sobota, 30 stycznia 2021

Maluchy wróciły...

 

Najmłodsi uczniowie wrócili do szkoły i bywa zabawnie.
Cieszą się , bo uściskały się koleżanki, pani wymyśla ciągle nowe atrakcje, na przerwach można ulepić bałwana lub pozjeżdżać na jabłuszkach z górki.
Gdyby tylko niektórzy rodzice nie mieli o te śnieżne zabawy pretensji do szkoły...

Dzieciaki w szkole, to i w bibliotece. 
Niektóre cieszą się z odwiedzin u mnie, bo to i odmiana i długa przerwa był, zbyt długa.

Najbardziej cieszą się pierwszaki, bo od pasowania na czytelnika w październiku miały długi przestój, więc teraz chcą nadrobić czas, wszystko im się podoba, ale najbardziej książki o zwierzętach.

Dzieci z drugiej i trzeciej klasy przybiegają same po kilka osób, bo reżim sanitarny, po uczniów z klas pierwszych chodzę do sal i w bibliotece pomagam wybrać lub sięgnąć  książkę.
Niektóre zachłannie chciałyby wypożyczyć wszystko, co wpadnie w ręce, a czasami sobie pogadamy.

Ola opowiada, że gdy z mamą czytały "Amelię Bedelię" autorstwa  P. Parish, to mama popłakała się ze śmiechu.
Ja też, świetna książka dla dużych i małych. To najlepsza recenzja, bo kolejna dziewczynka też chce wypożyczyć, ale daję inny egzemplarz, bo oddana książka musi poleżeć w kwarantannie.


Gdy idziemy na trzecie piętro do biblioteki Filip pyta dlaczego tak wysoko?
- żebyście mieli spacer i rozruszali się trochę.
- a co jest nad biblioteką?
- tylko dach, o ile wiem...
- o, to można wrzucać nowe  książki przez dach od razu!
- a wiesz, nie wpadłabym na to

Lenka zdradza, że ich pani była nieobecna i mieli zastępstwo.
- a z jaką panią mieliście lekcje?
- z taką miłą chińczyczką
- raczej z Chinką, ale czy na pewno?
- bo takie miała skośne oczy!

Hania prosi o książkę o kotach.
- masz w domu kotka?
- mam szarego, jak na tym zdjęciu i muszę go nauczyć dobrych manier
- to dam ci poradnik "Kociak przybywa do domu"...
- to jeszcze poproszę o chomikach, bo mój kuzyn ma chomika

Karolinka oddaje nieco wilgotną książkę, pytam skąd ta woda w plecaku?
- no nie wiem właśnie, bo nic mi się nie rozlało, a zeszyty i elementarz były mokre
- pewnie pies ci nasikał - żartuje kolega
- nieprawda, śnieg padał a potem się roztopił...
- jak ci śnieg do plecaka napadał?
- nie kłóćcie się, to tylko woda, wysuszymy jakoś
- a nie będzie pani zła?
- jeśli się do mnie uśmiechniesz, to nie będę zła... ale uważaj na książki, dobrze?


Odprowadzając dzieci do klasy strofuję, by nie czytały na schodach, bo spadną i nieszczęście gotowe.
Kątem oka widzę, że Kuba założył buty odwrotnie czyli prawy na lewą nogę i tak dziwnie utyka, Tamara ma piękną szyfonową spódniczkę , a wszyscy przyciskają książki do brzucha jak największy skarb.

środa, 27 stycznia 2021

Lepszy nastrój...

 


Trudno dziś o dobry nastrój. Czasami wstajemy już lewą nogą lub jakieś muchy nam się zalęgną w nosie i nic nie poradzisz! Pół biedy, gdy taki kiepski nastrój zdarza się sporadycznie, ale jeśli jest to stan ciągły?
Czasami witaminy pomagają, czasami wiara w boga, lepszą przyszłość, w moc natury, niektórym całkiem konkretne rzeczy potrafią humor poprawić.
Każdy szuka sposobów, nie każdy znajduje lub sposoby te krótko działają...
 
 
Z hasłem  ZOSTAŃ W DOMU  to szczególnie trudne. Okazuje się bowiem z wielu sondaży i rozmów na żywo, że to właśnie kontaktów z ludźmi brakuje nam najbardziej.
Oczywiście nie wszystkim w równym stopniu.

