niedziela, 30 października 2016

To żart? Nie, odpowiedź na reklamację...

Wpis ten dedykuję Tereni z bloga Moje ble ble ble, bo podsunęła mi pomysł.

Ostatnio rzadko coś reklamuję, bo albo mam szczęście albo nie chce mi się bawić w te bezsensowne procedury, które i tak mogą zakończyć sie fiaskiem lub zszarganymi nerwami. Bo niby mamy swoje prawa jako konsumenci, ale gdy przychodzi co do czego, to lepiej nie zaczynać.

Sama niedawno dzwoniłam z reklamacją do piekarni. Kupiłam w drodze z pracy chleb z ziarnami, wrzuciłam do torby i dopiero w domu chleb wydał mi sie mocno okrojony wagowo. Zeszłam do sklepiku pod balkonem by bochenek zważyć i okazało się, że zamiast wagi 400g było tylko niecałe 300g. Dosłownie 4 kromki, bo był krojony. Odszukałam więc numer piekarni, zadzwoniłam i o dziwo kazano mi przyjść następnego dnia po odbiór bochenka gratis i przeproszono za zaistniałą sytuację. Miłe zaskoczenie.

A takie oto przypomniały mi sie przypadki odpowiedzi na reklamację, których byłam świadkiem:
1. Pani odbierała spodnie, których reklamacji nie uznano, a odpowiedź producenta brzmiała: spodnie były zbyt często prane! Uwierzycie?
2. Mój mąż reklamował buty, bo wewnętrzna część podeszwy zapadła się i pięta wpadała głęboko do środka. Producent reklamacji nie uznał, argumentując, że klient jest za ciężki! A mój mąż raczej szczupły jest, wysoki, to fakt, ale za ciężki?
3. Innym razem byłam świadkiem jak pan próbował reklamować buty, które rozeschły sie po pierwszym deszczu. Ekspedientka nie chciała nawet przyjąć reklamacji, bo na deszcz są kalosze, więc takiej reklamacji nikt nie uzna...
4. Kiedyś chciałam oddać lub zareklamować rajstopy, które okazały sie mniejsze, niż podano na metce, poza tym w czasie przymierzania zwyczajnie podarły się, a nie miałam nawet pierścionka na palcu. Pani w sklepie odpowiedziała, że nie przyjmie reklamacji, bo rajstopy były przymierzane. To niby jak miałam się przekonać, że rozmiar jest dobry?
5. Gdy w drodze do pracy puściły mi paski w sandałach i omal nie zgubiłam butów, postanowiłam je zareklamować, bo tanie nie były. Pani w sklepie nie przyjęła reklamacji, bo a) buty nosiły znamiona użytkowania, b) sklep zaprzestał współpracy z producentem i co najwyżej mogę sobie kupić klej w kiosku i sama podkleić te paski (słowa ekspedientki)

I jak tu mieć cierpliwość do reklamacji?

60 komentarzy:

  1. Ja też rzadko coś reklamuję i generalnie się tego wstydzę, bo warto być świadomym konsumentem. Piękne historie pod koniec posta. Ale fajnie, że piekarnia - taki mały sklep z raczej niedrogim asortymentem - tak fajnie zareagowała :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Asiu dziękuję Ci za ten wpis. :) . Najlepsze to chyba, że Twój mąż za ciężki do butów. Uśmiałam się do łez.
    Pozdrawiam niedzielnie. :) .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz wydaje się to śmieszne, ale w sklepie odebrało nam mowę...
      Udanego kijkowania Tereniu:-)

      Usuń
  3. Reklamacja reklamacji nierówna. Przy zakupie warto się upewnić u sprzedawcy, albo z gwarancji, jak wygląda serwis naprawczy. Z reguły jest to dokładnie opisane w warunkach gwarancyjnych, które mogą być zupełnie różne w odniesieniu do tego samego wyrobu. Ten sam produkt może być bowiem wymieniany niezwłocznie po zgłoszeniu usterki przez jednego producenta, i jednocześnie reklamacja może być w ogóle nie rozpatrywana przez innego producenta. O tym decydują bezpośrednie umowy producenta ze sprzedawcą. Gdy zdarzają się sytuacje, że producent zawiesza działalność to gwarancji musi udzielić sprzedawca. W przypadkach wątpliwych nie warto się denerwować, tylko skontaktować z przedstawicielem Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, przepisy przepisami, ale przecież oczekujemy ludzkiego podejścia do klienta, bo logicznie rzecz biorąc o klienta powinno się dbać, bo nie wróci...

      Usuń
  4. Jeszcze się nie spotkałam z odmową, gdy coś reklamuję. Ostatnio rozpadły się zawiasy w desce sedesowej tzw. samoopadającej po 3 miesiącach używania.
    Oczywiście pojechaliśmy do OBI, w którym była kupiona, pokazaliśmy pani w dziale reklamacji paragon i ową deskę w firmowym opakowaniu i w zamian za uszkodzoną dostaliśmy nowy egzemplarz. Wina była ewidentnie po stronie producenta, bo te zawiasy są z tzw. "odkuwek" i właśnie ta odkuwka pękła.
    Mąż reklamował swe buty w Deichmannie - po pół roku używania podeszwa postanowiła wziąć rozwód z wierzchem buta. Odebraliśmy pieniądze, bo nie było już tych butów na składzie.
    Zdarzyło mi się również reklamować....wędzonego łososia, który był mocno nieświeży. Pan w sklepie był wściekły, więc mu go zostawiłam na ladzie i wyszłam ze sklepu mówiąc, że życzę mu smacznego. Daleko nie odeszłam, zwrócił mi forsę, chociaż nie była to obłędna suma. A reklamowałam nie tyle z powodów finansowych, ale dlatego by zwrócić mu uwagę, że nie można sprzedawać popsutej żywności.
    Reakcja piekarni o której piszesz była prawidłowa.
    No i reklamowałam również w AGD czajnik elektryczny. Wymieniono go na nowy po 2 tygodniach. Z przeprosinami od producenta.
    Staram się zawsze dokładnie obejrzeć to wszystko co kupuję, ale nie wszystko przecież można zobaczyć.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, nieświeża żywność, to jeszcze inna bajka. Kiedyś odniosłam cuchnącą wędlinę, pieniądze oddali, ale wychodząc ze sklepu zauważyłam, że ekspedientka wkłada ją na powrót do lodówki. Już tam nie kupuję...

      Usuń
  5. Ja pamiętam,że jak kiedyś byłam młodzieżą to poszłam z mamą zareklamować buty, a jakaś ekspedientka zarzuciła mi, żerazem z mamą specjalnie ją niszczę. Co nie było prawdą - buty były poprostu słabej jakości.


    "http://sharpeee.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za odwiedziny:-) Właściwie jaka to różnica, czy używasz butów sama czy z mamą na zmianę, wada to wada...

      Usuń
  6. Chyba nigdy nic nie reklamowałam, nie przechowuję paragonów, nawet chyba nie wiem, jak się do takiej reklamacji zabrać. Natomiast moja córka tak, co jakiś czas reklamuje a to buty, a to jakiś sprzęt domowy.
    A, jednak - ale to nie reklamacja, ale coś bliskiego - zgubiłam, albo się sam odczepił, element od zapięcia torebki, dosyć drogiej, a w dodatku bez tego elementu nie tylko źle wyglądała, ale nie dała się w ogóle zapiąć. Napisałam do producenta, i za cenę przesyłki dostałam dwa pożądane elementy, nie wiem, czy to się liczy jako reklamacja...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To co opisałaś to dobry przykład dbania o markę firmy i zadowolenie klienta:-)

      Usuń
    2. Hehe, to napiszę - bo bardzo lubię torebki z polskiej firmy Słoń Torbalski :)

      Usuń
  7. Witam, (przyszłam od Iwony Kmity).
    Nie mam jakiś specjalnych doświadczeń z reklamacjami, ale rysunek na górze świetny! :-)
    Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już się kiedyś poznałyśmy dzięki Iwonie Zmyslonej, dodałam blog do zakładek, bo przedtem zgubiłam adres...

      Usuń
  8. Reklamacja to temat rzeka ... Zdarzyło mi się kilka razy coś zareklamować niestety z różnym skutkiem . Nasłuchałam się też takich idiotycznych argumentacji ,które przytaczasz w swoim wpisie i wiem jak one podnoszą ciśnienie gdy się je słyszy. Najgorsze jest to, że człowiek czuje się bezsilny choć wie , że ma rację . Z tego powodu czasem rezygnuję z reklamacji /jeśli rzecz nie jest zbyt droga/ ... z prostej przyczyny. Dbam o swoje zdrowie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie i tym nas pokonują, nie chce nam sie zwyczajnie tracić nerwów na to wszystko...

      Usuń
  9. Ech, reklamacja, niby jest możliwość, a tak naprawdę jej nie ma, bo nie chcą zwracać ani pieniędzy, ani nie przyjmują uszkodzonej rzeczy i nie wymieniają jej na dobrą. A jeśli już udowodni im się winę, to jest to długi proces kosztujące wiele nerwów, bo obsługa potrafi być bardzo niemiła. Ja się w to nie bawię, uznaję po prostu swoją stratę i więcej po prostu tam nie kupuję. Istnieje ktoś taki jak Rzecznik Praw Konsumenta i chyba właśnie tam najlepiej uderzać, to może się uda, tylko też pytanie na czyją korzyść on bardziej działa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiem gdzie takiego rzecznika szukać, a jak znam życie to urzęduje w takich godzinach, że tylko emeryci i bezrobotni mogą się do niego udać...

      Usuń
  10. Kilka lat temu reklamowałam kozaki (no dobra robiła to moja mama, bo byłam jeszcze za młoda :D), które choć były wizualnie piękne to notorycznie przemakały i na dłuższą metę nie dało się w nich chodzić. Reklamację odrzucono, więc postanowiłyśmy się odwołać, co również odrzucono - dopisek pana nadzorcy do spraw reklamacji brzmiał "buty nie są przeznaczone na mokre dni". No tak zapomniałyśmy, że kozaki to buty na lato kiedy drogi są suche... Paranoja to mało powiedziane.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie wiedziałaś, że w kozaczkach chadza sie latem? Taka nowa moda, a całą zimę w kaloszach pewnie, bo roztopy co drugi dzień ostatnimi laty :-)

      Usuń
  11. Nie przypominam sobie abym reklamowała jakiś produkt.Ale przypomniała mi się "reklamacja" kwoty jaką zapłaciłam za zakupy w sklepie....przyszłam do domu przez całą drogę zastanawiając się za co zapłaciłam tyle pieniędzy.Wróciłam oczywiście z paragonem ,na którym dojrzałam ot taka malutką "pomyłkę" zamiast 8 szt po 0,45 zł miałam tyle samo sztuk po 4,50 i to zrobiło swoje....Wszystko odbyło się kulturalnie,pani sprzedawczyni przeprosiła,zwróciła pieniądze...Wiem,że tu nie chodzi o takie reklamacje,ale w pewnym sensie...można to uznać,prawda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od czasu, gdy zdarzyło mi sie coś podobnego sprawdzam każdy paragon.
      Kupowałam serki homogenizowane przecenione na 50 groszy, bo akurat naleśniki planowałam, a na paragonie serki wyszły po 5 zł. Na szczęście w punkcie obsługi klienta oddali pieniądze, ale gdybym nie sprawdziła, to serki byłyby drogocenne.

      Usuń
  12. Klient nasz Pan!;-) ale jednak tej zasady chyba nie wprowadzają w życie sprzedawcy;) A szkoda...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Klient jest obskakiwany, gdy chce kupić, gorzej jeśli chce reklamować lub wymienić towar na inny...

      Usuń
  13. Zdarzyło mi się w życiu parę razy reklamować towar i zazwyczaj z dobrym skutkiem. Tylko w sklepie rybnym odesłano mnie z kwitkiem i ja również położyłam suchą i niewiarygodnie słoną wędzoną sieję kupioną godzinę wcześniej na ladzie z prośbą, by pani ekspedientka przy mnie ją skonsumowała. Popatrzyła na mnie jak na zjawisko i powiedziała, że pieniędzy nie może mi zwrócić, tylko odesłać rybę do producenta i czekać. Machnęłam ręką i życzyłam smacznego. No czasami i tak bywa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaniosłam do sklepu jogurt z pleśnią, ale powiedziano mi, że data ważności jest aktualna, więc to nie wina sklepu...

      Usuń
  14. Ja ostatnio reklamowałam lodówkę. I wymienili mi na nową, ale straciłam przy tym mnóstwo czasu, papierków do wypełniania było kilka, w sklepie chodziliśmy od stanowiska do stanowiska, a w dodatku musieliśmy sami zwrócić się do ubezpieczyciela o zwrot pieniędzy za gwarancje, która nie została wykorzystana. I jeszcze nam nie zwrócili wiec być może wszystko przed nami. Nie cierpię tego uczucia, gdy wiem, że mam rację a czuję się tak, jakby ktoś mi robił łaskę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, to współczuję takich perturbacji, bo to nic miłego, w dodatku część odpowiedzialności przerzucono na Was.
      To bardzo frustrujące czuć się lekceważonym , tak nie powinno być!

