piątek, 3 lutego 2017

By nie zwariować...

Bywają w życiu takie chwile, sytuacje, sploty wydarzeń, że wyć się chce…
Często osoby pracujące w zawodach narażających je na nieustanny kontakt z innymi ludźmi (pacjenci, petenci, uczniowie, klienci, pasażerowie) ulegają od czasu do czasu takiej presji ze strony czynników zewnętrznych, że w pewnym momencie dochodzą do przysłowiowej ściany. Gdy dodamy do tego takie elementy jak : gorsze samopoczucie, kłopoty rodzinne, zmęczenie, konflikt z szefem lub współpracownikami itp. to nic tylko palnąć sobie w łeb.

Czasami sytuacja nas przerasta na tyle, że niektórzy wpadają w depresję, mówi się o wypaleniu zawodowym, fobiach różnego rodzaju. Nie każdy czuje się na siłach lub nie ma możliwości skorzystania z fachowej porady terapeuty, zmiany miejsca pracy lub wzięcia dłuższego urlopu dla poratowania zdrowia psychicznego.

Sama miałam taki epizod w życiu, kiedy wykonywałam pracę przewidzianą dla dwóch osób, pracowałam po 9 godzin i do podejmowania codziennie swoich obowiązków motywowała mnie perspektywa pracy w takich warunkach tylko przez rok .
A bywa, że ktoś ma podobnie lub gorzej przez kilka lat. Jeśli jest się młodym, można wiele wytrzymać, ale w pewnym wieku, z dwudziestokilkuletnim stażem nie jest łatwo sprostać presji psychicznej, a i nasza fizyczność domaga się odpoczynku, dłużej odreagowuje się zmęczenie fizyczne i psychiczne.
Przyznam się, że gdy sytuacja bardzo mi dopiekła i czułam, że będę warczeć na wszystkich i na wszystko lub po prostu zwariuję , robiłam sobie godzinną przerwę od czytelników. Nie od pracy, bo przecież nie przysługiwała mi taka przerwa, ale od kontaktów z żywym człowiekiem, który ciągle coś mówi, ciągle czegoś chce, telefon dzwoni, drzwi się nie zamykają.
Taka przerwa z herbatą, w całkowitej ciszy, oderwanie myśli od czynności zawodowych ma zbawienny wpływ na psychikę, czego nie doceniają niektórzy pracodawcy. Chociaż słyszałam o praktykach w nielicznych firmach, które oferują swoim pracownikom pokoje socjalne, gdzie można wypić w spokoju kawę i zjeść ciastko ( na koszt firmy), pograć w piłkarzyki, posłuchać muzyki.
Na przeciwnym biegunie są pracodawcy, którzy specjalnie zatrudniają młodych pracowników, by wycisnąć z nich wszystkie soki i potem wyrzucić jak zużyty kapeć.

Takie stresy w pracy ludzie różnie odreagowują, jedni w miarę zdrowo, inni niestety mniej:
• Uprawiając różne sporty tzw. zwyczajne
• Próbując sportów ekstremalnych, co nie zawsze jest bezpieczne
• Wychodząc z przyjaciółmi na drinka, co często kończy się uzależnieniem
• Zajadając stresy lub pijąc zbyt duże ilości kawy i napojów energetycznych
• Oddając się pasjom rozmaitym, pozwalającym zapomnieć o problemach w pracy lub innych
Szczęściarzami mogą nazwać się te osoby, którym udało się połączyć pasję z zarabianiem pieniędzy i nie narażają się na niekorzystne czynniki z zewnątrz.
Ale czy dziś istnieją takie miejsca pracy lub tacy pracodawcy?

