Marnowanie żywności, to chyba najcięższy grzech naszego pokolenia. Moja babcia mawiała, że nawet okruszynę chleba trzeba uszanować i nigdy okruchów nie zrzucała na podłogę. Obierki od ziemniaków zostawiała dla sąsiadki, bo jej mąż hodował nutrie, z suchego chleba robiła bułkę tartą, zawsze potrafiła zagospodarować resztki jedzenia.
Ludzie, którzy przeżyli głód, chłód i biedę potrafią docenić dostatek, który nam towarzyszy.
Z chleba możemy zrobić nie tylko bułkę tartą. Przydadzą się grzanki do zupy kremu, można zrobić tosty zapiekane z szynką i serem lub tosty francuskie, maczane w rozbełtanym jajku z mlekiem i smażone na patelni.
Najwięcej wyrzucamy po każdych świętach i długich weekendach, co obserwuje od lat. Za dużo kupionego chleba, ciasta, na śmietnik trafiają makowce i kiełbasy. Niektórzy wyrzucają całe opakowania przeterminowanych sałatek, serów, bułek, opróżniają piwnice ze słoików z przetworami...
A już serce boli, gdy widzę w mediach relacje z bitew na pamarańcze, pomidory, niszczenie zbiorów, by zachować konkurencyjność cen ... a tyle jest głodu na świecie!
Oby opanowanie przyszło w porę!
Tyle słychać narzekań na ceny żywności, sama obserwuję ciągłe podwyżki, a z drugiej strony wyrzucamy ciągle za dużo. Często tzw. promocje w sklepach powodują, że kupujemy za wiele, bo taniej było, a potem nadmiar trafia na śmietnik. Zagospodarowywanie resztek bywa pracochłonne i wymaga wysiłku, ale pomysły można znaleźć wszędzie , od czego Internet?
Sałatki można zrobić błyskawicznie i ze wszystkiego, a sałatka z dodatkiem mięsa czy jajek może być daniem obiadowym, do tego bagietka i posiłek gotowy!
Moja propozycja powyżej, to makaron zrobiony z naleśników z wczoraj, do tego kiełbaska biała z dodatkiem warzyw z mrożonki, trochę przecieru lub ketchupu i pychota na talerzu.
Naleśniki to podstawa do zrobienia krokietów z różnymi farszami, a z pomarańczami i waniliowym sosem to świetny deser...
Makaron to świetny półprodukt do zapiekanek, sałatek, dań jednogarnkowych itp.
Resztki czerstwego ciasta deserowego, nasączone kawą lub likierem można wykorzystać do zrobienia deserów w kielichu.
Niezbyt jędrne jabłka, starte na grubej tarce wystarczy zalać galaretką lub kisielem, dodać rodzynki i zdrowy podwieczorek gotowy.
Ja nie wiem, jak w dzisiejszych czasach, kiedy jedzenie takie drogie można je wyrzucać??? serio. mnie sie w głowie nie mieści. my nie wyrzucamy prawie wcale, no i mamy kompostownik. ja na diecie pudełkowej, więc każdy posiłek skromny i zjedzony. Naczelnik robi zakupy i wszystko ma zaplanowane. co do miligrama. nie gotujemy sami. to fakt. może wtedy sie więcej wyrzuca.
OdpowiedzUsuńRaz zdarzyło mi się wyrzucić dwie kromki chleba, bo spleśniał, kiepskiej jakości był, a ostatnio kupuję wszystko na sztuki i plasterki...lub zamrażam, byle nie wyrzucać!
UsuńBez fałszywej skromności napiszę, że bardzo mało marnuję żywności. Teraz pomaga mi w tym też dobra lodówka, w niej warzywa się świetnie przehowują.
OdpowiedzUsuńUmiem zrobić na święta tyle co trzeba a zawsze mam w głowie, że w Warszawie można oddać nadmiar jedzenia
I bardzo dobrze ogarniam robienie czegoś z niczego, tzw resztkologia ma się u mnie świetnie. Nie mam chyba konkretnych przepisów. A z podstarzałych. naleśników robię najczęściej zapiekankę z tego, co zostało w lodówce, makaron mnie zaintrygował.
