poniedziałek, 30 września 2019

Pierwsza praca...

Do wspomnień nakłonił mnie Hegemon, gdy pisał o swojej pracy na studiach.
Nie pamiętam już, którą pracę wykonywałam jako pierwszą w celach zarobkowych, ale chyba była to praca babki/ dziewki klozetowej.
Nie śmiejcie się, pecunia non olet...
Pierwsze zarobione pieniądze pozwalają lepiej się poczuć, a wydaje się je z większą rozwagą, niż podarowane.

Ta pierwsza praca była całkowitym przypadkiem, chodziłam wtedy do podstawówki, moja mama pracowała w Ciechocinku w restauracji, jako księgowa.
Pojechałam tam w odwiedziny i zaproponowano mi pomoc przy myciu kufli po piwie, czasami sprzedałam też komuś piwko, ale ktoś dopatrzył się w tym nieprawidłowości, więc usunięto mnie zza bufetu.
Sama więc wynalazłam sobie zajęcie, ambitne nie było, ale gości sporo, więc na talerzyk obok WC klienci kładli ciągle monety. W parę dni zarobiłam na dobre lody i coś tam jeszcze. Stare dzieje.

Później była to praca przy truskawkach. Naszym zadaniem było usuwanie szypułek, bo obrane owoce trafiały bezpośrednio do przetwórni.
Wolno nam było jeść truskawki do woli, nie można było tylko wynosić.
Pierwszego dnia jadłam największe, drugiego najsłodsze, trzeciego już nie mogłam patrzeć na truskawki.
Robota była żmudna, plecy bolały, płacili kiepsko od wagi koszyka.
Rąk nie mogłam długo doszorować, ale owoców najadłam sie za wszystkie czasy.

W szkole średniej najęłam się na cały lipiec w warsztatach szkolnych jako pomoc ślusarza. Uczniowie szkoły zawodowej mogli popracować latem przy produkcji małych elementów dla przemysłu, a my - czyli element napływowy z liceum pomagałyśmy ślusarzom.
W warsztatach tych pracował mój przyszły teść, stąd wiedza o możliwości zarobkowania.
Płacili na tyle dobrze, że z zarobionych pieniędzy nabyłam piękny sweter i jeszcze sporo zostało na resztę wakacji.

W czasie studiów koleżanka załatwiła nam pracę w drukarni. Zachęcali dobrymi zarobkami, praca na akord, także w soboty.
Do pracy chodziłyśmy na 5.45, dla studentki w wakacje to zabójcza pora.
Robota dla robota, zero myślenia, pośpiech, jedna przerwa na śniadanie.
Więcej przerw mieli palacze, co do dziś uważam za niesprawiedliwe...
Zarobki okazały się legendą, ale i tak warto było, zawsze to doświadczenie i własna kasa.
Napatrzyłam się natomiast na różne machlojki i kradzieże...jak miało być w Polsce dobrze, gdy pracownicy okradali własną? firmę, która dawała im pracę

Było trochę tych dorywczych prac, każdy młody człowiek ma spore potrzeby.
Trochę ich opisałam w zakładce Okruchy pamięci, muszę wrócić do uzupełniania, bo pamięć coraz bardziej dziurawa się robi.
Dlatego też byliśmy z mężem dumni, gdy syn od początku studiów także podjął dorywcze prace tu i tam, miał na koncerty, piwko z kolegami, a wreszcie na randki z ukochaną.

