niedziela, 31 lipca 2016

Pani Basia - podporucznik Nina

Jak to jest znać bohatera? Jestem zaszczycona, że dane mi było poznać tak niezwykłą osobę. Spotkana na ulicy, gdy idzie o kuli na swoje codzienne zakupy na ryneczku nie sprawia wrażenia nikogo ważnego. Ot, starsza pani, która boryka się z ułomnościami ciała i nierównością chodnika.
Pani Barbara, teściowa mojej bliskiej koleżanki, łączniczka z Powstania Warszawskiego, szeregowy "Nina Górska".
Osoba tak skromna, jak wielkie było Jej bohaterstwo. Uwielbiam z Nią rozmawiać na różne tematy, jest wykształcona, oczytana, pełna empatii, zorientowana w bieżącym życiu politycznym, pełna mądrości życiowej, ale nigdy nie poucza - co najwyżej wyraża własne zdanie i zawsze jest ciekawa Twojego. Chętnie podróżuje z synem i synową, bierze udział w rocznicowych uroczystościach ku czci bohaterów Powstania, zapraszana przez Prezydenta miasta , w którym zamieszkała po przejściu na emeryturę by być bliżej syna.

O Powstaniu Warszawskim opowiadała w mojej obecności tylko raz i widać było, jak wiele jeszcze bolesnych emocji przywołują tamte wspomnienia po tylu latach. Przez 50 lat nie opowiadała o udziale w powstaniu nikomu, zmieniła zdanie, gdy uświadomiła sobie, że jest to winna kolegom , których coraz mniej jest wśród żywych i aby dać świadectwo tamtych czasów.
Kiedy wybuchło powstanie, miała 17 lat. Jest rodowitą warszawianką, więc tak jak większość warszawiaków była przekonana, że trzeba walczyć z okupantem. Najpierw udzielała się w harcerstwie. Kiedy wybuchła wojna, zaczęły się represje ze strony Niemców. Ze względów bezpieczeństwa należało zawiesić oficjalną harcerską działalność. Dzięki koleżance, w wieku szesnastu lat, weszła w struktury Armii Krajowej. Do powstania poszła tak, jak stała. Wszyscy tak szli.
Tak opowiada:

Pamiętam niemal każdy dzień powstania. Na ulicach zaczęto budować barykady, a na budynkach zrobiło się biało-czerwono od polskich flag, z głośników i radioodbiorników płynęły polskie powstańcze piosenki. Na barykady szło wszystko: meble, cegły, tramwaje, płyty chodnikowe. Nie mieliśmy solidnych mundurów czy ubrań. Buty się rozlatywały, ubrania darły, mieszkańcy stolicy wynosili nam jednak odzież z domów. Poruszaliśmy się piwnicami i kanałami, bo Niemcy co rusz bombardowali miasto. Podczas nalotów zginęło wielu moich znajomych, kolegów. Pamiętam taką scenę, jak rozmawiałam na ulicy z moim dowódcą i kolegą. Po chwili obydwu ich już nie było, bo trafił w nich odłamek zrzuconej bomby. Ja ocalałam. Wszyscy mieliśmy świadomość zagrożenia i śmierci, ale walczyć i zginąć za ojczyznę to jest honor. Dla takiej sprawy jak niepodległa Polska, nie żal i życie poświęcić.



Byłam łączniczką. Przybrałam pseudonim Nina Górska. Nie wiem, skąd mi się wpadło do głowy to nazwisko, ale imię wzięłam po mamie, która zmarła krótko przed wojną. Miała na imię Janina, więc w skrócie Nina. Należałam do batalionu Parasol, jednak do powstania przystąpiłam na Placu Kościeleckich. Dostaliśmy rozkaz, by przejść stamtąd do Śródmieścia. Któregoś dnia, gdy przechodziłam Marszałkowską, o mało nie zginęłam, uratował mnie przypadek. Na ulicy były barykady, przez które przepuszczano ludność pojedynczo. Starszy pan, który stał przede mną, bardzo się spieszył do córki i poprosił mnie, bym go przepuściła. Tym uratował mi życie. Kiedy przechodził przez barykadę zastrzelił go snajper. Bardzo wielu ludzi ginęło na barykadach, właśnie w czasie przechodzenia. Śmierć zresztą czaiła się na każdym kroku, jednak przez cały czas przyświecała nam jedna myśl: pokonać Niemców.


Po ogłoszeniu kapitulacji Niemcy wyznaczyli miejsca, gdzie mają się stawić mieszkańcy Warszawy. Wszystkim kazali opuścić stolicę. Z Warszawy Zachodniej pani Basia trafiła najpierw do Pruszkowa, gdzie był przejściowy obóz w naprawczych zakładach kolejowych. Stamtąd przydzielono Ją do transportu kolejowego jadącego w głąb Rzeszy. Przez dziesięć dni podróżowali w wagonach towarowych do Halle. Tam więźniów podzielono i pani Barbara trafiła do Stumsdorfu. Pracowała tam fizycznie na torach kolejowych. Jej obowiązkiem było zasypywanie lejów po bombach.
W obozie pracy w Niemczech była do kwietnia 1945 roku, do czasu wyzwolenia przez Amerykanów. Do Polski wróciła w 1946 roku. Trafiła na Śląsk do Bytomia i tam pracowała w hutnictwie. Miał to być pobyt tymczasowy, jednak minęło prawie pół wieku, tyle czasu trwała ta prowizorka. Nigdy nie wstąpiła do PZPR-u, chociaż co rusz otrzymywała deklaracje do podpisania. Wszystkie lądowały jednak na dnie szuflady biurka.
Przez to jednak życie nie było łatwiejsze, wręcz przeciwnie. Ale mężnie znosiła trudy, nie zgorzkniała, zachowała otwarty umysł i pogodę ducha.
W 2004 roku szeregowy Barbara Sosińska otrzymała awans na stopień podporucznika Wojska Polskiego (dokument widoczny na zdjęciu) i jest to jedyna pamiątka tamtych czasów...

(zdjęcia dzięki uprzejmości rodzinnego archiwum bohaterki)

66 komentarzy:

  1. Bardzo jestem ciekawa zdania tej inteligentnej, dzielnej kobiety, na temat sądu nad 99letnim powstańcem, Zbigniewem Ściborem - Rylskim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie będę pytać, oszczędzę Jej tego, tym bardziej, że jest w szpitalu...

      Usuń
    2. to co się dzieje to jakaś parodia jest... zamiast dziękować, jeszcze mieszają z błotem i to za co? za posiadanie własnego zdania?
      a znajomości trochę zazdroszczę, II wojna światowa to mój ulubiony okres w nauce historii i bardzo bym chciała posłuchać więcej os kogoś, kto żył w tamtych czasach.

      Usuń
    3. Nie wszyscy chętnie opowiadają, bo to bardzo silne emocje są, nawet po tylu latach...

      Usuń
  2. Ciekawe, czy nadejdzie kiedyś czas, aby ci co są "za i przeciw" mogli wspólnie uczestniczyć w obchodach rocznicowych? Czy to nie jest właśnie rola "Niezłomnego"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, jest, ale w innych rolach też nie zabłysnął :-(

