czwartek, 16 maja 2019

Narzędzia i procedury...

O pedofilii powiedziano już wiele i równie liczne słowa jeszcze padną. Wypowiedziałam się wielokrotnie w komentarzach na innych blogach.
Dziś chcę nawiązać do bezpieczeństwa dzieci, bo sprawa nastolatka, który zabił nożem kolegę przeszła prawie bez echa.
Zapowiedziano natomiast kontrole bezpieczeństwa w szkołach przez odpowiednie organa.

Tak się zastanawiam właśnie, na czym te kontrole będą polegać?
Każda szkoła i placówka zajmujące się dziećmi i młodzieżą mają opracowane narzędzia i procedury postępowania w różnych sytuacjach, są regulaminy, statuty, kontrakty, monitoring, w niektórych szkołach nawet bramki elektroniczne i ochrona.
Problem w tym , że nie można sprawdzić ani przewidzieć intencji uczniów czy osób dorosłych.

Wielu rodziców
jest przeciwnych nawet monitoringowi czy zamykaniu drzwi szkół dla postronnych osób. Przecież rodzic ma prawo…
Rodzice mają wiele praw w szkole i słusznie, w końcu chodzi o ich własne dzieci, ale ich egzekwowanie nie może zaburzać pracy szkoły czy zagrażać bezpieczeństwu innych dzieci. Nauczyciel nie może rozmawiać z rodzicem na osobności, zostawiając jednocześnie klasę samą, bo rodzic nie mógł być na zebraniu.
Rodzice chodzący po szkole – przecież szukam tylko córki, bo zapomniała śniadania - ale bywało, że rodzic, wujek, babcia dokonywali samosądów na kolegach swojego podopiecznego, ojciec porywał dziecko, pijany wujek awanturował się z woźnym, jakaś mama krzyczy na wychowawcę przy uczniach - na to dzieci patrzą i nie czują się z tym dobrze, nie jest to też dobry przykład dla budowania wzajemnego szacunku.

Nauczyciele mają ograniczone uprawnienia – nie wiemy, co uczniowie wnoszą do szkoły w plecakach, jego zawartość uczeń może jedynie sam opróżnić, a jeśli nie zechce? Bywa, że mają noże, scyzoryki, zapalniczki, w gimnazjach zdarzały się petardy, piwo… przepisy nie pozwalają odebrać uczniowi telefonu, ani go wyłączyć , a uczeń może zrobić ukryte zdjęcia czy filmiki i zamieścić w Internecie.
Coraz więcej dzieci ma problemy emocjonalne, potrzebuje pomocy psychiatry, psychologa, leków, a tymczasem w szkołach często jeden pedagog szkolny musi wystarczyć na kilkaset dzieci.

W czasie przerw
nauczyciele pełnią dyżury, ale trzeba także pamiętać, że jest nas coraz mniej, były zwolnienia nauczycieli lub pedagodzy pracują w kilku szkołach, uzupełniając etaty, więc w czasie przerw przemieszczają się do innych placówek. Kto pracował kiedykolwiek z tak dużą liczbą dzieci na raz ten wie, jak trudno zapewnić bezpieczeństwo uczniom w każdym miejscu i w każdym momencie.
Nie jesteśmy w stanie przewidzieć, co uczniowie mają w głowach, w jakim stanie przyszli z domu
( ojciec pijany, mama wyjechała, starszy brat narkoman) czy biorą leki, czego się boją, do czego są namawiani przez rówieśników.

Presja jest ogromna, a pomocy znikąd, ileż to lat alarmujemy o dodatkową pomoc, władze jakby głuche na problemy, łatwiej wezwać dyrektora z nauczycielem do kuratorium i zbesztać.
W ośrodku specjalistycznym lekarz, wychowawca mają sanitariuszy do pomocy w razie ataku szału u pensjonariusza. Kogo ma do pomocy nauczyciel? Najwyżej swego kolegę, koleżankę.

Nawet nie spróbuję rozdzielić dwóch agresywnych ósmoklasistów, którzy są o głowę wyżsi ode mnie , że o sile nie wspomnę. Mogę jedynie prosić, przemawiać do rozsądku, nie wolno mi ucznia dotknąć, zrewidować, uczeń może wszystko, ze szkoły wyrzucą, gdy ma 18 lat czyli najwyżej w liceum.
Gdy nauczyciel zajrzy do szatni, toalety – może być oskarżony o wiele rzeczy, gdy nie zajrzy, a przemoc wydarzy się na jego dyżurze – zostanie oskarżony o brak reakcji.

Za chwilę podwójny rocznik uczniów w szkołach - ciekawe czy pani minister pomyślała jak w takim tłoku zapewnić uczniom bezpieczeństwo, ale to nie jej problem, to problem dyrektorów i nauczycieli.
Ile złego musi się stać, by ktoś dostrzegł wreszcie problem?

Jedna z nauczycielek próbowała opanować agresję młodszego ucznia, przyciskając go do ściany, obtarła dłonie do krwi, została pokopana i opluta… ale uchroniła drugiego ucznia, może przed najgorszym. Zyskała kilka siwych włosów.

Gdy zaatakowany zostaje lekarz, ratownik, pielęgniarka podpada to pod paragraf.
Uczniowie nie są przestępcami, trzeba brać pod rozwagę ich emocji, trudną sytuację rodzinną,presje rówieśników, choroby itp.
Nauczyciel jest w pracy, sam z całą klasą, bez realnej pomocy w danej sytuacji.

Gdy media donoszą o jakimś wydarzeniu na terenie szkoły – najbardziej denerwują mnie pytania: gdzie był nauczyciel, co zrobiła szkoła, czy dzieci są bezpieczne…

Między innymi w proteście przeciwko zrzucaniu całej odpowiedzialności na nauczycieli był kwietniowy strajk

108 komentarzy:

  1. Jotko, cały system jest do DE. I nic na to nie poradzisz. System ten deprawuje tak samo dzieci, rodziców jak i nauczycieli. Jednak system stworzyli ludzie. Tylko ludzie mogą go zmienić.
    Strajk upadł, bo nie działaliśmy wspólnie. Jak pisałam, każdy powinien wspierać każdego. Idą pielęgniarki? Z nimi wszyscy inni. Idą niepełnosprawni? Z nimi wszyscy. Zobacz, co się stało kiedy te matki strajkowały w sejmie? Bardzo mało osób poszło stać pod sejmem. Nie rozumiemy, ze jesteśmy całością. Jednym organizmem. Każdy sobie rzepkę skrobie. Więc, jeszcze długuuuugo będziemy zapitalać jak chomiki na karuzeli.
    Jeśli chodzi o kościół i ataki na dzieci. Wierni się boją. Kościół zaszczepia strach. Rozumiem. I tak długo to będzie trwało, dopóki nie znajdziemy odwagi, by się sprzeciwić. Trudna lekcja. Ludzie nie rozumieją, że Bóg ich kocha poza kościołem jeszcze mocniej niż w kościele. Że jest nawet bliżej, łatwiej z nim nawiązać kontakt. Właśnie dlatego, że mają odwagę z nim rozmawiać bez pośredników i rytuałów.
    Ech mogłabym pisać dużo. Ale każdy ma swoją ścieżkę.
    Wystarczy by dobrzy ludzie nie robili nic.
    To też wybór.
    Zacznijmy indywidualnie. Od siebie. To jedyna droga.
    Co robię. I każdemu polecam :-)


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Święta racja, gdyby każdy miał na uwadze swoje wady i zalety, a do tego 10 przykazań, życie w ogóle byłoby lżejsze:-)

      Usuń
  2. Jak widać nie ma skutecznych metod zapobiegania przemocy w szkołach. A winą o wszystko obarczani są nauczyciele.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może ktoś mądry takowe wymyśli? Oby nie było za późno!

      Usuń
  3. Odpowiedzialność - duże słowo. Narzędzia - duży brak.
    Wiesz, bo już o tym pisałam chyba u Ciebie w komentarzach, że jestem przeciwna zakazom wstępu do szkoły dla rodziców. Nadal jestem. Może dlatego, że interesuję się dzieckiem i bywam w szkole często.
    Tak jak Ciebie denerwuje zrzucanie winy na nauczycieli, tak mnie denerwuje stereotyp winy rodzica.
    Przyznaję Ci jednak rację w wielu punktach, które tu poruszyłaś.
    W szkole mojej córki jest zakaz używania telefonów w szkole - jeśli uczeń go złamie telefon trafia do depozytu, z którego odbiera go rodzic. Nauczyciele kontrolują toalety i mają prawo sprawdzenia plecaka dziecka. Ale nadal zdarzają się agresywne zachowania.
    Myślę, że żyjemy w nie najlepszych czasach, gdzie zatracane są właściwe proporcje - brakuje autorytetu nauczyciela, który niejednokrotnie podważają sami rodzice. Komunikacja rodzic - nauczyciel niejednokrotnie jest zaburzona, bo szkoła traktowana jest jak usługodawca, wobec którego ma się wymagania wyjęte z czapki. Rozlicza się nauczycieli za chęć nauczenia dzieci choć trochę dyscypliny czy odpowiedzialności.
    Brakuje też czasem zwykłego zainteresowania dzieckiem - tak rodziców jak i nauczycieli. No i psycholog nie daje rady - pół godziny raz na dwa tygodnie to trochę za mało, by coś zdziałać w przypadkach dzieciaków, które tego potrzebują.
    Temat rzeka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, pisałaś i to bardzo mądrze, rozsądnie.
      Staram się rozumieć każdego, także rodzica, mój syn też chodził do szkoły.
      Nasze władze zajmują się pobocznościami, które nie są najważniejsze dla rozwoju dzieci, ale dają słupki i ordery.
      Gdyby rodzice na równi ze szkołą domagali się odpowiedniego traktowania przez władze, nam wszystkim byłoby lżej.
      Temat rzeka i bumerang!

      Usuń
  4. Nie mam dzieci, więc nie jestem na bieżąco z tym, co się dzieje w szkołach. Moim zdaniem dzieci mają za dużą swobodę. Brakuje dawnej dyscypliny i szacunku do nauczyciela, ale to kiedyś wynosiło się już z domu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, w wielu relacjach między ludźmi brakuje szacunku...

      Usuń
  5. Rodzice powinni, ze zrozumieniem przeczytać co pani napisała. Wyczerpująco i dotykające niemal wszystkich aspektów.Szkolne standardy mógł by przejąć kościół. Przepraszam , ze nietypowo... nie obiecuję poprawy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż boję się podziękować, bo pani nie lubi...

      Usuń
    2. a wystarczy wiedzieć, że ludzie są po prostu różni. z pewnością, miał pani do czynienia z dziećmi autystycznymi. W pierwszym momencie wydaje się ,że są nieprzeniknieni w swoim świecie ale z czasem okazuje się ,że to jest tylko inny świat. Nawet jeśli, gdy mają atak, trzeba użyć siły by okiełznać to z postępem poznania, ataków jest mniej i światy zaczynają się przenikać a nie, być sobie obce.
      Wielu ludzi, te moje słowa nazwie:"moderowaniem bloga"- ale to "eksperci"- widzą często ale nie czują a to wyczuć trzeba.
      I szkoła nam się zmienia i jeśli nie nauczy się dziewczyna, chłopak, że rodzicom nie wolno mówić że dziecko nie umie liczyć a należy, że radzi sobie świetnie w zakresie...od 1 do 2. Nikt już nie palnie w łeb , chociaż...bywa ,że jako drzewiej bywało za przyzwoleniem i zrozumieniem rodzica, dla dobra dziecka-pacyfikowanie...

      Usuń
    3. Dzieci autystyczne bywają i u nas, nasza praca polega na tym, by ciągle się uczyć, poznawać, pomagać...wielkie wrażenie zrobił na mnie film biograficzny Templin Grandin, polecam wszystkim.

      Usuń
  6. Po prostu wszyscy myślą tzn rodzice myślą, że szkoła wychować, a szkoła że rodzice powinni itd itd. Wszyscy myślą, że jakoś to się samo zrobi. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, a tu trzeba się spotkać w połowie drogi:-)

      Usuń
  7. W moim gimnazjum była tak duża przestępczość, że założono monitoring i postawiono ochroniarza. Sama kiedyś przyłapałam kolegę z młodszej klasy jak obrabiał mi portfel. Uspokoiło się o tyle, że wszelkie sprawy dało się szybciej namierzyć i zatuszować.
    W liceum zaś nie było lepiej. Mojego kumpla pobito na terenie szkoły, trafił na pogotowie. Często odwiedzała nas policja z psami, szukali i znajdowali narkotyki.
    Można wtedy pytać – a gdzie był nauczyciel? Otóż był gdzieś, ale wszędzie na raz być nie może.
    Nie ma dyscypliny i szacunku do dorosłego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ludzie do siebie nawzajem nie mają szacunku, agresję widać na każdym kroku, czasem tylko iskra prowokuje wybuch...

