środa, 25 stycznia 2023

Gościnność


Mawiało się kiedyś: zastaw się, a postaw się!
Ileż to potraw i jakie delikatesy pojawiały się na stołach w polskich domach. Nawet w czasach kartek na żywność nie wypadało przyjąć gości tylko paluszkami!
Byłam świadkiem rozmowy dwóch kobiet jeszcze przed świętami....
- powiedziałam do moich, że w tym roku nie robię Wigilii dla wszystkich, nie mam już siły, więc jak chcą, to niech ktoś z nich zrobi kolację dla wszystkich, albo niech wpadną wieczorem na makowiec
- no i co zdecydowali?
- każdy robi Wigilię u siebie, a nas zaprosili na święta
- no to z głowy, nawet nie musi pani nic gotować
- ale, ale - powiedziałam do męża, że musimy się przed wyjściem z domu najeść, bo u młodych , to pani rozumie, co oni tam ugotują, to już inne pokolenie!

Zmieniają się nam gusta kulinarne, jadamy zdrowiej, mądrzej, próbujemy kuchni innych krajów, eksperymentujemy kulinarnie.
Nawet zmieniają  się sposoby przyjmowania gości czy celebrowania różnych okazji. Wiele zależy od liczebności rodziny , zasobności naszych portfeli i od fantazji organizatora.
Bywają imprezy składkowe, plenerowe - niekoniecznie grillowanie, zaprasza się gości na obiad w lokalu, ale na kawę i deser w domu. 

Widywałam małe mieszkania z aneksem kuchennym, że tylko wodę na herbatę ugotujesz i warzywa umyjesz, bo gospodarz stołuje się na mieście, więc przyjmowanie gości odpada, chyba że zamówi się katering. Wielu młodych tak funkcjonuje, bo wiele też firm oferuje swoim pracownikom dofinansowane obiady w przerwie na lunch.

Nie wszyscy lubią też długie biesiadowanie i jeszcze dłuższe przygotowywanie potraw w kuchni, a i kuchnie bywają bez okna, bez wyciągu, a gospodarz pracując długo w tygodniu, nie zamierza poświęcać weekendu na pitraszenie.

Osobnym problemem bywają gusta i diety gości, a gdy zdarzą się nam zwolennicy kilku różnych opcji, to czasami trudno zaspokoić preferencje żywieniowe wegan, alergików, poszczących, wykluczających, nie łączących...och głowa może rozboleć!  

Trunki wysokoprocentowe to częsty dodatek do przyjęcia, ale gdy goście są kierowcami, warto pomyśleć o drinkach bezalkoholowych i chyba wreszcie wielu gospodarzy respektuje zasadę , by nie namawiać gości do picia alkoholu, jeśli odmawiają takiego poczęstunku.

Przysłowiowa polska gościnność być może odchodzi do lamusa, bo tak naprawdę liczy się atmosfera spotkania i rozmowy, a nie stół uginający się od potraw i szum w głowie...


93 komentarze:

  1. U nas małe mieszkanie i mikro kuchnia, ale gości przyjmujemy i to nierzadko sporo osób.
    Skupiamy się na przystawkach, żeby za długo w kuchni nie siedzieć, bo żadne z nas nie ma na to najmniejszej ochoty. I tak nikt nie wychodzi głodny. Ponieważ mamy sporo znajomych wegetarian i takich z hoplem na zdrowe odżywianie, staramy się, by po troszku było tego i mięsnego, a wszystko razem naturalne i zdrowe.
    Alkoholu w ogóle nie proponujemy. To już są innego typu, jak mówisz - biesiady. Jeden raz na razie tak mieliśmy, ze szwagrem i jego rodziną w małym gronie. A tak to mamy akurat takich przyjaciół, co preferują kawę i herbatę wyłącznie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mieszkanie mam spore, ale wolę spotkania kameralne, takich na wiele osób i na dwa dni w kuchni przeżyłam już dość, czasami zamawiamy sushi, a czasami robimy pizzę:-)

      Usuń
    2. My właśnie wczoraj mieliśmy gości, kilka osób. Przyrządziliśmy wielką michę sałatki, jak kupiłam dobry chleb w piekarni. Herbata i kawa, co kto wolał. Każdy spontanicznie przyniósł coś słodkiego na stół, nie brakło więc ciastek i czekolady. W sumie ledwo się zmieliliśmy z półmiskami na blacie.
      A czas spędziliśmy rewelacyjny, bez liku tematów. To są wartościowe wieczory.

