą studia, ale wszyscy pracują, rozwijają się i zawsze znajdują czas dla rodziny.
Ktoś kiedyś powiedział, że obcując z ludźmi młodymi, sami stajemy sie młodsi, motywujemy się do samorozwoju, staramy sie nadążać za światem, by z tymi młodymi znaleźć wspólny język. Nie uniknie się przy tym porównań, jacy my byliśmy w podobnym wieku - oczywiście ukształtowały nas inne warunki, inaczej byliśmy wychowywani, ale tym bardziej warto uczyć sie od młodszego pokolenia, aby w średnim czy mocno średnim wieku nauczyć się czerpać z życia, a nie tylko czekać na nieuniknione.
Jakie zatem cechy podziwiam u młodych, a jakich mnie samej często brakowało?
Otwarcie na innych ludzi - łatwiej nawiązują kontakty, są jakby bardziej ufni, co czasem niesie za sobą pewne niebezpieczeństwa, ale i ułatwia życie. ( ja byłam raczej nieśmiała, zakompleksiona, nawet w sklepie bałam się odezwać)
Głód wrażeń - każdy dzień niesie nowe atrakcje, z których grzech nie skorzystać i kolekcjonują bardziej wrażenia, niż przedmioty. Na gromadzenie rzeczy, jak mówią przyjdzie czas później (my chyba byliśmy bardziej pragmatyczni)
Myślenie globalne - o środowisku, o cierpieniach zwierząt - tu zaimponowali mi, nie ukrywam. Z założenia bywają wegetarianami, czytają metki, śledzą w sieci, gdzie i jak produkowane są towary, wspierają żywność ekologiczną ( bez względu na cenę), oszczędzają wodę i żywność.
Ja też się staram, ale często wygrywa jednak aspekt ekonomiczny, jeśli chodzi o zakupy.
Testowanie nowych smaków, eksperymentowanie w kuchni - tego uczę się od młodych właśnie, nie polubię już chyba gotowania, ale lubię poznawać nowe potrawy, nowe połączenia smaków i dodatków. Dzisiejsze zaopatrzenie sklepów pozwala na takie eksperymenty, dodatkowo mamy do dyspozycji restauracje z kuchniami z całego świata.
Zdrowsze odżywianie i dbanie o kondycję - ulegają wprawdzie modom i trendom, ale nie są to w większości złe nawyki, a przetetestowane na sobie pozwalają wybrać najwłaściwsze dla siebie diety i ćwiczenia fizyczne. Ilu starszych ludzi wstydzi sie biegać, chodzić na siłownię, ilu krytykuje te wymyślne dania z "robakami" i zielskiem jak dla królików?
Nie boją się wyzwań w pracy i w życiu - często i chętnie zmieniają miejsce pracy, szkolą się, śmiało negocjują warunki, znają swoją wartość, potrafia porównywać i wyciagać wnioski. Moje pokolenie jest przywiązane do miejsca pracy, czeka cierpliwie na podwyżkę, na widok szefa staje na baczność.
Dużo podróżują - swój czas wolny potrafią dobrze zaplanować, wyznając zasadę, że pracuje się, aby żyć. Dziś Internet umożliwia szybkie zamówienie noclegów, tanich biletów i wiele ninnych rzeczy. Nawet z małym budżetem są w stanie zwiedzać świat i zachęcają do tego samego NAS.
Znajomość języków obcych - nie tylko znają, ale świetnie się komunikują, co ułatwia im nie tylko podróżowanie, ale także podejmowanie pracy w zagranicznych firmach, poznawanie ludzi z całego świata. My też uczymy się języków obcych, ale z komunikacją już bywa gorzej, nie mówiąc o odwadze do zmiany pracy, zwłaszcza w innych krajach.
Chętnie dyskutują z dorosłymi na różne tematy- mają swoje zdanie, potrafią argumentować, często zadziwiają odmiennym punktem widzenia. My byliśmy nauczeni nie dyskutować z dorosłymi, bo dzieci i ryby....
. Uczestniczą w kulturze - a często nawet są jej twórcami, wbrew rankingom dużo czytają, chodzą do kina, na koncert potrafią wybrać sie na drugi koniec Polski, chętnie angażują się we wszelkie akcje od charytatywnych po happeningi. My jesteśmy bardziej ostrożni, zachowawczy , nieufni.
. Chętnie podążają za modą - nie ma dla nich barier typu: to nie wypada, to mi nie pasuje, tamto jest be i pod względem stylów ubierania się są bardziej wyrozumiali dla nas , niż my dla nich.