      Usuń
  8. Kochana
    Dzisiejszy świat, ech... i oczywiście mnóstwo praw dla dzieci, wiec luz totalny.
    ZA moich czasów tez były niegrzeczne dzieci, ale nie zabijały, nie byle tyle agresji.
    W domu była dyscyplina ( nie bicie!), posłuch, szacunek do starszych.
    Temat ważny, dlatego dobrze, że o tym piszesz!
    Pozdrawiam serdecznie:) u nas jest nadzieja na słoneczko i wyższą temperaturę za oknem:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba coś w tym jest, za duży luz, a z drugiej strony naśladowanie dorosłych...
      U nas dziś tak leje, że chlupało mi w butach, ale cieplej jest, to fakt:-)

      Usuń
  9. Reforma, jeśli ma mieć jakiś sens, musi odpowiedzieć na faktyczne potrzeby współczesnej szkoły: zatrudnienie ochroniarzy (mógłby mieć jeszcze jakieś dodatkowe obowiązki), odwołanie się do lokalnej społeczności (rodziców), dając jej możliwość wyrażenia zgody na przeszukanie plecaków lub podjęcie innych działań przez nauczyciela, które teraz są zabronione, a mogą służyć podniesieniu bezpieczeństwa. To musi być dostosowane do lokalnych warunków i potrzeb: inna jest sytuacja bieszczadzkiej wiejskiej szkoły, gdzie jest po 9-cioro uczniów w klasie, inna w miastach, gdzie klasy są przeludnione. Rodzice mają prawa, ale mogą też wziąć cześć odpowiedzialności swoimi decyzjami za to, co dzieje się w szkole. Myślę tu, tak na gorąco i może niezbyt składnie, o większej autonomii dla szkół.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Współpraca nie zawsze układa się dobrze, rodzice i nauczyciele bywają różni,a ochroniarze czasem sami są strachliwi.
      Gdy mój syn chodził do gimnazjum, tamtejszy ochroniarz znikał, gdy coś się działo, a teraz pracuje w straży miejskiej.

      Usuń
    2. A wiesz, że w jednej z moich zaprzyjaźnionych szkół, gdy trzech wyrostków rozrabiało, młody ksiądz zamknął się z nimi w klasie. Jak wyszli, spokornieli. I na pewno ich nie molestował :)

      W innej szkole było dziecko, chyba z 3-ciej klasy, które nazywałam w myślach "urodzony morderca". Nie z agresji. Z refleksji. Z tym małym było coś mocno nie tak. Nie był po prostu impulsywny, ale na chłodno planował, jak nam dowalić. Lub innym uczniom. Przeżyłam z nim chwile grozy, gdy rozmawiając ze mną z uśmiechem, ręką szukał takiej lagi do zamykania przejścia w sekretariacie. A ja także z uśmiechem, dalej tocząc dialog, przesuwałam rękę na drugi koniec tej lagi. Nie wiem, co się teraz z nim dzieje, ale nie sądzę, żeby to było coś dobrego :(

      Usuń
    3. Takich własnie należy sie bać i tacy są najgorsi, bo impulsywnych można okiełznać, psychopatę trzeba przechytrzyć, ale na boga, nie czuję się do tego stworzona...

      Usuń
  10. Żadna reforma niczego nie załatwi, ani nie zmieni, póki nie będzie świadomej odpowiedzialności rodziców w wychowaniu dzieci.
    Szkoła ma uczyć; rodzice wychowywać. Spychologia ma to do siebie, że jest jak jest.
    Dlaczego; coraz więcej dzieci ma problemy emocjonalne, potrzebuje pomocy psychiatry, psychologa, leków,...???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znamię czasu, coraz więcej nadpobudliwych, uzależnionych, z chorobami przewlekłymi, np.cukrzyca. Część dzieci ma kuratorów, asystentów rodziny, opiekunów prawnych. Nie wyliczę tego w jednym komentarzu...

      Usuń
  11. Sytuacja z mojego osobistego rodzinnego podwórka:
    Starszy- obecnie lat prawie 24. Gimnazjum- wtedy początki, zdecydowaliśmy się na mniejsze, wiejskie, z dojazdem, bo w osiedlowym dyrekcja nie radziła sobie z chuliganami. I Starszy wszedł w środowisko, gdzie był zupełnie obcy. A że nie potrafił się odciąć- wyczuli słabszego psychicznie i był mobbingowany przez trzy lata przez rówieśników. Do tej pory nie chce o tym rozmawiać(!). Miarka przebrała się jakieś 4 tygodnie przed ukończeniem 3.klasy, po prostu odpowiedział agresją fizyczną na zaczepki słowne. Na lekcji religii- ksiądz chciał nad nim odprawiać egzorcyzmy (!!!- TAK!!!) I to jemu- jako bezpośredniemu agresorowi- groziło zawieszenie, a nie tym, którzy mu przez trzy lata docinali. Na szczęście sprawę dało się wyjaśnić, rodzice "poszkodowanego" byli rozsądni i wiedzieli, że ich dziecko nie jest "aniołkiem"... Młodszy poszedł już do gimnazjum na osiedlu, gdzie po zmianie dyrekcji i wymianie części kadry zapanował spokój. Ale to było 5 lat później. Agresja w szkołach była, jest i będzie. Czyja wina? Najbardziej chyba życia pędzącego coraz szybciej. Największym błędem było chyba w ogóle wprowadzenie gimnazjów. Bo wtedy tę "chuliganerię" nauczyciele znali od małego i mieli jakiś tam autorytet. A potem w szkole średniej byli trochę "temperowani" przez starszych. I mimo zniesienia gimnazjów- ten system wychowawczy już nie wróci. Może pomogłyby bardziej szczegółowe i rygorystyczne regulaminy wewnętrzne w szkołach? Ze szczegółami określone, że np nauczycielowi wolno odebrać telefon do depozytu? Przeszukać plecak? Nie jestem w temacie, nie wiem, czy coś takiego w ogóle byłoby dopuszczalne prawnie... Z drugiej strony masz rację, że pchanie się między dwóch rozwścieczonych piętnastolatków bez jakiejś pały albo armatki wodnej- to zupełnie bez sensu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak właśnie się dzieje, gdy nie działa współpraca. czasami rodzice maja pretensje, że pedagog, wychowawca nie reagują na problemy, których nikt nie zgłasza, a czasem rodzice od razu piszą skargi do kuratorium lub pozywają sie wzajemnie do sądu.
      Telefon może trafić do depozytu, jeśli uczeń go dobrowolnie odda.
      Takie przepisy...

