niedziela, 29 listopada 2015

A nie wyglądasz....

Zainspirowana wywiadem z moją ulubioną poetką Gabrysią Kotas spisałam w formie wiersza swoje refleksje na temat rymowania i tego czym jest ono dla mnie. Czasami ktoś znajomy dowiadując się o tym moim pisaniu do szuflady (teraz też na blogu) zadaje takie lub podobne pytania...
Jest to wpis bardzo osobisty i pewnie nie dla każdego, ale zamieszczam na stronie głównej, bo czytelniczka zwróciła kiedyś uwagę, że nie zawsze pamięta o zaglądaniu do zakładki "wiersze".


Jak wygląda poeta?

Piszesz wiersze?
Co ty powiesz?
A nie wyglądasz!
Jak wyglądać zatem
powinien poeta?
Czy oczy ma zamglone,
powieki półprzymknięte,
Czy żywi się mrzonkami
i brzydzi go etat?

Piszesz wiersze?
A o czym?
Czy dziś jest czas
na to właściwy?
A czy poezja kiedyś
miała dobry czas?
Piszesz wiersze?
Dla kogo?
Sama powiedz:
czy wiersze są dla mas?

Jeśli nazwiesz
wierszami
myśli natłok i uczuć
co okiełznać się dają
w słów ciągi,
a poeta wyglądem swoim
nie zachwyci
to poetów spotkasz
na ulicy...

Piszę wiersze
bo myśli gdzieś
z głowy płynące,
serce w rymy
czasami zamienia.
Piszę wiersze i
choć przecież
nie jestem poetką
miewam także
przebłyski natchnienia.

piątek, 27 listopada 2015

Za stary na misia...

Moja misja w tym tygodniu to Święto Pluszowego Misia i takie misje lubię najbardziej w mojej pracy. Stać się dzieckiem chociaż na kilka godzin w tygodniu i bezwstydnie bawić się, śpiewać o Colargolu, wyzwalać w dzieciakach salwy śmiechu do łez.
z biurokratycznego punktu widzenia jestem kiepskim bibliotekarzem, bo wolę pracę z czytelnikiem i promocję czytelnictwa od ksiąg inwentarzowych, protokołów i jałowych kurso-konferencji.
Ale powoli przestaję chyba pasować do tego świata, bo okazuje się, że nawet młodzi czytelnicy robią się coraz dziwniejsi. Niektórzy przychodzą do czytelni porozmawiać, a nie poczytać, w Internecie słuchają muzyki lub oglądają filmiki o grach, zamiast szukać informacji o świecie, w książkach szukają ilustracji, a nie tekstu... ale w osłupienie wprawiła mnie sytuacja następująca: wchodzę do sali umówiona na zajęcia z uczniami II klasy. Dzieci poproszone zostały o przyniesienie na lekcję swoich pluszaków. Okazało się, że chłopcy niemal w całej ich liczbie nie przynieśli maskotek(jeden pożyczył od siostry, ale chowa pod ławką).Pytam: chłopaki, co się dzieje? zapomnieliście?! Przecież mamy Święto Pluszowego Misia!
A oni mi na to: Nie zapomnieliśmy, JESTEŚMY ZA DOROŚLI NA ZABAWĘ MISIAMI. To dla małych dzieci i co to za święto?
Gdybyście mieli wątpliwości, to nie chodzi o uczniów II klasy gimnazjum, ale o 8-letnie dzieci, a niektóre 7-letnie, bo zaczęły szkołę w wieku 6 lat. Pocieszyło mnie tylko to, że bawili się świetnie, historii Puchatka słuchali z zapartym tchem i nic nie wskazywało na to, że są zbyt starzy by bawić się misiami. Dodam, że zjawisko powtórzyło się w kilku klasach. Zdarzyły się nawet jednostki zbyt "stare" na zabawy w kręgu, że o kolorowankach nie wspomnę. To ja już nie wiem: bać się czy martwić? Bo ja na widok słodkich pluszaków w sklepach staję się na chwilę dziecinna i muszę chociaż pomacać, a tu słyszę:za dorośli...
Niechaj się więc ludzie z kręgu pana Prezesa nie martwią o Gender, tacy 8-letni macho potrafią przerazić dojrzałe kobiety...

środa, 25 listopada 2015

Rusz się kobieto !

Kobieta zalegała wygodnie w fotelu, czytała, łykała witaminki, bo przewiana jakaś się czuła, z mężem film jakiś obejrzała... Weekendowa beztroska obfitowała w dobry nastrój i pyszności wszelkie, co pozwalało zapomnieć o parszywej pogodzie za oknem. Z godziny na godzinę kobieta czuła się coraz lepiej, jeśli idzie o psychikę i coraz ciężej w kwestii masy ciała. W końcu, jakoś pod wieczór w głowie naszej bohaterki odezwał się głos rozsądku: rusz się kobieto, pogimnastykuj swoje leniwe ciało, bo stawy rdzewieją, mięśnie wiotczeją i bilans kaloryczny wychodzi na plus. Spacer odpada bo z nosa kapie, ciemno i dżdżysto...lepiej na puszystym dywanie członki porozciągać. Po krótkiej rozgrzewce zaczęła kobieta serię ćwiczeń: brzuszki, nożyce, wykopy, skłony. Dużo tego nie było, cóż łatwiej pomyśleć, niż wykonać. Ale kobieta zaraz poczuła się lepiej, na duszy i na ciele.
Następnego ranka zdziwienie odjęło jej mowę, bo ledwo z łóżka wstała, a tu plecy bolą, w krzyżu sztywność, strach się schylić, coś uwiera, coś przeszkadza. Jednak pogoda lepsza, więc pan mąż rzuca hasło: jedziemy na wycieczkę, kości rozruszasz, mięśnie rozgrzejesz. Przeziębienie jakby ręką odjął, tylko te plecy, ale co tam - jakoś rozruszać się dało umęczone ciało i w drogę. W ciągu dnia było jako tako, ale na wieczór już niewesoło, można rzec - coraz gorzej. Ofuknięta przez męża, że ćwiczeń bez rozciągania się zachciało, sięgnęła kobieta po maść odpowiednią, która chwilową ulgę przyniosła (przy okazji polecam DICLOZIAJA - pomaga na wszystko).
Tak oto skończyły się sportowe weekendowe zapędy kobiety dojrzałej - typ nieusportowiony. Miała być zwinna, wiotka i powabna, a wyszło jak wyszło. Nie dość, że trudno zmobilizować się do jakiejkolwiek gimnastyki w te szare jesienne dni, to jeszcze skutek odwrotny... Ale kobieta uparta jest i małymi kroczkami osiągnie cel, na razie się boi...

niedziela, 22 listopada 2015

Subiektywnie o filmach


Na prośbę Gabrysi postanowiłam napisać coś o filmach, bo każdy z nas szuka czegoś ciekawego do oglądania w długie wieczory jesienno-zimowe. Oczywiście z góry zastrzegam, że mój przegląd jest bardzo subiektywny, wszak lubimy inne książki, inne filmy, różne obrazy nam się podobają. Nawet gdy czytam niepochlebną opinię o książce czy filmie, to biorę ją oczywiście pod uwagę, ale ostateczne zdanie wolę wyrobić sobie po przeczytaniu lub obejrzeniu. No i rzecz jasna odwrotnie.Zawsze dobrze na tym wyszłam, a poza tym czemu ktoś miałby czytać lub oglądać za mnie? Nie jest mną.
Zanim jednak polecę te filmy, które sama polubiłam, pozwólcie, ze wspomnę swoje pierwsze fascynacje kinowe, gdy jako nastolatka chodziłam do kina. Bilety wtedy chyba nie były drogie, bo pamiętam, że biegałyśmy z koleżankami ciągle na jakiś film, a kina były u nas 4, teraz jest jedno.
Może oglądaliście : Jezioro osobliwości, Nie będę cię kochać, Con amore, Walka o ogień, Austeria. To tak wyrywkowo z róznych szufladek mojej pamięci.
Już jako osoba dorosła oglądałam różności, a kilka z nich odcisnęło na mnie jakiś ślad: Dwunastu gniewnych ludzi, Siedmiu wspaniałych, Zielona mila, Zapach kobiety, Co się wydarzyło w Madison County itd. itp.
A co polecę dzisiaj? Wybrałam kilka i sprawdziłam, że są dostępne na kanale youtube, gdyby ktoś nie miał innej możliwości obejrzenia.

STALOWE MAGNOLIE to film, który widziałam chyba ze 3 razy, bo cenię go nie tylko za scenariusz, ale także za grę aktorską moich ulubionych pań. Atmosfera miasteczka i tamtejszej społeczności jest taka, jakiej życzyłabym sobie w swoim otoczeniu. Nie będę opowiadać treści, dodam tylko, ze mimo dramatycznych scen wymowa jest optymistyczna.

SMAŻONE ZIELONE POMIDORY - ekranizacja książki, którą czytałam i uważam, ze ekranizacja udana, oddająca idee autora, w dodatku wzbogacona kreacjami aktorskimi wielkich aktorek ( a nie mam na myśli gwiazdorzenia). Tak jak polecić mogę książkę, tak samo polecam film, oczywiście dla miłośników gatunku (tzw. film babski).

