czwartek, 18 września 2025

Bajkowa Simi!

 

Rejs na Simi, to była dobra decyzja. Wycieczka wykupiona jeszcze w kraju, okazała się dłuższa, niż zapowiadał folder, 12 godzin pełnych wrażeń, ale i prom wygodny, z jednym pokładem klimatyzowanym, gdzie w barku można było kupić pyszną kawę i zjeść śniadanie.

Simi (Symi) to piękna wyspa, maleńka, z domkami przytulonymi do zboczy gór, z uliczkami dającymi ochłodę przed upałem, z wodą wylewającą się na ulice wprost z morza...centrum poławiaczy gąbek i religijnych uniesień.

Wypływaliśmy z miasta Rodos, wcześniej zwiedziwszy port, a z autokaru zielone ulice miasta. Nasz prom odpływał o 9.00, ale z hotelu wyjechaliśmy już po siódmej, bo droga do portu daleka i autobus zabierał po drodze innych uczestników. Całość zorganizowana idealnie!


Nasz rejs trwał prawie 2 godziny, na pokładzie cień i wiaterek, najpierw dopłynęliśmy do Simi od strony zatoki Panormitis, gdzie znajduje się klasztor z miejscem pielgrzymek do srebrnej figury św.Michała Archanioła.


Oprócz klasztoru, w Panormitis są tylko piekarnia i kawiarnia, stałych mieszkańców sztuk 20.
Na teren klasztoru wchodzi się przez bramę wieżową, wszędzie ciasno, pielgrzymi i turyści poosuwają się gęsiego, przewodniczka informuje, że można zakupić na miejscu specjalne miotełki do omiatania się z grzechów, by je zostawić w klasztorze...


Zdjęcia można robić tylko na dziedzińcu i w części klasztornej udostępnionej dla turystów.
Wewnątrz kościoła robienie zdjęć zabronione.
Nie jestem religijna, ale widok ludzi płaczących i modlących się do cudownego obrazu robił wrażenie.
A modlili się i młodzi, i starzy.


Krużganki i schody bardzo klimatyczne, za niewielką opłatą można było kupić i zapalić świece w miejscu do tego przeznaczonym.


Udało mi się sfotografować niektóre  ciekawe detale... 


Na szczęście schody klasztorne nie cieszyły się uwagą turystów, więc tylko tam można było zrobić zdjęcie bez tłoku. To mi przypomniało zwiedzanie Złotej Uliczki w Pradze, gdzie szliśmy w pochodzie z zadartymi głowami, bo przed nosem tylko plecy tych co przed nami...


Po opuszczeniu Panormitis czekał nas jeszcze rejs na drugą stronę wyspy. Zanim zawitaliśmy do portu witały nas z daleka kolorowe domki zanurzone w zieleni, zabudowa kompaktowa, krajobraz jak z bajki!
Wielu turystów na promie rzuciło się do robienia zdjęć, w tym mój mąż, któremu zwiało czapkę z głowy i musiał na Simi kupić sobie nową...


Wierzcie mi, że długo robiłam selekcję fotografii z tej wyprawy, bo wszystko piękne, a nie sposób zamieścić po całości. 


Na mostku łączącym dwa brzegi miejscowości trzymam kapelusz, bo porywy wiatru dawały znać o sobie, co widać po flagach na zdjęciach poniżej.
Oczywiście na Simi też spotykaliśmy koty!


Jak na tak małą miejscowość, pomników tu dostatek, wszystkie upamiętniają odważnych poławiaczy gąbek, którzy nurkowali w odległe głębiny bez skafandrów, a wiadomo, że najbardziej wartościowe okazy gąbek rosną na dużych głębokościach. Pomnik po prawej to słynna Eugenia, pierwsza kobieta, która zainicjowała połowy w skafandrze, co było bezpieczniejsze, ale wymagało kondycji, bo i skafander sporo ważył, a Eugenia dawała radę!