      Usuń
  3. Asiu i znów temat,ludzie, o których powinniśmy się dowiadywać.A czasami słyszę nawet od swoich dzieci...."mamo to były inne czasy" no fakt,ale one były ,ludzie wtedy także żyli, jedli,spali,kochali się.Staram się sięgać do wspomnień...ostatnio czytałam "Pamiętnik Mary Berg",wcześniej o rotmistrzu Pileckim,a także wspomnienia Wandy Półtawskiej,Zofii Nałkowskiej,Krystyny Żywulskiej,Idy Fink.Pani Basia-podporucznik Nina przełamując się przybliża nam tamte okrutne czasy i daje świadectwo.Teraz co chwila zmniejsza się grupka Tych ,którzy to odczuli na własnej "skórze".Słyszałam kiedyś wypowiedź powstańca warszawskiego,że ..."przyszedł czas i to był obowiązek-walczyć z okupantem,więc nie zastanawiając się to czynili".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie dlatego, że ICH ubywa, postanowiłam o tym napisać, bo wojnę znam tylko z opowieści, oby zachowało sie ich jak najwięcej, ku przestrodze...

      Usuń
  4. Młodzi bez zastanowienia wybierali jedynie słuszną drogę, czyli walkę z wrogiem. Znowu historia ma być napisana na nowo przez lepszy sort, a nie przez ludzi, którzy w niej uczestniczyli?
    Serdeczności za ten temat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet w tym temacie próbowano ludzi poróżnić, nie zważając na uczucia żyjących świadków wydarzeń, a najgorsze, że odpowiedzialni za ten wstyd nie rozumieją, za co sie maja wstydzić...

      Usuń
  5. Dziękuję za przedstawienie pani Basi, za krótką opowieść o niej i tym, co ją spotkało. To cudowne poznać takiego człowieka, taką odważną kobietę. Obejrzałam wiele filmów o tym, co się działo w Polsce za czasów 2 wojny światowej, te akurat Polakom wychodzą bardzo dobrze, nie to co współczesne komedie. Ale mniejsza o to. Oglądałam i wiele razy zastanawiałam się, jakie uczucia towarzyszyły walczącym o ojczyznę rodakom, co ich motywowało. Przecież to wszystko było trudne, traciło się bliskich, dziś człowiek żył, jutro już nie, ciągle był strach o własne życie, trzeba było podejmować niełatwe decyzje czasami. Czy dzisiejsi Polacy umieliby postąpić tak samo lub podobnie? Jestem wdzięczna osobom, które przeżywały wojnę i opowiadają o niej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielokrotnie zadawałam sobie takie pytania i nie znalazłam odpowiedzi...

      Usuń
  6. Druga żona mego wujka (brata mej matki) była także łączniczka w Powstaniu.Zmarła na początku tego roku. Ciocia niechętnie opowiadała o Powstaniu, twierdząc, że najchętniej zapomniałaby tamten okres. Nie mniej działała pózniej w związku kombatantów, bo nie da się ukryć, że dawni uczestnicy Powstania nie byli przez władze rozpieszczani i wymagali pomocy.
    Padło tu pytanie o Ścibora-Rylskiego. No cóż- po tym rządzie można się spodziewać tylko i wyłącznie każdej podłości. Zwłaszcza, że raz ta sprawa już była oficjalnie wyjaśniona.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zestawienie ich postępowania z afiszowaniem się na spotkaniach z papieżem jest przejawem wyjątkowego fałszu i nie wiem już czego...

      Usuń
  7. Jejku! Bohaterka naprawdę. Zazdroszczę Ci tego, że mogłaś z nią porozmawiać ... ile bym dała, żeby posłuchać takich historii (uwielbiam słuchać coś co działo się kilkadziesiąt lat temu a Ci ludzie opowiadają to jakby było wczoraj) Wygląda na sympatyczną i bardzo mądrą kobietę. Pozdrowienia i całuski dla Pani :)
    Zapraszam do mnie (odwdzięczam się za każdą obserwację):
    https://nesiness.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, to prawda, jest bardzo mądra i potrafi z każdym porozmawiać.
      Już zaglądam:-)

      Usuń
  8. Dziękuję Jotko za przedstawienie losów Pani Basi. Aż trudno sobie wyobrazić, jaką ogromną odwagę mieli w sobie Ci młodzi ludzie i pozostali wierni idei wolności, narażając najwyższe dobro - życie. Chylę głowę przed takimi osobami... Wszystkiego Najlepszego dla Pani Basi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że przeczyta i będzie jej miło.
      Tym bardziej pomyśl o wspomnieniach na swoim blogu:-)

      Usuń
  9. Chylę czoła przed powstańcami, ich odwagą i cierpieniem. Tego co przeszli nie da się opisać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niektórym nawet trudno o tym opowiadać, zbyt dużo cierpienia...

