Od razu przyszło skojarzenie z książką, którą kilka dni temu skończyłam czytać.
"Mamy jeszcze czas" M.Zadooriana, to powieść drogi, historia podróży dwojga osiemdziesięciolatków przez USA słynną drogą 66. Napisana z humorem, ale i pełna refleksji o życiu i przemijaniu.
Ona chora na raka, on dotknięty chorobą Alzheimera, postanawiają odbyć podróż wspomnieniową w miejsca niegdyś odwiedzane, swoim starym kamperem i wbrew woli swoich dzieci, zatroskanych o zdrowie rodziców. Nie zamierzam opowiadać całej książki, skupię się jedynie na zakończeniu. Jest to o tyle niefortunne, że popsuje odbiór ewentualnym przyszłym czytelnikom, ale jest niezbędne, by nawiązać do tego, co napisałam na początku.
W czasie podróży małżonkowie wspominają swoje życie, przydarzają im się różne niespodzianki, ale na finiszu zdrowie obojga znacznie się pogarsza. Ostatecznie, to żona podejmuje decyzję o zakończeniu ich podróży życia, dosłownie i w przenośni. Przygotowuje wszystko starannie, by wszystkim postronnym sprawić jak najmniej kłopotu. Ponieważ sama nie chciała poddawać się uporczywemu leczeniu, a mężowi obiecała, że nie do odda go do domu opieki, zadbała o równoczesne i spokojne zejście z tego świata na własnych warunkach.
"Wspólnie ułożyliśmy sobie życie i zadowoleni przejdziemy przez to, co ma nastąpić. Skoro miłość łączy nas za życia, to dlaczego nie może nadal łączyć nas po śmierci?
Mieliśmy udane wakacje. Świetnie się bawiłam. Gdybyśmy zostali w domu, wszystko pogorszyłoby się dużo wcześniej, cierpiałabym dużo, dużo bardziej. Musiałabym znosić poniżające zabiegi, jakie ma do zaoferowania współczesna medycyna... w końcu odesłaliby mnie do domu, żebym tam umarła.
A potem, wbrew swojemu życzeniu John trafiłby do domu opieki, tam przeżył rok, dwa, trzy...do ostatecznego kresu.
Taki koniec byłby smutny. Jedno z nas zostałoby samo. Do tego by doszło, gdybym nie zakończyła tej historii inaczej. Może trudno wam się z tym pogodzić, ale to jest szczęśliwe zakończenie. Takie, jakiego pragniemy, ale nigdy nie jest nam dane.
Miłość nie zawsze oznacza coś takiego, lecz właśnie to oznacza dla nas dzisiaj.
Nie wam wypowiadać sądy! "
O eutanazji na życzenie wiele było dyskusji , wielu wybitnych medyków, filozofów, duchownych i polityków zabierało w tej sprawie głos.
Rozstrzygnięcia nie ma i pewnie nie będzie, bo różne są poglądy, przepisy prawa, religie i pojemność ludzkiego sumienia.
Jestem jednak zdania, że każdy ma prawo do decydowania o swoim życiu w obliczu niewyobrażalnego cierpienia i niewiadomego końca.
Co innego jednak zamysł, a co innego odwaga zrealizowania takiego czynu. Jeszcze czym innym jest udział osób trzecich w przeprowadzeniu eutanazji, bo tu dopiero zakrada się mnóstwo wątpliwości i zawirowań prawnych.
Zostawiając jednak poza dyskusją prawne i etyczne aspekty - nie nam wydawać sądy o decyzjach, gdy iskra życia przygasa na tyle, że nie widać światła w tunelu, a jedynym wyjściem wydaje się przekroczenie granicy snu, ku światu bez bólu i cierpienia... choć wielu twierdzi, że to nadzieja umiera ostatnia.
jedni trzymają się życia kurczowo a inni żyją, jakby byli na gwarancji
OdpowiedzUsuńTo prawda, a chorzy sami siebie czasami zaskakują, jak silna jest wola życia i nadzieja mimo wszystko!
Usuńzdaje sie, że oni podjęli decyzję, że na własnych warunkach...
OdpowiedzUsuńteż bym tak chciała.
UsuńDługo o tym nie myślimy, ale gdy zaczyna się poważnie chorować, to już inna sprawa.
