poniedziałek, 29 maja 2023

Dwa spojrzenia

 

Lubię lektury, które dostarczają nie tylko wrażeń estetycznych, ale poruszają interesujące tematy, zmuszają do refleksji, a nawet dyskusji.

W jednej z takich książek* znalazłam ciekawe spojrzenie na aktualne sprawy tego świata, a w zasadzie dwa spojrzenia przedstawicieli różnych  pokoleń - starszego pana przy końcu życia i młodej kobiety, która mogłaby być jego wnuczką.

Wypowiedzi wydadzą się Wam zapewne znajome, ale uprzedzam, że nie dotyczą Polski, więc może nasze cechy narodowe nie są tylko naszymi?

Spojrzenie starszego pana:

M. martwił się o swój kraj. Coś psuło się gdzieś w głębi, następował powolny rozkład, zatracała się różnica między dobrem, a złem.

Zupełnie jakby setki cynicznych szczurów podgryzały każde włókno, cierpliwie rok po roku, aż wszystko zaczęło się rozłazić i zmieniać w kadź pełną szarej mazi wymieszanej z nienawiścią do samych siebie.

Opary owej mikstury zaczęły wydobywać się ze szkolnych klas, z ust prezenterów wiadomości, z ekranów kin i telewizorów i zaczynały powoli zmieniać sposób patrzenia na własny naród, aż doszło do tego, że duma z własnego kraju stała się czymś groteskowym, patriotyzm głupotą, a sugestia, że ludzie powinni myśleć o sobie, uważana była za przejaw braku wrażliwości.

Historię zmieniano z godziny na godzinę, bohaterów wykorzystywano do uzasadnienia politycznych decyzji. M. czuł, że żyje w państwie, w którym jedni mają wolność słowa, a inni nie.

(...) obecnie kraj wolności oznaczał co innego. Każde pokolenie było słabszą wersją swoich poprzedników, tak że szybko stawali się narodem narzekającym i domagającym się łatwego życia - wręcz tego oczekującym (...) teraz już nawet młodzi nie wyprowadzają się od rodziców, miał wrażenie, że wszystko schodzi na psy!

Spojrzenie młodego pokolenia:

Och, teraz dzieje się tyle wspaniałych rzeczy. Codziennie odkrywane są nowe leki, ludzie są coraz bardziej tolerancyjni i otwarci na innych: na inne rasy, religie, style życia. 

Życie jest dziś łatwiejsze, kobiety mogą zrobić wszystko, co chcą, a do tego Internet! (...) Wierzcie mi, uważam, że dorastałam w najlepszych czasach!

Mam nieodparte wrażenie, że spojrzenie starszego pana pasuje do naszych realiów i moich odczuć, co nie znaczy, że nie doceniam zmian, jakie nastąpiły, ale boję się tych, które nadchodzą...

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------

*  Flagg F. - Całe miasto o tym mówi, Kraków, Wydawnictwo Literackie, 2018

czwartek, 25 maja 2023

Sobota na Pałukach

Mieliśmy jechać do Torunia, ale w tym dniu na lotnisku odbywał się festyn dla mieszkańców miasta, a że lotnisko po drodze, to wyjechać z miasta było trudno. Zawróciliśmy więc rumaki i decyzja padła, by odwiedzić Pałuki. a jak Pałuki, to Lubostroń i Żnin. Tam zawsze cos się dzieje.


W galerii parkowej w Lubostroniu wystawa prac Ilony Gawrońskiej z Inowrocławia, zdjęcia marnej jakości, bo zrobione przez szybę , nie można było wejść do środka, a szkoda...


Po nacieszeniu oczu malarstwem i fotografią spotkanie z naturą. Leniwa rzeka, urokliwy zakątek, ale widać obecność człowieka na każdym kroku, a kawałek dalej przygotowano stanowiska na niedzielny konkurs dla wędkarzy.


Widać, że nie tylko my podróżujemy. Bobry wybrały solidne drzewo w pobliżu nurtu rzeki, ciekawe kiedy się położy jak most , bardziej solidny, niż ludzka kładka?


