wtorek, 20 października 2015

Scenariusz czy serce?

Papierologia i testomania to dwa zjawiska, które ze szkoły czynią miejsce odczłowieczone. Na wielu stronach i blogach poświęconych nauczaniu znalazłam rozważania zatroskanych belfrów, którzy woleliby pracować z uczniem zamiast z dokumentami, procedurami, średnimi z egzaminów.... Pani minister uruchomiła skrzynkę donosów dla zatroskanych rodziców, może to i dobrze, jeśli znajdą się szkoły oporne na sugestie rodziców. Problem jednak w tym, że kontrolujących nie interesują faktyczne problemy placówki, nauczycieli czy najważniejszych tutaj uczniów, interesują ich natomiast papiery: dzienniki, spisane procedury, zaświadczenia, oświadczenie, zgody itp.
Szkoła liczy się w środowisku jeśli osiąga odpowiednią średnią ze sprawdzianów zewnętrznych, jeśli dostanie odpowiednio wysokie oceny z ewaluacji, jeśli może pochwalić się dużą liczbą olimpijczyków. A co z atmosferą w szkole, czy pyta ktoś, jak dziecko czuje się w swojej klasie, czy chodzi chętnie, czy jeździ na wycieczki, jada posiłki, otrzymuje pomoc psychologiczną, logopedyczną, czy świetlica jest przytulna a biblioteka kupuje nowe książki? Wszyscy wiemy, z jakimi trudnościami borykają się placówki budżetowe i nie dziwi, że lepiej sytuowani rodzice zapisują dzieci do prywatnych szkół czy przedszkoli...często słyszy się od rodziców, że w tych prywatnych placówkach poziom wcale nie tak wysoki, ale dziecko czuje się jak w domu. Nic dziwnego, w szkole publicznej też by się tak czuło, gdyby klasy liczyły po 10 uczniów.
Kolejne szkolenia uczą nas, jak stosować nowe formy oceniania z przedmiotów, jak formułować cele lekcji, jak pisać wzorcowe scenariusze, jaki nacisk kłaść na rozwiązywanie testów, po których uczniowie zdolni, ale nie kujony osiągają często kiepskie wyniki. Co z tego, że na sprawdzianie nie wyszło, skoro dziecko piękne wiersze pisze, maluje konie, gra na skrzypcach, dużo czyta... Einstein w szkole nie był prymusem.

W tym wyścigu na średnie, słupki, konkursy i olimpiady zapominamy często, jak ważny jest proces motywowania do samokształcenia, podsycania w uczniach ciekawości świata, rozwijania zainteresowań, odkrywania przyjemności z czytania lub malowania, wreszcie budowania zaufania do dorosłych, którzy potrafią pomóc, uważnie wysłuchają, nie zlekceważą, podzielą się zwyczajnie bułką lub poczęstują cukierkiem.
Chcę wierzyć, że jeśli mniejszą wagę przywiązywać będziemy do wspomnianych średnich, a większą do psychiki uczniów, tym mniej będzie agresji i niechęci do szkoły jako takiej.
Praca z dziećmi daje wiele radości, ale przeradza się w zasmucającą rutynę, jeśli ważniejsze stają się dokumenty i nadążanie za statystyką, jeśli od fajnych pomysłów na ciekawe lekcje i zajęcia pozaszkolne bardziej liczy się, jak szkoła wypada na tle województwa czy kraju. Nie będę już wspominać o przekształcaniu bibliotek w magazyny podręczników, bo to już było...
Jak na ironię wybiera się co roku Nauczyciela Roku i często zwycięzcami są nauczyciele, którzy poświęcają swym podopiecznym wiele czasu i serca, często do późnych godzin wieczornych. Super i jestem za, tylko pytam: dlaczego oficjalnie wygląda to zupełnie inaczej i dlaczego ciągle bardziej liczy się dobry scenariusz niż dobre serce?

