czwartek, 26 marca 2015

Wstrzemięźliwość przed ślubem.

Oglądałam kilka odcinków przedziwnego filmu dokumentalnego o amerykańskiej rodzinie, wychowującej 19 dzieci.
Wszystkie te dzieci urodzone z jednej matki, najstarsza latorośl 20 kilka lat, najmłodsza 3 latka. Dlaczego przedziwny film? Bo zwyczaje tej rodziny cofnęły mnie niejako do ubiegłej epoki. Dziewczęta w tej rodzinie szykowały się do zamążpójścia, ale swoich oblubieńców spotykały zawsze w obecności tzw. przyzwoitki, nawet przez skypa rozmawiały w obecności rodziców. Zakazem przedślubnym objęte było nie tylko współżycie młodych, ale nawet pocałunki i trzymanie się za rękę. Przed zaręczynami obowiązywały zaloty. Mogę zrozumieć zachowywanie dziewictwa dla przyszłego męża, jeśli religia tego wymaga (ciekawe czy oblubieniec robi podobnie?), ale cóż jest złego w pocałunkach czy dotyku?
Dlaczego kobieta musi udowodnić, że jest dobrą kucharką,gospodynią itd., a chłopak musi umieć zarobić na byt, skoro nie mogą sprawdzić czy do siebie pasują pod innymi, równie ważnymi względami?
Poza tym, jeśli kobieta składa dziewictwo na ołtarzu małżeństwa, to pewnikiem zakłada, że jej związek przetrwa na wieki, bo cóż złoży w ofierze swemu kolejnemu mężowi, jeśli los tak sprawi?
Oglądając ten film i zwyczaje tej rodziny miałam jednocześnie wrażenie, ze niektórzy jej członkowie nigdy nie dorośli i raczej bawią się w dorosłych, a głównym ich celem życiowym jest prokreacja. Najstarszy syn, już żonaty, choć do trzydziestki było mu daleko, miał już trójkę dzieci. Wyglądało to tak, jakby rodzice chcieli uchronić swoje córki przed niechcianą ciążą wydając je wcześnie za mąż ( oczywiście po urodzeniu pierwszego dziecka przerywały pracę zawodową). W utrzymaniu żony i wszystkich dzieci pomagał głowie rodziny udział w cyklicznym programie telewizyjnym, bo gość nie był milionerem, a tyle czasu spędzał w domu z rodziną, że nie wiem kiedy na całe towarzystwo zarabiał. Dziwne też było to, że rodzice nie pozwalali młodym żyć się do siebie sam na sam, ale urządzali liczne zbiegowiska rodzinne, gdzie wystawiali córki na pokaz, jak na targu. Jeśli to lepsze, niż spacery przy księżycu lub wspólne wypady za miasto na piknik z dzięciołem, to ja się nie znam na miłości.

2 komentarze:

  1. Ostatnio oglądam ten film i dokładnie nad tym samym się zastanawiam; przedziwne to zjawisko i nie wiem czy przypadkiem nie stworzone częściowo na potrzeby telewizyjnego widowiska w celu zdobycia oglądalności, a co za tym idzie odpowiedniej ilości gotówki.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za wizytę u mnie na blogu:)

    OdpowiedzUsuń