      Usuń
  12. Świetnie to Jotko wypunktowałaś!
    Pracowałam 20 lat z dziećmi przedszkolnymi i kiedyś w rozmowie pomiędzy sześcioletnimi dziewczynkami usłyszałam zdanie jednej z dziewczynek: Bo dzieci są najważniejsze. Otóż ja się z tym nie zgadzam. Dzieci są członkami społeczeństwa i powinny być równie ważne jak wszyscy członkowie tego społeczeństwa. A tymczasem zewsząd płyną do nich sygnały, że to one są ważniejsze od innych. Inny członek społeczeństwa może jechać zdezelowanym autobusem prowadzonym przez pijanego kierowcę, bo tylko dla dzieci organizowane są specjalne przeglądy przed wyruszeniem w podróż, to jeden z przykładów.
    Nauczyciele zakończyli strajk, bo to dzieci, maturzyści byli ważniejsi od nich, ale przecież Ci nauczyciele walczyli miedzy innymi dla tych maturzystów o to aby w szkole nie działo się to o czym piszesz Jotko, więc w tej sytuacji to ich walka o lepszą szkołę, powinna mieć zrozumienie i pierwszeństwo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobry aspekt poruszyłaś, wszystkie podmioty w szkole są ważne, czego uczniowie często nie rozumieją i nie okazują szacunku pani sprzątaczce, kucharce czy panu woźnemu.

      Usuń
  13. Polska szkoła jest już w tyle nie tylko z zarobkami, ale zarządzeniami, a na nauczyciela spada sama wina za wszystko. Cóż, pozwoliliśmy na te dobre zmiany polegające na stłoczeniu klas, szkół i uczniów, by oszczędności były, bo rząd potrzebował pieniędzy i tyle.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nadal wszędzie szuka się oszczędności, od środków czystości po prenumeratę czasopism...

      Usuń
  14. GRAŻYNA KOWALIK16 maj 2019, 11:01:00

    Po raz kolejny Asiu okazało się ,że potrafisz wypunktować to co ważne także i w tej tematyce. Nie jestem zwolenniczka karania ale teraz nawet dotknięcie "palcem" może być obrócone przeciwko. Zauważam i obok mnie metodę spychologii. Niektórzy rodzice uważają ,że jak dziecko jest agresywne ,to w szkole nie uczą go odpowiedniego zachowania. Coś chyba nie tak z myśleniem.To co zauważam w każdym przypadku gdy zdarzy się jakaś tragedia,wtedy rozkładają na czynniki pierwsze i oczywiście musi być tzw. "kozioł ofiarny"-najlepiej zacząć od nauczyciela.Chore to wszystko i mimo ,że staram się być optymistką jakoś nie widzę "złotego środka".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama pamiętam, jak w domu rodziców uczono nas szacunku dla osób starszych, a dla nauczycieli w szczególności. Gdy słyszę, co pod szkołą rodzice mówią o szkole, to smutno mi po prostu...

      Usuń
  15. Jotko, świetny wpis. Ujęłaś trafnie to wszystko, o czym wiemy (przynajmniej większość), a o czym na co dzień nie myślimy. Wszystkie te punkty zebrane razem w twoim wpisie przerażają i pokazują, że polska szkoła zmierza w złą stronę i nie ma w tym winy nauczycieli, uczniów, rodziców (abstrahuję od przypadków ewidentnie złych, gdy winny jest znany, chodzi mi o ogólne spojrzenie, o to, co umożliwia a czasem skłania do różnych zachowań). Obwiniam zaś rządzących, że tak podstawowe dla bezpieczeństwa uczniów kwestie nie są brane pod uwagę przy wszelkich zmianach prawa. Pozdrawiam i życzę wytrwałości

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nikłą nadzieję, że może rozmowy w podstolikach okrągłego stołu coś zdziałają...
      Dziękuję:-)

      Usuń
  16. Już kilka razy pisałem na ten temat. Miałem, i mam możliwość oceny systemu edukacyjnego praktycznie od 1978 r. do chwili obecnej (teraz już tylko jako ekspert ds. informatyki), i na wszystkich jego poziomach. Uważam, że z każdą dekadą jest znacznie gorzej. Tu nie potrzeba żadnych reform, wystarczy zdrowy rozsądek wszystkich instytucji pokrewnych. Niestety rządzi kasa, wpływy, bezkarność, brak wyobraźni i odpowiedzialności. Żelazna konsekwencja jest niezwykle przydatna, ale musi działać w warunkach współpracy ... eeech, po co ja to piszę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, konsekwencja, zdrowy rozsadek, współpraca - takie proste, a tak trudne...

      Usuń
  17. Bardzo ważny głos. Masz rację. TYlko najczęściej rodzice nie są tego świadomi. Bo oddają dziecko do szkoły i wierzą, że dziecko tam jest bezpieczne. Prawo tak jest skonstruowane, że nauczyciel ma zapewnić bezpieczeństwo, a że nie zawsze jest w stanie...kogo to obchodzi?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może czas, by także rodzie zaczęli domagać się pewnych rozwiązań, same procedury i zarządzenia bezpieczeństwa nie zapewnią.

      Usuń
  18. Nie mam już praktycznie żadnego kontaktu ze szkołą, więc nie będę udawał alfy i omegi. Ale z ogólnych obserwacji trudno nie oddać racji Twemu tekstowi. Nie cierpię odniesień do przeszłości, ale jakoś nie pamiętam, aby nauczyciele skarżyli się na brak autorytetu, ani pielgrzymek rodziców do szkoły poza wywiadówkami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli się interesują i współpracują to pół biedy,byle w ustaleniach byli konsekwentni :-)

      Usuń
  19. Interesująco opisałaś problem egzekwowania/wymuszania/wprowadzenia bezpieczeństwa uczniów w szkołach. "Cywilizacyjne" filmy o szkołach w USA (wszak od nich zza Oceanu czerpiemy wzorce), w której nauczyciel MUSI się bronić przed agresją tych których stara się nauczać. Przywołane w Twoim poście "kontrole" dadzą władzy asumpt do wprowadzenia policyjnych środków ochronnych w skali nie znanej do chwili obecnej. Czy będą też sprawdzać, czy ksiądz katecheta nie jest pedofilem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy to będą sprawdzać, to nie wiem, u nas tylko panie katechetki:-)

      Usuń
  20. No właśnie, a w takim tłumie ludzi, którzy w każdej chwili mogą wejść do szkoły, trafić się może każdy. I pedofil i nożownik, tym bardziej że już same dzieci stają się dla siebie zagrożeniem. Świat się zmienia w tak niedobrym kierunku, że ja się zastanawiam, w jaki sposób ludzie się kiedyś obronią sami przed sobą.

