środa, 4 marca 2020

Bo oczy chciały...

Wyrzucałam wczoraj śmieci i co widzę?
Na kontenerach na bogato - siatka pieczarek, torba bułek, nierozpakowana kiełbasa w plastrach, koszyk kiwi...
W dodatku zostawił ktoś na wierzchu w jakim celu?
Mam się poczęstować?

Bywając w różnych jadłodajniach i sklepach zwracam uwagę na to, co i ile kupują klienci.
Zastanawia mnie czasami nie tyle zawartość portfela niektórych, bo każdy ma inne możliwości finansowe, ale bardziej podziwiam apetyt i wielkość żołądków.
Swoją drogą część tych zakupów trafia potem na śmietnik, wyrzuca się mnóstwo niezjedzonej żywności: całe bochenki chleba, bułki, ciasta, główki kapusty, cebulę, ziemniaki, nawet przetwory w słoikach.
Gdy pojawia się promocja niektórych produktów, to jakby ludzie dostawali głupawki , no bo kto jest w stanie zjeść kilka kilogramów mandarynek, całą reklamówkę pieczarek, pięć zgrzewek schabu po 2,5 kilograma każda, 20 kilo cukru, czy 5 litrów oleju rzepakowego?
Podobnie w restauracjach. Bywam czasem w sieci Ikea, gdzie można zjeść niedrogi obiad.
Przychodzą na posiłki całe rodziny przy okazji zakupów.
Obserwuję załadowane po brzegi wózki - zupa, drugie danie, sałatka, soki, kawa, deser...
Przy oddawaniu tac w wyznaczonym miejscu okazuje się, że z niektórych talerzy najadłby się niejeden bezdomny i głodny.
Czyżby oczy chciały więcej, niż żołądki mogły pomieścić?
Rozumiem, że poprawiły się rodzinom finanse, ale szkoda zwyczajnie wyrzucać to, co zostało na talerzach.

Mój syn był kiedyś w Londynie i poszli z narzeczoną do chińskiej restauracji, bo taniej.
Płaciło się tam raz, a można było nakładać, ile dusza zapragnie.
Warunek był jeden - nic na talerzu nie zostawiasz, jeśli przeholowałeś z nakładaniem, dopłacasz za to, czego nie zjadłeś i to niemało...
Podoba mi się ten pomysł.

Mamy w Poznaniu ulubioną restaurację, gdzie karmią dobrze i tanio, ale porcje są zbyt duże. zawsze prosimy o pojemniki jednorazowe i zabieramy niedojedzone danie do domu.
Niektórzy twierdzą, że to obciach, ale ja tak nie uważam.
Zapłaciłam za posiłek, który okazał się dla mnie zbyt obfity, więc resztę wykorzystam następnego dnia lub na kolację.

Jest wiele sposobów na zagospodarowanie żywności, która nam została.
Z domu rodzinnego wyniosłam przepis na grzanki z czerstwego chleba w cieście naleśnikowym, na kopytka z ziemniaków z dnia poprzedniego lub po prostu na zapiekankę z wszystkiego, co znajdziemy w lodówce.
A jakie Wy macie sprawdzone sposoby na to, by nie marnować żywności?

118 komentarzy:

  1. Suchy chleb zanoszę do sąsiadki, kury zjedzą. A tak normalnie, to resztki, a jest ich niezbyt dużo, wyrzucam na kompost. nauczyłam się ile czego na trzeba na śniadanie, na obiad- mam "dopasowane" garnki. Czasem gotuję więcej makaronu lub ryżu i na drugi dzień wykorzystuję na obiad. Jak zostanie mięso, to też robię z niego drugi obiad- jakiś gulasz kub dodatek do zapiekanki. Myślę, że udało mi się mocno zminimalizować resztki. Aha, zakupy robię z kartką w ręku. Nie znoszę marnowania żywności, a wyrzucanie chleba do śmietnika uważam za świętokradztwo.
    Myślę, że kiedy są dwie dorosłe osoby, to łatwiej jest nie marnować jedzenia. Gorzej, kiedy są dzieci, bo one tak, jak piszesz "jedzą oczyma". Wszystko je kusi. Poza tym- jeno je to, inne tego nie lubi i kupuje się "pod" te grymasy, Wszystko zależy, jak dzieci są wychowywane w tym względzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam dojadanie po moim synu, gdy próbował i "trochę" mu smakowało.
      Serce mnie boli, gdy muszę wyrzucić chleb, bo spleśniał lub dwa plastry wędliny, bo podejrzanie pachną...dlatego szukamy dobrego chleba i dobrych wędlin.

