piątek, 28 lutego 2025

Co wiecie o Finlandii?

 

Na pierwsze skojarzenie każdy pewnie powie: Nokia, Laponia, niesamowita przyroda, skoczkowie narciarscy.
I wszystko to prawda, a tak dokładniej?
No właśnie...

Za sprawą znajomej z Finlandii podzielę się z Wami ciekawostkami na temat tego kraju, a Finlandia widziana oczami Polki mieszkającej tam na stałe, to podwójnie ciekawe!
Już kształt i umiejscowienie kraju budzi ciekawość, a pamiętając filmy o Finlandii, to i język brzmi dla nas dziwnie. Ale i polski dla obcokrajowców nie jest łatwy.
Kształtem Finlandia przypomina tancerkę, ale bez jednej ręki, którą niestety  zabrała Rosja. W okresie średniowiecza Szwedzi nazywali sąsiednie państwo krajem wschodu, zaś sami Finowie nazywają swój kraj Suomi. Język fiński jest jednocześnie śmieszny i logiczny, słowa mają sporo podwójnych liter, nie ma zaimków osobowych, czasami trudno zorientować się, o kogo chodzi, bo i imiona męskie nie mają oczywistych końcówek. Nazwy miejscowości też nie wpasowują się w żadne zasady, najlepiej więc wymawiać słowa, naśladując miejscowych.


Na widokówkach, które otrzymałam, a zostały pięknie opisane, Finlandia wygląda jak kraj stworzony dla turystów, bo jest tam wszystko, czego turyście potrzeba: ciekawa architektura, piękna przyroda, jeziora i rekreacja.


Tampere, to największe miasto Finlandii , które nieustannie rywalizuje z Turku, dawną stolicą, a swój rozwój zawdzięcza przemysłowi włókienniczemu. Czasami nazywane jest drugim Manchesterem, a jego miastem partnerskim jest nasza Łódź.
Tampere liczy ok.250 lat historii. Położone nad dwoma jeziorami, których różnica poziomów tworzy wodospad. Finowie od razu wykorzystali to, by zbudować elektrownie.
Nazwa miasta podobno wywodzi się od zbiornika wodnego w kształcie kotła.


Z miasta przemysłowego Tampere przekształciło się w miasto nowoczesnych technologii, ośrodek uniwersytecki oraz prężne centrum kultury. Jest tu wiele muzeów, teatrów, galerii, odbywają się festiwale i targi.
Zieloność parków i czyste wody jezior, to dodatkowe atuty.
Mieszka się tu wygodnie , ale drogo. Nie dziwi to jednak, gdyż miasto ciągle inwestuje w rozbudowę, tworzone są nawet na jeziorach wyspy, na których powstają osiedla mieszkalne.

Inne ciekawostki :
* wiele budynków wywodzi swoje nazwy z natury, np. Hotel Ryś czy Biblioteka Głuszec
* oprócz luteranizmu, w Finlandii wielu mieszkańców wyznaje prawosławie, stąd cerkiew widoczna na jednej z widokówek
* statki na jeziorach pełnią często funkcje restauracji, nocnych barów lub pływających saun
* obecnie pływają jedynie statki turystyczne, dawniej drogą wodną zaopatrywano bazarki
* równie malownicze są miasta fińskie nocą, kolorowe światła odbijają się w wodach jezior, kwitnie nocne życie
I jeszcze w Wikipedii:
* klimat Finlandii jest zróżnicowany z powodu położenia : na południu umiarkowany, na północy okołobiegunowy subpolarny; nieoficjalnie najniższa temperatura wyniosła kiedyś  -54 stopnie !
* Finlandia, to trzecie z kolei najrzadziej zaludnione państwo w Europie :17 mieszkańców na kilometr kwadratowy
* wedle szwedzkich badań, Finlandia  posiada najlepszą opiekę zdrowotną, jeden lekarz przypada na 307 osób. Co dziwne, szacuje się, że zbyt mało dorosłych Finów ćwiczy dla zdrowia...
* od dawna kształcenie w fińskich szkołach ceni się jako najlepsze , przynajmniej w Europie ( gościliśmy kiedyś w mojej placówce nauczycieli z Finlandii - przemili ludzie, otwarci, kreatywni)

Mam nadzieję, że trochę Was zaciekawiłam?


wtorek, 25 lutego 2025

Zimowe wyprawy...