Poza tym podobne reakcje i konieczność podreperowania psychiki mogą dotyczyć nie tylko osób pracujących zawodowo. Wielu z Was pewnie mogłoby sypać przykładami jak z rękawa i oburzyć się, że piszę tylko o osobach w tzw. wieku produkcyjnym. A nie zapominajmy też o kobietach wychowujących dzieci i nawet jeśli nie pracują zawodowo, to sytuacji przyprawiających o ból głowy im nie brakuje...
Bywają także skomplikowane sytuacje życiowe, które powodują wieczny stres, bezsenność, liczne problemy zdrowotne, których przyczyn doszukujemy się wszędzie, tylko nie w naszej psychice, bo zapominamy o relaksie, odseparowaniu się na jakiś czas od sytuacji lub osób, które mają na nas niekorzystny wpływ.

A jak Wam udaje się odreagować sytuacje, przyprawiające o ból głowy?

54 komentarze:

  1. Przez 6 lat pracowałam w dziale, w którym miałam nieustanny kontakt z interesantami przez 6 godzin dziennie.Od dziesiątej do szesnastej wciąż kłębił się tłum.Od maja do listopada każdego roku ekspediowałyśmy po 500 osób,niczym najwyższej klasy biuro podróży- każdy był hołubiony od momentu składania wniosku o paszport aż do chwili wręczenia mu wszystkich dokumentów podróży- paszportu z wszystkimi wymaganymi wizami i biletu wraz z potwierdzoną całą trasą wylotu do miejsca przeznaczenia. A każdemu z interesantów wydawało się, że jest co najmniej prezydentem naszego kraju, a my podnóżkami.
    Wychodząc z pracy byłam zawsze tak skołowana, że jeśli nie jechałam prosto do domu, to musiałam się dobrze zastanowić w którą stronę mam iść. Potrafiłam w nocy się obudzić przerażona, że jeszcze komuś brakuje jakiejś wizy albo trasa nie jest potwierdzona, co było de facto tylko snem.A do tego miałam nad sobą dwóch dyrektorów-tego ze swojej centrali i drugiego z MSW. I 3 dziewczyny "pod sobą", którymi musiałam sterować i wciąż kontrolować ich pracę by wszystko było na czas załatwione.Zazdrościłam im wręcz, że muszą wychodzić z biura i na mieście wszystko załatwiać, bo nie musiały się użerać z interesantami.Praca ta nauczyła mnie szacunku do wszystkich, którzy mają czynny, nieustanny kontakt z obcymi dla siebie ludzmi.Nauczyła mnie również tego, jak nie zatruwać życia ludziom, którzy nas obsługują " za ladą", niezależnie od tego gdzie ta lada jest- w urzędzie czy też w sklepie.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obserwowaliśmy kiedyś z mężem panie w urzędzie skarbowym, przyjmujące i sprawdzające PITy, gdy jedna musiała wyjść do toalety, klienci w kolejce chcieli ją zagryźć...czasami wystarczy pomyśleć, jak nam byłoby w takiej sytuacji.

      Usuń
  2. Znam ci ja radość takiej pracy - a jak bym sobie zrobiła przerwę z herbatą to o premii mogłam zapomnieć. I to nie trwało rok tylko dłużej... Nie potrafiłam odreagować tego stresu i było co dzień to gorzej. Po po kilkunastu latach każdy by miał dość

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami człowiek po prostu czuje, że doszedł do ściany...

      Usuń
    2. no i jak wiesz teraz jestem darmozjadem na którego musi łożyć całe polskie społeczeństwo

      Usuń
    3. Ja nie mam z tym problemu, ale wiem, do czego pijesz...

      Usuń
  3. Chyba wiele nie mogę napisać....na ten temat.Asiu ja chyba teraz będąc już kilka lat na wiecznym urlopie (czytaj-emeryturze) wyparłam z pamięci takie wspomnienia.Wspominam ,ale te fajne sytuacje ,zdarzenia.Na pewno były takie sytuacje gdy nerwy odmawiały mi posłuszeństwa (tym bardziej ,że przez wiele lat to była praca bezpośrednio z ludźmi).To co najbardziej pamiętam i czego teraz brak....normalne kontakty wśród kolegów i koleżanek ,a nie dopuszczanie się "mało chwalebnych rzeczy" aby być tym lepszym. Ale już kończę bo to raczej jest nie na ten temat....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wbrew pozorom bardzo powiązany temat, bo rola współpracowników w tym wypadku jest bardzo ważna. Złe relacje w pracy też mogą być źródłem stresu. Często powtarzam synowi, że nie tyle liczy się wysokość pensji, ile atmosfera w pracy.

      Usuń
  4. Ja niestety ponoszę do dziś zdrowotne konsekwencje pracy przez rok po szefostwem osoby, dla której współpracownik był nikim. To się teraz nazywa mobbing, a oznacza codzienne znoszenie humorów, krzyków, wulgaryzmów, niesłusznych uwag od osoby, która w żadnej mierze nie zasługuje na szacunek. A co do przepracowania - cóż, moja "robota" niestety ma to do siebie, że pracujemy bardzo długo, są dni, po wysłaniu numeru do druku, że jest luźno 7-8 godzin, ale im bliżej dead line'u atmosfera gęstnieje i godzin pracy przybywa nawet do 10 czasami. To też jest spowodowane innymi ludźmi, którzy z nami współpracują i którzy to traktują jako rzecz jedną z wielu, zostawiając na ostatnią chwilę. A kiedy robi to większość, no to ta ostatnia chwila jest naelektryzowana jak chmura burzowa. Na szczęście teraz mam świetny zespół więc lubię chodzić do pracy. Atmosfera jest niezwykle ważna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, niejeden szef powoduje u swoich pracowników co najmniej ból głowy, czasem zmienia się wszystko wraz ze zmianą szefa, chyba że zostają osoby, które były pod jego wpływem i dalej grają w to samo.Tak jak napisałam Grażynce, atmosfera w pracy jest bardzo ważna, rekompensuje inne niedogodności.

      Usuń
  5. 1. idealne rozwiązanie, czyli wyeliminować źródło stresu, a może nim być pozamienianie pracy... wista wio, łatwo powiedzieć,
    2. przywyknąwszy :-)
    3. w moim przypadku, w sytuacji gdy stres towarzyszy mojej obecnej robocie bezustannie, radze sobie z nim tak, że bardzo głośno z sobą rozmawiam, by nie powiedzieć krzyczę, używając co i rusz bardzo parlamentarnych określeń, na co nie pozwoliłbym sobie nigdy choćby prowadząc bloga.
    4. słuchanie muzyki, najlepiej dawnej - muzyki baroku, Bacha - zawsze uspokaja.
    5. czytanie - nie zawsze.
    6. pisanie - nie zawsze, choć często
    7. jeśli ma się okazję - sen
    ot i tyle w tym momencie na ten temat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muzyka łagodzi obyczaje, a mnie czasem najbardziej uzdrawia cisza i wypady za miasto. Gdy patrzę w sina dal i słucham przyrody resetuje mi się dusza i ładuję baterie na nowy tydzień.

      Usuń
  6. Moja praca mnie nie stresuje - na szczęście, ale był taki okres w życiu, że już miałam dosyć pracy. Poszukałam innej, a do szefa otwarcie powiedziałam, że w tym zawodzie już się wypaliłam, że nie przychodzę już do pracy z taką ochotą jak kilka lat wcześniej i lepiej jeśli grzecznie się rozstaniemy teraz kiedy jeszcze jestem w dobrej formie - bez zgrzytów i pretensji niż za pół roku po burzliwych przejściach. Miałam fajnego szefa, zrozumiał i współpraca zakończyła się w przyjaznej atmosferze. :-) Teraz jak miewam jakiś gorszy dzień to lampka wina, gorąca kąpiel, mężuś, któremu mogę się wygadać - tylko tyle, albo aż tyle. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo odważnie postąpiłaś, nie każdy tak robi i męczy sie dalej. Masz rację, miły wieczór z mężem, który rozumie i potrafi pocieszyć to jest to!

