Co powoduje, że człowiek zapragnie opuścić wygodny fotel i ruszyć się z domu? Dłuższy dzień, słońce łaskocze plecy, ptaki wyśpiewują swoje trele w różnych tonacjach i z różnym natężeniem, a na zmęczenie psychiki pędzącym życiem i ogromem spraw zawodowych nie ma to jak plener. Po jednym dniu na łonie natury czujemy się pijani nadmiarem tlenu po okresie zimowym, a gdy już zachłyśniemy się dużą dawką natury w naturze przychodzi pora na zwiedzanie. Ruszając z domu na weekendowe wycieczki raczymy wszystkie zmysły, jakie natura nam dała.Nie bez powodu mówi się, ze podróże kształcą. Nawet jeśli byliśmy już gdzieś kiedyś, za każdym razem odnajdujemy dla siebie coś nowego, innym spojrzeniem ogarniamy te same miejsca, innych ludzi spotykamy. Już z okna samochodu zobaczyć można stadka sarenek pasących się na polach, ptasiego drapieżnika, który przysiadł na płocie lub lisa przemykającego na drugą stronę drogi. Wczoraj zaniosło nas do Poznania, gdzie bywamy często, ale nie zawsze w tym samym celu. Za każdym razem odkrywamy coś czego nie "było" poprzednio, jak choćby elewacja budynku, który oglądany z innej strony odkrył przed nami to:
Wdrapaliśmy się na dach, żeby ujrzeć panoramę miasta z punktu widokowego, który urządzono na balkonie w kształcie dziobu okrętu i stojąc na skraju czujesz się jak na Titanicu.
Na poznańskiej starówce świąteczny kiermasz smaków, także ukraińskich, a specjałów wszelkich mozna nie tylko popróbować, ale też zakupić z myślą o świętach. Między straganami niespodzianka: wystawa królików, białych, czarnych, brązowych, nakrapianych, polskich, irlandzkich. Nie wiedziałam, że jest tyle ras, a królik do królika niepodobny, a dookoła wielka rozmaitość języków obcych:niemiecki, duński, angielski, japoński.
W drodze powrotnej strome schodki zawiodły nas na Wzgórze Przemysła, muzeum na szczycie wprawdzie nieczynne, ale i tak było warto.
A wszędzie rozkwitająca przyroda w róznych postaciach i kolorach.
niedziela, 29 marca 2015
czwartek, 26 marca 2015
Wstrzemięźliwość przed ślubem.
Oglądałam kilka odcinków przedziwnego filmu dokumentalnego o amerykańskiej rodzinie, wychowującej 19 dzieci.
Wszystkie te dzieci urodzone z jednej matki, najstarsza latorośl 20 kilka lat, najmłodsza 3 latka. Dlaczego przedziwny film? Bo zwyczaje tej rodziny cofnęły mnie niejako do ubiegłej epoki. Dziewczęta w tej rodzinie szykowały się do zamążpójścia, ale swoich oblubieńców spotykały zawsze w obecności tzw. przyzwoitki, nawet przez skypa rozmawiały w obecności rodziców. Zakazem przedślubnym objęte było nie tylko współżycie młodych, ale nawet pocałunki i trzymanie się za rękę. Przed zaręczynami obowiązywały zaloty. Mogę zrozumieć zachowywanie dziewictwa dla przyszłego męża, jeśli religia tego wymaga (ciekawe czy oblubieniec robi podobnie?), ale cóż jest złego w pocałunkach czy dotyku?
Dlaczego kobieta musi udowodnić, że jest dobrą kucharką,gospodynią itd., a chłopak musi umieć zarobić na byt, skoro nie mogą sprawdzić czy do siebie pasują pod innymi, równie ważnymi względami?
Poza tym, jeśli kobieta składa dziewictwo na ołtarzu małżeństwa, to pewnikiem zakłada, że jej związek przetrwa na wieki, bo cóż złoży w ofierze swemu kolejnemu mężowi, jeśli los tak sprawi?
Oglądając ten film i zwyczaje tej rodziny miałam jednocześnie wrażenie, ze niektórzy jej członkowie nigdy nie dorośli i raczej bawią się w dorosłych, a głównym ich celem życiowym jest prokreacja. Najstarszy syn, już żonaty, choć do trzydziestki było mu daleko, miał już trójkę dzieci. Wyglądało to tak, jakby rodzice chcieli uchronić swoje córki przed niechcianą ciążą wydając je wcześnie za mąż ( oczywiście po urodzeniu pierwszego dziecka przerywały pracę zawodową). W utrzymaniu żony i wszystkich dzieci pomagał głowie rodziny udział w cyklicznym programie telewizyjnym, bo gość nie był milionerem, a tyle czasu spędzał w domu z rodziną, że nie wiem kiedy na całe towarzystwo zarabiał. Dziwne też było to, że rodzice nie pozwalali młodym żyć się do siebie sam na sam, ale urządzali liczne zbiegowiska rodzinne, gdzie wystawiali córki na pokaz, jak na targu. Jeśli to lepsze, niż spacery przy księżycu lub wspólne wypady za miasto na piknik z dzięciołem, to ja się nie znam na miłości.
Wszystkie te dzieci urodzone z jednej matki, najstarsza latorośl 20 kilka lat, najmłodsza 3 latka. Dlaczego przedziwny film? Bo zwyczaje tej rodziny cofnęły mnie niejako do ubiegłej epoki. Dziewczęta w tej rodzinie szykowały się do zamążpójścia, ale swoich oblubieńców spotykały zawsze w obecności tzw. przyzwoitki, nawet przez skypa rozmawiały w obecności rodziców. Zakazem przedślubnym objęte było nie tylko współżycie młodych, ale nawet pocałunki i trzymanie się za rękę. Przed zaręczynami obowiązywały zaloty. Mogę zrozumieć zachowywanie dziewictwa dla przyszłego męża, jeśli religia tego wymaga (ciekawe czy oblubieniec robi podobnie?), ale cóż jest złego w pocałunkach czy dotyku?
Dlaczego kobieta musi udowodnić, że jest dobrą kucharką,gospodynią itd., a chłopak musi umieć zarobić na byt, skoro nie mogą sprawdzić czy do siebie pasują pod innymi, równie ważnymi względami?
Poza tym, jeśli kobieta składa dziewictwo na ołtarzu małżeństwa, to pewnikiem zakłada, że jej związek przetrwa na wieki, bo cóż złoży w ofierze swemu kolejnemu mężowi, jeśli los tak sprawi?