Myślę, że zdjęcie z filmu DWOJE DO POPRAWKI już zapowiada dobrą rozrywkę, chociazby z powodu obsady. Film bardzo oszczędny w obsadzie i nakładach finansowych, bo w zasadzie gra dwoje aktorów, ale film wart każdych pieniędzy, świetna komedia obyczajowa...
DROGA ŻYCIA to tzw. kino drogi. Bohater podąża śladem zaginionego syna szlakiem św.Jakuba do Santiago de Compostella. Nie jest to kino akcji, wręcz przeciwnie, trzeba uzbroić się w cierpliwość, uważnie słuchać i śledzić piękne krajobrazy, przeżywać duchową przemianę wraz z głównym bohaterem. Pojawia sie też kolekcja barwnych postaci róznego sortu, bo takie pojawiaja sie na szlaku św.Jakuba. Przejście takim szlakiem jest moim marzeniem...

TAJEMNICA FILOMENY to najtrudniejszy z polecanych filmów. Kolejny film o duchowej przemianie, uczący trudnej sztuki wybaczania niepowetowanych krzywd. Tłem fabuły są wydarzenia sprzed 50 laty, które miały miejsce w Wielkiej Brytanii, a które skutkowały odebraniem tysięcy dzieci młodocianym matkom i sprzedaniem ich bogatym amerykańskim i europejskim rodzinom. Jeśli macie ochotę na trudny film, to bardzo polecam.
Porusza do głębi duszy i pozbawia spokojnego snu...
Jeśli możecie polecić coś ciekawego, napiszcie proszę w komentarzach - powstanie forum wymiany doświadczeń kinowych.

piątek, 20 listopada 2015

Facet czy kot?

Ludzie rozstają się z różnych powodów. O jednej historii postanowiłam napisać, bo rzadko się zdarza, aby powodem rozstania dwojga ludzi był kot.
Ona i On planujący wspólną przyszłość, oboje pod trzydziestkę, a rodzice obojga nie mogli się już doczekać wnuków. Podróżowali, mieli świetną pracę i wsparcie rodziców pod każdym względem. Mówi się o takich, że ptasiego mleka tylko im brakowało...
Pewnego dnia Ona przyniosła do domu kota, pięknego, puszystego, rasowego. Jakież było zdziwienie partnera,gdy oświadczyła, że kot ma być na stałe, żaden tam kaprys, bo było to Jej marzenie od zawsze. A przecież wiedziała, że On ma silną alergię na koty, próbował się kiedyś odczulać, ale niewiele to pomogło, wszak kotów wystarczy unikać. A tu taka niespodzianka ! Nie pomogły rozmowy, awantura, chwilowa separacja na zastanowienie. W końcu On oświadczył swojej zdziwionej rodzinie, że rozstał się z partnerką, bo Ona wybrała kota. Zatem marzenie rodziców obojga młodych o wnukach legły w gruzach. Wisienką na torcie jest fakt, iż tego kota Ona otrzymała w prezencie od swojego byłego...
Czy nasuwa Wam się tu jakiś wniosek, bo mi tak, nawet dwa...

wtorek, 17 listopada 2015

Luksusowa kobieta...

Znałam panią Czesławę jako dziecko i nastolatka. Pracowała w banku, ubierała się elegancko, nigdy nie widziałam jej z siatkami zakupów. Jej mąż był stroicielem fortepianów, pani Czesia była jego drugą żoną. Czasami odwiedzali ich synowie pana domu, światowi ludzie, dla mnie stanowili taką samą egzotykę, jak przybysze z dalekich lądów. Państwo T. przyzwyczajeni byli do pewnych luksusów: perfumy, dobre trunki, codziennie gazeta do śniadania i świeżutkie pszenne pieczywo, najlepsze wędliny (wówczas nierealne), bomboniery itp. Skąd to wiem? Bo jako dziecko biegałam po te gazety i pieczywo zmuszana przez babcię, która z nami mieszkała, a do państwa T. czuła jakąś dziwną atencję. Gdy zmarł stroiciel fortepianów pani Czesława została sama jak palec, synowie męża przestali ją odwiedzać, a ona sama żyła we własnym świecie, nie utrzymując specjalnie kontaktu z sąsiadkami.
Przejście na emeryturę zapoczątkowało upadek pani T. gdyż załapała się na emeryturę ze starego portfela (za mało żeby żyć, za dużo żeby umrzeć) i zaczęło brakować na podstawowe potrzeby, nie mówiąc o tych luksusowych. Najpierw pożyczała od moich rodziców np. na opłacenie telefonu lub spłatę zadłużenia za prąd lub gaz. Potem zaczęła oszczędzać na jedzeniu, kurczyła się w sobie , co widać było gołym okiem. Pomocy nie chciała przyjąć, bo niczego nie potrzebowała (jej słowa). Czasami wyrzucałam jej śmieci lub coś kupowałam, czasami to co kupiła sama, a jej nie smakowało przynosiła dla naszego psa. Nie potrafiła zrezygnować jednak z perfum, wizyt u fryzjera, koniaku.

Gdy zachorowała, jedna z sąsiadek, która była pielęgniarką zaopiekowała się panią Czesławą, umówiła wizytę, załatwiła opiekunkę z PCK.
Lekarz powiedział, że pacjentka jest niedożywiona, zamorzyła się i traci siły witalne. Opiekunka przynosiła obiady, ale podopieczna mało co lubiła. Opiekunka zasugerowała, ze uczesze panią Czesię, to zaoszczędzą na wizytach u fryzjera. Na to pani T. oburzyła się, że z wizyt u fryzjera nie zrezygnuje. Kiedyś opiekunka wściekła się, bo pani T. za ostatnie pieniądze koniak kupiła, a do renty jeszcze daleko było.
Na kilka lat straciłam z oczu panią Czesławę, a gdy zobaczyłam ją po długiej przerwie, prawie jej nie poznałam. Z kobiety eleganckiej, pachnącej perfumami, dostojnej zmieniła się w zasuszoną starowinkę, w zniszczonym ubraniu, która w końcu trafiła do domu opieki, gdyż nie była w stanie mieszkać sama, a i sąsiadki obok też były już stare i schorowane.
Taka w tej historii skojarzyła mi się refleksja, że dla odrobiny luksusu i zachowania resztek godności pani Czesława była w stanie poświęcić zdrowie, a może i życie...

niedziela, 15 listopada 2015

T-shirt prawdę ci powie...

Na pomysł tego posta wpadłam obserwując napisy na ubraniach, głównie na koszulkach i bluzach sportowych. Wiele napisów jest w obcym języku i podejrzewam, że właściciele wymienionych elementów garderoby często nie zdają sobie sprawy, co głosi napis na ich koszulce.
Można tu także zahaczyć o wątek patriotyczny, bo niby czemu chętnie nosimy koszulki z nazwami amerykańskich lub europejskich miast, a nie widziałam koszulek z nadrukiem: I LOVE KRAKÓW, MALBORK IS THE BEST itd. Oczywiście można zobaczyć takowe w sklepach pamiątkami, ale widzieliście by ktoś je nosił? Wszędzie natomiast widuję takie:

Widuje się także komiczne zestawienia typu: starsza, korpulentna niewiasta i napis na koszulce, który wprawia nas co najmniej w zażenowanie, chyba że ma ktoś specyficzne poczucie humoru lub dużą dozę tolerancji.

Najbardziej jednak przeciwna jestem kupowaniu i noszeniu koszulek z wulgarnymi napisami przez bardzo młodych ludzi, zwłaszcza w wieku szkolnym. Ktoś dorosły przecież im te koszulki kupuje i tym samym pozwala na pewne zachowania. Sama widziałam chłopca na boisku szkoły blisko mojego domu, który miał na sobie T-shirt z napisem: SZKOŁA JEST JAK KIBEL, CHODZĘ BO MUSZĘ...
Mogę zrozumieć, że matka dziecka nie widziała co wkładał do szkoły, bo była w pracy, ale po pierwsze ktoś mu tę koszulkę kupił, a po drugie, czy nikt w szkole jej nie zauważył, skoro chłopiec wyszedł na przerwę, to wcześniej musiał być w klasie...

Kiedyś poproszona przez wychowawczynię miałam w klasie 5 pogadankę na temat ubioru stosownego na różne okazje i zapytałam uczniów czy wypada założyć do szkoły koszulkę z napisem, jak wyżej. Jeden z chłopców z bardzo zadziorną miną odpowiedział: a co w tym złego? Ja mu na to odpowiedziałam pytaniem: a gdybyś zaprosił do domu kolegę i on przyszedłby na twoje urodziny z napisem na bluzce: Arek jest głupi i niekoleżeński, byłoby ci miło? Arek stwierdził, że więcej by tego kolegi nie zaprosił....
Myślę, że był to najlepszy przykład dla całej klasy. Dzieciaki miały wtedy na sobie bluzki z różnymi napisami i mało kto wiedział, co naprawdę oznaczają te napisy.
Szukając ilustracji do mojego postu natrafiłam na fajny dowcip wpisujący się w temat, więc zamieszczam z nadzieją, że wywoła on uśmiech na Waszych twarzach....

piątek, 13 listopada 2015

Blogowa magia

Czasami na blogach dzieje się magia, myśli krążą w blogosferze, wymieniamy sie pomysłami, inspirujemy wzajemnie, czasem powstaje kolejny post, czasem okruch poezji.
Poniższy wiersz ma swoją historię. Przeczytałam odpowiedzi Jagi na zadane w nominacji blogowej pytania. Jakież było moje zdumienie, kiedy w odpowiedzi na pytanie 5 znalazł się pomysł , zaczyn wręcz na wiersz. Jaga podarowała mi ten zaczyn i prawo autorskie pomysłu. Wiersz dokończyłam i zamieszczam z zastrzeżeniem, że połowa chwały należy się autorce bloga, który znajdziecie TUTAJ

Jej wybór

Miasto czy wieś?
zapytasz
Oczywiście, że wieś!
odpowiem
Tam życie płynie
wolniej
Tam wyraźniej
widać świat.
Na wsi jest ciszej
i spokojniej
Tam ludzie nawet
mają mniej wad.

Uciekłam na wieś,
nikt mi nie wierzył,
że mogę być tu
szczęśliwa.
Uciekłam na wieś
i nie żałuję,
niczego mi tu
nie zbywa.

Nawet Anioły mnie tu
znajdują,
z naturą jestem
za pan brat.
Uciekłam z miasta
i nie żałuję,
tutaj inaczej widzę
świat.

środa, 11 listopada 2015

Wirtualni rodzice

Z cyklu: podsłuchane między regałami...
Wirtualni rodzice i eurosieroty to typowy obrazek z życia wielu rodzin. Niewtajemniczonym wyjaśniam, że eurosieroty to dzieci, których rodzice wyjechali "za chlebem" za granice Polski, pojedynczo lub parami, zostawiając dzieci pod opieką innych dorosłych. Ale wyjazdy za pracą dotyczą także terytorium kraju, gdy jeden z rodziców pracuje w innej miejscowości lub jest stale w rozjazdach, a pociechy wychowuje dorywczo lub ogranicza się do rozpieszczania i obdarowywania prezentami. Sporadyczny kontakt dzieci z jednym z rodziców dotyczy także rodzin rozbitych i odbywa się często poprzez Internet.
Czasami jestem mimowolnym świadkiem rozmów dziecięcych na podobne tematy i niektórymi zapamiętanymi przykładami podzielę się z czytelnikami:
Wojtek - rodzice w trakcie rozwodu, ale ojciec wyjechał, zostawiając chłopca z mamą. Czy ma kontakt z tatą? Tak, sprawdza na FB, jakie zdjęcia tatuś zamieszcza i co porabia. A co będzie, gdy tatuś zamieści fotki z jakiejś alkoholowej imprezy w towarzystwie obcych pań, niekompletnie ubranych?
Kasia, Basia, Klaudia - bliźniaczki i starsza siostra, wychowywane przez babcię, bo mama pracuje w innym mieście, a o tacie słuch zaginął. Dziewczynki rozmawiają z mamą tylko telefonicznie i niezbyt długo. Mama czasami wpada do domu, ale tylko na jedno popołudnie, bo opiekuje się starszą panią i nie może przyjechać do córek na cały weekend, bo podopieczna tęskni i każe mamie szybko wracać. Dziewczynki do mamy jechać nie mogą, bo nie miałyby tam u mamy gdzie spać, a babcia jest zbyt chora żeby je zawieźć do mamy.
Julia - tata wyjechał do Anglii, mieszka w wynajętym pokoju z innymi Polakami, rozmawia z córką na skypie. Julka, gdy zatęskni, włącza sobie Google Earth i okiem satelity wypatruje czy w okolicy, gdzie mieszka i pracuje tato nie ujrzy znajomej sylwetki lub choćby popatrzy na miejsca, w których jej tato mógłby się pojawić.
Natalia - mama wyjechała do Włoch, tam poznała nowego partnera, wyszła za mąż i Natalia ma nowego braciszka, ale widziała go tylko na zdjęciu, bo partner mamy nie pozwala Natalii przyjechać do mamy. Dziewczynka mieszka raz u babci, raz u cioci, a z mamą rozmawia przez skypa gdy partnera mamy nie ma w domu. Natalia łudzi się nadzieją, że gdy skończy szkołę i nauczy się języka to mama zabierze ją do siebie, do Włoch.
Tomek - ma kilkoro rodzeństwa, każde z dzieci ma innego tatę i Tomek właściwie nie pamięta, który z panów obecnych w jego życiu był prawdziwym tatą. Ostatniego partnera mama przegnała, ale Tomek bardzo go lubił i tęskni, bo pomagał w odrabianiu lekcji. Tomek marzy o własnym telefonie, bo wtedy mógłby chociaż pogadać z tatą przez telefon.
Marcela - mieszka z siostrą u babci, mama wyjechała do Niemiec, tam pracuje w restauracji, ma nową rodzinę, męża- przystojnego Włocha, właściciela restauracji i syna. Dziewczynki odwiedziły kiedyś mamę i widziały się z bratem, ale nie mogą zostać na stałe, rozmawiają z mamą przez Internet, ale rzadko, bo gdy mama wraca z pracy, one już śpią...
Natan - tato chłopca przeważnie jest w rozjazdach, a gdy wraca kłóci się z mamą i bierze się za wychowanie syna, albo przy użyciu pasa, albo drogich prezentów, zależy w jakim wróci humorze.
Przykłady można mnożyć i jak łatwo się domyślić takie dzieci miewają problemy emocjonalne, bywają agresywne, zaczynają mieć problemy z nauką, zamykają się w sobie lub szukają kontaktów, które sprowadzają je na manowce....

poniedziałek, 9 listopada 2015

Bardzo trudne zadanie...


Otrzymałam zaproszenie do blogowej zabawy od Blondynki, koleżanki po fachu, której blog bardzo lubię czytać i polecam. Blondynka ma wiele zainteresowań, niektóre bardzo nietypowe jak dla blondynki, a ostatnio uderzyła w rękodzieło i bardzo jej kibicuję. Pytania ułożyła takie, że głowa mała, ale odpowiem, bo sama lubię czytać u innych. Nominacji nie będzie, bo już dwa razy to robiłam, a wszystkie blogi, które cenię i czytam są w zakładkach z prawej strony.
A oto moja spowiedź:


1. Gdybyś miał/a możliwość zagrać w filmie, to w którą postać chciał/a byś się wcielić?
Może nie wskażę konkretnej postaci, ale jeśli już miałabym grać w filmie, to chciałabym grać role, jakie podziwiam w każdym filmie, gdzie grają takie aktorki jak: Sally Field lub Shirley MacLaine - na żadnym filmie z ich udziałem nie zawiodłam się.

2. Twój sposób na długie, jesienne wieczory?
Już gdzieś pisałam, że koniecznie coś pysznego, lampka wina, dobry film lub książka, czytanie ciekawych blogów, kąpiel w pianie i świece zapachowe…

3. Masz możliwość włożenia jednego przedmiotu do kapsuły wysyłanej w kosmos. Co by to było i dlaczego właśnie ta rzecz wg Ciebie powinna trafić do obcej cywilizacji, jeśli istnieje? ;)
Chyba włożyłabym pudło, a w nim różne dziwne przedmioty, wychodzące już z użycia, żeby OBCY musieli odgadnąć do czego służyły, a być może znaleźliby dla nich nowe zastosowanie?

4. Złota jesień czy biała zima? Dlaczego?
Stanowczo złota jesień, bo nawet jeśli zima bywa biała, to zawsze potem są roztopy. Z zimy lubię tylko święta…

5. Lubisz podglądać blogi sławnych ludzi? Może jest taki, na który zaglądasz regularnie?

Nie czytam , nie każda sławna osoba ma coś ciekawego do powiedzenia, a w przypadku niektórych nie chciałabym się rozczarować...

6. Potrawa, która przypomina Ci dzieciństwo?

To potrawa, którą gotowała specjalnie dla mnie moja babcia, ja nie umiem zrobić identycznie, ten sekret zabrała do grobu: ryż na mleku z cynamonem i masłem….pycha!

7. Twoja wymarzona randka. Siedzisz wystrojony/a w najlepszej restauracji w mieście, nerwowo spoglądasz na zegarek, a kiedy zegar wybija umówioną godzinę obok Twojego stolika pojawia się ... ?
Taka sceneria to nie moje klimaty, sorry i raczej nie myślę o randkach, chyba że romantyczny weekend z mężem - gdzieś na odludziu, przy świecach, a na talerzach oscypek i chleb razowy:-)

8. Na zakupach kierujesz się marką, czy kupujesz produkty tańszej firmy jeśli wpadną Ci w oko?
Nigdy nie kieruję się marką, logo nie robi na mnie wrażenia, jeśli wyglądam w czymś źle lub cena jest z sufitu, to nawet nie biorę pod uwagę. Na markach przedmiotów z branży technicznej zna się mój mąż, on kupuje mi zegarki, bo dla mnie zegarek ma pokazywać godzinę...

9. Gdybyś miał/a rzucić wszystko, spakować się i zamieszkać w jednym z europejskich miast, to Twoja podróż zakończy się w ... ?
Nie myślałam o tym, bo co innego zwiedzać, a co innego mieszkać. Lubię poznawać nowe miejsca, ale wracać na stare śmieci, zawsze mogę zacząć podróż od nowa…

10. Najlepsza/najgorsza ekranizacja jaką miałeś/aś okazję obejrzeć to?

Domyślam się, że chodzi o ekranizację literatury. Zawsze lubię dwie rzeczy: jeśli reżyser nie odbiega za bardzo od pierwowzoru, a jednocześnie potrafi mnie czymś zaskoczyć, po prostu. Chociaż nie lubię oglądać filmu po przeczytaniu książki, a odwrotnie to już dla mnie masakra...

11. Twój zdrowy nałóg, czyli coś, bez czego nie wyobrażasz sobie życia?
Jogurt, jabłko – bez nich dzień jest stracony i długie spacery, do bólu nóg, a po spacerze kawa i coś pysznego….

sobota, 7 listopada 2015

Wybredny czy leniwy?


Młody człowiek skończył zawodówkę, do której poszedł na miarę możliwości i dobrze, nie każdy musi być magistrem. Po szkole odpoczywał nieco, bo jego koledzy z gimnazjum kończyli technikum, a zawodówka trochę krócej trwa. W końcu wypadało iść do pracy i nadarzyła się okazja zatrudnienia na stacji benzynowej, gdzie młody człowiek zaczął pracę, zazdroszcząc trochę kolegom, którzy rozpoczęli studia, no i towarzystwa został pozbawiony, bo wszyscy powyjeżdżali. Na stacji pracował czas jakiś, ale firma likwidowała interes i został zwolniony. Postanowił znowu odpocząć, jadł ponad miarę, zalegał przed komputerem i ochota na szukanie pracy jakoś tak oddalała się, tym bardziej, że rodzice wikt i opierunek zapewniali.
Ojciec młodego człowieka załatwił mu pracę w magazynie marketu znanej sieci i chłopak pracował do wakacji, gdy koledzy namówili go na wspólny wyjazd nad morze. Cóż, kiedy urlop nowo zatrudnionemu jeszcze nie przysługiwał. Zaczął więc kombinować ze zwolnieniem lekarskim. Tak kombinował, że nad morze pojechał, ale przy najbliższej okazji podziękowano mu za pracę w magazynie.
Nie ma sprawy, odpoczynek naganny nie jest, wakacje są super. Na jesieni jednak wszyscy wracają do szkół i na uczelnie, a ileż można gapić się w laptopa? Kolejna praca nadarzyła się na małej stacji benzynowej, niemal samoobsługowej, rękawów by sobie nie wyrywał...jednak po 1 dniu młodzian poczuł się słabo, na badania wzięli i chociaż nic nie wykryli, on skorzystał z okazji żeby odpocząć. Miał chłopak jednak szczęście, bo zgłosił się do nowo otwieranej galerii handlowej na ochroniarza, gdzie po szkoleniu został przyjęty do pracy. Na początku był nawet zadowolony, bo praca czysta, w garniturze, ze słuchawką w uchu, ale...Zawsze jakies ale być musi: nie no, pensja spoko, ale nudno i godziny pracy dziwne...
Po pewnym czasie zwolnił się by popracować w piekarni, bo ciekawiej i pensja lepsza być miała. Wytrzymał tydzień, bo ciężko, bo czasem trzeba było zostać dłużej lub wstać o świcie... Zachciało się młodziakowi wyjechać do Holandii za pracą, ale coś nie wyszło, języka żadnego nie znał, więc po kolejnym dłuższym odpoczynku postanowił wrócić do pracy ochroniarza. Miał szczęście, przyjęli na powrót, na jak długo? Tego nie wie nikt....

środa, 4 listopada 2015

Gość w szpitalu, łazienka do remontu...

Zanim zaprosicie kogoś do siebie na nocleg, zastanówcie się czy stać was na remont.
Wcale nie przesadzam i nie mówię o gościu awanturującym się czy jakiejś libacji. Podzielę się historią opowiedzianą przez koleżankę, którą odwiedził jej brat, mieszkający w innym mieście. Nie widzieli się długo, w dodatku miał za sobą rozstanie z żoną i zapowiadała się przegadana noc.
Było więc oczywiste, że koleżanka zaproponowała bratu nocleg, miejsca w domu dużo, weekend wolny, nie wiadomo kiedy znów się spotkają. Brat chętnie z zaproszenia skorzystał, można więc było winko sączyć i auto pod domem siostry zostawić. Przed udaniem się na spoczynek brat koleżanki postanowił się wykąpać, a ściślej wziąć prysznic. Gdy brat skierował kroki do łazienki, koleżanka ładował naczynia do zmywarki i nagle... usłyszała trzask, huk i krzyk, niekoniecznie w tej kolejności. Dodać należy, że gość w łazience był słusznej postury i wagi.
Domownicy zaniepokojeni pobiegli do łazienki, na szczęście gość nie zamknął się na klucz. To co ujrzeli niemal pozbawiło ich tchu...
Gość zakrwawiony leżał na podłodze, umywalka i muszla klozetowa rozbite, lustro pęknięte. Wykonali najpierw telefon na pogotowie, a gdy gościa zabrano do szpitala w celu oględzin i opatrzenia ran, gospodarze dokonali oględzin łazienki.
Cóż się okazało? Pan biorący prysznic poślizgnął się w wannie (osobnej kabiny nie było) i aby zamortyzować upadek złapał się z całym impetem umywalki, która oberwana pod solidnym ciężarem spadła na stojącą tuż obok muszlę klozetową, rozbijając ją także. A skąd rany na ciele gościa? Na wannie zainstalowano panel szklany w celu zapobiegania popryskaniu łazienki w trakcie brania prysznica i tenże rozbity panel poranił delikwenta.
Jak domyślacie się wycena strat poniesionych przez gospodarzy w wyniku wypadku nie dała im zasnąć do rana, choć równie mocno martwili się o stan zdrowia swego gościa.
Nie na darmo mówią, że najwięcej nieszczęśliwych wypadków spotyka nas w domu...

poniedziałek, 2 listopada 2015

Sen mara, Bóg wiara...

Gabrysia Kotas zainspirowała mnie swoim komentarzem, opowiadając o powtarzającym się marzeniu sennym, nie pierwszym zresztą. Są bowiem osoby, które mają zadatki na tzw. medium czyli osoby, które w jakiś sposób kontaktują się z "tamtą" stroną. Oczywiście można do tego podchodzić sceptycznie. Ja też jestem raczej z tych, których bardziej przekonuje mędrca szkiełko i oko, ale...
Gabrysia przypomniała mi opowieści mojej babci Stefanii o tym, jak sprawdziły się jej "prorocze" sny, a było ich kilka, aż włos staje na baczność.
Sen pierwszy: córka mojej babci zmarła w czasie wojny na zapalenie płuc w wieku 2 lat i babcia zawsze na wiosnę sadziła na mogile świeże kwiaty. Jednej nocy śniło się babci, że przyszła do niej Jadzia i poskarżyła się, iż ktoś powyrywał wszystkie kwiatki i mogiła smutna taka... Babcia opowiedziała sen dziadkowi, który oczywiście zareagował typowo czyli stwierdził, że to TYLKO SEN. Babcia jednak nie dał za wygraną i zaciągnęła męża na cmentarz. Gdy zbliżali się do grobu córki, nogi się pod dziadkiem ugięły, bo okazało się, że faktycznie wszystkie kwiaty zniknęły i złodzieje straszny bałagan zostawili.
Sen drugi:mój ojciec był zapalonym żeglarzem słodkowodnym i często z kolegami na żaglówki wybywał. Jednej nocy babcia śniła o wypadku na jeziorze, w którym to żaglówka w czasie burzy przewróciła się i załoga zaczęła tonąć. Sen przerwany został, więc nie było wiadomo czy ktoś się utopił. Oczywiście mój ojciec dopiero po latach przyznał się, że faktycznie ledwo z życiem uszedł i tylko babcia dziwiła się, że wspomnianego lata już na żagle nie wrócił...
Sen trzeci: mój dziadek miał brata, który mieszkał daleko i gdy zmarł, pogrzeb urządzono skromny, a najbliższa rodzina tylko kondolencje wysłała, bo była zima, pociąg drogi i zdrowie już nie to, żeby taki szmat na pogrzeby jeździć. Moja babcia otrzymała wiadomość od zmarłego, że bez butów go pochowali i w stopy mu zimno.
Nie pamiętam już jakim sposobem, ale okazało się, że faktycznie, przez pomyłkę czy niedopatrzenie zakładu pogrzebowego zmarły pochowany został bez butów.
Oczywiście tych opowieści było więcej, jak chociażby o psach, które podobno wyczuwają obecność duszy zabłąkanej w naszym otoczeniu, wycie do pustej ściany, wpatrywanie się w pusty kąt pokoju itp.
A czy ktoś z was słyszał o czymś podobnym?

niedziela, 1 listopada 2015

Anioł zapomnianych



Siadł na kamieniu Anioł
nad grobem łezkę uronił.
Siadł na kamieniu człowiek
oddając się melancholii.

W mrok cmentarza odfrunął
Anioł i cicho zapłakał
nad opuszczoną mogiłą
nie odwiedzaną przez lata.

Dusza tam jakaś samotna
czeka na świecy płomień,
czeka na okruch pamięci,
bo ktoś zapomniał o Niej.

Przechodząc obok mogiły
człowiek przystanął zdumiony,
że taka smutna mogiła
i też zapłakał wzruszony.

Postawił znicz i zapalił
pamięci płomień rozniecił,
raduje się Anioł z oddali
radują się Wszyscy Święci.