wtorek, 5 kwietnia 2016

Oczekiwania i obietnice...

Mam nadzieję, że Ferdydurke nie weźmie mi za złe, bo zainspirowana jej postem chcę rozwinąć nieco temat. Ciągle mam go w głowie, może dlatego, że samą mnie to niedawno spotkało.
Czy zdarzyło Wam się kiedyś usłyszeć zdania typu:
- zawiodłam się na Tobie
- nie tego się po Tobie spodziewałam
- myślałam, że będziesz po mojej stronie
- nie przypuszczałam, że odmówisz
- ja na Twoim miejscu…
Zawsze w takich sytuacjach rozmówca tymi słowami wpędza nas w poczucie winy, bo faktycznie mogłam się nagiąć, mogłam raz jeszcze postąpić wbrew sobie, mogłam podkoloryzować, mogłam znów się zgodzić….
Ale po jakimś czasie gdy ciągle tak się naginamy i dopasowujemy do oczekiwań innych, rodzi się w nas bunt i pragnienie bycia adwokatem we własnej sprawie. To pewnie nazywa się asertywność, ale trudno być asertywnym, uczymy się tego całe życie i chyba nie do końca rozumiemy na czym to tak naprawdę powinno polegać.
Bo przecież nie znamy oczekiwań innych wobec nas, dowiadujemy się o nich wówczas, kiedy stawiane są nam zarzuty. Dlatego też spodobał mi się cytat, który przytoczę w przybliżeniu:
„ nie obrażaj się jeśli nie spełniam twoich oczekiwań, to Twoje oczekiwania, a nie moje obietnice”
Kiedyś zaprosiłam gości na święta, marzyłam o bajecznej atmosferze, śpiewaniu kolęd, śnieg za oknem, dzwonki u sań i takie klimaty (wiecie o czym mówię) Okazało się, że goście mieli inne wyobrażenie, a ja przeżyłam rozczarowanie. Mąż sprowadził mnie na ziemię słowami: nie powinnaś mieć pretensji, to była Twoja wizja, a nie zaproszonych gości. Pewnie tak było, ale i tak czułam żal, a może nie potrafiłam sprawić, żeby było tak jak sobie wymarzyłam…
Ale im dłużej żyję, tym częściej powtarzam sobie, że nie muszę wszystkich uszczęśliwiać, tym bardziej wbrew sobie, a jeśli ktoś ma wobec mnie konkretne oczekiwania, to niech mi je wyjawi przed faktem, a nie po…
Myślę, że stąd właśnie wszystkie nieporozumienia, rozczarowania i fochy. Nie da się zmienić wszystkich na swoją modłę, ale zawsze można popracować nad komunikacją.

55 komentarzy:

  1. To, co jest dla mnie bardzo ważne w Twoim poście, to stwierdzenie, że oczekiwaniami ludzie wpędzają innych w poczucie winy.
    Myślę, że nie ma nic złego w tym, że jedni mają oczekiwania wobec drugich, bo jako społeczeństwo dokonujemy transakcji - wymiany usług, dóbr itp. (stąd też wynikają często oczekiwania). Ale jeśli ktoś używa argumentu o "niespełnionych oczekiwaniach" po to, aby wywołać u kogoś innego poczucie winy i tym samym nakłonić go do ugięcia się, to jest to czysta, bardzo paskudna manipulacja...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie tak jak mówisz wymiana, a nie jednostronna korzyść i zrozumienie, że ktoś ma prawo odmówić, bo miał np. inne plany lub zwyczajnie gorzej się czuje...

      Usuń
  2. Takie zdania, jakie wymieniłaś na początku notki, słyszę codziennie... Moje poczucie winy jest monstrualnych rozmiarów, ale nauczyłem się z tym żyć...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, z wieloma rzeczami musimy nauczyć się żyć...

      Usuń
  3. Umiejętność bycia asertywnym to bezcenna rzecz. Tym bardziej, że często nawet nam najbliżsi zadania nie ułatwiają i mimowolnie swoimi słowami wbijają w poczucie winy. Cóż dopiero ludzie obcy. Nie jestem asertywna, ale bardzo staram się być i czasem, czasem mi się to udaje. Im jestem starsza, tym lepiej mi to wychodzi. Tak powiedzmy raz na pięć ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najważniejsze to chyba próbować, może nastepnym razem będzie dwa na pięć?

