sobota, 31 października 2020

By nie zwariować ...

 Weekend wreszcie, liczba zakażonych rośnie, politycy gadają głupoty, nie pozostaje nic innego, jak pośmiać się . Humor opowiedziany czy dowcip rysunkowy ratują nas przed całkowitym pogrążeniem się w pesymistycznym podejściu do  rzeczywistości.

Pozbierałam z różnych szufladek, celowo pominęłam politykę i epidemię, by oderwać myśli od tego, co boli lub irytuje. Jeśli macie ochotę, poczytajcie i oglądajcie na zdrowie!

Swoją drogą, chciałabym, by powstał jakiś zbiór haseł pisanych na kartonach na okoliczność demonstracji, bo pomysłowość i adekwatność owych haseł i memów to prawdziwa sztuka.













czwartek, 29 października 2020

W oku cyklonu

 

Słyszałam wiele historii o korzystaniu z porad lekarskich w czasie pandemii. W niektóre trudno uwierzyć, ale miałam okazję sama przetestować, jak to wygląda.

W czwartek bardzo bolały mnie plecy, czułam nawet jakiś stan zapalny, wszak w szkole przeciągi, wietrzenie, nie byłam pewna czy to plecy czy grypa ...

Myślę sobie - w piątek pewnie mniej pacjentów, dzwonię do przychodni, już wiedziałam, że nie grypa, tylko kręgosłup.

Wykonałam tak na oko ze 150 połączeń, raz mnie rozłączyło, gdy już byłam w kolejce oczekujących, ale nareszcie sukces - usłyszałam w słuchawce - jesteś trzeci w kolejce.

Recepcjonistka odebrała, zapytała do jakiego lekarza i przystąpiła do uzupełniania ankiety, nie dziwota, że to tak długo trwa. Przerwałam jej w połowie, mówiąc, że mam problem z kręgosłupem.

Usłyszałam, że pani doktor oddzwoni między 11.00 a 13.00

Telefon zadzwonił przed 11.00 , numer nieznany, pani krótko i mało sympatycznie zażądała wyniku prześwietlenia, które robiłam w marcu i kazała niezwłocznie przyjść do przychodni. Byłam w szoku!

Gorączkowo zaczęłam szukać koperty ze zdjęciem i opisem badania, dowlokłam się jakoś do przychodni, myśląc, że dziwne to, skoro z bolącym kręgosłupem muszę iść, a dla grypy czy anginy teleporada.

Weszłam w oko cyklonu, bo było otwarte, a tam na wejściu zmierzono mi temperaturę, pytając podejrzliwie czy na pewno pani doktor obiecała mnie zbadać, zaprowadzono do pokoju oczekiwań, pielęgniarka zaniosła moją kartotekę i wyniki, ponownie zmierzono mi temperaturę i ciśnienie, i kazano  siedzieć samej w wielkiej poczekalni.

Po kilku minutach wyszła pani doktor, już bardziej sympatyczna i życzliwa, choć miałam wrażenie, że gdyby mogła, badałaby mnie przez szybę.

Wreszcie po krótkich oględzinach sprawności moich kończyn kazała wstać i znowu czekać w poczekalni.

Wyszła po kilkunastu minutach z plikiem papierów, które podała niemal w powietrzu, ledwie chwyciłam, gdy zbliżyłam się nieco, bo nie słyszałam co do mnie mówi , ostrzegła - proszę tam stać!

Czekając w poczekalni zauważyłam, że lekarze siedzą w swoich gabinetach, a pielęgniarki uwijają się jak w ukropie, nosząc kartoteki, mierząc temperaturę i ciśnienie, dezynfekując wszystko bez przerwy, odbierając telefony, pilnując porządku przed wejściem do przychodni, bo czasem jednak pacjenci pojawiali się z różnymi problemami. 

