sobota, 18 października 2014

My w kulturze

Co jakiś czas słyszę utyskiwania na to, jak mało Polacy korzystają z różnych form życia kulturalnego.Przyznaję, że sama też raczej nie tak często,jak bym chciała, ale nie z lenistwa - raczej z braku odpowiadających mi propozycji lub bardziej prozaicznie, z braku kasy.Wachlarz propozycji mogłabym poszerzyć, wyjeżdżając do większego miasta, jednak pracując długo w tygodniu rzadko mam ochotę wyskoczyć na koncert lub do opery i wracać po nocy.Natomiast ceny biletów to też twardy orzech.
Widzę w moim mieście plakaty i czytam ceny biletów:100 zł, 85 zł itp. Czasami udaje się wyszukać coś ciekawego w necie za przystępną cenę( np.koncert piosenek francuskich - bilet 25zł)w przedsprzedaży, z dojazdem do Torunia.Nie dziwi więc fakt, że wielu ludzi korzysta z imprez masowych z wstępem wolnym, ale biorą to co dają.Kultura masowa, cokolwiek to znaczy...
Mieszkam blisko kina i obserwuję tłumy widzów we wtorki, kiedy są o wiele tańsze bilety.Też poszłabym częściej, ale 3 bilety na seans (3-osobowa rodzina)to już jakiś wydatek.A przecież pracujemy z mężem, nie prowadzimy hulaszczego trybu życia, sponsorujemy studenta, kupujemy książki,dużo zwiedzamy... i zawsze musimy wybierać coś zamiast.Co jednak ma powiedzieć statystyczny emeryt?
Na szczęście są książki i biblioteki i zawsze można spotkać ludzi z pasją, którzy są ciekawsi, niż kolorowe magazyny próżności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz