piątek, 12 sierpnia 2016

Wybaczcie, trochę ponarzekam...

No trudno, nazbierało mi się i muszę wywalić, co mam na wątrobie, może to pogoda, może wakacje w odwrocie... Przyrzekałam sobie nie marudzić, ale trochę muszę, bo inaczej sie uduszę.
Pierwsze narzekanie o zakupach będzie i może nawet sie powtórzę. Zakupy mnie czasem dołują, bo albo ciągle to samo w sklepach, 25-ta przecena wymęczonych ubrań, z których wiele nadaje sie już tylko na przemiał, bo dziury, brud, zwisające nitki, popsute zamki, brak guzików, a sprzedający łudzą się, że jeszcze ktoś sie nabierze na obniżkę 80%, kiedy widzę, że od tygodni cena ta sama.
Nudzące się w sklepach panie sprzedające potrafią skutecznie uprzykrzyć zakupy, bo albo chodzą za człowiekiem krok w krok (czuję się jak potencjalna złodziejka), poprawiając wiecznie ubrania lub wieszaki, albo koniecznie chcą mi doradzić, kiedy ja sama nie wiem czego szukam...kobiety tak mają!
Numeracja brana jest często z kapelusza, co powoduje, że muszę często przymierzać zbyt wiele rzeczy, czego nie lubię, a ubrania mam w 3 różnych rozmiarach - jak to możliwe? Pół biedy, gdy napiszą rozmiar 36, 38 lub 40, ale gdy na spodniach lub innych częściach garderoby pojawia się oznaczenie S, M, L to już masakra, tu mogę przymierzać do woli, nic nie pasuje i jednocześnie wszystko. Do tego uwaga pani sklepowej - bo tak się teraz nosi. No trudno, ja nie zamierzam.
Osobny rozdział to przymierzalnie, które chyba nigdy nie są sprzątane, o wietrzeniu nie wspomnę. Kiedyś natknęłam się w kabinie na brudną podpaskę, więc szybko po wejściu zgłosiłam obsłudze, ale odechciało mi się zakupów w tym sklepie.
Drugie narzekanie będzie o darmowych podręcznikach. Nie chcę już użalać sie nad sobą, bo każda praca ma plusy i minusy, a do emerytury dotrwać trzeba i znaleźć sposób na pokonanie trudności (chociaż zaprosiłabym pomysłodawcę darmowych podręczników w szkołach, żeby zobaczył jak to wygląda w praktyce i w realiach bibliotek szkolnych). Narzekać będę na poszanowanie owych podręczników przez obdarowanych czyli uczniów. Nie powiem, są domy, gdzie o książki się dba, owija, metkuje, uczeń nie nosi ich w plecaku razem z napojem, bułkami i bananami, ale są i takie tornistry uczniów, gdzie podręcznik staje sie zbędnym balastem, o który dbać nie trzeba, bo darmowy. Przeglądamy podręczniki oddawane pod koniec czerwca i wierzcie mi, gdyby były własnością uczniów i byłaby możliwość ich odsprzedania innym uczniom lub w antykwariacie, inaczej by wyglądały, już mamy zadbałyby choćby o owijacz. Niektóre egzemplarze po roku nie nadawały sie do niczego. Nie, nie rozpadły się, to nie wina drukarni, jak niektórzy wcześniej sugerowali. Są tak zniszczone i poplamione, jakby na rajdzie Paryż - Dakar były, a zwłaszcza podręczniki do 4 klasy.
Trzecie narzekanie dotyczy mojej kondycji fizycznej. O dziwo, turystycznie po szlakach mogę chodzić całymi dniami, wspinam sie tu i tam, wylewam siódme poty i jeszcze fotki robię, a w robocie - trochę się nadźwigam, poprzestawiam, poprzesuwam ( a podobno praca bibliotekarza umysłową jest, zaksięguję ledwie... 1000 książek, a plecy bolą, jakbym weszła na ośmiotysięcznik. Rankiem nie wstaję już rześka jak szczygieł, dopiero po drugiej kawie w głowie mi trybi i kończyny ruszają jak trzeba...litości, czy ktoś też tak ma?
Coś tam jeszcze by się znalazło, ale na razie wystarczy, bo wystraszę czytelników...