      Usuń
    3. Tez tak lubię, my czasami umawiamy się w plenerze i idziemy gdzieś na obiad lub zabieramy kanapki a idziemy na kawę z ciachem:-)

      Usuń
  2. Kiedys ludzie nie stosowali tylu diet i zyli bardziej zdrowo,bo zywnosc byla bardziej zdrowa i to juz sie nie wroci,jesli chodzi o firmy to mysle,ze tylko niektore dofinansowuja swoich pracownikow,a wieksza czesc ludzi chodzi glodnych na kanapkach,szczegolnie ci ,co wynajmuja.Gdzie te dobre czasy kiedy ludzie jedli w stolowkach pracowniczych,a dzieci w szkolach,gdzie obiady byly w calosci dofinansowane przez panstwa dla kazdego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obiady w szkołach i śniadania nadal są, zwłaszcza w prywatnych. stołówki firmowe także, choć nie wszędzie, to jasne.
      Trochę się to zmieniło przez pandemię, może kiedyś wróci, o ile firmy kateringowe nie splajtują...

      Usuń
  3. Teraz zeby odzywiac sie zdrowo i naturalnie trzeba byloby zakupic dla wlasnych potrzeb kawalek ziemi i uprawiac warzywa i owoce,hodowac kury,bo nawet w rzeczach,ktore podaja za naturalne sa konserwanty,cukry,a warzywa i owoce sa nawozone...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, ale trzeba by uprawiać pod folią i podlewać źródlaną, bo i powietrze oraz wody zanieczyszczone bywają.

      Usuń
  4. To prawda, całkiem się to zmieniło, naturalna zmiana pokoleniowa. Nikt już nie ma ochoty na zapracowywanie się, bo goście... Więc chociaż inaczej, bo najważniejsze są wspólne chwile, to jednak miło jest przygotować coś wyjątkowego- niekoniecznie dużo...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O właśnie, jedno popisowe danie i wszyscy szczęśliwi, no chyba że trafi się tradycjonalista:-)

      Usuń
  5. Młodzi mają teraz inne upodobania żywieniowe, ale chętnie wpadają do domu na pierogi, kopytka, domowy pasztet czy placki ziemniaczane. Biesiad zdecydowanie nie lubię 😁 Maria z Pogórza Przemyskiego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz racje, my tez zawozimy do syna racuchy, placek drożdżowy, pomidorówkę, swojskie klopsy:-)

      Usuń
  6. Zastaw się a postaw się.
    Wydaje mi się, że to hasło pochodzi z czasów króla Sasa, w których to niektórzy jedli, pili i popuszczali pasa.
    Na nic takiego nie natrafiłem we wspomnieniach rodziców i nie doświadczyłem w kręgu naszych znajomych.
    Jedyny trop to opowieści góralskie, których nasłuchałem się podczas 3-tygodniowego pobytu w zakopiańskim szpitalu - to było chyba TO.
    Aktualne relacje z Polski o celebracjach pierwszej komunii i innych okazji wprawiają nas w zupełne zdumienie.
    Oczywiście zdarzało nam się organizować lub uczestniczyć w przyjęciach dla wielu osób, ale na ogół był w tym również jakiś udział gości a przede wszystkim, jedzenie i picie nie było głównym punktem programu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wesela i komunie to jeszcze inna bajka, nawet chrzciny i urodziny dzieci bywają oszałamiające i czyszczące konta gospodarzy...