Byłam świadkiem załamania nerwowego u jednej z pielęgniarek, która na korytarzu popłakała się w rozmowie z inną - że nie daje już rady fizycznie i psychicznie, bo miota się między lekarzem na piętrze, a pacjentami na parterze,  wszyscy mają pretensje, w "umundurowaniu" duszno, a ona już niemłoda...

poniedziałek, 26 października 2020

Schowani za klauzulą sumienia...

 Popieram protesty kobiet i wpis ten jest wyrazem mojego poparcia dla ich odwagi, determinacji i walki o równe prawa.

Aborcji odmawia się zdesperowanym kobietom, antykoncepcja nie dla wszystkich dostępna, edukacja seksualna budzi protesty...

Antidotum na wszelkie wątpliwości są klauzula sumienia i religia, jakże wygodne podejście dla tych, którzy widzą życie w kolorach czarno-białych.

Zrozpaczone matki mają rodzić zdeformowane płody, by można je było ochrzcić i pochować , czytaj - zapłacić dwa razy.

Moje sumienie, moja sprawa, nie czekam w kolejce do nieba i nie oczekuję, by ktoś wpychał mnie tam na siłę.

Gdyby klauzulą sumienia zasłaniać się w każdym zawodzie i przy każdej okazji - życie w społeczeństwie byłoby nie do zniesienia.

Zawsze można zmienić zawód - weganka nie otworzy sklepu mięsnego, ekolog nie sprzeda pieca na węgiel, ktoś nie pracuje w niedziele, ktoś inny nie może pracować wcale itd. 

Wszyscy mamy jakieś poglądy i ograniczenia. Jeśli lekarzowi w uprawianiu zawodu przeszkadza klauzula sumienia, niechaj zmieni zawód, proste.

Wszyscy mamy prawo wyboru, a za swoje sumienie odpowiadać chcemy sami.

Zbyt dużo słów? niechaj więc przemówi obraz...













piątek, 23 października 2020

Wspaniała córka...

Piękna i elegancka, miłośniczka biżuterii, perfum i malarstwa.
Skończyła studia, rodzice pilnowali by niczego jej nie zabrakło, choć czasy były trudne.
Gdy wyszła za mąż i urodziła dziecko rodzina z zagranicy słała paczki, by jej i dziecku lepiej się żyło.
Ojciec pięknej córki poruszył niebo i ziemię, by młodym przyznano mieszkanie spółdzielcze.
Spłacał kredyt dla młodych małżeństw, wszak młody zięć kończył jeszcze studia, po których musiał odsłużyć wojsko.

Odchowawszy dziecko do wieku żłobkowego piękna i elegancka kobieta wróciła do pracy, przekazując mężowi wszelkie obowiązki.
Stwierdzając, że spełniła obowiązek wobec rodziny i ojczyzny, zajęła się robieniem kariery.
Tu także pomocni okazali się rodzice, a nawet teściowie, dofinansowując to i owo, opiekując się wnuczką, dumni z osiągnięć córki i synowej.
A zięć? Cóż, był tylko zwykłym nauczycielem, spełniał się więc jako ojciec, bo nie wolno mu było mieć żadnego hobby, z tego nie ma kasy i znajomości..

Akcje męża i zięcia nieco wzrosły gdy został dyrektorem szkoły, ale obowiązki domowe nadal należały głównie do niego, co nie sprzyja robieniu kariery zawodowej.
Za to kariera pięknej i eleganckiej żony rozwijała się prężnie, a że związana była z odpowiednimi znajomościami, wypadało  kupić dom, by odpowiednich gości odpowiednio przyjmować.
Obowiązków mężowi przybyło, dom wymagał remontu, dziecko uwagi, nie dziwiło więc, że funkcji dyrektora nie podołał, a na zatrudnienie pomocy w pracach domowych żal było żonie kasy.
Stracił stanowisko, stracił notowania u żony, czas był na rozwód, bo w pewnych kręgach nie wypada być żoną zwykłego belfra.