      Usuń
  2. Tak to jest szalenie smutne - to wyrzucanie jedzenie. Zawsze ciężko przeżywam jak sobie produkty żywnościowe na śmietniku. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja rozumiem, że coś może się zepsuć, bywa...ale całe reklamówki jedzenia? po co tyle kupować?

      Usuń
  3. ja w ogóle nie czuję idiotów, którzy kupują na zapas żeby potem wyrzucać... nie trafia do mnie strategia wielkich zakupów raz na jakiś czas, wolę częściej i mniej, na bieżąco, a szczególnie jakieś krótkotrwałe rzeczy... u nas zdarza się czasem coś wyrzucić, z reguły dotyczy to warzyw, gdy ktoś się zagapi i coś zakwitnie w folii, czy coś w tym guście, ale raczej pilnujemy się wszyscy żeby do tego nie doszło... jak coś za dużo nagotowane, to doje się później albo do pojemnika i do zamrażarki - będzie jak znalazł potem, gdy ktoś głodny, a nie ma czasu akurat nic zrobić, to sobie odgrzeje i wszystko gra...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No własnie, może niektórzy zapomnieli o zamrażaniu? A po co komuś cała reklamówka pieczarek? tego nie ogarniam...

      Usuń
  4. Fajne jest to, że w końcu sklepy nie mogą wyrzucać. W piekarniach jeszcze coś takiego mogliby zrobić. Też robimy kopytka z ziemniaków z poprzedniego dnia. Jakby u mnie kupujemy raz w tygodniu, w sobotę najczęściej robimy duże zakupy, ewentualnie jak czegoś zapomnimy lub się skończy to się kupuje w tygodniu. Wszystko idzie, a nawet jak nie to są kury, wszystko zjedzą. Uczono nas, żeby jedzenia nie wyrzucać. Można się dzielić posiłkiem, kogoś zaprosić, komuś coś oddać. Rzadko jadam na mieście, wolę domowe jedzenie. Też uważam, że lepiej coś zabrać i zjeść następnego dnia, nie ukradłaś, zapłaciłaś za to. Czy pieniądze też byśmy wyrzucili? Zakładam, że nie. A przecież to jedzenie to nasze pieniądze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra uwaga, kasy by nikt nie wyrzucił, a jedzenie wywalają...

      Usuń
  5. Klik dobry:)
    Także zabieram połowę porcji obiadowej z restauracji, jeśli nie serwują małych porcji dziecinnych. Narażam się na obciach i słyszę nieprzyjemne komentarze, ale guzik mnie to obchodzi, co głupi o mnie myśli.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja też się nie przejmuję, nawet ciastko do kawy czy cukier biorę, bo mam dla gości, ja nie słodzę:-)

      Usuń
  6. Moja matka nie marnowała jedzenia, bo nigdy nie było go zbyt dużo. Z chleba robię grzanki(do pogryzania lepsze niż chipsy) lub pokruszony zalewam gorącym mlekiem. Innych produktów kupuję tyle, by moc zjeść zanim stracą ważność. Zawsze powtarzam dzieciom, nie wyrzucaj jedzenia dzisiaj, bo nie wiesz czy jutro będziesz miał chociaż to, czym dziś gardzisz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy muszę coś wyrzucić, bo się zepsuło zawsze przypominają mi się głodujący w czasie wojny, ile by dali za kromkę chleba lub cebulę...

      Usuń
  7. Z domu rodzinnego wyniosłam nawyk szanowania chleba i niemarnotrawienia jedzenia . I jakoś tak się dzieje , że nigdy niczego nie wyrzucam. Dlatego podobnie jak Ty nie potrafię zrozumieć sytuacji , które opisujesz w swoim poście ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zepsuty banan czy wędlina to jeszcze pół biedy, ale chleb czy bułki można wykorzystać.

      Usuń
  8. Zaskoczyło mnie to, co piszesz o obciachu związanym z proszeniem o zapakowanie obiadu w restauracji. Jadłam w paru miejscach na świecie i w zasadzie normą jest, że gdy zostawiam za dużo na talerzu, kelner sam pyta czy nie zapakować ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz, a Polak boso, ale w ostrogach i bywa, że krzywo patrzą...

      Usuń
  9. Przy prowadzeniu kuchni na każdym poziomie domu oddzielnej ( cbardzo często mamy też wspólne posiłki) to zawasze któś ma apetyt na to, co ewentualnie zalega w drugiej lodówce . Wymieniamy się nadmiarem lub uzupełniamy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dopiero organizacja i dobre rozwiązanie:-)

      Usuń
  10. Bierzmy przykład z chińskiej restauracji w Londynie. Koniecznie. Ja zostałam wychowana w myśl zasady, że jedzenia się nie wyrzuca. Oczywiście czasamai zdarzy mi się coś wyrzucić (nie będę robiła z siebie świętej), ale mam z tego powodu złe samopoczucie. W restauracjach proszę o zapakowanie tego co zostało, a obciach mam w nosie. Dla mnie większym obciachem jest wyrzucanie jedzenia. Szanuję jedzenie i przede wszystkim pieniądze za które się je kupuje. Wyrzucając jedzenie tak jakbyśmy wyrzucali pieniądze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świetne podsumowanie, podpisuję się obiema rękoma!