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że powyższe uwagi nie dotyczą większości populacji młodych ludzi, tak jak wielu starszych nie wpasowuje się w model zgorzkniałych i zrezygnowanych, ale póki obie strony dogadują się ze sobą i mogą czerpać z siebie wzajemnie, to jest nadzieja dla tego świata, nie sądzicie?

I takim akcentem warto pożegnać Stary Rok !

poniedziałek, 26 grudnia 2016

O świętach na wesoło...

O świętach można długo i dużo, może dla odmiany pośmiejmy się z samych siebie. Zebrałam różności na temat świąt w naszych domach i relacjach miedzy ludźmi. Było tego więcej, ale niektóre zawierały słowa uważane za wulgarne lub niesmaczne, zatem ich Wam oszczędzę. Miłego oglądania :-)








A na koniec perełka dla tych, którzy będą mieć wyrzuty sumienia po świętach, gdy okaże się, że pasek przesuwamy o jedną lub dwie dziurki.

piątek, 23 grudnia 2016

Z życzeniami do Was przychodzę...


Pierniki koło makowców,
Świeczek pachnących blask,
Radość z pakowania prezentów,
Obecności najbliższych dar.

Anioł na czubku choinki
Wsłuchuje się w kolęd granie
Płatki śniegu za oknem pęcznieją,
Jakie cudne to kolędowanie.

Drzewko, cóż może być piękniejszego?
Opłatek, co ludzi jednoczy,
Puste miejsce dla zbłąkanego,
Miłość w sercach, radosne oczy.

Niech w ten wieczór jedyny w roku
Radość Wasze domy odnajdzie,
A tych łez, co popłyną z oczu
Nie powstydzi się żaden twardziel…

Zdrowia, śmiechu, świata lepszego,
Niech fortuna obdarza Was szczodrze,
Każdą chwilę wśród przyjaciół czy wrogów
Niechaj przyjdzie Nam przeżyć mądrze.


Kochani - radości w sercach, pięknej zimy za oknem, zdrowia i kondycji, odporności na całe zło tego świata, miłości, która uskrzydla, wiary i nadziei, pomysłów i motywacji - tego wszystkiego Wam życzę, a wszystkim wspaniałym Mikołajom dziękuję z głębi serca za miłe słowa i bezcenne upominki.

wtorek, 20 grudnia 2016

W krainie piernika...

Właśnie wróciłam z Muzeum Piernika w Toruniu. Znakomita okazja do budowania nastroju świątecznego. W ubiegłych latach dane mi było zwiedzić fabryki ozdób choinkowych.
Uczestnictwo w warsztatach pieczenia pierników według starej receptury ma jeszcze ten plus, że towarzyszą nam te wszystkie zapachy przyprawowe: imbir, pieprz, cynamon, goździki, miód i oczywiście zapach upieczonego ciasta.
Piernik widoczny na zdjęciu jest moim dziełem, sama zagniatałam ciasto, wkładałam do formy i wykroiłam, a potem gospodarz włożył do pieca i pijąc kawkę z krajanką piernikową czekałam aż ciastka sie upieką. Jest to bowiem żywe muzeum, gdzie zwiedzający nie tylko poznają historię toruńskich katarzynek i stare receptury cukiernicze, ale sami bawią się w cukierników.
Zwiedziłam także stoiska muzealne, gdzie zgromadzono akcesoria do wypieku pierników, różne pamiątkowe gadżety dla turystów oraz bogato zdobione wypieki.


Na koszulkach widocznych na zdjęciu zauważyłam napisy:

STARY PIERNIK TO TEŻ CIACHO !

LUBIĘ SOBIE POPIERNICZYĆ!

MAM BZIKA NA PUNKCIE PIERNIKA!


Na ścianie wymalowano bardzo dowcipny napis, który głosi, że KTO TRUNKÓW NIE PIJE I OD NICH UMYKA, TEN NIEGODZIEN KOSZTOWAĆ SŁODKIEGO PIERNIKA.
A wiecie na pewno, że słowo PIERNIK wywodzi się od przymiotnika PIERNY czyli pieprzny, ostry w smaku. Jak zauważyliście, oczywiście zapozowałam do zdjęcia jako wielki piernik, a co :-)
Muzeum jest dwupiętrowe i zaliczyliśmy jeszcze ekspozycję prezentującą osiągnięcia sztuki cukierniczej na początku XX wieku, kiedy używano już maszyn i urządzeń ułatwiających pracę cukiernikom - mieszadła do ciasta, prasowalnicę do uzyskiwania coraz cieńszych płatów czy prasę do dzielenia na równe porcje. Maszyny pochodziły z czasów zaboru pruskiego i przetrwały w dobrym stanie, wszystkie są sprawne.