Będąc w Lubostroniu nie można nie zajrzeć do pałacu, wprawdzie byliśmy tam wiele razy, ale zawsze jakaś ciekawostka rzuci się w oczy.


Piwnice pod pałacem są rozległe i tajemnicze, mają kilka poziomów, kiedyś drążono podobno przejście podziemne od pałacu do zabudowań gospodarczych, ale natrafiono na litą skałę i projekt zarzucono.

Na wyższym poziomie piwnic prywatna kaplica właścicieli Skórzewskich...
 kredens na srebra i porcelanę...
oraz łazienka, dodana dużo później, bo na początku w XX wieku
Zachwycają nie tylko ściany i meble, równie piękne bywają sufity i podłogi...
a te dwa piece to tylko część kolekcji, w każdym pomieszczeniu ciekawe okazy sztuki zduńskiej.

Posileni kawą i lodami w pałacowej restauracji, ruszyliśmy do Żnina, bo dzień był jeszcze młody, a tam na rynku biegi przełajowe w kilku kategoriach wiekowych i na różnych dystansach. Pokibicowaliśmy najwytrwalszym w biegu na 10 km i ruszyliśmy na poszukiwanie ciekawostek.

Ślady kolejki wąskotorowej, która kursuje ze Żnina do Wenecji i Biskupina oraz niezbyt udany posąg Chopina w parku przy jeziorze, gdyby nie nuty na postumencie, trudno zgadnąć czy to kompozytor czy Kopernik.
Za to kawałek dalej zachwyt całkowity - nowo pobudowana marina, z molami, nowoczesną siedzibą Centrum Sportów Wodnych, kawiarniami pod chmurką i trasami spacerowymi wokół Jeziora Żnińskiego. Można wynająć domki i wypożyczyć sprzęt pływający.

Ciekawe, jak wyglądałyby dziś niektóre miejscowości bez wsparcia funduszy europejskich?


Wokół jeziora zadomowiły się dzikie gęsi, które prowadzają teraz swoje młode. Widok uroczy , ale ptaków są takie ilości, że ich odchody utrudniają spacerowanie, nie mówiąc o letnim plażowaniu, za to trawy nie trzeba kosić!


Jest marina, są i łodzie wszelkiego kalibru, a mola szerokie i daleko sięgające w głąb jeziora.
Tak nas to wszystko wakacyjnie nastroiło, że zjedliśmy kolejne lody z lokalnej manufaktury i powiem Wam, że ambrozja!

W niedzielę odwiedziliśmy Kórnik i Rogalin, a we wtorek Toruń, ale to już zostawiam do opisu na inną okazję...

 

poniedziałek, 22 maja 2023

Cuda i cudeńka...

 Dziś pogoda tak piękna, weekend tak intensywny, że zanim opiszę, co robiłam i gdzie byłam, zostawiam Wam kilka zdjęć, które zrobiłam na spacerach w różnych miejscach i na przestrzeni kilku dni, a co zachwyciło mnie jakimś szczegółem.

1.

To miejsce skojarzyło mi się z Grecją, choć zdjęcie robione w Polsce.


2.
Dom aż po dach ozdobiony kwitnącym pnączem, to chyba wisteria/glicynia, jak myślicie?


3.
Ciekawe, ile czasu potrzeba, by pnącze tak ozdobiło wejście do ogrodu?


4.
Różne tajemnicze przejścia zawsze rozpalają wyobraźnię:-)


5.
Zza ogrodzeń wielu domów wychylają się kwitnące krzewy, jakby uśmiechały się do przechodniów.


6.
Ciekawe zestawienie- stare pnącze, korzeń jak pień, a u stóp młode i wesołe stokrotki.


7.
Taka aranżacja bratkowa, że trudno się nie uśmiechnąć:-)


8.
Umarła jabłonka, niech żyje zielona rzeźba!


9.
Kolejna obrośnięta furtka, a w zasadzie furtki na całej ulicy...


10.
Ta żółta glicynia imponowała wielkością i liczbą kwiatów!


11.
Stary dom zyskał nowa elewację, wiecznie zieloną i świeżą...


12.
Taki staw zobaczyć nagle , gdy wychodzi się z mroku na światło, to widok zapierający dech...


13.
Czas królowania azalii i różaneczników to feeria kolorów!


14.
Taka furta w obrębie starych murów zamkowych to piękny widok, trzeba uwiecznić aparatem!


15.
Skąd mrok w środku słonecznego dnia? zielony labirynt w tajemniczym ogrodzie...


16.
Wprawdzie to nie cudo natury, ale bratek na deserze lodowym nawiązuje do kwietników, a smak to istne cudo!


Które cuda podobały się Wam najbardziej?
Cudownego całego tygodnia, kochani:-)