      Usuń
  7. Mieszkam na Podlasiu, tu jeszcze robi się wielkie wesela, komunie i itp. Choć już nie tak wiele jak kiedyś i często bierze się catering. Stypy też przeniosły się do lokali. wszystko się zmienia i dobrze. Ja osobiście wolę małe spotkania, w miłym gronie, z niewielką ilością jedzenia, przy którym nikt się nie zaharowywał :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kameralnie i spokojnie, bo i na wiele rozmów, z wieloma osobami naraz trzeba mieć wypoczętą głowę i podzielność uwagi. Spotkanie nie powinno męczyć fizycznie i psychicznie...

      Usuń
  8. Dawna gościnność pewnie wzięła swój początek od tego, że jadło nieraz bywało towarem deficytowym i dzielenie się nim tak naprawdę polegało na nakarmieniu gościa. Nikt nie wybrzydzał i był wdzięczny. Dziś najczęściej nikt nie głoduje. Potrawy podajemy jako dodatek do spotkania, więc bywa, że wysiłek gospodyni nie jest doceniony, a ona sama sfrustrowana.
    Po zeszłotygodniowej wizycie koleżanki postanowiłam, że to była ostatnia w ogóle (poza rodziną) wizyta w moim domu. Nie, nie o potrawy idzie, ale o nadużywanie praw gościa, ale mniejsza. Są lokale, gdzie każdy jest na równych prawach i to mi bardzo odpowiada.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam z czasów dzieciństwa, gdy goście przychodzili na obiad, wychodzili niemal po śniadaniu, bo rodzice grywali w brydża, a rano w lodówce tylko światło...
      Nadużywanie praw gościa tez w swym życiu przerobiłam, nawet do tego stopnia, że musiałam się ukrywać;-)

      Usuń
  9. Dużo w tym prawdy. Ja to staropolską gościnność wyniosłam z domu. Moja babcia zawsze pilnowała, żeby każdy gość był najedzony, czasami aż za bardzo :) Kiedy ja zapraszam gości to także dbam, żeby jedzenia było dużo, choć już alkoholu na przykład goście u nas nie doświadczą ;) Za to wiele moich znajomych gości pizzą i czipsami :) I też jest dobrze :) Tyle, że ja jako gospodarz czułabym się nieswojo, ale jako gość mi to nie przeszkadza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli pizza własnoręczna i domowe ciasto to czemu nie? każdy robi inaczej, w każdym domu inaczej smakuje, nawet sałatka jarzynowa nie ma kopii:-)

      Usuń
  10. Chociaz ostatnia wizyta moja w Polsce miala miejsce troche temu, moze 12 lat, to zauwazylam zmiany w smaku potraw - zywilam sie w restauracjach. Nic nie smakowalo jak dawniej, duzo potraw bylo mi nieznanymi, wymyslnymi a wcale nie zachwycajacymi, jakby restauracje probowaly przyciagac egzotycznymi nazwami i skladnikami.
    Nawet te typowo polskie, tradycyjne nie byly jakimi pamietalam.
    U nas jest podobnie - czesc ludzi organizuje duze i kosztowne sluby ale za to nie ma np duzych chrzcin czy komuni. Jesli organizuja duze przyjecie towarzyskie to najczesciej korzystaja z cateringu albo kupnem gotowych dan. Najmodniejszym jest jednak bufet.
    Dodam iz z przeszlosci znajac polskie restauracje w Bostonie a odwiedzajac je ostatnio, gdy to sa prowadzone przez dzieci lub wnuki pierwszych wlascicieli, potrawy sa krotko mowiac ledwie jadalne a na pewno w niczym nie przypominajace orginalow.
    Jak w Polsce u nas rodziny malo gotuja zywiac sie w restauracjach albo polegajac na gotowych wyrobach. Jakos kazdy ma czas na komputer, telefon a nie na gotowanie......

