niedziela, 31 marca 2019

Niespodzianka...

... a w zasadzie dwie.
Miałam okazję uczestniczyć w spotkaniu bibliotekarzy, które odbywają się co najmniej daw razy w roku, organizowane przez pracowników Biblioteki Pedagogicznej w Bydgoszczy.
Odbywamy wówczas różne szkolenia, wymieniamy się doświadczeniami, szukamy rozwiązań wielu problemów.
Tym razem przygotowano dla nas dwie miłe niespodzianki.

Spotkanie odbyło się w bibliotece przy Medyczno-społecznym studium zawodowym, miałyśmy więc okazję obejrzeć bibliotekę po remoncie i zapoznać się z jej ofertą.
Zaproszono nas także na zajęcia z wizażu. W czasie godzinnej sesji miła pani Ania omówiła typy urody i osobowości, które ogólnie dzielimy na chłodne i ciepłe.
Jeśli Wasze żyły mają odcień zielonkawy i opalacie się na brązowo, to jesteście zapewne typem ciepłym i pasują Wam nasycone kolory, ale tez nie wszystkie odcienie. Jeśli zaś macie żyły mocno niebieskie, wręcz fioletowe i opalacie się na czerwono, to jesteście typem chłodnym i raczej pasują Wam kolory pastelowe.
Bywają take osoby, którym wyjątkowo dobrze jest w czarnych ubraniach, mało kto wygląda świetnie w brązach czy granacie, a zauważcie, ile osób zima ubiera sie na czarno buro czy granatowo, do tego sino-zmarznięta twarz i czerwony nos.
Dotyczy to oczywiście kolorów, które nosimy blisko twarzy, bo chodzi głównie o wygląd naszej twarzy i sposoby na to, by wyglądała lepiej bez operacji plastycznych. Pomóc w tym mogą kolory i biżuteria.
Oczywiście nie napiszę tu poradnika dla wszystkich, bo nie jestem wizażystką.
Wiem po sobie, że niedobrze wyglądam w czerni, fiolecie, w odcieniach chłodnych lub burych.

W listopadzie obiecano nam zajęcia z wykonywania makijażu, a co - wszak bibliotekarz musi dobrze wyglądać, by nie straszyć czytelników :-)
Minęły czasy pań w kokach na głowie i wełnianym szalu na ramionach.

Druga niespodzianka, to zwiedzenia małej wystawy prac absolwentki kierunku goszczącego nas studium Terapii Zajęciowej.
Słuchaczka tegoż kierunku, zainspirowana została przez prowadzącą zajęcia nauczycielkę przedmiotów plastycznych do rozwijania dostrzeżonego talentu. Dziś jako dojrzała kobieta nie tylko pracuje zawodowo, ale także oddaje sie swojej pasji i niedawno doczekała się wystawy w bibliotece właśnie.
Tuż przed naszym spotkaniem miał miejsce wernisaż jej prac, na który zaprosiła ważne w swym życiu osoby, no i oczywiście pracowników studium, którzy przyczynili sie do rozwoju talentu malarki amatorki.
Podobno prace będą do kupienia po zakończeniu wystawy, może coś wybiorę...

czwartek, 28 marca 2019

Rozmowy...

Wiele teraz mówi się o protestach nauczycieli.
Nie będę jednak o tym pisać, bo ów protest dzieli nie tylko samych nauczycieli, ale nawet ci, którzy ze szkołą od dziesięcioleci nie mieli do czynienia bywają dziś znawcami w temacie.

Przytoczę natomiast treść rozmów , jakie toczą się często w szkołach, a ich tematem są oczywiście dzieci. Sytuacje te wywarły na mnie wielkie wrażenie i dają obraz problemów, z jakimi boryka się współczesna szkoła.
Nie zamierzam także ich komentować, abyście sami wyrobili sobie zdanie o tym, co przeczytacie.

Rozmowa pierwsza
Nauczyciel odebrał uczniowi 5 klasy zabawki/gadżety, które ten przynosił do szkoły i bawił się nimi na lekcjach, przeszkadzając także innym uczniom. Oprócz tego dziecko często opuszczało zajęcia szkolne, a kontakt z rodzicami nie należał do częstych, raczej unikali szkoły.
Gdy po wielu wezwaniach i prośbach o kontakt z wychowawcą matka dziecka pojawiła się w szkole, wychowawczyni oddała gadżety matce i poprosiła o dopilnowanie obowiązku szkolnego dziecka.
Usłyszała na to taki oto wywód:
- Nie wiem o co ten hałas, ja szkoły nie lubiłam i syna też nie zmuszam, nie chce, to nie idzie. Czas najwyższy oczyścić szkoły z komunistycznych nauczycieli, gdy sie wszystkich komunistów z oświaty wywali, to może będzie lepiej...

