niedziela, 22 kwietnia 2018

Skąd się biorą dzieci?

Ciekawe, ile razy słyszeliście takie pytanie?
Nawet gdyby nie było postawione wprost, prędzej czy później trzeba zmierzyć się z odpowiedzią...
Niektórzy preferują odpowiedź szczere do bólu, bez upiększeń i metafor, inni uciekają się do opowieści o kwiatkach i motylkach, jeszcze inni zdają się na literaturę fachową lub filmy edukacyjne.
A dzieci interesują się tą tematyką w coraz młodszym wieku.
Najgorzej chyba, gdy zostawiamy je same sobie i narażamy na wulgarne historyjki opowiadane przez starszych kolegów.

Nie oszukujmy się, szkolne wychowanie do życia w rodzinie to nieporozumienie. W dodatku treści zakamuflowane w ten czy inny sposób (niektórych prowadzących zajęcia krępuje ten temat) zderzają się z treściami czysto fizjologicznymi na lekcjach biologii w starszych klasach.

A ilu rodziców ma odwagę i wiedzę by swoim dzieciom przekazać w odpowiedni sposób treści z zakresu wychowania seksualnego?

Pamiętam z opowieści babci,która urodziła się na wsi w 1905 roku, że w czasach jej młodości nawet mężatki często nie były świadome prokreacji, ba - nawet nie każdą mąż widział nago...

Dziś próg inicjacji seksualnej obniża się ciągle, ale świadomość młodzieży w tej dziedzinie nie idzie w parze z wczesnym rozpoczynaniem współżycia seksualnego. Obserwuję spore zainteresowanie już małych dzieci tą tematyką, wszak w bibliotece stoją na półce takie książki, nie są zamknięte ani zakazane. Starsza młodzież sięga po nie w czytelni nieśmiało, ale do domu wypożyczyć nie chce, w obawie przed reakcją rodziców.

Młodsze dzieci obserwują starszych kolegów i ciekawość prowadzi je do tych samych półek.
- Proszę pani, a oni oglądają te książki ze świństwami!
- To znaczy jakie?
- No takie z dzieckiem w brzuchu...
- Dziecko w brzuchu mamy to świństwo? A wy skąd się wzięłyście na świecie?
Dziewczynki tajemniczo się uśmiechają i uciekają. Gdy wracają pokazuję im książeczki przeznaczone dla ich wieku, tłumaczące w prosty sposób skąd się wzięły na świecie.

Innym razem słyszę w czytelni rozmowę dziewczynek, które oglądają album ze zdjęciami kotów:
- Moja kotka urodziła dwa czarne kociaki
- Ale wy nie macie kocura!
- A po co kocur? Ona urodziła bez kocura.
- Moja mam mówi, że musi być kocur, żeby były małe kotki!
- Ale ona chodzi tylko polować na myszy!
- A skąd wiesz czy nie spotyka się z kocurem?
- Na pewno nie, bo zawsze przynosi jakąś mysz.


Nie jest łatwo z własnym dzieckiem rozmawiać o seksie, czy dzieci własne, czy wnuki trzeba nie lada dyplomacji, wiek rozmówcy też ma znaczenie. Oby nie zdarzyło się tak, jak w tym dowcipie, gdy ojciec zwraca się do syna:
- Chodź synku, porozmawiamy o seksie..
- No dobra tato, to co chciałbyś wiedzieć?

89 komentarzy:

  1. Jest taka genialna książeczka dla sześciolatków pt. "Nie wierzcie w bociany". Moim zdaniem nie wymyślono niczego fajniejszego. Mam ją do dzisiaj :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To była pierwsza moja lektura, kupiona mi przez mamę:-)

      Usuń
    2. I jeszcze te ilustracje Lutczyna! Rewelacja po prostu.