Zima w tym roku dziwna, bardziej jesienna, momentami pachnie wiosną, za ciepło na morsowanie, ale zbyt zimno dla wegetacji. Ostatnio jedynie przymroziło, nawet lód na jeziorach i rzekach powstał, ale śniegiem niesprawiedliwie obsypało.
Aura za to idealna na zimowe wyprawy, bliżej lub dalej, do lasu i w podmiejskie tereny, dzień coraz dłuższy, więc nie trzeba wracać po zmroku...


Zdjęcia dziś pokazywane, robione były od grudnia do lutego. Dopiero w lutym wyjęłam z szafy naprawdę ciepłą kurtkę, a płaszcz na ciężkie mrozy jeszcze nie ujrzał światła dziennego. Taki klimat!


Uroki parku kórnickiego dostrzegamy o każdej porze roku, niektóre jego zakątki są jak magiczna kraina, a gdy zajrzysz tam w środku tygodnia, to pusto i cicho niczym w pradawnej puszczy...


Pamiątki dawnych czasów, skromnie ukryte z dala od ścieżek. Misa i  kamienny lew były częścią fontanny ogrodu francuskiego z XVIII w. założonego przez Teofilę Szołdrską-Potulicką, która teraz straszy jako Biała Dama.
Nowy właściciel Kórnika, Tytus Działyński zaczął przebudowywać ogród na krajobrazowy...


Inna ciekawostka, o której pisałam na blogu fotograficznym, to roślina amerykańska, z wielkimi owocami jak żółte pomarańcze, niestety niejadalne...


Nasze szlaki, to nie tylko Wielkopolska, to także malownicze Pałuki, które znacie zapewne z takich miejsc, jak Biskupin, Wenecja, Żnin, Lubostroń...


To brzmi jak banał, ale naprawdę, ile razy zaglądamy w znane zakątki, to nigdy dość zadziwienia i zawsze coś nowego rzuci się w oczy. Jak chociażby małe obserwatorium przy miejscowym liceum czy urokliwa kawiarnia z galerią portretów.


Jest i ciekawy mural dla miłośników książek i czasopism...


Molo, ale nie w Sopocie, a w Żninie właśnie i wszędzie ślady bobrów. Tutaj powaliły jedno drzewo w pobliżu rzeki, a dwa inne zostawiły nadgryzione, więc wichura na pewno je powali.


Jakie spektakularne porównanie starego i starszego. Odnowiony budynek z 1826 roku, a obok jakaś niszczejąca fabryczka... może kiedyś znajdzie się sponsor, który zamieni ją na jakiś sensowny obiekt?


No i doczekaliśmy lutowych mrozów, kry na zbiornikach i łowienia ryb pod lodem. Przy tak silnym słońcu ryzykownie wchodzić na lód, ale nie tylko wędkarze tacy odważni, a potem co? ratunku, pomocy, i wszyscy święci!


Nie tylko jesienne słońce daje ciekawe światło dla fotografii, jak widać i zimowe popołudniowe słoneczko ładnie rysuje.
 Jak nie lubić takich wypraw, które dodają energii i poprawiają odporność...

Oby wiosna tę energię jeszcze wzmocniła i przyniosła kolory w przyrodzie!

 

sobota, 22 lutego 2025

Historie w obrazkach

 Dziś kilka lekkich treści, bo od tych bardzo poważnych aż głowa boli, a komórki nerwowe coraz bardziej rozedrgane. Czy to wypady za miasto, czy spacery po znajomym grajdole, wszędzie oko coś wychwyci, a i w domu nie sposób się nudzić.