Rozmowa druga
Dwie koleżanki pisały do siebie na FB i tak się korespondencja rozwinęła, że jedna drugiej naubliżały do woli. Nie byłoby skandalu, gdyby nie to, że do kłótni nastolatek wtrąciły się matka jednej i babcia drugiej.
Panie nie tylko odniosły się do siebie, ale naubliżały także dziewczynkom.
Matka bardziej wrażliwej uczennicy wraz z mężem przyszła do szkoły na rozmowę z wychowawcą.
Nauczycielka po wysłuchaniu pretensji:
- Proszę państwa, ja nie mam konta na FB i nie mam pojęcia o sprawie ani możliwości zapoznania się z wyczynami państwa córki i jej koleżanki. Jeśli jesteście państwo oburzeni sytuacją, zabrońcie dziecku korzystać z FB lub ograniczcie kontakty córki z niektórymi osobami.
- Ale jak to, mamy ją odseparować od rówieśników?
- Nie, tylko od portali społecznościowych, ma na to jeszcze czas...ma dopiero 12 lat!
- Nie możemy jej tego zrobić...
- To czego państwo oczekujecie od szkoły?

Rozmowa trzecia
Uczeń oddaje do biblioteki bardzo zniszczoną książkę. Po podjęciu decyzji, że jednak powinien ją odkupić, bo taki mamy regulamin i książka nie nadaje się do dalszego wypożyczania, idę do klasy, by przekazać dziecku tę informację.
Następnego dnia przychodzą rodzice chłopca z pretensjami, że zrobiłam mu awanturę przy całej klasie, a w ogóle, to on tej książki nie zniszczył.
- Proszę państwa, żadnej awantury nie było, o czym koledzy syna i wychowawca zaświadczą, poza tym, nie dostałby tak zniszczonej książki ode mnie. Regulamin jest dla wszystkich taki sam.
- My wierzymy synowi, a nie pani i on nigdy więcej tu nie wypożyczy żadnej książki!
- Jak państwo uważają, książkę zatem odkupię sama... i nie ma powodu na na mnie krzyczeć...
Rodzice po czasie cofnęli synowi zakaz wypożyczania, bo bardzo mu zależało, by z kolegami z klasy przychodzić do biblioteki szkolnej.

poniedziałek, 25 marca 2019

Slalom między żabami :-)

Tytuł to nie żart ani przenośnia.
Wybraliśmy się w sobotę do naszego ulubionego parku w Gołuchowie koło Kalisza.
Pisałam już o nim kilka razy, więc nie będę się powtarzać, dodam tylko, że warto wracać w znane miejsca, bo zawsze coś nowego przykuwa naszą uwagę, czasem coś znika, np. stare drzewo, każda pora roku przynosi jakieś ciekawe obserwacje.
Wycieczki planujemy całodniowe, z miłymi przerwami na kawę w urokliwym dworku czy obiad w zajeździe Leśna chata.
Sprawdza się teza, że jeśli gdzieś sporo ludzi, nawet z dziećmi, to karmią dobrze i niedrogo.

Tym razem zwiedziliśmy dokładnie wystawę Muzeum Leśnictwa, w którego głównym punkcie stoi widoczny na zdjęciu powyżej Światowid, prawda że wysoki?
Wystawa na powietrzu prezentuje maszyny i urządzenia wykorzystywane w leśnictwie, nazw niektórych nawet nie powtórzę, moją uwagę zwróciły piece do produkcji węgla drzewnego, widywałam takie tylko na filmach.
Fachowa nazwa to retorta do wypalania węgla drzewnego – wykonana w Państwowym Ośrodku Maszynowym w Bieszczadach , zaprojektowana w latach 80-ych XX w.
Przeznaczona do używania drewna bukowego, ale także olchowego, grabowego,jaworowego, z tym, że gatunków drewna nie wolno mieszać.
Pełen cykl produkcji trwał 3 dni, w tym stygnięcie retorty cały jeden dzień.

Inne maszyny wyeksponowano pod wiatami krytymi drewnianym gontem.

Oczywiście zapytacie - skąd tytuł posta?
Po obejrzeniu wystawy ruszyliśmy w teren parkowo - leśny. Trawniki złociły się już drobnymi kwiatkami, których nie znam, ale były także fiołki, stokrotki i forsycje bardziej rozwinięte, niż u nas.
W drodze towarzyszył nam szum strumyka, który zasila tutejsze stawy połączone groblami. Stawy osuszono, by wyciąć nadmiar trzciny i oczyścić dno, wkrótce wrócą tu żaby...

