poniedziałek, 27 lipca 2020

Odrobina życzliwości...

Czasami wypada pójść do sklepu, na przykład po nowe donice.
Wybrałam się więc do znanego marketu z różnościami dla domu i ogrodu.
W dziale ogrodniczym donic wielki wybór, wybrana na oko przeze mnie stała wysoko na regale.

Szukam kogoś z obsługi, by pomógł mi tę donicę z regału wydostać.
Proszę pana ubranego na zielono o pomoc, pan grzecznie odpowiada, że później podejdzie, bo zajęty z innym klientem.
O.K. myślę, nie śpieszy mi się, mam urlop.

Kręcę się po dziale, oglądam rośliny, czas mija, pan nadal zajęty.
W maseczce duszno, rozglądam się więc po sklepie w poszukiwaniu innego pracownika.
Jakaś pani myje podłogę, zresztą słyszała, że prosiłam o pomoc, więc chyba to nie jej bajka.

Znajduję w pobliżu pana z działu ŁAZIENKA, siedzi wpatrzony w laptop, znaczy chyba wolny.
- Przepraszam, czy mogę pana prosić o zdjęcie donicy z regału?
- Tam jest kolega...
- Pytałam już, ale ciągle zajęty a ja już długo czekam.

Pan z miną cierpiącego na hemoroidy ruszył się ze swego stanowiska, idziemy razem do działu OGRÓD.
Sprawdził, że kolega faktycznie zajęty, ale koleżanka przy biurku siedzi, nie zagadał jednak do niej, może się bał naruszać jej spokój.
Westchnął tylko ciężko i coś mamrotał pod nosem.
Powoli wziął drabinę:
- to gdzie ta donica?
- ta biała, na najwyższej półce
Pan znowu westchnął, aż mi się go żal zrobiło.
- ale wie pani, to nie mój dział, ja mam inne biurko i inne obowiązki
- ale to tylko chwila...
- muszę chyba biurko przestawić, bo koledzy za bardzo się schowali i wszyscy do mnie...
- no taki pański los, że klienci ciągle głowę zawracają, co za ludzie...
Pan spojrzał z ukosa, ale nic nie odpowiedział.

Za to sprzedawca z innego działu był bardzo uczynny i cierpliwy, nawet sprawdził, kiedy będzie dostawa towaru i poinformował, kiedy najlepiej przyjść, by nie fatygować się dwa razy.
Można? Jak najbardziej!

Ale przy kasach kolejny incydent. Dwie kasy czynne, kolejka rośnie, ale nie czekam długo.
Trzecia kasjerka zajmuje swoje stanowisko.
Jakiś pan podchodzi i mało grzecznie zwraca pani w kasie uwagę, że tylu klientów, a ona sobie gdzieś chodzi.
- Proszę sobie wyobrazić, że nawet kasjerki muszą do toalety, a gdy wychodziłam nie było kolejek wcale...a pan był w toalecie?
Pan nie odpowiedział, strzelił focha i wyszedł, obsłużony przez inną kasjerkę.
No cóż, są ludzie i ludziska.

76 komentarzy:

  1. W hipermarket h to lepiej o nic nikogo się nie pytać. Najczęściej nikt nic nie wie. A każdy potrzebuje zainteresowania, rozmowy, życzliwości, cierpliwości, ciepła, uśmiechu.....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W drogeriach to normalne, ale myślałam, że w takim to na czymś się znają i są by pomóc...

      Usuń
    2. Sklepowe też nie wiedzą

      Usuń
    3. Poczytałyby z nudów etykiety lub katalogi...

      Usuń
  2. Tu też jest super samoobsługa-ni diabła nie można znaleźć kogoś, kto by udzielił jakiejś informacji, a hale takie, jakby tam miał garażować Concorde. Idziesz niemal pół kilometra po sklepie i nikogo z obsługi. Kasy co prawda są na każdym piętrze. W IKEI zrobili kasy samoobsługowe,do 3 kas jeden człowiek "pomagający". W Berlinie notoryczny brak ludzi do pracy. Najłatwiej uzyskać pomoc tam, gdzie są produkty kosmetyczne znanych i drogich firm.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z ta pracą to jakiś Meksyk, byłam w odwiedzinach u rodziny, nasłuchałam się różności...