Cicha zatoczka nad jeziorem, więc już ją bobry zaanektowały i pracują zawzięcie. nad innym zbiornikiem trzy podobne znaleziska i to w styczniu jeszcze. Czyżby to zapowiedź rychłej wiosny?


Wieża ciśnień króluje nad miastem a ściślej nad skwerem obok dużego osiedla. Są w mieście trzy podobne, ta chyba największa i w najlepszym stanie, zimą ładnie oświetlona.
Wieża, która stoi blisko parku miejskiego miała szansę na rewitalizację i jakieś sensowne przeznaczenie, ale w wyścigu o granty przegrała z jakimś pałacykiem, może następnym razem się uda?


W styczniu kwitnąca leszczyna i inne rośliny wyłażące z ziemi. Obawiam się, że lutowe mrozy mogły zniszczyć starania natury. Czy jest cos takiego jak falstart w przyrodzie?


Kawiarenki zimą, to konieczny przystanek w czasie wycieczek i długich spacerów. Konieczny, może oznaczać tez miły, a gdy wita nas takie zabawne hasło, to tylko cieszyć się wypada smakiem i aromatem zamówionych deserów.


Głaz narzutowy z tabliczką Pomnik Przyrody w parku miejskim. Poszukałam, co w Polsce, oprócz drzew może być pomnikiem przyrody. Mówi o tym ustawa z 2017 roku. 
Otóż pomnikiem przyrody ożywionej lub nieożywionej mogą być: drzewa, krzewy, jary, głazy i skałki, wodospady, źródła, wywierzyska, jaskinie.
Nie znałam pojęcia wywierzysko - to nazwa źródła, w którym wypływają na powierzchnię wody podziemne na obszarach krasowych.


W czasie ferii, gdy śniegu brak, trzeba wymyślać dzieciom różne zadania. Tak oto bawił się pewien Franek na feriach u babci: stare kartony, trochę taśmy i rakieta gotowa!


Moje ćwiczenia słownikowo-pamięciowe trwają. Niemałym zaskoczeniem było odgadnięcie wyrazu w drugim rzucie, tak po prostu przyszło mi na myśl słowo i ... ta dam!


Zawsze w lutym przesadzam moje domowe rośliny, niektóre wymagają zmiany podłoża lub rozmnożenia, nowe po aklimatyzacji, wsadzam do większych doniczek.
Fajne zajęcie, a rośliny odwdzięczają się na wiosnę.


Wystarczyło podjechać do pobliskiego lasu i okazuje się, że jest śnieg! 30 km różnicy i zupełnie inna zima, ale w paśniku dla zwierząt cos pustawo, może leśniczy zaspał?
Za to mnóstwo tropów, teraz dopiero je widać, śnieg i mróz zachowały ślady saren i dzików, może i innych zwierząt, ale nie jestem tropicielką...

Udanego weekendu, wiosna coraz bliżej!

środa, 19 lutego 2025

Archeologia śmieciowa...

 

Inspiracją do tego wpisu była rozmowa w mediach z archeolożką oraz spacer po małej miejscowości. Domki małe i większe, a wtorek, to wywóz papierów, kartonów, opakowań, gazet itd.

Na spacerze mijam kolejne worki i sterty. Ile z ich zawartości można się dowiedzieć! Co kto je, pije, jakie leki zażywa, czy gotuje sam, czy może zamawia z restauracji na wynos. Ogólnie królują kartony po pizzy.

Czasopism nie zauważyłam, jedynie sklepowe reklamówki i foldery, gazetka lokalna, instrukcje obsługi. Sporo kartonów po meblach i urządzeniach AGD, znaczy ludziom się jednak powodzi.