Wędrowaliśmy wałem wzdłuż stawów. Okazało się, że żaby już się obudziły i zmierzały z lasu w stronę wody, pojedynczo, podwójnie, a niektóre próbowały załapać się na trzeciego, ale pasażerka na gapę zrzucała trzeciego intruza ...
To był właśnie nasz slalom, co krok natykaliśmy się na żaby, droga normalnie ruszała sie pod nogami, a kamuflaż zwierząt utrudniał odróżnienie ich od podłoża.

Gdy zapuściliśmy się w strefę bardziej leśną, niż parkową, spotkała nas miła niespodzianka. Wśród drzew dojrzałam leżącego w trawie jelonka. zatrzymaliśmy sie cichutko, ale jelonek nas dojrzał i wstał, za nim kolejny, po chwili widzieliśmy już i 4 sarenki.
Nigdy wcześniej nie widziałam tych płochliwych zwierząt z tak bliska. Nie uciekały, przyglądały się, powoli odeszły... długo widać je było między drzewami, czuliśmy się jak w bajce.
Gdy usiedliśmy na ławce, zauważyłam , że i po parku śmigają sarny między drzewami.

Czyż może być bardziej odstresowujący dzień?
A do tego wiosenne trele jak w ptasim radiu...




piątek, 22 marca 2019

W biegu...

Jak często zdarza Wam się mówić: biegnę do pracy, lecę na zakupy, spieszę po dzieci do przedszkola, jeszcze tylko jedno sprawozdanie i odpocznę...
Zawsze są jakieś ważne sprawy, a nasz organizm musi poczekać, bo nie możemy zwolnić, bo oczekuje się od nas niezawodności jak od japońskich automatów.
Mój organizm powiedział stop i zmusił do przerwy. Na szczęście nie dzieje się nic złego, odpoczywam i staram się nie myśleć o pracy...spaceruję, czytam, oglądam wzruszające filmy.
Taką oto niespodziankę znalazłam na spacerze wczoraj. Na deptaku w centrum miasta stoją sobie żaczkowie, których wczoraj ubrano w szarfy i każdy przechodzień mógł zabrać do domu wiersz, jak przystało na święto poetów i poezji...
Bardzo sympatyczna akcja, bez zbytniego zadęcia - po prostu zwolnij, przeczytaj, zadumaj się...
Nasza miejska książnica działa bardzo prężnie, co rusz czytam w sieci o podobnych akcjach i imprezach.

Podczas moich spacerów zrodziło sie kilka wersów o tym codziennym przebieganiu MIĘDZY, a przecież świat wart jest więcej uwagi, niż tylko krótkie przerwy pomiędzy tym, co ważne i ważniejsze...

Przebiegam między deszczami
By słońcu spojrzeć w oczy
Przebiegam między słowami
By myślom szansę dać.

Przebiegam między ludźmi
By z ich mądrości zaczerpnąć
Przebiegam miedzy dziećmi
By nauczyć się śmiać.

Przebiegam między drzewami
By śpiew ptaków usłyszeć
Przebiegam między myślami
By czasem poddać się ciszy.

Zróbcie więc sobie przerwę i idźcie na poszukiwanie tego, co naprawdę ważne!



środa, 20 marca 2019

Parę figur, parę fotek...

Nie jest tajemnicą, że mieszkam w mieście uzdrowiskowym i odwiedza nas wielu kuracjuszy.
Dla nich głównie poszczególne sanatoria nie tylko modernizują swoje budynki i usługi, ale także starają się zapewniać różne atrakcje.
Pisałam już o pijalni wód i palmiarni, ogrodach zapachowych, muszli koncertowej i oczywiście tężniach w parku Solanki.
Z tego co wiem, sanatoria proponują zabiegi SPA, kriokomorę, nie mówiąc o specjalistycznych usługach leczniczych.
Nie będę Was o tym zanudzać, bo się na tym za bardzo nie znam, zainteresowani znajdą wszystko w necie.
Chcę wspomnieć za to o innych atrakcjach, które przygotowano z myślą o gościach uzdrowiska. W parku znajdziemy wiele rzeźb, aleję sław czyli dęby posadzone rękoma znanych gości honorowych miasta, siłownie na świeżym powietrzu.