Ja z przygotowaniem na święta i rodzinne uroczystości mam problem, nigdy nie wiem ile, żeby starczyło, a nikt nie był głodny...
UsuńZawsze spokojnie można sobocie połowę tego, co się myśli. Nie wystarcza sobie, żeby ktoś naprawdę był głodny
UsuńNo fakt, to przecież ma być poczęstunek, a nie dokarmianie ;-)
UsuńTen słownik mnie zabije!
UsuńSpoko, póki wiem o co chodzi, nie jest źle!
UsuńZ ryżu, makaronu czy kaszy robię placuszki dodając, co tam znajdę w lodówce 😀 To, jak zostanie trochę więcej, a gdy mało, to zjadam z gorącym mlekiem - zupy mleczne to pozostałość wczasów FWP w PRL-u.
OdpowiedzUsuńMakaron u mnie nigdy nie zostaje, zjem każdą ilość, dochodzę i wyjadam, do wieczora znika...
UsuńJa jestem sama to i.makaron zdarza się zamrozić, chleb mrożę, zupę do słoika, ciasto mroze, dziele się z sąsiadami a jak są dzieci to też dostają do domu.Nie marnuję.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńChleb tez mam zawsze zamrożony, synowa mrozi zupy dla wnuka, a i ciasto czasami mroziliśmy...
UsuńKiedyś czerstwy chleb/ białe pieczywo moczyło się w mleku- to babciny sposób na posiłek. Łatwiej wykorzystać resztki, gdy ma się zwierzaki w gospodarstwie.
OdpowiedzUsuńPieczywo mrożę, ale wiem ile mi schodzi w ciągu tygodnia- więc na bieżąco jest zjadane i mrożone następne. Większych zapasów nie robię, więc nie ma co wyrzucać. Nie gotuję, więc problem z przechowywaniem mam z głowy. Świąteczne zaopatrzenie w świeże ciasto- wyznaję zasadę- lepiej mniej i z dodatkiem ciasteczek i paluszków/ krakersów ( w zapasie). Galaretka i jogurt owocowy- zawsze jest i w razie niespodzianek- jakiś domowy deser na szybko można zrobić. Tak jak obowiązkowo majonez/ dobry olej i puszki/ słoiki z warzywami (po 2szt)- na jakąś sałatkę.
O, to podobnie jak u mnie, nasza spiżarka, to właśnie puszki i słoiki z czymś na szybko, dżem, musztarda itd.
UsuńU nas zamrazarka pomaga i troche dyscypliny w zakupach jak i samym gotowaniu dla dwoch osob.
OdpowiedzUsuńTen chleb z rozbeblanym jajkiem i mlekiem u nas nazywaja "ubogimi rycerzami" - smak dziecinstwa w kazdym wieku :))) - robimy rowniez dla zapachu.
Ja czasami maczam chleb w resztce ciasta naleśnikowego, za mało na placek, wystarcza na tost!
UsuńA chleb i bulki z zamrazarki wlozone na chwile do mikro wygladaja i smakuja (i pachna) jak swiezutkie.
UsuńPlacek drożdżowy także:-)
UsuńSzczegolnie z kardamonem :)
UsuńZ kardamonem nie znam!
UsuńU nas chleb jest jedzony do końca, może być nawet stary, ale nie wyrzucamy. Jesteśmy na diecie, dużo jemy warzyw, nic się nie marnuje. Mięso z rosołu jak zostanie przerabiamy na pastę do chleba - warzywa, mięso i majonez blendujemy, ewentualnie można doprawić, my jemy bez doprawiania. Dzięki Asiu za podpowiedź z jabłkiem, chętnie wypróbuje. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńA ja dziękuje za pomysł z blendowaniem warzyw i majonezu na pastę do chleba!