      Usuń
  7. Ja mam swoją przyrodę i jakoś daję radę:) Bywa jednak i tak, że przyroda nie pomaga, więc staram się stres przeczekać (wszystko przecież ma swój koniec) i ... jakoś daję radę :))) PS. Dlaczego w grupie osób narażonych są uczniowie, a nie ma nauczycieli?!?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obcowanie z przyrodą gdy mieszka się w mieście i ma ciągle do czynienia z tłumem ludzi to prawdziwy ratunek dla psychiki, też tak mam. Nauczyciele, jak rodzice MUSZĄ sobie radzić. Kiedys robiono u nas badania poziomu hałasu i wyszło źle. Na nasze pytanie, co na to przepisy BHP, pan odrzekł - przepisy przepisami, ale to szkoła...

      Usuń
  8. Witaj, Jotko.

    Bardzo utrafiłaś...
    Czasem zdarzają się w życiu sytuacje, na które nie można się przygotować i sprawiają, że najbardziej ukochana praca staje się mordęgą.
    Dobrze, gdy pracodawca to rozumie i daje czas na oswojenie się...
    Jak sobie radzę? Jakoś...

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wynika z komentarzy, że większość z nas radzi sobie po japońsku czyli JAKO TAKO :-)

      Usuń
  9. A wydawać by się mogło, że praca bibliotekarza to taka spokojna jest. Osobiście w sytuacjach stresowych, biorę się za sprzątanie... czegokolwiek, żeby tylko nie myśleć. Niestety efekt nie zawsze jest zadowalający, bo potem nie mogę wielu rzeczy znaleźć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Była kiedyś w bibliotekach publicznych...
      Sprzątanie to też dobry sposób, na mnie dobrze działa mycie okien:-)

      Usuń
  10. Ja po dwudziestu latach pracy na etacie jestem teraz szefem sama sobie. Kiedy pracuję, to bywa to nawet po 14 godzin na dobę, ale jest wiele dni w miesiącu, w których w ogóle nie musze pracować... Nie jest do końca aż tak różowo, bo często podejmuję współpracę z ludźmi, dla których podwykonawca... no cóż... nie ten, to inny, chętnych jest wielu przecież. I czasem mogę powiedzieć, że nie, na tych warunkach pracować nie będę, ale czasami niestety nie.
    Natomiast czasem zachowuję sobie to, co ludzie do mnie piszą po naszych spotkaniach. I kiedy to czytam, to znów mi się chce... bo warto.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, czasami mam ochotę już na emeryturę, a czasami praca z czytelnikami daje tyle satysfakcji i radości, że znowu mija kolejny rok. To te wszystkie niepotrzebne , a irytujące rzeczy sprawiają, że motywacja czasem siada...

      Usuń
  11. Doskonale rozumiem, o czym piszesz. Pracowałam z ludźmi, prawie na akord, bo byłam rozliczana z ilości przyjętych pacjentów. Na emeryturze zredukowałam kontakty społeczne do minimum - mało kto się na nie załapuje, tylko ci najbliżsi. Taka jest cena za piękny skądinąd, zawód. Wypaliłam się szybko. Nie umiałam być powierzchowna i byle jaka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twoje ostatnie zdanie doskonale oddaje to, co ja czasami odczuwam, bo nie robię tego, co lubię i umiem najbardziej, a dokłada mi się jakieś poboczne bzdury, które zabierają czas i energię na to, co wartościowe.