Jak nie zakochać się w takim uroczym zakątku, gdzie postawiono nawet krzesełka i stoliczki dla strudzonego wędrowca?
Mostek z flagami łączy port z miasteczkiem.


A czy podobają się wam te uliczki? Tam tylko skutery i rowery, samochód nie przejedzie!


Zwarta zabudowa gwarantuje cień w najbardziej słoneczne dni, ale trudno tam wtargać na wyższe piętra szafy lub lodówki. Ale wodę na liczniki i kanalizację mają!
Zauważyłam kilka domków do remontu, ale podobno nieruchomość ciężko tam kupić, wszystkie się dziedziczy!


Wycieczka na Simi to także wizyta w siedzibie producenta gąbek i sklepie firmowym, nawet nie wiedziałam, że tyle rodzajów gąbek występuje w naturze.
Im głębiej, tym gąbki jaśniejsze i delikatniejsze...były nawet gąbki w formie zwoju delikatnej siateczki, podobno idealne na cellulitis.
Po krótkiej prelekcji i przedstawieniu oferty sklepu, każdy uczestnik otrzymał w prezencie mydełko.


W trakcie pobytu na wyspie dostaliśmy 3 godziny wolnego czasu, ruszyliśmy więc na poszukiwanie klimatycznej tawerny. Nie tylko pomników na Simi sporo; co kawałek, jak nie restauracja, to lodziarnia, nikt głodny ani spragniony nie odjedzie! 

Pomimo zmęczenia, upału i wielu kilometrach w nogach ( bo zajrzeć musieliśmy w każdy kąt), wracaliśmy szczęśliwi, pełni wrażeń i zdążyliśmy do hotelu na kolację, a tam dalszy ciąg smakołyków i wreszcie sjesta na tarasie.

Jeśli nie zmęczył Was temat grecki, będzie kontynuacja...


poniedziałek, 15 września 2025

Luksus bywa męczący

Dziękuję wszystkim za życzenia i miłe słowa przed wyjazdem. Urlop udał się znakomicie, postaram się zrobić zwięzłe relacje, by Was nie zamęczyć...

 Luksus bywa przyjemny, ale może zmęczyć, zwłaszcza gdy ktoś na co dzień skromnie żyje.
Trafił nam się hotel naprawdę wspaniały, bo nie tylko piękny i wygodny, ale i obsługa  na skinienie, a nie wybraliśmy wcale opcji all inclusive.

Wyspa Rodos, miejscowość Kolympia, w połowie drogi między stolicą Rodos, a Lindos na drugim krańcu wyspy.

Na zdjęciu obok, herbatka pita z rana na tarasie, tego będzie mi brakować najbardziej, no i basenu z subtelną muzyczką chillout. Żadnego biegania, krzyków, rzucania piłką - hotel dla dorosłych!

W tym wpisie oprowadzę Was po hotelu, bo wart jest prezentacji - to kompleks pełen niespodzianek. Nawet nie opuszczając terenu hotelowego, gość nie nudzi się i jest rozpieszczany na maksa!

Na powitanie dostaliśmy lampkę szampana i wilgotne ręczniczki do odświeżenia po podróży, dopiero po tym nastąpiło spotkanie z panią z recepcji, a nasze bagaże zabrano do pokoju.

Zanim dotarliśmy na kolację, zwiedziliśmy co nieco, a fotograf zrobił nam pamiątkowe zdjęcia na głównym dziedzińcu pod kopułą. 


Sami zobaczcie - na środku dziedzińca palmiarnia z wodospadem , z balkonów wejścia do barów, restauracji, SPA i sklepiku.


Przyjemnie było posiedzieć przy wodospadzie, nawet tu można było wypić lampkę wina.


Nasz basen z mostkiem pośrodku, wejścia wygodne i bezpieczne, nawet dla osób niepełnosprawnych.


Były też pokoje z prywatnym basenem, a wszędzie mnóstwo roślin, kwiatów, piękne trawniki, plaża o krok.