Zajrzałam do ankiet przeprowadzonych w szkole średniej na temat nauczania zdalnego i okazuje się, że tych bezpośrednich kontaktów brakuje zarówno uczniom, jak i nauczycielom. Powody też bywają różne.
Wielu młodych ludzi nie potrafi zmotywować się do regularnej pracy samodzielnie, wielu potrzebuje rozmowy, porady, kontaktu w realu po prostu.
Nie dziwi więc powrót na pół legalne dyskoteki czy siłownie. Zagrożenie epidemiczne jest, ale w obliczu tylu absurdalnych przepisów i zadziwiających obserwacji ludziom po prostu puszcza wszystko.
 
A gdy do tego dochodzi beznadziejna sytuacja i brak widoku na lepsze czasy, to katastrofa gotowa.
Bo ile można czekać na poprawę, gdy życie nam ucieka?
A niektórzy niecierpliwi są , inni łatwo popadają w marazm i dekadencję, jeszcze inni buntują się dla zasady, taka ich uroda...
 

Pamiętam angielski film obyczajowy, tytuł uleciał, bo to dawno było. Bohater filmu, pan w wieku niemal emerytalnym stracił pracę, dostał zasiłek, ale zachorował i trafił do szpitala. Leczenie długie i drogie okazało się. Gdy wrócił do swojego małego mieszkania , do samotnego i ponurego życia, nie potrafił wykrzesać w sobie radości z uzdrowienia.
Bo co to za życie, skoro żyć nie ma za co , a spłaty rachunku za leczenie szpitalne nie obejmowało jego ubezpieczenie .
To takie skojarzenie z apelami do przedsiębiorców, by się nie otwierali, bo nie przeżyją oni sami lub ich klienci.

Wracając do poprawy nastroju, moja znajoma mawiała, że trzeba dbać o szczegóły. Zapalała więc do kolacji świece na stole, nieważne, że kanapki z pasztetową, ale jaki nastrój!


Siedząc w domu na lockdownie wiele osób wyremontowało mieszkania lub tylko zmieniło meble, to także może skutecznie poprawić nastrój, o ile są fundusze.

Wiele z kobiet wróciło do robótek ręcznych, kiedyś zarzuconych, inne spełniają się kulinarnie, więc i rodzina zachwycona.
Niektóre sposoby poprawy humoru pomagają na krótko, inne wymagają osób trzecich lub instytucji .
Tymczasem mówi się nam - po co wam siłownie, kupcie sobie hantelki, po co wam teatry, obejrzycie sobie kanał na youtube.
No proste, po co basen, skoro mam wannę, po co tort, skoro mogę zjeść chleb z dżemem?
Zawsze ktoś wie lepiej, jakie mamy niezbędne potrzeby!

A może macie swoje, działające zawsze sposoby na poprawę nastroju, bo pandemia tak szybko nie minie...

(grafika - eduzabawy.com)

Wybierzcie sobie, proszę to, co dzisiaj Wam potrzebne, taki pomysł powyżej ... wydrukowane i zawieszone w widocznym miejscu sprawdza się, naprawdę!


niedziela, 24 stycznia 2021

Wymarzony dom...

 

Czasami niektórym z nas udaje się ziścić marzenie o własnym domu.

Bywa także i tak, że ktoś mieszkający całe życie w wolnostojącym domu zamienia się na mieszkanie w bloku, bo to i pracy mniej i z sąsiadami można zacieśnić stosunki towarzyskie.

Zasłyszana ostatnio historia przypomniała mi jeszcze dwie inne, a każda z innym zakończeniem, jedynie wspólnym motywem jest dom właśnie.

Koleżanka zdradziła mi, że nasza wspólna znajoma kupiła dom w szeregu , gdyż zawsze o tym marzyła, choć miała piękne mieszkanie w bloku na ogrodzonym osiedlu, garaż w podziemiu i te sprawy...spokojna okolica w pobliżu parku. Ale dom to dom.

Wiosną i latem dopieszczała swój nowy domek, zajmowała się ogródkiem, co w czasie  ZOSTAŃ W DOMU, było całkiem przyjemne. osiedle domków rozrastało się, przybywało nowych sąsiadów i tu zaczęły się schody, bo znajoma trafiła na młodych właścicieli sąsiedniego domu, płot w płot, a owi lokatorzy to towarzystwo bardzo imprezowe, zwłaszcza nocami.