UsuńNic na to nie wskazuje. Podejmując decyzję o samobójstwie raczej nie upada się w randomowych miejscach trując przy tym tylko jednego z trzech psów (lub pozostawiając go w domu, żeby umarł z wycieńczenia).
UsuńGdyby było ogólnospołeczne poparcie eutanazji i łatwe procedury- to wiele firm farmaceutycznych by ogłosiło upadłość. Póki co tylko nieliczni mogą sobie pozwolić na ,,zabieg,,, a reszta zainteresowanych takim rozwiazaniem musi liczyć na siebie i własną inwencję. Pomiędzy chęciami a realizacją też jest spora przepaść- jak zauważyłaś.
OdpowiedzUsuńLatwiej odejść ,,razem,, , ale wymaga to wielkiego zaufania...
Zaufania i odwagi, nie wiemy, jak byśmy postąpili, póki nas to nie dotyczy.
UsuńA ja czytajac o takim rozwiazaniu mysle o tych, ktorzy bardzo chca zyc choc im nie jest dane... mlodzi, pelni planow... Nie jestem taka pewna tego rozwiazania, zyje sie tylko raz...
OdpowiedzUsuńAle ważna jest też jakość życia, gdybym miała żyć tak, jak w trakcie najgorszej migreny, to chyba bym podziękowała, bo migrena to chociaż mija po 2-3 dniach.
UsuńWspolczuej migreny. Oczywiscie jakosc zycia jest wazna. Jakosc umierania tez jest wazna. Medycyna moze wspomagac farmakologia a sam czlowiek powinien zostawic jasne zyczenie na ostatnie chwile duzo wczesniej. Mam na mysli zyczenie do jakiego momentu podtrzymywac zycie. Paradoksem jest mowienie o godnym przezyciu wlasnego umierania, ale najgorsza jest samotnosc, strach przed cierpieniem, ktore mozna zlagodzic.
UsuńSklaniam sie tez do podobnych wnioskow o presji, o ktorych pisze Lech.
Strach przed cierpieniem i samotnym umieraniem to także wielki problem, leki czasami uśmierzą ból, ale trudno pogodzić się z uzależnieniem od pomocy obcych, ograniczeniami, wstydem...
Usuńnigdy nie wiemy, kiedy przyjdzie kres i zechcemy zakończyć wszystko.
Z drugiej strony, moja mama, mimo wyroku, do końca chyba miała nadzieję i jednocześnie bardzo bała się przerzutów do mózgu.
BBM: Coraz częściej ten temat puka do moich drzwi…
OdpowiedzUsuńChyba każdy o tym pomyśli prędzej, czy później...
UsuńMam sporo lat (rocznik 1943) i z każdym rokiem coraz mniej znajomych wśród żywych, ale coraz więcej do wspominania jacy byli mili, wartościowi, kochani. I jestem całym sercem za zezwoleniem eutanazji, zwłaszcza gdy zaczyna człowiekowi dokuczać egzystencja pełna bólu i przebłysków świadomości, w czasie których widzimy własną niemoc, która dla wielu z nas, ludzi leciwych jest upokarzająca. A w życiu jak w pewnym przysłowiu - syty nigdy nie zrozumie głodnego - po prostu każdy, kto na własnej skórze czegoś nie doświadczy nie ma tak naprawdę pojęcia co przeżywa stary człowiek gdy po kolei szwankują w jego organizmie różne życiowe funkcje. Bo starość degeneruje nie tylko nasz mózg, ale upośledza również różne nasze narządy. Powoduje, że człowiek nagle gubi się będąc 20 kroków od budynku w którym mieszka, a wchodząc do kuchni zupełnie nie ma pojęcia w jakim celu do niej przyszedł, gdy musi sobie wszystko zapisywać a ściany w mieszkaniu są obwieszone kartkami które mają przypominać co gdzie należy schować. I jestem za tym, by każdy miał prawo odejść z tego świata na własnych warunkach gdy jego egzystencja stanie się jednym wielkim cierpieniem - nie tylko fizycznym ale przede wszystkim psychicznym.
OdpowiedzUsuńDziękuję za twój komentarz, merytoryczny i znaczący dla treści tego wpisu. Myślę podobnie, choć jestem sporo młodsza, ale napatrzyłam się na to i owo....
UsuńNie wierzę tym, którzy zapewniają, że cierpienie uszlachetnia!