63 komentarze:

  1. Jotko, czasem trzeba pomarudzić, to chyba dla naszego gatunku normalne. ja o zakupach rzadko marudzę, chyba mam jakiś dodatkowy gen, bo je bardzo lubię i mam jakieś do nich szczęście. No i zaskoczyłaś mnie tym brudem, u mnie w okolicy jest jakoś inaczej, nawet ostatnio zamontowali w niektórych przymierzalniach takie dzwonki - ani przychodzi, żeby na przykład zamienić ci kolor czy rozmiar.
    A darmowe podręczniki i kondycja fizyczna...ech... taki lajf, niestety, to aż boli gdy zupełnie bez powodu coś jest niszczone.
    No to kolejna kawa, i niestety do roboty!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, kawa plus dobre ciacho i od razu humor lepszy:-)
      No niestety, u nas w centrum handlowym zdarzają sie wpadki ze sprzątaniem, może zbyt mało personelu?

      Usuń
  2. Zgadzam się z Tobą - przeceny w polskich sklepach to jeden wielki skandal. Gdy byłam w Berlinie (tam wciąż są jakieś przeceny) to za całe 7 € kupiłam cudny, mięciusi sweter.I była to już druga przecena tego swetra, bo Niemcy skrupulatni i wszystkie metki były.Bardzo krótko miałam nadzieję, zaraz po transformacji, że w naszych sklepach wreszcie będzie jak w cywilizowanych krajach. Owszem, było ,około roku. Teraz znów czuję się w sklepie intruzem.I bardzo jestem nieszczęśliwa gdy musze sobie kupic jakis ciuch.
    Praca w bibliotece lekka nie jest, wiem z autopsji.Każda dostawa nowych książek lub czasopism to prawdziwy horror dla kręgosłupa. A rejestracja tego wszystkiego, fiszkowanie, tworzenie katalogu- wszystko b. czasochłonne. Ale i tak koszmarem był remanent na koniec roku oraz robienie na półkach miejsca na nowe roczniki czasopism.Na szczęście dla mnie była to biblioteka ośrodka informacji naukowo-technicznej, więc przynajmniej bachory mi się nie kręciły pod bokiem;))
    Miłego;)
    Darmochy nikt nie szanuje, wspólnego (czyli niczyjego dobra tez nie, wq Polsce zwłaszcza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, czasem też mam wrażenie, że w niektórych sklepach przeszkadzam personelowi...
      Praca typowo biblioteczna nie jest dla mnie problemem, lubię ją i mam w małym palcu, ale dodawanie do niej zbędnej biurokracji i pracy fizycznej ponad siły przeciętnej kobiety, to już przesada.
      Bo niby jak mam wnieść na 3 piętro 30-kilogramowe paczki, a potem wszystko rozpakować, policzyć itd. Obsługa szkoły to prawie same kobiety...

      Usuń
    2. Siedziałam w tej Informacji Naukowo Technicznej sześć lat. I choć nie musiałam wnosić paczek 30 kg na swoje I piętro to przecież potem te kg trzeba było na półki powkładać. Gdy zaczynałam tę prace nie wiedziałam, że tyle pracy fizycznej ma bibliotekarka. Mnie dobijał fakt, że niemal każda książka musiała mieć całą furę fiszek,bo była umieszczona w kilku katalogach tematycznych. To było chore. To tak jakby w sklepie obuwniczym ktoś oddzielnie zrobił wykaz na buty lewe i prawe,a w dodatku porozpisywała je wg kolorów.

      Usuń
    3. No tak, ale czytelnik może szukać książki z różnych punktów widzenia, w różnych katalogach - popatrz choćby na etykiety blogowe...
      Z każdą pracą jest tak, że póki jej nie poznamy, nie wiemy tak naprawdę na czym polega, może ja też niesłusznie narzekam na ekspedientki?

      Usuń
  3. :) Ha ha ha .... Goszczę teraz pod swym dachem siostrę z rodzinką i jej córka chciała sobie zrobić zakupy w Polsce - przyzwyczajone do otwartości południowców były w szoku jak niegrzeczne i opryskliwe ekspedientki próbowały im wcisnąć byle co....Wyobrażasz sobie ich miny jak nie było rozmiaru sukienki , pozostałe, prezentowane przez sprzedającą paniusię się nie podobały, pani sprzedawczyni powiedziała, że wobec tego żeby nie zawracała głowy, bo szkoda czasu......

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No można sie zdziwić...
      Kiedyś w sklepie odzieżowym, gdy trzecia z kolei ekspedientka zapytała w czym może mi pomóc, nie wytrzymałam i zapytałam, czy mam wyjść, bo widocznie komuś przeszkadzam.
      Czy to moja wina, że panie się nudzą?