      Usuń
  4. Jak Cię przeczytałam, to westchnęłam. Ostatnio, spotykając znajomą, usłyszałam, że jest na mnie obrażona, bo nie przychodzę na spotkania (takiej grupy osób). Kiedy przychodziłam, nie była mną specjalnie zainteresowana, nie szukała ze mną kontaktu. Co ludzie mają w głowach? Chyba tylko własny pępek w roli pępka świata.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tak jak ja, powiedziałam, że mnie to nie interesuje - mina rozmówcy, bezcenna!

      Usuń
  5. Podobnie jak szarabajka, westchnęłam po przeczytaniu tego wpisu. Ludzie potrafią być okrutni, gotowi są mówić różne przykre rzeczy, by tylko wpędzić nas w poczucie winy i dzięki temu osiągnąć swój cel. Jestem na siebie zła, bo nie potrafię być asertywna i źle mi z tym. Wiele osób wykorzystuje moją słabość i to, że nie potrafię odmawiać, by nie sprawić przypadkiem komuś przykrości, nawet, gdy dzieje się to moim kosztem. Walczę z tym, ale marnie mi to wychodzi, tym bardziej, że swoim cierpieniem jestem bliżej Boga, a on mówi: "kto w Ciebie kamieniem, to Ty w niego chlebem". I jak tu być asertywnym? Trudny temat Joasiu.

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, ale ileż razy mam nadstawiać ten drugi policzek, w końcu tak mi spuchnie, że tego bożego raju nie zobaczę wcale...
      Z drugiej strony czy ta druga osoba pomyślała, że może Tobie sprawia przykrość?
      Szanujmy się kochana, bo kto jak nie my?

      Usuń
  6. Ludzie czasami mają za duże oczekiwania wobec innych i dlatego te nieporozumienia.
    Pozdrawiam Asiu. :) .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli dobra komunikacja, Tereniu.
      Serdeczności:-)

      Usuń
  7. Trochę czasu mi zajęło, żeby zrozumieć, że nie muszę żyć zgodnie z oczekiwaniami innych. Przy okazji pojąłem, że inni też nie muszą spełniać moich oczekiwań. Od tego czasu żyje mi się dużo łatwiej i nie jest łatwo wpędzić mnie w poczucie winy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z wiekiem nabywamy grubej skóry i zaczynamy dbać o siebie także:-)

      Usuń
  8. Asiu właśnie przypomniałaś mi także różne sytuacje ,gdy moje oczekiwania były (oczywiście takie jak sobie wyobraziłam) a tu Ci inni mi wszystko "popsuli". Nie wiem czy czasami nie byłam tuż,tuż przed obrażeniem się. z tą asertywnością naprawdę trudna sprawa...nie jestem asertywna,a niekiedy tak sobie obiecuję ,że będę....Asiu to prawda ,że nie muszę wszystkich uszczęśliwiać ,ale z drugiej strony tak chciałabym aby wszyscy wokół mnie byli szczęśliwi (jak ja w danej chwili)..ale gdy jestem mniej "szczęśliwa" też chciałabym aby się dołączyli z tym do mnie. Oj,trudno to wszystko wypośrodkować...ale mimo chęci ciągle udaje mi się "zrobić" coś nie tak jak trzeba....zresztą może to mnie się tak wydaje.....pozdrawiam i już nie zaprzątam swojej głowy....wiosna idzie wielkimi krokami i może pomoże...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkich Grażynko nie da się uszczęśliwić, bo każdy szczęście rozumie inaczej, ale jako dobry człowiek chciałabyś bardzo, wiem:-)