Jakoś nie spotkałam nikogo kto wyszlachetniałby od cierpienia.Miałam w Warszawie sąsiadkę, która w wieku trzydziestu kilku lata wyjechała do Szwajcarii właśnie po to by odejść na swoich warunkach. Miała kilka prób samobójczych w Polsce, w końcu wyjechała do pracy za granicę, uzbierała pieniądze i zgłosiła się by poddać się eutanazji. Oczywiście były wpierw z nią liczne rozmowy z psychologami, ale dziewczyna po prostu miała dość życia w ciągłej depresji i odeszła na własne żądanie.
UsuńJa też nie spotkałam, wręcz przeciwnie.
UsuńGdy pojawiają się przerzuty do mózgu, to żal patrzeć, co dzieje się z człowiekiem...
Patrzyłam przez trzy miesiące, jak moja babcia umierała. I nie tylko patrzyłam, bo aktywnie pomagałam w opiece nad nią, zmieniałam jej pieluchy, myłam ją itp.
OdpowiedzUsuńPod koniec życia babcia nie była już świadoma, nie było z nią kontaktu. Męczyła się trzy miesiące tylko dlatego, że miała rozrusznik.
Także mam wielką alergię na ckliwe i wyssane z palca historyjki o pięknej opiece nad seniorem, no niestety w brudnych pieluchach i patrzeniu jak ktoś zdycha - bo to nie była godna śmierć - nie ma NIC romantycznego... Kto nie przeżył opieki nad seniorem/osobą niepełnosprawną, nie ma prawa tego oceniać. Wcale się nie dziwię, że niektórzy oddają bliskich do ośrodków, bo sami już nie wyrabiają...
Niecały miesiąc po śmierci babci musieliśmy uśpić kitku, bo było poważnie chore i nie było już ratunku... Weterynarz zapytał, czy zgadzam się na eutanazję - odpowiedziałam, że tak i że kotek w przeciwieństwie do człowieka ma prawo do godnej śmierci (wiedział, że moja babcia zmarła). :(
Potwierdzam, sami chorzy zresztą miewają różne myśli, o ile pozostają świadomi.
UsuńPrzeczytałam gdzieś, że dla zwierząt mamy więcej litości, niż dla ludzi...
Ja dziwie się oburzeniu tych, którzy krytykują oddawanie bliskich pod fachową opiekę, ale to najczęściej ci, co nie opiekowali się umierającymi miesiącami lub latami.
Ogólnie ludzie lubią oceniać to, co (i jak) robią inni, nie bardzo patrząc na siebie... Świat byłby piękniejszy gdyby każdy pilnował swojego nosa tak intensywnie, jak lubi oceniać i krytykować innych.
UsuńTo jest zauważalne na każdym kroku, lubimy oceniać i sądzić, byle nie we własnej sprawie.
UsuńSprawa jest bardzo delikatna, od czasu do czasu pojawia się w literaturze, ale według mnie w sposób bardzo naiwny.
OdpowiedzUsuńNajbardziej podobała mi się w tym temacie książka Ian'a MacEwan - Amsterdam bo on zrobił z tego komedię pomyłek.
Osobiście popieram ideę eutanazji, moje zastrzeżenia to fakt, że wiele osób i instytucji jest zainteresowana w tym żeby osoba niepełnosprawna odeszła i mają nieograniczone możliwości nacisku.
Nadużycia zdarzają się także w temacie przeszczepy czy adopcje dzieci, ale czy to znaczy, że trzeba zaniechać?
UsuńJestem absolutnie ZA oszczędzaniem wielkich cierpień zarówno zwierzętom (uśpiłam kota) jak i ludziom. Cierpienie NIE uszlachetnia. I jestem za prawem do wyboru jak i kiedy chcę umrzeć, czyli przeciw uporczywemu leczeniu. Irena
OdpowiedzUsuńTak, chyba prawo wyboru powinno być niepodważalne. Z drugiej strony, nie chciałabym decydować za kogoś...
UsuńW czasach gdy ludzie byli bardziej związani z naturą, śmierć była dla nich naturalnym etapem życia, ot taka była wola stwórcy, że po pełnym znoju życiu przychodzi jego kres. W różnych źródłach można znaleźć informacje, że bywało i tak że ludzie jak czuli się już zmęczeni życiem, to po prostu kładli się i umierali.