    OdpowiedzUsuń
  21. Juz od dawna pomyliła nam się dyscyplina ze znęcaniem się. Oczywiście jestem przeciwny karceniu dla samego karcenia. Dyscyplina i jej przestrzeganie to jednak podstawa. Uczeń musi mieć prawa ale i obowiązki również. Tym czasem mam wrażenie p, że w pogoni za zapewnieniem bezkonfliktowego rozwoju młodych ludzi, zapomnieliśmy o granicach, którym im również nie powinno wolno było przekroczyć. Dzisiaj mamy rozpuszczonych uczniów, rodziców bez pojęcia o pracy w szkole i na dodatek propaganda antyzawodowa. Sorry Joanno, lepiej nie będzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja do emerytury mam blisko, ale współczuję tym młodym, którzy jeszcze mają pasję i ogień w oczach...

      Usuń
  22. Świetny post Jotko . Syntetycznie i celnie ujęłaś problemy dzisiejszej szkoły... no, ale nie mogło być inaczej choćby z racji tego , że znasz problemy od podszewki z wieloletniego nauczycielskiego doświadczenia. Gdybyż jeszcze tak, tam na szczytach chciano wsłuchać się w to co mają do powiedzenia Ci na dole.... rozmarzyłam się -wybacz :)
    Tak sobie myślę, że gdybyśmy mniej straszyli człowieka człowiekiem, mniej monitorowali a w zamian okazywali sobie więcej szacunku, zaufania, zrozumienia, nie napuszczali jednych na drugich, nie szczuli, gdybyśmy nie dawali przyzwolenia na najmniejsze nawet przejawy agresji za to więcej rozmawiali, byli bardziej przyjaźni, gdybyśmy bardziej starali się dojść do porozumienia, gdybyśmy byli bardziej otwarci na innych, współpracowali a nie tylko udowadniali sobie na wzajem, że wszyscy znamy się na wszystkim / a więc m.in. też lepiej wiemy od nauczyciela jak on powinien pracować/ itd. itp. - To ogólnie byłoby wszystkim nam łatwiej żyć w tym kraju. A i szkoła mogłaby lepiej realizować swoją Misję .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo pięknie to podsumowałaś, profesjonalnie:-)
      Chyba wszystkie niekorzystne zjawiska w szkołach są odzwierciedleniem tego, co dzieje sie ze społeczeństwem w ogóle, wszystkie zachowania dorosłych i sytuacje domowe przenoszą się na młodzież.
      Dlatego też nie wierzę, że zwiększanie kar czy zaostrzanie przepisów coś poprawi...

      Usuń
    2. też w to nie wierzę by straszenie procedurami , paragrafami zrobiło na kimś większe wrażenie... Do tego co napisałam wcześniej dodałabym jeszcze , że państwo powinno postawić na edukację rodziców bo skoro często nie radzą sobie z wychowaniem własnych dzieci , to ktoś powinien ich tego nauczyć...są szkoły rodzenia , niech powstaną też szkoły uczące jak być rodzicem na miarę czasów w których żyjemy. Bo to wcale nie jest takie proste jak by się mogło wydawać. Naprawdę nie wystarczy tylko urodzić i dać jeść...a potem resztę zwalić na przedszkole, szkołę i tamże ciągle szukać winnych w razie problemów. A niestety /o tym trzeba przypominać/to na rodzicach spoczywa odpowiedzialność wychowania , szkoła pełni rolę wspomagającą w tym względzie i stąd tak istotna jest WSPÓŁPRACA rodziców z nauczycielami. Kolejną rzeczą , która wydaje mi się bardzo istotna , to oszczędzanie na oświacie. Nie ma pieniędzy więc psycholog , pedagog szkolny jeśli w ogóle są wpadają tylko na godzinki, a powinni być na etacie, biorąc pod uwagę ogrom problemów małolatów. Klasy nadal są liczebne i idziemy w ilość a nie jakość. Bo mniej liczne klasy to więcej oddziałów , to więcej nauczycieli potrzebnych do pracy. To za drogo , nie ma pieniędzy - krótka piłka. ..przecież taniej jest mieć 1 klasę... a kogo obchodzi komfort pracy ucznia a co dopiero nauczyciela. W domu dwoje rodziców ma problem z okiełznaniem jednego , dwóch nastolatków a nauczyciel w szkole ma być cudotwórcą i dotrzeć do np. ponad 20 a bywało /ja takie klasy pamiętam/ , że i trzydziestu kilku uczniów w 45 min lekcyjnych... ma go nauczyć, czyli przekazać wiedzę tak by zrozumiał, utrwalić ją, ,wychowywać i jeszcze dostrzec jego problemy osobiste . Przecież to jest praktycznie niemożliwe. W ramach oszczędności porobiono kombinaty szkolne /polikwidowano mniejsze placówki/ a w takich molochach dzieciaki stają się bardziej anonimowe, gubią się i jest jeszcze trudniej ...itd. itp. można by tak pisać bez końca . Jedno jest pewne głównym problemem jest system ... nauczyciel jeśli się nie nadaje do zawodu może być wydalony , ale system ciągle jest , jest ten sam .

      Usuń
    3. Zawsze najbardziej liczyły się pieniądze, niestety.

      Usuń
  23. Sytuacja - jak w jakimś thillerze, bez wyjścia, obezwładniająca niemoc...Straszne, a jeszcze niedawno z przerażeniem oglądałam na filmach zachowania uczniów w amerykańskich szkołach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie samo mieliśmy skojarzenie, najpierw amerykańskie filmy, potem nasze realia...

      Usuń
  24. To ciężkie do pojęcie, że takie rzeczy się dzieją .Ale się dzieją. Gdy chodziłam do szkoły, widziałam wiele razy podobne sytuacje.

    OdpowiedzUsuń
  25. to przerażające co piszesz, czasami wydaje mi się że ci rodzice gorsi od samych dzieci, normalnie nie wiem co napisać.....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieci nawyki i wychowanie przynoszą z domu, do szkoły przychodzą w wieku 6-7 lat dopiero...

