środa, 11 września 2024

Podpiwek, pyry i gzik...

Co roku czekamy na ten festyn, Pożegnanie lata w skansenie Dziekanowice. Godzinka drogi od domu, na trasie Gniezno, więc wyprawa na cały dzień. Pogoda dopisała, kondycja także, wycieczka więc udana.


Przy okazji festynu w skansenie dzieją się ciekawe rzeczy, zwłaszcza dla młodego pokolenia, które wielu prezentowanych prac i narzędzi nie pamięta. Dla dzieci najlepsze były zwierzęta - owce i kozy, kucyk i konie w kieracie.
Powyżej - przygotowanie do młócki oraz warsztat wiejskiego kowala.


Po lewej panie przygotowują zaczyn na chleby, część ciasta już garuje w koszykach przykrytych ściereczkami. Po prawej - kiszenie kapusty w beczkach, można było spróbować soku lub głąba z kapusty. Wszystkie czynności wykonywane w oryginalnych starych chatach, na oryginalnych urządzeniach.


Obróbka lnu, to także pracochłonne zajęcie, a krzepa potrzebna na każdym etapie.


W kolejnych chatach - warsztat szewca oraz stolarza, ten akurat wytwarzał zabawki dla dzieci.


Wikliniarz co roku wyplata swoje kosze na różne okazje - kosze na grzyby, na drewno kominkowe, kosze rowerowe, lampiony ogrodowe. Praca na żarnach, to także niezła siłownia, wielu próbowało kręcić i spocili się nie na żarty!


Zajrzeliśmy też do młyna, bo i wyposażenie ciekawe, i widoki z okien na jezioro oraz na skansen.


Na placu miedzy karczma a kościołem występy kapel oraz kabaretu z Gniezna i Nowego Tomyśla.
Śmiechu było sporo, bo i gwara zabawna i teksty radosne.
Najbardziej podobała mi się recytacja wiersza A. Fredry "Paweł i Gaweł" w gwarze wielkopolskiej, niestety nie odtworzę z pamięci, żałuję, że nie nagrałam.

Ale zapamiętałam takie ciekawostki gwarowe ( wiele używała moja babcia, bo Wielkopolska i Kujawy po sąsiedzku):

- Ty stary glajdusie, uszuszwoliłeś portki, jak żeś loz bez pole !
- Wstawej z wyra, wdzij lumpy i na banę leć.
- W antrejce na ryczce leżą pyrki w tytce.
- Dejcie mi pół funta świetojanek w tytkę!


Karczma zapraszała na degustację podpiwku. Smaczny to i lekki napój z dodatkiem chmielu, w smaku podobny do kwasu chlebowego.


Nie omieszkaliśmy zajrzeć do dworu, obok którego rosły jabłonki, zerwaliśmy kilka pięknych jabłek. Na całym terenie skansenu rosły jabłonie, dynie, zioła, kwiaty.

Na straganach sprzedawano chleby, dynie, piwa regionalne, ryby i wędliny, sery i ciasta.
Dla smakoszy miody, dla głodnych potrawy przygotowane przez Koła Gospodyń Wiejskich - pyry z gzikiem, chleb ze smalcem, szare kluchy, placki, bigos i kiełbasa z grilla.

Na koniec obejrzeliśmy wystawę DIABŁY, ale o tym w kolejnym poście.


W drodze powrotnej krótki spacer po Gnieźnie i obiad we włoskiej restauracji, pychota!

Jeśli macie ochotę, to co roku w drugą niedzielę września, można pożegnać lato w Dziekanowicach lub przyjechać na żniwa chmielowe!

69 komentarzy:

  1. Jak to obiad we włoskiej? Oj, tyle jadła w skansenie "domowego".
    Te skanseny to po prostu bajka, siedziałabym w takim od rana do nocy i chłonęła ten klimat.
    A wiesz, ze te powiedzonka babcine zabrzmiałoby by podobnie na Śląsku? Tylko nie pyry, a kartofle i nie lumpy a galoty. A śwętojanki zamieniłoby się na szkloki:):):)Reszta tak samo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Próbowaliśmy drożdżówek ze śliwkami i chleba ze smalcem (mąż), do powrotu zgłodnieliśmy, a kuchnia skansenowa za tłusta...

      Usuń
    2. Tak też myślałam, w końcu zwiedzacie jarmarki a na nich jadło prawie to samo. Rzeczywiście, jedzonko włoskie może być dużym urozmaiceniem.