      Usuń
  4. Ja już od dawna robię zakupy w internecie. Chyba nawet o tym pisałam? Większość dobrych firm tam właśnie handluje. Pewnie, że mniej jest kłopotu, kiedy się bezpośrednio przymierza, ale jak nie ma co przymierzać, to co to za interes?
    Za książki powinien być jakiś zastaw. Choćby minimalny. Oddajesz w stanie do użytku - jest ci zwracany, a jak oddajesz G, to dostajesz G.
    Jestem meteopatką, więc najlepiej czuję się przy stabilnej pogodzie,a ostatnio skoki są tak duże, że faktycznie trudno złapać równowagę. A swoją drogą, to po tak intensywnych wywczasach trzeba teraz odpocząć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja do internetowych nie mam szczęścia, mój mąż natomiast tak.
      Żal mi trzeciego rocznika uczniów, którzy dostaną podręczniki po swoich starszych kolegach...
      Mówią, że po urlopie powinno sie pracować na pół gwizdka, żeby szoku nie było:-)

      Usuń
  5. No cóż dawanie sobie wycisku fizycznego w formie, którą lubimy odczuwamy jako przyjemność... przerzucanie przez lata pracy ton książek niestety nie jest tym samym. Co do reszty treści Twojego posta to myślę, że masz prawo ponarzekać, gdyż masz rację. Na każdym kroku można dostrzec przykłady braku szacunku człowieka do człowieka, do cudzej pracy, do rzeczy... ciągle króluje bylejakość i szeroko pojęty brak dbałości...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wycisk powinien być dostosowany do wieku i kondycji, a ja mam wrażenie, że im bliżej do emerytury, tym ciężej pracuję, a kiedyś ludzi w okresie ochronnym oszczędzało się...

      Usuń
  6. Od czasu, gdy w Polsce pojawiły się lumpeksy, to zazwyczaj tam szukam ubrań, bo figurę mam zdeformowaną, więc normalne ubrania i tak byłyby za małe albo za duże. Po drugie nie potrafię korzystać z przymierzalni, bo ubieram się na siedząco, a nie w każdej jest krzesło. Po trzecie nie rozróżniam M,S,(zaczynam od L więc musiałabym tak jak Ty brać co najmniej dwie wielkości L i XXL). U mnie przy zakupie ubrań największe ryzyko stanowią buty, bo nie przymierzam ich w sklepie, a te muszę mieć ani za małe, ani za duże, a nie zawsze się to udaje. Co do podręczników, to tak jak ze wszystkim co darmowe, nie są szanowane. Kiedyś usłyszałam od pracownika Pomocy Społecznej, że używane zabawki po moim synu, nie znajdą zainteresowania wśród biednych podopiecznych, bo wolno im dawać tylko nowe, a gdy dostają odzież z darów, to jej nie piorą po użyciu(bo szkoda wydawać na proszek i wodę) tylko wyrzucają i przychodzą wybierać inne. Dlatego też uważam tak jak "Szarabajka", że powinno się pobierać zastaw i zmniejszać go o 1% wartości nowego zestawu, w zależności od stopnia zniszczenia. Kiedy przeczytałam, że potrafisz zaksięgować 1000 książek(w dzień, tydzień, miesiąc?), to słabo mi się zrobiło. Ja dostawałam paczkę 30-50 książek z przydziału w miesiącu, a zakupy robiłam raz na dwa miesiące, więc nigdy nie miałam 1000 książek w kwartale. Praca bibliotekarza jest umysłowa tylko w tym momencie, kiedy myślisz "szef mnie doceni i da podwyżkę czy też nie?". Resztę naszego umysłu,tę zdolną do myślenia, pochłaniają księgowanie, statystyki i obmyślanie nowych form zachęty przy pozyskiwaniu czytelników. Niestety nikt nie widzi tej cięższej strony pracy bibliotekarza: dźwiganie paczek z książkami, skakanie po półkach, by książkę włożyć na regał lub ją zdjąć, gdy czytelnik niski itp. Dlatego rozumiem Twoje narzekanie, choć moja przygoda z bibliotekarstwem skończyła się 27 lat temu. Materiał ilustracyjny dobrałaś genialnie. Zawsze podziwiam blogowiczów, że tak potrafią wyszukać odpowiednie rysunki. Jestem chrupiąca,a raczej chrzęszcząca. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdybym mogła opracowywać nowości, byłabym szczęśliwa, ale te tysiące to same podręczniki i zeszyty ćwiczeń - doprawdy od dwóch lat czuję sie jak magazynier...
      A ilustracje, to darmowe zasoby Internetu.
      Serdeczności:-)