Jeśli pamiętacie swoje doświadczenia w tym względzie podzielcie się, proszę w komentarzach:-)

112 komentarzy:

  1. Byłam w drugiej klasie liceum gdy ktos z ciała pedagogicznego w szkole zapytał mnie czy nie chciałabym posprzątać mieszkanie jakiegoś starszego profesora od historii Z początku przeraziłam się gdy weszłam do tego mieszkania bo bałagan był niesamowity, A potem zobaczyłam że w drugim pokoju jest niesamowita ilość książek. I zaczęłam te ksiązki przeglądać i czytać i potem segregować. Wszystko to w towarzystwie tego profesora, który już nie wychodził z domu. Po paru dniach moja praca przekształciła sie w rozmowę i dyskusję a własciwie to w ciągłe moje słuchanie pana profesora. ByL niesamowicie mądrym człowiekiem.
    A w klasie maturalnej to udzielałam korepetycji z języka polskiego i angielskiego dzieciom ze szkoły podstawowej. To wszystko za grosze ale one się wtedy bardzo liczyły, bo razem z mamą i siostrą żyłyśmy we trzy z pensji nauczycielskiej naszej mamy.
    Wspaniały temat Asiu. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za garść Twoich wspomnień, korepetycje tez mi się zdarzały, ale za darmo:-)

      Usuń
  2. W szkole podstawowej w wakacje nabijalam liście tytoniu na drut, przed suszeniem. Sortowanie według wielkości i jakości.
    Lubiłam to zajęcie, choć palce poklute, ale było wesoło. Zarobek niezły.
    Były zbiory truskawek, pomoc kuchenna przy weselach.
    Wiele prac wykonywałam społecznie, bo pieniądz nie wszędzie musi być nadrzędną rzeczą w życiu!
    Moje Dzieci także zarabiały, np na ciuchy modne, sprzęt muzyczny, podróże, czy studia.
    Własny grosz wydaje się oszczędnie i szanuje, ceni bardziej💰
    Pozdrawiam serdecznie na miły tydzień 😀🌻🌞☕

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że kasa nie jest najważniejsza, ale ułatwia życie :-)

      Usuń
  3. Jak sięgam pamięcią pracować zaczynałam w wieku 5 lat od pasania gęsi, potem krów, potem przy żniwach i wykopkach; zawsze za friko; no może za wikt i opiorunek. Każde wakacje to była harówka na polu, nadwyrężała moje skromne możliwości fizyczne, czego skutki [na zdrowiu] odczuwam do dziś.
    Nie uwierzycie, ale najlepsze stopnie w szkole zbierałam w miesiącu wrześniu, gdyż po takiej ciężkiej fizycznie pracy wzmagał się zapał do nauki. Gdy tylko zdobyłam zawód, zrezygnowałam z wakacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba miałam mniej niż 5 lat jak rodzice wysłali mnie za karę do gospodarza gęsi paść. Zawinęli rogalika w chusteczkę, węzełek zawiesili na patyku, patyk położyli na moim ramieniu i wystawili mnie za drzwi. Ależ płakałam! Najbardziej dlatego, że jako dziecko z miasta, nie wiedziałam gdzie szukać tego gospodarza.

      Usuń
    2. Na wsi spędziłam kilka wakacyjnych miesięcy, pomagałam w opiece nad młodszymi kuzynami, by dorośli mogli pójść w pole...ciężko fizycznie nie było, ale odpowiedzialność duża...

      Usuń
  4. W czasach gdy chodziłam do liceum nikt nie zatrudniał "nieletnich" do 16 roku życia. A w wakacje to za pracę w polu moje koleżanki miały co najwyżej darmowe jedzenie i spanie. Czasy były wtedy naprawdę ciężkie.I tym sposobem moje pierwsze zarobione pieniądze pochodziły dopiero z okresu regularnej, etatowej pracy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za jedzenie jeździło się na wykopki i sadzenie lasu, nie lubiłam błota na polu i myszy...

      Usuń
  5. Jako dziecko miałam pierwszą pracę przy owocach, ale prawdziwą mam teraz i jestem bardzo zadowolona z niej ❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zadowolenie z pracy jest ważne, czasem atmosfera w pracy jest ważniejsza od zarobków.

      Usuń
  6. Moja pierwsza praca to pomagałam sprzedawać na straganie w czasie wakacji różne różności. Strasznie byłam zadowolona z tego zajęcia. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja sprzedawałam kiedyś lizaki na wycieczce do Berlina Zachodniego, szły jak ciepłe bułki i sporo płacili...