      Usuń
  9. Dużo prawdy jest w tym Twoim poście Jotko. Sama przez wiele lat ulegałam presji najpierw co powiedzą inni a potem robiłam wiele aby nie zawieść innych . Przełom w moim patrzeniu na świat zmienił się kiedy to w najgorszym czasie w moim życiu ludzi nie obchodziła moja tragedia i ewentualna pomoc ( głownie chodziło o wsparcie psychiczne ) tylko zawsze zawracali mi głowę swoimi małymi problemikami i oczekiwali jakiegoś działania z mojej strony. Wtedy przejrzałam na oczy , powiedziałam dość i parę razy usłyszałam zarzuty takie jak u Ciebie na początku. Wtedy też się okazało kto przyjaciel a kto zwykła pijawka. Od tamtej pory jestem super asertywna. Hasło tego się po Tobie nie spodziewałam spływa po mnie jak woda po kaczce. Wiem kiedy pomóc , a wiem kiedy nie dać się wykorzystać. A z ewentualnymi wyrzutami sumienia staram się sama dogadać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym, co powiedzą inni już dawno się nie przejmuję, to moje życie i moje grzechy i jak powiedziała moja koleżanka: w moim wieku już nic nie muszę, najwyżej mogę:-)

      Usuń
  10. Uszczęśliwianie kogoś kosztem siebie? Owszem należy sobie pomagać, ale wielu ludzi nadużywa tej uprzejmości. A kiedy w końcu odmówimy - to wielka obraza majestatu. Co innego okazjonalna pomoc komuś, a co innego wyręczanie kogoś. Natomiast asertywnego postępowania niestety uczymy się długo i nie jest to łatwe. Ale możliwe.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podpisuję się pod Twoimi słowami, niestety!!!

      Usuń
  11. U mnie ten problem wygląda trochę inaczej. Nie czuję presji od otoczenia wraz, z którą wiązałyby się oczekiwania wobec mnie. Sama również nie wymuszam od innych spełnienia moich własnych imaginacji. Ale wymagam bardzo wiele od siebie samej i nigdy nie mogę się zadowolić wystarczająco - piątka to nie szóstka, 26 kg na siłowni to nie następne 33, napisany post nie jest tak dobry jak być powinien, jeden paznokieć ma odcisk włosów w lakierze... Od pewnego czasu uczę się obniżania standardów bo nauczyłam się, że niszczenie samej siebie do niczego dobrego mnie nie zaprowadzi. Oczekiwania nigdy nie pokryją się z rzeczywistością czy te względem nas czy innych, bo życie po prostu nie jest idealne i im wcześniej to zrozumiemy tym lepiej dla nasz samych :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę napisać tak: jaka mądra Dziewczynka z Ciebie. Szybko doszłaś do mądrości życiowej, że nie ma ludzi idealnych. I jeszcze jedno - uważam, że uczymy się całe życie - czyli błądzić, poszukiwać, uczyć się a i czasem zrezygnować z czegoś - jest rzeczą ludzką . "Za wszelką cenę" i zbyt dużym kosztem - nie zawsze warto i lepiej odpuścić.

      Usuń
    2. A niektóre dziewczyny nie chcą zrozumieć, że nie ma twarzy z okładek czasopism i życia jak w serialach...
      Poruszyłaś Karolino ważną rzecz: musimy też obniżyć wymagania wobec siebie, oj tak!

      Usuń
  12. Dużo mądrych rzeczy już tu padło, powiem tylko tyle - kiedyś trzeba sobie powiedzieć, że jest się środkiem swojego własnego wszechświata. I nie w tym rzecz, by być bezwzględnie asertywnym, żeby stawiać sobie wymagania wysokie czy mniej wysokie, odróżniać oczekiwania od obietnic i co tam jeszcze. W zgodzie to ja mam być ze sobą...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękne podsumowanie Anno :-)Bądźmy w zgodzie ze sobą...

