Koleżanka czuła się niewyraźnie, wyglądała nieszczególnie i ciągle wyrzucałam ja do lekarza, bo stękała, a nic z tym nie robiła. Dodam tylko, że po zwolnieniu i leczeniu antybiotykiem wróciła jakby niedoleczona, ale lekarz zawsze ma rację...
Poszła do przychodni i przedstawiając lekarce swoje dolegliwości i obawy oczekiwała zrozumienia i jakiejś recepty, niekoniecznie zwolnienia.
Pani doktor zbadała płuca i oskrzela, stwierdziła, że niczego tam nie ma, a koleżanka i tak sobie dobrze radzi, ewentualnie skierowanie na badania dostanie, bo krew zawsze warto zbadać. Badanie krwi oczywiście niczego nie wykazało, no może lekko podwyższony cukier, więc pani doktor zapytała, czy w rodzinie ktoś ma cukrzycę? Koleżanka na to, że pies...
Pani doktor zapisała specyfik uodparniający i pożegnała koleżankę takim oto stwierdzeniem:
- Na pani dolegliwości to pomoże zakochanie się...
- Ale ja mam męża...
- I cóż to szkodzi?
Minęły dwa dni i w piątek rano moja współpracownica dzwoni z informacją, że idzie do lekarza, ale ledwo ja zrozumiałam, bo jej gardło odmówiło współpracy i chrypiała jak drzwi od starej szafy...
Nic mnie tak nie wkurza, jak brak empatii ze strony lekarza, gdy mówię, że coś mi jest, źle sie czuję, coś niepokojącego obserwuję, a lekarz mi na to, że przesadzam, wydaje mi się, że na coś jestem za stara, a na co innego za młoda itd.
Znalazłam w sieci świetny przykład na to, jak czasem traktowani są pacjenci przed komisjami lekarskimi. Kolega mojego męża nie ma ręki, którą stracił w wypadku. Pracuje, jakoś sobie radzi, ale co jakiś czas staje przed komisją, bo ma przyznany jakiś dodatek i może komisja ma nadzieję, że ręka kiedyś odrośnie?
Sytuacja tragiczna a tu zero zrozumienia, współczuję temu człowiekowi, ile razy można chodzić i się prosić, jakby ślepi byli i nic nie widzieli...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam wiosennie :-)
Pewnie takie mają wytyczne, tylko jak mogą ludziom patrzeć w oczy?
UsuńTo jest straszne. Lekarz, który powinien wykazywać się profesjonalizmem i empatią, traktuje kolejnych pacjentów jak takie punkty do odhaczenia na liście. To nie jest fajne. To nie tak powinno być. Po takiej akcji, na pewno starałabym się zmienić lekarza, jeśli miałabym taką możliwość. To jest po prostu nie do pomyślenia. Ale to się zdarza, mówią pani przesadza, ja nic pani nie poradzę, dam jakieś leki. Ha, leki, zwykle to suplementy diety są. Mi się nie mieści w głowie, jak wykształceni ludzie, który powinni pomagać innym, dzielić się swoją wiedzą, ulżyć w cierpieniu - nie robią tego. Oczywiście, jest deficyt lekarzy, pacjentów dużo, niektórzy to rzeczywiście hipochondrycy, ale no nie można lekceważyć czyichś objawów, kiedy to jest właściwie nasza praca.
OdpowiedzUsuńWiele rzeczy można wytłumaczyć i staram sie być wyrozumiała, tez miewam gorsze dni, ale jeśli tyle mówi się o wczesnym zapobieganiu i ja coś zgłaszam, to chociaż odrobinę zainteresowania, prawda?
UsuńBardzo przykra sytuacja, niestety ale tak często się zdarza. Znaleźć lekarza, który jest nie tylko lekarzem, ale też człowiekiem i chce pomóc - bezcenne.