sobota, 20 maja 2023

Na jakim tle?

 

Kilka osób na blogach zastosowało ciemne tło dla białych liter i wspomniało, że dobrze to robi ich oczom.

Nie wiem, co jest z moimi oczami, ale dla mnie ten układ czyli białe litery na czarnym tle to masakra, gdy kończę czytać post w takiej kolorystyce, moje oczy długo muszą łapać ostrość na to, co poza ekranem laptopa, jak wówczas, gdy wychodzi się z ciemnej piwnicy lub tunelu na światło.

Postanowiłam sprawdzić, jak to jest z ochroną wzroku i układem kolorów na ekranie komputera, bo wiem tylko, że wiele zależy od kontrastu oraz jasności ekranu, od ilości czasu spędzanego przy komputerze oraz indywidualnych predyspozycji.

Niektórzy twierdzą, że czarne tło jest lepsze dla programistów i używanych urządzeń.

Programistom jest po prostu łatwiej zapisywać pewne rzeczy, o których nie będę się rozwodzić, bo się na tym nie znam, a dla urządzeń to korzystne, gdyż pozwala oszczędzać baterie. Podobno też lepiej się czyta czarne tło z białymi literami, gdy mamy wokół słabe światło.

Na telefonie i nawigacji także można zmienić tło na ciemniejsze, gdy korzystamy z urządzeń wieczorem, w tunelach  i wszędzie tam, gdzie dostęp do światła jest ograniczony, by jaskrawy ekran nie męczył wzroku.

A jak to jest ze wzrokiem?

Istnieją badania, wedle których korzystniejszym dla naszych oczu jest jasne tło i ciemne litery, co związane jest z naturalną akomodacją oka, a najbardziej korzystnie dla wzroku jest żółte tło i zielone litery.

Jeśli zaś mamy subiektywne wrażenie, że mniej męczy nas układ ciemne tło i białe litery, powinniśmy używać mniejszego kontrastu, czytać przy słabszym świetle i przez krótki czas. 

Udowodniono także, że przy ciemnym tle i jasnej czcionce trudniej przyswaja się rozbudowane treści, choćby e-booki, choć zdarzają się osoby, którym to nie przeszkadza.

A jak jest u Was, wolicie czarne na białym, czy odwrotnie?

Na koniec cytat z bloga speców od IT:

"Chcąc ostatecznie odpowiedzieć na pytanie, czy powinno używać się trybu ciemnego, chyba najwłaściwszą odpowiedzią będzie: „Jeśli chcesz podążać za modą to używaj”. Faktycznie, warto zastanowić się, czy w danej sytuacji tryb ciemny na pewno okaże się pomocny. Jeszcze raz powtórzmy, w prawdziwym życiu częściej obserwujemy elementy ciemne na jasnym tle. Może warto więc postępować zgodnie z naszą naturą i pozostać przy trybie jasnym." *

*(https://blog.it-leaders.pl/czy-tryb-ciemny-jest-faktycznie-lepszy-od-jasnego/

Linki dla dociekliwych:

https://spidersweb.pl/2019/06/nocny-tryb-ciemny-nauka.html

https://grafmag.pl/artykuly/dark-mode-fakty-mity-i-niejasnosci

https://zdrowie.wprost.pl/profilaktyka-i-leczenie/10437427/tryb-ciemny-w-telefonie-a-wzrok-jakie-daje-korzysci.html

wtorek, 16 maja 2023

Niedziela z Chrobrym

 Ręka w górę , kto nie był w Gnieźnie! kolebka naszej państwowości i siedziba królów, wszystkie niemal wycieczki gnały do Gniezna, ale większość chodziła wokół katedry i relikwii św.Wojciecha.