      Usuń
    3. W dodatku stoliki w ogrodzie, fontanny, pawie itp.

      Usuń
  2. taki prawdziwy skansen mamy w Klukach, niedaleko od nas, pisałam o nim, o koniach w butach i kopaniu torfu. A zupełnie pod nosem Swołowo, wioska, która powoli zamienia sie skansen. Niestety na tych dożynkach, i innych imprezach wszędzie to samo, chleb ze smalcem, ogórek, pierogi i ciasta...Naczelnik był już zniesmaczony. Jedynie gęsina w listopadzie stanowi wyjątek. ale klimaty fajne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byliśmy kiedyś w Klukach, bo mieszkaliśmy w Smołdzińskim Lesie, przepiękna okolica, chętnie bym tam wróciła.
      Masz rację, co roku podobne stoiska, ale lubimy ten klimat, teren skansenu rozległy, większy niż w Klukach, więc pół dnia spędzamy na świeżym powietrzu.

      Usuń
    2. ooo mieszkałaś w Smołdzinskim Lesie? :-) w takim pięknym miejscu i się wyprowadziłaś? no nie ładnie jotko nie ładnie.
      otóż lubię jednak kameralne miejsca. bardziej.
      A gziki, kluski i tłuszcze zwierzęce, to jest masakra jakaś.

      Usuń
    3. No nie, źle się wyraziłam, nocowaliśmy tam w czasie urlopu, polecił nam znajomy i bardzo nam się podobało!
      No masakra, a ja tak lubię wszelkie kluchy!

      Usuń
  3. Podpiwek to smak mojego dzieciństwa
    Uwielbiałam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja piłam chyba pierwszy raz, jedynie pamiętam smak kwasu chlebowego.

      Usuń
  4. BBM: W skansenie zawsze i pooglądać i posilić się można…

    OdpowiedzUsuń
  5. Smalec własnoręcznie topiony, gzik(niektórzy mówią gzika), podpiwek, kupowany w GS-ie w butelkach jak oranżada czy szare kluski(przez moją matkę zwane "żelaznymi" właśnie ze względu na ich kolor), to wszystko smaki mojego dzieciństwa. W każdym regionie Polski powinien być taki skansen, pokazujący czynności, ubiory i kuchnię właśnie danego regionu. To nauka dla młodych pokoleń. Pozdrawiam serdecznie Iwona Zmyślona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba jest tych skansenów sporo, wystarczy poszukać w sieci, niektóre daleko, ale zdarza się zwiedzić w czasie wakacji.

      Usuń
  6. Ludziom kiedyś żyło się naprawdę ciężko. Pewnie dlatego żyli tak krótko. Dobrze to sobie przypomnieć, żeby nabrać właściwego dystansu, zanim się zacznie narzekać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, ciężko pracowali od świtu do zmierzchu, a i tak mieli ochotę na zabawę i wspólne śpiewanie:-)

      Usuń
    2. Jak sobie wypili. A wypić musieli, bo część wypłaty od jaśnie państwa dostawali właśnie w wódce, w karczmie, która też należała do jaśnie państwa.

      Usuń
    3. I tak zostało, bez gorzałki nie ma zabawy, niestety!

      Usuń
  7. Jotko, znakomita relacja. Potrafisz wyszukać tyle ciekawostek i je dla nas zrelacjonować. Podziwiam Twoje zaangażowanie oraz zaradność poprzednich pokoleń. Taki festyn świetnie promuje region. Fajnie, że można samemu spróbować wielu oryginalnych rzeczy.
    Miód malina!😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, staram się pokazywać wszystko, co i mnie zachwyca.
      Co roku niby wszystko podobne, ale i nowości się zdarzają...

      Usuń
  8. Lubię skanseny, zawsze coś nowego można zobaczyć, piekny dzień zaliczyliście, pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, tak piękny dzień, pełen miłych momentów:-)

      Usuń
  9. podpiwek, taki kraftowy, czy domowy, ale niesieciowy, to zawsze jest atrakcyjna propozycja...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś częstowali cydrem, tez ciekawy smak!

      Usuń
    2. tys piknie... choć Polska zawsze była krajem jabłczanym, to kiedyś cydr był czym egzotycznym, wręcz nieznanym, dopiero zmiany klimatu /oraz innych uwarunkowań/ otworzyły zielone światło w tym kierunku i powstania ciekawych projektów, a z czasem tradycji...
      pierwszy cydr odkryłem we Francji podczas upałów i okazał się lepszym pomysłem od piwa, które zresztą w tamtych okolicach było dość marne...