38 komentarzy:

  1. Nie znam aż tak bardzo świata szkoły, bo dzieci już na studiach i zwyczajnie odwykłam od tematu, jednak z tego, co pamiętam, w szkołach - ani za moich czasów, ani za czasów moich dzieci - nigdy nie pochylano się nad indywidualnością dziecka, a raczej ucinano je pod linijkę jak żywopłot. No i to współzawodnictwo w każdej dziedzinie: kto pierwszy, kto ładniej wg jakiejś-tam normy. Pamiętam, że córka, będąc w wieku maturalnym, opowiadała anegdotkę, jak to podobno Szymborska pisała maturę z własnego wiersza i źle jej poszło. Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ucinanie pod linijkę zabija w dzieciach ciekawość, bo po co pytać, myśleć samodzielnie, skoro odpowiedzi ktoś kiedyś ustalił...

      Usuń
  2. Myślę, że w szkole najważniejsza jest efektywna praca z uczniem. Nauczyciel jest po to, żeby uczyć i przekazywać wiedzę, serce nie ma z tym nic wspólnego. Najlepiej wspominam nie tych nauczycieli, którzy głaskali mnie po głowie, ale tych najbardziej wymagających, bo oni najwięcej mnie nauczyli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chodzi o głaskanie po głowie (dziś nawet może być źle odebrane), ale o zobaczenie w uczniu dziecka, z jego słabościami i szczególnymi zaletami, z całym bagażem rodzinno-osobowościowym, żeby nie produkować średniaków według standardów przez kogoś wymyślonych...

      Usuń
  3. Zatem jednak ocieplenie klimatu i topniejące lody - ech, rozlałaś temat nie rzeki, a oceanu i, dalibóg, nie jedną noc spędziłbym tutaj w bibliotece na dyskusji, choćby z racji bycia przez ponad 25 lat belfrem... i w istocie, dawna "moja" biblioteka szkolna była miejscem takich własnie rozmów, także na ten sławny, niezwykły temat edukacyjnej, szkolnej biurokracji, tej przepięknej, odczłowieczającej testomanii, tych słupków, raportów, porocedur, programów, projektów i tak dalej.
    No... jest źle i, jak sądzę, coraz to gorzej, bo nauczyciel systematycznie przestaje nauczać, zachęcać, rozbudzać, wychowywać, a dzieje się to kosztem wypełniania "papiórków", kosztem rejestracji tego, co w szkole czyni. Aby nie przeciągać rozmowy ponad miarę, podam w miarę czytelny przykład, odnosząc się tylko do jednego drobnego elementu, jaki pomieściłaś w tym niezwykle interesującym tekście, a mianowicie do pomocy psychologicznej.
    Otóż daję sobie uciąć pewną część ciała, nie będącą na szczęście głową, że przez przesławną kontrolę bardziej cenione będzie to ciało pedagogiczne, które w swoim kajecie umieści odbycie większej ilości rozmów przeprowadzonych z uczniem, który pomocy psychologicznej wymaga, aniżeli inne ciało, które zarejestrowało podobną rozmowę sztuk jedna, lecz problem ucznia rozwiązało... oto moje zdanie, i niech będzie ono "rozciągnięte" na kapitalną większość spraw, jakie poruszyłaś. Szkoła to przede wszystkim człowiek; relacje uczeń - uczeń - nauczyciel, dalej księgi, dalej wszelkie inne pomoce i środki wsparcia, na koniec ocenianie (choć ważne i odpowiedzialne), bo wyniki nie dzisiaj, nie po szkole podstawowej, nie po gimnazjum, nie po maturze, a nawet nie po magisterskim dyplomie poznamy, a po tym, jakim człowiekiem i obywatelem będzie się w wieku cokolwiek dojrzałym,
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, bardzo dziękuję za takie podsumowanie i dopowiem, że cały czas pracuję nad tym, aby moje działania służyły przede wszystkim czytelnikom, uczniom, dzieciom czyli mówiąc górnolotnie krzewieniu miłości do czytania, nie godziłam się, zaczynając pracę 30 lat wstecz na bycie magazynierem, wypełniaczem dzienników i formularzy czy panią od zastępstw wszelakich. Pozdrawiam również.