Ostatnio przybyła galeria rzeźb w drewnie, taki mały kujawski skansen.
Usytuowany na terenie sanatorium Przy Tężni, ale można wejść i przyjrzeć się z bliska.
Na pierwszym zdjęciu Kujawiak i Kujawianka w strojach ludowych i oczywiście wóz drabiniasty.
Na drugim figura Piasta Kołodzieja na tle Mysiej Wieży w Kruszwicy oraz model rotundy św.Prokopa w Strzelnie.
Na tych zdjęciach prezentują się Skarbnik z kopalni soli oraz wojownik na tle bramy osady w Biskupinie.
Przyjemnie posłuchać szumiącej wody z koła młyńskiego, a w tle widać chaty kryte strzechą, które kryją woliery dla strusia i papug.
Woliery maja tę wadę jednak, że zbyt małe oczka siatki nie pozwalają na swobodne obserwowanie ptaków.
Jeśli komuś trudno chodzić na inhalacje pod duże tężnie, może skorzystać z tego zabiegu solankowego przy mini tężni...
Dla wielbicieli sielskich klimatów jest także drewniana wiejska studnia, ale w środku nie ma wody, a wielka bryła soli...
Tu i ówdzie zauważyłam także kilka wyrzeźbionych ptaków drapieżnych.
I wreszcie pomyślano także o miłośnikach ogrodów. Wśród roślin posadzonych na urokliwym klombie znalazłam kwitnącą kalinę, taka przynajmniej nazwa widniała na tabliczce informacyjnej.
Jeśli lubicie takie klimaty zapraszam do Inowrocławia:-)

niedziela, 17 marca 2019

Z kufra babuni.

Moja babcia Marianna urodziła się na wsi i chociaż jako osoba dorosła przeprowadziła się do miasta, całe życie używała ulubionych zwrotów i porzekadeł, wyniesionych z domu rodzinnego, z tradycji kujawskiej wsi.

Żałuję, że nie nagrałam przyśpiewek w jej wykonaniu, byłby zbiór, niczym z fonoteki Kolberga.
Nie spisywałam też słyszanych wielokrotnie powiedzonek na każdą okazję, pewnie myślałam wtedy, że to tylko takie wiejskie bajanie lub że babcia będzie żyć wiecznie i zdążę.
Postaram się za to przytoczyć tutaj to, co w pamięci ocalało, być może kogoś to zainteresuje, bo mnie teraz, po latach wydaje się to bardzo cenne.

Rymowanki:

Pożywiła brzuch ręka,
Żeby nie ta ręka
To by była w brzuchu męka…

Panie Boże
Stworzyłeś morze,
A w tym morzu
Wielkie piskorze.

Macieju, śpicie już?
Jeszcze nie!
Pożyczcie mi koła
Pojadę do kościoła.
O, jo już śpię!

Matka, ciotka idą!
Znowu ją diabli niesą.
Ale ciotka gęś niesie!
Patrz, jak to swój do swego ciągnie…

Jest ci źle?
Idź na cmentarz,
Tam się zaraz opamiętasz…

O zdrowiu

Babcia nigdy nie rozczulała się nad sobą, właściwie nie brała żadnych lekarstw, poza tabletkami z krzyżykiem na ból głowy. W rodzinie krążyły domowe przepisy na różne dolegliwości : lemoniada z sodki na niestrawność, orzechówka czyli nalewka na orzechach włoskich i łupinach na ból żołądka, nalewka z nagietka na trudno gojące się rany, syrop z cebuli na kaszel, sok malinowy na przeziębienie itp.
To akurat podobnie, jak w wielu domach w Polsce, prawda?
Ulubione powiedzonko babci – coś cię boli? Nie mów dupie, bo będzie chciała poleżeć…

Przesądy

Nie szyj w niedzielę, bo igłę złamiesz lub robota pójdzie na marne…
Nie zaszywaj dziury w ubraniu na człowieku, bo mu mózg zaszyjesz i zgłupieje do reszty…
Nie jedz na stojąco, bo jedzenie do nóg spadnie i w żołądku nic nie zostanie, a nogi ciężkie będą…
Posiedź w przedpokoju przed podróżą, nie zaszkodzi…
Zrób znak krzyża na chlebie, by go nie zbrakło i nie wyrzucaj okruchów, bo to grzech…
Kobieta z miesiączką niech nie tyka się prac w kuchni, bo ani wypiek nie urośnie, ani ogórki się nie ukiszą…
Nie kąp się w jeziorze przed św. Janem, póki woda się nie oczyści…

Ciekawostki z życia wsi


W większości
rodziny kiedyś bywały wielodzietne, co miało znaczenie praktyczne, najstarsze dzieci angażowano do pracy w gospodarstwie i opieki nad młodszym rodzeństwem. Druga sprawa, że wiele dzieci umierało we wczesnym dzieciństwie na różne choroby.
Moja babcia urodziła 7 dzieci, ale prababcia wydała na świat 19 (w tym dwa razy bliźnięta), z czego przeżyły tylko 3 najsilniejsze siostry. Znamienne, że w pokoleniu mojej mamy nie było już tylu dzieci, rodziny z trójką, czwórką dzieci uważane już były za wielodzietne, ale też sporadycznie zdarzali się jedynacy…