      Usuń
    3. Teraz cydr jest w wielu sklepach i tani nie jest!

      Usuń
    4. i tego akurat, ceny znaczy, za bardzo nie rozumiem ;/

      Usuń
    5. p.s. nie mam za bardzo do tego cierpliwości, ale klucz pewnie tkwi w stawkach akcyzy. mimo to nadal nie rozumiem :)

      Usuń
    6. Ja także nie, podobnie bardzo drogie są lokalne piwa( 15 zł) i wina (od 45 zł w górę).

      Usuń
    7. wyroby kraftowe /alkohole lub wyroby spożywcze/ nigdy zbyt tanie nie były, gdyż ich marka regionalności zawiera w sobie obietnicę nadzwyczajnej jakości, a do tego jeszcze podczas imprezy, to jeszcze podbija cenę... nie ma sprawy, jeśli obietnica jest dotrzymana, człowiek wyda sporo, ale chociaż smacznie za to poje i popije... gorzej jest, gdy towar okazuje się być dość przeciętny albo wręcz marny...
      tak jest obecnie na rynku piwa kraftowego... pojawia się sporo produktów dość drogich, ciekawie opakowanych, które okazują się być zwykłymi sikaczami, po prostu oszukaństwo... temat jest o tyle delikatny, że dotyczy sfery gustów, gdzie norm żadnych nie ma...

      Usuń
    8. Zgadza się, to dotyczy wszystkich wyrobów regionalnych, takich jak sery, chleb, wędliny itd. Parę razy nacięliśmy się na jakości, a cena była spora!

      Usuń
  10. Uwielbiam Dziekanowice, chciałam jechać na pożegnanie lata ale bałam się, że się usmażymy, a teraz patrzę na Twoje zdjęcia i mi żal. No nic, pojadę ze szkolnymi dzieciakami na pożegnanie zimy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie było tak źle, wiaterek od jeziora, było sporo ludzi z dziećmi, mnóstwo cienia, bo wszędzie drzewa, no i to jednak nie lipiec...
      Dzięki za odwiedziny, a gdzie można Cię spotkać w necie?

      Usuń
    2. Nigdzie ☺️ jeśli o bloga pytasz :) Przyszłam tu od rybeńki. Pozdrawiam 😊

      Usuń
    3. Tym bardziej mi miło, uściski:-)

      Usuń
  11. Dobrze, że takie festyny jeszcze są organizowane, bez nick o wielu zawodach już dawno byśmy zapomnieli.
    Marek z E

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, poza tym skansen i lokalni producenci się promują :-)

      Usuń
  12. Lubię te Twoje relacje
    Jakbym sama ten podpiwek piła 😉

    OdpowiedzUsuń
  13. Cudowne imprezy, za moich czasów zupełnie nieznane. Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  14. Zazdroszcze jotko! Wspaniale spedzony czas.
    Dodam ze popelnilas wielki grzech majac wybor bigos, placki, kluchy poszlas na obiad do wlochow!!!!!
    Moze widze to jako grzech z mego miejsca siedzenia nie majac tu polskich restauracji .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy właśnie kuchnia włoska mi bardzo pasuje:-)

      Usuń
  15. Fajne miejsce. :D Ja teraz usiłuję zrozumieć kaszubski. XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, kaszubski jest trudny, życzę powodzenia:-)

      Usuń
  16. Pod Opolem jest skansen, muzeum wsi opolskiej, byłam kilka razy, ale nie robią tam takich fajnych rzeczy 😐 Zawsze byłam ciekawa wyplatania koszy itd. Szkoda tylko tych koni w kieracie. Dziękuję za jak zwykle świetny reportaż
    😍

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Konie tylko pokazowo, na szczęście.
      Może organizują okolicznościowo, musiałabyś sprawdzić na ich stronie.

      Usuń
  17. Umiesz wypatrzeć ciekawe wydarzenia, nie chodzi jedynie o krajobraz, lecz również historie związane z życiem i zajęciami ludzi na tym terenie. Starsi jeszcze pamiętają, ale dla młodych niektóre prace są niewyobrażalne. Pamiętam, jak mój wnuk dziwił się, że kiedyś trzeba było wstać z fotela, aby zgasić telewizor.
    Zasyłam serdeczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tak, teraz nawet pilotem kotary się zasuwa...już kiedyś uczniowie się dziwili, że nie było Lego, a guma do żucia tylko w Pewexie ;-)

      Usuń
  18. Witaj, Jotko.