Znajoma sen ma czujny, więc nie wysypia się należycie i teraz zastanawia się czy zacząć wojnę z sąsiadami czy poszukać nowego domu...


Inny wymarzony dom nie doczekał się zamieszkania przez pewne młode małżeństwo, które w trakcie budowy nowego lokum zaczęło trzeszczeć w podstawach. W końcu para rozstała się, ale bez przyjaźni.
Kobieta wyjechała za granicę, nie zostawiając adresu, a mężczyzna poznał nową partnerkę.

Nowemu związkowi brakowało jedynie wspólnego zamieszkania, ale funduszy na mieszkanie brak, dom daleki od wykończenia, a sprzedać go nie można, bo współwłaścicielka przebywa nie wiadomo gdzie i  nie upoważniła nikogo do czynności prawnych związanych z domem.

Stoi więc nieukończona budowla , kiedyś cel  życia, gdzieś pośrodku pola i niszczeje, aż żal serce ściska.

Ostatnia historia związana jest z obejrzanym kiedyś filmem. Niestety nie pamiętam tytułu, ale rolę główną zagrała w nim Anna Seniuk.
Bohaterką filmu była kobieta w średnim wieku, która wyjechała do Ameryki, by zarobić na wymarzony dom. W Polsce zostawiła dorosłego syna, któremu wysyłała zarobione pieniądze, a młody mężczyzna miał dopilnować budowy domu i wysyłać matce zdjęcia, dokumentujące postęp prac na budowie.

Kobieta harowała, żyła skromnie, sił dodawało jej marzenie o pięknym domu, który powstawał w kraju, bo tak wynikało ze zdjęć, które syn regularnie wysyłał matce.

Mijały lata, kobieta wreszcie wróciła do Polski, ale chciała synowi zrobić niespodziankę.
Taksówka zawiozła ją pod wskazany adres, a tam gołe pole, ani śladu wymarzonego domu, syn mieszkający obok w jakiejś ruderze, wyniszczony alkoholem.

Pamiętam  tylko przejmujący krzyk kobiety w ostatniej scenie tego filmu, gdy okazało się, że w gruzach legły wszystkie jej wysiłki i marzenia, że została oszukana i wykorzystana przez własnego syna... posiada tylko to, co zmieściła w walizce i nie ma dokąd pójść.

Mam znajomych w podobnym wieku, posiadaczy sporego domu na wsi. Dzieci wyfrunęły z gniazda, dom jest za duży dla nich dwojga, planują przenieść się do bloku w dużym mieście.
Młodsi już nie będą, pracy przy domu sporo, do lekarza i na większe zakupy daleko. Wielu ich znajomych dziwi taka decyzja, ale oni chcą być bliżej dzieci i atrakcji, które daje duże miasto.


czwartek, 21 stycznia 2021

Wreszcie czy raczej zbyt późno?

 

Cichaczem przemknęły w mediach dwie wiadomości.

W senacie przegłosowano przyznanie 80 milionów na psychiatrię dziecięcą, przy czym wszyscy senatorowie PiS  głosowali przeciw tej dotacji.

Pan premier zadeklarował wygospodarowanie w nowym budżecie państwa funduszy na reformę opieki psychiatrycznej dla dzieci i młodzieży. 

Należy się cieszyć z każdej kwoty przeznaczonej na ten cel, zachodzi tylko pytanie takie, jak w tytule. Czy mamy jeszcze dramat czy to już tragedia, której skutki trudno będzie naprawić?

Dla niektórych młodych ludzi na pewno będzie zbyt późno, dla niektórych  rodziców to promyk światła w morzu beznadziei.

Bo tyle lat postulowano , aby wreszcie zająć się tym problemem, a psychologowie i szkolni pedagodzy bili na alarm.

Dlaczego dziś o tym? Bo jestem świeżo po rozmowie z koleżanką, która pracuje w szkole średniej jako psycholog. Nasza władza zapewniała niedawno, że w szkołach jest dostateczna opieka psychologiczno-pedagogiczna, jeśli za dostateczną uznać obecność jednego psychologa lub pedagoga na kilkuset uczniów, a pomocy w jakiejkolwiek formie potrzebują często także rodzice uczniów.