      Usuń
  12. Nie dalej jak dziś w nocy miałam kolejny koszmarny sen o mojej byłej pracy. Znów nocna zmiana i nade mną siostra dyrektor wymyślająca coraz to nowe zajęcia ( jakby pilnowanie w nocy 44 psychicznie i fizycznie chorych nie było dosyć absorbujące dla jednej osoby nocą) Znów przebudziłam się zlana potem, że nie zdążę, że nie dam rady... ale na szczęście śladu siostry dyrektor w koło nie było ;) te sny zostaną mi chyba do końca życia niestety. Wtedy - jak Iwona napisała nie było pojęcia mobbing, teraz jest ale myślę , jestem pewna, że w TYCH kręgach i zakładach pracy, nawet teraz takie słowo nie istnieje. A teraz za to życie mi wynagradza, robię co kocham i nic nie muszę a chcę. A jak czasem pod górkę to... kąpiel w pianie z płynu lawendowego - czyni cuda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, słowo mobbing nie tylko nie istnieje, a wręcz przy jakiejkolwiek konfrontacji dziwią się, że ich zachowanie było niewłaściwe(delikatnie mówiąc).
      A co do snów - ten nasz mózg to fenomenalne ustrojstwo....
      Kąpiel w płynie lub kulkach do kąpieli...

      Usuń
  13. Jeszcze do niedawna ze zdziwieniem konstatowałem, że zawodowo najszybciej "wypalają się" sportowcy (np. baletnice, łyżwiarki figurowe już w wieku 16-18 lat są odsyłani na emeryturę) i kontrolerzy lotów, którzy tracą określone cechy psychofizyczne już po 2-3 latach pracy, a więc np. mając 25-26 lat. Teraz okazuje się, że nowymi rekordzistami są bukmacherzy, marketingowcy i PR-owcy, poruszający się w obszarze grafiki, programowania i analiz komputerowych. Średni czas aktywności zawodowej "na najwyższych obrotach" to góra 2 lata.
    Wracając do Twojego tematu chciałbym zwrócić uwagę, że w miarę spiętrzania się zadań maleje nasza zdolność do ich rozwiązywania, i np. pojawiają się błędy zawodowe i gubi nas rutyna. Także ich zwiększająca się złożoność czasem przekracza nasze możliwości. Jeżeli do tego dojdzie mobbing, stres, i zaczniemy się wspomagać farmakochemicznie to w najlepszym razie doła mamy pewnego. Gorzej, gdy znajdziemy się w dole, tym rzeczywistym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba wiele osób tak robi, że sięga po wspomagacze, niestety. A jeszcze nie tak dawno dziwiliśmy się, że Amerykanie ciągle chodzą do psychoterapeuty...

      Usuń
  14. No niestety, ja wszystkie stresy przepłacałam migreną. Był czas, że po całym tygodniu w czasie którego chodziłam uśmiechnięta i trzymałam się dzielnie niezależnie od tego co się działo - w nocy z piątku na sobotę budziłam się ze straszliwą migreną /taką z zaburzeniami widzenia, węchu, słuchu, bólem nie tylko głowy ale i szyi i okropnymi wymiotami/ - i trzymało mnie do rana do poniedziałku.
    A potem cudem jakimś zbierałam się i szłam do pracy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To była też moja zmora, do tego drażliwość jelit, więc czasami świadomie unikałam sytuacji stresujących, nawet jeśli był to stres pozytywny, bo potem przypłacałam to zdrowiem...
      Spektrum objawów migrenowych miałam podobne, dwa lub trzy dni wyjęte z życiorysu, teraz to jakby sie uspokoiło lub raczej pojawia się sporadycznie...