      Usuń
  10. Czytając wspomnienia Pani Basi czułam jak oczy pieką mnie od zaszklenia się łzami... Miała siedemnaście lat, tego typu dane zawsze wywołują we mnie podwójne emocje, bo przecież ja mam osiemnaście i wciąż zdaje mi się, że dorosłość to coś dalekiego i odległego, a kiedyś moi rówieśnicy musieli dorastać tak szybko i okrutnie. Jakiś czas temu miałam okazje zobaczyć krótki reportaż "Powstanie w bluzce w kwiatki", opowieść 20 kobiet biorących udział w Powstaniu Warszawskiem o życiu w tamtym okresie i przez kilka dni trudno było mi dojść do siebie, wciąż mam w głowie to opowieści, tragiczne i pełne bohaterstwa. Mam wielki szacunek do ludzi takich jak Pani Basia i wdzięczność za to, że dzięki im poświęceniu ja mogę żyć wolna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Większość z nich nie traktowała tego w kategoriach poświęcenia, raczej oczywistego obowiązku. Masz rację, takie historie zawsze wywołują wzruszenie i podziw.

      Usuń
  11. Szkoda, że tak niewielu Powstańców doczekało tych trochę lepszych dla nich czasów... I szkoda, że niektóre hieny próbują wykorzystywać ich w celach politycznych...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy usłyszałam o tych targach smoleńskich i jeszcze ta historia z generałem! Wstydzić się to zbyt mało!

      Usuń
  12. To bardzo interesujące. Dziękuję, że podzieliłaś się z nami tą wzruszającą historią. Mam słabość do słuchania opowieści o dawnych czasach, ale... Tu całkowicie abstrahuję od tego co napisałaś. Jeśli chodzi o okres wojny, czy powstania warszawskiego, to moją uwagę zwróciła jedna rzecz. Wszyscy, którzy żyli w tamtych czasach twierdzą, że brali czynny udział, a to w konspiracji, a to w walkach - aż przyszło mi do głowy pytanie: czyżby wszyscy cywile, którzy po prostu zajęci byli własnymi sprawami, już poumierali?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tego nie wiem, nie znam aż tylu warszawiaków. Trochę historii o cywilnym bohaterstwie znałam od dziadków, ale to sie działo w moim mieście. Może więc Ty znasz?

      Usuń
    2. Jotko, czy znam? Wszak z Warszawą jestem związana poprzez kilkanaście pokoleń moich przodków. Przepastną książkę można by napisać, tyle, że ja nie mam takiej potrzeby.

      Usuń
    3. A szkoda, chętnie poczytałabym. Może chociaż na blogu?
      Z tego co wiem, wiele jest śladów i pamiątek, a skoro znasz świadków?
      Pozdrawiam deszczowo :-)

      Usuń
    4. Wojenne (powstańcze) losy mojej rodziny to sprawa bardzo prywatna i taką pozostanie, jeśli inni potomkowie nie podejmą tego tematu, ale z tego co się orientuję nikt nie nosi się z takim zamiarem. A jeśli czujesz niedosyt historii z tego tragicznego okresu jest długa lista lektur, które powinny zaspokoić Twoją ciekawość. Pozdrawiam słonecznie.

      Usuń
  13. Wielki szacunek dla pani Basi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami można sie zdziwić, że zwyczajni ludzie tworzyli taką historię!