      Usuń
  11. również popieram londyński pomysł.A na co dzień: na wsi wszystko ma swoje przeznaczenia, nie wyrzucam nawet obierek z ziemniaków i warzyw, są chętni w zagrodzie którzy mają na to apetyt:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do mojej babci przychodziła kiedyś pani po obierki i suchy chleb.
      Teraz tego nie ma, bo i na działkach zwierząt się chyba nie hoduje, na wsi to zrozumiałe.

      Usuń
  12. Przecież bułki można wysuszyć i zrobić bułkę tartą.
    Kiwi przerobić na jakis dżem lub sok
    Po co wyrzucać? Po co kupowac na zapas aż tyle? Wiadomo czasem człowiek nie przeliczy i kupi za dużo - siłą rzeczy coś się zepsuje ale my Polacy marunjemy tony zywności a teraz w związku z wirusem to jest szał... podobno puste półki w sklepach. A potem jak ucichnie to co? Tony zjełczałej mąki, kaszy itp. pójdą na śmieci?
    obciach związanym z proszeniem o zapakowanie obiadu w restauracji.? Jaki obciach? Według mnie to normalne tak jak poproszenie o zapakowanie niedojedzonej pizzy w pizzeri. Zapłaciłam - nie dałam rady zjeść to zjem jutro w domu... i już... co w tym dziwnego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można też mrozić.... ostatnio w moim domu wyszło za dużo kotletów - część zamroziłam. Podobnie robimy z pierogami, bigosem ze świat, wędlinami... chleb również można zamrozić. Ziemniaki tak jak piszesz przerobić na kopytka, kotlety lub pierogi. Z mięsa zrobić pasztet, krokiety... też mozna zamrozić... i człowiek ma obiad w zapasie na tak zwaną czarną godzinę kiedy nie ma czasu ugotować.

      Usuń
    2. Te zapasy z powodu wirusa przypominają mi zapasy w czasach gdy były kartki na żywność. Ile mąki i innych produktów się popsuło w kanapach, szafach....
      Pizze czasami ludzie zabierają na wynos, ale i w zabieraniu innych dań trochę się zmienia.

      Usuń
    3. A wiesz ze w K to u mnie powoli pustki nawet jeśli chodzi o mrożone pizze? W Lidlu i B. na razie spokój... ja sama kupiłam tylko więcej makaronu bo tata lubi a tak to zapasów nie robię... tylko u mnie w większej mierze to nie Polacy kupują.... mąki mam 1,5 kg w szafce - mąka powinna być ale po co kupować na zapas jak to jełćzeje, mole i te sprawy ;/ ludzie boją się, że sklepy pozamykają? Najgorsze jest to, że w szpilatach lekarzom brakuje podstawowych środków, które są potrzebne np. do przeprowadzenia operacji...

      A czemu nie zabrać - zapłaciłam to nie będe wyrzucać.. ludzie kupują za dużo bo promocja a potem nie przejadają i wyrzucają.. a co kupią nowe.. a potem jęki bo pieniedzy nie mają.. sami sobie wbijaja kołek

      Usuń
    4. Makaronu to zawsze mam dużo, bo często robię, nawet do sałatek dodaję.

      Usuń
    5. Sama robisz makaron? :)

      Usuń
    6. W życiu, wolę iść na spacer:-)

      Usuń
    7. Zrób kiedyś aby zobaczyć jaki smaczny a potem spacerek :D

      Usuń
    8. ciekawe co teraz będzie bo nowym nesie

      Usuń
  13. W restauracjach samoobsługowych ludzie nakładają na talerz jakby ich tygodniowa głodówka czekała. A potem to zostawiają i oczywiście idzie to na śmietnik.

    Są rzeczy, których można kupić więcej, bo może postać. Ale świeżą żywnością powinno się mądrzej rozporządzać, bo zawsze coś zostaje.