OdpowiedzUsuńWspółcześnie ludzie za wszelką cenę dążą do wydłużenia życia, wydaje im się że farmaceutyki nie tylko je wydłużą ale także zapewnią jego wspaniałą jakość. Opracowano procedury, które obligują do podtrzymywania życia nawet wtedy gdy jest ono już tylko cierpieniem. Część z tych cierpiących domaga się oficjalnej eutanazji, ale są także tacy którzy ufają że jednak znajdzie się jakiś lek uśmierzy ich cierpienie, a oni będą jeszcze długo i szczęśliwie żyli.
A oficjalna eutanazja to nie tylko ulga dla cierpiących ale także pole do nadużyć, bo takie jest życie, wszystko ma swoje złe i dobre strony.
Ja obrałam sobie swoją strategię. Otóż mam za sobą kuracje onkologiczne, zdecydowałam aby przedłużyły mi one życie, bo 20 lat temu nie miałam absolutnie ochoty umierać. Ja więc znam uciążliwość takich kuracji, a także przez 20 lat zmagam się z ich skutkami ubocznymi, a mój wiek dokłada jeszcze do tego dodatkowe obciążenie i to sprawia że moje życie jest coraz bardziej upierdliwe.
Nie zamierzam jeszcze kłaść się i oczekiwać na śmierć, ale zrezygnowałam z medycyny konwencjonalnej, nie chodzę do lekarzy nie robię badań, nie łykam tabletek. W zamian staram się zdrowo jeść, oczywiście na ile to jest możliwe w naszym zanieczyszczonym świecie, a także dbam o swoją psychikę.
No cóż na razie trwam przy tym że to natura ma mi wyznaczyć mój kres a nie medycy, nie wiem jednak czy wytrwam, czy jednak jak poczuję że ten kres jest już za progiem to nie obleci mnie strach przed odejściem, albowiem życiowe dylematy proste nie są!
Oj, nie są i chyba nigdy nie były, a i tak o o aborcji, eutanazji wypowiadają się często krytycznie ludzie, którzy tematu nie poznali z autopsji, a życie nie nie bywa czarno-białe.
UsuńTeraz i tak medycyna poczyniła postępy, ale pamiętam ile nacierpiała się moja babcia, gdy sposoby leczenia bardziej wyniszczały, niż pomagały...
Dziękuję za ten komentarz, bardzo mądry głos w dyskusji!
Uwielbiałam Gene'a od dziecka, pierwszy raz zobaczyłam go w "Tragedii Posejdona", potem śledziłam karierę, świetny aktor ze zwyczajną twarzą człowieka z tłumu.
OdpowiedzUsuńJest też polski film "Lęk" z Magdaleną Cielecką, który bardzo mi się spodobał - dużo bardziej niż słynne "W pokoju obok" Almodovara.
Bardzo mi się podobał 20 lat temu "W stronę morza" z doskonałym Bardemem w roli sparaliżowanego marynarza walczącego o prawo do eutanazji.
Świetny temat, Joasiu.
Gdybym mogła wybrać - wybrałabym właśnie taką śmierć na własnych zasadach.
Ja chyba tez, choć nie wiem czy finalnie starczyłoby odwagi...
UsuńCiekawy temat, Jotko. Kiedy przeczytałam o śmierci Hacmana, jego żony i psa zaraz pomyślałam o tzw. samobójstwie rozszerzonym.
OdpowiedzUsuńOsobiście nie jestem ani za eutanazją, za odchodzeniem na własnych zasadach itp. Choć nie przyznaję się obecnie do żadnego instytucjonalnego kościoła uważam, że nie jesteśmy tutaj przypadkiem. Dwie osoby przychodzą mi na myśl- babcia mojej koleżanki i moja teściowa, obydwie przekłute do łóżek, w wyniszczonych chorobami ciałach odchodziły w sposób, którego nigdy nie zapomnę. Szczególnie ta pierwsza roztaczała taką niesamowitą aurę, ciepło, spokój, światło. Chodziłyśmy wtedy z M. do podstawówki i po prostu nie mieściło mi się w głowie, jak to możliwe!
Trudno powiedzieć jak się życie potoczy.
Mieliśmy jak dotąd 2 psy i kilka kotów. Żadnego z tych zwierząt nie usypialiśmy, choć nasza suczka Hajdi była schorowana i w pewnym momencie mąż zaczął mówić o jej uśpieniu. Powiedziałam- nie, ona miała też tylko jedno życie. Zastrzyki postawiły ją na nogi. Żyła jeszcze rok i to w całkiem dobrej formie. Któregoś dnia dostała zawału i odeszła.