Ja pamiętam Gniezno jeszcze z czasów, gdy w okresie kryzysu jeździliśmy tam po buty i koszule męskie (do Łodzi jechało się po bieliznę i włóczki, do stolicy po kawę i słodycze Wedla, na Śląsk po wędliny, masło itp.)

Od tego czasu wiele razy byliśmy w Gnieźnie, także przejazdem, a ja z racji zawodu, z wycieczkami szkolnymi. Katedra stoi jak stała, wewnątrz nieco odmalowana, a oprócz katedry warto zobaczyć i inne kościoły oraz rynek, obejść Jezioro Jelonek bulwarem, poszukać śladów dawnych zabytków i ciekawostek turystycznych, zwiedzić Muzeum Początków Państwa Polskiego.

Na głównej ulicy i w rynku restauracji i kawiarni bez liku, nikt głodny nie będzie, a i wokół jeziora kawiarenki pod chmurką rozłożone, leżaki , hamaki, ścieżki rowerowe. Są i toalety, nowoczesne i naszpikowane elektronika, tylko kasę trzeba mieć przy sobie.

Wielka figura króla wskazuje na katedrę po drugiej stronie jeziora, a gdyby ktoś miał wątpliwości, gdzie go nogi czy raczej auto poniosły, to może sobie zdjęcie na tle wielkiego napisu zrobić.
Główna ulica prowadząca z katedry na rynek kusi atrakcjami i to nie tylko kulinarnymi, fotki nie zrobić grzech po prostu.
Na ławeczce dla zakochanych usiadłam samotnie, bo godzina wczesna była i nie miał nam kto zdjęcia wspólnego z mężem zrobić.
Po poszukiwaniach gnieźnieńskich królików ( odpowiednik wrocławskich krasnali) zasłużyliśmy na pizzę w fajnej włoskiej restauracji, a na deser kupiliśmy słodkie bułeczki w cukierni przy hotelu "Pietrak" i to za jedyne 70 groszy sztuka, niebywałe!
Zwiedzając boczne uliczki miasta natknąć się można na rozmaite ciekawostki. Na przykład ulica Stroma, które prowadziła do bramy pyzdrskiej oraz domu kata miejskiego.
A oto inny kościół w Gnieźnie, czyli  Fara, pod wezwaniem św.Trójcy
W kolejnej świątyni, jaka jest  Kościół Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny i św.Antoniego znajdujemy piękne organy oraz relikwiarz błogosławionej Jolenty, córki króla Węgier Beli IV, która to wychowała się w Krakowie na dworze swej siostry Kingi. Jolenta poślubiła Bolesława Pobożnego, z którym miała trzy córki. zasłynęła z niezwykłej pobożności i ufundowania kilku kościołów, szpitali oraz klasztorów. sama zresztą wstąpiła do zakonu Klarysek.
Bulwar czy promenada wokół jeziora jelonek zyskała ostatnio piękne oblicze, mnóstwo tam ciekawie zaprojektowanych miejsc wypoczynku, ścieżek z atrakcjami dla najmłodszych i placów zabaw, jest plaża i miejsca dla wędkarzy.
Jeszcze pod koniec XIX wieku okolice jeziora Jelonek nazywano Wenecją, zbudowano tu bowiem drewnianą promenadę z restauracją, funkcjonował teatr, pływały lodzie, a zimą organizowano lodowisko. Świetność tego miejsca zakończył kryzys lat 30-ych XX wieku, wojna dokończyła  dzieła, ale do dziś funkcjonuje wśród mieszkańców nazwa Wenecja.
Trzeba przyznać, że pięknie prezentuje się katedra z każdej strony, a do kompletu budynki prymasowskie i hotel Adalbertus.
Archikatedra gnieźnieńska (bazylika prymasowska)

Budynek, w którym zatrzymał się Jan Paweł II w czasie swojej wizyty w Gnieźnie.

Gdyby planował ktoś wycieczkę do Gniezna, to polecam także skansen w Dziekanowicach oraz Muzeum na Lednicy z przeprawą promową dla turystów.

piątek, 12 maja 2023

Po zabiegach...

