piątek, 11 sierpnia 2017

Epizod niehazardowy...

Namówił mnie jeden Wojtek do wspomnień z okresu, gdy bywałam w jaskini hazardu.
Rozczaruję Was jednak, bo nie grałam w Black Jacka ani w Jednorękiego bandytę, nie zastawiłam zegarka na żetony, ani tym bardziej nie wygrałam fortuny, by ją szybko przepuścić na zbytki.
Bywałam w małym kasynie gry o nazwie Admirał w celach zarobkowych, jako konserwator powierzchni płaskich czyli sprzątaczka.
Robota trafiła się przypadkiem. Kolega miał znajomego, który szukał zaufanych osób do pracy w kasynie właśnie. Płacili świetnie, praca lekka przez godzinę dziennie 7 dni w tygodniu. Kasyno czynne było 23 godziny na dobę, więc przez tę jedyną godzinę dziennie musiałyśmy we dwie z koleżanką posprzątać przed drugą zmianą.
Dlaczego we dwie? Po pierwsze raźniej, po drugie zmieniałyśmy się w weekendy, żeby choć wtedy dłużej pospać. Kasyno obsługiwały dwie zmiany w składzie - współwłaściciel plus pracownik. Śmieszne było to, że jedna zmiana lubiła pogadać i częstowała kawą, druga nic - zero rozmów, zero kawy...
O pracy sprzątaczki nie ma co pisać, cóż moze być pasjonującego w odkurzaniu wykładziny wielgachnym przemysłowym odkurzaczem, opróżnianiu popielniczek i myciu toalet?
W zasadzie nie widywałyśmy także gości tego przybytku, w każdym razie brudzili niewiele, za to petów było mnóstwo. Nawet nie wiem czy teraz w kasynach też obowiązuję zakaz palenia jak w innych lokalach?
Zajmujące były opowieści pracowników o bywalcach kasyna. Niejedna głowa rodziny przegrała w kasynie nie tylko wypłatę, zegarek czy samochód, zdarzały się weksle na dom podpisywane przy świadkach, wzywanie na pomoc kolegów z pożyczoną gotówką, wizyty pogotowia do bywalców ze słabszym sercem i awantury żon przybywających w ślad za trwoniącym majątek mężem.
Swoją droga, okazało się po jakimś czasie, że jeden z pracowników także uległ nałogowi i wymieniono go na innego.
Nie było też tajemnicą, że stałym bywalcem kasyna był miejscowy proboszcz, ale wpadał na skromniejsze występy, bo z większą gotówką i po większe stawki jeździł podobno do Torunia.
W kasynie pracowałyśmy pół roku. Miała to być praca dodatkowa do wakacji, więc zgodnie z umową zakończyłyśmy proceder. Kasyno po jakimś czasie upadło, a lokal chyba pechowy jakiś, bo do dziś wisi na drzwiach napis - WYNAJMĘ LUB SPRZEDAM.

88 komentarzy:

  1. Nigdy nie byłam w żadnym kasynie i jakoś mnie nigdy nie ciągnęło. Zdaję sobie sprawę, że można wiele wygrać, ale tez przegrać - życie :) Ja nie mam duszy hazardzisty :) Nawet w totka nie gram, ale wygrać bym chciała :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tak jak ja. Zbyt ostrożna jestem, zresztą nigdy nic nie wygrałam, nawet za krzyżówkę...

      Usuń
  2. Trzeci raz pisze komentarz, bo co chwila prąd wyłączają :-)))
    Hazard jest straszny, nie rozumiem ludzi , których do tego ciągnie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tak jak z każdym uzależnieniem, pije wielu, ale nie każdy zostaje alkoholikiem ...

      Usuń
  3. Myślę że dla zabawy pobyć na chwilę hazardzistą mogłoby być ciekawie. Nie mam jednak takich ciągotek. Ale pewnie nie jeden, który przyszedł do kasyna właśnie dla zabawy przepadł z kretesem.
    Pozdrawiam 😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najgorzej, że nie wiemy czy mamy takie skłonności, póki nie spróbujemy...

      Usuń
  4. Hazard, tak jak i popularne nałogi (narko, alko, sekso, itp,.) jakoś mnie nie uwiodły, mimo, że wszystkiego próbowałem z ciekawości. Myślę, że to pewnie dlatego, że bardziej od przypadkowych plusów docierały do mnie nieuchronne minusy.
    Andrzej Rawicz (Anzai)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, to oboje jesteśmy bardzo pragmatyczni i daleko myślący...zbyt wiele można stracić.

