Co roku zapowiadany, długo przygotowywany i co roku pod podobnymi hasłami marsz 13 grudnia. Czasami wydaje mi się, ze mieszkam w jakiejś innej Polsce, niż uczestnicy tegoż marszu, a już zupełnie nie pojmuję o co w nim chodzi. Każdy z patronów marszu wymienia inne hasła: a to sfałszowane wybory, a to obrona dziennikarzy, to znów zagrożenie dla demokracji lub korupcja i kłamstwa.
Wszystko byłoby O.K. gdyby marsz był spontaniczny i wyrażał oburzenie zwykłych obywateli sfrustrowanych brakiem wpływu na zmiany w tych dziedzinach, które im najbardziej doskwierają, np.kolejki do lekarza. Ale marsz zwoływany przez lidera jednej partii, popierany przez biskupów, emocje podsycane przez media i do tego termin - 13 grudnia?
Oglądałam ze zdumieniem: większość starszych ludzi, na transparentach Kaczyński na równi z nieżyjącym papieżem,pieśni kultywowane od okresu zaborów, Łaniewska i Zelnik jak dwoje żałobników nad grobem narodu... muszę się napić, bo zacznę się bać!
Z tego wynika, że brak jednomyślności. Uczestnicy marszu od razu chcą walczyć o wszystko. Również nie spodobał mi się aspekt szyldów pod wezwaniem papieża jak i Kaczyńskiego. Wygląda to trochę jakby Lider kazał...
OdpowiedzUsuń