Oglądając ten film i zwyczaje tej rodziny miałam jednocześnie wrażenie, ze niektórzy jej członkowie nigdy nie dorośli i raczej bawią się w dorosłych, a głównym ich celem życiowym jest prokreacja. Najstarszy syn, już żonaty, choć do trzydziestki było mu daleko, miał już trójkę dzieci. Wyglądało to tak, jakby rodzice chcieli uchronić swoje córki przed niechcianą ciążą wydając je wcześnie za mąż ( oczywiście po urodzeniu pierwszego dziecka przerywały pracę zawodową). W utrzymaniu żony i wszystkich dzieci pomagał głowie rodziny udział w cyklicznym programie telewizyjnym, bo gość nie był milionerem, a tyle czasu spędzał w domu z rodziną, że nie wiem kiedy na całe towarzystwo zarabiał. Dziwne też było to, że rodzice nie pozwalali młodym żyć się do siebie sam na sam, ale urządzali liczne zbiegowiska rodzinne, gdzie wystawiali córki na pokaz, jak na targu. Jeśli to lepsze, niż spacery przy księżycu lub wspólne wypady za miasto na piknik z dzięciołem, to ja się nie znam na miłości.
wtorek, 24 marca 2015
Z pracy przez park
Często zdarza mi się wracać z pracy przez park, który jest główna atrakcja mojego miasta, mekki kuracjuszy z całej Polski.Teraz, gdy dni dłuższe jest to przyjemne i bezpieczne, bo jesienią i zimą od 16 jest już ciemno. Taki spacer pozwala nie tylko dotlenić organizm, uporządkować myśli, nacieszyć się urokami przyrody, ale też poobserwować spacerujących kuracjuszy. W dni powszednie park jest umiarkowanie nawiedzany przez gości, w weekendy najlepiej chodzić wcześnie rano, bo później tłumy. Sama jestem piechurem, nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio korzystałam z usług komunikacji miejskiej, pokonuję 2 razy dziennie po kilka kilometrów, jak to mówią dla zdrowia i urody. Dla kondycji także, dzięki temu nie mam większych problemów z chodzeniem po górskich szlakach. Ale wracając do kuracjuszy, stanowią czasami zabawny obrazek. Najczęściej chodzą małymi grupkami, także koedukacyjnymi, wiosną i latem obowiązkowo w dresach i nowym obuwiu sportowym, czasem pytają o drogę na pocztę, do Biedronki. Czasami jestem świadkiem rozmowy telefonicznej kuracjusza z rodziną i dowiaduję się wtedy, jakie zabiegi kuracjusz odbiera, czy jest zadowolony i czy miasto się podoba. W kawiarenkach na terenie parku odbywają się codziennie potańcówki. Dziś tez w kawiarni blisko fontanny podrygiwały pary w czasie, gdy ja zmęczona wracałam z pracy. Trochę im pozazdrościłam, ale jak mawia mój mąż cieszę się, że pracuję, bo bezrobotnym raczej nie tańce w głowie. Podziwiam tez wszystkich biegaczy, których coraz więcej na parkowych alejkach, trafiają się także chodzący z kijkami, rowerzyści i rolkarze. Widać, że społeczeństwo robi się ruchliwe. Fakt, ze niektórzy podjeżdżają pod park autami i robią krótki spacer lub przebieżką po parku, ale dobre i to. W naszym parku są dwa stawy pełne kaczek i ryb, które podjadają chleb kaczkom, tu i ówdzie przemknie wiewiórka, tylko dziś widziałam sikorki, łabędzia, szpaki, w górze klucz gęsi. Na trawniku rozgościły się krokusy, na drzewach i krzewach widać zieleń, która za chwilę wybuchnie pełnym rozkwitem. Czy można chcieć więcej?
sobota, 21 marca 2015
Początek wiosny i święto poezji
Nie przez przypadek pierwszy dzień najpiękniejszej pory roku poświęcony jest także poezji. Wszak wiosną rozkwita miłość, a uczucia najlepiej wyznawać przy pomocy poezji.To poeci właśnie posiedli nadzwyczajną umiejętność ubierania w słowa tego, co tak trudno czasami wypowiedzieć do ukochanej osoby w miłosnym oszołomieniu. A jeśli poezja, to często erotyki, poezja śpiewana, wyznania z głębi serca ubrane w rymy. Każdy z nas ma z pewnością ulubiony wiersz, ulubionego poetę, wspomnienia powiązane z piosenką, tańcem, pierwszym pocałunkiem. Wszystko, co nas spotyka w życiu pięknego da się wyrazić poezją, z niej wypływa i do niej wraca. Ktoś, kto nigdy nie sięgał po romantyczne strofy nie był z pewnością zakochany.
Dla moich blogowych gości utwór, który łączy własnie wiosnę z poezją.
Dla moich blogowych gości utwór, który łączy własnie wiosnę z poezją.
piątek, 20 marca 2015
Hikikomori
Hikikomori – japoński wirus samotności i wyobcowania, spowodowany uzależnieniem od Internetu, a szczególnie od gier komputerowych, powodujący odizolowanie się od społeczeństwa, unikanie bezpośrednich kontaktów z innymi ludźmi, a dotyka głównie młodzież płci męskiej.
Tak to brzmi według literatury fachowej(polecam stronę Uzależnienia behawioralne)
Zjawisko przywędrowało do nas z Azji, głównie z Japonii, wysoko rozwiniętej cyfrowo, ale niestety rozszerza się w zastraszającym tempie. Jest moim zdaniem tym bardziej niebezpieczne, że zabija w młodych ludziach jakąkolwiek motywację do działania. Po co kształcić się, pracować, wychodzić z domu, poznawać ludzi, skoro cały świat, wszystko, czego młody człowiek potrzebuje jest w Internecie. W swoim najbliższym otoczeniu widzę coraz więcej młodych ludzi, na oko 30-latków, którzy nie uczą się, nie pracują, rzadko ich widuję, bo siedzą w domach i grają, często przez większość doby, z krótkimi przerwami na posiłki lub wyprowadzenie psa. Utrzymanie i opierunek zabezpieczają rodzice lub dziadkowie, a gracze wiecznie poszukujący pracy nie maja już czasu ani ochoty, aby pójść na rozmowę kwalifikacyjną, złożyć podanie, zasięgnąć porady. Jeśli nawet zdobędą się na wysiłek i sprawdzą dostępne oferty, najczęściej okazuje się, że nie o taką pracę im chodziło lub płaca za niska, dojeżdżać trzeba albo praca zmianowa. I tak żyją z dnia na dzień i nawet do głowy im nie przyjdzie, żeby choć sezonowo zarobić parę groszy i wspomóc rodzinny budżet.
