środa, 28 stycznia 2015

Klientka zołza.

Mąż mawia, że nadmiernie wczytuję się w paragony kasowe, że jestem wybredna, podejrzliwa i często niegrzeczna dla personelu sprzedającego. Jednym słowem, a w zasadzie dwoma, klientka zołza. Ale zapewniam, że nie wypływa to z mojego wrednego charakteru, a raczej z nieufności i doświadczenia. Czytanie paragonów już niejednokrotnie pozwoliło mi zapobiec nieuzasadnionemu marnotrawieniu ciężko zarabianych pieniędzy, bo co innego mówiła informacja o cenie na półce, a co innego wybiła kasa. Jeśli sklep nie nadąża ze zmianami w cennikach, to ja nie zamierzam za to płacić. Gdybym chciała kupić drożej, to wybrałabym przynajmniej lepszą jakość. Podejrzliwa jestem w stosunku do wszelkich promocji, które de facto nie okazują się promocjami, a nabijaniem ludzie w przysłowiową butelkę. Bo np.ptasie mleczko dużo tańsze, ale gramatura mocno zaniżona, zamiast dawnych 500g, w promocji jest tylko 380g, a tańsza czekolada ma nie 100, a 90g
Nie lubię upierdliwych ekspedientek, które w momencie przekroczenia przeze mnie progu biegną i wołają, w czym mogą pomóc, skoro ja sama jeszcze nie wiem, co się tu sprzedaje. Zakupy celowe, to domena mężczyzn: jak idzie po buty, kupuje buty, ale na skarpety już nie spojrzy, bo tego nie było w planie, więc skąd mam wiedzieć w czym pani może mi pomóc... Kiedyś w dużym sklepie galeriowym zaczepiły mnie po kolei 3 panie, które mocno się nudziły i bardzo chciały mi pomóc(w oglądaniu chyba). Przy trzeciej powiedziałam ostro: jeśli przeszkadzam i nie wolno tu buszować w regałach, to wychodzę. Pani zdziwiona wycofała się szybko.Ale przebojem zakrawającym na dowcip jest historia, która opowiadałam właśnie w celach rozrywkowych. Wchodzę mianowicie do sklepu, przeglądam wieszaki i gdy sięgam po czerwoną koszulową bluzkę, podchodzi pani sklepowa, też łapie za bluzkę i mówi: to jest ładna czerwona bluzka. Zatkało mnie, ale starczyło mi dowcipu, żeby odpalić: co pani powie?
Koleżanka miała inną przypadłość, mianowicie szukała bluzki dla córki na prezent imieninowy.Gdy przeglądała wieszaki, podeszła inna uczynna niewiasta ze słowami: to nie dla pani. Przedtem zlustrowała biedaczkę od stóp do głów z wymowną miną.
Niektóre panny sklepowe podejrzewam nawet o celową zjadliwość. Nie mam już 25 lat, figura ponoć nie najgorsza, ale wyć mi się chce, gdy podają mi w sklepie dżinsy nie przykrywające majtek, poszarpane modnie i modnie poplamione ze słowami, że takie się nosi. Nie chcę też skracać u krawcowej nogawek, bo to za wiele poszukać spodni z moją długością nogawki(tylko takie szyją), a gdy jestem namolna, pani podaje mi spodnie jak dla
farmera z nadwagą i krokiem do kolan.
Inny obrazek w sklepie z kosmetykami. Stoją panienki i robią wrażenie, śliczne to i mocno umalowane, ale gdy pytam, do jakiej cery jest krem lub czy dana farba na pewno kryje siwe włosy, biorą ode mnie specyfik i zaczynają czytać etykietę. I jak tu nie być zrzędliwym? Przecież czytać umiem!
Pytam więc, czy to ja jestem upierdliwa czy o co chodzi?

1 komentarz:

  1. W sumie, to ja należę do tych spokojnych, ale panie w sklepach z kosmetykami nawet mnie denerwują. Jak można w takim sklepie pracować i nic nie wiedzieć na ten temat. Czytać też umiem.

    OdpowiedzUsuń