UsuńTeż mnie boli, kiedy muszę coś wyrzucić. Staram się jednak nie kupować za dużo, bo wiem, ile jestem w stanie zjeść. Za to nigdy nie rozumiałam mojej matki, która kupowała i gotowała na potęgę. Co ciekawe, sama tego za przeproszeniem nie żarła bo wpierdalała same słodkie rzeczy (sorry, tutaj zawsze będę nazywała rzeczy po imieniu), a mnie lała zupy tak, że wylewały się z talerza, tak samo z drugim daniem. Bo ktoś to musi zjeść. A ile może zjeść 9-10 letnie dziecko z alergią pokarmową, refluksem i wiecznym zapaleniem jelit obrzydliwie wyglądających papek... Ani to smaczne, ani estetyczne. W dodatku ten tłuszcz ze smalcu... Bleee... Dziwię się, że nie skończyłam jako bulemiczka, choć nie raz wylądowałam w łazience. I do dziś nie toleruję żadnych omast i tym podobnych "ulepszaczy". Nawet nie raz na masło na chlebie nie mogę patrzeć.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Bo kiedyś wmuszano w dzieci za dużo jedzenia, dziecko miało być pulchne...i nikt nie pytał, co lubisz !
UsuńMasła też nie daję pod sery, pasztety, w ogóle bardzo rzadko masło kupuje, kiedyś smak masła mi pasował, dziś nie.
Ostatnio czytałam książkę o zero odpadków i wykorzystywaniu naprawdę wszystkiego, co "odpada" w kuchni, czyli np obierki można przetworzyć na czipsy. Jednakże skóra z ryby jakoś mnie nie przekonała, no i wkoncu mam Mirkę do takich utylizacji.
OdpowiedzUsuńAle fakt, wyrzuca się za dużo, przy tych cenach, przy tyle głodu na tej planecie.
Ja jednakże muszę sama się pochwalić, że zakupy, gotowanie, magazynowanie mam opanowane, i baaardzo rzadko coś jest do wyrzucenia, no ale ja nie panikuje, że jakiś jogurt jest 2 dni "po". Ale z owocami się zdarza, że kupię np mandarynki, a za 2 dni koszyczku jakaś pleśnieje.
Mam talent do wykorzystywania resztek, i zagospodarowania, i na szczęście zawsze wiem, co i w jakiej kolejności musi być zjedzone. Nie robię ogromnych zakupów na raz, wolę 2- 3 razy w tygodniu mniejsze, te chętnie na piechotę z koszyczkiem. Świeże rzeczy i tak nie da się zmagazynować na wiele dni.
Dużo zamrażam, np chleb w kropkach, porcję na 2 dni. Po pobycie w opiekaczu jak świeży.
Pozdrawiam serdecznie 🙂
Masz rację, lepiej robić zakupy częściej. My tez nie pilnujemy za bardzo dat, to tylko liczby orientacyjne. Męża muszę czasem stopować, bo jest łasy na promocje, tzw. wielosztuki, a my przecież tylko we dwoje.
UsuńNo, to naprawdę jest problem... U nas metoda jest prosta - kupować tylko tyle, ile się faktycznie zużyje. Wolę iść dwa razy do sklepu, niż potem bez sensu wyrzucać.
OdpowiedzUsuńCiekawym rozwiązaniem są jadłodzielnie, które działają nie tylko przy kościołach (chociaż w Zabrzu właśnie przy kościołach), można tam oddać jedzenie, oczywiście świeże, ważne i wg. regulaminu. To nie tylko opcja dla biednych, każdy może z takiej skorzystać (chociaż pewnie większość osób się wstydzi).
Oby tych jadłodzielni było więcej i oby w tych społecznych lodówkach nic się nie psuło...
UsuńMnie bardziej martwia smieci nieorganiczne, jak plastykowe, metalowe ktorych pelno przy szosach, czasem w lasach.
OdpowiedzUsuńTrudno o niemarnowanie pozywienia majac jednoosobowa kuchnie. Ilez razy zanim skoncze opakowanie robi sie przeterminowanym albo gdy kupie cos nowego okazuje sie ze mi nie smakuje.
Gdy mialam ogrod czesto wysypywalam ptakom do wydziubania co robily , teraz nie mam takiej opcji.