Dlatego wolność wyboru jest tu kluczowa i absolutnie nie chciałabym decydować za kogoś, ale jeśli widzisz cierpienie nie do zniesienia, to jest się nad czym zastanawiać.
UsuńEutanazja - TAK, ale z uwagi na złożoność tematu, ograniczyłbym się wyłącznie do przypadków, kiedy chory sam tego chce. Pozostałe przypadki dają zbyt wiele okazji do nadużyć, przy czym nadużycie należy w takim wypadku nazwać po imieniu: morderstwo.
OdpowiedzUsuńOczywiście! cały czas mówimy o odchodzeniu na własne życzenie i w wybrany przez siebie sposób.
UsuńNie nam oceniać, kropka!
OdpowiedzUsuńTyle wiemy o sobie ile nas sprawdzono.
Dokładnie, póki nie przejdziesz w tych butach, nie mów, że buty dobre...
UsuńLudzie rodzą się i umierają. Nie można żonglować życiem, tych którzy nie mają jeszcze nic lub już nic do powiedzenia.
OdpowiedzUsuńNie mówimy tu o żonglowaniu życiem, a o świadomych i trudnych decyzjach.
UsuńEutanazję na życzenie rozumiem i popieram. W przypadku osoby nieuleczalnie chorej, która ma świadomość tego, że niedługo umrze, wydaje się to być dobrym rozwiązaniem. Ostatnie dni osoby ciężko chorej to najczęściej tylko cierpienie i ból, zatem czemu sobie tego nie oszczędzić? Sama bym się jednak na to nie odważyła. Chyba...
OdpowiedzUsuńAle pamiętam, że kiedyś oglądałam film dokumentalny o eutanazji na życzenie w Holandii. Chorego odwiedzili najbliżsi i znajomi, pożegnali się z nim, powspominali, wypili wspólnie ostatnią lampkę wina, bywało że potańczyli po czym chory odszedł w wybranym przez siebie momencie i w wybrany sposób. Myślę, że w Polsce takie rzeczy są zbyt bulwersujące.
W Polsce to temat trudny z powodu religii i nacisków Kościoła, a z drugiej strony, ilu katolików biega do kościołów, a żyje wedle własnych zasad...
UsuńTak tak, ja to wiem, religijność na pokaz albo dla spokoju ducha
UsuńAlbo ze strachu...
UsuńTrudny temat. Z jednej strony uważam, że osoba zainteresowana powinna mieć prawo podjąć decyzję, to jej życie, jej cierpienie i jej sumienie. Ale nie zawsze łatwo ocenić z zewnątrz, czy ta decyzja nie jest podyktowana naciskami. Mnie się wydaje też trudne ocenić, że to jest TEN moment, ale zapewne osoba, która chce podjąć taką decyzję, o tym wie.
OdpowiedzUsuńZastanawiam się też nad sytuacjami, kiedy ktoś cierpi nie fizycznie, a psychicznie i uważa, że najlepiej, gdyby zakończył życie, a można mu zaoferować leczenie i w tym cierpieniu pomóc...
To zawsze będzie budzić wątpliwości, pomoc powinna być do końca, ale gdy nie skutkuje lub na krótko... a z drugiej strony, nie można dostać się do lekarza rodzinnego, a co dopiero do specjalisty, a prywatnie nie każdego stać.
UsuńPowinno powstać specjalne biuro do spraw eutanazji i mordowania ludzi. Urzędnik w obecności rodziny i psychologa będzie decydował czy nasze życie jest cos warte czy należy je zakończyć. Można będzie urzędnika przekupić i psychologa przekonać na życzenie rodziny. Oczywiście jeśli nie będziemy nic warci psycholog przekona nas ,że nasze życie powinniśmy zakończyć bo jesteśmy kosztem i obciążeniem. To coś co powolutku wprowadza Kanada a za nią poleca pewnie inne kraje. Super, fajnie, wspaniale. Mordujmy się nawzajem. Dzieci już wolno , bo są kłopotem, starszych bo zawadzają i siebie bo mamy doła, depresję i nikogo obok , kto by podał rękę. Nie naprawiajmy świata a mordujmy jego stworzenia. To będzie super. Mordowanie jest super a podobno było kilka wojen i toczy się kilka w których zabijanie nie jest takie dobre ?. Mam nadzieję ,że nikt nie odbierze mi prawa do życia nawet jak będę warzywem bo nikt poza Bogiem prawa do tego nie ma a On z niego nie korzysta bo jesteśmy wolni.