Najgorsze, że nie widzą w tym nic nagannego, a rodzice często sa nawet zadowoleni, bo w domu "dzieciak" siedzi, nic złego nie robi, nie pije, nie chuligani, pracy nie ma, a z domu przecie pani nie wyrzucę.
Zaczyna się wcześnie, już rodzice małych dzieci dają pociechom tablety, żeby bajki oglądały. W pokojach dziecięcych królują laptopy, tablety, konsole, smartfony. Uczniowie zapisujący się w pracowni na komputery dostają histerii, jeśli wszystkie stanowiska są zajęte i muszą odejść z kwitkiem. Od jednego z uczniów usłyszałam z płaczem w głosie: to co ja będę teraz robił? Może idź do czytelni i czasopisma poczytaj? Spojrzał na mnie tak, jakbym mówiła po syczuańsku lub miała antenki na głowie.
Cóż, pokolenie cyfrowe, ale kto zarobi na moją emeryturę?
Tak to brzmi według literatury fachowej(polecam stronę Uzależnienia behawioralne)
Zjawisko przywędrowało do nas z Azji, głównie z Japonii, wysoko rozwiniętej cyfrowo, ale niestety rozszerza się w zastraszającym tempie. Jest moim zdaniem tym bardziej niebezpieczne, że zabija w młodych ludziach jakąkolwiek motywację do działania. Po co kształcić się, pracować, wychodzić z domu, poznawać ludzi, skoro cały świat, wszystko, czego młody człowiek potrzebuje jest w Internecie. W swoim najbliższym otoczeniu widzę coraz więcej młodych ludzi, na oko 30-latków, którzy nie uczą się, nie pracują, rzadko ich widuję, bo siedzą w domach i grają, często przez większość doby, z krótkimi przerwami na posiłki lub wyprowadzenie psa. Utrzymanie i opierunek zabezpieczają rodzice lub dziadkowie, a gracze wiecznie poszukujący pracy nie maja już czasu ani ochoty, aby pójść na rozmowę kwalifikacyjną, złożyć podanie, zasięgnąć porady. Jeśli nawet zdobędą się na wysiłek i sprawdzą dostępne oferty, najczęściej okazuje się, że nie o taką pracę im chodziło lub płaca za niska, dojeżdżać trzeba albo praca zmianowa. I tak żyją z dnia na dzień i nawet do głowy im nie przyjdzie, żeby choć sezonowo zarobić parę groszy i wspomóc rodzinny budżet.
Najgorsze, że nie widzą w tym nic nagannego, a rodzice często sa nawet zadowoleni, bo w domu "dzieciak" siedzi, nic złego nie robi, nie pije, nie chuligani, pracy nie ma, a z domu przecie pani nie wyrzucę.
Zaczyna się wcześnie, już rodzice małych dzieci dają pociechom tablety, żeby bajki oglądały. W pokojach dziecięcych królują laptopy, tablety, konsole, smartfony. Uczniowie zapisujący się w pracowni na komputery dostają histerii, jeśli wszystkie stanowiska są zajęte i muszą odejść z kwitkiem. Od jednego z uczniów usłyszałam z płaczem w głosie: to co ja będę teraz robił? Może idź do czytelni i czasopisma poczytaj? Spojrzał na mnie tak, jakbym mówiła po syczuańsku lub miała antenki na głowie.
Cóż, pokolenie cyfrowe, ale kto zarobi na moją emeryturę?
czwartek, 19 marca 2015
Sen, mój przyjaciel
Nigdy nie byłam śpiochem, spałam tyle, ile było potrzebne do normalnego funkcjonowania. Nie zalegałam w łożu do południa, nie jadałam śniadań w łóżku.Fakt, jestem skowronkiem, nie sową, zawsze lepiej funkcjonowałam rano, niż nocą.Podobno też niskociśnieniowcy więcej śpią. Sen zresztą jest dobry na wiele rzeczy, a jego brak zaburza wiele podstawowych czynności organizmu. Oglądałam program o leczeniu zaburzeń snu i zaskoczyło mnie to, że długotrwałe problemy ze snem mogą w efekcie prowadzić do wielu groźnych chorób, a nawet do śmierci. Jestem teraz na takim etapie życia, że miewam problemy ze snem, nie tyle z zasypianiem, co z nieprzerywalnością nocnego odpoczynku lub budzeniem się o nieludzkiej porze, np.4 rano.
Tymczasem czytam i oglądam doniesienia, że zaburzenia snu prowadzić mogą do obumierania komórek w mózgu, do zaniku libido, osłabiają koncentrację, powodują drażliwość i podatność na stresy,osłabiają metabolizm, nie mówiąc już o złym wpływie na urodę i kondycję fizyczną.
Wypróbowałam wiele sposobów na poprawę jakości snu, nie biorę jedynie leków nasennych, bo unikam wszelkich medykamentów jak ognia.
W ostatnim doniesieniu na temat snu pojawiła się informacja, że sen mogą zaburzać urządzenia elektroniczne, a w zasadzie długie z nich korzystanie.
To trochę mnie martwi, bo jak funkcjonować w dzisiejszym świecie chociażby bez komputera, który potrzebny jest do pracy i po pracy tez mile widziany. A reszta urządzeń? Ja i tak do fanatyków nie należę, ale mimo wszystko... Wszystkie zalecenia dotyczące dobrego snu zaczynają się raczej od nie: Nie pij późno kawy, nie oglądaj długo TV, nie spędzaj zbyt wiele czasu przed komputerem, nie objadaj się na wieczór, nie stresuj się (?), nie jedz ciężkostrawnych potraw, nie czytaj w łóżku itp. Ile z tych zakazów udaje się wprowadzić w życie?
Liczę jedynie na zmianę czasu, bo wówczas zamiast o 4, będę sie budzić o 5, a to już brzmi trochę lepiej!
Tymczasem czytam i oglądam doniesienia, że zaburzenia snu prowadzić mogą do obumierania komórek w mózgu, do zaniku libido, osłabiają koncentrację, powodują drażliwość i podatność na stresy,osłabiają metabolizm, nie mówiąc już o złym wpływie na urodę i kondycję fizyczną.