OdpowiedzUsuńWidocznie powołanie i empatia są wszędzie mile widziane i jednocześnie w deficycie:-)
UsuńCoś niecoś kiedyś na ten temat pisałem. Ale Szkoda słów po prostu.
OdpowiedzUsuńMasz rację, czasami szkoda słów...
UsuńTak jak kij, tak i tego typu sprawy mają dwa końce. Tych co chodzą do lekarza I kontaktu po poradę, jest (wg ZUS i NFZ) ok. 18 %. Pozostałe 82 % to zupełnie inne sytuacje. Ja np. przez ponad 30 lat chodziłem tylko po zaświadczenia że: "jestem zdolny ..." i pomimo tego musiałem swoje odstać/odsiedzieć w kolejkach. Jednak ci co chodzą do lekarza tylko po zwolnienie, a nie chcą dać łapówy, wcześniej "szkolą" się w necie jak symulować objawy. Można zrozumieć lekarza, że w tej sytuacji nie każdy pacjent jest ... pacjentem. Winę bym upatrywał w wielu miejscach, a nie tylko w sposobie odnoszenia się lekarza do pacjenta.
OdpowiedzUsuńZgoda, ale to też można sprawdzić, czy i jak często ktoś korzysta itd. nie można we wszystkich widzieć symulantów i oszustów, a poza tym jest teraz większa świadomość pacjentów...
UsuńJa nie twierdziłem, że winni są tylko symulanci i oszuści, pisałem natomiast, że "... Winę bym upatrywał w wielu miejscach ..." Bez trudu można przecież wskazać: a/ masowy odpływ lekarzy na Zachód, b/ brak doświadczenia młodych lekarzy (albo demencja starszych), c/ złą organizację pracy lekarzy, d/ korupcję i łapówkarstwo, itd., itp. Ale to są tematy rzeka, których nie opisze i nie wyjaśni jeden (nawet masowy) przykład stosunków pacjent/lekarz.
UsuńTo prawda, problem jest złożony, ale w końcu idziemy do lekarza z zaufaniem, oddajemy nasze zdrowie w jego ręce, więc jeśli ma wątpliwości, powinien sprawdzić, przynajmniej próbować lub pokierować gdzie indziej. Co chwile w jakimś programie słyszę wypowiedzi lekarzy, terapeutów, że najlepiej jest zapobiegać i zgłaszać lekarzowi najmniejsze wątpliwości. Więc jak to jest, w mediach co innego, a w gabinecie co innego? Smutne to...
UsuńZnaczy, że trzeba pisma do ZUS pisać dorożkarską łaciną, wtedy zrozumieją.
OdpowiedzUsuńMnie lekarka wysyłała do psychiatry, gdy przychodziłam i narzekałam,że rano, tak do południa, mam temperaturę 35,5 i jest mi ciągle zimno i zasypiam gdy tylko dłużej posiedzę bez ruchu. A to było Hashimoto, a nie histeria.
Mojej koleżance lekarz zapisał na recepcie kochanka - poskutkowało.Zmieniła męża.
Miłego;)
Podobno są kobiety uczulone na swoich mężów, więc mnie to nie dziwi :-)
UsuńPamiętam, głośno było o tym orzeczeniu lekarza. Można się pośmiać jak w kabarecie, ale wiadomo, że tak było naprawdę i z tego powodu nie wiadomo śmiać się czy płakać, bo jak ktoś normalny, widząc, że człowiek nie ma nóg, daje mu tymczasową rentę... A co do zakochania się, to widać, że małżeństwo i miłość nie zawsze idą w parze;)
OdpowiedzUsuńNo nie zawsze, może pani doktor sugerowała się swoim doświadczeniem, kto wie?
UsuńDobry lekarz to skarb nie do przecenienia, ale zakochanie nie jest złe... człek wtedy promienieje...Ma się siłe, energię, chęć do zycia. I przeciez można zakochac się we własnym męzu. Ponownie:).
