poniedziałek, 13 marca 2017

Matki Polki?

Nie jest to wiosenny, optymistyczny temat, ale tyle ostatnio historii słyszałam, że muszę się niektórymi podzielić.
Tyle razy pojawiało się w mediach oburzenie, że zabiera się dzieci do domów dziecka z powodu biedy w rodzinach. Nie wiem jak jest we wszystkich przypadkach, ale opisane poniżej chyba o tym nie świadczą. Starałam się w miarę obiektywnie opisać cztery historie.
Mam wrażenie, że od pewnego czasu słyszę takich historii coraz więcej, niestety.


Pani D.
Młodo wyszła za mąż, pracowała krótko, do urodzenia pierwszego dziecka. Szybko pojawiły się następne, mąż zachorował, więc wszyscy żyli z renty męża i przy pomocy rodziny. Pani D. nie szukała pracy, miała wszak troje dzieci, mieszkali kątem u rodziców. Gdy wynajęli jakieś mieszkanie i była szansa na usamodzielnienie się ( pani D. znalazła nawet jakąś pracę) ale wytrwała niedługo, bo zaczęła zaglądać do kieliszka.
Rodziną zainteresowała się opieka społeczna, bo między państwem D. dochodziło do awantur. Mąż chory na raka wkrótce zmarł i pani D. wróciła z dziećmi do matki. Szybko znalazła opiekuna, z którym zamieszkała i z którym miała czwarte dziecko.
Po roku jednak znów zamieszkała z matką, nie wiadomo dlaczego. Teraz jest zadowolona, bo wprowadzili zasiłek 500+, a ona złożyła wniosek o przydzielenie mieszkania socjalnego. Przecież jej się należy…

Pani B.
Urodziła trzy dziewczynki, które zostawiła z babcią, gdy starsze bliźniaczki zaczęły chodzić do szkoły. Sama wyjechała do innego miasta za pracą. Oficjalnie opiekowała się starszą panią, nieoficjalnie pracowała w przybytku uciech cielesnych dla bogatych panów. Dzieci tęskniły, bo wpadała do domu rzadko. I tutaj rodziną zainteresowała się opieka społeczna, babcia była bowiem schorowana, w dodatku na wikt i opierunek liczyli także dwaj bezrobotni synowie starszej pani, a ci zaglądali do kieliszka, nie byli więc najlepszym towarzystwem dla trzech małych dziewczynek.
Gdy wprowadzono 500+ mama dziewczynek wróciła do domu, z czego dziewczynki były bardzo zadowolone, ale krótko trwała radość, bo mama coraz częściej nie wracała na noc. Dzieci były zaniedbane, babcię zabrano do szpitala. Gdy pewnego popołudnia matka nie odebrała dzieci ze świetlicy socjoterapeutycznej, policja odwiozła je do domu. Tam jednak dziewczynki nie zostały, bo w domu byli tylko dwaj pijani wujkowie.
Po odnalezieniu matki i wyjaśnieniu spraw rodziny B. dziewczynki trafiły do domu dziecka. Ich matka ma problem – nie będzie miała za co pić.

Pani M.
Dość atrakcyjna blondynka, do 30-ki urodziła dwoje dzieci. O mężu nic nie wiadomo. Razu pewnego, gdy dzieci już poszły do szkoły wdała się w romans z 17- latkiem, a owocem owego romansu było trzecie dziecko. Z czego żyli, nie wiadomo. Samotna matka z dziećmi zapewne może liczyć na pomoc państwa.
Zanim najmłodsze dziecko nauczyło się chodzić zaszła w ciążę z więźniem na przepustce, plotka głosi, że na randki jeździła z wózkiem, gdy starsze dzieci były w szkole. Urodziła piękną dziewczynkę, na brak pieniędzy nie narzeka, dzieci dostają w szkole śniadania i obiady, podręczniki są darmowe, popołudnia dzieciaki spędzają w świetlicy socjoterapeutycznej, a opieka społeczna nie zagląda nikomu do łóżka.

Pani Z.
Ma troje dzieci, każde z innym ojcem, każde ma inne nazwisko. Problemy ze starszym synem zaczęły się jeszcze w podstawówce. Trudno się dziwić, skoro chłopak czekał na schodach nie raz, podczas wizyt u mamy różnych panów. Nad łóżkiem w jej sypialni wisiała piła ręczna z napisem: NIEWAŻNE JAKI, BYLE BY DOBRZE RŻNĄŁ.
Pani Z.nigdy nie pracowała zawodowo, ale potrafiła pieniądze wychodzić, gdzie trzeba, w czasie wizyt pań z opieki wszystko zawsze było cacy. Jak zwykle zaczął gubić ją alkohol, bo panowie, których przyjmowała raczej nie stronili od kieliszka.
Starszego syna dawno spisała na straty, bo wdał się w narkotyki, dzięki córkom otrzymywała różne zasiłki. Gdy wprowadzili 500+ mogła trochę zaszaleć, wszak to niezła suma jest. Niestety, dobrzy sąsiedzi donieśli tu i tam, że pani Z. źle się prowadzi, dziewczynki zabrano do domu dziecka, skończyły się zasiłki. Ciekawe czy starczy jej determinacji, by się ustatkować i odzyskać dzieci...

72 komentarze:

  1. Tak trochę uogólniasz mam wrażenie. O odebraniu dziecka decyduje człowiek, urzędnik. Oczywiście nie przeczę, opisane wyżej przypadki patologii w pełni kwalifikowały się na takie rozwiązanie, ale są też inne, gdzie dzieci zabiera się ludziom chorym lub życiowo niezaradnym. Są urzędnicy, którzy będąc tylko pracownikami MOPSu, czują jakąś namiastkę władzy, nad ludźmi biednym. Oto wchodzą do domu, gdzie jest grzyb na ścianie, albo śmierdzi i orzekają że nie są to warunki dla dzieci. Nie są to warunki dla nikogo, ale o tym, że pod tym obrzydliwą otoczką może mieszkać miłość do dzieci już się nie myśli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba nie uogólniam, jak napisałam we wstępie zdarza się i tak i tak. Nie wiem jak jest wszędzie, opisałam przypadki z najbliższego otoczenia i wiem, że tutaj odebranie dzieci było ostatecznością, po wielu próbach przywrócenia normalności, ale do tego potrzebne są dwie strony.

      Usuń
  2. Wszystko to skomplikowane, tak jak i człowiek jest skomplikowany. Najłatwiej jest donieść, zabrać dzieci, ale jak pomóc takiej rodzinie, takiej matce, to się nikt nie zastanawia. Bo chyba najpierw od tego powinno się zacząć, a jak to nie skutkuje, dopiero inne rozwiązania.
    Pozdrawiam Asiu. :) .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tereniu, w tych przypadkach nie chodzi o donoszenie. Wyobraź sobie, co by powiedziano o sąsiadach, gdyby pijani wujkowie lub ich goście zgwałcili te dziewczynki,że znieczulica, że pod okiem sąsiadów dzieciom działa sie krzywda. Tam nawet woda zamarzła w rurach, bo nikt nie palił w piecu...

      Usuń
  3. Opisałaś cztery historie i choć mają wspólny mianownik, to jednak każda jest troszkę inna... I tak chyba jest z każdym przypadkiem - nie da się tego mądrze i sprawiedliwie rozwiązać paragrafem, bo każda sytuacja wymaga analizy, indywidualnego podejścia. A z drugiej strony, przychodzi pani z opieki społecznej i widzi tylko wycinek historii, sąsiedzi też tylko orientują się powierzchownie w sytuacji... kto ma więc dokonać obiektywnego sądu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takich obserwatorów życia rodzin jest więcej: wychowawca i pedagog szkolny, rodzina, znajomi, a wizyty pań z opieki nie są jednorazowe, niektóre rodziny regularnie biorą udział w spotkaniach w ramach niebieskiej karty...co jeszcze można zrobić?

      Usuń
  4. Najgorszym rozwiązaniem w walce z patologiami społecznymi (bo o tym piszesz) jest skupienie się na skutkach i następnie na odcięciu pomocy społecznej. Zapominamy przy tym o przyczynach takich jak praca dla wielodzietnych matek, pozamaterialne wspomaganie rodziny, itp.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Problem w tym, że niektóre matki, ojcowie także ze swojej sytuacji i problemów rodzinnych uczynili sposób na życie - jestem bezrobotny, mam gromadkę dzieci, więc niech ktoś coś zrobi...
      Z tego, co obserwuję nie zostawia się nikogo bez pomocy, sęk w tym, że ta pomoc wielu jej odbiorców psuje...

      Usuń
    2. Problem jest, bo rozwiązanie nie polega na zaoferowaniu pracy bezrobotnemu. Przerwa w zatrudnieniu dłuższa niż kilka miesięcy w zasadzie dezorganizuje i wyrywa człowieka z rytmu pracy, jeżeli jeszcze nie ma stałej umowy to mamy to co mamy, czyli najwyżej sezonowe prace.

      Usuń
  5. 500+ w wielu przypadkach jest tylko i wyłącznie podtrzymaniem, utrwaleniem patologii w rodzinie.Najwidoczniej owe kobiety nie zostały przez nikogo przygotowane do dorosłego życia. I coraz więcej będzie takich przypadków, bo z bliżej nieznanych mi względów wychowywanie dzieci przestało być trendy. Dom zwala ten obowiązek na szkołę, a szkoła nie ma na to czasu.Więc chrońmy dzieci nadal przed wiedzą z zakresu "rozmnażania", wbijajmy im do łebków puste slogany o bogu, honorze i ojczyznie,hodujmy kolejne pokolenie bezrobotnych(niedługo zapewne będzie to skazą genetyczną). Ciągle pomoc społeczna bazuje na dawaniu ryby głodnemu a nie wędki i nauczaniu go jak ją złowić.
    @ Rademenes II- grzyb w mieszkaniu to naprawdę nie są warunki dla dzieci- dla dorosłych też nie.Szkód jakie z tego powodu poniesie ich organizm nie zniweluje miłość matki, naprawdę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli zamiast zapewnić tej rodzinie dostateczne warunki socjalne, należy zabrać dzieci i finansować ich utrzymanie w domu dziecka, albo rodzinie zastępczej?

      Usuń
    2. Nie podaję tu recepty co zrobić, tylko stwierdzam, że nie są to warunki odpowiednie dla dzieci.

      Usuń
    3. Dla dorosłego człowieka tez nie są to warunki odpowiednie. Owszem, w przypadku zagrożenia zdrowia można je zabrać do miejsca gdzie będą miały zapewnione lepszy byt, ale już nie chodzi nawet o takie skrajne przypadki, tylko o to, że trzeba też patrzeć z empatią, a nie jedynie przez pryzmat przepisów i swojego widzimisię.

      Usuń
    4. Ile czasu szkoła(wychowawcy) poświęca dzieciom i ich rodzinom, to niewiele osób ma pojęcie, czasami rodzice mają pretensje o wtrącanie się w ich sprawy.
      To prawda, trudno jest znaleźć receptę, bo każdy przypadek jest inny, ale czasami trzeba by zacząć od edukacji rodziców.

      Usuń
  6. Każdy, kto zna działalność opieki społecznej z życia, a nie z telewizora wie, że najczęściej dzieci odbiera się zbyt późno, nie odwrotnie. I,że muszą być ku temu poważne przyczyny.

    Znam Ewę, która kiedyś, jako dziecko trafiła do bidula i dla której jest to najgorsze, co może spotkać dziecko. Taki ma wdruk i nie dziwię się jej. To okropna trauma być dzieckiem niczyim. Szczególnie dotkliwie odczuła to w szkole. Jest fajną, dzielną kobietą, która jednak małżeńsko trafiła niefajnie: przemoc, awantury, upokarzania, bieda, ale dzieci do DD nie oddała, "walczyła" o rodzinę. Walczy do dziś, ale teraz już tylko o córkę, bo syn popełnił samobójstwo. Jej powiernicą i ukochaną ciocią jest pani wychowawczyni z bidula.
    Jak słyszę o tym, że najgorszym złem jest zabieranie rodzicom dzieci, to mi się nóż w kieszeni otwiera. Oczywiście, że DD to nie jest idealne rozwiązanie, tym bardziej (moim zdaniem) niesprawdzone rodziny zastępcze. Ale z fatalnej sytuacji nie ma idealnego wyjścia - jeśli nie możemy sprawić, żeby dzieci były kochane, niech chociaż przeżyją.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, wielu ludzi zna pracę opieki społecznej z mediów, które nie słyną z obiektywizmu, raczej szukają sensacji, a każde rozwiązanie uznaje się za niewłaściwe - wtrącasz się,niedobrze. Zawiadomisz gdzie trzeba, donosisz...

      Usuń
  7. Matka-Polka to pewien model, powiedziałabym, że trochę stereotypowy. Termin ,,opieka społeczna" pochodzi z czasów PRL-u z tego, co pamiętam. W nazwie np. MOPS czy OPS, są słowa ,,pomoc społeczna", a pomoc jest czymś innym niż opieka. Pomoc może być jednorazowa, w pomocy chodzi o to, by jednostka później sama sobie mogła pomóc, by zaczęła sama działać, wskazuje się jej jedynie kierunek, w jakim powinna podążać. Opieka z kolei zwykle jest długoterminowa i obejmuje zakres czynności, jakie ktoś wykonuje przy innej osobie, nie prowadzi do usamodzielnienia się np. osób trwale niepełnosprawnych czy starszych, zajmuje się czynnościami pielęgnacyjnymi też. Bardzo mocno podkreślano nam to na studiach. W telewizji promuje się nieprzychylny wizerunek pracownika socjalnego, który to jest zły, bo odbiera dzieci albo doszło w rodzinie do tragedii to wina OPS-u, bo nikt się tym nie zajął. Nikt nie mówi, że to ciężka praca, z osobami, które najczęściej są roszczeniowe, że dostaje się za to psie pieniądze, a wchodzi się w środowiska patologiczne i niebezpieczne. To zawód wymagający ogromnej odpowiedzialności i niedoceniany przez społeczeństwo. Niestety, ktoś go musi wykonywać, by nie dochodziło do sytuacji takich, jakie wymieniłaś. Dziecko przy matce alkoholiczce nie zazna szczęścia i spokoju, nie rozwinie się prawidłowo, może podzielić jej los w dorosłym życiu, albo właśnie stać się dla niej źródłem utrzymania, bądź opiekunem, nie o to chodzi, by dziecko zajmowało się rodzicem. Wiadomo, nawet najgorsza rodzina dla dziecka jest lepsza niż placówka państwowa, bo dziecko jest przywiązane emocjonalnie i woli znosić krzywdę niż być rozdzielone. W mediach też poruszano temat rodziców, którzy porzucili swoje dzieci, a gdy weszło 500+ nagle sobie o nich przypomnieli. No takim ludziom nie chodzi o dobro dzieci, tylko o pieniądze i to jest ewidentne. Nie wiem, czy niektórzy zdają sobie sprawę z tego, jaka jest sytuacja finansowa Polski i skąd się biorą pieniądze na 500+, czy w ogóle na pomoc społeczną. Te zasiłki nie są duże, bo nie są, właśnie dlatego, by ludzie nie uzależnili się i zaczęli wykazywać chęci do współpracy z pracownikami socjalnymi, by się usamodzielnili, a nie chodzili i np. mówili: nie będę pracował, bo państwo mi da. No państwo nie daje, wszystko jest z podatków, które płacą obywatele. Smutne te historie, które przytoczyłaś, ale pokazują też, jak bardzo niektórzy są nieodpowiedzialni i że takie osoby nie powinny zajmować się dziećmi, tudzież nawet nie powinny ich posiadać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję Ci za ten komentarz. Najłatwiej osądzać czyjąś pracę, nie znając jej od podszewki, wszyscy widzą pokrzywdzone matki i nieszczęśliwe dzieci. Gdy pozna się sytuacje z bliska, często pada zdanie - w samą porę....

      Usuń
    2. Zanim zgłębiłam temat pracy socjalnej, sama miałam jakieś takie mgliste spojrzenie na to, jak to funkcjonuje naprawdę, gdzieś się coś usłyszało w mediach, czy w środowisku. Teraz naprawdę staram się patrzeć na różne zawody z dwóch stron, bo właśnie łatwo osądzać, jeśli się nie bardzo wie, z czym się ktoś mierzy. Właśnie, w samą porę, przed tragedią.

      Usuń
  8. Patologii i pasożytów nam nie brakuje, ale polityka naszych kolejnych rządów temu sprzyja. Efekt wyuczonej bezradności po minionych latach bardzo wysokiego bezrobocia daje swój "plon" . Wielu nauczyło się, że można żyć bez pracy, że to się opłaca. Bo pracując dostajesz najczęściej takie wynagrodzenie, że nie masz szans się utrzymać, a jeśli nawet to będzie to wegetacja... więc lepiej nic nie robić i z pomocą państwa, kościoła i innych instytucji pomocowych , oraz dobrych ludzi spokojnie wegetować ...
    Tych, którzy przyswoili sobie taki pasożytniczy model życie raczej trudno będzie zmienić oni stanowią doskonały zaczyn do rozwijania się wszelkiej patologi a 500+ tylko utrwala ten stan . Zdecydowanie uważam , że powinno się ludziom dawać przysłowiową wędkę a nie gotową rybę .Uważam ,że dobrze płatna praca powinna być czynnikiem , który wspiera rodzinę. Płacenie za rozmnażanie uważam za czynnik demoralizujący. Co do kwestii odbierania dzieci rodzinom - to jest bardzo trudny temat. Generalnie, tak z czysto ludzkiego punktu widzenia można powiedzieć - NIE, ale przecież, gdy dochodzi do takich prób to znaczy , że coś jest dalece nie tak. A więc tu już wszystko w rękach ludzi ,których wrażliwość, kompetencje, umiejętności zawodowe powinny być z najwyższej półki. Ludzi, którzy potrafią właściwie rozeznać i bezstronnie ocenić sytuację a więc wszelkie za i przeciw, bo przecież oderwanie dziecka od nawet najgorszej rodziny to jest dla niego wielka trauma. To skaza ,która zostaje na jego psychice na resztę życia . I tu szermowanie rzekomym "dobrem dziecka" może wyrządzić czasem więcej złego niż dobrego. Stąd takie decyzje winny być bardzo wyważone. Podejmowane jako ostateczność po tym jak podjęte inne działania w celu zapobieżenia takiej sytuacji zawiodą . Myślę ,że w tym temacie trudno o jednoznaczne rozwiązania i jednakowo skuteczne we wszystkich przypadkach procedury.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdaję sobie sprawę, że nie wszędzie jest tak dobrze jak być powinno i że zabieranie dzieci z domu to ostateczność. Na niektóre rodziny działa to stymulująco i robią wszystko by dzieci odzyskać, ale niestety, nie na wszystkie...

      Usuń
    2. No cóż, nie na wszystkie ... i tego się nie zmieni. Tzw margines społ. był , jest i zawsze będzie .

      Usuń
  9. Wszystkie historie dla mnie są smutne.Co niektórzy od początku "zachłysnęli się" wspaniałym 500+.Ponieważ nie śledzę uważnie spraw związanych...z "polityką"nie będę się rozpisywać.Jedynie co nieraz słyszę od osoby ,która od 20 lat działa w Towarzystwie Rodzin Wielodzietnych....że to 500+ niekoniecznie jest tą "dobrą pomocą" dla dzieci ,a przecież najwięcej i najlepiej w założeniu miało to pomóc dzieciom....Wiem ,że nie należy uogólniać ,ale nawet ze swojego otoczenia ..widzę ,że czasami wychodzą z tego "szopki"...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, Grażynko, bo same pieniądze tutaj nie pomogą, łatwo przyszły, łatwo poszły i czeka się na następne, co czasami zwalnia od myślenia...