Nie zapominaj ze sklepy tez marnuja, nie wszystkie podstarzale produkty moga byc przekazywane w miejsca ktore uzywaja takowe. W restauracjach podobnie.
Wyznam ze nie przejmuje sie kazda kromka czy okruszynka, nieciekawie pachnacym plastrem szynki.
Jest cały ruch ludzi, który odzyskują dobre jeszcze jedzenie, ze sklepowych kontenerów na resztki. Sklepy często wolą wyrzucić, niż przecenić towar. Nie zawsze cos psuje się z naszej winy, a trzeba pamiętać, że wyrzucanie jedzenia na śmietnik, to potem szczury i choroby...
UsuńW Niemczech w sklepach są skrzynki z towarem kończącym ważność, opisane "Uratuj mnie", ze zniżką i do 50%. Ciekawostką jest, że kiedyś coś nie mogli mi skasować, i zabrali z powrotem jako niesprzedawalne, bo było dzień po.
UsuńTak, coraz więcej sklepów to stosuje, ale to raczej sieciówki.
UsuńNa ryneczku widziałam dziś skrzynkę przecenionych owoców, ale one już nawet na dżem się nie nadawały...
Nie lubię marnowania jedzenia. Sytuacji głodu na świecie nijak nie zmieni, że ktoś zrobił za dużo sałatki i wyrzucił, ale poza pieniędzmi zawsze są to zmarnowane zasoby, woda i energia.
OdpowiedzUsuńDużo produktów typu naleśniki, przyrządzone mięso itd. w kolejne dni jem w takiej postaci, jak są, zresztą lubię je mieć na więcej dni. Pieczywo zamrażam. Najczęściej wyrzucam jakieś warzywo, o którym zapomnę, albo coś, co okaże się niezjadliwe. Czasami też przyniesie się ze sklepu coś, co szybko zacznie pleśnieć, więc wtedy nie ma sentymentów.
Nie wiem, czy nie większym problemem niż indywidualne wyrzucanie jedzenia jest wyrzucanie niesprzedanego - chcemy mieć pełne półki i szeroki wybór, więc często jest tego za dużo i się psuje. Istnieją ludzie, którzy potrafią znaleźć zupełnie dobre produkty w sklepowych śmietnikach (swoją drogą zazwyczaj zamykanych i niedostępnych).
Często sami klienci przyczyniają się do psucia warzyw i owoców, bo rzucają, dotykają, no i jakość wielu produktów zostawia wiele do życzenia. O odzyskiwaniu ze sklepów pisałam wyżej, ale masz rację, zaczęli zamykać dostęp.
UsuńOstatnio wyrzuciliśmy 3 owoce kaki, bo były czymś spryskane i nawet po umyciu i obraniu, język drętwiał...
A, zapomniałam dopisać! Moja teściowa kupuje wprawdzie zawsze więcej produktów, ale właśnie potem "tuninguje" je w rozmaity sposób - np. jednego dnia zrobi mięso jakieś tam, a na drugie dorobi trochę sosu i mięso z poprzedniego dnia podaje w innej postaci, np. odsmażonej, to samo jakieś kluski, warzywa itp.
OdpowiedzUsuńSwego czasu z pozostałych z poprzedniego dnia resztek ziemniaków robiliśmy z ojcem super kotlety ziemniaczane.
Robię podobnie, jednego dnia mięso w kawałku z ziemniakami, drugiego robię gulasz z kaszą albo kawałki mięsa dodaję do warzyw z mrożonki.
UsuńFakt - w Polsce marnuje się dużo żywności. Widoczne "gołym okiem" było to widać po każdych świętach. Tu tego zjawiska nie widzę. A teraz gdy wszystkie ceny mocno poszybowały w górę - tym bardziej.
OdpowiedzUsuńMoże wszyscy nauczymy się kupować i gotować oszczędnie?
UsuńZauważyłam, że gdy pieczarki lub pomarańcze są w promocji, to ludzie kupują siatkami, ciekawe czy to zjadają?
ciekawe, czy ktoś się przyzna na forum, że wyrzuca żarcie?...