OdpowiedzUsuńJak najbardziej ! Znam kobiety, które po długim pobycie męża za granicami nie tylko odmłodniały, ale po jego powrocie zaszły w ciążę, chociaż nie planowały...
UsuńPrzykład z życia. Kiedyś pracowałam z jedną dziewczyną, która również straciła nogę. Oczywiście pracowała, ale też co jakiś czas stawiała się na jakiejś komisji w celu przyznania dodatkowego zasiłku. I na którejś takiej "odprawie" ów zasiłek jej zabrano, a lekarz orzecznik uargumentował to w ten sposób: "po co politologowi noga?"
OdpowiedzUsuńNo właśnie? A po co orzecznikowi język? może pisać...tak naprawdę niektórym nawet oczy nie są potrzebne :-)
UsuńAle żeby już zakochanie było dostępne tylko na receptę? Wiosna nie wystarczy?
OdpowiedzUsuńMoże niektórzy muszą mieć to czarno na białym?
UsuńWiele bym mogła napisać. Odnośnie mnie samej ale przede wszystkim ponad 5 letniego leczenia mojego syna. Ileż to razy mi lekarze z prześmiewczym tonem wmawiali, że sobie wymyślam choroby dziecka, że jestem przewrażliwiona, że niecierpliwa - bo jak przyjdzie czas to dziecka samo zacznie to i tamto.. A gdyby zareagowali od początku - możliwe, że syn nie borykałby się teraz z chorobą i niepełnosprawnością.
OdpowiedzUsuńSama też przeszłam swoje gdy byłam nastolatką. Miałam bardzo poważną anemię, dużo poniżej najniższego progu. To był koszmar, zrobienie kilku kroków było dla mnie wyzwaniem balansującym na krawędzi omdlenia. Lekarz bardzo długo nie chciał mi dać skierowania na badanie żelaza - oddzielnie z krwi, tylko dlatego, że to jest droższe a nie chciała się narazić Narodowemu Funduszowi Zdrowia. Żelazo w ogólnym badaniu krwi często wychodzi dobrze, nawet przy anemii i tak było w moim przypadku. Gdy prosiłam ją o wypisanie oddzielnego skierowania, zostałam potraktowana przedmiotowo... Na szczęście po odebraniu wyników i wyniku tak niskim, że zagrażającym życiu, lekarka przeprosiła mnie za swoje zachowanie i to, że nie chciała dać wcześniej...
Leczenie dziecka i wizyty już u masy specjalistów nauczyły mnie jednak walki o swoje i nieodpuszczania, nawet kosztem niemiłego traktowania ze strony urażonej dumy lekarza...
Tak mi właśnie doradziła znajoma, już emerytka, która zachorowała na raka. Niby chodziła na badania kontrolne, ale jak widać niewystarczające. Mamy tylko jedno zdrowie, a dla lekarza czasami jesteśmy kolejnym przypadkiem...
UsuńBo lekarzom to się nie chce za państwowe pieniądze. Na prywatnej praktyce nagle inaczej patrzą na pacjenta. Też miałam kilka epizodów z lekarzami. A oto jeden z nich: przychodzę do lekarza po południu, po całym dniu pracy, z zaawansowanym zapaleniem zatok, wyglądam zapewne jak poczwara i lekarz nie ma ochoty w ogóle świadczyć mi jakiejkolwiek pomocy, bo co to za przyjemność. Stwierdza, że przesadzam, że nic mi nie jest, daje jakieś leki, które sama w aptece mogę kupić i stwierdza, że do pracy mogę chodzić. Oczywiście całą noc gorączkuję i następnego dnia czuję się fatalnie. Trafiam do jakiejś młodej, skromnej jeszcze lekarki i otrzymuję nareszcie potrzebną pomoc, łącznie ze skierowaniem do laryngologa. Kiedy dzielę się tymi doświadczeniami z koleżanką, która też chodzi do tego lekarza, słyszę: Dr S.? niemożliwe! Otóż kiedy koleżanka miała lenia i czuła niewyjaśniony smutek, ładnie się ubrała i w ogóle odpicowała (miniówa, a jak!), weszła do jego gabinetu i powiedziała: panie doktorze, powiem szczerze, mam takiego lenia, że nie dam rady pojawić się w pracy, pomoże mi pan? I dostała tydzień zwolnienia. Po tym zdarzeniu zmieniłam przychodnie, nie mogłam patrzeć na oblecha.