OdpowiedzUsuńChyba nie przeczytała pani całości, skoro pisze takie rzeczy. Radzę przeczytać raz jeszcze ze zrozumieniem.
UsuńWłasne doświadczenie zmienia perspektywę, a na razie nikt nikogo nie zmusza do samobójstwa.
Nie zmusza ?... Niewiele Pani przyswaja z wiadomości ze świata. NKloszard.
UsuńJeden konkretny przykład, ze świata lub z prowincji... inaczej to uwaga bez wartości!
UsuńDyskusja powinna zawierać konkrety, nie populistyczne hasła.
UsuńMojej babci w Kanadzie zaproponowano eutanazję bo mieszka sama, radzi sobie całkiem nieźle ale chce by przychodziła do niej opiekunka. To jest jakimś argumentem w dyskusji ? Podejrzewam ,że nie bo nie pasuje do poglądów większości.
UsuńTo nie jest argument, nie zmuszono jej siłą, z tego co zrozumiałam. PROPOZYCJA to jeszcze nie zabójstwo...
UsuńPodejrzewałam takiego responsu. Dziękuję zań. NKloszard.
Usuń@Kloszard, byłoby oburzające, gdyby taka propozycja pojawiła się, bo ktoś jest stary. NIKT nie ma prawa mówić nam jak długo mamy żyć! To my mamy mieć władzę nad naszym życiem! Natomiast co innego mnie zastanawia: czy taka rozmowa w ogóle się odbyła. Mam podstawy, żeby wątpić. Często jesteś oderwana od realiów. Takie zjawisko rzadko jest zupełnie osobne w danej rodzinie, pewne problemy dziedziczy się po przodkach. Piszę to bez złośliwości, czy oskarżeń, taki mam po prostu pogląd na sytuację.
UsuńPrzede wszystkim Asiu - wielki szacunek dla Ciebie, że podjęłaś się poruszyć ten temat. I ja na ten temat dużo myślę, ale boję się napisać wprost. Na razie powiedziałam synom co maja zrobić ze mną PO... ale jeszcze nie zdecydowałam się powiedzieć co mają zrobić ze mną gdyby nie było już żadnej nadziei.
OdpowiedzUsuńSerdeczności Kochanie...
Staram się nie unikać trudnych tematów, choć ryzyko trudnych komentarzy zniechęca niekiedy.
UsuńMoją wolę zna mąż, reszta rodziny jeszcze nie poinformowana...
Ja również dowiedziawszy sie o śmierci Hackmana i jego żony pomyslałam natychmiast o samobójstwie rozrzeszonym. Zrobiło mi sie smutno i przykro na tę myśl a jednocześnie poczułam ogromny szacunek do tej pary połączony z współczuciem i zrozumieniem. Jeśli to zrobili, była to ich dojrzała, świadoma decyzja. I nikt nie powinien ich za to potępiać. A jesli nie zrobili...Moze w koncu dowiemy sie, co było przyczyną ich śmierci. A moze nie...Sporo jest takich niewyjaśnionych nigdy przypadków. Tak czy siak żal Gene Hackmana. Był świetnym aktorem i dobrym człowiekiem. Jak to nigdy nie wiadomo, co tam komu pisane...
OdpowiedzUsuńZawsze żal, zwłaszcza wartościowych i utalentowanych, z drugiej strony - miał chyba długie i ciekawe życie...
UsuńNie sądzę, aby małżeństwo popełniło samobójstwo (nic na to nie wskazuje - ludzie w takiej sytuacji porządkują sprawy, zostawiają wiadomość da rodziny, kładą się, a nie konwulsyjnie upadają), raczej śmierć przyszła przez zaskoczenie (w relacjach podkreśla się, że drzwi były otwarte, co jest o tyle dziwne, że to dość normalne, gdy jesteś w domu otoczonym dużym ogrodem i nigdzie się nie wybierasz).
OdpowiedzUsuńTemat eutanazji jest ważny, widać, że w Polsce jeszcze nie oswojony. Kocham życie i nie wyobrażam sobie, że mogłabym chcieć sama umrzeć. Z drugiej strony ... nigdy naprawdę mocno nie cierpiałam.
Tajemnicza sprawa, tak czy siak, czasami jakiś impuls może sprowokować decyzję.