Okres postu
za czasów mojej babci przestrzegany był rygorystycznie. Gdy trzeba było zabić kurę lub kaczkę, bo złamała nogę np. to ubite zwierzęta zanoszono na plebanię i jakoś nikt nie zastanawiał się, co z tym darem robi proboszcz dobrodziej…
Kobiety na wsi pracowały w polu do ostatnich chwil ciąży, czasem nawet rodziły w polu, a o połogu nikt nie słyszał, leżenie w łóżku nie było dobrze widziane, ciąża nie choroba przecież…
Druga sprawa, wiele młodych kobiet nie wiedziało skąd ciąża w ogóle się bierze, a rodziły młodo, moja babcia swoje pierwsze dziecko urodziła w wieku 17 lat, a ostatnie mając lat 37.
Babcia dobrze gotowała i znała mnóstwo przepisów na zrobienie obiadu dosłownie z niczego, byle w domu była mąka i ziemniaki. Mięso bywało na stole tylko w niedziele, bo dzień świąteczny, więc obiad lepszy.
Pamiętam z dzieciństwa wiele potraw, za którymi tęsknię, a których nie umiem teraz w kuchni powtórzyć, a mama preferowała już inne gotowanie, chętniej korzystała z półproduktów lub obiadów abonamentowych.

Gdyby młodość miła mądrość siwej głowy!
Gdybym była mądrzejsza w wieku kilkunastu lat, więcej wspomnień rodzinnych ocalałoby dla moich wnuków...

piątek, 15 marca 2019

Bez kija nie podchodź...

Przywykliśmy do tego, że politycy się kłócą, że w mediach największą oglądalność mają zachowania agresywne, wręcz chamskie.
Im bardziej sarkastyczny, szyderczy styl wypowiedzi tym publika wzrasta.
Gorzej, gdy podobne zachowania przenoszą się na blogi, czy inne miejsca w sieci, a ściślej na komentarze.
I nie mam na myśli hejterów, którzy, jak wiadomo krytykują wszystko i wszystkich i nie warto wdawać się z nimi w polemikę, raczej co bardziej brzydkie komentarze kasować.

Spotykam ludzi, którzy poruszając trudne tematy, nie potrafią zaakceptować odmiennych poglądów komentujących, chcą za wszelka cenę przekonać innych do swojej opcji. Skrajnym przypadkiem jest podsumowanie tematu kolejnym wpisem, bez możliwości dalszego komentowania czyli: mówcie, co chcecie, ale racja jest mojsza. Jeśli nie zgadzasz się, jesteś niemile widziany, a nawet możesz zostać zbesztany.
Po co więc poruszać drażliwe tematy, nie lepiej pisać o pogodzie?

Zdarzają się także rozmówcy bardzo przewrażliwieni na swoim punkcie i reagują nieadekwatnie mocno do sytuacji. Rozumiem, że w danym momencie miał ktoś muchy w nosie, ale gdy sili się na słowa, które mają dopiec do żywego, to sorry, mam inne poczucie humoru na ten temat.

Innym jeszcze rodzajem komentatorów są obrońcy swoich poglądów, swego stylu życia za wszelką cenę - na zasadzie, kto nie jest z nami, jest przeciwko nam czyli jest zły.
Po co więc dyskutować? By uświadomić, że tylko on ma rację, a ja jestem niedouczona, źle poinformowana, naiwna czy skazana na autodestrukcję?

A już ocenianie człowieka, jego wartości, osobowości na podstawie kilku zdań komentarza to chyba zupełna pomyłka. Nie darmo powstało porzekadło, że trzeba z kimś beczkę soli zjeść, by go poznać.
Przecież jeśli nie podoba mi się jakaś książka, nie lubię ciasta z kremem, nie modlę się lub nie wierzę horoskopom, to nie znaczy że mam coś do autora postu, nie można każdego komentarza, uwagi, wtrącenia traktować osobiście.