      Usuń
  13. Ostatni raz usłyszałam "nie spodziewałam się tego po tobie" ładnych klika lat temu, kiedy odmówiłam koleżance z pracy podżyrowania pożyczki. Ponieważ koleżanka nie potrafiła ukryć złości, odpowiedziałam wprost, że czas taki, iż nie zna się dnia ani godziny, nie daj Bóg zwolnią ją z pracy (starci dochody), a ja zostanę z jej kredytem do spłacania. Niczego to z jej strony nie zmieniło, ale ja nie miałam poczucia winy. Za to często słyszę, że kogoś mile zaskoczyłam.
    Nikt mi nie zarzuca, że go zawiodłam, ale nie dlatego, że zawsze spełniam oczekiwania innych, lecz dlatego, że uchodzę za osobę, po której nie wiadomo czego się spodziewać. Ot - kobieta zagadka. Powód jest dość prozaiczny, ale dla bardzo wielu ludzi trudny do ogarnięcia, mianowicie potrafię rozmawiać o czymś podchodząc do tematu z różnych stron - bardziej rozważam różne ewentualności niż deklaruję swój pogląd z marszu. Nie ma w tym nic z celowego ukrywania swjego zdania, po prostu zanim je posiądę muszę sobie porozważać to i owo. Na wywieranie presji jestem uodporniona od dzieciństwa, bo w domu mi mówiono, że mam prawo powiedzieć nie.
    Co do moich oczekiwań względem innych ludzi - miewam je, jak każdy, ale za dużo wiem o ludzkiej psychice, o życiu w ogóle, abym kiedykolwiek poczuła się zawiedziona.
    Świat nie jest czarno-biały a ludzie zero jedynkowi.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli dostałaś w prezencie te cechy, które inni muszą wypracować lub życie ich nauczy. Masz racje, oczekiwania zawsze jakieś mamy, ale łatwiej jest chyba gdy znamy osobę, od której czegoś "wymagamy", a czasami robimy sobie złudne nadzieje.
      Serdeczności:-)

      Usuń
    2. Powiadasz, że moja asertywność to prezent, a czyż nie jest obowiązkiem rodziców przestrzeganie potomka przed niebezpieczeństwem? Uczenie, że ma prawo odmówić przyjęcia np. cukierka od osoby nieznajomej? Skorzystania z propozycji pójścia z nią gdzieś - co czynią pedofile? Czyż dziecko nie ma prawa odmówić zjedzenia np. kalafiora, jeśli go nie lubi, skoro dorosły ma takie prawo? Czy nie ma prawa do swoich tajemnic/prywatności, skoro dorośli takowe prawo posiadają? W moim domu rodzinnym panował pogląd, że dziecko to też człowiek, tyle, że mały. Nikt nie czytał moich listów, nie wybierał towarzystwa, szkół i męża, co niestety przerabiało wiele moich koleżanek. Jako matka również stosowałam tę metodę, ku zdziwieniu/zszokowaniu moich koleżanek i osób nieznajomych. Metody wychowawcze stosowane przez moich rodziców i dziadków (chcąc nie chcąc dziadkowie również wychowują wnuki przez samo przebywanie z nimi) dały taki efekt, że nie przechodziłam okresu buntu jako nastolatka, bo nie miałam przeciw czemu się buntować. Również jako matka nie doświadczyłam buntu dzieci-nastolatków.
      Wyrosłam na osobę pewną siebie, co nie przez wszystkich jest mile widziane, ale przynajmniej częściej od nich potrafię cieszyć się życiem.

      Z reguły od osób, które znamy wymagamy więcej niż od osób, o których wiemy niewiele, bo im bliższa znajomość, tym większa pewność, że dobrze je znamy, a co za tym idzie pewność naszego sukcesu w kwestii oczekiwań/wymagań. Złudne nadzieje są efektem potrzeby uporządkowania świata wedle własnego o nim wyobrażenia. Wynika to po części z braku potrzeby bycia otwartym na potrzeby innych ludzi.

      Miłego dnia.

      Usuń
    3. To wszystko prawda, też wyrastałam w takim domu i podobnie starałam się wychowywać syna, ale chyba taka już się urodziłam: nieśmiała, zakompleksiona, starająca się zadowolić wszystkich, chociaż właściwie nikt tego ode mnie nie wymagał. Dopiero życie i kontakty z różnymi ludźmi nauczyły mnie, że muszę o siebie walczyć, bo są osoby, które lubią wykorzystywać innych. Może po prostu byłam naiwna? Z niektórymi cechami charakteru trudno jest w życiu, ale można się nauczyć jak sobie z nimi radzić...

      Usuń
    4. Podobno cechy charakteru dziedziczy się po przodkach, ja ponoć jestem wykapana Babcia Aleksandra.