    O właśnie wspomniałaś też o restauracji samoobsługowej. A może ludzie boją się zgłodnieć? Wszakże -> w kieszeni zawsze jakiś baton w razie czego, wózki dziecięce obładowane jedzeniem na zaś, jakby to dziecko było w stanie zjeść to wszystko w jeden dzień (a może jest w stanie? a może musi...), nagminnie robione zapasy, wyjść z domu i żreć, w domu gotować i żreć, praktycznie w większości domów lodówka się nie zamyka. Wybacz słowo "żreć", ale jak widzę jakie ludzie mają do tego podejście, to innego tak dobrze nie dopasuję.

    Mnie też się podoba ten pomysł w chińskiej restauracji. Bardzo dochodowy. :)

    My z mężem też zabieramy z restauracji resztki niedojedzonych dań. W Szwajcarii to jest normalne i zawsze mają naszykowane pudełeczka.

    Moim sposobem jest kupowanie tego, co potrzebne jest na dany posiłek. Nie kupujemy więcej niż jest na liście. I jakoś się mieścimy w kawalerskiej lodówce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiele żywności i mleka marnuje się też w szkołach, dzieci nie chcą owoców i warzyw, a kupują w automacie chipsy i batony...

      Usuń
    2. A to już jest wyniesione z domu, moim zdaniem. Takich wyborów zostały nauczone.

      Usuń
    3. To fakt, z domu tez przynoszą same niezdrowe rzeczy...

      Usuń
  14. Londyński pomysł podoba mi się bardzo :)
    A w restauracjach coraz częściej spotkam się z tym, że zanim zdążę poprosić o zapakpwanie Pani kelnerka już to proponuję... :)
    A tych śmietnikow to i ja nie rozumiem. .tekstów ile wyrzucamy jedzenia też nie...nie ma takiego chyba jedzenia , którego się nie da w jakoś sposób...zakonserwować:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobry zwyczaj pojemnikowy rozpowszechnia się chyba dzięki działaczom zero waste i tak trzymać!

      Usuń
  15. Nie marnuję jedzenia! Po prostu nie! Zawsze coś wymyślę i okazuje się, że posiłek z niczego jest bardzo smaczny!
    Może trochę wspomnę o śmietnikach. Segreguję, bo inaczej postępować wstyd. Mam jednak problem, by wielki i ciężki śmietnik otworzyć! Nie dałabym rady. Śmieci na szczęście wyrzuca mąż, a co jeśli musi to zrobić drobna kobieta ?
    Jeśli jemy poza domem, to też boimy się dużych porcji. Prosimy o małe, jeśli się nie uda, zabieramy do domu.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście w wielu lokalach są porcje na mniejszy apetyt.
      Obiady z resztek często są bardzo smaczne i szybko się je robi:-)

      Usuń
  16. Pracuję w piekarni. Ilość chleba, którą się tu wyrzuca dziennie... Już mnie nic nie zdziwi.

    OdpowiedzUsuń
  17. Ogólnie staram się kupować 'na styk' takie produkty, które szybko się zepsują. Jeśli zostanie chleb to kury lub pies zjedzą. Mięso zawsze mamy swoje, więc czeka mrożone w lodówce. Jadąc do pracy codzień mijam Biedronkę. Nie wstępuję tam każdego dnia, ale nie muszę robić wielkich zapasów. Na mieście jadać nie lubię, bo zazwyczaj porcje są dla mnie, jak się wspomina, za duże. Wolę już sobie sama coś przygotować i zabrać, a dokupić ewentualnie herbatę by nie nosić termokubka czy termosu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My zazwyczaj jadamy w lokalach na wyjeździe lub w weekendy, gdy chcę mieć wolne od gotowania, kiedyś nie było mnie na to stać, więc teraz czasami korzystam.

      Usuń
    2. Trzeba korzystać jeśli można :)

      Usuń
  18. Już nie pamiętam kiedy ostatni raz w supermarkecie brałem wózek. Wkurzają mnie duże porcje zafoliowanych paczek np. mięsa. Muszę kupić więcej niż potrzebuję, a przecież nie będę rozmrażał i zamrażał z powrotem. Taki schabowy musze jeść przez trzy dni z rzędu, bo przecież nie wyrzucę.
    Swoje śmieci wrzucam do pojemnika, jak piłkę siatkową do kosza, tylko po to, aby nie widzieć, co w tym pojemniku już jest.
    Mam taką restaurację chińską w sąsiedztwie. Czasami skorzystam. Ale to tam pierwszy raz się spotkałem ze zwyczajem, że gdy mi coś zostało na talerzu, a porcje poza zasięgiem moich możliwości, kelnerka proponowała pojemnik, bym sobie mógł zabrać resztę do domu. Te resztki pakowała sam do pojemnika, aby wygląd tych resztek nie wyglądał jak wyjęte ze śmietnika. A czyniła to z gracją i niebywałym kunsztem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O widzisz, to świetny przykład!
      O śmietnikach to już nie wspomnę, bo gdy widzę, jak ludzie lekceważą segregację, to mnie szlag trafia...