      Usuń
    2. Bo tu są potrzebni ludzie głównie do "kiepskich prac", głównie fizycznych albo już wielce mądrzy, super fachowcy od prac umysłowych. Brak lekarzy, brak pielęgniarek, brak opiekunek do osób starszych, com nie oznacza, że zarabiają krocie. Brak ludzi w budownictwie. Co do pracy - najlepiej zajrzeć na www"Dojczland.info" tam jest wykaz w jakich branżach brakuje ludzi.

      Usuń
    3. Nie tylko tam, w Polsce także katastrofa, zwłaszcza z p.widzenia poszukujących pracy, ale i pracodawców.

      Usuń
  3. Właśnie na ten temat rozmawiałam ostatnio z przyjaciółką. Jak bardzo można sobie humor poprawić, gdy spotka się kogoś życzliwego.
    A to umieszczanie towaru pod sufitem to jakiś obłęd. Zrobiłam ostatnio udane zakupy, ale tylko dzięki synowi. Mowy nie było, żebym sięgnęła tak wysoko i jeszcze powybrzydzała :) Zastanawiałam się, czy oni naprawdę chcą ten towar sprzedać?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba niekoniecznie, w dodatku w zasięgu ręki i wzroku stoi ten najdroższy...

      Usuń
  4. Za mało mają ludzi w tych marketach. Na dział dwoje, troje i dlatego ciężko kogoś dorwać. Ale, jak piszesz, akurat ten był wolny i nie powinien marudzić. Parę razy zdarzyło mi się prosić, na chybił trafił, kogoś z obsługi o pomoc i nie wymawiał się, że z innego działu. Dopiero, jak miała być porada fachowa, stwierdzał, że się nie zna i szedł po kolegę z tego działu.
    Swoja drogą, klienci tez bywają strasznie upierdliwi. Kiedyś czekałam na pana, który cierpliwie tłumaczył, że nie ma tego towaru jakiejś babce. On mówi- nie ma, ona- niech pan jeszcze poszuka. On szukał i stwierdzał- nie ma, a ona- a może jeszcze pan poszuka. I tak z 15 minut go molestowała. Ani razu się facet nie żachnął, a ja bym już jej odpaliła.
    Zauważyłam, że najlepiej rozbija się napięcie jakimś żartem. Zwłaszcza przy kasach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kwestia małej ilości ludzi wyłazi w Biedrze gdy mi się zachce piwa, bo walę do kasy samoobsługowej i muszę czekać, aż przyjdzie ktoś z obsługi żeby "sprawdzić mi dowód" i zautoryzować zakup... ale że piwa mi się zachciewa nie tak często, to kłopot z tym niewielki...
      p.jzns :)

      Usuń
    2. Bywa jeszcze ciekawiej, pani w komputerze ma, że towar jest, a na półce nie ma, pani sprawdzi w magazynie, ale muszę przyjść jutro, obłęd jakiś!
      Kasa samoobsługowa nie chciała nam kiedyś przyjąć gotówki, pani musiała resetować...a miało być łatwiej!

      Usuń
    3. Przy tych samoobsługowych często dłużej się czeka niż przy normalnych.

      Usuń
    4. I zadają mnóstwo pytań...

      Usuń
  5. Co do memu, w Irlandii można sobie pogadać prawie rzy każdej kasie z obsługą, ale pod warunkiem, że siedzi przy niej Irlandczyk. Niestety większość obsługi np. w Lidlu lub Tesco to imigranci z Europy Wschodniej mówiący dzień dobry (bo muszą) z taką miną, jakby im kto umarł. To nie kwestia czasu, tylko nawyku wpojonego od dziecka. Mamy czas i jesteśmy uprzejmi, gdy nasi rodzice, przełożeni i księża też mają czas i są od zawsze uprzejmi. Oczekiwania rosną też, jak się człowiek przyzwyczai do dobrego. U nas Irlandczycy rozpoznają Anglików po tym, że są podobno "rude". Tymczasem moja przyjaciółka, która mieszka z 10 lat w Anglii pomiędzy tymi "rude" Anglikami, wkurza się gdy robi zakupy w Polsce. Bo i ona widzi różnicę w obsłudze i zwyczajową nieuprzejmość w ojczyźnie. Powiedziałabym, że najmilsza obsługa spotkała mnie w Polsce ze strony kelnerów, i to Ukraińców.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam podobne doświadczenia, ukraińskie kelnerki są tak miłe i uczynne, że aż mi głupio!
      Czasami to chyba rutyna, zmęczenie, mobbing powodują takie podejście do klienta...