      Usuń
    5. A ja babcia Stefania :-)

      Usuń
  14. Asiu mam prośbę, czy możesz mi powiedzieć, jak dodajesz komentarz u Damy Kameliowej? Wpisuję meil i imię i nic z tego.Jest komunikat logowania. Z góry dziękuję.:) .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oprócz adresu mailowego i nicku jest jeszcze pole witryna internetowa i tylko te trzy rzeczy i publikuj. Ja tak robię...

      Usuń
    2. Dziękuję Asiu. :) .

      Usuń
  15. Jednymi z największych rozczarowań w naszym życiu, są skutki źle umiejscowionych oczekiwań. I jest to bardzo prawdziwe szczególnie, gdy dotyczy naszych związków i interakcji z innymi ludźmi. Utemperowanie wygórowanych oczekiwań pozwala nam znacznie zredukować poziom frustracji i cierpienia. Zarówno w naszym i ich życiu. Nie jesteśmy na tym świecie po to, by zadowalać innych, ale też i oni nie są po to, by spełniać nasze oczekiwania. I tak naprawdę, im bardziej żyjemy w zgodzie z własnymi decyzjami, tym mniej potrzebujemy uznania ze strony innych. Dopiero gdy wierzymy w siebie, swoje możliwości, w to kim jesteśmy i wiemy czego chcemy – zyskujemy wewnętrzną siłę i spokój. Trzeba też pamiętać, iż każdy z nas toczy jakąś wewnętrzną walkę, czy to z ze słabościami, chorobą, problemami w życiu codziennym, o której inni nie mają pojęcia...dlatego myślę, że powinniśmy się wspierać, pomagać, dzielić się doświadczeniem. Ciągle jednak pamiętając, że ludzie rzadko zachowują się tak, jak byśmy tego chcieli. Wobec tego można mieć nadzieję na dużo, ale zdrowiej będzie spodziewać się jedynie ułamka z tego, czego oczekujemy. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, doświadczenie życiowe i poczucie wartości mają duże znaczenie, z wiekiem więcej wiemy o sobie i o innych, ale nauka bywa bolesna...

      Usuń
  16. Wiesz Jotko trudno do takich spraw się przyznać, ale jeszcze te kilka lat temu, to ja byłam tą, która wiecznie miała do wszystkich pretensję - najgorsze jednak było to, że były to pretensje niewypowiedziane. Ciągle czegoś oczekiwałam, tak często ponad ludzką miarę, tak często czułam się rozgoryczona, bo ten czy inny nie wziął mojej strony, zawiódł... Ale przyszedł taki dzień niedługo po urodzeniu syna, że we łzach zrozumiałam, że nie mam prawa tyle od innych oczekiwać - bo to po ludzku mnie niszczy, ale niszczy też moje przyjaźnie, znajomości i bliskie mi osoby. Od tamtej pory nie oczekuję, a jeśli potrzebuję pomocy czy stanięcia po mojej stronie to uczę się mówić i prosić wprost i jasno wyjaśniać co? dlaczego?... Potem zrozumiałam też coś innego: że wymagałam strasznie dużo od samej siebie i automatycznie wymagałam tyle samo od innych. I to też mnie zabijało. Zaczęłam odpuszczać i sobie i innym ludziom.. Dziś jest we mnie dużo przestrzeni na błędy na bycie nieidealną i na to samo pozwalam innym.. Ale nadal widzę, jak OCZEKIWANIA - zabijają ludzi od środka; jak wlewają w nich rozgoryczenie, złość, nienawiść... Niestety..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tak jak ja, musiałam zrozumieć, że świat i ludzie nie muszą być idealni lub dostosowani do naszych ideałów i teraz jest lżej.
      Ale i tak czasami czegoś żal...

      Usuń
  17. Nie musi się spełniać niczyich oczekiwań. A nawet źle to świadczyłoby o człowieku, który nadskakuje wszystkim. Żyjemy dla siebie, nie dla ludzi. Komunikacji szukać, ale nie swoim kosztem i nie za wszelką cenę.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, zawsze staram się zrobić coś najlepiej jak potrafię lub mogę w danej chwili, a jeśli ktoś mówi, że to nie to - trudno.