OdpowiedzUsuńprzepisów, czy patentów na wykorzystanie resztek nie podam, nie potrafię, bo to przecież zawsze jest jakaś improwizacja, a teraz tak sobie pomyślałem, że PRL to dla wielu była niezła szkoła, żeby się tego nauczyć, pytanie ilu zapomniało?...
p.jzns :)
Wyrzucić czasami jesteśmy przymuszeni, owoc za szybko spleśnieje, przynosisz serek do domu, a tu pleśń pod zamknięciem...no i nie da się zjeść.
UsuńW PRLu byliśmy mistrzami wyrobów czekoladopodobnych, kiełbasy z nutrii, parówek nie wiadomo z czego, masła wirowanego w pralce...
Ja wyrzucam. Za dużo kupuję, za dużo gotuję. Zawsze boję się, że mam za mało, że zabraknie....
UsuńA jadłodzielni nie ma gdzieś blisko?
Usuńno cóż, lęk zawsze był podstawowym źródłem zła na świecie... nie ma złych ludzi, są tylko niedoinformowani i wystraszeni...
UsuńNie zgodzę się, bywają ludzi źli od urodzenia...
UsuńNie ma, za małe miasto.
UsuńPKKanalia, nie uważam się za osobę niedoinformowaną i wystraszoną. I nie uważam, by lęk był podstawowym źródłem zła na świecie.
Usuń@Anonimowa72...
Usuńno, okay, być może tym podstawowym źródłem jest nadmiar myślenia, które między innymi kreuje lęk... pamiętajmy, czym jest lęk, to taki szczególny rodzaj strachu, gdzie nie ma żadnego realnego zagrożenia, tylko jest urojone... a wtedy ludzie są skłonni właśnie do robienia złych rzeczy...
@Jotka...
niech będzie, czasem rodzą się ludzie zdefektowani już od samego początku, którzy nie są zdolni do postrzegania świata takim, jaki on jest... ale ich od biedy można uznać za jednych z tych niedoinformowanych...
Albo raczej zdeformowanych psychicznie...
Usuńto już szczegóły, szczegóły, jak to sobie nazwiemy... tak naprawdę, to gatunek ludzki od dawna jest już nie tak w swojej konstrukcji, od czasów, gdy myślenie zaczęło za bardzo dominować nad czuciem i tylko jednostki potrafią zachować jakiś stan równowagi między jednym i drugim...
UsuńPKanalia, dziękuję:)
UsuńPozostałości chleba wynoszę na targ i oddaję paniom dla zwierząt. Staram się nie robić zbyt dużych zakupów, więc i resztek nie ma zbyt dużo.
OdpowiedzUsuńU nas obserwuję zbieraczy suchego chleba, wiesza się im chleb w foliowych torbach na zewnątrz wiaty śmietnikowej.
UsuńWitaj, Jotko.
OdpowiedzUsuńMało jem, więc mało kupuję i niewiele mam do wyrzucania:)
Ale przerażają mnie na przykład scenki przy przyszkolnym kuble na śmieci, do którego odbierający pociechy rodzice wrzucają nietknięte kartoniki maślanki, mleka, porcji warzywnych ze szkolnego drugiego śniadania...
Pozdrawiam:)
No niestety, gdy pracowałam w szkole, koleżanki starały się rozdać nietknięte przez uczniów porcje warzyw i kefiru, ale czasami i dla nas było tego za wiele, marnotrawstwo po prostu...
UsuńMało wyrzucamy, chociaż nie powiem, zdarza się. Nikt w naszym domu nie lubi pitrasić, więc wykorzystujemy co się da i jak się da. Nadmiar mrozimy lub konserwujemy. Jesteśmy fleksitarianami, czyli mięso sporadycznie. Najczęściej mięso tylko wtedy, gdy mamy gości i pozostaną niezjedzone produkty mięsne.
OdpowiedzUsuńU mnie tez mięsa mało, bo kucharka ze mnie kiepska, a do potraw mięsnych trzeba mieć czas i talent...najczęściej kurczak lub mięso mielone.