      Usuń
  19. Mnie obraża wystawianie na pojemnikach starego pieczywa "dla biednych". Z moich obserwacji śmietnikowych wynika, że owi "biedni" tym starym pieczywem nie są zainteresowani.
    Dodam, że "na drugi dzień", na patelni smażymy na kolację smakowite kromki chleba w jajku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas chodzi pan zbierający chleb dla kaczek, przynajmniej tak mówił...

      Usuń
  20. Zawsze bardzo staram się by nie marnować żywności, a już szczególnie mięsa. Zwierzak poświęcił dla mnie życie, a ja mam mieć to za nic? To brak szacunku, przypatrzmy się, jak do tej kwestii podchodzili ludzie, którzy kiedyś zabijali, by żyć, np. Indianie. Ale też i ludzie ze wsi, z czasów, kiedy nie było tak na bogato i jeśli zabiło się świnkę, to niczego nie zmarnowano. Robię zakupy raz w tygodniu, kiedy w lodówce coraz mniej produktów, zaczynam przyrządzać takie potrawy, żeby wszystko wyjeść z lodówki. Często są to potrawy jednogarnkowe, jakieś sosiki do kaszy. Chleb nacieram czosnkiem i smażę na maśle, suche bułki na bułkę tartą. Jakieś skórki, których nie jadam, oddaję pieskom i kotom.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dania z resztek robię często, bo szybko i za każdym razem inna potrawa wychodzi:-)

      Usuń
  21. Ja staram się tak planowac posiłki, żeby w lodówce nic nie zostawało, czasem się udaje, a czasem mniej. A jak chleb zostaje to albo robimy z niego tosty albo słynny chleb w jajku :)
    To fakt, przerażające to jest, że tyle jedzenia się marnuje na świecie, a są miejsca, gdzie ludzie umierają z głodu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że wiele osób opieka chleb w podobny sposób i fajnie:-)

      Usuń
  22. Ja prowadzę zdrową kuchnię. Większość potraw przygotowuję na świeżo i zjadamy. Jak jest wiecej, zjadamy na następny dzień. Nie jadamy mięsa. Chleb piekę wyłącznie sama na zakwasie. Zjadamy do ostatniej kromeczki :) Ale gdyby coś zostało, to zjada pies. Ale fakt jest taki,że psu też gotujemy świeże, nie dajemy mu chemii. Owszem, zdarzy mi się również coś wyrzucić czasem- to są warzywa i zimową porą ( tylko wtedy gdy nawet do psiej zupy się już nie nadaje) Jest tego jednak bardzo niewiele, gdy kupi się nadpsute w opakowaniu np. pomidorki. No i przyznaję, rukola potrafi mi sie wysuszyć w lodówce zimą, bo nie ma małych opakowań i nie zjada się tego szybko. To błędy w dystrybucji-powinny byc mniejsze opakowania do wyboru. Latem nic się nie marnuje, bo przynoszę prosto z grządki. Ale gdy juz coś takiego zdarzyłoby się, to wyrzucam na kompost, bo mieszam na wsi. Nie umiałabym wyrzucić żywności do śmietnika!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdybym mieszkała na wsi lub miała ogród tez robiłabym kompost, a wyrzucić warzywa czy owoce tez mi się zdarza...są źle pakowane.

      Usuń
  23. W wakacje pracowałam jako kelnerka na bankietach w dość dużych hotelach. Co zlecenie nie mogłam pojąć, jak właściciel tego miejsca może tak po prostu wyrzucać takie ilości zupełnie nietkniętego jedzenia. Wystarczy to zapakować w pojemniki i oddać w odpowiednie miejsce, albo chociaż przekazać na stołówkę dla pracowników. Żadna z tych opcji nie była możliwa. Sama musiałam wyrzucać całe blachy kurczaka, miski sałatek itd. i za każdym razem robiłam to z ogromnym bólem serca i niedowierzaniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O matko, to przykre. Po weselu zapakowaliśmy wszystko, co zostało i pomroziliśmy lub rozdaliśmy gościom.

      Usuń
    2. Ojej, a gdyby tak zwierzętom do schroniska oddać? Nie ma tam żadnego stowarzyszenia, które by sie tym zajęło? Aż sie łza w oku kręci....

      Usuń
    3. O widzisz, albo dla bezdomnych?

      Usuń
  24. Tutaj podają zawsze straszliwie wielkie porcje, więc najzwyczajniej w świecie biorę zawsze porcje dziecinne. W domu- nie mam problemu-prawie nie gotuję. Jeśli zrobię czegoś za dużo to zamrażam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W niektórych lokalach maja na szczęście małe porcje, gdy są w menu to takie zamawiam.