Zanim ktokolwiek się zorientował, rozwód już był w toku.
Dobrze, że matka pięknej bohaterki nie doczekała, bo bardzo lubiła zięcia i doceniała.
Odpowiednie znajomości sprawiły, że po rozwodzie mąż pięknej i eleganckiej pani został goły, choć nie wesoły, nawet córkę nastawiono przeciw ojcu, bo przecież to taki nieudacznik, że lepiej trzymać stronę matki.

Piękna i elegancka właścicielka domu poznała równie eleganckiego przybysza z innego kraju i wkrótce wyjechała, polepszając swój byt, porzucając pracę i odkreślając grubą krechą dotychczasowe życie.
W korespondencji ze znajomymi z Polski  napisała, że nie zostawia w kraju niczego i nikogo, a wszystko co osiągnęła, zawdzięcza wyłącznie sobie!


niedziela, 18 października 2020

Prywatna księga rekordów...

W takiej oficjalnej księdze rekordów zapisywane są różne ciekawe lub absurdalne rekordy, jak wytrzymałość bez oddychania pod wodą lub jedzenie pączków na czas.

Ale nasza
osobista księga może zawierać inne sytuacje i okoliczności, które zaszufladkujemy do kategorii: największy, najgorszy, najmilszy, najtrudniejszy, najradośniejszy.
Inna kategoria to ten pierwszy, czasami jedyny…

Każdy z nas
pamięta różne swoje zdarzenia, osoby, lektury, czynności, które w takiej księdze mogłyby się znaleźć.
Jeśli macie siły, ochotę i czas uzupełnijcie, proszę w komentarzu chociaż jedną z szufladek, kategorii, dyscyplin , nazwa nie jest tu istotna.

Wiele osób narzeka na nastrój, zniechęcenie, zmiany pogody.
To nie zawsze sprzyja gimnastyce umysłowej, ale na wspomnienia zawsze jest czas właściwy.
Z góry dziękuję za Wasze rekordy, a czytającym komentarze życzę ciekawej lektury:-)

Oto moje propozycje, nie musicie wpisywać wszystkich przykładów:

1. Pierwsza praca zarobkowa, może pamiętasz co kupiłeś za zarobione samodzielnie pieniądze.
2. Największy w życiu strach – o kogoś, o coś, przed kimś…
3. Pamiętna wizyta – w teatrze, u teściów, w szpitalu itp.
4. Pierwszy ugotowany samodzielnie obiad i kogo nim poczęstowałeś.
5. Spektakularny sukces – jakkolwiek rozumieć SUKCES – może nim być prawo jazdy lub przyszycie guzika…
6. Największa porażka – życiowa, modowa, kulinarna, towarzyska…
7. Najtrudniejszy egzamin, niekoniecznie szkolny czy uczelniany, życie ciągle nas egzaminuje.
8. Największe rozczarowanie, a miało być tak pięknie, dużo, bogato, na zawsze…
9. Najboleśniejsza lub najdłuższa kuracja…
10. Największe zaskoczenie, a niby spodziewaliśmy się wszystkiego…


Ten demotywator zamieściłam nie bez powodu.
Przeżyłam podobną sytuację. Chciałam skrócić sobie drogę do domu, była zima, mrok zapadał szybko, a ja wracałam drogą obok działek.
Po ciemku wszystkie koty czarne, więc każdy cień i szelest powodował szybsze bicie serca.
W zawrotnym tempie pokonałam długą drogę i to na wyższym obcasie.
Od tej pory unikam dróg na skróty, zwłaszcza wieczorami...

czwartek, 15 października 2020

Kalejdoskop

 Przeszukując zbiory zdjęć z rozmaitych dalszych i bliższych podróży, natykam się ciągle na zdjęcia nie tyle zapomniane, co takie, które zalegają odłogiem, bo nie było na nie pomysłu.