      Usuń
  7. Czyli babcia zostałaś już w podstawówce!

    OdpowiedzUsuń
  8. Pierwsze pieniądze to chyba dopiero pod koniec studiów zarobiłam za jakieś tzw. michałki w gazecie, czyli takie drobne formy. Co nie znaczy, ze nie pracowałam, ale to się nazywało pomaganiem starszym, więc mi co najwyżej na lody dawali.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drobnych prac było sporo, ale nie za wszystkie płacili...

      Usuń
  9. Już jako dziesięciolatka zajmowałam się podwórkowymi dzieciakami, to była praca za dziękuję.
    Mieszkałam w mieście, jednak wakacje spędzałam u wiejskich rodzin, których miałam sporo w różnych częściach Polski.
    I tak to jako dwunastolatka zrywałam liście tytoniu i nawlekałam na drut, to było traktowane jako pomoc sąsiedzka.
    Także pomocą ale rodzinną był udział z żniwach w charakterze woźnicy ;) Powoziłam kosiarką ścinającą zboże, obok siedział wuj, który spychał porcje zboża, akuratne na snopki, z takiego podajnika. Miałam chyba z 16 lat.
    A pierwsza praca za pieniądze, to było skubanie bobu. Miałam 17 lat i spędzałam wakacje u rodziny na Wysoczyźnie Elbląskiej, tam były plantacje, bo w Tolkmicku była przetwórnia. Wpierw zrywałam i skubałam bób u rodziny, a potem u ich znajomych i ci znajomi płacili mi za wyłuskiwanie bobu z łupin.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak wiele osób pracowało na wsi lub pomagało rodzinie...kiedyś kontakt z pracami polowymi i gospodarskimi był bardziej powszechny:-)

      Usuń
  10. Zaczęłam zarabiać wieeeele lat temu ciągnąc paleciaka w Tesco ;) A potem było róznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Paleciaki i inne ciężkie prace niejedne plecy zdruzgotały...

      Usuń
  11. No tak, pierwsze samodzielnie zarobione pieniądze "smakują" inaczej...Inaczej tez się je wydaje

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko co łatwo przychodzi , mniej smakuje...

      Usuń
  12. Jako młodzieniec nie zhańbiłem się żadną pracą zarobkową. Dopiero w czwartej klasie technikum, zarobiłem za praktyki w kopalni, a później już tak zostało do emerytury. Dopiero na emeryturze poznałem praktycznie szereg licznych zawodów, a najbardziej podobało mi się być ławnikiem w Wydziale Karnym Sądu Rejonowego - jeden dzień w miesiącu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, to napatrzyłeś się na wiele ludzkich historii...

      Usuń
  13. Pierwsza praca to była tzw. obowiązkowa praktyka zawodowa przed 1 rokiem studiów, musiał wtedy taki student najpierw zażyć pracy przy taśmie w fabryce lub innej fizycznej pracy, żeby nie stracić łączności z rzeczywistością, bo proponowane prace moim zdaniem nie miały żadnego innego sensu. Ja akurat nie musiałam w ten sposób pracować, sama sobie załatwiłam pierwszą pracę po skończeniu kursu na pilota wycieczek zagranicznych, o czym kiedyś pewnie napiszę, za to moja pierwsza praktyka w ramach tych studenckich była ciekawa: mnie się trafiła praca w szpitalu na Banacha. W sumie fajnie, że mi to przypomniałaś, też mogę mieć materiał na posta. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie czekam na Twoje wspomnienia, bardziej szczegółowe:-)