      Usuń
    3. Tego nie pamiętam...ale sprawdzę, gdzieś ją mam:-)

      Usuń
    4. Sprawdź, cudne to i warte odkopania :)

      Usuń
  2. W sprawach seksu stosowałam wobec dzieci tę sama zasadę, co w przypadku innych spraw delikatnych: odpowiadałam na ich pytania, zawsze prawdziwie, choć w sposób dostosowany do ich wieku. Ważne jest w/g mnie, żeby nie wyprzedzać tematu, póki same dziecko się nim nie zainteresuje. Ale nie oszukujmy się, myślę, że najwięcej roboty odwalili koledzy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ba! najlepsze źródło informacji, w moich czasach licealnych była to Wisłocka czytana pod ławką, bo kolejka była...

      Usuń
  3. Rodzicom trudnej rozmawiać o seksie z dziećmi, a i dzieci będą wstydziły się pytać rodziców. Skoro dorośli wyrzucili wychowanie seksualne ze szkół, funkcję uświadamiania przejęła ulica. Szkoda, że na to się godzimy, prawda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda! szkoda także, że niektórzy traktują ten problem jako mało istotny.

      Usuń
  4. Ja nigdy o to nie pytałam! :D Nie pamiętam żebym się wstydziła.. Może po prostu mnie to nie interesowało? W czwartej klasie na lekcji przyrody wszystkiego się dowiedziałam, ale nie było to dla mnie szokiem.. Chyba byłam wyjątkiem. :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niekoniecznie, każdy inaczej dojrzewa, inny jest wpływ środowiska i rodziny, różne są zainteresowania...

      Usuń
  5. Nigdy nie miałam z tym tematem problemu, po prostu miałam w domu dobrą lekturę,całą półkę podręczników medycznych, do których stale sięgałam- od małego wiedziałam,że to nie bocian dzieci przynosi. Z uświadomieniem córki też nie miałam problemu. Tak naprawdę nie rozumiem, dlaczego ktoś się krępuje rozmawiać z dzieckiem (a czasem z własnym partnerem) na temat seksu a nie ma oporu by go uprawiać. To przecież kompletne zakłamanie. Fakt, że seks jest intymną stroną życia człowieka nie znaczy że należy do rzeczy wstydliwych.To, że moja córka bardzo wcześnie była uświadomiona w temacie fizjologii płci i rozrodczości, jakoś wcale nie przyspieszyło jej inicjacji seksualnej jak to przedstawia w tym temacie kościół.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Swoją wiedzę także wyniosłam z domu, to mama podsuwała mi książki, może sama sie krepowała, ale dbała o odpowiednia literaturę.
      Gdy urodził sie mój syn właściwie też nie musiałam z nim rozmawiać, bo babcia zadbała także o książki dla niego, inne, nowsze i dostosowane do wieku.

      Usuń
  6. Młodemu powiedzieliśmy, że jak się rodzice kochają to dzidzia pojawia się w brzuszku. O szczegóły nie pytał, choć już wie, że jest związane z tym zjawisko uprawiania seksu. W jakieś anatomiczne szczegóły na razie się nie zagłębialiśmy, na razie nie pytał. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To też dobra strategia, nic na siłę, dawkować ile potrzeba, a resztę może sam zgłębi w swoim czasie...

      Usuń
  7. Mnie rodzice w odpowiednim podsunęli książeczkę: „Co każdy chłopiec wiedzieć powinien”. I przyznam szczerze, była pierwszą lekturą spoza tych obowiązkowych, dlatego pamiętam. To było w latach sześćdziesiątych, a książeczka (wręcz broszurka) była dość starannie opracowana. Miałem ubaw, gdy koledzy cichaczem opowiadali o tych sprawach, wcielając się w rolę znawców ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miało być "w odpowiednim czasie".

      Usuń
    2. Teraz jest także sporo dobrej literatury dla dzieci i młodzieży, szkoda że nie wszyscy rodzice z tego korzystają, wystarczyłoby podsunąć w odpowiednim czasie..