Wypróbowałam wiele sposobów na poprawę jakości snu, nie biorę jedynie leków nasennych, bo unikam wszelkich medykamentów jak ognia.
W ostatnim doniesieniu na temat snu pojawiła się informacja, że sen mogą zaburzać urządzenia elektroniczne, a w zasadzie długie z nich korzystanie.
To trochę mnie martwi, bo jak funkcjonować w dzisiejszym świecie chociażby bez komputera, który potrzebny jest do pracy i po pracy tez mile widziany. A reszta urządzeń? Ja i tak do fanatyków nie należę, ale mimo wszystko... Wszystkie zalecenia dotyczące dobrego snu zaczynają się raczej od nie: Nie pij późno kawy, nie oglądaj długo TV, nie spędzaj zbyt wiele czasu przed komputerem, nie objadaj się na wieczór, nie stresuj się (?), nie jedz ciężkostrawnych potraw, nie czytaj w łóżku itp. Ile z tych zakazów udaje się wprowadzić w życie?
Liczę jedynie na zmianę czasu, bo wówczas zamiast o 4, będę sie budzić o 5, a to już brzmi trochę lepiej!
poniedziałek, 16 marca 2015
Indywidualnie do ucznia
Nauczyciel pasjonat, belfer z powołania jest w pracy 24 godziny na dobę(no, może odliczając czas na sen, ale każdy śpi inaczej, czasami nawet śniąc o szkole). Oczywiście bywają wyjątki, jak w każdym zawodzie, ale z incydentu nie można robić reguły, jak robią to media. Uogólnianie, że wszyscy są niekompetentni, niedouczeni, znerwicowani i trafili do zawodu przez nieudolność życiową jest krzywdzące dla całej reszty owych pasjonatów. A znam to z autopsji, bo mam w rodzinie i w otoczeniu wielu takich pozytywnie zakręconych na punkcie swej pracy. Dokładają nam ze wszystkich stron, bo w Polsce wszyscy znają się na polityce, medycynie i edukacji. Pamiętam swoje zdziwienie z zebrania z wychowawcą mojego syna w szkole średniej. Jeden z ojców zaraz na początku wystąpił ze stwierdzeniem, że "pani od angielskiego źle uczy". Pyta wychowawca: a na czym opiera pan swój osąd? Bo córka tak mówi.Dodać należy, że pan rodzic nie był metodykiem nauczania języków obcych, ale rolnikiem, z całym szacunkiem dla jego pracy. Sama miałam w kolejnych szkołach nauczycieli wspaniałych, nieco dziwnych i takich, którzy może źle wybrali zawód, dyscyplina była straszna, a gdy uczeń przyniósł ze szkoły uwagę, to nie dziwił się rodzic: co oni ci tam znowu wpisali, tylko pytał z pasem w ręku: co zrobiłaś, że zdenerwowałaś nauczycielkę?
Jakoś w tej mało nowoczesnej szkole na ludzi się wyszło, studia skończyło, a komu bozia zdolności nie dała lub się nie chciało, to szedł do zawodówki. Teraz gdy uczeń nie umie to wina nauczyciela i szkoły oczywiście. Bo do ucznia, panie to trza indywidualnie... Duży nacisk kładzie się na indywidualizację nauczania(jakby do tej pory jej nie było, a nauczyciele nie siedzieli po lekcjach, żeby do konkursów przygotować, nie mówiąc o darmowych zajęciach wspomagających), ostatnio nawet coraz większy, co jest zwykłą teorią w 30 osobowych klasach, gdzie połowa dzieci ma w dodatku ADHD, ADD, jest opóźniona w różnym stopniu lub ma takie problemy w domu, że nie w głowie im nauka. Jeśli klasa zbyt mało dzieci liczy, to nie ma podziału na grupy i nauka języków, zajęcia komputerowe, WF odbywają się z całym 24 osobowym zespołem czyli tak wygląda wg ministerstwa indywidualne podejście do ucznia, którzy mają 1 komputer na 2-3 osoby do jednego zadania. Sukcesem jest w ogóle doprowadzić lekcję do końca, gdy w niektórych klasach większość uczniów wymaga skrajnie indywidualnego podejścia. Najciekawsze jest to, że pani minister od edukacji wysuwa wobec oświaty publicznej wydumane, bo teoretyczne wymagania, posyłając swoje prywatne dzieci do prywatnej szkoły. Na studiach podyplomowych prelegent z Warsaw pokazał nam zajęcia zintegrowane, gdzie tematem wiodącym było światło i działania dzieci z tym światłem były bardzo zróżnicowane i ciekawe, po prostu marzenie, jeśli chodzi o wyposażenie w pomoce i uwaga:liczba uczniów w klasie - 8 osób. Pytamy więc co to za szkoła? Pan nam na to, że prywatna. Bez komentarza...
Jeśli więc większość wolnego czasu poświęcam na wymyślanie innowacji, na zmotywowanie dzieci do aktywności, na samokształcenie w wielu dziedzinach, żeby nie stać w miejscu i lubię swoją pracę - to czuję głęboko dotknięta stwierdzeniem, ze trafiłam do szkoły bo jestem nieudacznikem!
Jak to śpiewa zespół Pod budą?
Moi koledzy poszli w biznesy.... a ja zostałem sam z gitarą!
Jakoś w tej mało nowoczesnej szkole na ludzi się wyszło, studia skończyło, a komu bozia zdolności nie dała lub się nie chciało, to szedł do zawodówki. Teraz gdy uczeń nie umie to wina nauczyciela i szkoły oczywiście. Bo do ucznia, panie to trza indywidualnie... Duży nacisk kładzie się na indywidualizację nauczania(jakby do tej pory jej nie było, a nauczyciele nie siedzieli po lekcjach, żeby do konkursów przygotować, nie mówiąc o darmowych zajęciach wspomagających), ostatnio nawet coraz większy, co jest zwykłą teorią w 30 osobowych klasach, gdzie połowa dzieci ma w dodatku ADHD, ADD, jest opóźniona w różnym stopniu lub ma takie problemy w domu, że nie w głowie im nauka. Jeśli klasa zbyt mało dzieci liczy, to nie ma podziału na grupy i nauka języków, zajęcia komputerowe, WF odbywają się z całym 24 osobowym zespołem czyli tak wygląda wg ministerstwa indywidualne podejście do ucznia, którzy mają 1 komputer na 2-3 osoby do jednego zadania. Sukcesem jest w ogóle doprowadzić lekcję do końca, gdy w niektórych klasach większość uczniów wymaga skrajnie indywidualnego podejścia. Najciekawsze jest to, że pani minister od edukacji wysuwa wobec oświaty publicznej wydumane, bo teoretyczne wymagania, posyłając swoje prywatne dzieci do prywatnej szkoły. Na studiach podyplomowych prelegent z Warsaw pokazał nam zajęcia zintegrowane, gdzie tematem wiodącym było światło i działania dzieci z tym światłem były bardzo zróżnicowane i ciekawe, po prostu marzenie, jeśli chodzi o wyposażenie w pomoce i uwaga:liczba uczniów w klasie - 8 osób. Pytamy więc co to za szkoła? Pan nam na to, że prywatna. Bez komentarza...