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Restauracje dziś aspirują do światowego poziomu i czasami więcej jest dekoracji, niż potrawy, a podobno w restauracji nie ma być jak w domu.
      Sama częściej chodziłabym do restauracji, ale nasze zarobki na to nie pozwalają, a szkoda.
      Nagotowałam się już, teraz wolę spacer, film, wycieczkę:-)

      Usuń
  11. życie się komplikuje, więc siłą rzeczy komplikują się różne formy biesiadowania, czyli spędzania czasu razem przy jakimś jedzonku, a nieraz i napitku jako uzupełnienie duchowe... długo by to rozwijać i analizować. zaś tak w syntetycznym skrócie, bardzo ogólnym podsumowaniu, to w porównaniu z dawnymi czasy jest skromniej, ale za to rozmaiciej i trzeźwiej... to ostatnie, w obliczu rosnącej sprzedaży najpopularniejszego narkotyku wydaje się brzmieć paradoksalnie, ale wyjaśnienie jest proste: nastąpiło pewne przegrupowanie, zmiana struktury spotkań rodzinno - towarzyskich i jeśli czyimś głównym celem jest wprowadzenie do swojego życia elementu bajkowego, to robi to raczej na spotkaniach, na których nie ma wątpliwości, czemu te spotkania mają służyć...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, są jakby dwa rodzaje spotkań(co najmniej) i dobrze, każdemu wedle upodobań...

      Usuń
  12. Teraz wszystko skupione na fit, srit, pierdzit... Dawniej bywało normalnie, każdy jadł, na co miał ochotę i nie zawracał sobie odwłoka dietami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ponadto te diety nie każdemu służą i męczy się człek, kombinuje, zamiast smakami się cieszyć:-)

      Usuń
    2. kiedyś to było proste, sytuacja wyjaśniała się na miejscu: "tego nie jadam, dziękuję" i nikt nie tworzył zagadnienia, bo zawsze była jakaś alternatywa... teraz dietowicze bardziej się ze sobą cackają, robią problem, a z kolei gospodarze, organizatorzy bardziej się cackają z dietowiczami i robią kolejny problem...
      p.jzns :)

      Usuń
    3. Kiedyś nie było tylu diet, tylu modeli żywienia, trudno się połapać nawet czy to tylko mody czy faktyczna konieczność.

      Usuń
  13. Masz rację. Zmieniły się obyczaje. Ile ludzi tyle różnych upodobań kulinarnych. Z alkoholem również, sami kierowcy, może i chwała za to. Ludzie mają apartamenty po 30 m. I jak tu gościć w takich warunkach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mimo wszystko i tak jeszcze wielu jeździ po kielichu...

      Usuń
  14. Mam jednoosobową kuchenkę...Uwielbiam pitrasić...Bywa, że dla 7 osób gotuję 5 różnych obiadów...;o) Wnuki "po chorobach" lądują u Babci na "podtuczanie"...A Wrzosowisko mamy po to, żeby wszystko smakowało jak trzeba...;o)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dal wnuków czy chorego dziecka to inna historia, bywały zachcianki i wymyślanie, ale na co dzień? Nie wyobrażam sobie!

      Usuń
    2. Miało być "gościnnie"...;o) Ale przyznam się, że kiedy Dzieciaki były małe to też gotowałam "w kilku wymiarach"...;o)

      Usuń
    3. Mamy niejadków wiedzą cos o sztuce wymyślania dań i dekoracji...

      Usuń
  15. Witaj, Jotko.

    Lubię się okolicznościowo "pomęczyć" i przygotować coś smakowitego, choć od jakiegoś czasu modne są "składkowe" imprezy i nie mam nic przeciwko temu, by goście przygotowali i przynieśli ze sobą to, co będą jedli. Też tak robię, jeśli ktoś inny jest gospodarzem. To wygodne i praktyczne:)

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, wszyscy mają okazję spróbować różnych rzeczy, a gospodarze nie spędzają dwóch dni w kuchni. Poza tym, przy otwartych na salon kuchniach, często dania przygotowywane są wspólnie z gośćmi i to też jest ciekawe.

      Usuń
  16. Pamiętam takie czasy (lata 1966-70) kiedy nawet podczas spotkania wigilijnego goście szybko dzielili się na koła zainteresowań. Dom rodzinny był duży, więc jedni grali w brydża, inni śpiewali lub grali kolędy na skrzypcach i pianinie, i tylko nieliczni interesowali się tym co stało na stole. W czasie zwykłych spotkań najczęściej tuż po obiedzie na stół wkraczały brydż, albumy rodzinne, i szachownice, czasem włączano TV ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, tez pamiętam gry w karty z dziadkiem, układanie klocków rodzinnie, głośne czytanie baśni Andersena, łupanie orzechów itp.