Nauczyłam się także, że niektórzy komentujący nie lubią wtrąceń w komentarze, bo jeżeli rozmawiają z autorem bloga, to już niekoniecznie z innymi komentującymi. Dostało mi się za to nie raz, nie dwa.
Widocznie trzeba kogoś dobrze znać, by na takie rzeczy sobie pozwolić. Jeśli chodzi o mnie i mój blog, lubię gdy komentujący rozmawiają ze sobą, to wnosi do blogowania nową wartość i świadczy o tym, że goście dobrze się czują, pod warunkiem, że nie obrażają się nawzajem..
Staram się pisać i komentować szczerze, jednak tak, by nie obrażać nikogo , ale jednocześnie nie przepraszać za swoje poglądy, każdy ma prawo do własnych. Przeproszę zawsze, gdy się zagalopuję lub czuję, że ktoś poczuł się urażony...
W emocjach można się zapomnieć, każdemu chyba się zdarzyło, ale zgodzicie się, że krytyka powinna dotyczyć tematu, a nie osoby autora...
Jeśli jednak muszę gdzieś uważać na każde słowo, by kogoś nie urazić, bo nie jest w stanie przyjąć mojego punktu widzenia, to uciekam, w końcu nie chodzi o towarzystwo wzajemnej adoracji, tylko o wymianę poglądów.

Żyj jak lubisz i daj żyć innym...
Tu jednak jeszcze jedna refleksja, która przyszła po pewnym komentarzu - jeśli snujemy rozważania o życiu hipotetycznej osoby, nie znaczy to wcale, że osądzamy, linczujemy, stygmatyzujemy - inaczej wszelkie refleksje natury psychologicznej musiałyby takimi być... tak myślę, jeśli nie mam racji poprawcie mnie, proszę.

Nie wiem czy swoje wątpliwości przedstawiłam przejrzyście, ale starałam się.

Mam nadzieję, że nikogo z czytających nie uraziłam, jeśli kiedykolwiek, to biję się w piersi i nie widzę dla siebie usprawiedliwienia.

wtorek, 12 marca 2019

Obrońcy życia ?

Nie będzie to post o aborcji, dyskusji na ten temat było wiele.
Zdania dyskutantów różnią się tak, że poruszając ten temat można wojnę światów wywołać.
Książka, którą czytałam, a której okładkę widzicie obok, opowiada historię ataku terrorystycznego na klinikę aborcyjną.
Lektura ciekawa z tego także powodu, że narracja prowadzona jest od punktu kulminacyjnego wstecz.
Dzięki temu zabiegowi poznajemy motywy działania głównych postaci i kilka ludzkich historii przy okazji.

Nie każda kobieta odwiedzająca klinikę aborcyjną przybywa tu w wiadomym celu. Klinika zajmuje się także antykoncepcją, badaniami ginekologicznymi i edukacją seksualną ogólnie pojętą. Wszystkim pacjentkom zapewnia się pomoc psychologiczną i nigdy nie kończy się na jednej wizycie.

Przed kliniką zawsze stoi tłum protestujących, którzy starają się utrudniać pacjentkom i pracownikom lecznicy dotarcie do placówki lub stosują bardziej drastyczne metody zniechęcające potencjalnych bywalców kliniki do skorzystania z jej usług.

Autorka bardzo wnikliwie zbadała sprawę działaczy ruchu antyaborcyjnego, których radykalne odłamy posuwają się dużo dalej, aniżeli tylko do protestów z transparentami i przyczyniają się w dużej mierze do likwidacji klinik aborcyjnych, nie tylko w USA.

Amerykański Departament Sprawiedliwości uważa antyaborcyjnych ekstremistów za zagrożenie terrorystyczne.
Od 1977 roku dokonali oni następujących aktów przemocy:
17 usiłowań morderstwa
383 przypadki grożenia śmiercią
153 napaści z pobiciem
13 zranień
150 przypadków rozpylenia śmierdzących substancji
373 włamania
42 wysadzenia w powietrze
173 podpalenia
91 usiłowań podpaleń lub podłożenia ładunków wybuchowych
619 prób podłożenia bomby
1630 najść
1264 akty wandalizmu
655 gróźb podłożenia wąglika
3 porwania
W sumie w wyniku działań antyabortystów zginęło 11 osób.

W niektórych stanach USA zaostrzane są ustawy w sprawie aborcji, likwidowane są kliniki aborcyjne, niektóre same padają z powodu niemożności wypełnienia wymagań, dotyczących wyposażenia lub personelu.
Zestawienie to zrobiło na mnie ogromne wrażenie, nie mówiąc o samej powieści.

Jakże łatwo jednym ludziom decydować o losie innych, zwłaszcza gdy sami nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za dalsze losy kobiet i dzieci.

Jak często wierność przekonaniom przeradza się w akt przemocy...

Ustawy są czarne i białe.
Życie kobiet to tysiące odcienie szarości.



sobota, 9 marca 2019

Na Złotej Górze...