Jeśli więc większość wolnego czasu poświęcam na wymyślanie innowacji, na zmotywowanie dzieci do aktywności, na samokształcenie w wielu dziedzinach, żeby nie stać w miejscu i lubię swoją pracę - to czuję głęboko dotknięta stwierdzeniem, ze trafiłam do szkoły bo jestem nieudacznikem!
Jak to śpiewa zespół Pod budą?
Moi koledzy poszli w biznesy.... a ja zostałem sam z gitarą!
niedziela, 15 marca 2015
Co wyzwala moje frustracje?
Moi domownicy zauważyli, że potrzebny mi odpoczynek, odcięcie się od świata zewnętrznego, bo w niektórych sytuacjach reaguję jak psychopata. Może to wina kawy, niewyspania, stresów w pracy lub hormonów? Ze wszystkich wymienionych mam wpływ jedynie na kawę, ale jak się jest niskociśnieniowcem, to trudno z kawy całkiem zrezygnować. Jak się u mnie objawia zachowanie krytykowane przez rodzinę? Podobno zbyt agresywnie reaguję na telefony od obcych ludzi! Ale jak nie mam reagować gdy kilka razy w ciągu godziny dzwoni telefon i wyświetla się numer zastrzeżony, więc nie odbieram, bo najczęściej wysłuchuję info z automatu. Gdy decyduję się wreszcie odebrać mówi do mnie pani z banku. Pyta, pyta, pyta.... ja na wszystko odpowiadam, że nie, dziękuję, nie potrzebuję, ale pani nadal upierdliwie namawia, ja coraz głośniej i agresywniej się bronię. Kiedy staję się bardzo nieprzyjemna, pani mi na to, że wcale nie musiałam z nią rozmawiać(!!!), ale nie rozłącza się, to ja muszę zakończyć. Podobnie jest w banku, gdy idę coś załatwić, zawsze mają nową ofertę do zaproponowania, a ja zawsze odpowiadam, że gdybym czegoś poszukiwała, to zgłoszę się sama. W pewnym sensie rozumiem osoby pracujące w bankach, bo każą im łapać klientów, inaczej fora ze dwora. Kolega namawiał mnie kiedyś na założenie chociaż na pół roku konta w banku, gdzie pracuje jego żona, bo jeśli w określonym czasie nie znajdzie pożądanej liczby nowych klientów to ma wypad. Żal mi kobiety, ale czemu ja mam za to płacić i po co mi trzecie konto w innym banku? Naprawdę staram się panować nad nerwami, ale nie znoszę gdy ktoś obcy wmawia mi, co jest dla najlepszej, bo ja sama jeszcze tego nie odkryłam...
sobota, 14 marca 2015
Wiosenne mordowanie stóp
Zawsze cieszę się na wiosnę, bo cieplej, milej, słoneczko grzeje, na spacer dusza ciągnie, by napawać się śpiewem ptaków. Ale że w zimowych butach już za ciepło, więc wyciąga się z szafy buty lżejsze, wygodne, bo w ubiegłym sezonie rozchodzone i co? Wracam z obtartymi piętami, tu ciśnie, tam piecze, ówdzie odkrywam odcisk, którego dotąd nie było. W starych butach? Jeszcze gorzej jest w nowych i większa niespodzianka: wczoraj nowe buty były O.K. a dziś obtarłam nogi do krwi! Niech ktoś mi to zjawisko wytłumaczy. Kończy się tym, że gdy wypada ubrać się pięknie i jak to mówią odsłonić co nieco, ja mam tak zmaltretowane stopy, że najchętniej włożyłabym kozaki lub poszła boso. Nawet drogie buty nie gwarantują, że kupisz i chodzisz, próbowałam. Mam już obsesję i z zazdrością patrzę na kobiety, które w upały noszą sandałki na gołe stopy. Może brak mi jakiegoś składnika w skórze, czy o co chodzi? Powie ktoś: w końcu się dopasują, czasami tak, ale wtedy już buty nadają się do wyrzucenia. Cóż, widać nie może być tylko dobrze, bo brak problemów przewraca nam w głowach...
czwartek, 12 marca 2015
Dzień drzemki w pracy
12 marca zaznaczono w kalendarzu jako dzień drzemki w pracy.
Super dzień, szkoda, że nie wszyscy pracodawcy traktują go serio. A przecież udowodniono naukowo, że drzemka, nawet kilkuminutowa w ciągu dnia służy nie tylko drzemiącemu. Zamiast wypijać kolejną kawę i zjadać czekoladę, co nadweręża wątrobę i sprzyja otyłości, wystarczyłoby na kilka chwil przymknąć oczy i odpłynąć, a korzyści tego zabiegu odczułby też pracodawca.
Gdy w ciągu dnia odczuwamy kryzys wydajności, zwłaszcza przy zmianach pogody, ciśnienia czy w czasie przesilenia pór roku, szukamy sposobów, łykamy witaminy, mikroelementy, pijemy napoje energetyzujące , żeby pracować lepiej, dłużej. Żeby zadowolić szefa ukrywamy dolegliwości i problemy, bo na nasze miejsce znajdzie się inny, młodszy, bardziej wydajny. Powie ci szef, że od siebie też dużo wymaga, ale jakie są jego warunki pracy? Przerwa na lunch, często wypad do siłowni lub na basen, spotkanie biznesowe itp. A ty pracowniku? Cały dzień o kanapkach, wypijasz kolejne kawy, liczą ci każdą przerwę, pijesz w biegu, siusiasz w biegu lub siedzisz dzień cały przy biurku, bo robota pilna na wczoraj. Drzemka przynajmniej podreparowałaby siły witalne.