To zdjęcie knajpki o wdzięcznej nazwie Róże, fiołki i aniołki, gdzie faktycznie przeważają motywy różano-anielskie i meble jak z XIX stulecia. W podobnym stylu są tam toalety. Zauważyłam, że takie klimaty lubię w jesienno-zimowe dni, a latem wolę kawiarenki czy restauracje z nowoczesnym wystrojem. Widocznie minimalizm i biel robią wrażenie chłodniejszego otoczenia.

W naszych podróżach równie ważnym aspektem jak zwiedzanie są drobne przyjemności dla ducha i ciała, na przykład pyszna kawa , nowe smaki, miód kupiony prosto z ula, uzbierane samodzielnie jagody, bajgle zjedzone na ulicy, lemoniada z czarnego bzu odkryta w pewnym schronisku...

Zachwycające odkrycia, jak na krakowskim Kazimierzu, ślady dawnych kultur, elementy architektury, klimatyczne zaułki, kawiarnia na podwórzu starej kamienicy, galeria w bramie ...

Ta karczma Rzym się nazywa! Pamiętacie legendę o panie Twardowskim?
W Suchej Beskidzkiej ta karczma. Jedliśmy tam dobre pierogi, a ludzi mało było, bo połowa stolików wyłączona z użytkowania - pandemia.
Żaden diabeł nas nie straszył, niestrawności nie było:-)

W sierpniu byłam na urodzinach sympatycznej Ewy. Jubilatka kończyła 80 lat i jako ciekawostkę przyniosła zaproszenie na ślub swoich rodziców, pisane ręką babci Anastazji.
Rozsypał się worek wspomnień wszelakich. Przyjęcie urodzinowe kameralne było, na świeżym powietrzu i fotki na pamiątkę zostały.
Konie pokazywałam wiele razy, ale nie mogę się oprzeć robieniu zdjęć, gdziekolwiek je widzę, więc podziwiajcie także, choć przez chwilę...

Takie kwitnące drzewo ukazało się moim oczom na wiosnę, gdy szliśmy wokół jeziora Gopło, trochę chłodnawo było, ręce w kieszeniach, nos patrzący na buty, a tu nagle taka różowa piękność.

A pamiętacie kuchnie polowe? podobna wystąpiła pewnie w serialu o czterech pancernych, a grochówka z takiej kuchni nie ma sobie równych!

Ciągle mają wzięcie, nawet w czasie miejskich imprez nie obejdzie się bez wojskowej zupy grochowej, po którą ustawiają się długie kolejki. Nawet kiełbasa z grilla nie ma takiego wzięcia.

poniedziałek, 12 października 2020

Jak zwał, tak zwał...

 

Podobno najbardziej popularnym nazwiskiem w Polsce wcale nie jest Kowalski, ale Nowak. Czy sprawdzaliście kiedyś, jak bardzo popularne  jest Wasze nazwisko?
W dawnych czasach nazwisko mówiło wiele o człowieku, jego pochodzeniu, profesji, cechach charakterystycznych: Jan z Ludziska, Gniewko syn Rybaka, Henryk Pobożny.
Wiele ciekawych nazwisk spotkać można współcześnie, niektórzy zmieniają urzędowo swoje rodowe nazwisko, jeśli jest ośmieszające, źle się kojarzy  z różnych przyczyn lub po prostu nie pasuje do posiadacza.

Wynotowałam kilkanaście nazwisk, których brzmienie może sugerować, czym zajmowali się przodkowie posiadaczy owych nazwisk:
Goliwąs, Kręcichwost, Doktór, Piwowar, Woziwoda, Palimąka, Tumidajewicz.
Inne przykłady mówią raczej  o cechach lub upodobaniach:
Twardygrosz, Przekwas, Kiełbasa, Cebula, Nierychły, Niezgoda, Ojczenasz, Strójwąs, Deptuła.

Prawda, że ciekawe i dające do myślenia?


Gdybyście mieli nadać sobie dziś nazwisko/pseudonim wedle cech własnych lub zainteresowań, jak by brzmiało?
Spróbujcie pokombinować i napiszcie w komentarzu swoje propozycje.