Na drugim piętrze można było skorzystać z usług pięknej i utalentowanej zdobniczki pierników i jeśli talentu bozia nam poskąpiła, za drobną opłatą pani pięknie ozdabia zakupione na miejscu ciastka.

Bardzo miło spędziłam czas i wszystkim polecam, a z tego co wiem, takie atrakcje Toruń zapewnia w 3 miejscach, bo oprócz muzeum , w którym byłam można też skorzystać z oferty Muzeum Kopernika, gdzie w piwnicach sympatyczne mieszczki kierują wypiekiem ciastek, jest tez podobna cukiernia przy sklepie firmowym fabryki Kopernik, tej słynącej z pierników w całej Polsce.

Pozdrawiam słodko i piernie :-)


niedziela, 18 grudnia 2016

Kilka zdjęć...

Na blogach zastój, pewnie związany ze świątecznymi przygotowaniami. Trudno też znaleźć temat, który wpasuje się w atmosferę tych szczególnych dni.
Pozwólcie więc, że wykorzystam kilka zdjęć, zrobionych ostatnio, a każde z nich kryje jakąś historyjkę.
Może w przerwie między lepieniem uszek, a dekorowaniem choinki uda się komuś przeczytać.


Choinka z lewej stoi od wczoraj u mnie, niestety sztuczna, ale na drzewku same słomiane, filcowe i drewniane ozdoby. Kiedyś na większym drzewku wieszałam wszystko, od dwóch lat podoba mi się taka wersja, może za jakiś czas zmienię i to...
Drugie drzewko stoi u mojego syna. Drzewko bardzo ważne, na nowym mieszkaniu, jako symbol nowego, wspólnego życia z ukochaną. Taka wersja też bardzo mi się podoba, no i żywy świerk w donicy...


Tu przedstawiam Wam nasze pierniki. Mój wkład był minimalny, bo kończyłam chorowanie i siły pozwoliły mi jedynie na wykrojenie kilku ciastek i układanie gotowych na blasze.
Wyszły grube, mało słodkie, bo dodaliśmy więcej miodu, mniej cukru i niestety połowę już zjedliśmy :-)
Ale tak to już jest, ze czekamy na nie cały rok i smakują tylko zimą...

A na tym zdjęciu świąteczna wtopa. Z zakupów mąż przyniósł darmową gazetkę lokalną dla mieszkańców, gdzie mydło, powidło i reklamy miejscowych firm. Na stronie głównej u dołu są owszem życzenia świąteczne i noworoczne od prezydenta miasta, ale obok reklama zakładu pogrzebowego. I jak to nazwać - przeoczenie, brak empatii czy wyższość komercji nad tradycją?
Miałam bardzo mieszane uczucia, gdy to zobaczyłam...

Aby nie zakończyć pesymistycznie zamieszczam za zgodą koleżanki nadesłane zdjęcie jej psa, który wykorzystuje każdą okazję, gdy jego pani odchodzi od laptopa, wskakuje na krzesło i zagląda na ekran, opierając głowę o klawiaturę.
Nie wiedziałam, że wśród psów są tacy zapaleni internauci.

piątek, 16 grudnia 2016

Zabawa z Pizapem

Dzisiaj chcę Wam zaproponować zabawę z moim ulubionym programem graficznym do obróbki zdjęć, ale nie tylko. Można samodzielnie zaprojektować śmieszną kartką na dowolną okazję i bez okazji, emotikon inny niż zwykle lub śmiesznego mema. Program jest bardzo łatwy w obsłudze, ciągle uzupełniany o nowe wzory. Można wprowadzić napisy, własne zdjęcia lub z sieci. Ostatnio niestety wprowadzono odpłatność za niektóre dodatki, ale propozycja bezpłatna jest tak szeroka, że każdego zadowoli.