      Usuń
  26. Wszędzie braki w kadrze, a gdyby ich nie było to ile można byłoby lepiej zrobić, dobrze zrobić, wszyscy byliby zadowoleni, ale po co? Po co, skoro jeden ma zrobić wszystko, i zrobi, jak chce pracować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, wszędzie problem tkwi w brakach kadrowych, w szkołach, szpitalach itd. Gdy na pierwszym miejscu są oszczędności, nic dobrego nie wychodzi...

      Usuń
  27. Przerażające jest to o czym piszesz i co dzieje się ze światem. Treaz nigdzie nie możemy czuć się bezpieczni - bezpiecznie nie mogą czuć się nasze dzieci. To straszne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Straszne, zgadzam się i czujemy się bezsilni.

      Usuń
    2. I człowiek jest bezsilny... nic nie zrobi choćby chciał

      Usuń
    3. Ale próbować trzeba i pisać i dyskutować także...

      Usuń
  28. Nie pracuję w szkole, dzieci też już są dorosłe, ale mam w rodzinie nauczycieli i jeszcze kilka koleżanek. O niektórych problemach, które poruszyłaś, słyszałam od nich. Ogólnie mam wrażenie, że nastały czasy, gdy w szkole wymaga się głównie od nauczycieli. Nauczyciel ma nauczyć, wychować, obronić... i jeszcze za dużo nie wymagać. A i tak zawsze wszystkiemu jest winny. I wiesz, patrząc na moich znajomych nauczycieli, widzę, że oni naprawdę się starają. A słuchając, czytając koncerty życzeń skierowane do nauczycieli trudno uwierzyć, że coś się zmieni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli wszyscy przyjmą jeden front i zamiast koncertu życzeń będzie efektywna współpraca, to jest szansa.

      Usuń
  29. Masz całkowitą rację. Dzieci są teraz chowane w puchu, a przez to nie do końca wiedzą co im wolno, a co nie. I dzieją się takie rzeczy jakie się dzieją.
    A dzisiaj chyba żaden dziennik telewizyjny nie zająknął się nawet słowem o pogrzebie tego ucznia...
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie słyszałam, ani o tym, by jakieś działania podjęto...

      Usuń
  30. Media, Internet telefony itp przyczyniły się do takich sytuacji i do problemów. Ja tego nie miałam gdy byłam dzieckiem miałam za to podwórko, brudne ręce i buzię bo czasu nie było umyć tyle zabaw i przygód czekało za progiem domu. Nie miałam wiele ale miałam ramię w ramię takich jak ja dzieciaków pełno. A nasza kreatywność i wyobraźnia sięgały zenitu ... pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak myślę, dzieci dziś albo się nudzą, albo przeszkadzają rodzicom, to smutne...

      Usuń
  31. We współczesnej szkole, przeraża mnie zmiana relacji między uczniem a nauczycielem i wszechobecne zagrożenie uczniów, ze strony innych uczniów. Pomijam już przepotworny hałas w czasie przerw. Oczywiście rodzic też się zmienia w kierunku "roszczeniowca" - ale kiedyś też było różnie... Dlatego uważam, że wynagrodzenie nauczycieli - to ważny temat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Samo wynagrodzenie nie rozwiąże problemów, jestem raczej za całościowymi zmianami, podobnie jak w służbie zdrowia.

      Usuń
  32. Włąśnie wczoraj odwiedził nas osobisty geograf- belfer. Wrócił w środę z kilkudniowej wycieczki- lekcji z Pragi. Pojechal tam ze swoją klasą w celu przeprowadzenia badań /badania tzw. filed works w kilku stolicach europejskich/. Wrócił wykończony fizycznie i psychicznie, a przecież jest młody.
    To tak w ramach faktu że nauczyciele jeżdżą za darmo na wycieczki zagraniczne i nic tam nie robią...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego ja nie jeżdżę, zwłaszcza na kilkudniowe...

      Usuń
  33. Witaj, Jotko.

    Nic dodać - nic ująć.

    Mnie zastanawia jedno: jak można nie wspierać osób, którym zostawia się pod opieką swoje dzieci...

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie nie wiem, może osoby odpowiedzialne myślą, że wszystko się samo rozwiąże lub wraca sie do tematu w przypadku pewnych zdarzeń, doraźnie...

      Usuń
  34. Gdzie te dobre stare czasy, gdy na przerwie chłopcy kopali piłkę a dziewczyny kibicowały. Nikt nikogo nie pilnował...

    OdpowiedzUsuń
  35. Zapętliliśmy się w "prawach dzieci"...
    Kolejne "reformy" (czytaj: eksperymenty) na szkolnictwie zniszczyły wszystko co było do zniszczenia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, w wielu sprawach zapętliliśmy się i kto te węzły rozplącze?

      Usuń
  36. Jotko, ja gwizdałam na takie zakazy; jeśli ktoś mi zgłosił, że Paweł ma przy sobie nóż, to natychmiast go rewidowałam, nie czekałam, aż zdarzy się najgorsze. Jeszcze potem wzywałam matkę do szkoły. Dodam, że nie byłam wychowawczynią Pawła, tylko go uczyłam, bo był drugoroczny.
    A propos dyżurów nauczycieli przed szkołą czy na boisku, to przecież zanim nauczyciel wypuści dzieci z klasy i wpuści nowych uczniów, a potem zejdzie na podwórko, to minie wiele czasu, a wtedy może się zdarzyć dużo złego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że w takich razach reaguje się od razu, ale nie zawsze się wie. Z dyżurami to prawda. Gdy na szkoleniu o bezpieczeństwie zapytałam pana o ten problem, odpowiedział mi, że za bardzo drążę temat i nie mam wynajdywać problemów...

      Usuń
  37. Niestety, efekty bezstresowego wychowania widoczne są już w najmłodszych klasach podstawówki, a przy tym jeszcze roszczeniowi rodzice, którzy" ustawialiby nayczycieli po kątach". Praca nauczyciela w dzisiejszych czasach jest bardzo trudna i niebezpieczna.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że już w przedszkolu i rośnie to jak kula śnieżna...

      Usuń
  38. To chyba jednak nasza wina. Kłócimy się o byle co, a ważne sprawy leżą odłogiem...