      Usuń
  8. Trudno mi doszukać się trudności w rozmowach z dziećmi na "te" tematy. Moja córka bardzo szybko interesowała się sprawami dziecka w brzuchu - chciała wiedzieć jak to jest, jak się czuje mama wtedy itp. Ciągle opowiadałam jej jak to było kiedy była w moim brzuchu - o słuchaniu muzyki i jej tańcach, o podstawianiu się do głaskania czy czytaniu jej książek, o rozmowach z nią - nadal jest to częsty temat naszych rozmów. Potem chciała wiedzieć skąd się wzięła w tym brzuchu, więc tez o tym opowiedziałam - oczywiście stosownie do jej wieku, miała wtedy jakieś 7-8 lat. Teraz jest starsza i ma zwyczaj pytania o interesujących ją rzeczach - nie pomijam żadnego tematu i nie rumienię się. Przecież seks z kochaną osobą jest piękny dlaczego więc mam się go wstydzić i nie mówić o nim dziecku? To jedna z ważnych dziedzin życia - i od mojego podejścia również zależy jak moje dziecko będzie na nią patrzyć.
    Nikt nie wyręczy rodzica w tej kwestii - takie mam zdanie.
    Bardzo polecam przepiękną i nieco poetycką książkę Pani Anny Janko pt.: "Maciupek i Maleńtas. Niezwykłe przygody w Brzuchu Mamy" - fantastyczna książka dialogów bliźniaków prowadzonych w brzuchu u mamy jeszcze. Jedna z ulubionych książek tak mojej córki jak i moja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, dzięki takim rozmowom oraz przykładowi kochających sie rodziców uczymy dziecko czym jest miłość, seks, bliskość.
      Tej książeczki nie znam, dzięki za polecenie.

      Usuń
    2. Polecam każdą książkę, którą napisała ta Pani jak i jej wiersze - jestem entuzjastką całkowitą. Ale ta podana przeze mnie powyżej tytułem jest wyjątkowa.

      Usuń
  9. To trudny temat Asiu i nie wolno dzieci informować kwiatkowo, ptaszkowo...tak jak piszesz, prosty, ale rzeczywisty. Ja nie miałam tego problemu z dziećmi, nie zapytały, a wiedziały: ) Powiem szczerze, byłam zadowolona, że ten temat mi odpadł, paskudnie z mojej strony: ) Nie wiem jak to z analizowały, ale widzą, że mają wyrozumiałą matkę i obserwuję jak przysłowiowy lew, czyli z pewnej odległości wiec pewnie książki: ) Zawsze odpowiadam rzeczowo na zadawane pytania, dostosowując odpowiedż do wieku zadającego pytanie. Problem miałam z córką, żeby wytłumaczyć jej czym jest śmierć, pytała i nie rozumiała. Zrozumiała na filmie,, Król lew,, kiedy ojciec Simby padł i nie dawał znaków życia, była zaskoczona i ja jej wtedy powiedziałam, to właśnie jest śmierć, już o nią nie pytała. Czekałam na następne trudne pytanie, czyli twój tytuł posta i mnie ominęło, nie zapytała, a syn pewnie zapytał córkę: ) Miłej niedzieli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. śmierć to także trudny temat, jak i ciężka choroba, na te tematy też są na szczęście mądre książki i filmy, wystarczy poczytać z dzieckiem lub pooglądać:-)

      Usuń
  10. Dlaczego do powiedzenia prawdy w ogóle trzeba mieć ODWAGĘ? Dziecko od początku powinno wiedzieć o co chodzi, a karmione bajkami wyrasta później na nieświadomego podstaw. Dzieciaki teraz wcześniej dojrzewają i niestety źle przekazywana wiedza kiełkuje w łonach zbyt młodych matek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może dlatego, że nie wszyscy potrafią rozmawiać z dziećmi w ogóle, a i rozmowy między kochankami bywają mało szczere....

      Usuń
  11. Witaj, Jotko.