      Usuń
  25. Najlepiej kupić mniej niż więcej, ale nie zawsze mamy taki sam apetyt. Na zakupy powinno się chodzić najedzonym,,,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, wiele razy coś w sklepie zapachniało, a później niekoniecznie mieliśmy ochotę...

      Usuń
  26. Jest taki ruch społeczny cytuję:
    " Coraz bardziej popularny w Polsce i na świecie staje się ruch społeczny – freeganizm.
    „Freeganizm” to nazwa powstała z połączenia dwóch terminów: free – ang. wolny, za darmo; oraz weganizm – radykalniejsza odmiana wegetarianizmu. Termin ten oznacza ruch społeczny, styl życia, który zakłada świadomą rezygnację z nabywania jedzenia (i innych dóbr materialnych) w sklepach na rzecz produktów wycofanych ze sprzedaży, np. ze względu na wygasłą datę przydatności do spożycia."
    " freeganie odmawiają nabywania jedzenia w sklepach. Mimo, że mogą sobie pozwolić na kupienie wszystkich podstawowych produktów żywnościowych (i nie rzadko więcej), decydują się na tzw. nurkowanie w kontenerach (ang. dumpster diving). Stąd powstało polskie określenie freegan – kontenerowiec."
    https://www.akademiadietetyki.pl/dietetyka/uczta-ze-smietnika-freeganizm/
    Pewnie te produkty żywnościowe, które leżały na wierzchu były przeznaczone dla freegan-kontenerowców.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oglądałam film o tym i byłam zdziwiona, ile dobrej żywności można znaleźć na śmietnikach przy sklepach czy restauracjach.

      Usuń
  27. Nigdy nie zdarzyło mi się wyrzucać żywności. No, chyba, że coś się zepsuło. Zbyt dobrze pamiętam stan wojenny. A także te lata, kiedy byłam na urlopie (bezpłatnym) wychowawczym, a mąż pracował wtedy na etacie nauczycielskim, z którego musiała wyżyć 4-ro osobowa rodzina.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, ja też i te czasy powodowały, że nauczyliśmy się kombinowania w kuchni i zagospodarowania wszystkiego!

      Usuń
  28. W restauracji robimy jak Ty. Niedojedzone bierzemy do domu, nie widzę w tym żadnego obciachu. Resztki z jedzenia domowego idą dla kur. Staramy się nie marnować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście coraz popularniejsze jest branie resztek na wynos.

      Usuń
  29. Resztki pieczywa oddaję znajomej gospodyni dla kur.

    OdpowiedzUsuń
  30. Jeśli człowiek wyniósł z domu szacunek do jedzenia, to kombinuje, żeby go nie marnować.

    OdpowiedzUsuń
  31. Mieszkam na wsi i dla wszelkich resztek warzywnych jest kompost, który przesiany na wiosnę idzie do ogródka. Resztki mięsa zjadają nasze pieski. Zarobaczone kasze, które zdarza się przynieść ze sklepu wydziobują ptaki, których są u nas całe stada.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raz tylko miałam robaki w kaszy, ale przyniesione ze sklepu, po wsypaniu do słoja, zawartość dziwnie się ruszała...

      Usuń
  32. Zmienia się świat i zmieniają się zwyczaje. Dawniej - a przypuszczam, że to obowiązuje nadal w luksusowych restauracjach i na eksluzywnych przyjęciach – nietaktem było zjadanie wszystkiego z talerza. O wycieraniu chlebem, czy wilizywaniu pysznych sosów (!) nawet nie wspomnę. Nie zauważyłem też, aby coś zostawało na talerzach w tanich barach, czy smażalniach.
    Natomiast zakupy to faktycznie horror.

    Przypomniał mi się taki dowcip a’propos:
    W drogiej restauracji stołuje się rodzina. Gość prosi o zapakowanie resztek „dla psa”. Ale w tym momencie uradowany synek pyta tatę:
    - Tato! Będziemy mieli psa?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba tez to słyszałam, ale podobny znam o kaszance.
      Pan pytał w sklepie o kaszankę dla psa, ale żeby nie była za słona, jak wczoraj...

      Usuń
  33. mamy za wiele i narzekamy wciąż, a inni nie mają nic i nawet głos im się odbiera

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby nikły promil kasy na zbrojenia przeznaczyć na walkę z głodem...

      Usuń
  34. Nas wszystkich trzeba by przenieść na jakiś czas np. w lata 39-45 to może byśmy zrozumieli... bo teraz mało rozumiemy, nawet jeśli myślimy że rozumiemy, a inni nie... pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po wojnie też lekko nie było, co znam z opowieści dziadków.