      Usuń
  18. Zgadzam się z Tobą Jotko, że najczęściej nieporozumienia rodzą się z niedomówień. Nie rozumiem postępowania ludzi, ktore opisujesz w zamieszczonym poście. Jeżeli dana osoba oczekuje ode mnie takiego, a nie innego zachowania, postępowania czy czynu, wystarczy mi to powiedzieć. Dlaczego mam się domyślać, czym ją zadowolę? Nie musimy spełniać wszystkich życzeń i oczekiwań innych. To my decydujemy o tym jak postąpić, w danej sytuacji. Nie naginam się, z reguły, do innych ludzi, żeby zyskać sympatię. Kiedy czuję, że ich postępowanie nie jest wobec mnie uczciwe, mówię to wyraźnie i głośno. Umiem powiedzieć NIE. Gdyby było inaczej straciłabym do siebie szacunek. Inni też niezbyt cenią ludzi, którzy chcą zadowolić wszystkich. Tak się nie da. Egoizm wykluczam, ale postawa służalcza wobec otoczenia też mnie odrzuca.
    Pozdrawiam serdecznie Jotko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak Elu, przychodzi moment gdy czujemy, że poza tą granicę nie możemy wyjść, żeby jeszcze móc spojrzeć spokojnie w lustro, a osoby służalcze i wiecznie przytakujące wzbudzają wręcz agresję i niedobre odruchy u innych...
      Dzięki za mądre słowa :-)

      Usuń
  19. Prawdziwe słowa, ale przeżyłam je ciężko. Tak mocno we mnie trafiły. Często jest mi przykro, że komuś nie podobało się coś co zrobiłam, przygotowałam, napisałam. Fakt, przecież to tylko moja wizja, a ktoś inny mógł mieć inne oczekiwania. Muszę sobie to uświadomić i przestać się tak przejmować :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No własnie Aniu, ale tak prosto powiedzieć: nie przejmuj się, prawda? A w środku i tak swoje przetrawiamy.
      Pozdrawiam znów słonecznie:-)

      Usuń
  20. Poczucie winy miałam przez bardzo długi okres swojego życia. Uważałam, że skoro nie spełniam oczekiwań innych, to jest ze mną coś nie tak. Starałam się, stawałam na głowie, ale cały czas było coś nie tak, ktoś był niezadowolony. I to była bodajże moja wina.
    Latami pracowałam nad sobą. W chwili obecnej jestem osobą, która wyraża własne zdanie, mówi o własnych uczuciach, jestem świadoma swoich wad i zalet. Potrafię odmawiać i stwierdzam, że mam prawo do tego by popełniać błędy. Natomiast jeśli ktoś czegoś ode mnie oczekuje - niech mi to powie, ale nie liczy na to, że bez przemyślenia zgodzę się na wszystko. Że zmienię zachowanie, czy poglądy dla czyjegoś widzimisię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli tez musiałaś bardzo pracować nad sobą...myślę, że wielu z nas przez to przeszło, ale nie musielibyśmy tego robić, gdyby inni szanowali nas i nasze prawo do odmowy.

      Usuń
  21. Chyba nie zdarzyło mi się czegoś takiego usłyszeć, aczkolwiek wiem, że w pewnych sytuacjach ktoś mógł sobie właśnie coś takiego pomyśleć. Myślę, że czasem trzeba być małym egoistą i skupić się na sobie. Po co spełniać czyjeś oczekiwania? To nigdy nie prowadzi do szczęścia, albo może tylko na krótką chwilę, zanim nie odkryjemy, że tak naprawdę to nas przytłacza, np. rodzice chcą, żeby dziecko zostało lekarzem lub prawnikiem, no i ono idzie na takie studia chociaż wolałoby grać na gitarze na ulicy, no dobra może przesadziłam xD, no ale mamy różne marzenia. Asertywność nie przychodzi łatwo, trzeba się jej uczyć. Bo jednak nawet jak się odmawia to gdzieś z tyłu głowy pojawiają się wyrzuty. Ale czegoś swoim kosztem też robić nie można. A goście, cóż, goście zawsze mogli sobie wyjść, albo zaprosić do siebie. To się tak łatwo mówi, dopóki samemu się czegoś nie organizuje, a ktoś, np. Ty włożyłaś w przygotowania wysiłek, poświęciłaś czas, żeby zrobić więcej potraw. Zawsze chcemy, żeby to jakoś dobrze wyszło, żeby było miło. Ludzie mogliby to docenić, a nie narzekać i psuć nastrój, chociaż jestem w stanie zrozumieć, że ktoś może nie mieć na coś ochoty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I właśnie dlatego starałam sie nie narzucać synowi ani szkoły średniej(skończył technikum, gdy wszyscy szli do liceów) ani kierunku studiów, swoje relacje z ludźmi też układa po swojemu.
      Jak na młodą osobę masz bardzo dojrzałe i mądre poglądy, Leno:-)
      Fajnie sie z Tobą rozmawia:-)