      Usuń
  17. Ja jestem mało gościnna, nie lubię przyjmować gości, a w takiej formalnej formie to by mnie tylko stresowało.
    Moja mama za to nadal ma tendencje do nadmiaru.
    Kiedy bratanica miała chrzest, to właśnie był obiad w restauracji, a reszta w domu. A u bratanka ciasto, a potem wieczorem grill. Jedno i drugie w skromnym gronie, tylko najbliższa rodzina. Ale kuzyni ciągle robią takie imprezy bardziej wystawne i zapraszają mnóstwo ludzi... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grill jest wygodny, zwłaszcza dla gospodyni, bo panowie lubią stać i pilnować karkówki i kiełbasy:-) Wiosną i latem łatwiej zrobić imprezę, zwłaszcza gdy jest ogród lub duży taras.

      Usuń
  18. U mnie kiedyś dom był pełen gości, prawie w każdy weekend. Teraz wolimy rodzinnie w domu, a z gośćmi w lokalu, czy w kawiarni. Ale pamiętam te imprezy robione przez moich rodziców w domu, stoły się uginały od frykasów :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że z wiekiem i z zwiększeniem ilości obowiązków potrzebujemy więcej spokoju i regeneracji sił przez weekend.

      Usuń
  19. Czasy się zmieniają. Te dawne stoły pełne wyżerki i ja pamiętam. Marnowało się tego dość sporo. Może to i lepiej, że dzisiaj ludzie trochę w tym zakresie wyhamowali. Druga strona medalu to to, że tamte potrawy były jakoś mniej „chemiczne” to i smakowało to inaczej.
    Marek z E

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam wiele potraw babć chociażby, których ja nie potrafię powtórzyć, choć znam przepis, ale półprodukty miały inną jakość, choćby masło czy śmietana, sery, chleb...

      Usuń
  20. Jeśli zapraszam kogoś do domu to są to spotkania bardzo kameralne.
    Często spotykam się w kawiarniach czy restauracjach.
    W moim rodzinnym domu spotkały się dwa systemy. Moja mama preferowała spotkania kameralne najlepiej w kawiarni, mój tato to ta przysłowiowa staropolska gościnność i zasada: im więcej ludzi, tym weselej. Chyba mam uraz psychiczny, bo pamiętam, że te całoweekendowe gościny były bardzo męczące. Nawet książki w spokoju nie można było poczytać, bo goście... Jedyny plus taki, że całą watahą często spacerowaliśmy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To mamy podobnie, u nas też zawsze było tłoczno i głośno, a dzieciaki nie miały co ze sobą zrobić...nie wszystkich gości dobrze wspominam.

      Usuń
  21. Szczęśliwie za mną są już duże imprezy. Teraz już tylko kawa/ herbata + słodycze. Goście nieliczni i rzadko. Wszyscy zadowoleni. BBM

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie podobnie, a czasami na kolację zamawiamy cos typu sushi czy pizza.

      Usuń
  22. Nie przepadam za biesiadami, ale odkąd mieszkam na wsi w wielu uczestniczyłam, kilka też sama zorganizowałam u siebie. Tak wypadało, wiec sie dostosowałam. I niby było miło, ale męcząco i frustrująco, bo wiedziałam, że i tak nie dorównam iloscią oraz jakościa licznych potraw tutejszym gospodyniom. A one są mistrzyniami w przygotowywaniu takich gromadnych uczt. W końcu wszystko to sie jakoś wyciszyło. Przestaliśmy uczestniczyć w tych biesiadach. Teraz zazwyczaj przyjmujemy gości spontanicznie, bez szaleństw i wcześniejszych, wielogodzinnych przygotowań. I tak jest dobrze...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Długie biesiady to czasami strata czasu, można nagadać się w plenerze i przy okazji skorzystać z uroków natury, a kosz piknikowy zabrać ze sobą:-)