 

Po raz pierwszy jako osoba dorosła uczęszczałam na zabiegi fizjoterapeutyczne, bo nie liczę wizyt u kręgarzy, gdy miałam problemy z kręgosłupem.

Zalecono mi 10 dni zabiegowych ( a droga była do tego długa) i każdego dnia 4 zabiegi, choć nie wiem, czy można nazwać zabiegiem naświetlanie lampą solux przez 5 minut, a i te minuty naliczano różnie.

Trzeba mieć cierpliwość, by leczyć się w ramach państwowej słuzby zdrowia, bo cykl od wizyty u neurologa do pierwszego dnia zabiegowego trwał u mnie od 18 października do 26  kwietnia. Na wizytę u neurologa czekałam prawie rok. Kawal czasu...

Zabiegi odbierałam w szpitalnej przychodni i dobrze, że nie zapisano mi hydroterapii czy gimnastyki , bo od samego przebierania się codziennie dostałabym szału, więc chyba do sanatorium nie nadaję się.

 Leży człowiek podłączony do jakiegoś urządzenia przez 10 minut, na własnym prześcieradle zakupionym w aptece i jeszcze musi zapamiętywać, którą stronę pleców poddajemy dziś działaniu ultradźwięków, albo czy na odcinek szyjny mają być młoteczki czy wibracje...a naświetlanie lampą raz pięć minut, raz dziesięć. Siadywałam też w mikroskopijnej salce ( drżyjcie klaustrofobicy!) by poddać się  działaniu lasera - jeśli nie usłyszy pani sygnału dźwiękowego, to nie szkodzi, kilka minut dłużej to nie problem...

Nie powiem, panie w przychodni bardzo miłe, może oprócz tych w rejestracji. Pacjenci taśmowo zmieniają się na leżankach, panowie flirtują z terapeutkami, panie opowiadają o wnukach lub fryzurach na komunie, młodzież zapatrzona w smartfony. Swoją drogą, ilu młodych ludzi chodzi na zabiegi po urazach na lekcjach WF! ale chyba nie czekają pół roku na zabieg, bo to by nie miało w ogóle sensu...

Na koniec wizyta końcowa u fizjoterapeuty - czy odczuwa pani poprawę? Niektórych zabiegów nie czułam wcale, może zapomniał ktoś aparat włączyć? czy odczuwam poprawę stanu kręgosłupa? Trudno powiedzieć, skoro bolał mnie głównie po urazach w pracy, to teraz teoretycznie powinnam ozdrowieć zupełnie...no ale czas pokaże.

Myślałam, że wpis będzie z tych dowcipnych, ale nic śmiesznego się nie działo, a skończyłam zabiegi z ulgą, bo wynudziłam się jak mops.
W karcie zapisano - poprawa umiarkowana, zaleca się kontynuację zabiegów. Ciekawe, jak długo trwałby kolejny cykl od lekarza do następnej serii zabiegów?



wtorek, 9 maja 2023

48 godzin...

 

Czy nie macie czasami wrażenia, że dla niektórych osób, doba trwa więcej, niż 24 godziny?
Nie wiem skąd niektórzy biorą energię, by działać na wysokich obrotach 24 godziny/dobę przez 7 dni w tygodniu, no może z przerwą na sen?

Taką osobę znam, wprawdzie sporo młodsza ode mnie, ale mimo wszystko, nawet w jej wieku nie miałam tyle energii i przebojowości. 
A jest to kobieta pracująca zawodowo i społecznie, oczytana, lubiąca podróże, dbająca o rodzinę, ale i o siebie....

Nie dość, że pracuje w dwóch firmach, wyjeżdża w delegacje, często zagraniczne, to jeszcze znajduje czas i ochotę na śpiewanie w chórze i grę na instrumentach ( flet i pianino). Jest świetną organizatorką imprez rodzinnych i wyjazdów wakacyjnych, także dla swoich rodziców, dużo zwiedza, pokazując dzieciom świat, zna kilka języków obcych, z czego dwóch nauczyła się sama.

