poniedziałek, 31 lipca 2017

Trudno uwierzyć...

Takie historie to splot wydarzeń jak z filmu akcji. Sami zresztą oceńcie.
Mąż znajomej wybrał się w delegację, miał lecieć samolotem do Szwecji. Wylot zaplanowano z Warszawy, pojechał więc dzień wcześniej i po nocy w hotelu udał się na lotnisko. Wsiadł do samolotu, wszystko odbyło się jak zwykle.
Tego samego ranka znajoma szykowała się do pracy, córka spała w pokoju obok.
Poranny rytuał zakłócały ciągle telefony, numer nieznany, więc znajoma pomyślała, że to znów jakiś natrętny sprzedawca nowego konta w banku lub pani z telefonii komórkowej.
Ponieważ telefon dzwonił natrętnie, a makijaż był skończony postanowiła wreszcie odebrać i zrugać tego kogoś po drugiej stronie. Okazało się, że to dzwoni jej mąż z pożyczonego aparatu, bo jego własny został w samolocie, który kazano im opuścić w pośpiechu. Najpierw wyszła stewardesa i nakazała założyć maseczki, bo gdzieś ulatniał się dym, później jednak kapitan podjął decyzję o opuszczeniu przez wszystkich samolotu. A nie były to ćwiczenia. Pasażerowie mieli oczekiwać na podstawienie następnego samolotu.

Gdy opowiadał w szczegółach przebieg zdarzenia, znajoma czuła się coraz słabiej i gdy wstała nagle by włożyć spodnie, poczuła jak coś chrupnęło jej w plecach. Zawołała więc córkę, streściła w skrócie kto dzwonił i co mówił i poprosiła o pomoc w założeniu spodni, bo nie mogła się ruszyć.
Córka na to , że coś jej słabo i zemdlała, szczęśliwie upadając na łóżko w sypialni. Znajoma zaczęła główkować, jak ją ocucić, bo nadal nie mogła się ruszyć. Wymyśliła, że jeśli uda jej się nogą zrzucić córkę z łóżka, to ta odzyska przytomność i tak się stało.
Upewniwszy się, że córce nic nie jest, zadzwoniła po kogoś do opieki, by córka, choć dorosła nie została sama w domu i taksówką jakoś pojechała do pracy, rejestrując się w międzyczasie do lekarza. Nie zawsze można tak sobie po prostu nie zjawić się w pracy...a zaczęła przynajmniej chodzić. O prowadzeniu auta samodzielnie nie było jednak mowy.
Tego samego dnia mąż wrócił ze stolicy. Zrezygnował z lotu służbowego, stwierdzając, że spotkania w Szwecji nie były na tyle ważne, że musi tam być, chociaż podejrzewam, że z innego powodu...
Znajoma długo chodziła na rehabilitację kręgosłupa, a u córki stwierdzono anemię. Poza tym większych ekscesów nie było...

Na prośbę zaprzyjaźnionej blogerki zamieszczam jej apel o przygarnięcie kotków i jeśli możecie, podajcie info dalej...

A TUTAJ link do jej bloga.

74 komentarze:

  1. O rany! To się nazywa zbieg okoliczności i to na dodatek niekoniecznie miłych. No cóż, czasem tak bywa, że jakby cały świat się sprzysięga przeciw nam. Myślę że jakby cofnąć się pamięcią u wielu z nas podobne sytuację (mniej lub bardziej zabawne) by się znalazły. Pozdrawiam wakacyjnie i bardzo upalnie 😎 ☀️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na to liczę, że może ktoś sobie przypomni i opisze w komentarzu lub u siebie na blogu:-)

      Usuń
  2. Naprawdę! Tyle wrażeń jak na jeden dzień... Koniec końców dobrze, że nic poważniejszego się nie stało. Ten samolot... Dobrze, że to się tylko tak skończyło.
    Ojeju, jak to się czasem różne dziwne sytuacje dzieją...
    Co do kotków - gdybym mogła, to bym przygarnęła. Niestety, u nas już jest zwierzaków ponad stan.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego boję sie latać, dobrze, że nie wylecieli jeszcze przed pożarem...

      Usuń
  3. To się nazywa kumulacja! Czy to był piątek 13-tego?

    OdpowiedzUsuń
  4. Klik dobry:)
    Splot okoliczności faktycznie, jak z filmu. Ale filmy i książki też przecież pisze życie. Autorzy jedynie koloryzują, aby lepiej się czytało czy oglądało.