      Usuń
  23. Raczej jestem typem samotnika, a goście jak się pojawiają to tylko kawa, herbata i ciasteczka. Nie ma już takiego goszczenia jak dawniej. Wszyscy w rodzinie zrezygnowali z wyprawiania imienin, bo kiedyś prawdziwe biesiady były, bo rodziny duże, Teraz każdy świętuje z najbliższymi. Pozdrawiam Asiu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo gromadne biesiadowanie męczy wielowymiarowo, niestety, a z wiekiem jeszcze bardziej:-)

      Usuń
  24. Odwykłam już od biesiadowania, chyba by mnie to zamęczyło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To czasami 3 dni zaangażowania w przygotowanie, bo i sprzątanie po biesiadzie mam na myśli...

      Usuń
  25. Dawny duch biesiady pozostał w nas...choć same biesiady uległy znacznej modyfikacji :) Moim zdaniem każdy pretekst do tego by spotkać się i pobyć z ludźmi jest dobry . :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, lubimy spotkania, ale na innych zasadach chyba, no ale jeśli wszystkim pasuje, to jest O.K.

      Usuń
  26. U mnie tak jak u BBM herbatka kawa, słodkości - spotkania dwu, trzyosobowe z zaprzyjaźnionymi osobami.... lubimy pogadać. Obecnie coraz rzadziej.... kalendarz jest bezwzględny.

    Przed laty bywały wielkie, na ogół okazjonalne przyjęcia - imieniny, rocznice, itp./, potem z kolei chodziło się na takie same rewanżowe. Gospodynie umęczone, nie usiadły i nie pogadały. Zmywarek nie było..... gospodarze / u mnie akurat mąż to brał na siebie / do późna sprzątali. Mimo wszystko wspominam to miło..... było wesoło i bez polityki. .






    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dawniej tylu seriali i politykowania nie było, a na kawkę można było wpaść bez zapowiedzi...teraz stresy rozładowujemy w samotności lub na łonie natury.

      Usuń
  27. Hmm.. bo ja wiem. Też gotuję tzn. pitraszę standardowe schabowe na obiad czy rosół, ale fakt faktem eksperymentuję. Muszę mieć jednak na to chęci i czas - głównie cały dzień wolny. Czasem szperam po necie, coś wyszukuję, czasem mąż i pyta się czy to ogarnę. Niekiedy od znajomych przynoszę jakiś przepis i modyfikuję pod siebie. Lubię to, ale bez nacisku.
    Mam też spokój bo w sumie rodziny poza moimi rodzicami nie mam żadnej, a znajomi jak się zjawią to kilka razy w roku :D - Każdy ma obowiązki.
    Dwa w sumie przy zwykłym soku z Tymbarka i delicjach szampańskich też można miło spędzić czas.
    Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem szczerze, że wolę właśnie czasami powymyślać cos nowego i prostego od święta, gdy wena sprzyja, a codzienne kulinaria mnie męczą, a zaopatrywanie lodówki najbardziej...

      Usuń
  28. Nasza polska gościnność jest znana na całym świecie.
    Potrafimy i umiemy przyjmować gości.
    A, czy to robimy, to już inna sprawa.
    Ja goszczę i lubię iść w gości. Niekoniecznie na "wyżerkę"! ale na kawkę-zawsze😊☕
    Serdeczności przesyłam moc kochana🧡🤗🌸

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spontaniczne kawki z ciasteczkiem są najlepsze, bo gdy planujemy spotkania z dużym zapasem, to zwykle cos wypadnie.
      Cieszę się, że wróciłaś i chyba zadowolona, mam nadzieję:-)

      Usuń
  29. Moja matka miała określone grono gości, ale na stole zawsze musiało być wiele potraw, żeby każdy znalazł coś dla siebie. Moja siostra przejęła ten sposób goszczenia. Ja ze względów zdrowotnych i finansowych ograniczałam się do kawy i ciasta, chociaż nie gardziłam lampką wina lub kieliszkiem wódki. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobre wino lub nalewka do świetny dodatek do poczęstunku i rozmowy:-)