Brzmi to wszystko jak SF, wiem, ale znam ją osobiście i zawsze podziwiam, bo to kobieta nietuzinkowa i potrafi docenić dom, który ją ukształtował, ale i dzielić się z innymi. Włączyła się aktywnie w pomoc dla Ukraińców, wzięła pod swój dach całą rodzinę, by po dwóch miesiącach załatwić im mieszkanie i pracę dla córki starszego małżeństwa.

Gdy ogarnia mnie lenistwo, bo nawet sterty ubrań nie chce mi się uprasować, to z tyłu głowy mam obraz M. i zastanawiam się, ile by zrobiła w czasie, gdy ja zabieram się dopiero do roboty...

piątek, 5 maja 2023

Zajrzeć tu i tam...

 Gdy majówka, to nie tylko grillowanie i spotkania z bliskimi, to także wycieczki, spacery, zaglądanie na festyny, wszędzie tłumy, ale cóż, zmieniamy styl życia, staliśmy się bardziej mobilni, głodni wrażeń, a pandemia to chyba nasiliła. 

Spotkaliśmy w drodze wielu rowerzystów indywidualnych i w grupach, dobrze zorganizowanych, dobrze oznaczonych. Gorzej z indywidualnymi, niektórym wydaje się, że są nieśmiertelni...

Swój sezon zaczęli też motocykliści. nie wszyscy ich lubią na drodze, ale czy można się dziwić?

Na każdym wyjeździe odwiedzamy zarówno miejsca ulubione, jak i staramy się odkrywać nowe.


Najpierw to, co najbliżej domu. Skwer ze stawem i fontanną, gdzie zamieszkała para gęsi i doczekała się po raz kolejny potomstwa:-)


Wejście na wieżę kościelną, by podziwiać widoki z góry. Miło korzystać czasami z atrakcji za darmo, bo nie wszędzie respektuje się zniżki dla emerytów.



Uroczy pałacyk w Lisewie, niewielki, z parkiem mocno okrojonym przez lata.
Wewnątrz hotel i restauracja, z cenami przyjaznymi dla każdej kieszeni. Takie np. dania regionalne typu pierogi ochweśnickie czy szkaplarki z kapustą zjesz za całe 12.50 zł i to z zupą w zestawie!




Pora na nowe miejsce. Kierując się reklamą przy drodze, wracając z Gołuchowa trafiamy do skansenu Bicz, nowego obiektu, gdzie wita nas spokój i cisza, bo miejsce jeszcze nie zapisało się na mapie turystycznej na tyle, by przyciągać tłumy.
Skansen to nazwa trochę na wyrost, raczej miejsce na weekend z noclegami. Do wynajęcia urocze domki, w tym jeden z balią na powietrzu, dużo zieleni, wiatraki i chaty z ciekawostkami zbieranymi po wsiach i obejściach.


Jest także kościółek na wyspie, gdzie prawdopodobnie udzielają ślubów, bo obok sala weselna i domki dla gości.
W chatach nagromadzono tyle rozmaitych staroci, że oglądanie zadowoli każdego szperacza lub najdzie nas refleksja, czy czasami nie mamy jeszcze czegoś podobnego w szopie lub piwnicy?

Zagroda dla zwierząt nie jest na razie imponująca ( byk, konie, lamy), ale zawsze to jakaś atrakcja, szczególnie dla dzieci.
Na pewno jest to miejsce rozwojowe, dużo  jeszcze brakuje, jak choćby toalety i kawiarenki, ale jest dużo zieleni, a przy wejściu wystawa/sklep motocykli dla miłośników turystyki na jednośladach.
2 maja zajrzeliśmy do parku miejskiego, gdzie zorganizowano festyn dla dzieci. W muszli koncertowej podziwialiśmy występy uczestników warsztatów muzycznych w Domu Kultury. Energia i radość godne podziwu, ale repertuar chyba niefortunnie dobrany, bo teksty nie pasowały do wieku wykonawców.

Majówka była więc udana pogodowo i wykorzystana w 100% na relaks, spotkania i poznawanie nowych miejsc, czyli tak,  jak lubimy najbardziej.