      Usuń
  7. To ja jak zwykle na przekór, ale tylko o sklepach, bo z resztą się zgadzam.
    W latach 1998-2010 nadzorowałem sieć informatyczną i serwisy elektroniczne w wielkopowierzchniowych hipermarketach. W centrum miast da się jeszcze "wytrzymać", ale na obrzeża przyjeżdżają hordy z okolicznych wsi. Całymi rodzinami przyjeżdżają skoro świt firmowymi autobusami za darmo i odjeżdżają nieraz dopiero wieczorem. Dzieci "walają" się po regałach, korytarzach, schodach ruchomych, oglądają TV, i w najlepszym przypadku bawią się np. w "Światach Dziecka". Rodzice w większości nie kupują tylko grzebią, żrą frytki, załatwiają swoje potrzeby fizjologiczne w czyściutkich toaletach, a potem, nie myjąc nawet łap dotykają świeże pieczywo i warzywa. Mógłbym jeszcze dużo pisać nie o złych sprzedawcach, bo tacy też są, ale o klientach, tylko po co? Przecież za Zachodem nadal jesteśmy jakieś 50 lat do tyłu. ;)

    Andrzej Rawicz (Anzai)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, bałagan w sklepach i poplamione ubrania to także wina kupujących, ale sama miałam okoliczność w sklepie sieciowym. Zwróciłam pani uwagę, że w bluzce, którą chcę przymierzyć jest dziura i zamek sie zacina. Pani wysłuchała i powiesiła bluzkę na to samo miejsce...
      O toaletach wolę przemilczeć:-(

      Usuń
    2. Nie chodziło mi o przerzucanie się skrajnymi przypadkami, tylko o zaznaczenie, że bywa i tak i tak. Generalnie sklepy bliżej centrum dużych miast mają b. wyspecjalizowaną obsługę, i klientów "w krawatach, co to mniej awanturujący są". ;) Sprzedawczyni w hipermarketach (mogła być np. od warzyw, albo od zabawek) nie "wybrakuje" bluzki, bo do tego z reguły są jej przełożeni. O toaletach nie warto milczeć tylko zwracać uwagę, bo serwisy sprzątające zaglądają tam dość często, niestety klienci znacznie częściej i w różnych celach, czasem żeby wymontować kran, suszarkę, albo z kimś się zabawić ... ;)

      Usuń
  8. Twoje prawo Asiu ponarzekać,wolno każdemu. Co do pierwszego narzekania robię tak rzadko zakupy związane z przymierzaniem ,że mogę ponarzekać ale na te inne ,ze ot teraz szukam czegoś aby dołożyć do prezentu urodzinowego dla przyjaciółki i mówię ,że do wysłania a pani proponuje świeczkę w kształcie jabłka lub gruszki,ale w takiej wielkości ,że musiałabym zrobić paczkę,a poza tym znów szału nie było o taki pomysł.Więc dalej szukam...coś co byłoby raczej płaskie,może jakieś coś wydziergane....ale znów wyciągają mi obrusy ,które się nie plamią.A jeszcze co do kondycji fizycznej...Ja obok Ciebie to jestem zupełnie "słabowita" jeżeli chodzi o kondycję...Ty po szlakach ,a ja wejdę na jakąś małą góreczkę wchodząc sapię,dyszę więc przynajmniej na to nie narzekaj....tak moim zdaniem...Cieszę się ,że mieszkam tylko na 2 piętrze. Pozdrawiam Cię i ...uważam ,ze jak musiałaś wywalić to z siebie dobrze zrobiłaś,mam nadzieję ,że pomogło przynajmniej troszeczkę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba pomogło, a nawet mam wyrzuty, że tak smęcę na blogu...
      Grażynko, masz za to kondycję do pochłaniania książek i robisz wspaniałe przyjęcia dla przyjaciół.

      Usuń
  9. Poprzytulam Cie wirtualnie, mam nadzieję że pomoże :) Ponarzekać czasem trzeba, żeby się za wiele nie uzbierało. Co do zakupów, to z sieciówek juz powoli się wycofuję. Zawsze wracam zdołowana, bo rozmiary są tam chyba na chińskie kobietki, a ja czuję się jak baba - gigant po takich zakupach. Odkrywam sklepy z polską odzieżą, małe przytulne z sympatycznymi paniami sprzedającymi. Tam numeracja się zgadza :) A co do kondycji... widać Twoje serce i kończyny są w lepszym stanie niż kręgosłup Asiu. Musisz sobie przy okazji zbadać poziom wapnia i wit. D3 :) Buziaki - przytulaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje plecy chyba łapią kondycję, jeszcze tydzień i worki będę targać...a sklepy z fajnymi polskimi ciuszkami są super, też odkryłam takie dwa u siebie, tylko sprzedawcy ciągle chcą mi pomagać - czy ja wyglądam na kogoś, kto potrzebuje pomocy w sklepie?