      Usuń
  14. Moja pierwsza praca to była w budce z lodami, całkiem miło wspominam :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja chyba pierwszy raz pracowałam zarobkowo chyba przez miesiąc w wakacje pod koniec podstawówki (wtedy ośmioklasowa) w jakiejś organizacji studenckiej. Szczegółów nie pamiętam, ale utkwiło mi w pamięci, że chodziłam do ambasad odbierać paszporty z wbitymi wizami. Potem to dopiero na studiach: korepetycje, pilnowanie dzieci, tłumaczenia. Większość tych prac wykonywałam na rzecz Japończyków (studiowałam na japonistyce), którzy płacili w dolarach. Dla nich były to grosze (np. 1 dolar za godzinę opieki nad dzieckiem), ale dla nas to były spore pieniądze w tamtych czasach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli od początku miałaś kontakt w z wielkim światem:-)

      Usuń
  16. W czasie szkoły nie pracowałam, ale zaraz po, podjęłam się pierwszej pracy i od tamtej pory zachowywałam ciągłość. Zawsze miałam stałą pracę, póki nie opuściłam kraju. Tak to bywa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To w sumie wcześnie zaczęłaś dorosłe życie...

      Usuń
    2. Czy ja wiem, wydaje mi się to normalne.

      Usuń
    3. Dla niektórych tak, ale nie dla wszystkich...

      Usuń
  17. No, popatrz, każdy chyba ma tego typu wspomnienia. :)
    Moje pierwsze to truskawki z rodzicami, bo mama jeździła zbierać po to, aby za te zarobione tam pieniądze, wziąć truskawek do domu i narobić nam zapasów na zimę. Były zawsze pyszne i pachniały słońcem.

    Potem, w liceum był ohap w wakacje w takiej fabryczce, gdzie kisiło się ogórki i robiło przetwory z owoców. Pracowałam w lipcu, a w sierpniu wydawałam te pieniądze na podróż do Bułgarii, gdzie pracował mój wujek i gdzie mnie zapraszał, bo wyjeżdżało się na zaproszenie. :)

    Na studiach MDK, dorabiałam w soboty, potem chcieli mnie zatrudnić.

    Ostatnio też przez dwa lata dorabiałam w GOKiSie, bo mam papier animatora. :)

    Dobrego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W liceum wozili nas do przetwórni owoców i warzyw, praca za darmo i do dziś nie mogę patrzeć na pikle z ogórków!

      Usuń
  18. Nie mam zbyt wielkiego doświadczenia... Na IV i V roku studiów odbierałam z przedszkola synka znajomych. Po studiach poszłam do pracy i jestem w niej do dzisiaj...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za to na pewno dajesz z siebie 200% normy:-)

      Usuń
    2. ...bo nie mam innego wyjścia w naszym obozie pracy.

      Usuń
    3. Chyba nikt nie ma, właśnie idę wykonać 150 %

      Usuń
  19. Moja pierwsza praca na serio to opiekunka PCK. Chodziło się do starszych ludzi i właściwie załatwiało im wszystko. Pamiętam starszą, stuletnią babcię. Zaczynała dzień od kieliszeczka spirytusu. Jadała tylko gotowana golonkę i kiełbasę. Tylko to. Kiedy robiłam jej zakupy i wydałam mniej niż mi dała, zawsze bardzo skrupulatnie oglądała paragon i egzekwowała resztę. Kiedy musiałam dołożyć na te golonki i kiełbasy ze swoich, głuchła i ślepła :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No popatrz, taki prosty przepis na długowieczność...
      Swoją droga, znane mi starsze osoby kieliszeczka nigdy nie odmówiły i na diecie nie były:-)

      Usuń
  20. Jako przyszły elektronik już od II kl. liceum dorabiałem naprawami RTV i korkami z matmy.