      Usuń
  14. W komentarzach napisano wiele. Ja dodam swoje "trzy grosze": bardzo dziękuję za interesujący tekst. Tak jak Ty, droga Pani od biblioteki - czuję się zaszczycona, że mogłam poznać historię Pani Barbary.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żałuję, że nie nagrałam kiedyś opowieści dziadków z czasów wojny, a mało już pamiętam...

      Usuń
    2. Też miałam pewnego starszego Pana, którego nie zdążyłam zapytać o czasy wojny. Takich spraw niestety nie należy odkładać......

      Usuń
  15. Zawsze żałuje się po czasie Asiu, ja tez żałuję że nie spisywałam opowieści mojego taty. Piękna opowieść, przypomniał mi się pan Aleksander poznany w sanatorium, którego mogłabym słuchać i słuchać. Tacy ludzie to żywa historia i powinno ich się zapraszać na jej lekcje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnych rzeczy nie da sie cofnąć, ale można ocalić od zapomnienia chociaż to, co zostało!

      Usuń
  16. Poznać osobiście taką osobę to jakby dotknąć historii. To taka lekcja historii na "żywo". Mój dziadek też był w niewoli niemieckiej, ale rzadko wspominał tamten czas. Ja żałuję tylko, że nie dopytywałam oraz że nie dowiedziałam się więcej o czasie wojny od dziadka. Teraz jest to już niemożliwe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby młodość miała mądrość siwej głowy...ja też wiele mogłam, a nie zrobiłam, niestety.

      Usuń
  17. Starsze osoby, które wiele przeszły w życiu powinny być dla młodszego pokolenia istną wskazówką jak postępować w życiu. Bohaterzy, a przy tym niezwykle skromni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, ich skromność powinna zawstydzać dzisiejszych polityków...

      Usuń
  18. ech, co można napisać. Wielki szacunek dla Pani Barbary, życzyłabym sobie spotkać taką osobę... to musi być istotnie jak dotyk wielkiej wartości. Najlepszego dla Niej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie oglądam info o niestosownych zachowaniach wobec powstańców, szkoda, że muszą tego słuchać u schyłku życia...

      Usuń
  19. Dziękuję za ten wspaniały post! I należy podziękować jego bohaterce - po pierwsze za odwagę w trudnych czasach i poświęcenie swojej młodości, a po drugie - za przekazywanie ich nam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To mój mały wkład w przekazywanie pałeczki...by czas nie zaćmił.

      Usuń
  20. To prawda, Jotko, bardzo miło i pożytecznie zetknąć się z kimś, kto znacznie więcej od nas pamięta, kto po swojemu zapisał się w historii i, całe szczęście, że to powstańcze piekło przeżył. A jeśli to możliwe, proszę pozdrowić Panią Barbarę pozdrowić....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli sama nie przeczyta, na pewno pozdrowię :-)
      Dziękuję w imieniu pani Basi.