Oto link do programu KLIK

Po wejściu na stronę wystarczy kliknąć na START i pokaże się panel, z którego wybieramy foto edytor, aplikację do robienia galerii zdjęć, aplikację do projektowania kartek oraz aplikację do projektowania śmiesznych emotikonów. Jest też możliwość umieszczenia gotowych prac na portalach społecznościowych lub zapisania w dowolnym miejscu na komputerze.
Wystarczy kliknąć SAVE.


Poniżej przedstawiam swoje prace wykonane na szybko, dla ukazania możliwości programu:





Na koniec dwie propozycje śmiesznych emotikonów, a jest ich w programie tyle, że można bawić się pół dnia.
Tak sobie myślę, że jest to dobra alternatywa do spędzenia czasu z dzieckiem przed komputerem, aby razem się dobrze bawić, a jeśli mamy drukarkę, możemy to i owo wydrukować, albo pokusić się o wysłanie mailem swojej oryginalnej kartki na święta lub nowy rok.
Jeśli spodoba Wam się ten program i znajdziecie trochę czasu pobawcie się w projektowanie i pochwalcie swoimi pracami na blogu.
Zróbcie sobie przerwę w ozdabianiu pierników...
Życzę fajnej zabawy i mam nadzieję, że ktoś dołączy :-)

środa, 14 grudnia 2016

Serce na dłoni czyli Iwona Zmyślona

Iwona znalazła mój blog biblioteczny i jako była bibliotekarka ( a właściwie dlaczego była?) zainteresowała się tym, co robimy na rzecz rozwoju czytelnictwa. Było mi bardzo miło, że ktoś docenił i blog i nasze biblioteczne działania.
Ale jakież było moje zdumienie, gdy Iwona Zmyślona, bo o Niej tu mowa zaoferowała wykonanie zakładek dla moich czytelników. Dlaczego to takie niezwykłe? Dlatego, że Iwonka ma poważne kłopoty zdrowotne, a mimo tego nie tylko myśli o innych, ale jeszcze robi własnoręcznie upominki, którymi obdarza wybrańców.
Czuję sie zaszczycona, że właśnie nasza bibliotekę i moich czytelników obdarowała swoim ciepłem, prosto z serca.
Taka oto paczka przyszła do szkoły z Warszawy, towarzyszyły nam emocje jak w dzieciństwie.
W środku był list skierowany do młodych czytelników, napisany wierszem ( i jak tu nie podziwiać?) nie byłabym sobą, gdybym nie zamieściła na blogu, żebyście też mogli przeczytać.

Do moli książkowych

Młodzi mili czytelnicy,
Piszę do Was ze stolicy
Ujęta waszą pasją czytania
Składam wyrazy uszanowania.

Życzenia świąteczne daję do pary
I jak nakazuje obyczaj stary,
Upominek kładę pod choinkę
Może ucieszy chłopca i dziewczynkę.

Zdrowia, radości, wiary w siebie życzę
Pokazujcie światu pogodne oblicze.
Rodzinom także życzę marzeń spełnienia
I mówię do zobaczenia.

Miłośnicy książek odnajdują się na szlakach życia,
Bo uwielbienie dla literatury
To nie moda czy kaprys,
Tylko sposób bycia.

Był także list do mnie, napisany odręcznie, ładnym charakterem pisma, zawierający wiele ciepłych słów i upominek dla mnie:-)

Tym upominkiem okazała sie serwetka robiona ręcznie na szydełku i ... uwaga! We wzór serwetki wkomponowany jest napis PANI OD BIBLIOTEKI, wyobrażacie sobie?
A to cała zawartość przesyłki od Iwony, nie policzyłam tych wszystkich zakładek, skupiłam sie na wzorach, fakturach, materiałach, napisach..
Są zakładki wykonane szydełkiem, z włóczki, z nici, z koralikami, z haftami, jeśli są zwierzątka, to mają ruchome oczy, wiewiórka ma cudne futerko, sa zabawne krokodyle i cytat z Fredry - JEŚLI NIE CHCESZ MOJEJ ZGUBY, KROKODYLA DAJ MI LUBY...
Są girlandy, frędzle, błyszczące taśmy, usztywnienia z różnych materiałów.
Te zakładki to moi faworyci i zostaną na pamiątkę, ale reszta trafi do czytelników, bo taka jest wola autorki. Mam już pomysł na ich wykorzystanie, ale o tym innym razem na blogu bibliotecznym.

Iwonko, jeszcze raz dziękujemy :-)

niedziela, 11 grudnia 2016

Wyjdź za mnie...

Czy kojarzycie reklamy telewizyjne, które polecają nam kredyt bankowy? Mnie ostatnio prześladuje reklama, w której młody człowiek bierze kredyt w banku, aby wymalować na ścianie budynku mural o swoich oświadczynach. Pierwsze, co mi się skojarzyło, to niefrasobliwość kandydata na męża. Bo co, wziął kredyt, który mamy wspólnie potem spłacać, a bał sie nawet zapytać?
Może ktoś nazwie to fantazją, ja trochę inaczej...
Obserwuję zresztą na przestrzeni lat, zawieranych ślubów i różnych znajomych,że im większa owa fantazja i droższe uroczystości, tym krócej trwa związek.
A fantazja w temacie oświadczyny jest nieograniczona - od oświadczyn pod wodą i na szczytach gór, do takich na scenie podczas koncertu lub w trakcie spływu kajakowego czy rajdu motocyklowego.
W moich czasach oświadczyny były mniej spektakularne, zaręczyny przeważnie w obecności rodziców, a i rozwody wśród znajomych rzadko się zdarzały.

Gdyby ktoś namalował na ścianie taki baner dla mnie przy pomocy kredytu, to moje pytania byłyby takie:
- czy kandydata można traktować poważnie?
- chciał mnie zaskoczyć czy samemu się dowartościować?
- kto ten kredyt teraz spłaci, mam się dołożyć?
- czy jest aż tak pewien, żeby zapożyczyć się w banku na taki cel?
- czy nie lepiej wydać taka kasę na wspólną podróż?
- czy oświadczyny nie powinny być raczej bardziej intymne, niż publiczne?

Jeśli facet oświadcza się na scenie, na statku czy w samolocie, to albo musi być na 100% pewien pozytywnej odpowiedzi, albo dawno już zgodę ma i tylko bawi się w teatr. Życie to nie melodramat, sama nie chciałabym być postawiona wobec publicznej presji na zgodę.
Ale być może znajdą się kandydatki, które taki sposób zachwyci. Bo ja to bardziej pragmatyczna, niż romantyczna jestem. Romantyzm mile widziany w innych kwestiach. Ale to inny temat...

A oto różne sposoby na zorganizowanie oświadczyn... KLIK

piątek, 9 grudnia 2016

Niedziela dla rodziny...

Zdaję sobie sprawę, że na ten temat wiele już powiedziano w mediach i na blogach, ale brałam ostatnio "udział"w dwóch sytuacjach, które na nowo zmusiły mnie do myślenia i wymiany poglądów ze znajomymi w realu.
Dziś chcę się podzielić swoimi refleksjami z Wami, bo mnie to męczy... chodzi o zapowiedź likwidacji handlu w niedziele, co rząd i związki zawodowe argumentują tym, że niedziela ma być dla Boga i rodziny. Nie chcę sie wdawać w dyskusję szeroko, bo i tak każdy z nas ma pewnie inne zdanie na ten problem. Każdy lub prawie każdy lubi mieć wolne w weekendy, ale też nie każdy akurat w weekendy może mieć wolne. Więc jeśli np. mąż pracuje głównie w weekendy, dajmy na to w muzeum lub w kinie, a żona w weekendy ma wolne, to i tak nie jest to niedziela rodzinna.
Poza tym, nie wszyscy są katolikami praktykującymi (tak się mówi) i niekoniecznie chodzą co niedziela do kościoła. Swoją drogą, ciekawe kto księdzu obiad gotuje... ale nie o tym chciałam napisać. Poza tym, dlaczego akurat pracownicy handlu wielkopowierzchniowego mają mieć prawo do wolnych weekendów?


Będąc w toruńskiej galerii handlowej zostałam zaczepiona przez ankieterkę, która poprosiła o wypowiedź na temat handlu w niedziele.
Odpowiedziałam tak: jako klient jestem za, bo często tylko wtedy mam czas i siły na większe zakupy, a przy okazji jemy obiad poza domem (nie muszę gotować). Co robię z resztą niedzieli to już moja sprawa. Rozumiem, że pracownicy sklepów, punktów usługowych mogą mieć coś przeciw, mają prawo. Trzeba by najlepiej ich samych o to zapytać...
Nie muszą jednak galerie być otwarte do 22.00, po co? Na liście ankieterki się nie podpisałam, bo zbyt dużo danych chciała ode mnie, a tego nie lubię...
Po kilku minutach weszliśmy z mężem do sklepu z męskimi koszulami i zapytałam ekspedientkę (zresztą bardzo uprzejmą, zwłaszcza dla męża) czy widzi sens handlu w niedziele? Odpowiedziała, że w weekendy najwięcej sie sprzedaje, ograniczyłaby tylko godziny pracy, bo po 19.00 ledwo kto już zachodzi do galerii, a co dopiero, aby kupić koszulę.