    OdpowiedzUsuń
  21. Pierwsza pracą chyba gdzieś w ogólniaku na wakacjach rozładunek przyczep pełnych rożnych warzyw i owoców. Pracowałem w zakładach przemysłu owocowo-warzywnego. Jak sobie pomyśle to wciąż mnie plecy bolą. Ale szacunek do wysiłku fizycznego pozostał do dziś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owoce i warzywa często pojawiają się w komentarzach:-)

      Usuń
  22. Żadna praca nie hańbi, a dobrze mieć parę groszy swoich własnych na własne wydatki. Bo właśnie to było najlepsze w pierwszej pracy, że można było wydać na co się chciało, a przynajmniej ja tak robiłam. Co do umieszczonego obrazka, to faktycznie praca tylko te zalety ma xD. Też pracowałam przy zbiorach - praca bardzo słabo płatna i ciężka. Od 4-tej trzeba było być na nogach, czasem do południa, a czasem aż do wieczora i to bez przerwy, żadnego wolnego weekendu, żeby odpocząć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takich sytuacjach możną się przekonać, który rodzaj pracy na pewno nam nie odpowiada.

      Usuń
  23. Na studiach sprzątałam w sklepie z meblami. A na półroczną praktykę w czasie studiów wyjechałam do Niemiec i to była jazda bez trzymanki ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słyszałam o wyjazdach studenckich, ja nie doświadczyłam...

      Usuń
  24. Uruchomiłaś lawinę wspomnień 😊 Drukarnia też była , do tej pory maszyna, która zastąpiła mnie w zbieraniu kartek, nosi imię Gabrysia 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A kto ją tak nazwał?

      Usuń
    2. Właściciel drukarni :) Bo w zbieraniu kartek nie miałam sobie równych

      Usuń
  25. Pierwsza moja praca, to jak miałam 17 lat, stałam w sklepie w dni targowe i sprzedawałam płyty, o matko jak to dawno było :-)))
    A później na studiach latem studenci musieli przymusowo odpracować w wakacje 1 miesiąc w zakładach owocowo-warzywnych przy zamykaniu słoików z ogórkami. I było to w Lipnie :-) Na szczęście płacili za tę pracę.
    Stare dzieje :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okazuje się, że chyba wszystkie przetwórnie w Polsce posiłkowały się pracą uczniów i studentów:-)

      Usuń
  26. Fajnie, że zainspirował cię mój wpis :-) przeczytałem wszystkie komentarze i dowiedziałem się dzięki temu, w jak różny sposób ludzie wchodzą w prace zawodową. Ja chyba najdłużej zarabiałem, jako malarz konstrukcji stalowych. To była dobrze płatna praca, tylko mało rozwojowa, a domyć się po skończonym dniu roboty nie było można

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Domyślam się, a do tego opary farb i niebezpieczne sytuacje...

      Usuń
  27. Moja pierwsza praca... W czasie studiów zatrudniłyśmy się z koleżanką na miesiąc w ZUSie by zarobić na dalszą część wakacji;))) Wtedy dowiedziałam się, że praca za biurkiem przez 8 godzin to nie dla mnie.. Ja muszę być w ruchu i potrzebuję świeżego powietrza:))) To był bardzo dłuuugi miesiąc:)) Potem pracowałam na koloniach jako wychowawca i już było duużo lepiej:)))
    Serdecznie pozdrawiam:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To znajome, praca za biurkiem też nie dla mnie, więc nazywam siebie nietypową bibliotekarką...

      Usuń
  28. Pierwsza praca to noszenie zakupów starszej sąsiadce. Zarobek marny, ale satysfakcji dużo, a sąsiadka miła. Potem to już wyjazdy na obozy i kolonie, działałam w harcerstwie. Jak pomyślę teraz, nawet gdybym kokosy zarobiła, nie zgodziłabym się spać na żelaznym łóżku w sali, gdzie spała moja grupa 25 osób.
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja dziś nie jeżdżę na kilkudniowe wycieczki, nie i już...