Drugi wodospad i kwitnący krzew, a czystości możemy uczyć się od Greków, nawet w toalecie przy basenie czysto i pachnąco!


Nasz taras to istna loża teatralna z widokami, zależnie od pory dnia inny spektakl, inne atrakcje, dlatego sjesta zawsze na tarasie!


Oczywiście znalazłam też hotelową czytelnię, niestety żadnej książki po polsku! Zostawiłam swoją, gdy mąż skończył czytać.


Koty na wyspie i w hotelu to miły swojski akcent. Zauważyliśmy, że na Rodos i koty, i pawie są traktowane szczególnie, w hallu hotelowym stoją nawet puszki na datki dla ochrony tych zwierząt. 
W naszym kompleksie były tylko koty, ale pawie widzieliśmy na wycieczce.


Restauracja, to osobny rozdział tej bajki, na te wszystkie frykasy życia nie starczy, by spróbować choć części wszystkich smakołyków, zwłaszcza lokalnych.
Jedynym minusem były lunch boxy, zamówione zamiast śniadania, gdy wypadła wycieczka. Same gotowe suche przekąski, więc wyskoczyliśmy do sklepu po kanapki i jogurt.


Port bardzo urokliwy, z kapliczką i tawernami, można było wynająć łódź, skuter wodny lub wykupić rejs z połowem ryb.


Widok na port i okoliczne plaże, ze wzgórza  z punktami widokowymi, trochę wspinaczki nie zaszkodzi...


Najdłuższa i najprzyjemniejsza ulica w Kolymbii - Eukaliptus Street. Wielkie drzewa zapewniają cień w najbardziej upalny dzień, po obu stronach widoki na góry i gaje oliwne, bliżej centrum tawerny i sklepy.


Tawerny sympatyczne, gospodarze przemili, jedzenie świeże, smaczne, ceny umiarkowane.


W jednym ze sklepików kupiliśmy filiżanki. Będziemy jesienią pić kawę, wspominając pobyt na Rodos. 

Następnym razem opowiem Wam o Simi! 
O wyspie kolorowych domków i poławiaczy gąbek.

piątek, 12 września 2025

Żegnaj, Haniu!

 

Nawet nie wiem, jak zacząć, ale obiecałam sobie, że najpierw pożegnam Hanię. 

O Jej nagłej śmierci dowiedziałam się w dniu wyjazdu na lotnisko i nie zdążyłam nawet otrząsnąć się z szoku, a co dopiero napisać cokolwiek.

Dopiero co pisałyśmy w komentarzach, że obie będziemy na Rodos, ja od 5 września, a Ona od 12.

Hania była wspaniała pod każdym względem - serdeczna, życzliwa, gościnna. Gdy odwiedziłyśmy ją w domu razem z Alicją, inną blogerką, ugościła nas wspaniale i podarowała na drogę dżemy własnej roboty. 

Niedawno płakała nad ulubionym kotem, którego leczyła i karmiła, cieszyły ją owoce z ogrodu i każdy kwiat. Zamierzała  udzielać  się w Kole Gospodyń Wiejskich, dużo czytała , kilka dni wakacji spędziła z wnukami.

Uwielbiała podróże i pobyty w SPA, z każdej wyprawy przywoziła ciekawe obserwacje, zbierała małe ceramiczne naczynka.

Ta nagła śmierć na wielu osobach odciśnie swe piętno.

Haniu, każdy cal greckiej ziemi podziwiałam, myśląc o Tobie. 

Może gdzieś tam, znajdziesz swój mały RAJ.

piątek, 5 września 2025

Zostawiam do obejrzenia...

 Przed wyjazdem na piękną wyspę zostawiam wam karty Art Żurnala, trochę się ich nazbierało, więc wrzucam razem w jednym wpisie. Mam nadzieję, że uda mi się zajrzeć na blog swój i Wasze podczas pobytu w sielskich klimatach. Proszę więc o wyrozumiałość, jeśli zamilknę w komentarzach :-)













Do poczytania, nie żegnam się :-)


poniedziałek, 1 września 2025

Dwa muzea...