UsuńRodzice mojej koleżanki zmarli tego samego dnia w różnych szpitalach.
Jeżeli chodzi o aktora, to na pewno nie było to samobójstwo rozszerzone. Ja teraz jestem u swojego amerykańskiego męża, to mam wiadomości wiarygodne stamtąd. Zostali znalezieni w innych pomieszczeniach, Gene miał rozrusznik, z niego wynikało, że zmarł 9 dni wcześniej. Nie piszą jeszcze dokładnie o niej, prawdopodobnie poślizgnęła się w łazience szukając leków. Pies niestety zmarł w klatce, prawdopodobnie z głodu.
OdpowiedzUsuńNie mam zdania o eutanazji, ale wiem że jak się cierpi, to każdy chce zasnąć. Wystarczy podać więcej leków, bardzo często takie sytuacje pokazyawane są w filmach. Dotknięci chorobą chcą odejść, A rodzina uporczywie myśli o cudzie wyleczenia.
Był też taki piękny francuski film Miość z wybitnymi aktorami znanymi w latach 60. Tam mąż dusi swoją żonę, która zapadła na Alzheimera. Jest to temat dla moralistów , ale bardziej dla lekarzy.
Film pamiętam, w wielu obrazach podobne tematy podejmowano, w literaturze także. Ktoś powiedział, że my uporczywie chcemy obecności bliskich, bez względu na wszystko, a oni już maja dość i chcą wreszcie odejść.
UsuńO, dzięki, trochę naświetliłaś sprawę, przykre to wszystko bardzo.
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńMyślę, że dla wielu ważna jest jakość życia, dlatego nie poddają się uciążliwym terapiom. Czy to nie jest rodzaj eutanazji?
Pozdrawiam serdecznie.
Niektórzy nawet twierdzą, że leczenie w Polsce, to też forma eutanazji...
UsuńNaleze do tych bedacych "ZA" - zreszta zrobilam dokument wyrazajacy ma wole w razie odpowiednich okolicznosci czyli takich ktore oznaczaloby egzystencje dzieki maszynom podtrzymujacym zycie . Po co bylo by mi takie i jeszcze klopot dla dzieci plus duzy koszt ?
OdpowiedzUsuńKiedy sie da bez narazania ludzkich uczuc zachecam do zrobienia dokumentu regulujacego wole osoby starszej lub chorujacej.
W wypadku Hackmana i zony mysle iz zaszla kombinacja pomylki medycznej i okolicznosci, ze celowe samobojstwo mialoby inny przebieg. Testy toksykologiczne sa w trakcie, moze pomoga wyjasnic zagadke.
Tak naprawdę przypadek aktora i jego żony posłużył za przykład, częściowo Ardiola naświetliła sprawę.
UsuńMasz rację, warto uporządkować sprawy w odpowiednim czasie!
Ardiola naswietlila bo amerykanskie media tak podaja, przypuszczenia tego rodzaju.
Usuńmam swa teorie, tlumaczaca okolicznosci - zona zatrula sie niechcacy albo planowo lekami, Genowi wysiadlo serce na ten widok.
I ta teoria jest możliwa, jak było naprawdę, wiedzą oni sami...
UsuńTemat niezwykle ciekawy. Wszyscy boją się niedołęstwa, ale wydaje mi się, że decyzja o takim odejściu bardzo by dzieci i najbliższe otoczenie zabolała. Ludzie za mało ze sobą rozmawiają...
OdpowiedzUsuńMarzy mi się wyruszyć i dojechać do Kalifornii drogą 66. Dla takich i innych pięknych marzeń warto żyć. Wszystkiego dobrego na nowy tydzień.
O tej legendarnej już drodze wiele powstało filmów, może zdołasz ziścić to marzenie?
UsuńNam z mężem marzy się podróż Orient Expresem:-)
I to jest cel! Warto je sobie stawiać i realizować. Wszystkiego dobrego dla Was. 🤗
UsuńDzięki, dla Ciebie i twoich bliskich także dobrych dni:-)
UsuńSmutny temat. Ale co to znaczy uporczywa terapia? Czy miałam pozwolić mojej mamie, która dostała udaru, zostać w domu, nie pomóc, nie wezwać pogotowia? Tato nie chciał mamy narażać na taką "pomoc". A przecież nie wiemy, czy osoba po udarze nie cierpi? Ech, mamę wyprowadzono z udaru, ale do domu już nie wróciła. Mam do siebie żal. Ale jak nie ratować?