      Usuń
  29. Po pierwszej pracy człowiek już wie jaką wartość ma pieniądz :)

    OdpowiedzUsuń
  30. Moja pierwsza praca była w tej firmie, co moja ostatnia:) A w międzyczasie była firma handlowa, firmy turystyczne, operator telekomunikacyjny, szkoła jazdy... W życiu bym nie pomyślała, że po dwudziestu latach przerwy wrócę do korporacji, w której zaczynałam i stąd mam nadzieję za dwa lata odejść na emeryturę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Różnie się plotą ludzkie drogi, czasem to temat na książkę:-)

      Usuń
  31. Ja w wakacje dorabiałam jako wychowawczyni na koloniach i to nawet nie skończywszy sama 18-stu lat. Jedna z tych kolonii opisałam w notce Koszmarna Kolonia. A pieniądze odłożyłam na...pralkę automatyczną :) Byłam obrzydliwie rozsądna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, ja wydawałam wszystko na siebie...

      Usuń
  32. Bardzo ciekawy post! Ale że pomoc ślusarza... Nie pomyślałabym!

    Jedną z pierwszych prac, jakie wykonywałam była pomoc na gospodarstwie rodzicom, układanie mozaiki (branża budowlana! :D) i sprzedawanie kwiatów w restauracjach ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sprzedawanie kwiatów w restauracjach - jak na przedwojennych filmach!

      Usuń
  33. W czasie licealnych wakacji, koleżanka zabrała mnie do pracy przy żniwach - czas "mocno odległy"... Nie pamiętam, ile pieniędzy zarobiłam, ale wiem, że sprawiłam sobie dwie sukienki, szyte według własnego projektu. Ale nie to jest najważniejsze. Wtedy zbudowałam sobie obraz upalnego lata, do którego porównuję to, co działo się tego roku. Lubię takie świadomościowe wędrówki w czasie!

    OdpowiedzUsuń
  34. Ja ze swoich koszmarnych prac młodości najdotkliwiej zapamiętałam zbieranie stonki na poletku ziemniaków. Brrrr!!! Do dziś nie mogę tego wyrzucić z pamięci! ;(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dziwię się, w nas na wykopkach chłopaki myszami rzucali...

      Usuń
  35. Pierwszy staż w urzędzie skarbowym miałem koszmarny. Dobrze, że tylko miesiąc. Drugi trwający trzy miesiące był o wiele lepszy, przede wszystkim czułem się ważny w zespole.

    Czasem ciężko wszystko nawet ogarnąć. :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  36. Pierwsza wypłata chyba sprawia wiele radości i daje satysfakcje ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. radość i duma, że wreszcie można samemu decydować:-)

      Usuń
    2. To mówiła moja siostra:)

      Usuń
  37. Moja pierwszą praca to zbieranie truskawek w wakacje, wtedy zarobiłam na moje pierwsze rolki, które troche kosztowały jak na tamte czasy,ale mam je do tej pory i dobrze mi służą :) Druga moja praca było opieka nad dwójka dzieci 3 latka miał chłopiec, a dziewczynka 6. Potem również w wakacje pracowałam jeden dzień w pizzerii i cały dzień smażyłam pieczarki, niestety nie dałam rady przyjść kolejnego dnia, zapach mnie strasznie drażnił i monotonność, bo ciągle musiałam robić to samo, a do pieczarek miałam taki wstręt, że przez dobre pół roku ich nie jadłam. Potem miałam parę prac jako opiekunka do dziecka i teraz juz od dobrych 3 lat pracuje w księgarni i uwielbiam moją pracę, wciąż studiuje i mam nadzieję, że w następnym roku już będę przedszkolanką :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No w takiej pizzerii też nie dałabym rady...
      Widać, że praca z dziećmi jest Twoim przeznaczeniem, oby wszystko poszło dobrze:-)

      Usuń
  38. Moja pierwsza praca była po ogólniaku, pracowałam przez krótki okres jako szkolna sekretarka .Bardzo mnie nudziła ta praca.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, dzisiaj szkolne sekretarki mają istne urwanie głowy, o nudzie mowy nie ma!