      Usuń
  4. Przypomniała mi się moja nauczycielka chemii z gimnazjum. Ubliżała wszystkim, krzyczała, stawiała jedynki a tak naprawdę, gdy ktoś zadał jej pytanie, nie potrafiła odpowiedź. Teraz wiem, że wina była po jej stronie, bo kobieta chyba sama nie do końca rozumiała przedmiot, a więc siłą rzeczy i nie potrafiła wyłożyć go nam. Tak nas zraziła, że do tej pory znajomi nawet nie chcą o niej myśleć. Ta kobieta nie miała ani dobrego scenariusza, ani serca. Brr! :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja w podstawówce miałam taką od biologii, strach się bać:-(

      Usuń
  5. To muszę stwierdzić, że w szkole do której chodził mój synek i tej do której chodzi teraz jest zupełnie inne podejście do dzieci, jest ich mniej więcej 20 w klasie, ale Pani do każdego podchodzi indywidualnie, każdego wysłucha, każdemu pomoże i dzieciaki chętnie biegną do szkoły,a przeciez to najważniejsze bo szkoła nie powinna być karą dla dziecka. W domu odrabiają tylko zadania zadane czasami przez nauczyciela, ale nie muszą się uczyć bo to czy tamto i nawet książek w domu nie mają wszystko jest w szkole.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podejście indywidualne jest ważne i nasze dzieciaki też lgną do swoich nauczycieli, ale ci drudzy zbyt dużo energii marnują na niepotrzebne bzdury, gdy ten sam czas i energię mogliby poświęcić dzieciom.

      Usuń
  6. Temat mi bliski i powodujący niemoc w każdej postaci; papiery górą i tylko papiery, a serce ledwo dycha pod tą makulaturą; dopóki system się nie zmieni to nic nie poradzimy, niestety :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziś znowu wręczono mi kolejny papier z listą kolejnych papierów do wypełnienia na rok z góry....

      Usuń
  7. Nareszcie ktoś o tej papieromanii w szkole pisze. Nie na tym nauczanie i wychowanie polega. To dlatego dzieci nie lubią szkoły i nie mają serca do ulubionych przedmiotów. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na początku roku kseruje się rozmaite zgody na wszystko, a rodzice muszą to wszystko podpisywać, a ilość dzienników, segregatorów mnoży się lawinowo...

      Usuń
  8. Witaj Asiu:) Jestem przerażona papierologią w szkole....bardzo współczuję nauczycielom, podziwiam Ich z całego serca, że to wszystko ogarniają. Wciąż się powtarza, że zmierzamy w stronę uproszczania procedur, a ja widzę raczej kierunek odwrotny...:( A do tego jeszcze niezwykle roszczeniowi rodzice, co się dzieje z tym naszym pokoleniem!? Świetny post Asiu:) Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Moniko, nie lubię narzekać, ale to już przybiera monstrualne rozmiary...a rodzice za pomysły władz oświatowych obwiniają nas, niestety :-(

      Usuń
  9. Och, długo bym mogła na ten temat. Moi rodzice pracowali z dziećmi niesłyszącymi. Dzieciaki mieszkały w internacie, ale u nas bywały często. Też pracowałam ( i mam nadzieję do tego wrócić) z niepełnosprawnymi i zaprzyjaźniałam się z ich rodzinami. Ale to nie było dobrze widziane.
    Już mój Tata, ponad 30 lat temu mówił, że w szkole uczniów może nie być, byle papiery się zgadzały. A ja się nauczyłam, że papier wszystko przyjmie. Pisałam programy od czapy, a robiłam swoje.
    PS Cukierek dla dziecka? Broń Boże! Tak robią tylko zboczeńcy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My już 3 razy zastanowimy się zanim pogłaszczemy, a zapiąć maluchowi zamek przy spodniach lub poprawić kołnierzyk? Wiem, nie można dać się zwariować, ale aż strach pomyśleć do czego jeszcze dojdzie....

      Usuń
  10. A ja chciałabym pokazać i drugą stronę medalu. Byłam i rodzicem i pracownikiem szkoły (niejednej). Nadmiar kwitów administracyjnych to fakt niezaprzeczalny, ale jest jeszcze i mentalność, której nikt nauczycielom nie narzuca. Piszesz o tym, że szkoła powinna wychowywać, stwarzać dobrą atmosferę. Tak powinno być. Ale czy jest? Weźmy nagrody na koniec roku szkolnego. Otrzymują je dzieci najlepsze...w nauce. Z moich doświadczeń wyłącznie. Zawsze te same, z najwyższą średnią. Kiedy jako rodzice na początku roku szkolnego składaliśmy się na te nagrody, to z góry było wiadomo, dla kogo będą. I szlag mnie na to trafiał. Promowało się IQ dziecka, jego dbający dom, ale to przecież nie od niego zależało, to nie była jego zasługa. Czy mniej inteligentne dziecko jest gorsze? Czemu nie może dostać nagrody np. za to, że jest koleżeńskie, kreatywne, chętne do pomocy itd.? TO wymaga wysiłku i nie jest mu dane. Ile się natłumaczyłam nauczycielom, prosiłam...bez skutku. Nauczyciele sami operują takimi kryteriami (dobre stopnie), jakimi nie chcą być oceniani. Czy się mylę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę się mylisz. W mojej szkole (wcale nie dobrej) nagradzalismy chodzących na reedukację za chęci.Wprowadziliśmy też nagrodę za największy postęp w czymkolwiek. W założeniu była to nagroda dla jednego (bo fundowana prywatnie) dziecka z orzeczeniem. Potem przejęła to Rada Rodziców i nagradzane jest jedno dziecko z każdej klasy, niekoniecznie niepełnosprawne. Wyobraź sobie łzy w oczach mamy takiego co to nigdy, nigdzie...
      Rację masz o tyle, że to od nauczycieli zależy. Żeby im się chciało chcieć, żeby nie byli przypadkowi, żeby mieli serce. I od rodziców, żeby tego serca nie zabijali

      Usuń
    2. Ewo, te przykłady, które podajesz, nie świadczą wcale, że się mylę. Przeciwnie. To nadal są nagrody "za osiągnięcia w nauce", a nie za to jakim się było człowiekiem przez ostatni rok.
      Gdyby to było w mojej mocy, jak nie było, to w ciągu wszystkich lat nauki na danym poziomie KAŻDE dziecko dostałoby jakąś nagrodę. Nie ma uczniów tylko i wyłącznie złych we wszystkim.
      Jak tylko znajdę chwilę i napiszę, serdecznie zapraszam do przeczytania notki o Adamie. Ten chłopiec był dla mnie prawdziwą inspiracją, niestety niewykorzystaną.

      Usuń
    3. Kochane, macie obie rację. Na przeszkodzie nagradzaniu wszystkich stoją jak zwykle finanse. Opłaty na Radę Rodziców nie są obowiązkowe, a jeśli rodzice biedniejsi, to i fundusze coraz mniejsze, przynajmniej u nas. Poza tym nagrody są nie tylko za oceny, za oceny jest cenzurka z paskiem, a nagrody za dodatkowe rzeczy czyli m.in. za dobre serce, za osiągi sportowe, za wolontariat itd. jeśli ktoś ma tylko wysoką średnią dostaje TYLKO świadectwo z paskiem. U nas są tez apele sukcesów, kiedy to dzieciaki dostają rożne drobiazgi i słodkości za jakiekolwiek sukcesy, za punktualność, 100% frekwencji itd. a ilez to razy kupujemy sami nagrody w klasowych konkursach: pięknego czytania, za zeszyt lektur, dla aktywnego czytelnika itd.
      Procedury czasami zabijają dobre chęci: nie można zorganizować kiermaszy, loterii, wymiany, bo przepisy podatkowe....masakra!

      Usuń
  11. Pamiętam swoich nauczycieli ze szkoły i nie o wszystkich mam dobre zdanie.
    Teraz nauczyciel nie może uderzyć ucznia, bo ponosi karę.
    A kiedyś było im wszystko wolno.
    Pamiętam jak koledzy obrywali linijką, czy wskaźnikiem po "łapach",
    bo wiadomo jak to chłopcy....
    Nawet nie poskarżyli się w domu rodzicom.
    Zawód nauczyciela na pewno nie jest łatwy, ale uważam, że nauczyciel powinien mieć powołanie, bo inaczej będzie kieskim nauczycielem.
    Dobry nauczyciel powinien mieć podejście do dziecka.
    Mój ośmioletni wnuczek uwielbia chodzić do szkoły, bo lubi swoją panią.