      Usuń
  5. Dziękuję za dotrzymanie słowa:) Kompletnie nie rozumiem, jak można wciągnąć się w hazard? Wiadomym jest, że z kasynem nikt nie wygra, a jeżeli wygra, to będzie miał kłopoty z właścicielami. Ciekawa jest ta postać proboszcza, ale ten przynajmniej tracił cudzą kasę, a nie swoją:))) PS. Wierzę, że do Torunia jeździł z większą gotówką, ale wątpię, żeby przywoził stamtąd cokolwiek, chyba że to było jeszcze w czasach przedimperialnych:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy coś przywoził to nie wiem, może czasami dali mu coś wygrać?
      Wciągnąć można się łatwo, jak w każdy nałóg, jeśli ktoś ma skłonności do ryzykownych zachowań...dziś mając wiedzę o szkodliwości wielu substancji, nawet lekopodobnych ludzie i tak się trują...

      Usuń
  6. Super praca! Niby coś takiego prostego (pozornie!) bo tylko sprzątanie, ale w jakim ciekawym miejscu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? samo stwierdzenie - pracowałam w kasynie, już podkręca wyobraźnię:-)

      Usuń
  7. Pół roku tam pracowałaś i ani razu nie spróbowałaś? Twardą zawodniczką jesteś, Jotko! Ja chyba bym nie wytrzymał...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na takie atrakcje jestem odporna, no widzisz, niby wiersz napiszę, ale przyziemna jestem do bólu...

      Usuń
  8. Niewątpliwie rzecz biorąc z punktu widzenia socjologa to kasyno jest ciekawym miejscem.
    Dawno, dawno temu gdy byliśmy z przyjaciółmi na wczasach w Dagomysie, zdarzyło nam się pograć na jednorękich bandytach, ale było przy tym tyle śmiechu i radochy (choć nikt z nas niczego nie wygrał),że do dziś to wspominamy. Nie było to prawdziwe kasyno, ale w jednej z sal hotelu, w którym mieszkaliśmy stało chyba 10 automatów do gry.
    Automaty "zjadały pięciokopiejki" i na tej zabawie straciliśmy aż 5 rubli.
    Tam się w ogóle strasznie dużo pieniędzy traciło na różne inne rozrywki, np. na korzystanie z krytego basenu. Jakimś cudem betonowa plaża i winda do niej była bezpłatna.
    Ogólnie biorąc to był wielce hardcorowy wyjazd -niby wszystko było opłacone w Polsce, a na miejscu wydaliśmy masę pieniędzy.
    Miłego,;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobno w hotelach najwięcej płaci sie za zawartość barku i lodówki, więc lepiej ostrożnie pić cokolwiek.

      Usuń
    2. Niestety w pokoju nie było ani barku ani lodówki.Ale było na terenie kilka kawiarni.W jednej z nich serwowano raki, jako zakąskę.A głównym trunkiem do nich było
      "Szampanskoje".A ceny były takie, że za każdym razem odechciewało się jeść i pić.

      Usuń
    3. Nie dziwię się - czasami widząc ceny potraw czy napojów, dosłownie staje nam w gardle...

      Usuń
  9. Asiu ale super przygodę miałaś z Kasynem. :) .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Płacili tyle, że w szkole o takich pieniądzach mogłam pomarzyć...

      Usuń
  10. Pracowałam kiedyś w sali zabaw dla dzieci i właściciele sprowadzili tam parę gier dla rodziców, takie tam... na pięciozłotówki "niewinne". Później mnie zwolniono, bo nie wystarczało im na opłacanie za mnie ZUS- u, a zostawili pana który pracował tam na "czarno" . Po jakimś czasie dowiedziałam się, że grając na tych grach zrujnował rodzinę, skończyło się chyba rozwodem i ostrymi sprawami w sądzie. Dziękuję za wpis:) Może okazać się historycznym :))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja podrzucę Ci jeszcze inny finał hazardowania...

      Usuń
  11. W życiu nie byłam w żadnym kasynie - poza Monte Carlo, ale tam tylko w przedsionku. I wcale nie wiem, czy chciałabym spróbować grać w cokolwiek. Na szczęście mnie to nie pociąga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie napisałam powyżej, że wcale mnie to nie ekscytuje, poza tym niewygodnie tam siedzieć tyle godzin, a drinki jakie drogie!

      Usuń
    2. No i pieniądze uciekają jeszcze szybciej niż normalnie.

      Usuń
  12. A ja chciałabym bardzo w jedną noc w Las Vegas wygrać fortunę!!
    A potem jeszcze raz ,i jeszcze ..i być znaczyłoby mieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tyle razy nie daliby Ci wygrać, bo musieliby zamknąć interes...