      Usuń
  35. Pomysł, by nie marnować żywności? Asiu, to proste - kierować się rozumem podczas zakupów, nie jeść oczami, nie robić zakupów "na głodnego", bo wtedy nam się wydaje, że zjemy dużo więcej niż zwykle. Zawsze chodzę na zakupy z karteczką i staram się trzymać listy. Muszę się pochwalić, że naprawdę nie wyrzucam jedzenia. Często zamrażam, jeśli coś mi zostaje, np. po świętach. To bardzo prosty sposób na przechowanie żywności. Może niektóre rzeczy już nie smakują tak jak świeże, np. ciasta. Ale i tak są dobre. I podobnie jak ty, proszę o pakowanie jedzenia w restauracji. Pozdrawiam ciepło, Jotko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam jeszcze bigos z gwiazdki:-) z karteczką też chodzę, ale zdarza mi się nie kupić tego co mam na kartce nawet...
      och ta nasza pamięć:-)

      Usuń
    2. Tak, masz rację. Jeżeli idzie się na zakupy po obiedzie to w koszyku ląduje o wiele mniej produktów. Zakupy tez robi się szybciej, bo oczom nie chce się oglądać tych wszystkich smakołyków jak brzusio pełne :-) Prznajmnije ja tak mam.

      Usuń
    3. To prawda, jak u psa Pawłowa, gdy jestem głodna po pracy to wszystko mi pachnie zachęcająco!

      Usuń
  36. Tez bardzo nie lubię marnowania jedzenia, dlatego staram się kupować tyle ile potrzebuję. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a w razie niespodziewanych gości można posłużyć się inwencją:-)

      Usuń
  37. Większe zapasy mrozimy, przekonałam się, że zamrozić można wszystko - nawet sernik świąteczny, który po jakimś czasie smakuje o niebo lepiej ;)

    OdpowiedzUsuń
  38. Nie wyrzucam jedzenia. Jest nas tylko dwoje i doskonale wiem czego i w jakiej ilości potrzebujemy. Nie kupuję na zapas, jestem odporna na tzw. okazje i reklamy. Wielu produktów, np.chipsów, coli, słodyczy, gotowych dań, itp. nie kupuję bo po prostu ich nie jadamy. Czasem dostaję zawrotu głowy widząc ile ludzie kupują i ile potem z tego ląduje w śmietniku...
    W restauracji śmiało prosimy o zapakowanie tego czego nie zjedliśmy. Nie zdarzyło nam się słyszeć jakichkolwiek uwag z tego powodu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może wreszcie coś się zmieni na lepsze, bo już postępy widać...

      Usuń
  39. Podpisuję się pod komentarzem Amasji. Prawie identycznie mogłabym napisać! Wydaję się sobie bardzo gospodarna i oszczędna;), bo nie lubię marnowania jedzenia. Z ziemniaków też robię kluski albo zużywam do sałatki. Jeśli nie zjemy upieczonego ciasta w krótkim czasie, to pozwalam ciastu wyschnąć i robię kartofelki albo wcześniej, póki dość świeże - zamrażam. Dużo produktów mrożę. Ja kupuję niektóre towary na zapas, bo z mojej wsi nie zawsze mogę wskoczyć np. po mięso do pobliskiego sklepu. Mrożę i mam pod ręką. Zwykle w porcjach na obiad dla dwóch osób. Młodzi ludzie, dzieci dobrobytu i wszelkiej obfitości nie szanują jedzenia, tej pracy i zasobów włożonych w wyprodukowanie żywności. Można powiedzieć: nie musieli oszczędzać, nikt ich nie nauczył szacunku do jedzenia. Taki znak czasów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście nie wszyscy młodzi, Haniu, a żywność wyrzucają też starsze osoby, bo widziałam, niestety...

      Usuń
  40. Asiu też podoba mnie się pomysł z tej chińskiej restauracji. :) .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super, każe zastanowić się przynajmniej, czy na pewno tyle zjem?

      Usuń
  41. Przede wszystkim nie kupuję za dużo jedzenia....

    A ludzie są po prostu bezmyślni gdy kupują pełne wózki różnych produktów....

    OdpowiedzUsuń
  42. Tez mnie strasznie denerwuje to marnowanie jedzenia. Ja na zakupy zabieram ze sobą listę dzięki czemu unikam kupieniu za dużo produktów które pozniej sie zmarnują

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mój mąż czasami kupuje oczami, a później traci na coś apetyt...