Po kilku dniach stałam w kolejce do kasy w sklepie typu supermarket i podsłuchałam taką rozmowę kasjerki ze znajomą:
- To fajnie tam , gdzie pracujesz?
- O wiele lepiej, mam wreszcie wolne weekendy!
- A twój mąż?
- On niestety pracuje na okrągło, więc i tak rzadko się widujemy, ale przynajmniej nie ma czasu na kłótnie...
- To twoi rodzice też odpoczną od opieki nad wnukami?
- Oni nie narzekali, zresztą chcemy kupić większe mieszkanie, więc chyba znajdę gdzieś robotę w weekendy..
- A ja się dowiedziałam, że jestem w ciąży i idę na zwolnienie.
- No pewnie, nie bądź głupia, jeszcze się w życiu napracujesz...


Oprócz barów w Licheniu czynne są główne sklepiki z dewocjonaliami, pamiątkami, księgarnie itd.
Cały rok, 7 dni w tygodniu...

wtorek, 6 grudnia 2016

Mikołaju, nie przynoś mi prezentów...

Kiedyś czytałam swojemu synowi, później swoim czytelnikom piękną i mądrą książkę DROGI MIKOŁAJU, PROSIMY NIE PRZYJEŻDŻAJ DO NAS W TYM ROKU....
O czym jest książka?
W dużym skrócie - o listach pisanych przez dzieci do Mikołaja. Zatroskany Mikołaj i jego pomocnicy nie mogą sie nadziwić wzrastającej zachłanności dzieciaków na coraz droższe zabawki, bo nie proszą o misie, słodycze i inne zwyczajne rzeczy, ale o komputery, pieniądze, telefony itd.
Wśród tego ogromu korespondencji znalazł się list grupy dzieci zatroskanych o los swoich rówieśników w krajach trzeciego świata i zrezygnowały z prezentów dla siebie na rzecz pomocy dla głodujących, chorych, bezdomnych na całym świecie.
Stąd właśnie tytuł książki. Mikołaj wraz ze swoimi pomocnikami jedzie do Afryki by kopać studnie, uczyć uprawy roślin, organizuje nauczanie itp.
Zapytałam uczniów, kto byłby w stanie zrezygnować ze swoich prezentów na rzecz osób potrzebujących pomocy? Część dzieci odpowiedziała szczerze, że nie zrezygnowałaby z prezentów, ale chętnie podzieli się pieniędzmi ze skarbonki lub kieszonkowym. Były także dzieci, które bez zastanowienia zaoferowały pomoc, rezygnując z prezentów. Nie wiem, jak mogło być naprawdę, nie wiemy czy sami zrezygnowalibyśmy z prezentów pod choinką.

Piszę o tej książce nie tylko przy okazji Mikołajek, ale głównie dlatego by mieć dobry wstęp dla polecenia akcji charytatywnej FUNDACJI SŁONECZKO.
Najlepiej posłużę się słowami z innego bloga, który propaguje anonimową zbiórkę funduszy:



O jakie tu pieniądze chodzi? O każde! O ten jeden procent z podatku, o drobne na piwo, którego z jakiegoś powodu nie kupimy, o wyraz wdzięczności, którego przyjaciel nie chce przyjąć i nie bardzo wiadomo co z tym zrobić… Ja wiem – powiedz mu, że wpłacisz na Niedźwiadka Koala do fundacji „Słoneczko”.
Czujesz, że masz zobowiązanie wobec przyjaciela i on nie chce tego przyjąć – powiedz mu, że wpłacisz to na fundację „Słoneczko” – i on będzie zadowolony, i Ty, i jeszcze ktoś!
Jeżeli są jeszcze jakieś pomysły na finansowanie Naszego Niedźwiadka, to bardzo proszę!!!