Rozmowa w mediach z panią archeolog potwierdziła, że dziś trudno odkryć zapomniany zabytek czy spektakularny skarb, dlatego naukowcy grzebią w śmieciach naszych przodków z różnych epok. Ileż to razy widujemy w muzeach posklejane skorupy naczyń, zrekonstruowane posągi, zbutwiałe buty, fragmenty architektoniczne, które ktoś wykopał w śmieciowiskach właśnie.

Ciekawe, co odkryją archeolodzy w śmieciach naszego pokolenia, a raczej co ich zadziwi, bo co przetrwa próbę czasu, to raczej wiadomo.

Ostatni akapit, to wyraz mojego zdumienia na kolejny ruch nowego prezydenta zza oceanu. Nie ma widać ważniejszych problemów do rozwiązania, bo aby uczynić America Great Again, podpisał w błysku fleszy odwołanie zakazu używania plastikowych słomek do napojów. No w końcu drinki z palemką,  to ważna rzecz! Słomki uczynią naród amerykański wielkim!

Jeszcze bardziej dziwi argumentacja dla podjętej decyzji:

Co taka słomka może zrobić rekinowi?

Naprawdę? już dzieci w szkole podstawowej wiedzą, a pan prezydent nie wie? On nie musi, on wyznaje zasadę - po nas choćby potop! A to na razie tylko lub aż słomki...


niedziela, 16 lutego 2025

Kanada, och Kanada!

 

Arkady Fiedler pisał o Kanadzie pachnącej żywicą. Od tego czasu wiele się w tym kraju zmieniło, ale chyba przyroda nadal jest zachwycająca, a ludzie gościnni. Nie byłam w Kanadzie i pewnie nie będzie mi dane, dlatego tak zaciekawiły mnie relacje pewnego młodego człowieka z pobytu w krainie jezior, lasów i surowego klimatu.

Ten chłopak na zdjęciu obok, niczym kosmita, to wnuk mojej przyjaciółki, zdolny i pracowity, znający już kilka języków ( a jest dopiero w liceum) i wiecznie głodny wiedzy, ale i podróży, nowych znajomości i wyzwań sportowych.

Dzięki swoim sukcesom naukowym zwiedził już kawał świata, nawet zwiedzał na rowerze Tajlandię, oczywiście w ramach obozu naukowego. Teraz opowiada o Kanadzie. Trafił tam jako podopieczny toruńskiego klubu Rotary, uczy się, poznaje kulturę, uprawia sporty. Gości go bardzo usportowiona rodzina, latem rowery, pływanie i kajaki, zimą narty, sanki i wszelkie atrakcje związane ze śniegiem.

Następuje także wymiana przepisów kulinarnych, co jest o tyle skomplikowane, że jego host family jest pochodzenia meksykańskiego, więc dzieje się... on sam sprzedał już przepis na ruskie pierogi, pierniki, bigos, a teraz dzięki babci, propagować będzie naszą szarlotkę na kruchym spodzie.


Jak mówi nasz bohater w filmiku do przyjaciół w Polsce, wielu nowości się człowiek w obcym kraju spodziewa, ale nie na wszystko można być przygotowanym.
Zabrał garderobę na wszystkie pory roku, ale gdy mrozy zimą sięgnęły 42 stopni, to gospodarze musieli mu kupić specjalne buty, a i wizyta u dermatologa była konieczna, bo delikatna skóra twarzy nie zaznała nigdy takich mrozów.


Gdy zachorował z wysoką gorączką i do domu wezwano lekarza, przyjechał medyk w stroju kosmity, zapisał leki i kazał wypoczywać 2 tygodnie. Żadnego leku, nawet na grypę nie kupisz tam bez recepty!
Na szczęście, ubezpieczenie zdrowotne młodzieży przed wyjazdem było obowiązkowe, bo opłaty za pomoc medyczną, nie mówiąc o szpitalnej bywają ogromne!
Po długiej przerwie w nauczaniu, nikt w szkole kanadyjskiej nie robił chłopcu trudności, wręcz przeciwnie, spotkał się z wielką serdecznością i pomocą ze strony całej społeczności.