      Usuń
  10. Matka Polka - jej rodzice nie stronili od alkoholu. Nie raz siostra jej mamy wyrywała ją z rąk pijanych rodziców i zabierała do siebie. Podrosła i zapragnęła mieć coś swojego. Poznała chłopaka . Czaruś jakich mało . Zaszła w ciążę, przerwała naukę. Czaruś zniknął. Urodziła córeczkę i dalej skazana była na mieszkanie ze swoimi rodzicami. Minął rok. Czaruś się odnalazł. Zainteresował się nią i swoim dzieckiem. Zabrał je na Mazury. Kolejna ciąża. Czaruś znika ( jak się okazało spowrotem do więzienia). Ojciec dziewczyny wyrzuca ją z domu. Jedzie z córeczką do Domu samotnej matki. Tam rodzi syna . W tym czasie matka wyprowadza się z domu do meliny. Ojciec orientuje się że w takim wypadku nie będzie miał mu kto posprzątać. Łaskawie zaprasza córkę z podrośniętymi już dziećmi do domu. Wraca. Mieszka w jednym pokoju z dziećmi przechodząc przez pokój który zajmuje wiecznie pijany ojciec. Pracuje, pracuje, pracuje jak wół. Dzieci wydoroślały, pracują. Córka zaocznie studiuje. I dalej ten jeden pokój i dalej pijany ojciec. Nie skorzystała z 500+ bo dzieci już dorosłe . Nie skorzystała z żadnej pomocy naszego państwa. Albo miała 20 zł. za dużo żeby otrzymać pomoc, albo "wspólne gospodarstwo" z ojcem stało na przeszkodzie. Nigdy się nie skarżyła i jeszcze miała siły na to by odwiedzać swoją matkę póki ta żyła . Choć miejsca w których mieszkała były uwłaczające ludzkiej godności. Tak jednak wybrała . To historia prawdziwa. To jeszcze nie wszystko, a i tak czytając to pewnie dziwisz się Asiu ile znieść może jeden człowiek. Ano może jak widać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wcale sie nie dziwię, bo też znam takie przykłady, matek dzielnych, pełnych poświęcenia, które nigdy po zasiłek nie wyciągały ręki, bo zbyt dumne były...

      Usuń
  11. Trudny temat i dosyć skomplikowany. Każda rodzina ma swoją historię. Wiele rodziców jest niewydolnych rodzicielsko, jednak nadal istnieją również przypadki, gdy dzieci odbiera się ze względu na chorobę rodziców lub braku środków materialnych. Tutaj absolutnie potrzebne jest wsparcie ze strony państwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym też sie zgodzę, bywają tragedie rodzinne, gdzie konieczna jest pomoc z zewnątrz, ale też z rozsądkiem. Pamiętam historię rodziny, gdzie ojciec po wypadku został kaleką, oboje z żoną nie pracowali, bo dzieci mieli kilkoro, ale pomimo ciężkiej sytuacji na świat przychodziły kolejne dzieci...

      Usuń
  12. Każda z tych historii jest smutna, a jest ich tak wiele... :-(
    W niektórych przypadkach pomogłyby dodatkowe pieniążki, ale w innych dodatkowy zastrzyk gotówki to nie radość dla dzieci, a wręcz przeciwnie - to ich dramat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie i jak tu znaleźć złoty środek?

      Usuń
  13. 500+... Odnoszę wrażenie, że dzieciom to często niewiele pomaga, ale przecież nie takie było założenie państwa. 500+ miało zachęcać pary do robienia kolejnych dzieci, dlatego pieniądze dostają też najbogatsi, a my wszyscy już za ten eksperyment zaczęliśmy płacić, niestety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dostają najbogatsi, a samotne matki, którym by to bardzo pomogło nie...

      Usuń
  14. Właściwie to nie wiem co mam napisać.
    Więc napiszę tylko to co chyba wszyscy wiemy. Zawsze najbardziej cierpią dzieci czyli te istoty, które nie są niczemu winne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, niektóre dzieciaki są przegrane już na starcie...

      Usuń
  15. Pamiętam moje zszokowaniem na studiach kilka lat temu, jak wykładowca powiedział, że 90% dzieci w polskich domach dziecka nie jest sierotami, albo ma przynajmniej jednego rodzica. Naprawdę jakoś nie zdawałam sobie z tego sprawy. Przerażające. Ja nie wiem co te kobiety mają w głowie, to się odnosi również do mężczyzn, ale akurat opisane przez ciebie historie są z punktu widzenia matek, tffu tffu one nie zasługują na te miano.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem czemu, ten komentarz był w spamach, następny już nie, coś te blogi wariują czasami...odpowiedź napisałam pod tym drugim niżej :-)

      Usuń
  16. Taaaa... No i widzisz - jakoś nikt nie krzyczy, że trzeba ich poddać eutanazji i nikt nie ma na to wpływu.. My sobie możemy pomarudzić na nich a to jest ich sposób na życie i przeżycie. Tacy ludzie są szczęśliwi , mają w nosie swoje dzieci widzą tylko swoje potrzeby jakiekolwiek one by nie były.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś słyszałam wypowiedź mamy z gromadka dzieci, czemu na świat przychodzą kolejne, skoro nie mają za co żyć? odpowiedziała, że tak bardzo kocha dzieci...a pieniądze? dobrzy ludzie pomogą.

      Usuń
    2. No i szlag mnie na to trafia - jak nie miałam kasy na buty dla Młodego nikt się tym nie martwił poza nami .... A im tak dobrze - patologia? Wg nich norma. I ta roszczeniowa postawa....

      Usuń
    3. Chodziłam kiedyś z nauczaniem indywidualnym do rodziny, która dostawała dary z kościoła i od dobrych ludzi, tam się ubrań nie prało, tylko wyrzucało, a brud był wszech obecny...

      Usuń
    4. No więc sama widzisz, że każdy ma swój sposób na życie a tacy mają sposób na przeżycie. Byle by na czyjś koszt

      Usuń
  17. Kiedy mieszkałem na prowincji takie historie były codziennością. W mieście tego nie widać, choć pewnie dzieje się ich znacznie więcej. Szkoda mi bardzo tych dzieci, bo żadne pieniądze niczego w ich przypadku nie zmienią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W małych miastach są małe społeczności i ten problem bardzo widać...masz rację, tylko tych dzieci żal.

      Usuń
  18. Nie wiem co napisać, bo wszystko co przychodziło mi do głowy, napisali już komentujący przede mną. Zgadzam się z tym, że przypadki są różne, a dzieci cierpią zawsze. Zabranie do DD powinno być ostatecznością - tam dzieci też szczęśliwe nie są... Uważam tak jak Anabell, państwo powinno nauczyć rodziców jak posługiwać się wędką, a nie dawać ryby.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, często edukację należy zacząć od rodziców, skoro radzenia sobie w życiu nie wynieśli z domu...

      Usuń
  19. Zgadzam się z Marią, że w komentarzach powiedziano bardzo wiele. Trochę zbaczając z głównego tematu "Matki- Polski" mnie nasunęła się taka refleksja a raczej cytat Jana Zamoyskiego: "Takie będą Rzeczypospolite jakie ich młodzieży chowanie". I to wcale nie napawa optymizmem.
    Pozdrawiam wiosennie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, nie napawa. Już teraz słyszy się od dzieciaków, że nie warto pracować, bo rodzice nie pracują, a pieniądze mają...

      Usuń
  20. Witaj, Jotko.

    U nas ten typ funkcjonuje pod nazwą "matka roku".
    Bardzo przykre sytuacje, w których najbardziej poszkodowane są zawsze dzieci. Nasze państwo nie chroni, niestety, swoich najmłodszych obywateli. Rozeznanie odpowiedzialnych placówek często jest żadne, sąsiedzi nie chcą się wtrącać. Powstają (przepraszam za sformułowanie) "getta", do których przesiedla się zarówno tych niezaradnych życiowo, pokrzywdzonych przez los, jak i chorych, a także mających konflikt z prawem albo uzależnionych.
    Trudno znaleźć dobre rozwiązanie. Jakimś pomysłem byłoby dawanie talonów (jeśli już coś dawać trzeba) zamiast pieniędzy. Ale do tego potrzebne jest zaplecze socjalne. U nas - nierealne.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Im więcej o tym czytam lub słyszę, tym bardziej jestem świadoma beznadziejności sytuacji. Mój ojciec zajmował się kiedyś socjalem w ramach związków zawodowych. Jednej rodzinie wozili węgiel i produkty spożywcze, bo pieniądze przepijali. Wkrótce zaczęli też sprzedawać opał , cukier, mąkę by mieć na alkohol...

      Usuń
  21. Niby nie powinno się oceniać ludzi...ale w przypadku wszystkich tych historii wnioski nasuwają się same. Smutne, że tak się dzieje. Przecież dziecko to nie zabawka...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpowiedzialni ludzie najpierw pomyślą czy ich stać na kolejne dzieci, ale nie wszyscy są odpowiedzialni.

      Usuń
  22. 3 raz dodaję komentarz i go nie widzę, więc jeśli gdzieś Ci nagle wyskoczą to przepraszam. Zasmuciłaś mnie tym wpisem. Tzn. nie wpis jest smutny, a zawarta w nim prawda. Wartym odnotowania jest fakt, że praktycznie 90% dzieci w polskich domach dziecka ma przynajmniej jednego rodzica. Straszne to.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A niektórzy przypomnieli sobie o dzieciach gdy wprowadzono 500+

      Usuń
  23. I tylko dzieci żal..
    Właściwie nad sobą się powinniśmy użalać, bo wyrośnie z nich (w 95%) gromada takich samych nieudaczników, którzy na pewno nie będą pracować na nasze emerytury. Będą niestety obciążeniem dla nas wszystkich. One niewinne, ale dlaczego my mamy płacić za błędy ich rodziców?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, zawsze w takich przypadkach zadaję sobie to pytanie, bo nikt nikogo nie zwolnił z brania odpowiedzialności za swoje życie...

      Usuń
  24. Różnie bywa, czasem jest bieda, ale jest też i miłość do dzieci. I wtedy zabieranie dzieci niejednokrotnie przemocą do domów dziecka, zamiast pomóc rodzinie stanąć na nogi jest skandaliczne. Ale w przypadkach przez Ciebie opisanych nie ma miłości, tylko alkohol i chęć zysku. I bardzo dużo jest takich właśnie sytuacji. Żerowanie na opiece społecznej, i "pińcet plus". Najbardziej w tym wszystkim szkoda dzieci, nikt przecież nie wybiera sobie rodziców :( Helen napisała tu powyżej, że i tak wyrosną z większości z nich nieudacznicy, którzy w kolejnym pokoleniu wzorując się na rodzicach będą robić to samo. Pewnie tak, ale mnie i tak strasznie szkoda tych dzieci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieci zawsze jest nam żal, może trzeba najpierw edukować rodziców, stawiać pewne warunki, zamiast ciągle dawać im gotowe rozwiązania?