    Inaczej rozmawia się z własnymi dziećmi, a inaczej np.: z uczniami:)
    Masz jednak rację - "rozpoczęcie współżycia w młodym wieku" a "świadome rozpoczęcie współżycia w młodym wieku" to u nas, niestety, wciąż dwa różne zagadnienia.
    A szkoda, bo biologia daje o sobie znać w coraz młodszym wieku i czasami aż przykro patrzeć na dzieci mające dzieci:(

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, kiedyś były to rzadkie przypadki lub starannie ukrywane, dziś nawet względy religijne nie ograniczają młodych przed spróbowaniem bez zabezpieczenia...

      Usuń
  12. Lekcja wychowania do życia w rodzinie w moim gimnazjum: nauczycielka 45 minut stoi przodem do tablicy i zdaje się bardziej mówić do niej niż do uczniów, w pierwszej ławce chłopcy leją się po łbach - zero reakcji. Ja rozumiem, że nauczycielka mogła uważać, że dzieciaki z szkoły specjalnej mogą nie wychodzić za mąż, ale na miłość boską, my też dojrzewamy, mamy okres i zmazy nocne i może bardziej w tym kierunku babka powinna iść. Chociaż z drugiej strony tak nas "przygotowała do życia w rodzinie", że moja koleżanka z klasy już pod koniec gimnazjum została mamą, więc tak trochę jej to nie wyszło. A kilka lat później jakaś dziewczyna z podstawówki była w ciąży...
    Do mnie w tych sprawach najlepiej przemówiły lekcje przyrody, a potem biologii. Prosto, przejrzyście i na temat. A wcześniej jeszcze przeczytałam sobie książkę dla dzieci z cyklu "Świat w obrazach" - "Ciało", które w równie ciekawy sposób wyjaśniało najmłodszym te kwestie.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja pamiętam nauki w ramach przygotowania przedmałżeńskiego w kościele, koszmar po prostu , a kobieta, która to prowadziła mogła niejedną dziewczynę zniechęcić w ogóle do małżeństwa...

      Usuń
  13. No to wyjawię największą tajemnicę maluchów. Miałem chyba ok. 5-6 lat, gdy podczas zabawy z innymi dzieciakami, zaproponowano mi, abym spytał rodziców: "Skąd się biorą dzieci?" i obserwował reakcję. Warto było, mama się zaczerwieniła i coś tam bąknęła, natomiast ojciec wyczuł sytuację (że ktoś mnie podpuścił) i powiedział, że jak chcę to zamiast bajki na dobranoc mi opowie. Nie chciałem. Bo w ogóle mnie to nie interesowało.
    Chyba po roku, może dwóch, sięgnąłem do "Encyklopedii Zdrowia" i wszystko sobie wyczytałem, nie było ciekawe, więc rozbolała mnie głowa.

    Tak, a propos, to szkoła nie jest dobrym miejscem na tego rodzaju edukację. Lepiej to robić podczas dodatkowych zajęć, na wycieczkach obozach, okazyjnych zgrupowaniach, kółkach zainteresowań, itp. No i główna zasada, "to nie dorośli tłumaczą tylko uczniowie pytają". Trudne? A kto mówił, że łatwe?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A już myślałam, że bawiłeś się w doktora...
      Każda okazja dobra, byle rozmawiać rzeczowo i nie demonizować...

      Usuń
  14. W takiej np. Szwecji,poradzili sobie z wychowaniem seksualnym. Tam ten temat jest tak naturalny, jak naturalny jest deszcz. U nas kołtun siedzi i drze (sory) ryja- świństwa, zgroza,za wcześnie, zgorszenie, chcą uczyć seksu itp. itd. Może nas nie uczyli wszystkiego w tym zakresie, ale mieliśmy porządną wiedzę biologiczną. Teraz nawet tego uczniom nie daje się. Jakaś zakłamana szarlataneria. Mówić, aby nic nie powiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety, włos staje na głowie, w niektórych środowiskach niewiele się zmieniło.
      Szwecja była kiedyś podawana jako przykład zepsucia i rozpusty, ale z tego co pamiętam nie było tam tyle niechcianych ciąż, co u nas.