      Usuń
  6. Jestem bardzo niska, a mąż też niewysoki, i czesto mamy ten problem, że się do czegoś nie sięga, i róznie bywa, szukanie kogoś, kto się tym zajmie bywa upierdliwe. Jednak trafiają się fajni ludzie, chętnie pomagający. Nie demonizowałabym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie demonizuję, trafiam też na uczynnych, ale chyba tych leniwych lub obojętnych niestety jest więcej, jakby pracowali za karę...

      Usuń
  7. "Najsmieszniejsze" w tym ze to jest obowiazkiem a nie "uprzejmoscia", nie powinno wiec byc wielka laska i poswieceniem ze strony obslugi.
    Na szczescie nie spotykam sie z tym .
    Ja tez odnosze wrazenie ze "wschodni" maja swe wlasne pojecie na czym polega uprzejmosc a usmiech na twarzy u nich nie istnieje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze nigdy nie spotkała mnie nieuprzejmość ze strony napływowych pracowników, z naszymi bywa różnie.

      Usuń
  8. bo ja wiem?... może to kwestia mojego uroku osobistego, ale przeważnie w sklepach spotykam się z życzliwą reakcją, gdy o coś zapytam czy poproszę, i w tych dużych marketach, i tych małych... nieraz dziewczyna układa coś na półce i potrafi odłożyć robotę, pofatygować się na drugi koniec sklepu, żeby mi pokazać gdzie leży coś, czego szukam... fajne są też dziewczyny z okolicznych Żabek, z niektórymi rozpoznajemy się na ulicy i zawsze jakieś "dzień dobry" wymienimy całkiem spontanicznie... a z obsługą CircleK to z dwoma osobami jesteśmy na "Ty" i choć bywam tam rzadko, to zawsze jakieś pogaduchy wykonamy...
    zapolemizuję też ze Świechną, bo jako najmilszych postrzegam właśnie tych mówiących ze wschodnim akcentem, zwłaszcza Ukrainki(?) są naprawdę urocze...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie napisałam coś podobnego, więc za bardzo nie będzie to ostra polemika :D Ukraińcy w Polsce są bardzo mili. W Irlandii spotykam raczej Litwinów, ale myślę że nie chodzi tu o konkretną narodowość, ale generalnie o nieuprzejmość wynikającą z nawykowego pośpiechu. W Polsce Ukraińcy są mniejszością, starają się zaprezentować z jak najlepszej strony i to daje bardzo sympatyczny efekt. Inaczej sprawa się ma, gdy imigrant wpadnie w Irlandii do fabryki konserw, a tam 80% obsady to nieIrlandczycy. Trudno jest nabrać nawyków autochtona, gdy nie ma się z nim kontaktu. Zasymilowani imigranci są tak samo uprzejmi i cierpliwi jak tubylcy. Co ciekawe, zanim wyjechałam z Polski, odnosiłam wrażenie, że stykam się raczej z uprzejmością, inaczej niż moi koledzy, którzy narzekali na nieuprzejmość w usługach. Zawsze byłam pogodną osobą, pierwsza się do ludzi uśmiecham i być może to robiło różnicę. Po kilku miesiącach pobytu na wyspie zauważam jednak więcej nieuprzejmości, gdy jestem obsługiwana w kraju. Nie sądzę, aby coś się zmieniło, myślę, że zmienił się mój odbiór pewnych spraw i moje oczekiwania. I bardzo lubię wschodni zaśpiew, nadaje polskiemu językowi taki pogodny charakter.

      Usuń
    2. Urok osobisty na pewno robi dużo, ale kurczę, staram się nie napadać na sprzedawców, każdy miewa gorsze dni...oczekuję tylko minimum pomocy lub choćby zainteresowania, bo sama staram się być pomocna, nawet gdy coś wykracza poza mój zakres w pracy, nie trzeba być pielęgniarką by podać szklankę wody.
      Może szwankuje podział obowiązków lub rutyna lub nie wiem co...

      Usuń
    3. i tu wychodzi fajny consensus, jak ważne jest pozytywne nastawienie do świata przejawiające się uśmiechem jako pierwsza/y...
      nie pracowałem w hipermarkecie, ale prowadziłem bar i sklepy za ladą, jednak tu działa zasada podobna: inaczej się traktuje klienta, gdy grzecznie poprosi, a inaczej, gdy po chamsku rości...