    Bardzo to wszystko interesujące, czytałam z niekłamaną przyjemnością.
    Gwarowe smaczki - rewelacja.
    A jeśli chodzi o gzik, to dowiedziałam się o jego istnieniu zaledwie parę lat temu:)

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gwarowe smaczki, lokalne przysmaki, nawet humor kabaretowy związany z regionem:-)

      Usuń
  19. Odpowiedzi
    1. Wiele ciekawych elementów dla każdego wieku :-)

      Usuń
  20. Ale super klimat! Od razu poczułem się jak u babci na wsi. Te teksty to czysta perełka – „antrejka” i „tytka” A co do tych smakołyków, to aż zgłodniałam – pyry i chleb ze smalcem to klasyka! Chciałbym być na takim festynie :)



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po obżarstwie na Zakintos powstrzymywaliśmy apetyt, ale można było najeść się do woli i popróbować gratisowo powideł, podpiwku, dyni, chleba...

      Usuń
  21. Super fotorelacja!
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  22. Przyznam się bez bicia- nigdy nie jeździliśmy na takie imprezy, bo oboje z mężem nie lubiliśmy po prostu tłoku. W różnych skansenach bywaliśmy, ale tylko wtedy gdy nie było tam żadnej imprezy. No niestety po przechorowaniu żółtaczki wszczepiennej typu B i usunięciu pęcherzyka żółciowego mam dość ograniczony repertuar tego co mogę bezkarnie zjeść. Ostatni raz chleb ze smalcem to jadłam z 10 lat temu a i tak to odchorowałam. Ale bardzo się cieszę, że byliście oboje zadowoleni z tej wyprawy no i ciut zazdroszczę tego chlebka ze smalcem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chlebek ze smalcem, to głównie mąż, ale tylko dla utrwalenia smaku, ja skusiłam się na ogórasa kiszonego i drożdżówkę.
      Z wiekiem na wszystko trzeba uważać, nawet na lubiane smakołyki, niestety...

      Usuń
  23. Aż żal, że to lato tak gwałtownie sobie poszło...
    Ale dzięki, że przypomniałaś mi, że istnieje coś takiego jak podpiwek. Będę musiał się tym zająć, w przerwie między nalewkami.

    OdpowiedzUsuń
  24. No, lubię takie imprezy, takie wypady i tę gwarę, którą mówiła moja mama (spod Poznania pochodziła) i robiła nam pyry z gzikiem, gdy byliśmy niegrzeczni, więc często rozrabialiśmy, żeby je robiła częściej niż w wielki piątek. :DDDD

    Szkoda lata, jeszcze w niedzielę pływałam, bo było 30 na plusie... Dzisiaj 10... I coś mnie bierze... Więc tym bardziej Twój post mnie pocieszył, zachwycił, ogrzał mentalnie. Uściski!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie daj się, witaminki, cytrynka, imbir i ciepły kocyk!
      Dobrego weekendu!

      Usuń
  25. Oj, takie relacje ze skansenu jak Twoja to ja lubię!
    Aż przyjemnie było czytać i oglądać!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  26. Ten skansen znam od czasów, gdy powstawał. Mieliśmy do niego z działki kilkanaście kilometrów. I chyba akurat pierwszy raz trafiliśmy na żywy skansen. Utkwiła mi w pamięci woń zupy, gotowanej w jednej z chat. Do dziś nie wiem, czy to gotowanie (w strojach sprzed lat i w sprzętach historycznych) było częścią "ekspozycji", czy po prostu panie pilnujące wykorzystywały czas, żeby się w wolnej chwili pożywić. Wtedy uznałam, że efekt jest niesamowity, jakbym cofnęła sie w czasie do prawdziwej wsi sprzed wieku :) I pamiętam ten mój zachwyt już ze 30 lat. A gwarą mówiła moja babcia spod Poznania. I ja też bywałam w dzieciństwie "uślungrana", jak mówił mój tato . A sama dbałam o to, żeby moje dzieci znały świętojanki i wiele innych wyrazów "po naszymu". :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gotowanie na spróbowanie, można było mieszać, próbować składników i gotowych potraw!
      Jedna z moich babć pochodziła z kujawskiej wsi, więc znała mnóstwo tych gwarowych wyrażeń.

      Usuń
  27. Ile ja tu widzę dobroci, ile rarytasów!
    Serdeczności!

    OdpowiedzUsuń