OdpowiedzUsuńPrzychodnia a praktyka prywatna to jeszcze inna historia. Podobne zdarzenia nauczyły mnie czytać ulotki lekarstw, które lekarze przepisują, dla własnego dobra czytam i części z nich nie wykupuję...
UsuńWiesz Jotko, całkiem podobną sytuacje miałam u mnie w rodzinie. Siostrze ciotecznej nagle w drodze do pracy coś sie zrobiło w nogę, tzn. łydka była gorąca i bardzo twarda, nie mogła zginac nogi, o chodzeniu nie wspominając. W pracy wysiedziała i wiezorem na SOR pojechała. Chirurg zlecił USG, żeby zobaczyć, czy to nie zakrzepica (którą siostra już kiedyś miała bo w ogóle jest mocno schorowana). To nie była zakrzepica. lekarz uznał, że sprawa skończona. Ona, że nie może chodzić, zginać kolana itd. Co ma zrobić, jak sobie pomóc> A lekarz - niech pani schudnie to i nogom będzie lżej. Na drugi dzień z jeszcze gorszą nogą poszła do ortopedy a ten z miejsca ściągnął dwie strzykawki płynu z kolana i stwierdził uszkodzenie łąkotki. I co z takim chirurgiem na SORze począć? Tylko skargę złożyć, tylko komu się chce.
OdpowiedzUsuńTo podobnie, jak kiedyś mój ojciec, który tez miał wodę w kolanie, a lekarz w przychodni podejrzewał, że ma lenia...ale na szczęście tato ma charakterek i swego dopiął, a cóż szkodziło zrobić dodatkowe badanie, niby nic...
UsuńZa szybko chyba odpuszczamy, dla świętego spokoju.
To prawda, poza tym nie chcemy wyjść na takie co to tylko chorób u siebie szukają
UsuńŻyjemy w kraju absurdów. Nie wiem co powiedzieć... Wiem, że to się po prostu zdarza i nie są to odosobnione przypadki, ale że nie ma na to rady ??? Przydałaby się jakaś instytucja kontrolująca... albo i nie, bo takich też mamy nadmiar.
OdpowiedzUsuńNo właśnie ta bezsilność jest przerażająca, przecież nie będziemy co chwilę latać po sądach i komisjach...
UsuńOdnośnie czytania ulotek lekarstw Asiu,to lekarz jakoś tak dziwnie na mnie popatrzył gdy przyznałam ,że czytuję ulotki....po co to Pani ? zapytał.Dawno temu gdy z moim małym synem byłam u lekarza,na pytanie "co dziecku jest?" powiedziałam o tym co mnie niepokoi. Lekarz skomentował to ,że jak wiem co dziecku jest to po co przyszłam do niego.Tak mnie to wtedy poruszyło ,że po prawie ok.25 latach to pamiętam.Spotkałam się także z zaskakującymi diagnozami dwóch różnych lekarzy...co do jednego chorego. A przecież tak na zdrowy rozum przecież idąc do lekarza-specjalisty powinno się mieć zaufanie ,że zna swój zawód. Może i śmieszne się wydaje ,ale czasami idzie się do dwóch różnych lekarzy ,aby wiedzieć czy mówią to samo .Gorzej jak zdania są diametralnie różne.Ale nie nakręcam się bo idę w sobotę na mammografię..i liczę na "prawidłowe" badanie.