    Miłego dnia :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, też miewałam różnych nauczycieli, różni są tez bibliotekarze, na szczęście to się zmienia, m.in. przez pokazywanie dobrych praktyk np. w sieci.

      Usuń
  12. Papierologia wypierała i dalej wypiera nawet system komputerowy. Moja siostrzenica przez tydzień biegała po urzędach, żeby załatwić tonę papierków, a okazało się że gdy paniusia ją kierująca odzyskała dobry humor - to samo załatwiła jednym kliknięciem paluszka w myszkę. Tydzień urlopu siostrzenicy - zmarnowany a pani?... satysfakcję ma? pokazała swą "moc" urzędnika.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, z takimi urzędnikami także miałam do czynienia i prywatnie i zawodowo, ale to już inna historia...

      Usuń
  13. Papierologia w naszym kraju panuje straszna... Tym bardziej szkodliwa jest w szkolnictwie, gdzie nauczyciele powinni poświęcać czas uczniom, a nie dokumentom. Miejmy nadzieję, że kiedyś się to zmieni...
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś słyszałam, że w niektórych krajach nawet pieczątki rzadko się stosuje, a u nas bez pieczątki? Impossible!

      Usuń
  14. Dzieci nie lubią szkoły z różnych względów, jednak kiedy przychodzi ostatni rok nauki, po czym muszą zdecydować, co dalej, to wtedy zaczyniają ją doceniać.. Takie jest moje zdanie na ten temat. Pozdrawiam cieplutko ;-)!
    www.sercabiciem.blogujaca.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś w tym jest, ze zawsze doceniamy to, co minęło, zwłaszcza w obliczu nieznanego. Ściskam mocno:-)

      Usuń
  15. wszechobecna papierologia... czasami dochodzę do wniosku, że w dzisiejszych czasach dużo istotniejsze są papierki niż praca z człowiekiem... W pomocy społecznej, niestety, też... papiery najważniejsze, notatki, opinie... bleeeee

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak się zastanawiam czy gdzieś papierologia i biurokratyczne procedury jeszcze nie dotarły?

      Usuń
  16. i wlasnie takie podejscie mnie wku...choc byłam b. dobra uczennica, nigdy nie mialam problemu z nauka, to jednak nie lubilam chodzic do szkoly. u nas to byl hardcore pod pewnym wzgledem, bo pamietam w 7 klasie placzaca nauczycielke na lekcjach, ze nie daje sobie rady z klasa...ech autorytet padl strasznie. juz niedlugo bede to znowu przezywac z powodu corek. wiem, ze to czesto nie wina kadry, ale jednak odbior idzie od niej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak zwykle problem jest skomplikowany, jak każda choroba , która drąży system, a lekarza ze świecą szukać...

      Usuń
  17. słuszne, racjonalne uwagi, ale co z tym można zrobić, wszędzie tylko procedury, wytyczne zwykle regulujące to co najmniej ważne
    to o czym piszesz jest co najmniej równie ważne co wyniki w szkole

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uważam, że nawet ważniejsze, bo kształtują młodego człowieka na przyszłość, a jaki obraz wyniesie ze szkoły, gdzie liczą się statystyki i pozory...
      Dzięki za odwiedziny :-)

      Usuń
  18. Ja jestem z rocznika kiedy tak to nie wyglądało, ale coraz bardziej zastanawiam się jacy ludzie opuszczą mury szkoły po tych wszystkich reformach i udoskonaleniach...myślący tylko według klucza? zero indywidualizmu, bo przecież ani klucz ani scenariusz tego nie przewidują? straszne...po prostu straszne i smutne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy ja chodziłam do szkoły tez liczył się indywidualny pogląd na świat, oryginalność, świeżość spojrzenia na wiele kwestii, a teraz produkujemy pokolenie :szybkich, podobnych, powierzchownych...

      Usuń