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, czasem scenarzysta ma chyba skromniejszą wyobraźnię :-)
      Witam pięknie :-)

      Usuń
  5. Do tej pory mawiano, że nieszczęścia chodzą parami. Od tej historii można mówić, że "maszerują trójkami". Ukłony.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bo życie dziwne jest. Czasem całymi latami nic się nie dzieje a potem spada na człowieka lawina dziwnych zdarzeń.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Albo niektórzy jakoś dziwnie przyciągają wszelkie plagi :-)

      Usuń
  7. Ale zbieg okoliczności. Aż trudno uwierzyć, ale takie jest życie, potrafi nas zaskakiwać.
    Pozdrawiam Asiu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co najmniej dwa zbiegi okoliczności. Witaj, Tereniu :-)

      Usuń
  8. Wygląda na to, że solidarnie cała rodzina oberwała...
    Nie do końca zgadzam się z obrazkiem. Samoloty, które latają nad Trójkątem Bermudzkim nie zawsze wracają na ziemię...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, to prawda, ale na szczęście rzadko latają nad Trójkątem...chyba :-)

      Usuń
  9. Zbiegi okoliczności faktycznie się wydarzyły i były jak z filmu, ale na szczęście wszystko zakończyło się szczęśliwie i nic nikomu się nie stało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę trudno uwierzyć, gdy weszłam w środek opowieści, myślałam, że koleżanka film opowiada...

      Usuń
  10. Dopiero zobaczyłam obrazek "Poranna kawa". Toż to wypisz wymaluj ja i kawa moja poranna, o! :)))

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo mi się podoba taki scenariusz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No masz, może podpowiemy jakiemuś producentowi? Czy za pomysł coś odpalają?

      Usuń
    2. Na pewno odpalą. Za darmo się nie oddamy!

      Usuń
  12. Witaj, Jotko.

    Jeden z moich Profesorów mawiał, że nieszczęścia chodzą stadami.
    W Twojej historii tyle "szczęścia w nieszczęściu", że po wykryciu mogła dziewczyna rozpocząć leczenie i (przez zaniedbanie czy brak diagnozy) - nic groźniejszego się nie przyplątało.

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uraz kręgosłupa też mógł się zdarzyć w mniej komfortowych warunkach, więc są także plusy tej sytuacji...

      Usuń
  13. Ja już zadanie odrobiłam wcześniej :) Czyli są na tym świecie rzeczy, które się nikomu nawet nie śniły. I jak tu nie wierzyć w siły nadprzyrodzone

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie da się, coś tam kieruje naszymi krokami...

      Usuń
  14. No,no aż trudno uwierzyć.Jednak na chwilę obecną nic nie przychodzi mi do głowy.Może i dobrze,że nie spotkała mnie taka niesamowita "przygoda".A coś mi przychodzi do głowy,ale to raczej mogę podsumować,że pewne okoliczności-pomyłka kogoś o 2 tygodnie sprawiło w moim przypadku "ratunek" przed bardzo poważnym błędem życiowym....Zastanawiam się czasami co byłoby teraz ze mną....a może lepiej nie główkować.W każdym razie wyszłam na tych moich zbiegach okoliczności....zwycięsko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lepiej Grażynko nie główkować, tylko cieszyć się z dobrego zakończenia :-)

      Usuń
  15. To się nazywa PECHOZOL najwyższego lotu
    Po złym przychodzi czas na przyjemność
    zolza73.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bonus był taki, że docenili wspólny czas zyskany dla rodziny...

      Usuń
  16. Oj, gdyby się można jakoś pozbyć nerw :) życie byłoby znacznie prostsze. I zdrowsze.

    Kotkę już mamy. Kota się nazywa :) A te do oddania są piękne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ba! Ale gdyby nie nerwy, to i uczucia ulgi by nie było i spokoju by człek nie doceniał...

      Usuń
  17. Życie naprawdę pisze scenariusze jak z kiepskiego serialu. Bo gdybyśmy na ekranie zobaczyli tyle zdarzeń naraz to nikt by nie uwierzył, ze to prawdopodobne. A to proszę - stało się!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, mówilibyśmy pewnie, że scenarzysta przesadził :-)

      Usuń
  18. Toż to pandemonium prawdziwe! Przy takiej kumulacji cud, że wyszli z tego cało. Swoją drogą cucić kogoś "zrzucając" go z wysokści - muszę zapamiętać ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. gŁośka leci jutro do tureckiej pracy, więc ... co słychać?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Leci i doleci, chałwę Ci przywiezie...

      Usuń
    2. Też bym wolała, ale to tak można czy mnie wkręcasz?

      Usuń
  20. Co za przedziwny splot wydarzeń. Życie jednak potrafi być nieprzewidywalne. Dobrze, że wszystko skończyło się pomyślnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie rzeczy trudno zaplanować, a co dopiero przewidzieć :-)

      Usuń
  21. to się nazywa koincydencja. ;) a tak na serio...przedziwna sytuacja, rzeczywiście trudno uwierzyć, że zdarzyła się naprawdę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niczego nie dodałam, wręcz przeciwnie, tyle zapamiętałam...