      Usuń
  15. Dzieci biorą się z kapusty (może być kiszona) i basta!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiszona? Nie, taka na polu, na polu w kapuście matki znajdowały dzieci...

      Usuń
    2. A mnie się wersja z kiszoną kapustą bardzo podoba. Zawsze potem, gdy się znajdzie w niej dziecko, jest... niezły bigos.

      Usuń
    3. A kto by grzebał w beczce z kapuchą?

      Usuń
    4. Ludzie potrafią mieć dziwaczne hobby :))

      Usuń
  16. Odkopane z archiwum
    http://linka-dziennikpokladowy.blogspot.com/2017/01/skowyczaca-z-przedszkolakami.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świetne, ale masz refleks, zazdroszczę normalnie!

      Usuń
    2. Człowiek w obliczu śmiertelnego zagrożenia wznosi się na wyżyny psycho-somatyczne. Uratował mnie pierwotny instynkt przetrwania ;)

      Usuń
  17. Lekcje wdż to faktycznie nieporozumienie. W semestrze mieliśmy tylko kilka takich lekcji w gimnazjum. Oczywiście z przymusu, nikt nie chciał na nie chodzić, ale wszyscy musieli i w sumie było dużo śmiechu z TYCH spraw, tka jak na biologii. W szkole średniej byłam tylko raz z trzema innymi dziewczynami z innych klas na takich lekcjach. Nikt nie chciał na nie chodzić i nie chodził, tym bardziej, że były jako kolejna lekcja i do 16 nikt nie chciał czekać. Poza tym dlaczego zwykle prowadzą to katechetki?? Nazwa przedmiotu w ogóle jest taka, że wcale nie trzeba gadać na temat seksu, a właśnie o życiu w rodzinie, a życie w rodzinie to szerokie pojęcie. To po prostu powinna być edukacja seksualna. No ale seks i seksualność to temat tabu. Wszystkich dotyczy, żarty się trafiają, a jak już trzeba poważnie porozmawiać to jakoś nie ma chętnych ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, dobrze zauważyłaś, że przeważnie to katechetki, co już powoduje pewne określenie tematyki...
      Podobnie było w moich szkolnych czasach, tyle ze odbywało sie to przy kościele, nie w szkole...

      Usuń
  18. Kiedyś moi Rodzice dostarczyli do mojej podstawówki kasetę VHS z filmem francuskim wyjaśniającym w sposób szczegółowy skąd się biorą dzieci, wszystko dopasowane do wieku i w ogóle. Nauczyciele nie odważyli się jednak zaprezentować nam na lekcji tej pomocy naukowej. Do dziś nie umiem sobie wytłumaczyć faktu jakim było wzięcie tej kasety. Po co to było? Nie wiem.

    Jakoś tam staram się wychodzić od czasu do czasu do ludzi. :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bywają ludzie oporni na wszelkie sugestie, poza tym może obawiano się reakcji innych rodziców?

      Usuń
  19. Chyba ten ostatni dowcip jest najtrafniejszą sytuacją w obecnych czasach,
    zanim człowiek zdąży to dzieci już więcej wiedzą :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tez prawda, często my uczymy się od dzieci lub wnuków:-)

      Usuń
  20. W czasach internetu można mieć nadzieję, że chętna wiedzy młodzież znajdzie odpowiedź na każde pytanie, czyli "skąd się biorą dzieci" też. Pamiętam, że moim chłopcom podsuwałam książkę A. Jaczewskiego "co każdy chłopiec wiedzieć powinien". Czy wystarczyło? Nie wiem, ale troje wnucząt mam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zrobić dzieci nie sztuka, uniknąć niechcianej ciąży, to dopiero osiągniecie świadomego młodego człowieka...