      Usuń
  15. Migrena , silna nerwica wegetatywna, kłopoty ze snem ... to pokłosie nadmiaru stresu na jeden organizm - mój organizm . W końcu musiałam coś z tym zrobić gdyż tak się nie dało już żyć . Zaczęłam pracować nad sobą , nad wzmocnieniem poczucia swojej wartości , zaczęłam zmieniać to co mogłam zmienić , nauczyłam się dystansować , oddzielać pracę od życia prywatnego , przyznałam sobie prawo do odpoczynku, zrozumiałam ,że życie to nie tylko obowiązki ale też i przyjemności . Zauważyłam ,że zmęczenie fizyczne dobrze mi robi, działa odstresowywująco. Zaczęłam więc zamiennie a to chodzić na kilometrowe spacery ,a to jeździć rowerem np 40 km dziennie , albo grałam w siatkę , ryłam na działce itp w końcu odkryłam taniec . Muzyka w połączeniu z dużą dawką ruchu działa na mnie niesamowicie odprężająco . Redukuje stres do poziomu ZERO. :) Skracając - nauczyłam się asertywności i szacunku do samej siebie. W końcu to moje życie i zdrowie. Mam prawo i obowiązek o nie dbać. A praca cóż - nie ma ludzi nie zastąpionych. Trzeba o tym pamiętać pozwalając zwalić sobie na barki , kolejne i kolejne zadania , obciążenia ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, jesteśmy tylko ludźmi i musimy o siebie zawalczyć. Takie też podjęłam postanowienie w tym roku - nie zamierzam pracować ponad siły, tylko dlatego, że ktoś coś głupiego wymyśla...

      Usuń
  16. Ze smutkiem przeczytałam Twój wpis i komentarze. To przytłaczające. Niektóre zawody zawsze były i są stresujące, ale teraz to świat zwariował, pracodawcy chcą więcej i więcej. Żądni większych pieniędzy, z młodych zdolnych wyciskają całą energię na swoje potrzeby, a z potrzebami pracowników wcale się nie liczą. Jeśli chodzi o moją pracę, ja stresu nie doświadczam. Pracuję w Domu Opieki. Tu nie ma pośpiechu, nie ma rywalizacji. Tu jest miejsce do refleksji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To miło słyszeć, Mario, widocznie trafiłaś fajny zespół i szefostwo, czego możemy Ci pozazdrościć, ale tak powinno być, więc jest to taka zazdrość bez zawiści...

      Usuń
  17. Niektórzy zapomnieli, że człowiek to nie maszyna. Pomijając słowa jakie często padają z ust pracodawców : "na twoje miejsce mamy wiele innych osób". Prowadzi to do tego, że w obawie o stanowisko pracujemy w pocie czoła.
    Ja pracując w handlu nie raz słyszałam :"klient mój pan". Zgadzam się z tym. Tylko, że ja nie byłam niewolnikiem. Skoro byłam uprzejma, wykonywałam swoje zadania z zaangażowaniem, to klient niech również to doceni.
    Bywało i tak, że to ludzie gadali takie głupoty, że uszy bolały. Najgorsza jaką usłyszałam to : "było się uczyć, na studia iść". Pewnemu klientowi odpowiedziałam kulturalnie : "proszę pana, nie wie pan jakie wykształcenie mam ja i moje koleżanki czy koledzy - więc niech pan nie osądza" , pomijając to, że żadna praca nie hańbi.
    Bo moim zdaniem to nie tylko pracodawcy powodują, że wszystkiego się odechciewa. W moim przypadku klienci, którzy nie mieli za grosz kultury, przyczyniali się do tego , że z chęcią wręczyłabym im mój "fartuszek", postawiła za ladę, ale dałabym im tylko godzinę takiej pracy - więcej by nie wytrzymali.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak też się zdarza i czasami wstyd mi za rodaków, że sami sobie uprzykrzamy życie. Dziś byłam świadkiem awantury w sklepie, jakiś facet krzyczał na kasjerki, że za długo w kolejce stoi, a to przecież nie ich wina...
      Poza tym co to znaczy "było studia kończyć"? To ktoś bez studiów jest kimś gorszym? Moja babcia mawiała, że wstydem jest tylko kraść.
      Czasami wolę mieć do czynienia z normalną osobą bez studiów , niż z bufonem po dwóch fakultetach...