Jak długo powinna trwać drzemka?
2-5 minut - wyjątkowo efektywna aby wyeliminować senność
5-20 minut - poprawia koncentrację, żywotność, sprawność uczenia się i sprawność fizyczną
20 minut - dodatkowo poprawia sprawność mięśni, ponadto usuwa zbędne informacje z mózgu co poprawia pamięć długoterminową
50-90 minut - poprawia zdolności percepcyjne, ponadto poprawia stan kości i mięśni
( źródło: zdrowienatopie.pl)
Super dzień, szkoda, że nie wszyscy pracodawcy traktują go serio. A przecież udowodniono naukowo, że drzemka, nawet kilkuminutowa w ciągu dnia służy nie tylko drzemiącemu. Zamiast wypijać kolejną kawę i zjadać czekoladę, co nadweręża wątrobę i sprzyja otyłości, wystarczyłoby na kilka chwil przymknąć oczy i odpłynąć, a korzyści tego zabiegu odczułby też pracodawca.
Gdy w ciągu dnia odczuwamy kryzys wydajności, zwłaszcza przy zmianach pogody, ciśnienia czy w czasie przesilenia pór roku, szukamy sposobów, łykamy witaminy, mikroelementy, pijemy napoje energetyzujące , żeby pracować lepiej, dłużej. Żeby zadowolić szefa ukrywamy dolegliwości i problemy, bo na nasze miejsce znajdzie się inny, młodszy, bardziej wydajny. Powie ci szef, że od siebie też dużo wymaga, ale jakie są jego warunki pracy? Przerwa na lunch, często wypad do siłowni lub na basen, spotkanie biznesowe itp. A ty pracowniku? Cały dzień o kanapkach, wypijasz kolejne kawy, liczą ci każdą przerwę, pijesz w biegu, siusiasz w biegu lub siedzisz dzień cały przy biurku, bo robota pilna na wczoraj. Drzemka przynajmniej podreparowałaby siły witalne.
Jak długo powinna trwać drzemka?
2-5 minut - wyjątkowo efektywna aby wyeliminować senność
5-20 minut - poprawia koncentrację, żywotność, sprawność uczenia się i sprawność fizyczną
20 minut - dodatkowo poprawia sprawność mięśni, ponadto usuwa zbędne informacje z mózgu co poprawia pamięć długoterminową
50-90 minut - poprawia zdolności percepcyjne, ponadto poprawia stan kości i mięśni
( źródło: zdrowienatopie.pl)
wtorek, 10 marca 2015
Wojna płci...
To taki wpis na połączenie Dnia Kobiet z Dniem Mężczyzn. Na początku chcę oddać hołd wszystkim panom, którzy z wielkim poświęceniem snują się z damami swego serca po sklepach, udzielając im rad typu: czy dobrze wyglądam, czy ta sukienka mnie nie pogrubia, czy mi jeszcze wypada to nosić? A spróbowałby jeden z drugim odpowiedzieć nie po myśli ukochanej, to dopiero byłby foch, w domu ciche dni itd.
Wiadomo bowiem, że nie zadaje się facetom niektórych (większości pytań). Facet nie odróżni popielu od beżu, wiśniowego od malinowego, długości 3/4 od 7/8, a w niektórych sprawach potrafi być do bólu szczery. Więc jeśli nie chcecie panie usłyszeć szczerej odpowiedzi, nie zadawajcie niektórych pytań. Wracając do panów w galeriach, to pewnie przeżywają katorgę wspólnych zakupów, gdyż jak to faceci nastawieni są na cel, a nie na oglądanie każdego wieszaka i każdej metki.Gdy kobieta kupi bluzkę, jej partner zapyta: a potrzebowałaś? Ogólnie wiadomym jest też fakt, iż gdyby nasi panowie tak dbali o mieszkania jak o swoje samochody, to byłyby nieskazitelnie wypucowane w każdy weekend, a nie tylko na święta. Wielu panów ma też awersję do tzw.majsterkowania i woli zapłacić fachowcom, niż grzebać samodzielnie. Miałam koleżankę, która nagromadziła niesłychaną ilość narzędzi do napraw wszelkich, bo sama wszystko naprawiała, nie mogąc doprosić się męża o pomoc. Za to on robił lepsze zakupy i płacił rachunki.
Niektóre panie używają swoich facetów jako kierowców, kucharzy, zaopatrzeniowców, gosposie domowe, nianie lub wręcz przeciwnie, biorą na siebie wszystkie obowiązki, a ich facet ma tylko zarabiać kasę. Są też zołzy, którym nikt nigdy nie dogodził i ciągle ciosają swym partnerom kołki na głowie, zamęczając nieuzasadnionymi pretensjami.
Słuchając w ostatni weekend radia uderzyła mnie jedna informacja, a właściwie telefon słuchaczki, która żaliła się, że dbała o siebie, wyglądała jak gwiazda, a mąż zdradził ją z niską, grubą babą, jak mógł? Widocznie tam znalazł to, czego w domu mu zbywało...
Bo powiedział ktoś mądrze, że we wszystkim muszą być zachowane proporcje, a życie to sztuka kompromisu. A ja twierdzę, po wielu latach życia w duecie, że najważniejsze, to mieć w tej drugiej osobie PRZYJACIELA.
Wiadomo bowiem, że nie zadaje się facetom niektórych (większości pytań). Facet nie odróżni popielu od beżu, wiśniowego od malinowego, długości 3/4 od 7/8, a w niektórych sprawach potrafi być do bólu szczery. Więc jeśli nie chcecie panie usłyszeć szczerej odpowiedzi, nie zadawajcie niektórych pytań. Wracając do panów w galeriach, to pewnie przeżywają katorgę wspólnych zakupów, gdyż jak to faceci nastawieni są na cel, a nie na oglądanie każdego wieszaka i każdej metki.Gdy kobieta kupi bluzkę, jej partner zapyta: a potrzebowałaś? Ogólnie wiadomym jest też fakt, iż gdyby nasi panowie tak dbali o mieszkania jak o swoje samochody, to byłyby nieskazitelnie wypucowane w każdy weekend, a nie tylko na święta. Wielu panów ma też awersję do tzw.majsterkowania i woli zapłacić fachowcom, niż grzebać samodzielnie. Miałam koleżankę, która nagromadziła niesłychaną ilość narzędzi do napraw wszelkich, bo sama wszystko naprawiała, nie mogąc doprosić się męża o pomoc. Za to on robił lepsze zakupy i płacił rachunki.