W jednej szkole kilkoro uczniów po próbach samobójczych, jeden narkoman eksperymentujący z czym popadnie, depresje, zespół Aspergera, fobia szkolna... wyliczać można długo.

A ile takich szkół jest w całej Polsce, ilu uczniów potrzebujących fachowego leczenia, a nie tylko rozmowy z pedagogiem szkolnym czy telefonu zaufania? 

Nie wszystkich rodziców  stać na prywatne gabinety psychiatryczne, sporo rodziców boryka się z podobnymi problemami u siebie, do tego covid, opieka nad starymi rodzicami, utrata pracy lub inne problemy. 

Skala jest przerażająca, ale niektórzy  senatorowie nie widzą problemu. dla pana karczewskiego, który jest przecież lekarzem wystarczy, że o tym wspomniano...  Gdy pokaźne kwoty przekazywane są na rządową telewizję czy imperium księdza z Torunia, to ręce opadają!

Coraz młodsze dzieci wołają o pomoc, okaleczając swoje ciała, uciekając z domu, sięgając po używki lub uzależniając się od Internetu.

Coraz wyraźniej to widać w dobie zdalnego nauczania i leczenia, a dorośli nie zawsze znajdują siły i umiejętności by pomóc własnym dzieciom, zbyt wiele problemów sami mają do rozwiązania .

Nie ma sensu przytaczać tu liczb, każde dziecko, każde życie warte jest specjalnej uwagi, skoro rządzący tak stawiają na piedestał polska rodzinę i chcą chronić życie od poczęcia, to niechaj dbają o każdy aspekt życia człowieka i każdego członka rodziny.

 Za chwilę psychiatrzy na masową skalę będą potrzebni nie tylko dzieciom i młodzieży, ale także dorosłym, a zwłaszcza seniorom,  odizolowanym od bliskich i dotychczasowego życia, w strachu przed covidem i pozbawionym należytej opieki lekarskiej ...  

Nie wybrzmiało to optymistycznie, ale poziom optymizmu spada z każdym dniem, gdy wyjdzie się poza swoją strefę komfortu i rozejrzy dookoła.

Mimo wszystko pozostańcie po jasnej stronie mocy!

poniedziałek, 18 stycznia 2021

Zimowe wycieczki

 

Dobre ubranie i samozaparcie to połowa sukcesu.

Czasami przeszkadzają dymiące kominy, paradoksalnie wystarczy wyjść kawałek za miasto lub zawędrować na osiedle domków jednorodzinnych i atak kaszlu gotowy. Z każdego komina inne świństwo leci.
Tylko zamożniejszych właścicieli stać na nowoczesne piece lub źródła odnawialne.

Tak więc, szukając świeżego powietrza na wsi, można nabawić się pylicy płuc... 

Ale w końcu gdzieś to świeże powietrze znaleźć można i nawet zima na wycieczki warto ruszać, by zimowej przyrodzie się przyglądać.
Idealnie byłoby teraz, gdyby na wycieczce można było gdzieś wstąpić na kawę lub ciepły posiłek, ale skoro nie można, musi wystarczyć termos i kanapki.

Zaczynam od ostatniej wycieczki, by zimowy Lubostroń obejrzeć, szata parku pałacowego cała w bieli, a bałwanów tyle, że dawno nie widziałam...


Zakątki parku bardzo ciekawe, co krok ślady bałwankowej twórczości całych rodzin oraz inne atrakcje.





W takiej piwniczce, to pewnie zapasy na cała zimę pałac zgromadził , a sklepów nie było...

Przejrzałam archiwum fotograficzne i wybrałam kilka zimowych kadrów z naszych wypraw, okazało się przy okazji, że śniegu i prawdziwych mrozów, to było jak na lekarstwo.



Grudniowa wyprawa do Gdańska i Sopotu, termometr pokazywał 8 stopni w plusie, ale był to czas sprzed pandemii, więc można było na kawkę i obiadek wstąpić. 




Wyprawy po Wielkopolsce to także same ciekawostki, a to zimowa poznańska starówka w płatkach śniegu, a to wieża widokowa, na którą wspiąć się trudno po oblodzonych stopniach, a to stara zabytkowa kuźnia...