      Usuń
    4. Zawsze zaczynam od - przepraszam, czy mogę zapytać?
      Jeśli to mało grzeczna forma, to ja się poddaję!

      Usuń
  9. Coś w tym jest... Tylko że ta chamska obsługa to nasi... rodacy, znajomi, bliscy, krewni, z rodziny... To MY, proszę Państwa, to MY!!! Naró przepełniony powyżej dziurek w nosie WARTOŚCIAMI, których nam - podobno - zazdrości zdegenerowana Europa... Z kogo te "sklepowe chamy" wzięły sobie przkład???
    A owi grzeczni, to często... uśmiechnięte ukraińskie dziewczyny, spokojni chłopcy... ludzie, którzy CHCĄ pracować, bo wyrwali się z "saamostijnej Ukrainy", gdzie często ani pracy, ani płacy, za to oszołomstwa...ho-ho albo nawet więcej.
    Zapewne przyjechali do nas zarobić [czyli "wyprowadzić od nas nasze pieniądze"], podpatrzyć u nas te "nieprzemijające wartości" [szpiedzy!!!] i może - nie daj Boże - dodać je do swoich!
    https://www.youtube.com/watch?v=dLaUeYBvj2E

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdemu może zdarzyć się kiepski dzień, migrena, konflikt w pracy, a klient za to obrywa. Najlepiej chyba postawić się na miejscu delikwenta, może zmieniłoby to podejście?

      Usuń
  10. Chyba chodzilabym do tej holenderskiej kasy. Mimo iż mam 27 lat. Takie incydenty mnie też się zdarzają ciągle. Nikt nie ma czasu, każdy się spieszy. O uprzejmość tak trudno. Ale staram się zrozumieć. Każdym może mieć gorszy dzień

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś byłam bardziej niecierpliwa, choć gdy ktoś pół godziny wybiera gatunek sera, to nie ręczę...

      Usuń
  11. Ludzie stali się bardzo niewyrozumiali, albo trafiamy na ich gorszy dzień.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze staram się pamiętać o zasadzie: żyj i daj żyć innym...

      Usuń
  12. Oni chyba przechodzą specjalne kursy chowania się przed klientami. A jak się nie chowają, to potrafią podnieść ciśnienie lepiej, niż redbull.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możesz mieć rację, dziś byłam znowu w poszukiwaniu uchwytów do mebli i ta sama historia...i to nie tylko ja szukałam sprzedawców:-(

      Usuń
  13. Moim zdaniem przedstawiasz to bardzo humorystycznie.
    Jednak rozumiem, że to nie było wcale takie dowcipne, jak to przestawiasz.
    Serdecznie pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoś trzeba sobie radzić z rzeczywistością, czasem humorem właśnie...

      Usuń
  14. Tak często piszecie o tym gorszym dniu. No przepraszam bardzo, jak się pracuje z ludźmi, to ten gorszy dzień nie powinien być wymówką. To my tak usprawiedliwiamy często po prostu nieuprzejmość, a nie gorszy dzień.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. miałem kiedyś znajomą, która prowadziła sklep (warzywniak) i w gorsze dni wkładała t-shirta z napisem: "dziś mam ciotę, sraczkę, ząb mnie boli, itp (niepotrzebne skreślić)"...
      to się nazywa mieć dystans do własnych gorszych dni... i podobno w takie właśnie dni nigdy nie miała żadnej scysji z klientem... ludzie grzecznie kupowali to, co im zważyła, nie marudzili przebierając w np. pomidorach...

      Usuń
    2. A tak nawiasem, kup dobre pomidory, nie przebierając w nich. Ja, niestety, przebieram, a i tak zawsze jakiś badziew do domu przyniosę.

      Usuń
    3. Gdy czasami idę do klasy na zastępstwo, to zaczynam od - kochani, mam dzisiaj straszną migrenę, nie krzyczcie, proszę to jakoś przetrwamy.
      Przeważnie działa...
      Ja przebieram, ale nie duszę i nie rzucam, jak niektórzy.