Niektóre panie używają swoich facetów jako kierowców, kucharzy, zaopatrzeniowców, gosposie domowe, nianie lub wręcz przeciwnie, biorą na siebie wszystkie obowiązki, a ich facet ma tylko zarabiać kasę. Są też zołzy, którym nikt nigdy nie dogodził i ciągle ciosają swym partnerom kołki na głowie, zamęczając nieuzasadnionymi pretensjami.
Słuchając w ostatni weekend radia uderzyła mnie jedna informacja, a właściwie telefon słuchaczki, która żaliła się, że dbała o siebie, wyglądała jak gwiazda, a mąż zdradził ją z niską, grubą babą, jak mógł? Widocznie tam znalazł to, czego w domu mu zbywało...
Bo powiedział ktoś mądrze, że we wszystkim muszą być zachowane proporcje, a życie to sztuka kompromisu. A ja twierdzę, po wielu latach życia w duecie, że najważniejsze, to mieć w tej drugiej osobie PRZYJACIELA.
piątek, 6 marca 2015
Przedziwne skojarzenia
Mózg robi nam często dziwne niespodzianki, a to przestawia liczby, a to wkłada nam w usta słowa, których wcale nie chcieliśmy użyć, to znów wykreowuje w snach dziwaczne scenariusze lub przywołuje nieoczekiwane osoby. Czasem mamy wrażenie, że kiedyś już byliśmy w jakimś miejscu lub znaleźliśmy się w identycznej sytuacji.
Zdarzają się też komiczne sytuacje związane ze skojarzeniami różnych osób na ten sam temat. Wczoraj koleżanka przeglądała strony internetowe w poszukiwaniu nowinek kuchennych i pyta mnie nagle: widziałaś te ocieplacze na jajka? A ja ciężko myśląca, bo głowa boli od 3 dni, pytam: ale jak na jajka, jak to się zakłada, pojedynczo czy parami? A o jakich jajkach ty mówisz - ona pyta.W tym momencie zaczęłyśmy się obie dziko śmiać, a gdy nam przeszło, zastanawiałyśmy się, czy pod takim ocieplaczem jajko na miękko nie stwardnieje, jak długo tak może ocieplać itd.
Dowcip przekazałam dalej i padła propozycja, aby na wielkanoc kupić panom domowym ocieplacze na jajka i tu pada pytanie: ale w jakim rozmiarze, M,L XL? Dowcip tak wędrował wraz ze mną, zbierając po drodze podobne przykłady. Niby błahostka, dziwne skojarzenie, a śmiało się tego dnia ok.10 osób.
Zdarzają się też komiczne sytuacje związane ze skojarzeniami różnych osób na ten sam temat. Wczoraj koleżanka przeglądała strony internetowe w poszukiwaniu nowinek kuchennych i pyta mnie nagle: widziałaś te ocieplacze na jajka? A ja ciężko myśląca, bo głowa boli od 3 dni, pytam: ale jak na jajka, jak to się zakłada, pojedynczo czy parami? A o jakich jajkach ty mówisz - ona pyta.W tym momencie zaczęłyśmy się obie dziko śmiać, a gdy nam przeszło, zastanawiałyśmy się, czy pod takim ocieplaczem jajko na miękko nie stwardnieje, jak długo tak może ocieplać itd.
Dowcip przekazałam dalej i padła propozycja, aby na wielkanoc kupić panom domowym ocieplacze na jajka i tu pada pytanie: ale w jakim rozmiarze, M,L XL? Dowcip tak wędrował wraz ze mną, zbierając po drodze podobne przykłady. Niby błahostka, dziwne skojarzenie, a śmiało się tego dnia ok.10 osób.
czwartek, 5 marca 2015
Dzień teściowej
Wyczytałam w kalendarzu, ze dziś święto wszystkich teściowych, a może raczej tych fajnych, bo z tymi wrednymi nikt raczej celebrować nie chce.
Znam różne dowcipy mniej lub bardziej złośliwe o teściowych, ale na szczęście mnie ten problem nie dotyczył. Napisałam w czasie przeszłym, bo moja teściowa już dawno nie żyje, a poza tym złego słowa nie dam o niej powiedzieć. Był to tak dobry człowiek, z sercem na dłoni, a jej podstawowym przesłaniem dla mojego męża było przykazanie: pamiętaj, żeby nikt nigdy przez ciebie nie płakał. Kontakt miałyśmy wspaniały, przegadałyśmy w jej maleńkiej kuchni bez okna mnóstwo czasu. Żałuję tylko, że nie zdążyła przed śmiercią zobaczyć swojego wnuka, na którego tak czekała.
Od męża wiem i z obserwacji, że moja mama też była dobrą teściową, więc w mojej rodzinie symbol wrednej matki współmałżonka się nie sprawdził. Wiele moich koleżanek, które są teściowymi też raczej do wrednych nie należy, więc chyba nie jest tak źle, jak to dowcipy przedstawiają. Ale podobne w takich opowiastkach jest jednak ziarno prawdy. Mam tylko nadzieję, że sama nie będę wredną teściową i będę się cieszyć, ze w synowej zyskałam córkę, której nie mam.
Znam różne dowcipy mniej lub bardziej złośliwe o teściowych, ale na szczęście mnie ten problem nie dotyczył. Napisałam w czasie przeszłym, bo moja teściowa już dawno nie żyje, a poza tym złego słowa nie dam o niej powiedzieć. Był to tak dobry człowiek, z sercem na dłoni, a jej podstawowym przesłaniem dla mojego męża było przykazanie: pamiętaj, żeby nikt nigdy przez ciebie nie płakał. Kontakt miałyśmy wspaniały, przegadałyśmy w jej maleńkiej kuchni bez okna mnóstwo czasu. Żałuję tylko, że nie zdążyła przed śmiercią zobaczyć swojego wnuka, na którego tak czekała.