OdpowiedzUsuńHaniu, wezwanie pogotowia, to jeszcze nie uporczywa terapia, chyba że chory zażyczy sobie inaczej. Wiele rodzin staje wobec dylematu : odłączyć aparaturę czy czekać na cud.
UsuńTo nigdy nie są łatwe decyzje. Gdy moja babcia przeszła wyniszczającą kurację onkologiczną wiele lat temu, powiedziała po powrocie domu, że po raz drugi nie zgodzi się na takie leczenie, woli spokojnie umrzeć w domu..
książka pisana humorem, pełna refleksji o życiu i przemijaniu na pewno zwraca uwagę na ważne tematy mogąc czlowieka nieco zmienić, zostawić jakiś ślad. Myślę że temat eutanazji jest trudny, można mieć różne poglądy ale wlaśnie pozostaje pytanie na ile jest on bliski i w jakim stopniu dotyczy
OdpowiedzUsuńW teorii wszystko jest proste, ale życie takie nie bywa...
Usuńjeśli pacjent sam prosi o pomoc w skróceniu mu cierpień, to czemu mu odmawiać?... za to jeśli pacjent jest w stanie nieodwracalnie warzywnym, to nie ma już komu pomagać... do dyskusji jest tylko przypadek śpiączki, na który medycyna nie zna sposobu, bo sposób może się przecież pojawić w każdej chwili...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)
Śpiączka to jeszcze nie do końca zbadany temat, póki żyje mózg, jest nadzieja!
UsuńJestem za eutanazją.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Dobrego popołudnia, Haniu:-)
UsuńEutanazja - tak.
OdpowiedzUsuńTylko że w Polsce nie znajdzie się lekarza, który dopomógłby odejść skutecznie i bez cierpienia.. Ostatnie chwile niekoniecznie są tylko spokojnym zasypianiem. Trzeba dużej odwagi i determinacji, a także wiedzy by zdecydować się na skrócenie sobie życia.... bezboleśnie.
Niemniej gdybym miała wybierać - szpital jako rzekomo jedyny ratunek lub dom i pewna śmierć zawsze wybiorę dom - przygotowana na to by nie czekać do ostatniej chwili. Moim ukochanym - mamie i mężowi towarzyszyłam do końca. Świadomość, że jestem z nimi, czują moją fizyczną bliskość, ostatnie słowa miłości..... wierzę, że pomogły im spokojnie odejść.
A w szpitalu ? samotny parawan.
W domu znany jest mój strach przed szpitalem i nikt mnie nie będzie na siłę do niego oddawał.
Ale eutanazję popierałam od zawsze.
Jakiś czas temu w Teatrze Telewizji pokazywano poruszającą sztukę „Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję” w której ojciec dotknięty ogromnym cierpieniem prosi syna o eutanazję. Temat równie jak nas poruszył i sprowokował do dyskusji m.in służbę zdrowia i Kościół. Nic z tego nie wynikło - niestety.
Ja z kolei obejrzałam kiedyś film "Strzępy", opowiadający o opiece nad ojcem chorym na Alzheimera, choroba zmieniła staruszka w agresywną osobę.
UsuńSyn wywiózł ojca w góry i tam podjął najtrudniejszą w życiu decyzję...
Film warto zobaczyć!
Ja nie wiem, co o tym sądzić. Wydaje mi się, że nie poddałabym się eutanazji, ale tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono. Wypowiedzieć bym się mogła dopiero cierpiąc nie do opisania. Wtedy zapada decyzja ostateczna - trzymam się życia lub umieram. Nie należę do zwolenników eutanazji, bo nienawidzę zabijania w każdej formie i w odniesieniu do każdego stworzenia. Nawet komarów nie zabijam.
OdpowiedzUsuńJa tez nie wiem, ale wydaje mi się, że ważna jest możliwość wyboru, dla siebie przede wszystkim!
UsuńBardzo mocny temat i wiele pytań, na które nie ma jednej dobrej odpowiedzi. Każdy ma swoją perspektywę, a życie często pisze scenariusze, których nie da się przewidzieć. Daje do myślenia!
OdpowiedzUsuńTo prawda, sami nie wiemy co zrobilibyśmy w danej sytuacji, a nie da się przejść w cudzych butach...
Usuń