      Usuń
  15. Mnie omijają na razie takie problemy i serio nie mam zadnych skarg na instytucję reklamacji. Chyba jestem szczęściara po prostu, dobrze, że przynajmniej w jakiejś dziedzinie ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To przynajmniej pozytywny sygnał lub faktycznie masz Gaju szczęście:-)

      Usuń
  16. Mój ostatni zakup - "czarodziejski " ciśnieniomierz był dwa razy wymieniany na nowy, dałam mu szansę do trzeciego razu i w końcu trafione. Firma okazała się bardzo solidna a pan kurier to już prawie po omacku do nas wchodził , bo akurat ciagle był ten sam. Ale kiedyś Bogdanowi w sklepie obuwniczym powiedzieli, że źle chodzi , jak chciał reklamować buty. Więcej reklamacji nie pamiętam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli sprawdziło się do 3 razy sztuka :-)
      Nie wiedziałam, że można ŹLE chodzić, to może powinna być instrukcja?

      Usuń
  17. Teraz takie pozytywne do klienta podejście staje się już normą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie dziwi mnie, że nie wszyscy producenci i sprzedawcy wpadli na to, że o klienta trzeba dbać, bo ucieknie do konkurencji...

      Usuń
  18. Obsługa klienta zostawia wiele do życzenia, wiedzą ci, którzy dopiero wrócili do Polski, po dłuższym pobycie za granicą, ale systematycznie zmienia się na lepsze. Na bardziej opornych znalazłem sposób, po prostu wchodzę na ich fanpejdża na FB i tam piszę kulturalnie, ale dosadnie, co myślę o jakości produktów i obsłudze klienta. Jeszcze nie było sytuacji, aby taka interwencja nie poskutkowała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to znalazłeś sprytny sposób, ja niestety nie mam konta na FB...

      Usuń
  19. Jotko, ostatnio reklamowałam alkomat, który zaniżał wynik. Niestety nic nie wskórałam, bo podobno " ekspert zewnętrzny " stwierdził, że wszystko jest ok. Cóż, odpuściłam bo na szczęście nie kosztował dużo.

    OdpowiedzUsuń
  20. Nie wnoszę reklamacji. Chyba wynika to z mojej nieumiejętności walki z systemem. Ale za to pamiętam jak pracując wtedy w markowej polskiej lodziarni w Warszawie - kobietę, która zamówiła dwie gałki lodów w szklanym pucharku. Wybrała smaki, usiadła do stolika, po czym przyszła za jakiś czas z PUSTYM pucharkiem do kasy aby powiedzieć, że znalazła w lodach włos i chce dostać nową porcję dwóch gałek ale tym razem bez włosa.
    Reklamacja a reklamacja to duża przestrzeń w której wiele może się wydarzyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O takich cwaniakach czasem słyszę w mediach, niektórzy podobno muchę podrzucają do dania, by nie płacić za obiad...

      Usuń
  21. Najlepszy tekst to nieprzyjęcie reklamacji bo buty nosiły znamiona użytkowania, W takich sytuacjach mam ochotę krzyczeć "i tak ku..a cale życie z debilami" Jak nie mogę sobie poradzić to korzystam z usług Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Zawsze napiszą pismo, powiedzą jak to załatwić

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale to wszystko tyle zachodu i zdrowia kosztuje i nie masz wtedy ani butów ani gotówki :-(

      Usuń
    2. ale gdyby wszyscy robili w ten sposób to by uczyli rozsądku nieuczciwych sprzedawców i pokręconych producentów. Każdą reklamację wygrałam nieraz przy pomocy usług Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.

      Usuń
    3. Oczywiście masz rację :-)

      Usuń
  22. Witaj, Jotko.

    Kupiłam kiedyś zjawiskowe szpilki we Włoszech. Raz - dosłownie raz - przeszłam się w nich polską uliczką i złamałam obcas na jakiejś dziurze. To nie były buty na nasze chodniki, więc miałam zamiar odpuścić, ale koleżanka poradziła mi, żebym napisała reklamację i wysłała do firmy (dość znanej marki). Bez żadnej nadziei zrobiłam to. Mniej już mi nawet chodziło o pieniądze, po prostu buty naprawdę były jak marzenie :)
    Uwzględnili mi tę reklamację. Kazali odesłać zniszczony egzemplarz i przysłali identyczne - nowe. Na wszelki wypadek już w nich Bóg wie gdzie nie chodziłam i mam je do dziś.
    To moja jedyna reklamacja - chyba po prostu też mam szczęście, jak jedna z Przedmówczyń :)

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To faktycznie super z ich strony. Córka znajomej trafiła kiedyś na szkło w jogurcie i omal zęba nie złamała. Producent jogurtu przysłał przeprosiny i zaoferował się pokryć koszt wizyty u dentysty...