OdpowiedzUsuńBędzie dobrze, ja chodzę co dwa lata:-)
UsuńW tym zakochaniu coś jest. Moja znajoma, która cierpiała na wszystkie choroby jakie znam, mając lat siedemdziesiąt - zakochała się. Ach... cóż to była za miłość... z motylami włącznie. Ozdrowiała natychmiast i przeżyła chyba najlepszy rok swojego życia. Potem gdy zmarł jej ukochany, choroby wróciły ze zdwojoną siłą i pokonały ją...
OdpowiedzUsuńOj to lepiej się nie zakochiwać. ;) .
UsuńZakochiwać i pielęgnować obiekt zakochania:-)
UsuńTakich przykładów każdy może wiele przytoczyć z autopsji. Sama mam kilka, bo niedouczonych lekarzy sporo.Dziecko lekarzy miernie się uczyło,od pierwszej klasy miało lekcje aż po ukończenie studiów. Co z niego będzie za lekarz, strach pomyśleć.
OdpowiedzUsuńSerdeczności zasyłam
Bo to taki zawód, że powinni zdawać na piątki lub wcale...
UsuńWitaj, Jotko.
OdpowiedzUsuńMoże opacznie pojęła pierwsze przykazanie lekarskie: "Przede wszystkim - nie szkodzić."?
Przykłady na niekompetencję i lekceważenie pacjenta można mnożyć w nieskończoność. I obawiam się, że trudno coś na to poradzić, gdy jeden człowiek znajduje się w sytuacji przymusowej, a drugi (chyba też - człowiek) z sobie tylko znanych powodów postanawia zademonstrować własną "przewagę".
Pozdrawiam :)
Tak, każdy chce coś udowodnić, a wystarczyłaby współpraca lekarza z pacjentem :-)
UsuńJeżeli trafię kiedyś do chirurga, to chcę TEGO!
OdpowiedzUsuńJa chyba też:-)
UsuńAsiu mnie też to wkurza, jak słyszę, co opowiadają pacjenci. Ja na szczęście mam rodzinnego z dawien dawna, znamy się dobrze i podchodzi do mnie z empatią, mało tego daje na badania jakie tylko chcę. Oczywiście nie wykorzystuję tego... tylko wtedy jak muszę. Czasami zastanawiam się, co będzie, jak poważniej zachoruję.
OdpowiedzUsuńBrawo dla tego lekarza. :) .
Lekarza, fryzjera i krawcową kiedyś miewało się na całe życie, zobacz do czego ten postęp doprowadził...wszystko jakieś takie byle jakie.
UsuńW wydawać by się mogło, że powinno być lepiej. To chyba dzieje się tak dlatego, że w wielu instytucjach, urzędach itp. miejscach jest dużo ludzi niekompetentnych.
UsuńZ jednej strony tyle się mówi o profilaktyce, o badaniach kontrolnych... ile słyszy się historii "gdyby poszedł do lekarza trochę wcześniej"... A z drugiej strony mnóstwo jest sytuacji takich, jak opisujesz. Sama niedawno usłyszałam od lekarza, gdy wspomniałam że noga po złamaniu wciąż spuchła i boli - "to na zmianę pogody". Tak, ku*wa od trzech tygodni codziennie pogoda się zmienia...
OdpowiedzUsuńAlbo pogoda się zmienia, albo taki urok pacjenta, albo niech pani nie przesadza... znamy to:-(
UsuńZ ZUS-em, to nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać. W każdym razie roześmiałam sie czytając ten autentyk. Widać ostra wypowiedź czasem odnosi skutek. A jeśli chodzi o lekarzy, to ja bardzo nie lubię czuć się, jak symulantka, a tak niektórzy lekarze traktują pacjentów bez ewidentnych i pospolitych objawów. Przecież lekarz nie powie- nie wiem, co to może być? A nie każdemu z nich chce się dociekać, co pacjentowi dolega i jak mu pomóc. Ja miałam szczęście, trafiłam na dociekliwego lekarza.