      Usuń
  43. Wszystko chyba zależy od umiaru w kupowaniu

    OdpowiedzUsuń
  44. Pierwsza zasada, jest nas tylko 3-ka już w domku, nie kupujemy zatem jedzenia na zapas.
    Pieczywo zjadamy do końca, a czasami z podsuszonego robię grzanki do zup- kremów.
    Podobnie, jak TY robię zapiekanki z resztek wędlin, sera, warzyw, ugotowanego makaronu, ryżu.
    Miękkie owoce są idealne do koktajlu.
    Ugotowane ziemniaki są dobre jako składnik do pieczonego własnoręcznie domowego chlebka. Przepis podawałam kiedyś na blogu.
    Smacznie pozdrawiam na miły weekend:)





    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja pozdrawiam smacznie, w weekendy trochę więcej czasu to i w kuchni można się popisać:-)

      Usuń
  45. Jotuś, pisałam, pisałam, namęczyłam się celując palcem w literki w telefonie i ... coś dotknęłam! Zniknęło i gucio, nie ma. Wróciłam do domu i jeszcze raz piszę, ale w skrócie.
    Nie wyrzucam jedzenia, nie mam tego w genach :) Od dziecka słyszałam opowiadania dziadków (ur.1895 i 1898)o biedzie międzywojnia i wcześniejszego czasu, o wojnie, potem sama przeżyłam puste półki sklepowe mając małe dzieci (w tym jedno chore). Tak więc moje pokolenie nauczyło się wykorzystywać wszelkie produkty spożywcze do samego końca. To pozostaje, nie potrafię wyrzucić, przerobię wszystko, a jeśli coś przypadkiem się ukryje - psiaki zjedzą, ptaki też, albo ląduje na rabatce użyźniając ziemię. Wydaje mi się to normalne i oczywiste.
    Grzanki z czerstwego chleba w cieście naleśnikowym? To jest dla mnie nowość! Coś się z tym chlebem robi przed zanurzeniem kromki w cieście?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W zasadzie nic, gdy zostaje mi trochę ciasta na dnie naczynia i za mało na naleśnik, to maczam 2 kromki chleba, wycieram dokładnie naczynie i smażę, pycha!

      Usuń
    2. Spróbuję z ciekawości. Resztki ciasta naleśnikowego wylewam na patelnię i smażę dla "dzieciaków" czyli psiepsiołów kochanych, uwielbiają :)Natomiast gdy zostanie mi resztka jaka po panierowaniu kotletów, dosypuję bułki tartej, trochę przypraw i robię sobie taki kotlecik.

      Usuń
    3. jajka miało być ;)

      Usuń
    4. No tak, psiepsioły lubią takie rzeczy:-)

      Usuń
  46. Witaj, Jotko.

    Podobnie jak u wielu przedmówców, w moim domu rodzinnym też szanowało się jedzenie. Również staram się robić optymalne zakupy, bo wciąż pamiętam słowa: "są tacy, co głodują".
    Nie rozumiem zachłanności, o której wspominasz, a u nas też widać jej efekty w kontenerach, niestety.

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba jest jakaś zachłanność i nabieranie się na promocje, tanie pieczarki, to kupię całą siatkę, a co!

      Usuń
  47. Gdyby w naszych restauracjach też panowały takie zasady, może większy byłby szacunek do jedzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na pewno każdy by się dwa razy zastanowił...

      Usuń
  48. Czasami patrząc na zakupy w sklepie mięsnym czy nawet w piekarni miałam wrażenie, że osoba przede mną robi zakupy na tydzień albo 20 osobowej rodziny. Trudno mi sobie wyobrazić, aby zjeść to wszystko, a przecież nie są to produkty, które niezwykle długo wciąż są dobre.

    Pomysł z chińskiej restauracji w Londynie jest naprawdę ciekawy, ale wydaje mi się, że u nas raczej by się nie sprawdził.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie nie wiem, może gdyby trzeba było dopłacać, każdy nakładałby sobie mniej?

      Usuń
  49. Wyrzucanie jedzenia to w dzisiejszych czasach okropny grzech. Tyle jedzenia ludzie wyrzucają a głodni chodzą po śmietnikach żeby cokolwiek zjeść. Serce się kraja. My też zabieramy resztę jedzenia gdy nie możemy dojeść. Serdeczności Jotko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I słusznie, w końcu zapłacone, można zjeść na kolację:-)

      Usuń
  50. Witaj słonecznie Jotko
    Dawno mnie tutaj nie było, ale....
    Też nie lubię marnotrawienia jedzenia. Czasem zdarza się coś mi kupić oczyma, ale nigdy tego nie wyrzuciłam.
    Pozdrawiam uśmiechem fiołków z mojego ogrodu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, fiołki tez już widziałam, nieśmiałe jeszcze, ale zawsze:-)

      Usuń