      Usuń
  21. Hmm.. Uświadomiłaś mi, że przecież mnie też to czeka, zapewne prędzej niż mogę sobie wyobrazić. A tak na marginesie, ja też z wykształcenia jestem nauczycielem do życia w rodzinie :) Mam kwalifikację z Naturalnych Metod Planowania Rodziny itd... Ale masz rację, nawet nas na studiach nie uczyli tego, jak rozmawiać z nastolatkami o współżyciu. To przykre...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to liczę, że podzielisz się własnym doświadczeniem:-)
      Moja znajoma też to kończyła, ale unika takich lekcji jak ognia...

      Usuń
    2. Ja podobnie jak Twoja znajoma, zresztą nie pracuję akurat w tym zawodzie. Miałam praktyki w szkole średniej - dwa tygodnie wystarczyły mi aby upewnić się, że praca w szkole to nie dla mnie. Wolę mój drugi wyuczony zawód :)

      Usuń
    3. Miałam na myśli raczej doświadczenie uświadamiania osobistego dziecka :-)

      Usuń
  22. To chyba drugi Twój post, Jotko, po przeczytaniu którego nie wiem, jakimi słowami odpowiedzieć :-)
    Może tak... teoretycznie to wiem, skąd się biorą dzieci, natomiast wiedzy w jaki sposób tę wiedzę przekazać innym - nie potrafię :-)... znaczy się... w tym momencie cieszę się, że nie jestem belfrem :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz, wszystkim jest trudno, a problem istnieje...

      Usuń
  23. Pamiętam czasy mojego dojrzewania, ileż człowiek musiał się nakombinować, żeby się czegoś konkretnego dowiedzieć... A teraz proszę - nawet ksiądz podaje wszystko jak na tacy :)

    OdpowiedzUsuń
  24. Najbardziej utkwiły mi opowieści o dzieciach znalezionych w kapuście lub przyniesionych przez bociany. Pamiętam taką dosyć cienką książeczkę "Jak cało i zdrowo przyszedłem na świat" gdzie w fajny sposób pokazane jest dziecko od samego początku będąc w brzuszku u mamy.Pokazane jest to jakby od strony "maluszka" Tyle lat temu czytałam to ,moje dzieci też i uważam,że to był sposób aby potraktować ten temat dla niektórych "tabu" w sposób normalny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie dlaczego tabu? Żarty , dowcipy tak, ale szczere rozmowy nas krępują...dziwne to wszystko, prawda?

      Usuń
    2. Oczywiście Asiu. Ale sama zauważyłam,że ten temat jak temat śmierci ,od tych jakoś uciekamy.W każdym razie sama przyznaję ,że z niektórymi osobami nie da się poprowadzić szczerej rozmowy ,a wiem co mówię.

      Usuń
  25. Moi rdzice powiedzieli mi, że taka miła pani przyniosła mnie w ładnej torbie;) Żartując oczywiście, bo urodziłam się w domu przy asyście akuszerki (teraz położna). Od kiedy są fachowe książeczki i książki, ten temat stał się prostszy dla obydwu stron, więc ja jako rodzic nie miałam z tym problemu, ale gdy ja dorastałam nikt o tym ze mną nie rozmawiał. W moim środowisku seks nie był tematem, o którym się rozmawia. Raczej było coś takiego - jak dorośniesz sam się dowiesz.
    Moja najmłodsza córka często pytała o śmierć i to było trudniej wyjasnić, bo nie zadowalała ją odpowiedź, że ktoś jest już stary, chory przestaje oddychać umiera i idzie do nieba. Chciała wiedzieć gdzie do nieba, jak tam jest i dlaczego tego człowieka się zakopuje w ziemi. Pytań było dużo, a miała pięć lat

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście są teraz piękne i mądre książki tłumaczące dzieciom wiele problemów, np. Opowieść o błękitnym psie, polecam.