      Usuń
    2. Czy ja wyglądam na kogoś, kto potrzebuje eskorty na dworcu w Poznaniu? :) Widać w oczach mamy nieme błaganie o pomoc Asiu :)

      Usuń
    3. Najwyraźniej Gabrysiu jest tak, jak mówisz...

      Usuń
  10. Dobrze czasem sobie pomarudzić. ;)
    Też się czuję jak złodziejka jak te ekspedientki tak chodzą wokół mnie albo patrzą na wskroś, ciągła obserwacja. Ostatnio w New Yorkerze chodził za mną i moją siostrą ochroniarz. Gdzie my tam i on. Masakra jakaś. Teraz są te bramki, które piszczą na byle co, więc po co jeszcze kogoś pilnować. Zamiast jak klient człowiek czuje się źle i te zakupy wcale nie sprawiają przyjemności. Co uczeń to inaczej, tak jak co człowiek to inne poglądy. Zwykle tego, co darmowe się nie szanuje, takie mam spostrzeżenie. Myślę, że żadna praca nie jest łatwa i nawet ta, którą się lubi czasem potrafi dać w kość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, albo niech założą sobie monitoring, albo więcej bramek.
      Niedługo zrobię listę sklepów - tu nie wchodzić...

      Usuń
    2. Strasznie nieprzyjemne to jest. ;/
      Taka lista z pewnością byłaby dla mnie przydatna. Miłego weekendu. ;)

      Usuń
  11. Nie ma nic złego w marudzeniu, kiedy świata się nie da zaakceptować w obecnej formie.
    Sklepowe przygody pewnie każdy przeżył i nie mówię tutaj o tych przyjemnych. Moją koleżankę oskarżono o kłamstwo i wyłudzanie pieniędzy, kiedy płacąc 50 zł za portfel o wartości 15 zł, niesłusznie otrzymała 25 zł zwrotu. Upomniała się o brakujące 10 zł, a pani sprzedająca ją od kłamców zwyzywała, mówiąc, że schowała tę dychę, chociaż koleżanka nawet nie zdążyła od kasy odejść.
    A o podręcznikach to też można godzinami. Na praktykach widziałam, jak dzieci traktują darmowe podreczniki. Niektórzy faktycznie o nie dbają, bo wiedzą, że to nie ich, więc miło by było oddać w stanie zbliżonym do pierwotnego, ale niektórzy to nawet ciąć okładek się nie bali. Moja mama zawsze powtarza, że jak kupisz ze swoje pieniądze, to i szanować będziesz. Jak się coś za darmo dostaje, to kto by się tam tym przejmował.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koleżance nie zazdroszczę, sama głupio sie czuję, gdy wiem, że dałam np.20 zł, a pani wydaje mi z 10 i muszę zwrócić uwagę.
      Bywają też uczniowie, którzy nie szanują rzeczy kupionych przez rodziców, a najbardziej bolą te bułki z szynką wyrzucane do śmieci...

      Usuń
    2. No cóż, sama muszę się przyznać, że zdarzało mi się nie zjeść bułki w szkole i trzeba było się pozbyć dowodów, głównie działo się to w podstawówce. Mama mnie nauczyła, że chleba się nie wyrzuca do kosza, więc wracając ze szkoły do domu, mijałam rzekę i karmiłam kaczki.

      Usuń
    3. Każdy z nas ma na sumieniu jakieś grzeszki, ale smutne jest to, że te bułki i inne rzeczy wędrują do kosza przeważnie z rąk dzieci, które darmowe śniadania dostają, a mogłyby do domu rodzicom zanieść...

      Usuń
    4. Niby racja, ale trzeba wierzyć, że rozwiną w sobie lepsze nawyki z wiekiem :)

      Usuń
  12. Witaj, Jotko.