      Usuń
    2. No cóż jestem aspołeczna....Niestety uważam,że większość społeczeństwa to debile. I chyba tylko w tej jednej kwestii zgadzm się z Korwin-Mikke. Tak więc będzie trudno z tym uświadamianiem i tą edukacją. Poza tym ludzie wywodzą się z różnych środowisk które żądza się swoimi zwyczajami, swoją kulturą itd. A tak wogle to mamy patole gdzieś. Oczywiście nie wszyscy ale większość z nas. Sami spychamy ich na margines. I tak naprawde gdzieś mamy pomaganie im. Popychmy ich w ich patologiczny świat,bo tylko tam czują się dobrze, akceptowani i rozumieni. Roztkliwiamy się nad dziećmi, bo małe i bezbronne zapominając, że dorosła patola też była kidyś dzieckiem...

      Usuń
    3. Świat Według Kobiety - Moim skromnym zdaniem trochę za ostre te słowa. Przede wszystkim ich dobór. Może i jestem przeczulona, ale słowo "debil" w odniesieniu do kogokolwiek jest obraźliwe. I proszę pomyśleć nad jego znaczeniem. To określenie człowieka upośledzonego, chorego. Roztkliwiam się nad dziećmi, bo są dziećmi. Każdy kiedyś był dzieckiem i nie każdy z rodziny "patoli" też takim "patolem" będzie. Dlatego mądrze pisze Jotka, że należy edukować. Choć według pani zapewne i na to szkoda energii i czasu.
      Jotko - oczywiście należy stawiać warunki, uczyć, bo wytwarza się tylko roszczeniowy łańcuch kolejnych pokoleń.

      Usuń
    4. Anno, wielu z tych potencjalnych patoli wyrwało sie ze swego środowiska, dzięki pomocy byc moze naiwnych, ale dobrych ludzi, nawet nauczyciele robią tu dużo dobrego, o czym nie każdy wie.
      Do mojego męża na Naszą klasę napisał była uczennica z podziękowaniem, ze tak a nie inaczej nią pokierował i jest dzisiaj kimś. To balsam na serce, a było takich uczniów kilkoro.
      Podobnie zdarzyło sie mojej koleżance, uczniowie pisali do niej na FB, ile zawdzięczają jej staraniom, by spadli w przepaść...
      Ale tu pomoc oznaczała tez określone wymagania, bo to mobilizuje.

      Usuń
  25. Pracowicie zebrałaś historie, które ukazały bezmyślność dziennikarzy, którzy zwietrzyli łzawą historię i łatwą sprzedaż. Sama znam przypadek nieodebrania dzieci od upośledzonych w stopniu znacznym rodziców, w tym jedno alkoholik, bo sąsiedzi bronili "biedy". U nas zbyt późno zabiera się od rodziców.
    Serdeczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sęk w tym, że to historie nie z mediów, ale z mojego otoczenia, w tym o jednej z sąsiadek,niestety. Ja też próbowałam jej pomóc, ale to przypadek beznadziejny...

      Usuń
  26. To jest temat trudny i każdy z nas widzi tylko wycinek. Są ludzie, którzy ewidentnie nie radzą sobie z rzeczywistością. Nie zawsze to jest ich wina, w każdym społeczeństwie jest jakiś procent ludzi życiowo niezaradnych. Cechą państw zamożnych, a Polska takim krajem niewątpliwie jest, jest opieka nad tymi niezaradnymi.
    I bardzo ciężko, jak wielu napisało w komentarzach, jest oddzielić patologie od niezaradności oraz niemożności wyjścia z biedy. Jeszcze gorzej jest z decyzją o odebraniu dzieci - na ile to jest traumatyczne doświadczenie i jak może być niesprawiedliwe pokazuję przykłady takich państw jak Szwecja, gdzie decyzja o odebraniu dzieci jest zdecydowanie nadużywana lub Polska, gdzie przeważnie dzieci odbiera się za późno. Nie wiem, czy istnieje gdziekolwiek dobre rozwiązanie.
    Co do 500+, to nie wyrokowałbym, że pogłębia ono patologie. Żadne z ostatnio przeprowadzonych badań tego nie wskazuje, a są one robione na reprezentatywnej próbce osób.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko to prawda, tylko czemu ci wszyscy niezaradni życiowo, jak mówisz, sprowadzają na świat kolejne dzieci, które tworzą armię potencjalnych podopiecznych ośrodków wszelkiej pomocy...