Jak widać na zdjęciach, zima tam urokliwa, a chłopak z Polski zaprawiony w jeździe na nartach, więc nie odstawał od kanadyjskich kolegów.
Licealista wybrał prowincję Quebec, by doskonalić swoją znajomość języka francuskiego, choć nie spodziewał się, że z angielskim będzie miał tak mało do czynienia...



Oprócz nart i sanek, używa się wielkich kół do zjeżdżania na torach lodowych, są tego całe sterty i żadna pogoda nie jest przeszkodą do przebywania na zewnątrz. Gdy pada śnieg, oczekujący na swój zjazd zamieniają się niemal  w lodowe rzeźby...


Gdy zmarł dziadek chłopca, kanadyjska rodzina otoczyła go serdeczną opieką, a on sam napisał piękny list pożegnalny, który przeczytał jego ojciec na pogrzebie dziadka.
List bardzo dojrzały i wzruszający.
Oddalenie od kraju i rodziny osładza wszystkim  możliwość komunikowania się online i przez WhatsAppa, pamiętać tylko trzeba o różnicy czasu...

Wymiana uczniów jest dwustronna, w pokoju licealisty w Polsce zamieszkała sympatyczna Meksykanka :-)

Następnym razem będzie o Finlandii, bo otrzymałam niezwykle ciekawą przesyłkę...

środa, 12 lutego 2025

Wczoraj i dziś...

Pamięć ludzka jest przedziwna, co rusz otwierają się zakurzone szufladki i przypomina się coś nieoczekiwanie, bez konkretnej przyczyny.

Tym razem o sąsiadach.

Gdy mieszkałam jako dziecko z rodzicami, znało się wszystkich sąsiadów z bloku, każdemu mówiło się dzień dobry, nawet wiedzieliśmy, gdzie kto pracuje lub przynajmniej jaki ma zawód.

A różnorodność w tym zakresie była spora. Jak teraz pomyślę, to w takim jednym bloku przegląd profesji był niesamowity. W naszej klatce, licząc od parteru: milicjant i urzędniczka, budowlaniec i gospodyni domowa, nauczycielka muzyki (pianino), nauczycielka matematyki i pan KO w dużych zakładach chemicznych, pielęgniarka, pracownica banku i stroiciel fortepianów,  krawcowa, no i moi rodzice czyli księgowa i mechanik autobusowy.

Druga klatka: niewidomy masażysta, górnik kopalni soli, urzędniczka i znów nauczycielka, emeryci... tu pamiętam mniej.  Jedno jest pewne, wszędzie mieszkało sporo samotnych osób lub tzw. niekompletne rodziny: ojciec z córką, wdowa z dziećmi, babcia z wnuczką itd. Psów w blokach było mało, nie znałam nikogo, kto miał kota. Zdarzały się akwaria z rybkami.
O aucie i kolorowym telewizorze można było pomarzyć, szczytem luksusu był rower lub jeszcze lepiej motorower, tzw. Komar.

W tych czasach często spotykało się rodziny wielodzietne i gospodynie niepracujące zawodowo. Mieszkała z nami babcia, do której przychodziły znajome sąsiadki. Jedna po obierki od ziemniaków, bo na działce mąż hodował nutrie ( na mięso i skóry). W domu było 7 dzieci, a żona nie pracowała zawodowo, wiec dorabiał hodowlą gryzoni.

Pamiętam inną babci znajomą, która przychodziła po ubrania, z których z bratem wyrastaliśmy. Miała 5 dzieci, ale przy sobie tylko dwoje najmłodszych, bo starsze "rozdała" po rodzinie. Jedno na wieś, drugie do dziadków, trzecie już pracowało. 