Z góry dziękuję i życzę efektywnego główkowania:-) 
Ja chyba dodałabym do imienia Kawolubna lub Pieszochodna :-)

piątek, 9 października 2020

Na bieżąco...

 Spotkały mnie dwie niecodzienne sytuacje w pracy.

1. Idę wedle planu po uczniów drugiej klasy, by mogli wypożyczyć książki (prowadzam po 5 osób ).

 Pukam, wchodzę do sali lekcyjnej, a tu połowa dzieciaków zrywa się z miejsc z okrzykiem: hurra! idziemy do biblioteki! Po drodze rozmawiamy o tęsknocie za normalnym wypożyczaniem, dzieciaki chciałyby przychodzić do czytelni i na komputery . 

Wspominamy pisanie listu do Mikołaja i brak odpowiedzi, mówię, że to pewnie wina epidemii.

Każde dziecko z książkami wychodzi dumne z nowych lektur, a zawsze uśmiechnięta Nadia mówi mi na ucho: to najlepsza biblioteka na świecie!

2. Innego dnia zaplanowana była wizyta w bibliotece klasy trzeciej. Zdarzyło się tak, że sporo czasu spędziłam w gabinecie dyrektora, by rozliczyć dotacje na podręczniki i przygotować książki do odesłania.

Gdy wróciłam do biblioteki, zjadłam śniadanie, gdy nagle otwierają się drzwi i wpada jeden z żywych bliźniaków z okrzykiem:

- No nareście, gdzie pani była?

- u pani dyrektor w pilnej sprawie

- tak długo? kiedy pani wróciła?

- niedawno, zdążyłam zjeść śniadanie

- a cemu pani po nas nie przyszła?

- myślałam, że może macie WF...

- to ja lecę po kolegów z klasy, niech pani nie wychodzi!

I jak można nie lubić tej pracy?




wtorek, 6 października 2020

Wymiana doświadczeń...

1. Blogowanie staje się dziś o tyle uciążliwe, że nie wszystko zależy od samych blogujących, czego doświadczam od pewnego czasu. Nie chodzi mi nawet o nowy interfejs, bo okazał się nie taki straszny, może z wyjątkiem niektórych drobiazgów, ile o sposoby komentowania.

Od soboty mam problemy z wpisaniem komentarza na wielu blogach i to nie tylko prowadzonych na bloggerze. Nie można komentować pod aktualnym wpisem autora bloga, natomiast można pod poprzednim.

Niektóre komentarze znikają, a niektóre są incognito, bo niby wiem, że ktoś ma włączoną moderację, ale nie pojawia się informacja o oczekiwaniu na moderację i nie wiem czy komentarz wszedł.

Czasem wpisuję się jako anonim z podpisem, bo tylko tak mogę.

A już do szewskiej pasji doprowadza mnie weryfikacja. Bywa, że liczę hydranty, schody i co tam jeszcze, a mimo to na koniec mnie wywala. Sama wyłączyłam weryfikację komentarzy, a mimo to wiem, że czasami komentujący mają z tym problemy u mnie.

Od kiedy jest ten nowy interfejs nie dostaję powiadomienia o komentarzach na pocztę i muszę przeszukiwać stare posty, bo czasem ktoś pisze komentarz wstecz.

A poza tym robi mi się smutno, gdy odpadają z blogosfery kolejne osoby, które fajnie się czytało i co tu dużo mówić, człek zżył się jak z dobrym sąsiadem... pozdrawiam tutaj Frau Be, Asmodeusza, Wojtka, Iwonę K. i wielu innych z nadzieją, że jednak wrócicie!

 

2. Na pewno pamiętacie takie urządzenie na obrazku powyżej. Sama miałam dokładnie takie, czerwone, z miękkimi słuchawkami, na duże kasety magnetofonowe.

Nazwa przywędrowała wraz z urządzeniem ze zgniłego zachodu w czasach, gdy polskie sklepy bogate były głównie w ocet.

Walkman, bo o nim mowa, to dziś już zabytek. Nawet nie wiem, czy ktoś gdzieś jeszcze kasety posiada.

Podobny egzemplarz przyniósł uczeń technikum na zajęcia z moim mężem. Klasa zdziwiona ustrojstwem, a chłopak wytargał ten odtwarzacz ze strychu i chciał zaimponować kolegom.

Oczywiście mąż musiał wyjaśniać na czym działanie owego zabytku polega, jak  i skąd w ogóle na taśmie dźwięk i jak go odtworzyć. Było to o tyle niezrozumiałe dla chłopaków, że przyniesiony egzemplarz nie posiadał słuchawek, pewnie się zawieruszyły.

Taka to była wycieczka w przeszłość dla pokolenia, które ma cały świat w jednym smartfonie...


3. Drugi obrazek jest zapowiedzią mojego spotkania z absolwentem szkoły.
Czekał na młodszą siostrę pod bramą, zapytałam jak tam mu się wiedzie w szkole średniej, a wybrał rolniczą.
Gdy zaczął opowiadać oczy mu błyszczały. Dowiedziałam się, że brał już udział w inseminacji krów i sekcjach zwłok zwierząt, że dodatkowo uczy się strzyżenia psów, w razie gdyby nie było pracy dla pomocnika weterynarza.
Opowiadał o rasach bydła, nawet nie wiedziałam, że jest aż tyle. Podobno są także aukcje byków, podobne aukcjom koni , gdzie przygotowuje się specjalne okazy bydła na wystawę.
Taki wystawowy egzemplarz widać właśnie na zdjęciu - można powiedzieć kulturysta wśród byków.
Rasa belgian blue - od patrzenia mięśnie bolą normalnie, a ceny takich przystojniaków nie na każdą kieszeń.
Aż miło było słuchać młodego człowieka, który znalazł swoją pasję, warto go zaprosić do szkoły w ramach preorientacji zawodowej, może zachęci niezdecydowanych...

piątek, 2 października 2020

Tak na marginesie...

Nasłucha się człowiek różnych rzeczy na temat pandemii i Sanepidu.

I tylko nie wiem czy śmieszne to wszystko czy przerażające? 

A liczba zarażonych wzrasta...

Historia I

Pracownik biura jednej z dużych firm odbiera telefon od urzędnika z Sanepidu:

- zostało panu 5 dni kwarantanny, po tym czasie, jeśli nie będzie objawów, może pan wracać do pracy...

- ale ja nic nie wiem o kwarantannie, czy na pewno o mnie chodzi?

- a czy to pan Iksiński?

- tak, Zenon Iksiński, ale nikt do mnie nie zadzwonił i z jakiego powodu ta kwarantanna?

- ktoś pana zgłosił z kontaktu...

- ale ja normalnie chodzę do pracy w firmie...

Historia II

Szkoła średnia, trzy klasy na kwarantannie. 

Jeden z nauczycieli pracuje w dwóch placówkach.

W tej drugiej szkole koleżanka po przeczytaniu informacji z Internetu zwraca się do niego z pytaniem:

- a ty nie na kwarantannie?

- a nie, bo u nas przerwy tylko do 15 minut i Sanepid stwierdził, że mała możliwość zarażenia dla nauczycieli

- ale lekcja trwa 45 minut!

- z Sanepidem chcesz dyskutować?

Historia III

Właścicielka małej firmy zatrudniającej pracowników z Ukrainy postanowiła przyspieszyć badania covidowe i zgodnie z instrukcją urzędnika miała sama pobrać próbki od przyjezdnych i zawieźć do stacji Sanepid. 

Czas to pieniądz, więc pani pobrała 15 wymazów od siebie samej, próbki zawiozła gdzie trzeba i jakie było jej zdziwienie, gdy otrzymała wyniki badań - 10 próbek dało wynik negatywny, pięć pozytywny...

Życzę wszystkim zdrowia z dala od wirusów wszelkich.