      Usuń
  27. Piszę jeszcze raz , bo mój komentarz napisany dwa dni temu zniknął gdzieś ( chyba za szybko zamknęłam stronę ). Cóż ? Moim zdaniem najważniejsze jest dobro dziecka, ale jak widać w dzisiejszych czasach wcale się na to nie patrzy. A przecież tam , gdzie jest bieda i mało pieniędzy - nie oznacza, że nie ma miłości , dobroci i szczęścia. Dlaczego więc odbiera się dzieci z miejsc, gdzie były szczęśliwe ?
    Znam taką historię z autopsji. W bliskim sąsiedztwie mieszkał ojciec z siedmiorgiem dzieci. Żona zostawiła go z dziećmi, bo wolała bardziej rozrywkowe życie, a on starał się jak mógł. Jako inwalida nie mógł znaleźć stałej pracy, więc łatał domowy budżet, zbierając złom. Dodam tylko, że chłop był uczciwy i nie sięgał do kieliszka. Co z tego ? Odebrano mu dzieci i umieszczono w rodzinie zastępczej - 40 km od miejsca zamieszkania. Zimą, gdy mój mąż zawiózł mężczyznę, by odwiedził swoje dzieci - nie wpuszczono ich do domu. Spotkanie odbyło się na placu przed domkiem jednorodzinnym, w którym przebywały. Na święta dzieciaki nie dostały prezentów, bo rodzice zastępczy stwierdzili, że to nie są ich dzieci i prezenty się im nie należą. Pytanie: gdzie dzieciom było lepiej - z ojcem czy w tzw. rodzinie zastępczej ? Rodzinę tą znam do dziś i widzę , jak dobry mają ze sobą kontakt. Na szczęście chwilowa rozłąka nie spowodowała utraty więzi rodzinnych. Ale czy tak ma wyglądać pomoc rodzinie w naszym kraju ? Wszystkie takie historie są smutne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dwa komentarze odnalazłam w spamach, ale Twojego nie było, czasami jakiś chochlik tak namiesza.
      Masz rację, sprawy z odbieraniem dzieci nie zawsze są bezdyskusyjne, ale czasem ochroni niektóre przed gorszym losem, niestety...a rodziny zastępcze zyskały ostatnio złą sławę lub raczej i tam zdarzają się patologie, które psują renomę tym dobrym i uczciwym.

      Usuń
  28. Biedne dzieciątka. Co więcej mogę napisać? Takich matek (i oczywiście także ojców) po wprowadzeniu 500+ pojawiło się bardzo wiele.. Ba, niektórzy nie pracują wcale, mają pięć, sześć dzieciaków i utrzymują się z zasiłków. Nie są niezdolni do pracy, ale po prostu.. Leniwi? Nie obchodzi ich nic i nikt? Nie wiem jak ująć to taktowniej.
    Jak można własne dziecko skazać na taki los - przecież dla dzieci takie doświadczenie to koszmar. Zniszczone dzieciństwo i w wielu przypadkach zniszczona przyszłość.. Poza tym - jaka czeka na nie przyszłość? Serducho się łamie.
    Pozdrawiam serdecznie, M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prostu wybrali łatwiejszą drogę, by wyrwać się z takiej sytuacji trzeba mieć odpowiedni charakter i motywację, a ciągłe dostarczanie tzw. przetrwalników nie jest motywujące do działania.

      Usuń
  29. http://annakobieta.blog.onet.pl/16 mar 2017, 00:52:00

    Witaj �� Tak dawno nie byłam na blogu że zapomniałam jak się tu porusza ,jak obsługuje he he A wracając do tematu to uważam, że to dobro dziecka o którym tak wiele mówimy wciąż stoi pod dużym znakiem zapytania. Najgorzej mają dzieci z rodzin patologicznych,w których rządzi alkohol i przemoc. Te szybciej trafiają do patologicznych domów dziecka czy rodzin zastępczych. Oczywiście nie wszystkie takimi są ale patrząc na brak odpowiedniej kontroli śmiem sądzić że w niejednej takowej instytucji dzieje się szereg nieprawidłowości.Niby w troszkę lepszej sytuacji są dzieci z tak zwanych rodzin biednych, bo w tym przypadku ktoś się nimi interesuje a mianowicie owi nieoperatywni rodzce którym je zabrano. A swoją drogą nigdy nie pojmę logiki uzasadniającej odbieranie ubogim dzieci. Przecież te pieniądze, które państwo płaści za umieszczenie takiego ubogiegiego dzieciaka w bidulu mogły by zasilić budżet takowej rodziny i obeszłoby się bez dramatów. Gdzie w tym wszystkim jest dobro dziecka?
    Z pięćset plus sprawa jest prosta. Państwo daje to ludzie biorą ale nich sobie państwo dużego przyrostu przyszłych niewolników nie spodziewa. Patologia i bez tych pieniędzy jak się rozmnażała tak się rozmnażać będzie a mądry człowiek nie da się omamić i nie będzie w kraju taniej siły roboczej rozmnażał się jak królik.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Aniu, jak tam fotografia, nadal sprawia Ci tyle frajdy? czasem zaglądam :-)
      Te pieniądze jak mówisz, nie zawsze rozwiązują sprawę, a zabranie dzieci często, nie zawsze, chroni je przed tragediami, o których często potem słyszymy i słyszymy też pytania: a gdzie była opieka społeczna, co zrobiła szkoła itp.
      Nieustającego foto natchnienia życzę:-)

      Usuń
  30. Na temat działania MOPS-u mam swoje zdanie, niestety niepochlebne. Co do nieodpowiedzialnych rodziców, to zawsze byłam zdania, że mężczyzn, którzy dopuszczają się gwałtów na dzieciach należy kastrować, a nieodpowiedzialnym matkom podwiązywać jajniki, by nie rodziły dzieci, którymi nie chcą lub nie potrafią się zajmować. W naszym kraju większość dzieci z domów dziecka, to sieroty społeczne, a nie losowe, które utraciły rodziców na skutek nagłej śmierci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, słyszy sie też, że gdy dorosłym dzieciom zaczyna się powodzić, wyrodni rodzice wyciągają rękę po alimenty...

      Usuń