      Usuń
  39. Gdzieś już pisałem o tym, że moja pierwsza praca to praktyki studenckie odbywane w supermarkecie, ale wcześniej dorabiałem sobie do wakacji; raz w cukrowni, a potem także na składzie drzewa. Nie pamiętam, czy za praktyki miałem zapłacone; jeśli tak, to bardzo symbolicznie, ale za to jako jeden z niewielu pierwszoroczniaków dostałem wcale interesującą książkową nagrodę. jeśli chodzi o te prace w cukrowni czy przy drzewie, to mój zarobek nie był wielki, ale znacząco przyczynił się do jakości późniejszego pobytu nad jeziorem. Miałem oczywiście możliwość częstszej pracy w niedojrzałym jeszcze wieku, ale moi rodzice uświadamiali mnie, że "jeszcze się w życiu narobię", a zatem byli raczej przeciwni temu, abym skracał sobie wakacje, imając się różnych płatnych zajęć. A tak już zupełnie na poważnie moja pierwsza praca, jak najbardziej fizyczna wiązała się z zawodem ślusarza-wiertacza, albowiem w tak zwanym między czasie zdobyłem tytuł technika obróbki skrawaniem... pracę w szkole zacząłem już po wojsku.... :-)

    OdpowiedzUsuń
  40. "międzyczasie" pisze więc oczywiście łącznie... przydarzył mi się spory byk...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byki zdarzają się wszystkim i nie robię z tego tragedii, a początki pracy zawodowej masz identyczne jak mój mąż!

      Usuń
  41. Każde wakacje spędzałam u dziadków, nie chciałam żadnych obozów, kolonii - czekałam na wolne 2 miesiące. Pracę w polu traktowałyśmy z siostrą nie jak pracę ale atrakcję i nobilitację, bo np. już można było usiąść na maszynie do młócenia i podawać snopki albo powrósła:) Ja siostrze zazdrościłam, że jej wolno było więcej, w końcu starsza o 5 lat ode mnie. Było układanie snopków w stodole itp. prace, za które dziadkowie zawsze coś "odpalali", żebyśmy miały własne, zarobione pieniądze. I jeszcze mi się przypomniało, że zbierałam w ogródku spady spod jabłoni i zawoziłam wózkiem do "browaru"- tak się zawsze mówiło, choć to były zakłady przetwórstwa owocowego, lecz przed wojną funkcjonował tam browar. Teraz znów działa, wskrzesił go Jakubiak(?)wtedy od Kukiza, a sprzedał Palikotowi - to jako ciekawostka. Potem w czasie studiów jeździłam jako wychowawczyni na kolonie i to były moje pierwsze formalnie zarobione pieniądze. Pamiętam dokładnie, że kupiłam sobie kurtkę ze sztucznego futerka i torbę z brązowego skayu. Oj, młodość...
    Sciskam Cię, Joteczko, mocno, tyle wspomnień przywołałaś :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię czasem powspominać i wiesz co? Ostatnio w skansenie odkryłam, że nasza młodość to już historia, bo to co oglądam w skansenach i muzeach pamiętam z własnego dzieciństwa:-)

      Usuń
    2. Nawet snopków na polach nie ma, leżą bele słomy, które uroku w sobie nie mają i malowniczości krajobrazowi nie dodają. A ja pamiętam jak w stodole cepami młócono, babcia mi pokazała u sąsiadki jako ciekawostkę. Prawdziwy skansen ;)))

      Usuń
    3. Próbowałam cepowania, niezła siłownia, a pamiętasz z filmu?
      - powymyślali te durackie maszyny bo siły w ręcach nie mieli...

      Usuń
  42. Hah, pierwszą pracą za którą mi płacono było zabijanie much. Babcia już słabo widziała, więc ją wyręczałam. Płaciła 5 gr od sztuki ;) W tamtych czasach wszystko było tańsze więc płaca była przyzwoita. Później zaliczałam porę, truskawki i pomidory, a pierwszą pracą na jaką mam papierek było prowadzenie małego punktu usługowego tj. ksero, laminowanie i sprzedaż art. biurowych. Praca była fajna i zwalniałam się stamtąd z pewnym żalem, bo pomimo iż lubiłam moje zajęcie szef stał się wręcz nie do zniesienia. Nie martwiłem się tym jednak, bo przy okazji pracy tam poznałam mojego męża.