Bywają i spotkania ze zwierzętami w czasie zimowych wycieczek, a zwierzakom zima niestraszna, ciepłej herbaty i rękawic nie potrzebują.
W szuwarach zimowych jezior nie brak nie tylko łabędzi, cierpliwym turystom trafią się i czaple i kaczki lub tylko odgłosy  szuwarowych mieszkańców...

Nie wspomniałam o lesie , gdzie tropy na śniegu możemy wyśledzić lub inne ślady leśnych zwierząt, byle z dzikiem oko w oko się nie spotkać...

Zimą bywa zimno, zima zdarzają się śnieżyce, ale wystarczy śledzić prognozy pogody, by udaną wycieczkę dobrze zaplanować.

Z turystycznym zimowym pozdrowieniem dla wszystkich!
 


piątek, 15 stycznia 2021

Tak się zastanawiam...

 

Najpierw zastanawiałam się, czy w ogóle się zaszczepić, teraz gdy decyzja się wyklarowała, to zastanawiam się z kolei czy nie odstąpić swojej kolejki do szczepienia bardziej potrzebującym.

Dlaczego?

Dowiedziałam się bowiem z rozmowy z wybitnym konsultantem rządu do spraw epidemii profesorem Horbanem nieznanych mi rewelacji.

Rozmowa odbyła się w TV Polsat i na gorąco podzieliłam się uwagami z koleżankami po fachu.

Pan profesor zapytany czy bezpiecznie jest zaczynać prace szkół przed zaszczepieniem nauczycieli odpowiedział z rozbrajającym uśmiechem, że NAUCZYCIELE SĄ MŁODZI, ZDROWI I INTELIGENTNI.

Zadałam więc sobie pytanie, do której kategorii się zaliczyć?

U nas jest 6 pań od nauczania klas młodszych, z czego jedna jest młoda i chyba zdrowa, testu na inteligencję nie sprawdzano.

Ale kluczowe jest dla mnie, co ma wspólnego inteligencja z odpornością na koronawirusa? To może w ogóle przedstawiciele inteligencji nie musza się szczepić?

Usłyszałam także, że przecież nauczyciele mogą sobie zrobić testy (za darmo!). Ale co to daje, jeśli bez względu na wyniki testów otwiera się szkoły, a to dyrektorzy będą się martwić, gdy w testach wyjdzie, że część pedagogów i innych pracowników szkół zostanie skierowanych na kwarantannę, a część już na niej przebywa z powodu chorych członków rodzin.

Nie pcham się przed szereg, ani broń boże nie zamierzam zabierać nikomu szczepionki, ale czytam dziś w mediach, że na mocy nowego rozporządzenia dopisano do pierwszej grupy szczepień prokuratorów, może po to, by mogli bezpiecznie ścigać przedsiębiorców łamiących przepisy antycovidowe?

Nie dziwię się restauratorom, właścicielom pensjonatów i wszelkim usługodawcom, którzy nie załapali się na żadne tarcze ani ulgi, bo rodziny hasłami się nie utrzyma, a rząd zawsze się wyżywi i wyleczy.

Koło mnie galeria handlowa zamknięta, kawa tylko na wynos, ale obok dwa markety budowlane i sklepy wielkopowierzchniowe spożywcze, a tam takie tłumy, że miejsc na parkingach brak

Gdy dodać do tego takie kwiatki, jak rodzina pani Emilewicz na nartach,  zmarnowane szczepionki, podsłuchane rozmowy członków PiSu, to nie dziwi, że ludziom puszczają nerwy.

Nasz sąsiad stracił pracę , bo upadł jego zakład pracy. Mężczyzna jest już po 60-ce, do emerytury jeszcze 3 lata, zostawił podania o pracę tu i tam i czeka na telefon, a w zasadzie już przestał czekać, stara się o emeryturę pomostową.

Kolega syna też stracił prace przez covid, bo zwolnienia itd. a do spłacania jest kredyt na mieszkanie i  dziecko w drodze, a pomocy znikąd, bo i rodzicom młodych się nie przelewa. 

Dobrze, że mam blisko do swojej emerytury, bo podobno wrócił pomysł pracy do 67 roku życia, także dla kobiet.