    Rodzinka śmieje się ze mnie, że jestem kompletnie niekobieca pod trzema względami:
    Rozmawiania godzinami przez telefon - nie lubię.
    Oglądania cudzych rodzinnych albumów - nie cierpię.
    Robienia babskich zakupów - tu - cierpię.
    Wchodzę do sklepu, rzucam okiem, znajduję, stwierdzam "O.K.", przymierzam, kupuję, wychodzę.
    I ja też czuję się jakbym chciała coś ukraść, gdy snuje się za mną ktoś z personelu.
    Jestem z tych "żywiuszczych" więc sił mam aż za dużo. Żadna moja zasługa - kobietki w mojej rodzinie już takie są :)
    A z darmowymi podręcznikami przypomniała mi się zabawna historia. Zajmująca się tym nauczycielka była typem "czepliwca". Kolega "klasowy geniusz" - przyniósł podręczniki po roku szkolnym. Nowiutkie. Pachnące farbą...
    "A co one takie nowe? - usłyszeliśmy jej zrzędliwy głos - Otworzyłeś ty choć jeden z nich?"
    "Nie." - odparł naprawdę szczerze zdziwiony.

    Ale prawdą jest, że o to, za co trzeba zapłacić po prostu się dba.

    Pozdrawiam :)
    Lena Sadowska.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, ten przynajmniej książki oszczędzał, w końcu prawdziwa wiedza nie z podręczników pochodzi:-)
      Ja wiele czasu też nie spędzam w sklepach, raczej po męsku kupuję, więc tym bardziej chcę sie skupić na wyborze, a nie na rozmowach z ekspedientką, która koniecznie MUSI mi doradzić...

      Usuń
  13. O tak nudzące się panie w sklepach to prawdziwa udręka... Znam takie jedno miejsce w galerii gdzie już od progu pani trejkocząc wesoło pyta czego mi potrzeba, a później chodzi za mną krok w krok dosłownie. Jest bardzo sympatyczna, ale ja nie umiem się skupić kiedy mam nad sobą cień w postaci szczebioczącej ekspedientki i z tego co się orientuję pani odstrasza wielu klientów. Gdzie tu manager sklepu i metody udanej sprzedaży?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest jeszcze typ pani poprawiającej po tobie każdy wieszak lub każdy but, jakby sklep to było muzeum - nie dotykać eksponatów...

      Usuń
  14. Czasami każdy z nas ma gorszy czas. W naszą głowę "wtapiają" się negatywne myśli i nie chcą odpuścić. Na szczęście po złych dniach następują te lepsze. A jeśli o chodzi o przemęczenie w pracy: Przed nami dłuugi weekend;-) Odpoczniesz sobie:-)) Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie podzielenie się rozterkami faktycznie pomaga, już mi lepiej:-)
      Miłego weekendu!

      Usuń
  15. A ja odniosę się tylko do tego, że też jestem chrupiąca ;-)

    OdpowiedzUsuń







  16. Pozwolisz, że skomentuję po swojemu, czyli jak najbardziej przekornie, nadto zacznę od punktu trzeciego...
    3) Jeśli odczuwasz niejakie bóle, mrowienia, pocierające się o siebie kości, miewasz zadyszki i zniechęcenia, tu cie łamie a tam przegina, znaczy, że żyjesz i do umarcia droga na ośmiotysięcznik daleka :-) Prócz tego... jak Ty pięknie prowadzisz bloga, a to także praca!
    2) Sam w swojej dawnej szkole wprowadziłem onegdaj darmowe, biblioteczne podręczniki i rozumiem te problemy, które, jeśli kto nie ma dla książek szacunku, rozwiązać można jedynie zajrzeniem do kieszeni sprawcy... a tak przy okazji, korzystając z wypożyczeń, czasami zdarzy mi się, że podczas czytania kartki niebezpiecznie lawitują... tedy poddaję je osobiście procesowi sklejania.
    1) Pierwsze narzekanie utwierdza mnie w przekonaniu, że naturyzm (zwłaszcza letnią porą) byłby całkiem uzasadnionym rozwiązaniem problemu
    pozdrawiam


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za miłe słowa bardzo wdzięczna jestem, ciepło sie robi na sercu :-)
      Zadyszki jeszcze nie miewam, po schodach wbiegam na 3 piętro, ale jak długo jeszcze, nie wiem.
      Niektórzy rodzice sumiennie podklejają, to muszę im oddać, reszta niestety nie, a przy takich ilościach podręczników my we dwie nie damy posklejać tu i tam.
      Co do naturyzmu - raczej nie, ani osobiście , ani u innych.
      Długiego relaksu życzę :-)

      Usuń
  17. Asiu wybaczam ;) , pomarudzić też czasem trzeba, taka już natura człowieka.
    Mam nadzieję, że kolejne zakupy będą już tylko przyjemnością. :) .
    Pozdrawiam Asiu. :) .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tereniu, jakoś trzeba sobie z tą rzeczywistością radzić :-)