      Usuń
  13. Problem z hazardem polega na tym, że trzeba mieć siłę przestać. Dlatego wolę nie zaczynać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie każdy tę siłę w sobie znajduje, więc lepiej nie próbować.

      Usuń
  14. Jakoś mnie kasyna nie pociągają... jak mam starcic mnóstwo kasy to wolę to wydac inaczej:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Witaj, Jotko.

    Joanna Chmielewska porównała kiedyś ten dreszczyk emocji, towarzyszący obstawianiu i oczekiwaniu do... najlepszego seksu:)
    W spróbowaniu - nie widzę niczego złego:)
    Najważniejsze, by nie przesadzić.

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam wolę nie próbować, a złapię bakcyla?

      Usuń
    2. A jak nie złapiesz:)?
      W tym wypadku jest 50% na "tak" i 50% na "nie":)

      Pozdrawiam:)

      Usuń
    3. To prawda, ale ja ostrożna jestem, wolę nie kusić losu :-) Pewnie przez to wiele tracę, ale trudno :-)

      Usuń
  16. Nigdy nie próbowałam hazardu i nie mam zamiaru próbować.
    W kasynie nigdy nie byłam.
    A co do Black Jacka przypomniał mi się kard z serialu (niedawno oglądany odcinek) Twin Peaks po latach. Śmieszna scena tam była właśnie a'propos Black Jacka ;)
    Pozdrowionka piątkowe :) Miłego popołudnia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę ten serial kiedyś obejrzeć:-)
      Miłego weekendu :-)

      Usuń
  17. Konserwator powierzchni płaskich - no nieźle się ubawiłam. Nie byłam w kasynie, nie mam skłonności do hazardu. Mój mąż też dlatego szczęśliwie nie muszę biegać po nocach do jaskini hazardu, by ratować rodzinny budżet. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się cieszę, że na razie nikt z nas nie uległ :-)

      Usuń
  18. Nie mam duszy hazardzisty.Moja niechęć do takiej "rozrywki" bierze się jeszcze z dzieciństwa.Hazard zniszczył kawałek życia kogoś dla mnie bliskiego. A jeżeli czasami udaje mi się pomyśleć i wysłać toto lotka to okazuje się ,ze ja jestem tą"która nie ma szczęścia w grach" ale zostaje coś ważniejszego..."ma szczęście w miłości"....ale tak czasami myślę ,że mogłoby coś mi skapnąć...tak by się przydało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ważniejsze szczęście w miłości, Grażynko :-)
      Wygrać to też bym chciała, ale to trzeba grać :-) Z drugiej strony mówią - umiesz liczyć, licz na siebie :-)

      Usuń
  19. Klik dobry:)
    Na Twoim miejscu skusiłabym się chociaż na jedną grę za złotówkę. Może akurat zarobiłabyś więcej jako "jednorazowa hazardzistka", niż jako konserwatorka powierzchni płaskich. ;) :)
    A dlaczego płaskich? Sprzątało się tylko to, co płaskie było?

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To określenie to nie mój wymysł, nawet nie pamiętam skąd, chyba z czasów, gdy wymyślano dziwne nazwy dla wszystkiego, na przykład zwis męski płaski jako krawat.
      Nie skusiłabym się, bo żal mi było nawet złotówki...

      Usuń
    2. Pamiętam. Wtedy jakoś tak dziwnie spolszczono nazwy obcojęzyczne i wyszły między innymi także:
      zwis sufitowy, podgardle dziecięce, cichostępy. A cukier do przetworów owocowych - konfitureks babuni. :)))

      Usuń
    3. No właśnie, było tego trochę, ale zapomniałam...

      Usuń
  20. Ale miałaś pracę! Nie każdy może sprzątać w kasynie. Choć uważam, że takie miejsca nie powinny istnieć, bo to bogacenie się na czyimś nieszczęściu. Uzależnia, cierpi nie tylko jedna osoba.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie popieram, ale na tej samej zasadzie trzeba by zamknąć sklepy z alkoholem, a nawet cukiernie...

      Usuń
  21. Jak miałem może z 10 lat wrzuciłem dwa złote do maszyny typu jednoręki bandyta. Wygrałem 12 złotych, potem już nie miałem ochoty grać. Miałem okazję wejść do kasyna w Monako bodajże, jednak wolałem zostać na zewnątrz i podziwiać okolicę. Pewnie zniechęciły mnie różne zasłyszane historie o hazardzie.

    Cóż co do firmy produkującej napój Tiger jak i agencji reklamowej intencje jakie mieli pozostają dla mnie niejasne.