    OdpowiedzUsuń
  43. O muchach czytam pierwszy raz...ja biegałam dziadkowi po fajki do kiosku i tabletki z krzyżykiem dla babci, więc odpalali mi parę groszy z emerytury:-)

    OdpowiedzUsuń
  44. Po prostu muszę pomyśleć jakich umiejętności mi potrzeba, wtedy znajdę kursy albo inną formę nauki. Na razie podciągam się w Office.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najważniejsze, że szukasz i że Ci się chce.

      Usuń
  45. Jak mawiała moja babcia " Żadna praca nie hańbi". I ja się z tym zgadzam. Ja to nie pamiętam za dobrze moich dawnych zajęć. Raz w czasie studiów robiłam w Avicie na kasie. Jak Jula pójdzie do przedszkola to zacznę znów szukać pracy. Myślałam o robocie w recepcji w hotelu, ale wtedy muszę ang perfect znać. Właśnie się biorę za powtarzanie. Od studiów trochę ang zaniedbałam i żałuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja synowa zmieniając prace musiała podciągnąć angielski, zapisała sie na kurs intensywny i ćwiczyła w domu, bo syn dobrze zna ten język.
      Trzymam kciuki, Kasiu!

      Usuń
  46. Przypominam sobie korepetycje, które dawałam młodszemu chłopcu. Po prostu odrabiałam z nim lekcje. Zapłatą były łakocie! Byłam wtedy w szóstej klasie, chłopiec w czwartej. Lubiłam to zajęcie. Może to był początek mojego pedagogicznego powołania?
    Pozdrawiam bardzo serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapewne tak było, w końcu do korepetycji trzeba mieć cierpliwość:-)

      Usuń
  47. Moja pierwsza praca? Staż w domu pomocy społecznej jako opiekunka. Dziś bym już się na to nie zdecydowała, ale wtedy nabrałam jakby więcej cierpliwości, nawet do tych trudnych mieszkańców. I kupiłam sobie sporo książek i telefon :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To naprawdę trudne wyzwanie, zwłaszcza dla młodej osoby...

      Usuń
    2. To prawda, miałam zaledwie 22 lata i zdarzyły się w tej pracy rzeczy, na które nie byłam przygotowana.

      Usuń
    3. nawet dla dojrzałych osób nie jest to łatwa praca, nie każdy moze pracować ze starymi, upośledzonymi czy kalekami...

      Usuń
  48. a pomyśl czy teraz licealista chciałby tyrać tyle czasu, żeby zarobić na upragnionego ciucha? Ja tak zasuwałam na wymarzone dzinsy :) sprzedawałam hot-dogi. Do dziś nie zjem tego syfu gdzieś na mieście.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znajomy mego taty pracował w zakładach mięsnych, pasztetowej nie brał do ust...

      Usuń
  49. Jotko, mi rodzice nie pozwalali pracować jak to się mówi na czarno czy dorywczo. Dopiero pierwszy raz poszłam do pracy jak skończyłam 20 lat. Studia zaoczne, przez dzień praca i praktyki.
    Niemniej zazdrościłam lekko koleżanką, które sobie tam coś dorabiały, z drugiej strony moich rodziców było stać na moje drobne zachcianki. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bywa i tak i tak, każda rodzina jest inna, ja pracowałam często z ciekawości, ale i z chęci decydowania o swoich wydatkach...

      Usuń
  50. Call center... Ilekroć nie chce mi się rano wstać do obecnej pracy, wspominam tę pierwszą i nagle doceniam to, co mam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyobrażam sobie, kiedyś dzwoniła do mnie operatorka i słyszałam ten hałas wokół niej...

      Usuń