      Usuń
  18. Cudowny wpis, tak czytałam i tylko kiwałam głową, że tak ,to się zgadza, to widać i to jest straszne. Jest presja, jest rywalizacja, jest świadomość tego, że trudno znaleźć pracę, a zarabiać trzeba. Pracując z ludźmi, czasem chce się od nich odpocząć, bo ma się dość. Łatwo się wypalić w takich zawodach, ale też ile satysfakcji potrafią dać człowiekowi. Myślę, że pracodawcy właśnie mogliby być bardziej wyrozumiali i bardziej zadbać o pracownika, ale oni to jedynie są nastawieni na zysk w większości... A przecież wypoczęty i zadowolony pracownik to pracownik wydajniejszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, normalny człowiek to wie, że z niewolnika nie ma pracownika, dlaczego więc pracodawcy tego nie widzą? Ale to chyba powoli się zmienia...mam nadzieję:-)

      Usuń
  19. Nie będę ukrywała, praca przysparza nam coraz to więcej stresu i ludzie jacyś tacy nerwowi i zabiegani. Coraz częściej przychodzimy bardziej zmęczeni i wyjałowieni. Ja mam swoje sposoby na to wszystko, swoją pasję jaką jest gotowanie, spacery z bliskimi i po prostu odpoczynek z dobrą książką i kubkiem herbaty. Nie możemy się dać zwariować, bo potem są nerwice czy depresję, a to już jest wielki problem. Życzę wszystkim dużo uśmiechu, mimo wszystko :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za odwiedziny:-) dla mnie taką odskocznią jest też blogowanie, od kiedy się wciągnęłam, nie miewam chandry...
      Uśmiech i relaks potrzebny nam wszystkim :-)

      Usuń
  20. Ciągle szukam jakiegoś dobrego sposobu na odpoczynek, takie zresetowanie się i nabranie sił na dalszy "maraton". Musi to być coś co mnie pochłonie do reszty. Wbrew pozorom odpada czytanie książek - czytam, bo lubię, ale zbyt dużo rzeczy mnie rozprasza; nawet pochłonięta przez lekturę wciąż myślę o czymś. Filmy i seriale - jeszcze gorzej, bo przecież komórka leży tak blisko... Chociaż nie zawsze, to zależy też od dnia ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam podobnie, gdy jestem bardzo zmęczona psychicznie, to nie mogę skupić sie na tekście literackim, wolę wtedy przeglądać czasopisma...

      Usuń
  21. Stres? Znamy go, ponieważ towarzyszy nam od zawsze. Rozładowywać emocje musimy się nauczyć sami, co wcale proste nie jest. Mnie pomagało najpierw liczenie do dziesięciu, potem izolowanie się ze słodkościami, wreszcie zaczęłam wychodzić przed siebie, a kiedy po pół godzinie wracałam, mogłam spokojnie wyłuszczyć sprawę. Dla zdrowia psychicznego, nauczyciele powinni mieć dłuższe przerwy, nie ma czego im zazdrościć tych wakacji.
    Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobno tendencje światowe są takie, żeby pracować krócej i mniej intensywnie, ale czy w Polsce tego doczekamy?