      Usuń
  30. Imieniny dorosłych (bo urodzin się nie obchodziło) były za czasów mojego dzieciństwa obowiązkowe :) Dobrze to wspominam, bo dla nas dzieci był przy tej okazji totalny luz, w końcu mama nie miała czasu się wtedy jeszcze nami zajmować i dopilnowywać :) No, a gdy myśmy byli już na tyle duzi, żeby zaprosić swoich kolegów i koleżanki, to w ogóle szał.
    A ja sama dziś nie lubię podejmować gości i nie boję się tego mówić głośno. Jestem kiepską kucharką i gospodynią i jest to dla mnie stresujące. I co zrobisz, nic nie zrobisz...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O cholerka, a cóż to się stało, wylogowało mnie :)

      Usuń
    2. Teraz to już wszyscy trafiają albo do spamu albo w Kosmos...

      Usuń
  31. Tja słynna gościnność, hehhh bycie organizatorem spotkania to naprawdę emocjonujące i energochłonne zajęcie.
    Te mieszkania to naprawdę porafią przyorawić o klaustrofobię

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego wiele spotkań przenosi się na grunt neutralny.

      Usuń
  32. Szwedzi świętują przy paluszkach i krakersach podobno. :) Czyli jak jest atmosfera w porządku to nie trzeba się opychać.

    :) Czas dla mnie teraz jest jak górski strumień, tak pędzi. Ale może potem zwolni jakoś.

    Na razie oglądamy i w sumie niewiele wychodzi z tego. Nie mniej nie ma się co poddawać na początku. ,

    Dzięki wielkie. Wyniki mam niczego sobie, więcej w notce napiszę za parę chwil.

    Pozdrawiam!
    https://mozaikarzeczywistosci.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem jaka tam w Szwecji gościnność, nie korzystałam:-)
      Dobre wyniki zdrowotne to najlepsza wiadomość!

      Usuń
  33. Ehhh, ja zawsze wszystkiego za dużo przygotuję i później dojadamy dwa dni🤭. Ale za to większość to są przekąski nie wymagające dużo pracy ani czasu, jak coś na ciepło to najczęściej z piekarnika zatem nie muszę stać i pilnować albo mieszać. Po każdej imprezie obiecujemy sobie, że następnym razem przygotujemy mniej a i tak przygotowujemy za dużo. Po części wynika to również z faktu, że jak chodzimy do znajomych to też zawsze uginają się stoły 😄

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świąteczne zwłaszcza smakołyki to zawsze nadmiar, a jeszcze zapasy w zamrażarce, które starczają do Wielkanocy!

      Usuń
  34. Hmmmmm taka anegdota mi się przypomniała o staropolskiej gościnności ;)
    Lwowiak zaprosił Lwowiaka na kołduny. Oczywiście tych kołdunów cała góra na stole stoi, no i pyszne one. Gość zjadł już sporo, ale gospodarz ciągle namawia go do jedzenia i nakłada na talerz następne porcje. Gość wzbrania się, no ale je, no bo jakże to odmówić gospodarzowi wszak nie wypada, jednak w końcu mówi, taż ja już naprawdę nie mogi, bo na pierwszym już...siedzę...
    Pamiętam czasy takiego nachalnego namawiania do jedzenia i do picia alkoholu, no i ludziska jedli i pili no bo gospodarze mogli by się poczuć urażeni, to był taki biesiadny terror ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, biesiadny terror, to najlepsza nazwa, pamiętam takie sytuacje, zwłaszcza w młodości, gdy nie wypadało dorosłym odmówić, a każdy oczekiwał, że w święta to musowo próbować wszystkiego u każdego.

      Usuń
  35. Eee to u mnie jeszcze siedzimy w robieniu jedzenia dobrego i tyle, by nikomu nie zabrakło 😄, lubimy zajadać dobre potrawy.
    Z tego co kojarzę, to w moich rejonach w kwestii gotowania i goszczenia, niewiele się zmieniło 😊. Kuchnia była i jest sercem domów ❤️. Nawet ja się nauczyłam piec ciasta, a zarzekałam większość życia hi hi.
    Z tym alkoholem to jednak prawda, już coraz mniej jest tego nachalnejo namawiania, jak mnie to cieszy, bo ileż musiałam się zapierać przed piciem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gościnność ma wiele wymiarów i jeśli obie strony akceptują biesiadowanie na bogato, to jest O.K.
      Kultura picia alkoholu mam nadzieję zmienia się na lepsze!