      Usuń
  15. Myślę, że Polacy zbyt często zmyślają sobie powody zachowań innych ludzi (że robią coś na złość, że z lenistwa, że z braku szacunku). Co ciekawe, dla swoich zachowań zazwyczaj znajdują wspaniałe usprawiedliwienia. Mniej nerwowo by było, gdyby ograniczać się do faktów, bez domysłów co do ich przyczyny. Wtedy pan z kolejki by po prostu wiedział, że trzecia kasjerka przyszła z zaplecza pomóc dwóm pozostałym. No i dobrze by było rozjaśnić pewną kwestię: zaplecze sklepu, to nie sala telewizyjna, ani klubokawiarnia, tylko miejsce pracy, gdzie przyjmuje się towar, wypełnia faktury i zamówienia, wydaje towar na sklep.... Nawet gdy jako klienci, czujemy się pomijani, z dużą dozą prawdopodobieństwa można przyjąć, że pracownik po prostu jest czymś zajęty i czasem trzeba się przypomnieć. Natomiast zupełnie nie widzę usprawiedliwienia dla złowrogiej miny, opryskliwego tonu (po obu stronach klient - obsługa). Żaden zły dzień tego nie usprawiedliwia. I każdy z nas dobrze o tym wie, bo jak w zły dzień przyjdzie prosić o przysługę, to umiemy być uprzejmi. Ta nieuprzejmość dotyczy tylko obowiązków, czyli tego, za co nam płacą, a to już jest postawione na głowie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To też prawda, tak jak z lekarzami, którzy bywają opryskliwi w przychodni, ale prywatnie już bardzo mili...sama tego doświadczyłam.
      Lżej by też było, gdyby każdy mógł pracować spokojnie i bez nakładania obowiązków ponad swoje siły lub na wczoraj...

      Usuń
  16. Szacunek do pracy się kłania. Skoro można iść na bezrobocie i wyciągnąć od państwa jakieś zasiłki to kto by tam dbał o prace. Na zachodzie jest wręcz odwrotnie. Kręcisz się po stoisku i prawie natychmiast jest ktoś kto chce pomóc. U nas jednak wciąż pokutuje czy się stoi czy się leży.....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami mam właśnie takie wrażenie, na szczęście nie dotyczy to wszystkich, zdarza się np. że w jednej Biedronce wspaniała jest cała załoga, w innej niefajnie się robi zakupy...

      Usuń
  17. Hah, też bym sobie chodziła do tej 'senioralnej' kasy. Choć zazwyczaj zakupy robię w Biedronce, to po chleb idę do takiego małego sklepiku i tam sobie można chwilę pogawędzić. W kolejce marketowej podoba mi się to, że zazwyczaj właśnie nie ma gadania: duże zakupy - chcę szybko zapłacić i spadać. Kiedy idę po chleb mogę chwilę pogawędzić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas tak bywa na targowisku, zwłaszcza gdy kupuje się u sprawdzonych dostawców:-)

      Usuń
  18. Dziś w kolejce wybuchła kłótnia. Jeden pan zbeształ panią, że kupiła "Gazetę Wyborczą", która podobno miała zachęcać, by dzieci uczyć seksu od przedszkola. Pani na to, że on zapewne z tych miłosiernych, którzy chłostaliby za użycie tego słowa, choć nie jest zakazane. A mnie z kolei wydaje się, że coraz więcej ludzi nie umie myśleć samodzielnie, umieją tylko powtarzać po kimś.
    Serdeczności zasyłam

    OdpowiedzUsuń
  19. Jak mogłaś, tą donicą, tak utrudniać życie sprzedawcom. Oni przecież pracują, a ty na urlopie...

    OdpowiedzUsuń
  20. Miałam coś napisać odnośnie Twojej sytuacji, ale zawiesiłam się na obrazku. Ciekawe czy to prawda. Bardzo mi się spodobała ta inicjatywa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy prawdziwa, ale sympatyczna na pewno:-)

      Usuń
  21. A pamiętacie czasy, gdy wystarczyło wejść do sklepu, by od progu usłyszeć: czym mogę służyć?
    I nadmiar opiekuńczości i uprzejmości też powodował pewien dyskomfort / tu mówię już tylko o sobie!/.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz tez spotkać można ten nadmiar, już od progu, każda skrajność jest niefajna...

      Usuń
  22. Samo życie Jotko, i ludzie zawsze tacy sami-jedni życzliwi, inni nie. Cóż, też ciągle nie mogę tego zrozumieć. Juz nie raz powiedziałam pani z okienka: "Przepraszam, czy Pani siedzi tutaj za karę?"
    Pozdrawiam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatnio staram się być wyrozumiała, naprawdę, ale czasami trudno o cierpliwość, gdy spotykasz takie zjawiska często...