    U mnie jak na razie ciągle upał.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to tak działa, zakładamy, że tylko raz, a potem wsiąkamy na całego...
      U nas w nocy był armagedon , takiej burzy nie pamiętam jak żyję...

      Usuń
  22. Hazard to nie moja bajka...na szczęście:) Ale chyba każdy z nas przynajmniej kilka osób, którym zniszczył życie.
    Ciekawe doświadczenia za Tobą i niezwykłe pole do obserwacji, a tu jesteś mistrzynią:)
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, dzięki, czasem czuje się jak podglądaczka:-)
      Niejeden hazardzista skończył marnie.

      Usuń
  23. Prawidłowo, hazardu lepiej nie próbować, bo szybko można się wciągnaći uzależnić.
    'Konserwator powierzchni plaskich' słyszałam dosyć często, bo matematyczka z gimnazjum lubila używać tego określenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, a nie słyszałam nigdy o konserwatorze powierzchni pionowych lub skośnych...

      Usuń
  24. Na Ozyrysa zawsze chciałam pójść do prawdziwego kasyna i rżnąć w karty albo kości do rana zgarniając przy tym grube miliony. Niestety ta mała cząstka mojego mózgu odpowiedzialna za racjonalizm podpowiada mi, że pewnie skomczyłoby się na zastawieniu Luny...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I nie tylko...chyba, że więcej dobytku nie posiadasz, wtedy czapa!

      Usuń
  25. Ja byłam dzieckiem lubiłam grać w zabawkową ruletkę na plastikowe pieniądze. Potem jednak do żadnego kasyna mnie nie ciągnęło i całe szczęście bo tam żartów nie ma i łatwo wpaść w sidła hazardu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nawet grając w Monopol nie miałam szczęścia...

      Usuń
  26. Jakoś wyjątkowo obrzydliwa wydała mi się myśl o proboszczu-hazardziście, bo niby za czyje pieniądze on bywa w takich miejscach? No chyba, że trwoni swój rodowy majątek, wtedy to jego prywatna sprawa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za czyje grał, to już nie wiem, ale nawet jeśli za swoje, to i tak kiepsko...

      Usuń
  27. Jeśli chodzi o pieniądze, nie wierzę w szczęście - wierzę w ciężką pracę wyłącznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja w sumie też, tylko szkoda, że nie zawsze ciężka praca daje godziwą zapłatę...

      Usuń
  28. Gdyby ludzie wiedzieli, że nie mają szans, aby wygrać, to pewnie nigdy by nie zaczynali. Mój sąsiad od 30 lat puszcza te same liczby i nic poza marnymi złotówkami nie wygrał, za to się uzależnił i co tydzień Totka puszcza.
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój tato mawiał, że gdyby mama odkładała wszystkie pieniądze wydane na konkursy i gry, to kupiliby mercedesa...

      Usuń
  29. Mój syn też pracował w kasynie, odsługiwał ruletkę i również opowiadał jakich klientów miał. Raz przyjechały polskie pielęgniarki do Goteborga z wizytą do jednego ze szpitali, a wieczorkiem chciały spróbować szczęścia w szwedzkim kasynie...Synuś po polsku mówi nieźle i jak się wyraził polskie babciury były bardzo sympatyczne...

    OdpowiedzUsuń
  30. Dlatego należy uważać z kasynami, tam wszystko jest tak ustawione, aby tylko jak najwięcej grać.

    Widziałem w telewizji skutki tych burz, widziałem też kilka przykładów jak to było w czasie ich trwania. Nie zazdroszczę, poza tym bardzo nie lubię burz.

    Poprzedni remont tych balkonów co teraz mają robić nie wyszedł zupełnie. Po roku jakoś wszystko zaczęło odpadać, teraz są balkony tak brzydkie, że nie chce się patrzeć na nie nawet. Co najlepsze nad tą częścią budynku jest całkiem odrębna, bardzo ładna nadbudowa, z wielkimi oknami, chyba pomieszczenia jakie tam są to jakieś pracownie malarskie czy architektoniczne.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czego nie wyciął minister Szyszko, burze dokończą dzieła...

