Czasami jeden dźwięk czy obraz wywołują w nas wspomnienia głęboko ukryte. Dziwna jest ta pamięć i często nas zaskakuje.
Tym razem wspomnienia dwa.
Moi rodzice mieli ogródek działkowy. Mój ojciec był działaczem społecznym i między innymi z jego inicjatywy przydzielono działkowiczom rozległy teren, na którym powstawały w mozole działki pracownicze. Pomagaliśmy z mężem w niektórych pracach, a dużo później korzystaliśmy z uroków działki w upalne dni.
Przyjemnie było siedzieć pod jabłonią lub jeść porzeczki prosto z krzaczków, a dla małego dziecka to był istny raj. Niekiedy ciszę na działkach zakłócał pan Marian, wdowiec, który przygrywał sobie na akordeonie na swojej ławeczce przed działkową altaną.
Pan Marian fałszował niesamowicie i był niezmordowany w swej muzycznej pasji. Wiele osób zwracało mu uwagę, że niekoniecznie przychodzimy na działki, by słuchać jego popisów, ale interwencje pomagały na krótko. Z drugiej strony, muzyk amator zdawał się być tak szczęśliwy, gdy grał, że z czasem nikt już nie uciszał pana Mariana, wtopił się w koloryt działkowego bytowania, a cisza zaczynała wręcz niepokoić...
Inne wspomnienie jest także związane z muzyką.
Gdy mieszkałam z rodzicami, naszą sąsiadką była pani Maria, emerytowana nauczycielka szkoły muzycznej, która udzielała lekcji gry na pianinie w swoim mieszkaniu. Dorabiała zapewne do skromnej emerytury.
Przychodzili do niej uczniowie w różnym wieku, z mieszkania słychać było zarówno fragmenty pięknych melodii, jak i plumkanie początkujących pianistów.
U nas mało było słychać, bo mieszkaliśmy dwa pietra wyżej, ale sąsiedzi mieszkający obok pani Marii na pewno słyszeli to i owo. Pani Maria była sympatyczną starszą panią, miała pieska i czasami prosiła swoich uczniów o wyniesienie śmieci lub wyprowadzenie pieska. W dniu imienin odwiedzali ją zawsze absolwenci szkoły muzycznej z kwiatami.
Jaka pointa z tych historii? Warto czasami przymknąć oko na niedogodności wynikające z sąsiedztwa, jeśli dzięki temu czyjeś życie będzie radośniejsze i lepsze...
Wyobrażam sobie system nerwowy rodziców, których dzieci uczą się gry na instrumentach, w dodatku na przykład jedno na pianinie, drugie na skrzypach.
Przypomniała mi się też opowieść mojej teściowej, której sąsiad co jakiś czas ćwiczył z synami różne utwory przed występem na weselach, to był dopiero kosmos!