      Usuń
  23. Brak kultury, dobrego zachowania w sklepach, to odwieczny problem.
    Nawet, jak nic nie robią sprzedawcy, to z wielką łaską odpowiedzą!
    Ale są także Ci: mili, uczynni, pomocni, grzeczni- wychowani i o nich powinno się pisać częściej 💖
    Serdeczności zostawiam ☕🍰🦋🌼🌞🙋‍♀️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście, chyba częściej spotykam tych uczynnych:-)
      Uściski, kochana:-)

      Usuń
  24. Kolejki w sklepach jak widać są niebezpieczne... I dla tych którzy w nich czekają A także dla kasjerki ;) Szacunek - to nas może uratować :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szacunek zawsze wskazany, w każdych okolicznościach...

      Usuń
  25. I od razu mam w oczach filmy, Bareja wiecznie żywy. I końca nie widać...

    OdpowiedzUsuń
  26. Kiedyś tez tak łazilam po Leroy i szukałam czegoś. Mogłam tak łazić cały dzień bo nikt nic nie wiedział i wszyscy czymś zajęci. Nie ogarniam takiego czegoś.

    OdpowiedzUsuń
  27. samo życie , wszędzie spotykamy różne postacie..najważniesze zachowawać spokój:):)Pan może się tak zasiedział, że już nie miał siły wstać:):): Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  28. Nie znoszę marketów, chodzę, gdy muszę. Czasami trzeba niestety i takie sytuacje się zdarzają. Trzeba się upominać o swoje, bo człowiek by czekał nie wiadomo jak długo...

    OdpowiedzUsuń
  29. Och, ależ to jest na porządku dziennym. To nie tylko w sklepie. Ja sama np. biorę siostrę albo mamę i dźwigamy worki z cementem, bo żaden mężczyzna sprzedawca nie przebywa nawet w pobliżu. Raz jeden ostatnio nam się zdarzyło, że nam załadował to w szoku byłam. Bardzo dużo personelu brakuje. Zresztą w urzędzie jest tak samo, nikt nie patrzy w oczy żeby do niego nie podejść.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie nie wiem czy to braki kadrowe, czy obojętność czy wygodnictwo?

      Usuń
    2. Pewnie wszystko po trochu.

      Usuń
  30. Witaj, Jotko.

    Najbliżej mam Lidl i tam obsługa jest naprawdę miła. Kupuję, odkąd market wybudowano i dopiero niedawno trafił się kasowy gbur, który powywalał mi wszystko z torebek, nie wiem - po co, bo ilość takich kajzerek widać gołym okiem, a cukierki wypada raczej zważyć niż policzyć. Bardzo się oburzył, jak nie chciałam za te obmacane przez niego bułki zapłacić. Przeczekałam warkoty i spokojnie powiedziałam, że pieczywka jednak nie wezmę. I nie wzięłam.
    Chyba mnie zapamiętał, bo parę dni temu znosił puste kartony, i, gdy przechodziłam obok kosza, do którego je ładował, postanowił sprawdzić własne oko i rzucił sobie kartonem z sąsiedniej alejki. To nie żart. Dobrze, że mam szybki refleks, bo dostałabym w głowę. Nie wytrzymałam. Przechodząc obok typa, bąknęłam coś o idiotach, których nie sieją... Zła byłam i napomknęłam o incydencie jednej z kasjerek. I to ona mnie przepraszała za zachowanie kolegi...
    Za to w sklepie z najoporniejszą pod słońcem obsługą oniemiałam z wrażenia, gdy trzech sprzedawców, jeden po drugim, spytało, czego szukam:)
    Nie wiem, jak długo taki stan rzeczy się tam utrzyma, ale było mi miło.

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli wszędzie podobnie, obok tych co jak za karę pracują, są mili i uczynni. W każdym zawodzie czarne owce się znajdą.
      A tacy nadgorliwie uprzejmi też potrafią do zakupów zniechęcić:-)

      Usuń
  31. Witaj już sierpniowo Jotko
    W sklepach rożnie bywa. Ja mam takie szczęście, że zawsze coś się podobnego przytrafia
    Pozdrawiam nadzieją na spokojny tydzień

    OdpowiedzUsuń