      Usuń
  36. Lubię gotować, więc popisowe danie to krokiet z barszczem i zrazy w chlebku z rozmaitymi sałatkami, ale i tak wszyscy wmawiają się do mnie na pizzę.
    Serdeczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To sympatyczne, gdy każdy dom/rodzina ma swoje popisowe dania.
      zaproszeni wiemy, że np. dziś zjemy pyszną szarlotkę lub strudel, za tydzień domową pizzę, a innym razem dania wege lub pyszne sushi gospodyni.

      Usuń
  37. Nigdy nie lubiłam jak mnie ktoś tak "na bogato" przyjmował. Zawsze mi się to wydawało dziwne. Sama też tak nie robiłam. Wolę i wolałam skromne przyjęcia z normalnym obiadem albo kawę z ciastem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poczęstunek powinien być dodatkiem do spotkania, a nie jego główną atrakcją, nie mówiąc o zobowiązaniu do wzajemności...

      Usuń
  38. Klik dobry:)
    Przyjęć nie lubiłam, jeśli był alkohol. Źle się czułam w otoczeniu podchmielonych biesiadników, którzy w moich oczach wyglądali obleśnie.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdarzało się , tym bardziej, że po naszemu nie ma imprezy, gdy alkoholu mało lub zostało cos jeszcze w butelce...

      Usuń
  39. Ja się wcale nie dziwię, że tak to wygląda. No halo, jeden się narobi, a drugi ma z głowy. Jeszcze jak jest jakiś podział, ty przynosisz to, ja to to ok, no ale tak, że jeden ma gotować dla dziesięciu czy dwudziestu osób to przesada. Dobry dowcip na koniec.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na tyle osób, to nawet krzeseł brak, ja mam tylko 3 i dwa fotele:-)

      Usuń
  40. A jeszcze nie tak dawno to kuchnia była sercem domu i tam kończyły się wszystkie dobre imprezy... Uściski!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zależy od kuchni, w mojej impreza odpada;-)

      Usuń
  41. U nas ostatnia wigilia też skromniutka. Ważne, że barszcz czerwony był i groch z kapustą i trochę ryby. Karpia już dawno nie jadłam. Moja babcia robiła pysznego karpia po żydowsku.

    Kasinyswiat

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, wspominamy ulubione smaki, nasze babcie to artystki były we wszystkim!

      Usuń
  42. U nas z Wigilią to różnie - jeżeli robimy u nas, to zazwyczaj bardzo skromnie. Jest nas w końcu tylko czworo (łącznie z Buddym), więc barszczyk, drugie i jakiś deserek. Na opłatka przychodzą Ciocia z Kuzynkami i tak sobie spędzamy czas razem.

    Jeżeli Wigilia wypada u Kuzynki to wtedy i ludzi przy stole troszkę więcej (ostatnio było np. 9 osób) i odpowiednio więcej jadła, ale też bez przesady. Chodzi przede wszystkim o atmosferę, o życzenia i spotkanie, żeby się sobą nacieszyć. Dla mnie na tym właśnie polega ta nasza słynna gościnność - jedzonko to tylko dodatek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to, wszyscy zadowoleni, a nikt się specjalnie nie napracuje:-)

      Usuń
  43. My od jakiegoś czasu zrezygnowało z gości co weekend. Był taki czas że drzwi się u nas nie zamykały. Ciężko bo w drugą stronę i jak przejrzeliśmy na oczy to i kontakty się urwały. Niestety każdy taki weekend dawał po kieszeni, a nie każdy z gości pomyślał żeby coś dovtego drinka przynieść. zdecydowanie wolę wydać te pieniądze na wyjazd i wracam zadowolona i doładowana :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja Cię doskonale rozumiem i popieram takie podejście!

      Usuń