Pierwsza marcowa wycieczka, jeszcze chłodno, ale słońce już grzało, pogoda jak drut.
Jedziemy szukać kolejnej wieży widokowej. Z góry więcej i dalej widać. Zaopatrzeni w kanapki i termos z herbatą nie boimy się odległości, ani zimna. Tęsknota za wiosną i wyprawami w plener jest zbyt silna, by siedzieć w fotelu...
Najpierw spotykamy kolejny wiatrak, kiedyś dostrzeżony z drogi. Postanawiamy dotrzeć do niego, by obejrzeć z bliska, udaje się, ale z daleka wygląda lepiej, niż na dotyk. Zniszczony bardzo i żal, że kiedyś w końcu się rozleci...
Przed wjazdem do Konina skręcamy w kierunku Gosławic (dziś dzielnica Konina), gdzie spotyka nas miła niespodzianka, może nie do końca miła, ale wrócimy tam jeszcze. Piękny kościół i muzeum okręgowe w dawnym spichlerzu. Kościół i muzeum zamknięte, a szkoda, bo na terenie okalającym budynek spichlerza pozostałości murów zamku, mały skansen i wiatraki... ale koniecznie musimy tam wrócić w sezonie bardziej sprzyjającym turystyce.
Zarówno kościół, jak i zamek ufundował w Gosławicach biskup poznański Andrzej Łaskarz, któremu niedawno ufundowano pamiątkowy obelisk.
Spisałam tekst z tablicy, by był lepiej czytelny.
Andrzej Łaskarz z Gosławic ( 1364 - 1426) – biskup poznański, fundator zamku i kościoła w Gosławicach, kanclerz królowej Jadwigi, doktor praw uniwersytetu w Padwie, dyplomata i doradca prawny króla Władysława Jagiełły, autor zbioru praw diecezji poznańskiej.

I wreszcie docieramy do parku krajobrazowego Złota Góra za Koninem. Zostawiamy auto na parkingu i ruszamy szlakiem na niewysokie wzniesienie, drogowskazy kierują nas do wieży widokowej.
Znaki informują o zakazie poruszania się pojazdami zmechanizowanymi, co nie zniechęciło młodzieży na quadach by wjechać na samą górę... może nie umieli czytać?
Wieża imponująca, drewniana, oddana do użytku w 2014 roku. Nie znalazłam informacji ile ma metrów.
Wejście na wieżę łagodne, bez zadyszki, dookoła las jak morze. Gdy szliśmy przez rezerwat, większość drzew była liściasta, goła o tej porze roku i wielkie pnie robiły trochę ponure wrażenie, ale im bliżej wieży, więcej było drzew iglastych.

Widoki z tarasu na szczycie imponujące , na 4 strony świata. Doskonale widoczny Konin z jego kominami, w oddali złociły się kopuły Lichenia, a na wyciągnięcie ręki druga wieża o nieznanym przeznaczeniu...
Zrobiłam zdjęcie z góry na ścieżkę, którą dotarliśmy do wieży widokowej, z prawej strony widać stojaki na rowery, bo ścieżek rowerowych tam kilka.
Wracaliśmy przez Licheń, gdzie zjedliśmy ciepłą zupę i pospacerowaliśmy nad jeziorem.
Takie wyjazdy i kontakt z przyrodą pozwalają zagłuszyć nieco tęsknotę za ciepłem i nadejściem wiosny...

środa, 6 marca 2019

Brak dostępu...

Żyjemy w czasach zakupów internetowych i bankowości elektronicznej.
Nawet kupując towar w sklepach stacjonarnych, jedząc w restauracji płacimy kartą.
Czasami usłyszymy od kasjerki: brak dostępu, proszę wykonać operację ponownie. Bywa, ze próbujemy dwa razy.

Tak zrobił mój mąż, w końcu zapłacił gotówką, ale po powrocie do domu coś mu mówiło, by sprawdzić stan konta. Okazało sie, że mimo zapłaty gotówką z karty ściągnięto dodatkowo kwotę z rachunku bankowego. Na szczęście zabrał z kasy potwierdzenie nieudanej, podobno operacji.
Kolega doradził mężowi, by udał sie do banku, by sprawę wyjaśnić. Okazało sie, że była jakaś awaria.
Pamiętam, że mnie samej zdarzyło się podobnie ze dwa razy, ale nie mieliśmy wtedy konta elektronicznego, a gdy wydruki z banku przychodziły raz na kwartał, to nikomu nie chciało się dokładnie studiować wszystkich operacji.
Okazuje się, że nawet tu trzeba być czujnym...