      Usuń
  21. Dziękuję za ten post. Pani Nina i osoby Jej podobne są dla mnie Wielcy. Brak słów na opisanie Ich bohaterstwa. Mają specjalne miejsce w moim sercu. Jestem z Nich dumna.
    Doskonale Panią Ninę rozumiem z milczeniem przez wiele lat. Ból nie pozwalał mówić, mimo upływu lat. Tak się składa, że "grzebię" teraz z moją ciocią, także pasjonatką historii, w przeszłości naszej rodziny. Odwiedzamy jej członków, o których nie miałam pojęcia. A przy tym dowiaduję się rzeczy, nowych rzeczy o mojej ukochanej Babci, która "widziała" Wołyń, której spalono dom i zabito członków rodziny. Babcia nigdy o tym nie opowiadała. Pewnie było to zbyt bolesne. Nie zdążyła nic mi powiedzieć, może chciała...Czekała, jak dojrzeję. Dla mnie pozostanie wielką miłośniczką literatury, bardzo mądrą kobietą, choć minęło wiele lat, mam przed oczami, jak siedzi pod oknem i czyta labo modli się na różańcu. Jej przeżycia nie załamały wiary w Boga i drugiego człowieka, to ona nauczyła mnie nie wytykać tylko braki, ale skupić się na pozytywach. Z tą nauką idę przez życie, nie raz przeczołgana, z historiami, które nie chcę pamiętać, ale wciąż idę, wierząc w dobro. Uciekam od tych, którzy tylko wytykają i plują, sami pełni kompleksów. Wzorów postępowania szukam w życiorysach właśnie takich osób jak Pani Nina albo moja babcia:)
    Bardzo Ci Asiu dziękuję za ten piękny post. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takich osobach najbardziej podziwiam hart i pogodę ducha, tym bardziej, że po wojnie nie było im łatwiej, często wręcz przeciwnie. Jest sie czego uczyć od powstańców i nie tylko od nich, także od ludzi, którzy tak, jak nasze babcie wiele w życiu przeszły, nie straciły wiary i miały wiele serca dla najbliższych.
      Dobrego tygodnia, Moniko:-)

      Usuń
  22. Asiu to fajnie, że miałaś taką możliwość..... . Zazdroszczę Ci.
    Za mało się mówi o ludności cywilnej, która ginęła w powstaniu.
    Pozdrawiam Asiu. :) .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też chętnie poczytałabym, jak wyglądało życie zwykłych cywilów w czasie Powstania, myślę, że oni też zasługują na miano bohaterów.

      Usuń
  23. Piękna historia Asiu. Los na naszej drodze stawia różnych ludzi, niektórzy są pozytywni i godni naśladowania, inni służą jako przykład, którego powinniśmy się wystrzegać. Pani Barbara z tego co piszesz jest właśnie tą dobrą postacią, od której powinniśmy się uczyć tych wszystkich cennych wartości życiowych. Poprzez swoje doświadczenia i przykre oraz tragiczne sytuacje nauczyła się pokory i szacunku do świata. Straciła bliskich i przyjaciół, a mimo to nie poddała się tylko dzielnie kroczyła do przodu ku wolnej i niezależnej przyszłości.
    Moja babcia w wieku 15 lat została odebrana rodzinie podczas wojny i wywieziona do pracy w Niemczech. Dziadek natomiast działał w AK (Armii Krajowej) i również przeżył ciężkie chwile, gdy musieli się cały czas ukrywać w podziemiach. Niestety nie znam szczegółów, bo gdy oboje zmarli, to byłam zbyt smarkata, by interesować się takimi rzeczami. Teraz żałuję, bo chciałabym poznać ich historię, która też zapewne byłaby ciekawa i emocjonująca. My zwykli ludzie nie zdajemy sobie sprawy co tak na prawdę przeszli Ci wszyscy ludzie, którzy żyli podczas wojny i musieli walczyć by przetrwać, strach o życie swoje i bliskich towarzyszył im na każdym kroku. Wszędzie czaiło się wielkie niebezpieczeństwo.
    Czasem odnoszę takie wrażenie, że pokolenie II Wojny Światowej miało szacunek do swojej ojczyzny tak wielki, że gotowi byli zginąć właśnie za nią. Wszyscy pomagali sobie na wzajem, nawet pod groźbą utraty życia. Moja prababcia np. ukrywała rodzinę żydowską przed Niemcami ryzykując tym samym swoim życiem i bliskich. Szkoda, że z tamtego pokolenia nie zostało prawie nic. Brak szacunku do kraju, do ludzi wychodzi na każdym kroku.
    Przypuszczam jak musi być ciężko odnaleźć się takim osobom jak pani Basia w tym cynicznym, zakłamanym, współczesnym świecie.