Od męża wiem i z obserwacji, że moja mama też była dobrą teściową, więc w mojej rodzinie symbol wrednej matki współmałżonka się nie sprawdził. Wiele moich koleżanek, które są teściowymi też raczej do wrednych nie należy, więc chyba nie jest tak źle, jak to dowcipy przedstawiają. Ale podobne w takich opowiastkach jest jednak ziarno prawdy. Mam tylko nadzieję, że sama nie będę wredną teściową i będę się cieszyć, ze w synowej zyskałam córkę, której nie mam.
wtorek, 3 marca 2015
Autodestrukcja
Mnożą się oznaki wiosny w przyrodzie, ale epatujące zewsząd doniesienia medialne powodują, że wcale mi nie do śmiechu. Zastanawiam się co mają w głowie lub czego nie mają ludzie, którzy zmierzają do samozagłady, nie mając zahamowań, nie czując lęku ani pokory wobec daru życia. Jestem skłonna zrozumieć tych, którzy w dramatycznym momencie życia, nie mając w nikim oparcia targną się na swoje życie, bo nie znali innego rozwiązania, nie mieli już nadziei. Ale jak tłumaczyć osoby, często bardzo młode, które eksperymentują z własnym zdrowiem paląc lub łykając jakieś świństwa, chociaż dobrze znają ich efekty uboczne, a wiem, ze znają bo od wielu lat prowadzone są akcje medialne przeciw dopalaczom i podobnym używkom, w szkołach realizowane są programy z profilaktyki uzależnień czy zajęcia uświadamiające młodzież w zakresie manipulowania podświadomością w mediach.
Coraz więcej pijanych nastolatków, coraz więcej śmiertelnych skutków używania dopalaczy, coraz młodsze dziewczyny uprawiają seks za pieniądze,modne staje się umieszczanie nagich zdjęć w sieci przez 12 letnie nawet dzieci, coraz więcej agresji wśród uczniów. Zdarzają się zbiorowe samobójstwa, organizowane są śmiertelne wyścigi samochodowe, ryzykowne skoki z wysokości, rywalizacja, kto wypije jednorazowo więcej wódki ... można tak wymieniać długo. Czasy się zmieniają, media się zmieniają, to fakt. Ale co powoduje, że przestają w niektórych środowiskach obowiązywać pewne uniwersalne wartości, które wprowadzają ład w naszym życiu, co powoduje, że ludzie zwyczajnie tracą instynkt samozachowawczy?
Świat czasami staje do góry nogami:dzieci stają się alkoholikami, rodzice zabójcami swych dzieci, duchowni deprawatorami, lekarze wyznawcami procedur wszelkich, strażnicy kasjerami. Czasem mam ochotę zaszyć się w lesie, z dala od radia i telewizji, może uda mi się nie popaść w depresję lub zgorzknienie starcze.
Coraz więcej pijanych nastolatków, coraz więcej śmiertelnych skutków używania dopalaczy, coraz młodsze dziewczyny uprawiają seks za pieniądze,modne staje się umieszczanie nagich zdjęć w sieci przez 12 letnie nawet dzieci, coraz więcej agresji wśród uczniów. Zdarzają się zbiorowe samobójstwa, organizowane są śmiertelne wyścigi samochodowe, ryzykowne skoki z wysokości, rywalizacja, kto wypije jednorazowo więcej wódki ... można tak wymieniać długo. Czasy się zmieniają, media się zmieniają, to fakt. Ale co powoduje, że przestają w niektórych środowiskach obowiązywać pewne uniwersalne wartości, które wprowadzają ład w naszym życiu, co powoduje, że ludzie zwyczajnie tracą instynkt samozachowawczy?
Świat czasami staje do góry nogami:dzieci stają się alkoholikami, rodzice zabójcami swych dzieci, duchowni deprawatorami, lekarze wyznawcami procedur wszelkich, strażnicy kasjerami. Czasem mam ochotę zaszyć się w lesie, z dala od radia i telewizji, może uda mi się nie popaść w depresję lub zgorzknienie starcze.
niedziela, 1 marca 2015
Wiosna meteo
Media ogłosiły, że dziś celebrujemy nadejście wiosny meteorologicznej. Zaraz pobiegłam sprawdzić, jak to wygląda na zewnątrz. Słońce wprawdzie świeci, ale wiaterek jeszcze chłodnawy, no cóż, nie spodziewałam się od razu majowych temperatur. Słoneczko jednak robi swoje:różowi policzki, każe nakładać ciemne okulary,robi z włosami bałagan i powoduje wzrost poczucia harmonii z naturą.
Najgłośniej o wiośnie krzyczą wróble, dziś po raz pierwszy zagłuszyły wszelkie inne osiedlowe odgłosy(może też dlatego, że to niedziela). Dzień coraz dłuższy, a rankiem nawet gdyby ktoś chciał pospać to wróble alarmują, drepcząc po parapecie, że pora wstawać, słońce wysoko!
Tu i tam trawniki wygrabione, może tylko jak dla mnie za bardzo przycięte konary drzew i krzewów i kikuty tak smętnie sterczą. Nie widziałam jeszcze przebiśniegów, ale cała ta zima była dziwna i ptaki zamiast odlecieć do ciepłych krajów, to miałam wrażenie latają w tę i z powrotem, jakby nie mogły się zdecydować, gdzie chcą się osiedlić.
Jasne, że jeszcze może być zimno i śnieg popada, wszak w marcu jak w garncu, ale nawet data marcowa robi swoje i już mamy świadomość, że coraz bliżej do lata, że kwiaty zakwitną i mrozów wielkich już nie będzie.
I tak podbudowana (podobno pierwsze bociany już są) wracam po feriach do pracy i czekam na wiosnę właściwą czyli... byle do 21 marca.
Najgłośniej o wiośnie krzyczą wróble, dziś po raz pierwszy zagłuszyły wszelkie inne osiedlowe odgłosy(może też dlatego, że to niedziela). Dzień coraz dłuższy, a rankiem nawet gdyby ktoś chciał pospać to wróble alarmują, drepcząc po parapecie, że pora wstawać, słońce wysoko!
Tu i tam trawniki wygrabione, może tylko jak dla mnie za bardzo przycięte konary drzew i krzewów i kikuty tak smętnie sterczą. Nie widziałam jeszcze przebiśniegów, ale cała ta zima była dziwna i ptaki zamiast odlecieć do ciepłych krajów, to miałam wrażenie latają w tę i z powrotem, jakby nie mogły się zdecydować, gdzie chcą się osiedlić.
Jasne, że jeszcze może być zimno i śnieg popada, wszak w marcu jak w garncu, ale nawet data marcowa robi swoje i już mamy świadomość, że coraz bliżej do lata, że kwiaty zakwitną i mrozów wielkich już nie będzie.
I tak podbudowana (podobno pierwsze bociany już są) wracam po feriach do pracy i czekam na wiosnę właściwą czyli... byle do 21 marca.
Subskrybuj:
Posty (Atom)