Bądźcie zdrowi Wy i Wasi bliscy, bo podobno czeka nas trzecia fala...


środa, 13 stycznia 2021

Muzyka dla oka...

 Wiem, dziwnie brzmi ten tytuł, ale takie było moje pierwsze skojarzenie.

W jednym z seriali o tematyce medycznej pojawiło się określenie, że po pewnych lekach dźwięki się widzi, a kolory słyszy:-)

Ale nie o leki czy zaburzenia zdrowotne tu chodzi. Robiłam porządki w zbiorze płyt z nagraniami muzycznymi i ponownie zachwyciłam się szatą graficzną niektórych edycji.

Nasz zbiór obejmuje płyty kupowane latami z różnych źródeł, niektóre mąż wygrał w jakichś konkursach lub wymieniał się ze znajomymi, część to prezenty na rozmaite okazje.

Oczywiście powie ktoś, że teraz wszystko na kanale youtube, ale tak samo traktujemy książki papierowe i e-booki, są zwolennicy wydań cyfrowych i są inni.



Piękne zimowe wydanie płyt z muzyką Seweryna Krajewskiego i Andrzeja Piasecznego, do każdej edycji książeczka z tekstami i to nie byle jaki śpiewnik, ale estetyczna, bogato ilustrowana edycja.



Tu przykłady prawdziwych perełek, bogato zdobione okładki, a wygląd krążków płytowych spójny z grafika okładek, no miód na serce i uczta dla oka.




Podobna spójność i dbałość o szczegóły zachwyca w przypadku cyklicznych wydań muzyki poważnej, popularnej twórczości instrumentalnej czy koncertów nagrywanych na żywo.
Nawet znalezienie poszczególnych egzemplarzy na półce w wielości zbioru nie sprawia trudności, bo płyty rzucają się w oczy.



Zdarzają się także edycje dla miłośników minimalizmu lub oryginalności, jak np. płyta CD w puszce czy kartonik stylizowany na solidny metalowy sejf...



Ostatni nabytek to prezent gwiazdkowy dla męża - koncert Bruce'a Springsteena w londyńskim Hyde Parku, edycja okładki w nieco większym formacie, jak zwykle bogato ilustrowana, z informacjami o szczegółach organizacji koncertu.

Pomyśleć, że kiedyś nagrywało się na zwykłe płyty jakieś składanki, albo kupowało z niewiadomych źródeł wymarzone koncerty,  a okładkę do plastikowego pudełka na krążek trzeba było sobie wydrukować samodzielnie i to często w wersji czarno-białej.

Teraz to uczta nie tylko dla ucha, także dla oka, a nawet dotyku, bo szperanie w takich cackach to prawdziwa przyjemność dla wielu zmysłów!


niedziela, 10 stycznia 2021

Awantura o nazwę...

Dowiedziałam się niedawno, że mają zmienić nazwę mojej ulicy. 


Wiadomość o tyle dziwna, że już raz odbyło się referendum wśród mieszkańców i okazało się, że w większości nie chcemy zmiany nazwy, bo obecny patron nikomu nie wadzi.
Mojej ulicy bowiem patronuje zwykły rosyjski żołnierz (według niektórych radziecki), który zginął w płonącym czołgu w czasie wyzwalania miasta pod koniec II wojny. Żaden tam pułkownik czy oficer polityczny.
Myślałam, że wszystkie wątpliwe nazwy już dawno zostały zmienione, choć w ubiegłym roku zmieniono u nas ulicę Roosevelta na Ratuszową.

Rozumiem, że przeszkadzał komuś Dzierżyński,  PPR, Hanka Sawicka, Nowotko itp. ale prosty żołnierz?
Odbyło się posiedzenie rady miejskiej, poproszono o opinie historyków i nawet IPN , a najciekawsze sa chyba zakulisowe działania, bowiem nasz prezydent popiera KO, a wojewoda jest z przeciwnej opcji i to właśnie pan wojewoda chce narzucić mieszkańcom nowego patrona.

Nowo zaproponowany patron oczywiście jest jak najbardziej na miejscu, niedawno zmarły społecznik i prezes uzdrowiska, ale nie w tym rzecz.