      Usuń
  23. Do reklamacji to podobnie, jak Ty, nerwów nie mam. Ostatni raz przydarzyło mi się to głupstwo zrobić, gdy syn był nastolatkiem. Buty pękły w "poprzek", bo "syn je zginał stopy, jak chodził". Jeszcze wcześniej buty młodszego tak długo krążyły reklamowane, aż z nich wyrósł i dostaliśmy zreperowane już za małe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No z tymi butami to chyba najwięcej hecy, ciekawe dlaczego?

      Usuń
  24. U mnie w domu czekają na reklamację dwa garnki, które kupiłam dwa tygodnie temu. W obu gotowałam zaledwie kilka razy, a już na dnie zaczyna wychodzić...rdza. Normalne brakoróbstwo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I nie wiadomo w dodatku czy rdza to jedyny feler, może są jakieś ukryte...

      Usuń
  25. Kochana, życie weryfikuje reklamacje. U mnie podeszwa u zimowego buta odpadła, więc chciałam reklamować, na co oburzona sprzedawczyni powiedziała, że po trzech miesiącach chodzenia po śniegu, miały prawo odpaść. Ręce opadają, mam za swoje, że nie wiedziałam, bo skoro zima trwa trzy miesiące, znaczy nie ma czego reklamować.
    Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo chciałabyś w butach chodzić latami, a tu dbają, żebyś była trendy i kupowała co sezon nowe :-)

      Usuń
  26. Gdybym napisała, że mam szczęście do reklamacji to pewnie by śmiesznie zabrzmiało. Ale to fakt, że właściwie wszystkie reklamacje jakie mi się przydarzają załatwiam pozytywnie.
    Jakiś czas temu reklamowałam buty i dowiedziałam się, że je nieumiejętnie użytkowałam ha ha ha. Ale papier jest cierpliwy więc napisałam odpowiednio umotywowane odwołanie i otrzymałam zwrot pieniędzy. Obecnie jestem w toku załatwiania nie tyle reklamacji a rekompensaty za spóźniony lot (jeszcze niedawno nie wiedziałam, że i coś takiego można, a szkoda, bo kilka razy mi się takowe opóźnienia zdarzyły - tu warto się trochę wczytać, bo na początku firma proponuje o wiele niższą kwotę, niż ta, którą wskazują przepisy).
    Pozdrawiam i życzę wszystkim jak najmniej reklamacji ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli z przepisami trzeba byc obkutym na cztery kopyta. Wiedziałam, że można domagać się częściowego zwrotu pieniędzy za bilet kolejowy.
      Też wolałabym pełnowartościowy towar i usługi zamiast udanych reklamacji :-)

      Usuń
  27. W tej dziedzinie mam bardzo złe doświadczenia. Kupiłam drogie sandały ze skóry. Po kilku dniach zaczęły pękać paski. Poszłam do sklepu towar reklamować. Nic z tego sprzedawca odesłał mnie z kwitkiem.
    Innym razem kupiłam pralkę Cendy, drogą też. nie chciano uznać reklamacji bo była używana. Przepraszam jak mam sprawdzić czy sprzęt działa i pierze, na sucho? Tu pralkę przyjęto i zwrócono pieniądze.
    Pozdrawiam Jotko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To mnie zawsze zadziwia, że producenci i sprzedawcy nie "pozwalają" używać sprzętu, bo wyjdą usterki...paranoja!

      Usuń
  28. Rzadko zdarza mi się sytuacja, żeby coś reklamować, ale zawsze reklamacja jest uznawana. Jakiś czas temu zareklamowałam żelazko firmy Bosch, bowiem po kilku miesiącach użytkowania zaczęło puszczać wodę podczas prasowania. Niecały miesiąc od złożenia reklamacji otrzymałam nowiutkie żelazko z adnotacją, że reklamowanego nie opłacało się naprawiać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz, ile osób, tyle sytuacji. Czasami wystarczy trochę dobrej woli lub dbałość o markę firmy.

      Usuń
  29. A poza tym, kto ma czas i siły, by domagać się swego na drodze prawnej...

    OdpowiedzUsuń