      Usuń
  31. Nigdy nie byłam ryzykantką, dlatego wizyta w kasynie(salonie gier) nie dla mnie. Tak jak "Królowa Karo" uważam, że pieniądze zdobywa się ciężką pracą i tak jak Ty bolę nad tym, że za nią tak słabo płacą.W poniedziałek młodzi wyjeżdżają na tydzień, dlatego imieninowe życzenia dotrą ze sporym opóźnieniem(przyjęłam, że Twój dzień to 21 sierpnia). Póki co uściski.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam wrażenie, że coraz cięższą pracą lub mój pesel już się buntuje...
      Mój syn dziś wyjeżdża, a właściwie wylatuje, niechaj więc młodzi używają życia, będzie czego słuchać po ich powrocie :-)

      Usuń
    2. W drugim zdaniu powinno być "boleję"- nie wiem jak przeoczyłam taką niedoróbkę. Ciebie i czytających przepraszam.

      Usuń
    3. Drobiazg, domyśliłam się przecież.

      Usuń
  32. Gdyby ktoś mnie przekonał, że wygram, to bym spróbowała zagrać w ruletkę... ale nie rosyjską. Żadna praca nie hańbi, a doświadczenia zdobyte zawsze mogą się przydać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ba! gdybym ja wiedziała, to już byłabym bogata. ktoś powiedział, że żadna praca nie hańbi, jedynie zapłata za nią...

      Usuń
  33. Niestety, a może i nie, nie bywam ani nie byłam bywalcem kasyna. Jakoś nigdy nie ciągnęło mnie w takie miejsca. Szybko można stracić wszystko co się ma i to mnie przeraża.
    Pozdrawiam i zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jako klient tez nie korzystałam, zbyt ostrożna jestem...

      Usuń
  34. Ja też nigdy nie byłam w kasynie i nie grywam w nic z ostrożności. Ale są osoby, które mają "szczęście w grze" i wystarczy, że raz zagrają i biorą wszystko! Tylko czy na tym poprzestaną.
    Moja córka, gdy chodziła do Podstawówki kupiła los na loterię na jakiejś szkolnej imprezie.Wszyscy z jej klasy kupili po kilka losów, tylko ona jeden i wygrała nagrodę główną - wielki tort! Jednak nie ciągnie ją do gier żadnych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mam nadzieję, że tort był dobry:-) Moja mama niby miała szczęście w konkursach, ale same drobiazgi wygrywała...

      Usuń
    2. Tort był bardzo smaczny. Miejscowy cukiernik zasponsorował;)

      Usuń
  35. No ba. Po burzy tej co takie spustoszenie siała zostało wiele hektarów lasów na ziemi. Masakra jakaś.

    Tak są pisane przeboje, aby jak najdłużej zostawały w pamięci, ot co. :) Jest sposób na to, można posłuchać takiej piosenki, co nam wpadła strasznie w ucho kilkadziesiąt razy, aż się znudzi. U mnie działa, choć nie jest to metoda bez wad.

    Dziś z kolei zjedliśmy co nieco w knajpie z kuchnią żydowską. Równie ciekawe co ten placek gruziński z wczoraj.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To sie rozsmakowałeś w te wakacje i dobrze, trzeba tego i owego popróbować, takie podróże ze smakiem :-)

      Usuń
  36. jako matematyk z wykształcenia nie grywam w gry losowe... oczywiście dopuszczam możliwość sporadycznej wizyty w kasynie albo na wyścigach konnych, ale tu chodzi o zabawę, na którą przeznacza się z góry jakąś drobną sumę do przegrania i na tym koniec... jednak odmóżdżanie się przy jednorękim lub wypełniając kupony bingo na pewno nie wchodzi w rachubę...
    ...
    anegdoty o bywalcach faktycznie są ciekawe... kiedyś mój dawny znajomy pracował jako ochroniarz w salonie bingo... jeden z graczy płacił mu regularnie z góry przy wejściu za to, by ten go o określonej porze wyprowadzał z lokalu bez względu na protesty...
    p.jzns :)...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra ta anegdota, a już myślałam, że płacił za niewpuszczanie żony w poszukiwaniu męża:-)

      Usuń
  37. W kasynie nigdy nie byłam i chyba nie będę. Nie ciągnie mnie do gier i konkursów, ponieważ nigdy w życiu nic nie wygrałam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ryzyko zbyt duże, a zarobić ciężko i żal przegrać.

      Usuń
  38. Jakoś hazard nigdy mnie nie pociągał. Nie miałem żadnych inklinacji do grania w cokolwiek, nawet kupony totolotka wypełniałem może 3 razy w życiu. Ale wiem, że są ludzie, którzy w kasynie mogą stracić życie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, znam takie przypadki, lepiej nie zaczynać...

      Usuń
  39. Chętnie zajrzałabym do kasyna z prawdziwego zdarzenia, np. w Vegas, ale bałabym się zacząć w to bawić. Zbyt straszne konsekwencje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zajrzeć zawsze warto, choćby dla egzotyki :-)

      Usuń