Składamy sobie życzenia przy różnych okazjach, zwłaszcza z końcem lub początkiem roku, a tu taki szok...
Pożegnaliśmy naszego bliskiego znajomego, który zmarł nagle i w wielkim smutku pozostawił rodzinę i przyjaciół.
Pogrzeb był bardzo uroczysty, z wojskowymi honorami. Kościół garnizonowy i cmentarz ledwie pomieściły żałobników.
Wspominamy niezwykle życzliwego i pogodnego człowieka, wielkiego patriotę i społecznika, oczytanego i kulturalnego, z niesamowitym poczuciem humoru, niezrównanego gawędziarza , znakomitego organizatora.
Dziś jedynie świeczkę mogę Mu zapalić i skromny wiersz zamieścić:
Dla Janusza
Przywitałeś Nowy Rok
na chwilę tylko
lecz gdy serce stanęło
a światło w oczach zgasło,
zostawiłeś nas w żalu
bezdennym, by samemu
na zawsze zasnąć.
Szok i smutek
naszym udziałem
lecz i wdzięczność
za lat wspólnych wiele.
Kiedyś może znów się spotkamy -
Twoi przyjaciele.
I jeszcze niesamowita historia, która mnie spotkała, w czasie między otrzymaniem smutnej wiadomości, a pogrzebem.
Jesteśmy z mężem na długim spacerze, rozmawiamy o nagłej śmierci przyjaciela, zbliżamy się do cmentarza. Jest zimno, ale słonecznie, mąż szuka toalety, ja zatrzymuję się koło kwiaciarni.
Słońce świeci prosto w oczy, bo zimą nisko przebiega po niebie.
Ktoś krzyczy: Dzień dobry!
Rozglądam się, ale pod słońce niewiele widzę.
- Tu jestem, dzień dobry, pod słońce nic nie widać - znowu ten głos.
Faktycznie, po drugiej stronie ulicy stoi jakiś pan, na tle niebieskiego malucha (Fiata 126 p), ale nie rozpoznaję człowieka, może mnie z kimś pomylił?
Odpowiadam na powitanie, pan odjeżdża, gdy spojrzałam na tył auta, zobaczyłam na szybie wielki napis : JANUSZ.
Pierwsza moja myśl - Janusz przyjechał się pożegnać, ale dlaczego maluchem?
Ja to nazywam "znakami". Kiedyś parę godzin przed wyjściem na pogrzeb kogoś bliskiego wpadł mi do mieszkania mały ptaszek. Nie potrafił potem trafić z powrotem do okna. Latał jak oszalały po całym mieszkaniu a ja nie mogłam go skierować do wolności. W końcu uderzył się śmiertelnie o ścianę...
OdpowiedzUsuńOjoj, to naprawdę bolesny znak!
UsuńSmutna wiadomość, ale chyba dla twojego przyjaciela nie bardzo. Wszak krzyknął do ciebie: dzień DOBRY. Więc i dał znać, że wszystko po Tamtej Stronie jest OK.
OdpowiedzUsuńCzasem Wszechświat musi użyć tego co ma pod ręką, na przykład malucha. Współczuję Jotko, bo musiała być między wami więź, skoro dostałaś przekaz.
Właściwie bliżej mi było do jego żony, bo razem pracowałyśmy, ale dawno z nim nie rozmawiałam, może dlatego?
UsuńMaluch mocno zwiazal sie z pewnym pokoleniem.
OdpowiedzUsuńJestes osoba bardzo wrazliwa, Jotko.
Dla niektorych pod sloncem nic nie widac. Tak to jest...
Stan smutku plata figle.
Chyba tak, widzimy oczyma duszy ;-)
Usuńpracując swego czasu w Polmozbycie, a dokładniej to na rzecz Polmozbytu /prowadziłem prace remontowo - modernizacyjne/ miałem okazję zaobserwować, jak auto, a szczególnie "maluch" może być obiektem uwielbienia, wręcz kultu dla swoich właścicieli... może nie znałaś Janusa dobrze od tej strony?...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)
Na pewno jeździł kiedyś maluchem, może gdzieś tam się odnaleźli?
UsuńSerdeczne wyrazy współczucia Asiu. Też myślę, że Pan Janusz dał Wam znak. Z innej beczki - Asiu daj mi proszę znać czy dopisać Cię do wymiany kartkowej na Fb, dziś ostatni dzień zapisów. Tulę serdecznie.
OdpowiedzUsuńW takim razie chyba trafił w dobre miejsce:-)
UsuńJa tam też wierzę w znaki, jeżeli są dobre. To był dobry znak. Niech Janusz radośnie spędza tam gdzieś czas.
OdpowiedzUsuńO, to na pewno pływa lub tańczy!
UsuńOooo, to ja tak będę właśnie robić kiedyś. Bratnia dusza.
UsuńTakich ludzi się ceni i dobrze wspomina. Wystarczył mi Twój opis.
OdpowiedzUsuńPiękne przemówienia były, wzruszające niesamowicie!
UsuńCiekawa historia. Różne są sytuacje...
OdpowiedzUsuńBo i człowiek nietuzinkowy!
UsuńSmutna historia - rozumiem, że znajomy odszedł nie tylko nagle, ale przede wszystkim przedwcześnie...
OdpowiedzUsuńDla bliskich to zawsze za wcześnie, tym bardziej, że z długowiecznego rodu...
UsuńFajne są takie znaki, zawsze przyprawiają mnie o lekki dreszczyk.
OdpowiedzUsuńNo wmurowało mnie w chodnik...
UsuńPrzykro mi, to boli .Trzymaj się, pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNie wierzysz w duchy? Niebywałe zdarzenie, można w duchy uwierzyć. Współczuję straty. Nagła śmierć jest trudna do zaakceptowania (ale ja dla siebie takiej bym sobie życzyła).
OdpowiedzUsuńMoże to jakaś jego reinkarnacja? Ale takie wydarzenia jak to z "dzień dobry) bywają bardzo budujące. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńPiękne pożegnanie zamieściłaś na blogu. Aż łza się w oku kręci...
OdpowiedzUsuńJoteczko, ściskam! Bardzo współczuję.
OdpowiedzUsuńTo prawda, początek roku - tyle dobrych życzeń i tu taka strata!
W tym morzu dobroci i nadziei na Nowy Rok - chyba jeszcze bardziej boli i uderza: no bo jak to? nie tak miało być...
Ano właśnie. Pożegnania za nic mają kalendarz.
Dużo sił, Jotko. A wiersz i historia z cmentarza piękne i wzruszające.
Też wierzę, że to był znak od przyjaciela. By Ci było choć trochę lżej.