      Usuń
    2. Uważam, że to dobrze, potem mógłby mieć pretensje albo czuć się nieszczęśliwy, podjął własną decyzję, więc w razie czego, to mógłby tylko siebie winić. Ja powiem, że też poszłam do technikum, bo mnie na nie namówiono, tak naprawdę nie wiedziałam, gdzie chcę pójść czy technikum, czy liceum. Trochę żałuję takiego wyboru, a trochę nie, tak właściwie. ;)
      No cóż, już mi to Ferdydurke też powiedziała, więc skoro Ty też tak uważasz, to to prawda. Dodam, że przez to właśnie wśród swoich rówieśników jestem uznawana za dziwadło, ale zawsze tak było, w sumie swoje też przeżyłam, mimo wieku. ;)
      Dziękuję, za komentarze i wiele cennych słów tak naprawdę. ;)
      Mi również się przyjemnie z Tobą rozmawia, z góry przepraszam, że na ,,Ty", ale uznaję, że w sieci są nicki, więc niezależnie od tego, ile kto ma lat, zwracam się na na Ty. Chyba, że mam inaczej?
      Zawsze jest mi miło poznać osobę, która jest życzliwa, no i ceni sobie książki no i pisze. ;)

      Usuń
    3. Oczywiście, że mówimy na Ty , takie są zasady i tak jest łatwiej, myślę, że różnica wieku nie ma tu znaczenia, znam osoby niedojrzałe w pewnym wieku i odwrotnie, bardzo dojrzałe, jak na młody wiek.
      Serdeczności :-)

      Usuń
    4. W takim razie, mi to pasuje. ;) Zgadzam się. ;)

      Usuń
  22. Oj, można by dyskutować i filozofować. Ale z wieloma rzeczami się zgadzam, i też się tej modnej asertywności uczę;) Bywa różnie:) Dla mnie to najważniejsze być w zgodzie ze swoim sumieniem, nie być chorągiewką, zawsze mówić swoje zdanie, bo mamy do tego prawo, ale nie zmieniać świata na siłę;) Wyczuwać, kiedy trzeba milczeć, nie przekonywać, bo każdy ma inną soczewkę, przez którą patrzy na świat:) Wiem, że to teoria, ale próbuję, próbuję;))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, każdy do tej soczewki ma prawo, wolę jeśli ktoś jest autentyczny, nawet jeśli się z nim nie zgadzam, niż zmienia poglądy jak rękawiczki...
      Ja tez próbuję każdego dnia:-)

      Usuń
  23. Miałam dzisiaj chwilkę czasu (z racji choroby i tym samym odwołanych zajęć popołudniowych) i postanowiłam poszukać nowych, ciekawych blogów. Przez pół godziny błądziłam we mgle, aż trafiłam tutaj. I chyba będę się powoli (tak jak czas pozwoli) zadomawiać i gościć.

    Czytając tego posta, poczułam się trochę zaniepokojona. Samą sobą. Bo to ja tak mam. Tylko, że jestem często po tej "złej" stronie. Ktoś nie spełnia moich oczekiwań, a przecież miał je spełniać, prawda? Albo jakaś sytuacja nie spełnia. Tak to jest jak się ma jakąś wizję i trudno nam od niej odstąpić. Uczę się elastyczności. I ta nauka czasem boli.

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam pięknie i zapraszam serdecznie, oczywiście zdrowia życzę, bo bezcenne:-)

      Usuń