Jako dzieci musieliśmy pomagać rodzinie i sąsiadom w różnych sprawach: pójść po papierosy dla dziadka do kiosku, po bułkę paryską dla stroiciela fortepianu, po gazety codzienne i tabletki z krzyżykiem dla babci, po wodę do sąsiadów na parterze lub do piwnicy, bo słabe ciśnienie było w rurach i na wyższe piętra woda nie dochodziła, oczywiście obowiązkowe były wyjścia z psem i wyrzucanie śmieci.

Jak jest dziś? 
Niektórych sąsiadów znam tylko z widzenia, nie wiem gdzie pracują, co najwyżej widzę, o której wracają z pracy. Każda niemal rodzina ma po 2 samochody, w każdym bloku psy, koty i cała menażeria. Wspólnoty mieszkaniowe odgradzają się od reszty osiedla, co z jednej strony nie dziwi, ale z drugiej - kurczą się miejsca dostępne do spacerów dla wszystkich, a zielone trawniki zastępowane są parkingami.

Kiedyś mieszkało się w danym miejscu do śmierci (chyba, że wiatr historii sprawił inaczej) , teraz nawet w moim bloku wiele mieszkań zmieniło właścicieli i zanim kogoś lepiej poznam, już przeprowadzka w toku...
Bywa, że umierają właściciele, a ich dzieci wynajmują mieszkanie młodym rodzinom lub obcokrajowcom. 

Udane sąsiedztwo, to jak wygrana na loterii, gdyby jeszcze wszyscy przestrzegali zasad współżycia w blokowisku, byłoby idealnie. 


niedziela, 9 lutego 2025

Okładka była czerwona...

 Robiłam porządki na półkach z książkami i wpadł mi do głowy pomysł blogowy. Pamiętam z okresu mojej pracy w bibliotece, ile razy czytelnicy, nie pamiętając tytułu książki mówili: ale okładka na pewno była czerwona. Ba! A ile czerwonych okładek, gdy w księgozbiorze kilkanaście tysięcy egzemplarzy.

W dodatku treść książek, mimo koloru okładek bywa tak różna, że głowa mała, co widać na zdjęciach poniżej! Podpowiedzi czytelników też nie zawsze były pomocne, bo książka o epoce lodowcowej, to po prostu była "Zaczarowana zagroda" Centkiewiczów i bądź tu człeku mądry...


Równie ciekawe bywały zakładki czytelników. W tej roli występowały: bilety autobusowe, paragony sklepowe, stare zdjęcia, kartkówki z ocenami, papierki od cukierków, a niekiedy zagięte rogi, niestety!


Czasami widuję ( w sieci, u znajomych) książki uporządkowane według kolorów, jak ubrania na wieszakach. Innym razem wedle wysokości grzbietów, czy grubości tomów. Czasami w idealnym ładzie, czasem w uroczych stertach lub całkowitym chaosie....

Każdy z nas przechowuje swoje zbiory w rozmaitych aranżacjach: w oszklonych witrynach, na otwartych półkach, w regałach robionych na zamówienie... a gdy pojawia się nadmiar, książki stawiamy w podwójnych rzędach, na parapetach, upychamy po szufladach, kufrach, a żadna z tych możliwości nie bywa rozciągliwa w nieskończoność. 


U mnie książki podzielone na te już przeczytane, na całkiem nowe; na takie, do których lubię zaglądać często, na albumy do oglądania i słowniki do studiowania, a ostatnio przybywa książek do czytania z wnukiem.

Ciekawi mnie, wedle jakiego klucza porządkujecie swoje księgozbiory, bo gdy spora liczba egzemplarzy, to jakoś te wszystkie czytadła poukładać trzeba...


czwartek, 6 lutego 2025

Dwie wystawy...


