wtorek, 11 listopada 2014

Listopadowy festiwal patriotyzmu

Święto ku czci Niepodległej przywitało nas mgliście i chyba ta mgła może być symbolem tego wszystkiego, co widzę dookoła. Flagi sąsiadują z plakatami wyborczymi, a te z kolei pojawiają się wszędzie , epatując zdjęciami chętnych do zasiadania gdziekolwiek i mających gotowe recepty na całe zło tego świata. W dodatku słyszę z ust różnych, że jak nie stanę do urny, to nie mam prawa nazywać się patriotką. Znaczenie i stosowanie tego słowa jest często nadużywane i napompowane patetyzmem. Różne frakcje i ludzie o różnych poglądach prześcigają się w tłumaczeniu nam, zwykłym zjadaczom chleba, czym jest patriotyzm lub jak powinniśmy świętować niepodległość. A dla mnie patriotyzm jest w pewnym sensie stanem ducha lub religią. Albo to czuję i jestem dumna, i wzruszam się, jak 50 tysięcy gardeł śpiewa mazurka na stadionie, albo nie. To się wynosi z domu rodzinnego, z umiłowania ojczystej historii i szacunku dla kultury. Wiem na pewno: patriotyzm nie kojarzy mi się z głosowaniem na radnych, z pogardą dla obcych lub odmiennych czy z obroną krzyża na Giewoncie.
Póki co, idę lepić świąteczne rogale, bo gęsiny nie lubię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz