czwartek, 5 lutego 2015

Żebraczy sposób na życie

Słyszałam kiedyś, że z żebrania niektórzy uczynili sposób na życie, ktoś nawet obliczył ile w dobrym punkcie dużego miasta można dziennie uzbierać.
Od jakiegoś czasu jestem przeciwna dawaniu pieniędzy. Po pierwsze dlatego,że sama się przekonałam na co takowe są wydawane, po drugie: naoglądałam się i naczytałam jaka pomoc potrzebującym ma naprawdę sens. Ostatnio mamy szczęście być zaczepiani na parkingach w Poznaniu, bo tam często jeździmy, przez osoby o różnym wyglądzie, które podchodzą ze słowami: pan da 2 złote. Tak też było w niedzielę. Mówię więc do pana, który podał się za bezdomnego, że nie mamy gotówki, bo płacimy kartą. No to kicha, co? Ma pan rację, kicha jak nic. Ale możemy dać panu chleba (zawsze mamy jakieś kanapki i wodę). Pan nawet chętnie wziął i szybko się oddalił, nie zdążyliśmy wyjąć wody z bagażnika. Drugi raz poratowaliśmy kogoś prowiantem.
Zdarza się też, ze ludzie chodzą po domach i proszą o pieniądze na jedzenie, ja wtedy daję co mam: słoik ogórków, chleb, ostatnią parówkę. Kiedyś w lodówce było tylko światło, ale znalazłam suchary, twarde, wojskowe. Mąż zwrócił mi uwagę, że przecież pan nie miał zębów. A czy to moje zmartwienie? Niech macza w herbacie. Kupowałam przed świętami bułki do pracy. W piekarni pan stojący z boku mówi, celując we mnie palcem wskazującym:ta pani kupi mi bułki! Myślę idą święta, zrobię dobry uczynek. Gdy delikwent wyszedł z bułkami, sprzedawczyni zwraca się do mnie zdegustowana: po co mu pani kupiła , proponowałam, żeby odśnieżył przed sklepem, to zarobi na chleb, a on mi na to, że za zimno na robotę i on pie.... No cóż, trochę późno mnie uprzedziła.Innego żebrzącego moja koleżanka obdarzyła słoikiem zupy, a proceder się powtórzył, bo często nadmiar zup mrozi.Od tej pory pan przychodzi, jak po swoje i nawet ostatnio pochwalił, że żonie też smakuje. Łaskawca i smakosz.
Czasem pod sklepami wystają czerwono lub sinolicy panowie i zagadują: szefowa dołoży do flaszki. Przynajmniej szczerze. Miałam okazję być świadkiem, gdy taki zamglony zagadał, jak się okazało do sąsiadki i usłyszał co następuje: a idź dziadu, nierobie ty jeden. Do roboty, a nie ludzi na kasę naciągać, też sąsiad pijus mi się trafił i jeszcze sika po kątach, jakby domu nie miał. Mieli przechodnie uciechę, bo to pod Biedronką było.

2 komentarze:

  1. Lubię pomagać, ale do furii mnie doprowadzają nieroby, które stoją pod budką z piwem i proszą o poratowanie, bo oni głodni. Ten co autentycznie potrzebuje pomocy, to o nią nie poprosi, bo mu wstyd, a czy tak powinno być?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, też spotkałam się z tym, że ludzie będący naprawdę w potrzebie krepują się o tym mówić, dlatego uważam, ze powinniśmy najpierw rozglądać się wokół i pomagać np. sąsiadom lub znajomym, a dopiero potem przyłączać się do spektakularnych akcji.

      Usuń