      Usuń
  22. Jak sobie radzę? Jeśli mogę - wychodzę. Idę na długi, szybki spacer. Najlepiej z aparatem. Angażuję i ciało i umysł. Jeśli nie mogę, wychodzę do drugiego pokoju - ochłonąć, zebrać myśli i złapać trzeci oddech.
    To w sytuacjach nagłych. Ale jeśli stres trwa dłużej, nagromadzi się i spiętrzy tak, że nie mogę funkcjonować - zmuszam się, bo wcale na to wtedy przecież nie mam ochoty, do wyjścia. Do przyjaciółki, do kina, teatru, na wystawę... Pomaga.
    A pracodawcy są różni. Jedni orzą człowiekiem nie uwzględniając zupełnie jego prawa do odpoczynku, zagwarantowanego (?) zresztą w kodeksie pracy. Inni, a tych jest stanowczo mniej, to pracodawcy "z ludzką twarzą". Zdają sobie sprawę, że człowiek nadmiernie wykorzystywany jest mniej produktywny. Są również, ale takich jest z mojego punktu widzenia naprawdę niewielu - pracodawcy, którzy są po prostu po ludzku - ludzcy ;) Oby takich najwięcej na swej drodze spotkać, czego sobie i wszystkim nam życzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, wychodzenie, nawet samotne pomaga, tak jak kontakt z naturą. Przyroda jakoś zbawiennie pomaga odizolować się od wszelkich problemów, dlatego tak czekam na wiosnę i wypady na łono przyrody...

      Usuń
  23. Stres nie omija nikogo. Ale chyba miałam szczęście, bo praca dawała mi radość, praca ze studentami. A szefostwo było ludzkie i nie ingerowało za bardzo, właściwie sama decydowałam o tym jak realizować program, miałam tez duzy wpływ na plan zajęć (mogłam zaczynać zajęcia o 10.00, jestem sową i wcześnie rano jestem nieprzytomna). Na stres słucham muzyki. Uwielbiam Mozarta i słucham go z płyt ze słuchawkami na uszach, zatapiam się w muzykę. A jak nikt nie widzi tańczę sobie do Muzyki na wodzie Haendla. I zaraz mi lepiej.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Potańczyć też lubię i chyba dawno tego nie robiłam, trzeba przypomnieć sobie zapomniane przyjemności :-)

      Usuń
  24. Ja pracuję jako rzecznik prasowy prezydenta miasta, więc jest to praca niemal w permanentnym stresie. Nauczyłam się więc z biegiem czasu, żeby nie zabierać pracy do domu i zostawiać ją za drzwiami. Nie zawsze się udaje, ale wprowadziło to sporo higieny do mojego życia. Jeśli jednak są momenty, że nie mogę tego zostawić za drzwiami i stres mnie dopada, wtedy gotuję. Potrafię siedzieć w kuchni kilka godzin i nagotować jedzenia na cały miesiąc. Potem dania lądują w zamrażarce i jestem zabezpieczona na czas jakiś. I zrelaksowana :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To też dobry sposób, jeśli lubi się krzątaninę w kuchni. Mój syn twierdzi, że gotowanie i eksperymentowanie w kuchni go relaksuje, więc wierzę.
      U Ciebie pożytek podwójny - lepszy nastrój i zapasy w lodówce :-)

      Usuń
  25. Krótko pracowałam z ludźmi, jednak wiem, że to duży stres. Zwłaszcza w gorsze dni, kiedy humor nie dopisuje, albo zbiera jakaś choroba. Nie dość, że każdy ma jakieś tam swoje wymagania, albo się spieszy, to jeszcze trzeba uważać, żeby przez złe samopoczucie nie nawalić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację. Ostatnio obserwowałam panią w cukierni, która nie miała cierpliwości do klientów, fakt, że klientka przede mną świętego wyprowadziłaby z równowagi. Czasami wystarczy być wyrozumiałym, widać było, że ekspedientka źle sie czuje.

      Usuń
  26. Stres, złość, nerwy, smutek... Negatywni towarzysze naszych codziennych zmagań. Jestem bardzo wrażliwą osobą, która łatwo ulega nerwom. Nie umiem sobie radzić ze stresem i ot to mój ogromny problem :) Przez to nie potrafię się wysłowić na egzaminach i wiele rzeczy ulatuje mi z głowy. Nerwy całkowicie mnie zżerają i wyprowadzają z równowagi :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nerwy na egzaminach i w podobnych sytuacjach to normalne. Czasami z nadwrażliwości sie wyrasta, ale jeśli dusze masz delikatną, to ciężki Twój los...

      Usuń