    Ściskam Cię Asiu patetycznie ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, Agnieszko, to masz w rodzinie niezwykłe historie, niezwykłe ludzkie losy, warto poszperać, może ktoś pamięta z relacji rodzinnych więcej szczegółów.
      Masz rację, ludziom honoru i prawdziwych wartości ciężko jest we współczesnym świecie, czasami naiwnie dają się oszukiwać lub wykorzystywać.
      Trochę patetyzmu nam nie zaszkodzi:-)

      Usuń
    2. Tak historie są niezwykłe, szkoda tylko, że jakoś wcześniej nie bardzo mnie interesowały, bardzo żałuję, że nie skompletowałam tych opowieści w całość. Niestety nie mam kogo spytać, a moja mama też niewiele wie, więc raczej ciężko będzie, ale będę to mieć na uwadze może akurat uda się zdobyć jakieś informacje :)

      Usuń
  24. To musi być niesamowite znać kogoś takiego. W moim mieście wychował się Janek Bytnar i do tej pory jestem dumna, że ktoś tak oddany Polsce tu mieszkał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, czasem nawet nie wiemy kogo mamy w sąsiedztwie...

      Usuń
  25. Uwielbiam takie "lekcje historii". I uważam, że powinny być wprowadzone do szkół.
    Ponadto sama nie zapomnę opowieść starszej pani, która była w obozie. O tym jak jadła trawę by przetrwać, szczypała się w policzki by nie wyglądać blado. I opowiadała mi to ze stoickim spokojem, podczas gdy ja miałam w oczach łzy.
    Albo jak mowiła, że nie Niemcy a Niemki były okropne. Kobieta kobiecie wilkiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A pamiętasz film Pasażerka? Jeśli nie, to opowiada właśnie o tym, o czym piszesz.
      Takie lekcje są super, trzeba tylko namówić bohatera do zwierzeń, a z upływem lat jest ich coraz mniej i mają coraz mniej sił, by przyjść i opowiadać, chyba, że film...

      Usuń
    2. Pani która mi opowiedziała "swoją historię" zmarła kilka lat temu. Dlatego masz Asiu rację. Warto poświęcić czas, by wysłuchać ludzi, których historie wniosą do naszego życia coś , czego nie przeczytamy w podręcznikach. Bo inaczej jest czytać, oglądać a inaczej patrzeć takiej osobie w oczy i słuchać.:)

      Usuń
  26. Wyobraź sobie Jotko jakie miałam kiedyś szczęście. Miałam przez dwa lata lektorat z jęż. angielskiego z panią Anną Zawadzką - rodzoną siostrą "Zośki" czyli Tadeusza Zawadzkiego.
    Do końca zycia nie zapomne tej pięknej, mądrej kobiety i tego jak okropnie była znerwicowana. Po tym jak w Powstaniu straciła narzeczonego pozostała sama i poświęciła się harcerstwu.
    Pisałam o niej na blogu kiedyś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli można powiedzieć, że dotknęłaś legendy. Ja miałam zajęcia z panią, której narzeczony zginął jako lotnik i też została sama...

      Usuń
  27. Wspaniale że masz takich ludzi koło siebie. To bezcenne.
    Ja godzinami moglabym słuchać opowieści o tamtych czasach . Druga wojna światowa to moj konik.
    Piękna relacja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takich osób niestety coraz mniej, nie żyją wiecznie...

      Usuń
  28. Piękna historia. Dobrze, że ją opisałaś, bo dzięki temu przetrwa. Choć nam współczesnym ciężko jest uwierzyć, że to wszystko działo się naprawdę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, zawsze też zadaję sobie pytanie czy nas byłoby na to stać?

      Usuń
    2. Czytałam Twój post czując dreszcz. Mojego taty chrzestny ma 96 lat. Brał udział w wojnie. Jego historie sprawiają, że sama często zastanawiałam się, czy podołałabym czasom, w których on żył...

      Usuń
    3. Nawet w sensie fizycznym byłoby ciężko podołać, nie mówiąc o odporności psychicznej.

      Usuń