      Usuń
  18. "Czasami człowiek musi - inaczej się udusi". Tak już mamy , że czasami narzekamy. Na wiele spraw i okoliczności przymykamy oko, ale niektóre drażnią, męczą, irytują i po prostu nie da się ich nie zauważać. Wtedy trzeba ponarzekać i dopiero wtedy dajemy spokój. Uśmiechu - mimo wszystko ! Ściskam :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wspaniałym czytelnikom bloga od razu mi lepiej, wentyl wypuścił parę i już lżej na duszy.
      Słoneczności:-)

      Usuń
  19. Jak to dobrze czasem pomarudzić, takie to ludzkie...
    Sama jestem chrupiąca, więc rozumiem ideę. Jotko, jesteś wspaniała, zazdroszczę dobrej energii. Życzę dalszej weny i ciepła publikowanych postów.
    Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i cóż mam powiedzieć na tyle ciepłych słów? Dziękuję Ultro, z całego serca:-)

      Usuń
  20. Asiu czasami trzeba napisać, co nam na sercu leży. Ja uważam, że to nie marudzenie, a głośne powiedzenie prawdy (odnośnie punktu 1 i 2) i tego co Cię niepokoi lub daje powód do myślenia (odnośnie punktu 3).
    Według mnie obnizki cen to "pic na wodę". Nie we wszystkich sklepach, bo spotkałam się z przecenami, gdzie naprawdę kupiłam taniej. Podobnie jak Ty nie lubię, gdy wchodzę do sklepu i zaraz jestem pytana "czy w czymś pomóc". Rozumiem, że ekspedientki mają taki obowiązek, ale nie do przesady. No więc kiedyś , gdy chciałam kupić buty i zaraz po wejściu (nawet dobrze się nie rozejrzałam) pani zadała takie owo pytanie, odpowiedziałam "a czy wyglądam na osobę która potrzebuje pomocy". Pani zrobiła głupią minę, a ja się uśmiechnęłam. Potrafię nie raz na wejściu powiedzieć, że gdy będzie mi potrzebna pomoc, to o nią poproszę. Według mnie to nic złego.
    Ponadto jako osoba pracująca w handlu, uważam, że wiele osób nie nadaje się do pracy w sklepie. Taka niestety prawda.
    Odnośnie podręczników napiszę tylko tyle, że wiem ile pieniędzy wydawałam na podręczniki, gdy nie były one darmowe. Dlatego córce (bo ona ma darmowe podręczniki) wytłumaczyłam, że ma je szanować tak, by inni mogli z nich skorzystać i ma o nie dbać lepiej niż o swoje (prywatne). Ponadto dodałam, że niech pomyśli sobie z jakich podręczników chciałaby korzystać: czy (z jak to ujęłam) "pomiętolonych" czy zadbanych. Odpowiedz była prosta i podręczniki nosiły tylko slady używania. Ni soków , ciastek, czy brudnych rąk.
    Co do Twojej kondycji, to cóż. Dla mnie powinnaś być przewodnikiem.:)) Ale pocieszę Cię - ja też tak mam.
    Pozdrawiam.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może jakieś szkolenia dla sprzedawców lub ich szefów pomogłyby? Może wczuwanie sie w rolę klienta? Już nie wiem...
      Ja rozumiem, że dla rodziców jest łatwiej i taniej, gdy dzieci otrzymują podręczniki ze szkoły, szkoda, że nie wszyscy tak dbają o książki jak Ty i Twoja córka, dotyczy to także w dużej mierze lektur szkolnych, niestety.
      Miłego świętowania:-)

      Usuń
  21. Czasem trzeba ponarzekać i to chyba nawet zdrowo :) Że spostrzeżeniami o sklepach się zgadzam mocno. Mi zawsze jakoś tak niekomfortowo, gdy muszę mówić że nie potrzebuje pomocy bo tylko sobie przeglądam rzeczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja tez tak mówię, ale już mi się znudziło ciągle to powtarzać, może z tabliczką na szyi będę chodzić?

      Usuń
  22. Wybaczyłam Ci, bo Cię lubię, Jotko :)
    Możesz narzekać do woli ;)
    Rzadko to robisz, więc....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za wyrozumiałość :-)
      Serdeczności :-)