      Usuń
  22. Niesamowite ...W sumie dobrze się skończyło, ale nie chciałabym być w ich sytuacji.
    Dziękuję Ci bardzo za zamieszczenie banerka...
    Pozdrawiam serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za takie atrakcje to ja też podziękuję, a banerek - drobiazg.

      Usuń
  23. Ale historia. Czasem jest coś takiego. Może to oznacza, że więź pomiędzy członkami tej rodziny jest naprawdę bardzo bardzo silna. Nie wiem. Ja tam bym się nie zmusiła do podróży samolotem. Choć podobno jest najbezpieczniejszy, ale jak już coś się stanie, no to nie ma zbytnio szans na przeżycie. To jak z elektrownią atomową.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety, ja też należę do strachliwych...może gdybym się upiła?

      Usuń
  24. Ja tam latac lubię, co ma być to i tak będzie. Natomiast opisany splot wydarzęn wprost niesamowity. Koleżanka mojej mamy dzięki takiej rezygnacji z wylotu pewnego razu poznała swego przyszłego męża... a nie poleciała, własnie ze strachu, mając juz kupiony bilet i całą resztę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja znam (nie osobiście) dziewczynę, która dla lubego, co dużo lata zapisała się na terapię, choć niewiele pomaga...za każdym razem przeżywa traumę, ale co zrobić?

      Usuń
  25. Oj, działo się w tej pechowej rodzinie. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło! Apel o kotach wzruszający. Spróbuję u mnie umieścić.
    Pozdrawiam bardzo serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niektórzy to przyciągają pecha, ale z drugiej strony, zakończenie nie było złe...

      Usuń
  26. Nooo ... to widać, że nieszczęścia chodzą nie tylko parami, ale i trójkami. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja koleżanka mawia, że nieszczęścia chodzą po ludziach, zwłaszcza po kobietach...

      Usuń
  27. A może te wydarzenia zapobiegły jakiemuś nieszczęściu, bo ja myślę, że wiadomość od męża sprowokowała następne zdarzenia. Na skutek szoku, u żony nerwy ujawniły chory kręgosłup, który już pewnie wymagał leczenia, a u córki szok nie dopuścił tlenu do mózgu, ale przez to wykryto anemię, a nieleczona prowadzi do białaczki. Kto wie, może rodzinny anioł nie miał wyjścia tylko zadziałać szokiem!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mario, podsumowałaś tak mądrze, że nic dodać :-)

      Usuń
  28. Ta historia to combo pechów, ale czasami i coś takiego człowiekowi się przytrafi. Moja córka akurat jutro wylatuje do Korei Płd. więc żarcik z samolotem dla mnie na czasie ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to podróż niecodzienna, trzymam kciuki:-)

      Usuń
  29. Skoro dobrze się skończyło, więc i pech był szczęśliwy. Nawet nie przypuszczałam, że pech może oznaczać także dobrą wiadomość.
    A samolotem bezpieczniej niż samochodem.
    Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobno bezpieczniej, tak twierdzą statystyki :-)

      Usuń
  30. Życie pisze najbardziej nieprawdopodobne scenariusze.

    OdpowiedzUsuń
  31. Niesamowite, nieprawdopodobne i niemalże niemożliwe !!! Historia nadaje się na scenariusz jakiegoś filmu.

    OdpowiedzUsuń
  32. Zawsze w takich sytuacjach należy szukać pozytywów. Może jednak lepiej, że samolot nie wystartował, a znajomy zrezygnował z podróży służbowej. Przy okazji wyszła na jaw anemia i można było podjąć środki zaradcze. Plusa w bólu kręgosłupa tylko nie potrafię znaleźć ;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  33. Faktycznie opisane przez Ciebie zdarzenie czyta się jak scenariusz filmu. Cóż, podobno życie pisze najlepsze scenariusze.
    Ogłoszenie o kotkach umieszczę na swoim blogu jak tylko tam dotrę z nowym postem, czyli (pewnie) niedługo. Na razie udostępniłam je również na swojej stronie facebookowej. I trzymam kciuki za szybkie znalezienie im domu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję w imieniu opiekunki i pozdrawiam wakacyjnie:-)

      Usuń
  34. Jaki zbieg nieszczęśliwych zdarzeń,ale na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Jak powiadają ":nieszczęścia chodzą parami".
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niektórzy mówią, że nawet biegają stadami:-)

      Usuń
  35. Ależ historia! Aż nie chce się wierzyć;))) Dobrze, że na końcu happy end:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. uwierzyć trudno, przeżyć jeszcze trudniej :-)

      Usuń