A teraz jeszcze fundacja i konto:
Fundacja Pomocy Osobom Niepełnosprawnym „SŁONECZKO”
77-400 Złotów, Stawnica 33A
konto: 89 8944 0003 0000 2088 2000 0010

w tytule wpłaty podać subkonto osoby, której chcemy przekazać naszą wpłatę: 442/P
Można też rozliczyć PIT na stronie fundacji:
Fundacja Słoneczko
KRS: 0000186434


Kto nie chciałby wcielić się w rolę Mikołaja lub jego pomocnika? Ja chyba skorzystam z odpisu podatkowego w rozliczeniu PIT, bo co roku 1% przekazujemy na jakąś organizację, więc teraz nie muszę szukać :-) A jeśli na pomoc czeka jeden z blogerów, to tym bardziej akcja bliska sercu, bo kto jak nie MY?

sobota, 3 grudnia 2016

Dziwny ten smak...

Czy zastanawialiście się kiedykolwiek, dlaczego te same potrawy lub napoje jednym smakują, a innym wręcz przeciwnie?
Albo dlaczego niektóre osoby przyprawiają wszystko na ostro, a inne preferują smaki łagodne ?
Nietrudno też zauważyć, że odczuwanie smaków związane jest z zapachem, gdy mamy katar i upośledzony węch, to i smaki odczuwamy inaczej.
Zdarza się także, że po urazach neurologicznych lub po przebyciu niektórych chorób nie rozpoznajemy smaków i zapachów wcale, a jedzenie przestaje być przyjemnością.
Z mądrych źródeł możemy dowiedzieć się, że człowiek dorosły ma około 10 tysięcy kubków smakowych, które rozlokowane są nie tylko na języku, ale już taka swojska krowa ma ich aż 45 tysięcy...i po co?
Samo słowo SMAK ma zresztą kilka znaczeń - zmysł odczuwania smaków, właściwość pokarmu, dobry gust i wreszcie ochota na coś.
Mówimy: to nie jest mój ulubiony smak; ta potrawa nie ma smaku; jaka wysmakowana stylizacja; mam smak na truskawki...
Podobno niektóre upodobania smakowe są dziedziczne, inne przypisane może do płci, bo jak wytłumaczyć, że piwo w większości lubią panowie, a jeśli panie to z sokiem? A jak wytłumaczyć, że są osoby, które nie lubią słodyczy, a inne dałyby się pokroić za tort lub czekoladę? Poznałam kiedyś panią, która nie lubiła i nie jadała owoców, warzywa tak, ale mało.
Podobnie jest z przyprawami lub bakaliami - kardamon, cynamon, goździki należą do przypraw, które nie wszyscy akceptują w potrawach czy napojach.

Znam osoby, które lubią bakalie, ale nie w ciastach. Ja np. uwielbiam owoce leśne, ale nie w jogurtach, w ogóle owoce jagodowe smakują mi najlepiej prosto z krzaczków, wiem, że niehigienicznie, ale trudno, całe życie tak jem...
Oglądałam kiedyś ciekawy program o rozpoznawalności smaków i okazało się, że:
- trudniej rozpoznać niektóre smaki z zasłoniętymi oczami lub z zatkanym nosem,
- niektóre osoby mają wrażliwsze kubki smakowe i potrafią rozpoznać więcej smaków,
- niektórzy mają większą tolerancję na smak ostry, inni od bardzo ostrych przypraw mogą stracić oddech,
- dla lepszego odróżnienia kolejnych smaków, dobrze przepłukać usta wodą,
- aby zneutralizować ostrość potraw, palenie w przełyku - najlepiej zjeść trochę słodkich lodów


Fenomenem jest też dla mnie istnienie zależności między dodawaniem do potraw lub napojów pewnych dodatków, które podnoszą smak tychże. Dobrze jest np. do kawy dodać odrobinę czekolady lub soli, gorzka czekolada świetnie smakuje z dodatkiem chilli, a lody czekoladowe dobrze komponują się z gorącym sosem z wiśniami (jak dla mnie).
Smakosze lodów czy ciast tortowych też mają preferencje smakowe, niektórzy jedzą tylko lody waniliowe, inni tylko śmietankowe w czekoladzie, a smakosze tortów dzielą sie na tych, co wolą torty czekoladowo - orzechowo - kawowe i tych, którzy tylko owocowe lub bezowe.
Mówi się także, że poprosić w restauracji o przyprawy to brak szacunku dla szefa kuchni, ale przecież najlepszy nawet kucharz nie ma naszych kubków smakowych, prawda?

Może więc należałoby powiedzieć nie dziwny ten smak, ale raczej dziwne te kubki smakowe...