      Usuń
  23. z tymi numerami tak to już jest od jakiegoś czasu... Ostatnio kupowałam spodnie, nie zapomnę swojej miny w przymierzalni jak musiałam wziąć 2 rozmiary większe mimo że straciłam ostatnio kilka kilogramów... przerażenie ;o
    a niszczenie książek to temat, który mnie zawsze strasznie boli. Sama sobie nie wyobrażam czegokolwiek jeść w czasie czytania, nawet jak mam herbatę to odkładam książkę kiedy piję żeby się nie zniszczyła i od zawsze tak było, w szkole też. A niektóre dzieciaki to faktycznie, strony pozaginane bo między nie wepchnięta na siłę kanapka, rzucanie się podręcznikami na przerwach, siadanie na nich i nie wiadomo co jeszcze.. I to nie tylko w podstawówce, bo w średniej było podobnie ;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też kiedyś w przymierzalni wpadłam w panikę, że od ostatniego zakupu przytyłam...
      Czytelnicy bywają różni, niektórzy nawet swoich książek nie szanują.
      Pozdrawiam :-)

      Usuń
  24. "Ledwie 1000 książek"? Jotko, tego by nawet koń nie wytrzymał.
    Pozwolę sobie przyłączyć się do Twojego narzekania. Okazje, czyli handlowe promocje mnie wkurzają. Bo ile właściwie wart jest towar, skoro sklep spuszcza na cenie 50-70%?
    Wprawdzie u nas panie-sprzedawczynie nie chodzą za klientem, jak za złodziejem, ale klienta śledzą bezustannie kamery i czujne oczy ochrony. I trzeba pamiętać, żeby przy wejściu zgłosić, że wchodzi się z jakimś towarem, kupionym gdzie indziej (na który naklejają jako znak rozpoznawczy papierek z datą i podpisem).
    I numeracja ubrań często właśnie "z kapelusza". A potem tłumaczenie, poniekąd słuszne, że wszystko zależy od fasonu. I to ustawiczne nudzenie "teraz właśnie takie jest modne", albo, że "wszystkie kobiety właśnie "to kupują". Uf...

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo już myślałam, że to ja tylko taka dziwna jestem i fukam i marudzę. Moja znajoma na stwierdzenie sprzedawczyni, że bluzki się świetnie sprzedają, odpowiedziała, że w takim razie ona nie chce, bo pół miasta będzie w tych bluzkach chodzić. Pani zaniemówiła...

      Usuń
  25. u mnie w domu książki się szanuje. nawet te dosłownie wiekowe mają się bardzo dobrze.
    nie przepadam za ciuchowymi zakupami - za wyjątkiem M&S - tam wiem, że mój rozmiar będzie leżał jak ulał a bieliznę mogę kupować w ciemno bo jest jak skrojona na miarę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś tak było, można było kupować bez przymierzania, podobnie było z szyciem według wykrojów. Potem wszystko pozmieniali i nawet nie różnicują według wzrostu (albo rzadko).

      Usuń
  26. Asiu o jakim narzekaniu Ty mówisz? To co piszesz, to tylko rzeczywistość i szczera prawda, którą jak widać rozumie i podziela wielu tu komentujących.
    Bardzo ciężko jest mi coś na siebie kupić, nieraz muszę się namierzyć całą furę ubrań, czy butów, by coś mi spasowało. Ludzie mierząc czasem nie uważają, nie szanują. Rozerwane i poplamione ubrania spotykam nagminnie w dużych sklepach, a przymierzalnie i ubikacje dość często odstraszają swoim wyglądem i zapachem.
    Jaką ja mam siłę, gdy chcę zrobić coś co lubię lub pójść w wybrane przeze mnie miejsce. Zapominam wtedy o chorobach i złym samopoczuciu, a jak mam zrobić coś co muszę, to jaka ja wtedy jestem dopiero słaba i zmęczona :)
    Z książkami jest tak, że z jednej strony to dobrze iż są bezpłatne, bo wiele rodziców nie ma na tyle funduszy by kupować je swoim dzieciom, ale z drugiej strony jest właśnie tak jak piszesz, skoro dostali, więc po co się wysilać i dbać, jak i tak zaraz dostaną następne za darmo.
    Ech samo życie, a ludzie potrafią być na prawdę nieobliczalni.

    Ściskam ciepło Asiu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, gdy mamy motywację do działania i coś nas bardzo kręci, to nawet o różnych dolegliwościach zapominamy.
      A co do sklepów, to dziwię się zawsze, bo przecież powinno im zależeć na klientach, chyba że w takich ilościach nie ogarniają tego bałaganu...
      Też zasyłam ciepełko, bo u nas zimno jak jesienią :-)

      Usuń
  27. Nie znoszę zakupów. Jestem po prostu chora w supermarketach. Prxygniata mnie psychicznie ilosc towaru, ludzi i te plbrzymie przestrzenie.
    A pomarudzic moglabym i na inne tematy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To mnie uspokoiłaś, bo myślałam, że na starość marudna się robię...
      Serdeczności:-)

      Usuń