      Usuń
  26. Cieszę się, że nie tylko ja mam takie zdanie o lekcjach wychowania seksualnego. Bądźmy szczerzy, ja miałam takowe w gimnazjum, a część kolegów pierwsze przygody z seksem miała już za sobą. Już nie mówiąc o tym, że i tak niczego sensownego nie można było wynieść z tych zajęć, bo jak sama zauażyłaś niektórzy prowadzący wstydzili się o tym mówić. Masakra!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie większość prowadzących takie zajęcia jest z przypadku lub przymusu, więc ani serca ani przygotowania do tego nie mają...

      Usuń
  27. Po liczbie komentarzy widać, że temat jest nośny. Nic dziwnego, tak było, jest i będzie, że dzieci chcą wiedzieć, a dorosli w przewadze wstydzą się z nimi rozmawiać. Ja nie rozumiem, czemu. Myślę, że najważniejsze, by tłumaczyć dziecku w sposób adekwatny do jego wieku. Mnie się udało i do dziś potrafię z synem rozmawiać na każdy temat. Ale może miałam szczęście... Dowcip z życia wzięty o kocurze - kupuję:) Pozwolisz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wykorzystuj do woli, faktycznie humor sytuacyjny jest najlepszy, muszę pogadać z dzieciakami w czytelni częściej:-)

      Usuń
  28. Tłumaczyć należy w sposób adekwatny do wieku, zgadzam się z przedmówczynią. Omijanie tematu nic nie da. Ze mną raczej nie rozmawiano, ale kiedyś zauważyłam na wystawie w księgarni dwie książeczki "Książka dla dziewcząt" i "Książka dla chłopców". Oczywiście kupiłam obie i obie przeczytałam. I nikt już nie musiał mi niczego tłumaczyć. Czasami warto podeprzeć się literaturą napisaną przystępnie i przeznaczoną dla dzieci w różnym przedziale wiekowym. Wymienione przeze mnie pozycje były przeznaczone dla dzieciaków wchodzących w okres dojrzewania.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam te książki w bibliotece, to już niemal klasyka tematu, fajne są:-)

      Usuń
  29. Po tylu latach ciężko mi ocenić co było przyczyną odrzucenia możliwości poznania odpowiedzi na pytanie skąd się biorą dzieci w formie filmu. Coś musiało być na rzeczy tylko żaden z nauczycieli nie wiedział jak to zakomunikować Staruszkowi, po tym jak dał ten film na kasecie.

    Chyba muszę kiedyś wypytać Babcię o pewne rodzinne sprawy, bo dzięki temu za X lat będę mógł coś dla siebie o rodzinie napisać, nie mówiąc o wspominaniu wspomnień. :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tajemnicza sprawa, a wspomnienia przodków zawsze ciekawe...

      Usuń
  30. Myślę sobie że chłopców powinni uświadamiać ojcowie a dziewczynki matki.
    Ja w każdym razie miałam ten problem z głowy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, bo masz synów i dwóch wspaniałych Pytalskich.

      Usuń
  31. Niedawno słyszałam wypowiedź dawnego aborcjonisty, doktora Chazana, że dzieci nie należą do rodziców, lecz do Boga.
    W takim razie ja też nie wiem, skąd się biorą dzieci, choć urodziłam ich dwoje i myślałam, że należą do mnie i mojego męża.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dlatego księża mówią w kościele, że skoro Bóg dał dzieci to da i na dzieci, ciekawe...

      Usuń
  32. U mnie jest parę takich ścieżek rowerowych, gdzie można właściwie całą bez schodzenia z roweru na przejściach zaliczyć. Ważne są tu te specjalne przejścia/przejazdy właśnie dla rowerów. Bez tego nie ma opcji przejazdu niestety.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  33. Ja pamiętam jak nasz syn zaczął zadawać pytania skąd się wziął, więc w roli nauczyciela wystąpił mój mąż, no bo pomyślałam, że on jako facet najlepiej to wytłumaczy naszemu synowi. A jeśli o mnie chodzi, to pamiętam jak w podstawówce w 7 klasie dość dokładnie przeglądałyśmy z koleżanką książkę do biologii, były tam wtedy rysunki dokładnie opisane na czym polega zapłodnienie.
    Natomiast teraz już dużo młodsze dzieci zaczynają się interesować swoim ciałem i tym jak znalazły się na świecie. W szkole ta edukacja nadal mocno kuleje. Pomyśleć, że czasy idą do przodu i niby to co ludzkie nie jest nam obce, a o ile w telewizji seksizm kwitnie, to ten temat tak na poważnie jest nadal zawstydzający.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, w niektórych dziedzinach życia raczej cofamy się ...