Ten wpis, to nie tylko relacja
z wizyty w muzeum, ale też dowód na to, że uczestnictwo seniorów w życiu kulturalnym nie musi być drogie czy uciążliwe. Pojawiła się  na jednym z blogów taka teza. Wiele zależy od chęci i determinacji. A póki mamy ochotę poznawać ludzi i świat, to starość nam nie grozi...

Wybraliśmy się z mężem do miejscowego Muzeum im. Jana Kasprowicza. Nie mogliśmy być na wernisażu prac Bogusława Kolanowskiego , ale zależało nam na obejrzeniu wystawy jego fotografii, bo oboje znamy osobiście autora. 

Przy okazji mogliśmy także obejrzeć wystawę poświęconą rocznicy Powstania Wielkopolskiego na Kujawach. A to wszystko za całe 4 zł od osoby. Czasami korzystamy także z kina w tanie wtorki, a niektóre wystawy czy spotkania autorskie mają przecież wstęp wolny. Nie ma mowy więc o wielkich kosztach, wystarczy wyszukać ofertę i ruszyć się z domu!

 Fotografia nieoczywista... to zbiór prac artysty fotografika, w tym także fotografii czarno-białych oraz zdjęć przetworzonych za pomocą  profesjonalnych programów graficznych.



Niektóre prace łudząco podobne do obrazów malowanych farbami, nawet pociągnięcia pędzla jak na płótnie, trzeba dotknąć, by upewnić się, że to obraz. Takie cuda graficzne.


Największe wrażenie zrobiła na mnie fotografia czarno-biała i nieoczywiste perspektywy, pomyśleć, że kiedyś marzyliśmy o zdjęciach kolorowych! Faktem jest, że widać przepaść między dawną jakością zdjęć, a współczesnymi pracami. Dziś nawet zwykłym telefonem potrafią niektórzy zrobić świetne zdjęcia.


Były też ciekawe prace na pograniczu fantazji sennych, niczym wyjęte z teki Zdzisława Beksińskiego.


Oglądaniu wystawy fotograficznej towarzyszyły wesołe odgłosy zajętych twórczo dzieci, gdy w sali obok odbywały się warsztaty plastyczne, organizowane w ferie dla uczniów.
Na podłodze leżały schnące prace...

*****

Nieco artystycznych wrażeń dostarczyła także wystawa na temat Powstania Wielkopolskiego, bo już od progu uwagę zwracały portrety przywódców powstania wykonane przez Franciszka Pasińskiego.


W gablotach, w większości oryginalne eksponaty z okresu powstania, odnalezione często przez poszukiwaczy amatorów, wiele z nich wymagało intensywnej i fachowej renowacji, gdyż leżały zakopane w ziemi.



Na manekinie, replika wojskowej kurtki pruskiej, nadgryziona zębem czasu, dosłownie i w przenośni...


Poniżej cenny eksponat z pogranicza historii i literatury. Autentyczny rękopis Stanisława Przybyszewskiego, który napisał wstęp do teki litografii Armii Wielkopolskiej, wydanej w Poznaniu w 1919 roku.


Teka zawiera 160 rysunków Stefana Sonnenwend'a wykonanych w litografii, na wystawie pokazano tylko rękopis.


Na tablicach przedstawiono wiele ciekawych historii powstańczych i bardziej współczesnych, jak na przykład relacja z ekshumacji i ponownym pochówku przywódcy Powstania Wielkopolskiego na terenie Kujaw Pawła Cymsa.
Dlaczego tak? 
Po II wojnie  Paweł Cyms zamieszkał w Gnieźnie u swoich sióstr, ale w 1948 roku przeniósł się do Bystrej, gdzie zmarł w 1949 roku i tam został pochowany.
W 2013 roku dokonano ekshumacji zwłok powstańca, które złożono  w Akropolu Zasłużonych w Gnieźnie. Tam spoczywają bowiem uczestnicy Powstania Wielkopolskiego.
 O kapitanie Cymsie napisano: pozostanie w pamięci potomnych, jako wyzwoliciel Inowrocławia.