OdpowiedzUsuńTo prawda, czasem trzeba mieć szczęście, ja miałam szczęście do pediatrów :-)
UsuńPrzez lata zmagania się z chorobą musiałam "odwiedzić" wielu lekarzy. I niestety wiem, że tylko niektórzy z nich wykonują swoją pracę z tzw. powołania...Szkoda, ale takie jest życie.
OdpowiedzUsuńMasz bogate doświadczenie, więc wiesz o czym piszę...
UsuńTo takie irytujące, ale ciągle spotykam się z takim podejściem jak Twoja koleżanka... choć chyba najgłupszym tłumaczeniem jest stwierdzenie, że to już po prostu taki wiek... Ostatnio spotykam się z coraz większą liczbą sytuacji, w których zachowanie lekarzy nie tylko mnie szokuje, ale także niezmiernie irytuje...
OdpowiedzUsuńTeraz przypomniała mi się pewna historia: Mam znajomą, która od urodzenia porusza się na wózku. Kiedy okazało się, że choruje także na stwardnienie rozsiane "stanęła" przed komisją lekarską... za zadanie miała przejść parę kroków. Nikogo nie obchodziło, że nie jest w stanie chodzić od urodzenia... :(
UsuńPodobnie rzecz sie ma z zapisywaniem leków, których nie możemy brać, dlatego warto czytać ulotki, by sobie nie zaszkodzić :-)
UsuńOj moje doświadczenia z lekarzami są podobne, niestety!!!!! :(((((
OdpowiedzUsuńI to jest właśnie dołujące, że wszyscy mamy podobne doświadczenia :-(
UsuńRóżni bywają lekarze. Są dobrzy, są i źli. Twoja koleżanka Jotko trafiła na lekarkę, która ją zlekceważyła. Nie wysłuchała niczego w płucach, ani w oskrzelach, to stwierdziła, że przesadza, a tu za dwa dni choroba zdążyła się rozwinąć i zaatakować. Czyli nie przebadała dokładnie. Niestety dużo takich historii, zbyt dużo :(
OdpowiedzUsuńZgadzam się, różni są lekarze, różni są pacjenci i trzeba czasem mieć szczęście...
UsuńTrudno mi się wypowiadać na ten temat bo prawdę mówiąc mam tylko złe doświadczenia i moja rodzina też. Mojego męża wypisano ze szpitala po jednej dobie twierdząc, że to tylko zwykła niestrawność, a za miesiąc już nie żył. Umarł na raka, którego nie sposób było nie wybadać skoro guz był wielkości głowy dziecka. Mojego brata, który umarł półtora roku temu, tak źle traktowano w szpitalu, że do dziś serce mnie boli. Nic nie mogłam zrobić bo nikt mnie nie słuchał. Moja mama, jak spadła z łóżka w szpitalu w nocy, leżała na podłodze prawie godzinę z rozbitym nosem w sali naprzeciwko dyżurki pielęgniarek. Nie pomagały wołania kobiet, które były na sali z mamą bo pielęgniarki spały tak twardo, że nie słyszały. Takich przykładów mogłabym podać więcej. Nie mogę się nadziwić jak znajomy Anglik, który często bywa w szpitalach mówi, że tam Polacy to najlepszy personel i najsympatyczniejszy. Czy kwestia lepszych zarobków aż tak bardzo zmienia ludzi?
OdpowiedzUsuńKażdy z nas ma jakieś przykre doświadczenia i najbardziej boli chyba bezsilność. Coś w tym jest, że zarobki i miejsce pracy definiują stosunek do pacjenta, bo wizyty prywatne wyglądają inaczej...
UsuńBoże, polskie urzędy, instytucje i prawo... Płakać się chce lub śmiać. Brak słów.
OdpowiedzUsuńNo właśnie, taka tragikomedia ;-)
UsuńWyrzuciłam już do kosza niejeden lek, bo skutki uboczne mnie przeraziły...
OdpowiedzUsuń