 

Muzeów w Toruniu mnóstwo, a gdy trafisz na darmowe zwiedzanie w niektórych, to dopchać się trudno.
Wiele ciekawych poznałam na wycieczkach z uczniami i chciałam by mąż zwiedził Dom Kopernika.
Bez szans, musielibyśmy spędzić w kolejce pół dnia...
W Planetarium i Geodium byliśmy kiedyś z synem.
Skoro wakacje, to powstał pomysł by odwiedzić Muzeum im.T.Halika.

Byliśmy w muzeum podróżników lata temu, ale pamiętałam tylko niektóre zbiory, a tym razem zachwyt podwójny, bo i kamienica warta obejrzenia, a w zasadzie dwie. Już od wejścia można się zachwycić. A gdy okazuje się, że w cenie biletu jest jeszcze drugie muzeum, to grzech nie skorzystać!


Już od wejścia ciekawie, najpierw solidna zielona brama, a za chwilę piękne drzwi, po czym stroma klatka schodowa, jak to w malutkich kamieniczkach.


Muzeum podróżników powstało w 2003 roku, w dużej mierze z darów Elżbiety Dzikowskiej, która podróżowała razem z T. Halikiem i niezwykle zajmująco opowiada o tych podróżach, o czym mogliśmy się przekonać także w naszym mieście, bo pani Dzikowska gościła przy okazji festiwalu smaków świata w parku miejskim.
Lata temu miałam też okazję poznać oboje podróżników. Trafiłam na spotkanie w warszawskim EMPiKu prowadzone przez redaktora Badowskiego.


Eksponaty zgromadzone w muzeum, to artefakty z całego świata, z każdego zakątka Ziemi, gdzie dotarł Tony Halik, najpierw sam, później także z żoną Elżbietą Dzikowską. 


Najbardziej podobały mi się przepiękne stroje, ozdoby, nakrycia głowy. Ludy czasami prymitywne, a jak dbały o wygląd , otoczenie, ozdabiano nie tylko ciała, ale i naczynia, broń, instrumenty muzyczne, doceniano piękno kamieni szlachetnych.


W gablocie buty do krępowania stóp, bo nogi kobiet miały być drobne, wąskie, kosztem bólu i niewygód wszelkich. Chińska moda... 
Nawet buty były bogato zdobione. 


Dla tych, którym obca jest postać wielkiego podróżnika - fragmenty filmów z jego wypraw.
Dla lubiących nietypowe ciekawostki - mapa świata z kluczami hotelowymi, które Tony Halik zabierał na pamiątkę.
W drugiej kamienicy, między innymi wystawa fotografii artystycznej, o której już pisałam.


Z muzeum podróżników przeszliśmy przez Rynek by dotrzeć do Muzeum Sztuki Dalekiego Wschodu, bo wizyta tam była w pakiecie. Wielkość zbiorów nie aż tak imponująca, jakby można się spodziewać, ale mnie zauroczyła już sama kamienica, zarówno z zewnątrz, jak i w środku.
Spójrzcie na te schody, a wierzcie mi, że zdjęcia nie oddają nawet w części tego, co widzą ludzkie oczy.


Te metalowe kręte schodki zapewne kiedyś dla służby, ale musiałam je wypróbować!
Nawet piwnice można zwiedzić - och gdyby w moim bloku taka piwnica!


Oglądając zbiory broni, czy to palnej, czy białej, zawsze zastanawiam się, ile różnych narzędzi wyprodukował człowiek przeciwko drugiemu człowiekowi!


Coś dla miłośników pięknych mebli i kunsztu pracy w drewnie, parawany, szafy, sekretarzyki...


Wreszcie porcelana w różnych odmianach, od ozdobnej po codzienne komplety użytkowe.

O muzeach i ich zbiorach można bez końca, ale post nie może być za długi, a poza tym zostawiam Wam coś do poznania, gdybyście trafili na te same ścieżki!