Nikt zainteresowanych nie pytał o zdanie, akcja niejako narzucona mocą urzędu, w dodatku rodzina zmarłego ( w czasie żałoby) została wmanewrowana w lokalną awanturę.

Dobrze jeszcze, że nie narzucono nam jako patrona ulicy kolejnego księdza lub świętego , bo już naliczyłam ośmiu takich księżych patronów, a oprócz tego nazwy takie jak: Św.Ducha, Plebanka, Kościelna, Św.Mikołaja czy plac Św.Wojciecha.

A oto fragment wypowiedzi jednego z radnych, historyka  i badacza dziejów naszego miasta:

"W każdej armii i epoce byli źli i dobrzy. Armia Czerwona popełniła wiele potwornych zbrodni, ale nie zgadzam się ze sposobem myślenia mówiącym o odpowiedzialności zbiorowej. Nie można oceniać historii w ten sposób, że jeśli Armia Czerwona była zbrodnicza, to każdy żołnierz radziecki był zbrodniarzem.

Nawet IPN nie znalazł żadnych przeciwwskazań do degradowania patrona."


Trwamy w zawieszeniu, czekając na rozstrzygnięcie, gdyż włodarze odwołali się od decyzji wojewody. Nie chciałabym zmieniać w dokumentach i urzędach adresu, wyjaśniać, prostować, zawiadamiać itd. 

Nie lepiej to spokojnie żyć bez awantur?



 

czwartek, 7 stycznia 2021

Bałwanki i bałwany :-)

 

Jak bardzo dzieci tęsknią za zimą, było widać po pierwszych w tym roku opadach śniegu.
Od samego rana za moimi oknami radosny gwar, dzieciaki wyszły na górkę z czym kto miał, byle dało się zjeżdżać.
Poszliśmy na spacer do parku, buty nieco przemoczone, bo zrobiło się już tzw. błoto pośniegowe, ale i nas ucieszył biały, zimowy krajobraz.

Jako łowczyni ciekawostek na blog, zrobiłam kilka fotek rozmaitych bałwanków, być może ulepionych przez dzieci z pobliskiego przedszkola.

Tak jak widzicie na zdjęciach, pierwszy bałwanek nieco sfatygowany, jakby po walce, ale sporych rozmiarów.

W drugim spodobały mi się oczy z liści, bardzo kreatywne podejście do tematu, do tego długie ręce, jakby jakby bałwanek mówił - chodźcie wszyscy przytulić!
Kolejny bałwanek dostał maseczkę, ale i tak chyba chory bardzo, bo stracił oczy, z czegokolwiek były zrobione.

Bałwanek stojący na mostku niemal klasyczny, nawet nos miał z marchewki i guziki z kamyczków i nie wiem dlaczego stał jakoś niepewnie, jakby nie wierzył w swą bałwanią urodę.
Ostatni, którego spotkaliśmy miał czapeczkę zrobioną z torebki po prezencie i nawet czerwony szalik lub krawacik, bardzo był malutki, ale jakże fotogeniczny.
Gdy na naszym spacerze dotarliśmy nieco poza granice miasta spotkaliśmy żywego bałwana na rowerze. Okazało się, że to nie bałwan, choć cały oblepiony śniegiem, który sypał, aż miło.
Był to listonosz obładowany przesyłkami i torbami z drukami reklamowymi zapewne.
Rower pamiętał czasy mojej młodości, stary składak, co to ledwo trzymał się kupy, torby majtały się po obu jego stronach, a doręczyciel ledwo pchał jednoślad, , bo wąskiego chodnika nikt nie odśnieżył.


Kiedyś właściciele posesji byli zobowiązani do odśnieżania swojego kawałka drogi.
Takie miałam skojarzenie, że niejaki pan Sasin lekką ręką wydał 70 mln na nieudane wybory i winnego nie rozliczono do dziś, a tymczasem przydałyby się fundusze na zakup choćby skuterów elektrycznych dla listonoszy, bo dźwigają coraz więcej coraz cięższych przesyłek.

Wszyscy mamy jakieś zastrzeżeni do pracy poczty w naszym kraju i listonosze bywają różni, ale nie zmienia to faktu, że zwykły listonosz zawsze ma pod górkę, gdy pan Sasin i jemu podobni rozbijają się limuzynami...