Usuńkopytka z ugotowanych ziemniaków jak zostaną
OdpowiedzUsuńZiemniaki to tez nieustające źródło inspiracji:-)
UsuńJa jestem starej daty, dziecko rodziców, którzy przeżyli wojenny głód. jak widzę w lodówce, że czegoś jest za dużo, to jeszcze świeże zamrażam. Podobno można zamrozić prawie wszystko (galaretek nie można). Nawet zupy. I potem jest, jak znalazł, gdy nie mam czasu ugotować. Moje dzieci jakoś nie przejęły ode mnie nawyków racjonalnego gospodarowania jedzeniem. Niestety. Boleję nad tym. Bo oprócz oszczędności wody itp., to wyrzucamy czyjąś pracę. A swoją drogą za dużo jedzenia się "produkuje", sprzedaje gotowce, wysoko przetworzone, niezdrowe, ale "wygodne". Dobrze, że jeszcze w polskich domach są budowane pomieszczenia zwane kuchniami . W wielu krajach jada się w barach, kupuje gotowe dania w kartonikach, na ciepło. Nikt nie gotuje, po co w ich domach kuchnia? A gotowanie, wymyślanie nowych potraw, to taka frajda (wiem, wiem, jak dla kogo) ;) Dla mnie frajda, ale nie wtedy, gdy "muszę" codziennie robić obiad ;)
OdpowiedzUsuńSłyszałam, ze w niektórych mieszkaniach młodych ludzi nie ma kuchni, a jedynie małe aneksy, by cos podgrzać lub kawę zrobić.
UsuńJa nie gotuję codziennie, a najbardziej mnie cieszy, gdy gdzieś jedziemy i jemy poza domem, oczywiście szukamy miejsc z rozsądnymi cenami.
Jestem raczej oszczędna więc żadnej żywności nie wyrzucam. Poza tym mam w rodzinie 2 żarłoki, czyli bardzo wysokie wnuki, które jedzenie pochłaniają :-))
OdpowiedzUsuńA wczoraj się wkurzyłam bo pod moim blokiem znalazłam na terenie ogrodzonego ogródka kilkanaście wyrzuconych kromek chleba...
O, chleb to u nas nagminnie leży wszędzie, także bułki i resztki śniadaniowe...że niby to dla ptaków!
UsuńJa oddaję resztki jedzenia kurom brata mojego dziadka :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
W gospodarstwie wszystko się wykorzysta!
UsuńJotko - naprawde ludzie wirowali maslo w pralkach? Pytam bo mi sie nie miesci w glowie!
OdpowiedzUsuńPKanalia - ja wyznalam ze wyrzucam......
Naprawdę, kto nie chciał w pralce, robił to w dużych słojach, ale siłę w rękach trza było mieć!
UsuńRaczej nie wyrzucam, ale zdarza się czasami, zwłaszcza wtedy
OdpowiedzUsuńgdy kupuje się za dużo jedzenia, zapomina się o nim, bo jest schowane za innymi produktami w lodówce.
Pozdrawiam serdecznie :)
O tak, wkładam czasem cos do szuflady z zapasami, a potem patrzę, pierogi miesiąc po dacie, masakra!
UsuńWyrzucam rzadko i tylko coś, co się zepsuło. Mam małą lodówkę bez zamrażarki więc nie robię dużych zapasów. We Wrocławiu są lodówki społeczne w różnych miejscach, można tam zostawić nadmiar jedzenia. Ale uważam, że jest ich zbyt mało, nie każdemu chce się ich szukać, więc wyrzucają. No i ktoś musi je kontrolować i sprzątać. Irena
OdpowiedzUsuńTo prawda, ja do tej lodówki też mam daleko, choć nadmiaru raczej nie miewam, wyrzucam gdy cos spleśniało lub podejrzanie pachnie.
UsuńŚwietny wpis Asiu ;) Babcie to prawdziwe mistrzynie niemarnowania jedzenia – też pamiętam te wszystkie sposoby na wykorzystanie resztek, które dziś wydają się wręcz genialne. A Twoje pomysły są super inspirujące! Makaron z naleśników mialam okazje jest ostatnio w Austrii :) W mojej kuchni niezjedzone warzywa często lądują w zupie albo w zapiekance, a suchy chleb to obowiązkowo grzanki lub tostowe cuda. Naprawdę warto uczyć się takiego podejścia, bo wyrzucanie jedzenia boli i portfel, i serce. Dzięki za ten wpis!