      Usuń
  34. Niestety tzw. wychowanie do zycia w rodzinie... zresztą sama Jotko wiesz.
    Najgorzej, że nie tylko nie nauczy, ale jeszcze wprowadzi w błąd.

    Ja ze swoją córką pierwszą rozmowę przeprowadziłam, gdy miała trzy lata. Spytała dlaczego mama koleżanki z przedszkola jest taka gruba. Więc dowiedziała się, że tam u pani Kasi w brzuszku jest dzidziuś i wytłumaczyłam, że ma tam specjalny pojemniczek, który nazywa się macica i w nim rośnie. Do tej pory pamiętam te rozmowę. Pamiętam też reakcję innej matki. Była oburzona, że mówię dziecku "takie rzeczy".
    Potem były kolejne rozmowy na różnym etapie życia mojej córki i do nich dostosowane... :) Nie powiem, że zawsze było łatwo.
    Ale rozmawiać oczywiście trzeba. Omijanie tematu, to najgorsze co można zrobić.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie rzeczy wszyscy robią, ale gadać o tym nie lubią, a potem zdziwienie, że 12-latka pyta czy od pocałunku zachodzi się w ciążę...

      Usuń
  35. Skądś to się wzięło, że dzieci używają słowa "świństwo" na dziecko w brzuchu matki....... Aż nie do uwierzenia, że takie są zaniedbania w tej dziedzinie. Widzę Asiu, że nadal nikt nie ma pomysłu, jak przekazywać ważną przecież wiedzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomysły to może byłyby, tylko nie wszyscy je akceptują, zawsze jakieś głosy oburzenia i sprzeciwu się znajdą.

      Usuń
  36. Podsumowanie Twego postu jest najlepsze i pokazuje, że rodzice w duchu myślą o swoich dzieciach, że są sporo młodsze. Opowiem Ci pewne zasłyszane zdarzenie.
    Przychodzi mężczyzna do apteki:
    - Proszę o tabletki na gardło dla dziecka.
    - Ile dziecko ma lat? - pyta farmaceutyka.
    - Osiemnascie.
    - Czyli dorosla - zasmiala się farmaceutyka.
    Ten tata pewnie wciąż żyje w naiwności, że ma u boku swoją małą córeczkę, a nie dorosla kobiete 😁

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tatusiowie chyba tak mają, mój mąż też często nie przyjmuje do wiadomości, że ma dorosłego dawno syna...

      Usuń
  37. No tak wszystko zależy od rodziców. Moi choć urodzeni w latach 40 tych zawsze byli do przodu. Podobnie ja z moimi synami, choć tu w Szwecji w szkole dzieci są nauczane i przystosowane do życia, więc ja nie miałam dużo pola do popisu. Dziewczyny np. mają za darmo tabletki antykoncepcyjne. Kiedy mój syn zamieszkał ze swoją dziewczyną bez problemu mogłam się zapytać, czy się zabezpieczają...Młodzi, studia, na dzieci jest czas...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to,by potem w razie problemu nie czekali na pomoc rodziców, odpowiedzialność w każdej dziedzinie, a nie tylko prawo jazdy...

      Usuń
  38. rozmawiałam z synami o tym, skąd się biorą dzieci, tym bardziej, że wolałam żeby usłyszeli to ode mnie, niż w jakiś - niekoniecznie "ładny" sposób - od kolegów. łatwo nie było.

    OdpowiedzUsuń
  39. My bazowaliśmy na Wisłockiej:-)

    OdpowiedzUsuń