Inne zdarzenie miała moja koleżanka, która kupowała buty w sklepie internetowym.
Po wybraniu swoich wymarzonych czółenek weszła na konto, by wysłać pieniądze, ale zamiast 300 zł kliknęła pomyłkowo 3.000.
Gdy zrozumiała pomyłkę, transakcja się dokonała...
Oczywiście pisała i dzwoniła do sklepu, pomyłkę dostrzeżono, ale ze zwrotem pieniędzy nikt się nie kwapił.
Najpierw zwrócono część kwoty, później była długa przerwa, sklep tłumaczył się, że odkręcenie sprawy nie jest takie proste, resztę nadpłaconych pieniędzy koleżanka odzyskała w ratach w sporych odstępach czasu.

Ta historia skutecznie zniechęciła ją do zakupów online, a wówczas nie każda firma miała opcję "płatne przy odbiorze".

Podobno Polacy zajęli czołowe miejsce w zakupach przez Internet, a firmy kurierskie mnożą się jak grzyby po deszczu.



niedziela, 3 marca 2019

Z dziećmi o trudnych sprawach...

Dzieci w każdym niemal wieku zadają mnóstwo pytań i lgną do kontaktów z dorosłymi, którzy powinni znaleźć czas na krótką choćby rozmowę.
Czasem tematy są błahe, ot o dziecięcych spostrzeżeniach codziennych, o kłótniach z rówieśnikami, o zdziwieniach i poczuciu niesprawiedliwości.
Bywają też trudne tematy i nie zawsze dorośli czują się na siłach do przekazywania pewnych treści, a nie ze wszystkim biega się do psychologa.

W swojej pracy często doświadczam takich sytuacji, wyręczając nieraz rodziców.
Nie jestem specjalistą we wszystkich dziedzinach, więc korzystam z pomocy książek, których jest sporo na rynku wydawniczym.
Niektóre możemy podpowiedzieć dzieciom do samodzielnego czytania, inne przeczytajmy razem z nimi, a jeszcze inne poczytajmy sami, bo podpowiedzą, jak własnemu dziecku, wnukom, dzieciom sąsiadów ten świat dorosłych objaśniać.

Dzisiaj kilka ciekawych propozycji, żebyście nie musieli długo szukać:
Książka w bardzo przystępny i mądry sposób wprowadza dzieci w świat pierwszych problemów i wątpliwości. Uczy jak odróżniać sekrety, do których każde dziecko ma prawo, od sekretów, które należy powierzyć np. rodzicom, by uniknąć przykrych następstw swojego postępowania.
Poruszono tutaj takie problemy jak: bicie dzieci i bicie się rówieśników, skarżenie, kradzież, niebezpieczny Internet...
Ta książeczka w nieco humorystyczny sposób obala lub potwierdza popularne mity i powiedzonka nas dorosłych, które często powtarzamy naszym dzieciom : nie jedz surowego ciasta, nie pływaj po jedzeniu, rosół leczy z przeziębienia, a ziewanie jest zaraźliwe...
Ta pozycja już w podtytule sugeruje swoje przeznaczenie. Znajdziecie tu kilka ciepłych i wzruszających opowieści : o niewidomej małej dziewczynce; o chłopcu, który uważał się za gorszego od rówieśników; o chłopcu na wózku inwalidzkim, który zachował pogodę ducha, mimo okaleczonego ciała; o umierających dzieciach i o tym, jak radzą sobie z tym ich rodzice...
Polscy autorzy o istotnych w życiu wartościach, takich jak: odwaga, odpowiedzialność, , dobroć, szacunek, przyjaźń, uczciwość.
Jeśli macie w rodzinie bardzo nieśmiałe dziecko lub takie, które nagle straciło pewność siebie, sięgnijcie po historyjki z powyższej książki.
Są tam opowieści , które podnoszą na duchu najbardziej niepewne istoty, w następujących sytuacjach:
- gdy pojawia sie młodsze rodzeństwo
- gdy trzeba posłuchać rad rodziców
- gdy zgubiłem się w sklepie lub na ulicy
- gdy boimy się nauki pływania
- gdy boimy się dentysty
- gdy umiera ktoś bliski
Opowieść o mamie, która zachorowała na stwardnienie rozsiane - SM
Tytułowy Beniamin opowiada, jak to jest mieć mamę chorą na SM, kto go wspiera i tłumaczy czym jest ta choroba i jak postępować.
Wynotowałam z recenzji czytelnika fragment:
"Ten SM nie jest taki straszny, tylko taki normalniejszy...
Nikt nie ukrywa przed chłopcem choroby mamy, raczej wyjaśnia, co się z nią dzieje i jak jej pomóc."

To oczywiście tylko część wartościowych wydawnictw, polecanych przez towarzystwa psychologiczne oraz Fundację Cała Polska Czyta Dzieciom.