OdpowiedzUsuńO, słuszna uwaga, boli i portfel, i serce!
UsuńWczoraj u koleżanki próbowałam austriackiego likieru czekoladowego:-)
Suche pieczywo przerabiam na bułkę tartą. Resztki jako takie u nas nie istnieją, bo jesteśmy żerte baby, ale cholery dostaję, bo moja córka marnuje dużo żywności. Kupuje pod wpływem impulsu, a potem stoją tygodniami zapomniane jogurty, serki, wędliny... Aż się przeterminują. Nie mogę jej z tego wyleczyć.
OdpowiedzUsuńMój mąż ma podobnie, ale gdy ostatnio zapłacił rachunek w sklepie, to chyba sam się wyleczy...
UsuńAkurat w poniedziałek rozmawiałyśmy o tym z koleżanką. Ona skarżyła się , że jej mąż za dużo kupuje i ciągle coś muszą wyrzucać, bo się nie mieści w lodówce. A mają ogromną. Ona musi stawać na schodku, żeby dostać się na górę 🤣
OdpowiedzUsuńGdy jestem sama na gospodarce, to prawie nic nie wyrzucam. Z Ciekawostek co zrobić, przypomniały mi się flaczki na bazie rosołu, zamiast zupy pomidorowej. Kroiło się mięso i warzywa na paseczki dodawało się przyprawy i flaczki gotowe. W latach 80. Można było kupić takie poradniki z pomysłami na oszczędne dania. Ja uwielbiam zapiekanki z warzywami i makaronem i ewentualnie resztek mięsa z sosu czy rosołu.
Mniej świeże owoce zapiekam i deser gotowy.
Zupy bez przerwy mrożę. Bo gdy jestem sama, to zawsze ugotuję za dużo.
W moim gospodarstwie domowym, jest raczej za mało niż za dużo 🤣 dawniej rodzina się śmiała, u ciebie to się człowiek nie najada🤣np , gdy zapraszam na obiad, to zawsze brakuje ziemniaków albo makaronu. Mam małe garnki i się nie mieści 🤣 jedna moja córka lubi gotować i kupować za dużo i musi wyrzucać, a druga przejęła moje nawyki i ciągle jej czegoś brakuje na obiad czy w ogóle w lodówce. Tak to bywa.
Ja to w ogóle odzwyczaiłam się od gotowania na kilka osób, a zupy to chyba nie da się mało ugotować, teraz np. zrobiłam pomidorówkę, którą jemy już trzeci dzień, tylko makaron świeży dogotuję:-)
UsuńZ resztek można wyczarować cuda i co najważniejsze prawie każde resztki pasują do dań jednogarnkowych i świetnie smakują z kaszą, ryżem lub makaronem.
OdpowiedzUsuńMoim sposobem na resztki żywności jest ... kupowanie mniej. Najczęściej w sobotę robimy zakupy na cały tydzień a później dokupujemy jedynie mleko, pieczywo albo jakieś łakocie jak nas najdzie na coś ochota. Nawet jak nam się wydawało, że mamy co jeść i przez kolejny tydzień z głodu nie umrzemy to i tak jechaliśmy na zakupy bo przecież sobota. Aż pewnej soboty nie pojechaliśmy i co? Okazało się, że z tego co mieliśmy w szafkach, w lodówce i w zamrażalniku byliśmy w stanie przygotować posiłki aż do następnej soboty, kupując jedynie jakieś drobne rzeczy. I teraz zanim wyruszymy na sobotnie zakupy sprawdzamy zapasy. I resztek mniej, i pieniędzy więcej, i nam i światu wychodzi to na dobre 🙂
O widzisz, dobry sposób, najgorzej to ze świętami. My mamy jeszcze w zamrażalniku co nieco z gwiazdki, a tu niebawem Wielkanoc. Po kolei wyciągam to i owo!
Usuń