    OdpowiedzUsuń
  39. Jak tak zrobić w Polsce przegląd niemal wszystkich dziedzin życia, to okazuje się,że każdy aspekt naszego życia jest regulowany przepisami i procedurami.
    Pozostaje jednak wciąż pytanie -i co z tego?
    Bo życie codziennie pokazuje wyraźnie, że przepisy i procedury sobie, a wykonanie ich i przestrzeganie stale rozbija się albo o brak odpowiednich osób albo/i brak finansów. Więc niech mi ktoś wytłumaczy po co one są, skoro i tak nie są przestrzegane z tych dwóch względów.
    To jest najzwyklejsze samo oszukiwanie siebie i innych.
    Tu jeśli procedura przewiduje, że pacjent zdaniem lekarza nie jest w stanie sam udać się z łoża boleści do domu, to jest transportowany do domu i nawet jeśli twierdzi, że może sam zrobić 5 kroków, to nikt mu na to nie pozwoli, bo procedura tego nie przewiduje. Tu wszystko jest "obłożone" procedurami i trzeba przyznać, że są one przestrzegane. Bo tu nikt nie planuje (jak w Polsce) na podstawie danych sufitowych.
    I powiem szczerze- bardzo sobie cenię u Niemców brak fantazji ułańskiej oraz talentu do wiecznej improwizacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Konsekwencja i brak fantazji to jedno, ale bezsens niektórych procedur u nas to drugie. niektórych procedur w Polsce nie da sie nie łamać, by wyszło lepiej, niż wedle procedury.

      Usuń
  40. Niektórzy zamiast patrzeć na siebie, wolą zrzucić winę na środowisko edukacyjne i obarczyć winą nauczycieli. Aż strach pomyśleć, co będzie się działo za parę lat...
    A wszystko zaczyna się w domu, rodzice zamiast poświęcić czas dzieciom wolą kupować im drogie sprzęty, a często różne zachowania wynikają z tego, że dzieci albo młodzież robią coś, żeby zwrócić na siebie uwagę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak jest, pracujesz z małymi dziećmi i na pewno zauważasz, jak bardzo niektóre dzieci domagają się uwagi...

      Usuń
  41. Nawet nie wiem jak to skomentować. Kiedyś pamiętam nauczyciel ,to była osoba,której sie trzeba było słuchać.Moi nauczyciele byli zawsze na swoim miejscu,ani uczeń ,ani nauczyciel nie miał problemu.No uczeń miał ,jeżeli sie nie uczył...Ale za niedostateczna ocenę nikt nie rzucał koszem na śmieci w nauczyciela ,czy inne odzywki..Szkoda ,że obecne dzieciaki nie uczą sie w takich spokojnych szkołach jak my się uczyliśmy.Były spięcia na boisku chłopaków ,ale ,były to porachunki za odzywki,przezwiska...nauczyciel upomniał wpisał uwagę i uczeń zrozumiał.Teraz w szkołach rodzi sie przemoc,nauczyciel nic nie może ,bo zaraz go osądzą..Ciężki zawód.Nie wiem te życie w dobrobycie ludzi wykończy.Człowiek który o wszystko zabiegał ,nie miał w głowie głupot.Teraz dzieci mają pieniądze ,dysponują czasem ,robią co chcą..I tego skutki..Nie można osądzać wszystkich.Ale wystarczy ,że na 500 osób znajdzie się 10 chuliganów...W Szwecji system szkolny jest bezpieczny,nie ma agresji,nauczyciele maja inny tok nauczania.Klasy nie są przepełnione.Uczeń zawsze może wyjść do wc..jeżeli jest głodny, to je kanapki w ławce ,może pić.Robi to cicho i bez jakiegoś wygłupiania się.Nie ma wagarowania,bo dzieci dostają co miesiąc pieniążki za naukę .Jak by wagarował ,to nie dostanie kasy...Ale tak naprawdę, oni nawet nie robią tego,nawet nie wiedzą co to jest☺..Duża różnica w szkołach ,ale też poziom jest o wiele lżejszy.
    Chyba nie na temat pisze ,ale tak jakoś zeszłam na boczny tor.Pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo na temat, bo z tych wszystkich elementów składa się szkoła, edukacja, relacje między uczniami, a dorosłymi.
      Brak szacunku widzi sie na każdym kroku, boli nawet brak dobrych relacji w rodzinach, bo to przenosi sie na szkołę.
      Dziękuję za ciekawy komentarz.

      Usuń
  42. Poruszasz bardzo ciekawy i ważny temat. To bardzo zła sytuacja,że nauczyciel nie ma na nic wpływu. Najgorsze jednak są takie dzieci "zakały społeczne". W ogóle nie żałuję, że tak negatywnie oceniam takie osoby, ale szkolne zakały to prawdziwe utrapienie dla wszystkich...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdarzają się takie zakały, ale nie rodzą się takie,środowisko je tak kształtuje...

      Usuń
  43. Przypomina mi się angielska szkoła, do której chodziłam krótko, bo przez pół roku i było to 20 lat temu z haczykiem...w szkole i poza szkołą prawa miały dzieci, dzieci, które wiedziały, że "im wszystko wolno" ...takie wyedukowane w swych prawach były nawet te najmniejsze...ale dyktanda (które polegały na tym, że przez tydzień należało nauczyć się dziesięciu słów, które pan nauczyciel, po tygodniu dyktował nawet w niezmienionej kolejności) jako jedyna pisałam bezbłędnie...pewnie pomagała mi nieznajomość angielskiego ;)
    I taki gówniarz, który ciągle poprawiał dyktando, potrafił rzucać tym biednym małym czerwonym zeszytem do dyktand w nauczyciela, a moją mamę zapewne (mama też nie znała angielskiego :) ) obrażać w jakąś sobotę na boisku... widziałam łzy w oczach mamy...i pamiętam jak pomyślałam, że chcę do Polski, do szkoły, bo tam i uczeń i nauczyciel wiedzą, jak zachować się wobec drugiego....a w ogóle wtedy rodzice nie "nosili dzieciom plecaków"
    Moja mama dwa lata temu dopiero poznała uroki dzisiejszej szkoły...jak zmieniła szkołę w mieście na wschodzie Polski, na szkoły! wiejskie 500km na zachód :)
    Mam wrażenie, że to jednak nie szkoła jest największym błędem systemu szkolnictwa, a rodzice...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zmiany w postawie rodziców, nie tylko w szkole widać gołym okiem.
      Najbardziej przykre jest to, że czasami traktują nauczycieli jak wrogów, a nie sprzymierzeńców w wychowaniu ich dzieci.
      Na szczęście nie wszyscy:-)

      Usuń
    2. Na szczęście:) Chociaż z opowieści mamy, czy koleżanek ...czasem mam wrażenie, że wszyscy mimo że wiem że koczujacych w szkole i czyhajacych na zlego nauczyciela jest garstka:)

      Usuń
    3. No nie, oddać trzeba sprawiedliwość, że jest wielu wspaniałych i pomocnych rodziców:-)

      Usuń
    4. wierzę:) ale ci czyhający są pewnie głośniejsi:)

      Usuń
    5. Zdecydowanie głośniejsi...

      Usuń
  44. Jotko, podobne wydarzenie, choć nie tak tragiczne w skutkach, miało miejsce pod koniec pierwszego miesiąca mojej pracy na stanowisku dyrektora szkoły - uczeń potraktował nożem ucznia. Oczywiście należało temu stawić czoła, co nie było łatwe, bo i policja (potem sąd), dziennikarz, który przybywa na miejsce zdarzenia niemal równocześnie z policją (sic!), telewizja ogólnopolska, prasa, radio, kuratorium, itp. Najpierw oczywiście należało poznać przyczyny zaistnienia tego wydarzenia; później wprowadzić tzw. plan naprawczy; w nim szkolenia i pogadanki, wzmożona praca wychowawcza, wprowadzenie monitoringu w szkole, a w pierwszym, półrocznym okrasie także ochrony. Sprawa była o tyle skomplikowana, że sprawca cieszył się daleko lepszą opinią od napastnika (chodzi tu o uczniów szkoły średniej - technikum) i w końcu po roku to ofiara zdarzenia "wyleciała" ze szkoły, zaś sprawcę (także dzięki mojemu wstawiennictwu podczas rozprawy sądowej) potraktowany został przez sąd łagodnie. W takich przypadkach zwykle współwinnego widzi się w kierującym placówką oświatową, a przy okazji człowiek uświadamia sobie, ilu ma "przyjaciół inaczej". Oczywiście było to dla mnie bardzo przykre doświadczenie; po pierwsze już sam fakt stawienia czoło policji, prasie i kuratorium nie jest czymś łatwym do przełknięcia; z drugiej zaś strony presja środowiska i te, poniekąd uzasadnione obawy, że szkoła traci autorytet, co może się odbić negatywnie na rekrutacji. Udało mi się jednak nad tym wszystkim zapanować, w czasie poprzedzającym rekrutację sam jeździłem po szkołach, wyjaśniałem to wydarzenie, zapewniałem, że szkoła jest bezpieczna... udało się... rekrutacja nie zawiodła, co wieszczyli "przyjaciele inaczej".
    Nawiązując do tego obecnego, fatalnego w skutkach zdarzenia, nie zazdroszczę ani nauczycielom, ani też dyrekcji. Mam jednak takie ogólniejsze refleksje dotyczące odpowiedzialności szkoły za zaistnienie tego typu ataku agresji. Jeżeli bowiem sprawca należał do pewnej grupy, nazwijmy ją - zachowującą się w sposób podejrzany, agresywny; lub też sam sprawca zdradzał swoim zachowaniem to, że może dopuścić się tego tragicznego w skutkach czynu, to rzeczywiście istnieje "współodpowiedzialność" całego środowiska nauczycielskiego za sprokurowanie tego wydarzenia. Jeżeli natomiast sprawcą była osoba, której nikt nie podejrzewał o tak gwałtowną reakcję, to trudno w takim przypadku mówić o pełnej odpowiedzialności szkoły. Na tym etapie posiadanej przez nas wiedzy o zdarzeniu w szkole podstawowej w Wawrze, trudno wyrokować o tym, która z przytoczonych powyżej wersji jest prawdziwsza.
    W przypadku "mojego" zdarzenia mieliśmy do czynienia z drugą wersją, czyli zdarzeniem trudniejszym do rozpoznania i przewidzenia i ważnym było poznanie motywów, jakimi kierował się sprawdza napaści, co oczywiście nie zmienia faktu, że nauczyciele i ja osobiście okazaliśmy się być może zbyt mało przewidujący zaistnienie konfliktu pomiędzy uczniami, który skończył się użyciem noża przez jednego z nich. Jedynym co nas usprawiedliwia jest fakt, że sprawca był osobą bardzo zamkniętą w sobie i nigdy wcześniej nie zachowywał się agresywnie, co nas najwidoczniej nazbyt uspokajało.
    Cieszy mnie to, że chyba jednak (przynajmniej ja osobiście) wyciągnęliśmy właściwe wnioski z tego zdarzenia, bo już nigdy więcej podobna sytuacja, czy też daleko bardziej błaha w kierowanej przeze mnie szkole się nie wydarzyła. Oby podobnie rzecz się miała w tym obecnym przypadku...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słysząc o takich historiach zawsze bardzo współczuję nauczycielom i dyrekcji, bo wiem, na czym to polega.
      Zapewnienie całkowitego bezpieczeństwa uczniom , według mnie jest fikcją, zwłaszcza w obecnych warunkach.
      Poza tym, nikt z nas nie jest psychiatrą, ochroniarzem,lekarzem itd.
      Jako dyrektor byłeś w szczególnie trudnej roli, takie zdarzenia wyciskają swoiste piętno na psychice...

      Usuń
  45. Kolejny raz powiem że cieszę się że mieszkam w Norwegii a tu nie ma z tym problemu, a to co się dzieje w Polsce to jest straszne i najgorsze jest to że nie ma rady na takie sytuacje...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strach myśleć, do jakiego poziomu dojdziemy...

      Usuń
  46. Oglądałam o tym W uwadze. Brak słów. Przeraża mnie to że młodzież w tym wieku jest teraz taka agresywna. Narkotyki w szkole... U nas przed wejściem do szkoły sprawdzali plecaki i nie było gadania. Co to się dzieje?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To skutek źle pojętej autonomii rodziców i uczniów oraz traktowanie szkoły jak przeciwnika, a nie współpracownika w wychowaniu.

      Usuń
  47. Niestety i tak źle i tak nie dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  48. Sześć lat pracowałam w szkole, więc wiem, o czym piszesz. Niestety większość tego typu problemów dzieci wynoszą z domu. To przykre, ale prawdziwe. Wielu rodziców nie spełnia swoich podstawowych obowiązków wychowawczych, zrzucając odpowiedzialność na szkołę. A nauczyciele są od tego, żeby uczyć i tylko wspierać w wychowaniu rodziców, a nie odwrotnie! Szalone czasy, w których rodzice nie mają czasu dla własnych dzieci...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe kiedy wreszcie nastąpi pozytywna zmiana?

      Usuń