piątek, 8 grudnia 2023

Salon z promilami...

 Wyobraźcie sobie sklep, wielki jak salon samochodowy lub meblowy, z napisem Świat Alkoholi.

Poszliśmy kiedyś z mężem pozwiedzać, bo czasami szuka się alkoholu na prezent, więc warto mieć wybór gatunkowy i cenowy. 

Myślałam, że alkohole tam tylko drogie i mało znane, ale okazało się, że nic bardziej mylnego. Jedynie piwa nie było, a szkoda, bo warto by spróbować jakiego egzotycznego...

Swoją drogą, chyba alkoholu potrzeba Polakom najbardziej, bo w moim mieście już kolejny sklep z alkoholami i papierosami powstaje, a sklepów  innych branż nie ma wcale.

Pani zza lady zmieniała dekoracje, skakała po drabinie ja wiewiórka, ale i chętnie opowiadała o butelkach, promilach, beczkach i innych szczegółach.

Mąż słuchał uważnie, ja zwiedzałam i robiłam fotki.

Salon podzielony na działy. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że istnieje tyle gatunków i jeszcze więcej rodzajów opakowań. Bo przecież nie tylko butelki (duże, małe, gigantyczne, w postaci figurek porcelanowych czy różnych przedmiotów), także puszki, kartony, beczułki...
Sekcja dla miłośników militariów.

Sekcja meksykańska, niektóre opakowania dość makabryczne nawet...
Dział dla grzybiarzy i leśników...
Sekcja dla straszaków i instruktorów BHP.
Dział gigantycznych opakowań, gdy spytałam jak nalewa się z 5-litrowej butelki, pani powiedziała, że są specjalne kraniki...
Swoją drogą, w salonie jak w muzeum, ciekawe ekspozycje, nietypowe opakowania...
Okazało się także, że są alkohole kolekcjonerskie i to nie tylko z powodu zamiłowania do gatunku czy unikalnego opakowania. Inwestuje się w alkohole znane, długo leżakujące lub po prostu modne.
Tu przykład cenniejszych trunków  trzymanych pod kluczem. Ta butelka z lewej jeszcze niedawno kosztowała ponad 4 tysiące zł, teraz to już 11.200 zł, a to cena nie ostatnia, bo zostały podobno tylko 3 butelki w całym kraju...

Ciekawostką jest też to, że bywają alkohole, których ceny winduje się na aukcjach, przechowuje w sejfach, tylko pytanie, kto odważy się spróbować whisky za 2 mln funtów? A jeśli okaże się niesmaczna? 
A jeśli przez przypadek taka cenna butla zbije się? masakra! 

Podobno kiedyś, takie wylicytowane na aukcji wino okazało się kwaśne, no cóż, ryzyko zakupów dotyczy nie tylko drogich trunków.

117 komentarzy:

  1. piwo można pooglądać gdzie indziej. są sklepy wyłącznie z piwem.
    a na Czeskich Morawach w wielu miejscach oglądałem wystawy z ichnią śliwowicą, sławną bardzo. 70% ma zawartość, a butelki w każdym możliwym kształcie - tancereczka, skrzypki, buciki, sam już nie wiem, co jeszcze, bo i lokomotywa była.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bo to być może jedyny sklep, na którym prywaciarz może jeszcze zarobić. Resztę wchłonęły markety.

    Pracowałam rok w monopolowym. Lubiłam tę pracę wbrew obiegowej opinii i piętnie tej branży.
    Pracowałam jak w galerii. Przecierałam butelki z kurzu jak jakieś eksponaty, czystość była ważnym elementem sklepu.
    No i nie trzeba było zakładać do pracy dresu, można było włosy rozpuścić, jak w ekskluzywnym butiku. Jakoś wtedy odpoczęłam, powiem Ci, że to była bardzo dobra praca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na mojej dawnej dzielnicy powstały ongiś dwa sklepy z winami, ale szybko padły nie wytrzymując konkurencji z marketami, których personel zwykle guzik się zna na winach i nic sensownego nie doradzi, nie podpowie...
      ale wino jest specyficznym produktem... w naszym rejonie klimatycznym raczej nie istnieją alkoholicy "winowi", nie licząc rzec jasna homelessów kupujących najtańsze napoje winopodobne... w branży alkoholowej pieniędzy nie zarabia się na zwykłych używaczach, tylko na ćpunach, ludziach uzależnionych od alkoholu, bez nich ten biznes znika z dnia na dzień...
      p.jzns :)

      Usuń
    2. @Jael
      w opisywanym sklepie były dwie panie i tez elegancko ubrane, byle menela nie stać na ten luksus.
      @PKanalia
      No właśnie nie znam statystyk, a przecież coraz więcej i to drogich trunków piją ci w krawatach i panie w kostiumach, sporo jest wśród nich uzależnionych.

      Usuń
    3. Miałam dzienne utargi po kilkanaście, kilkadziesiąt tysięcy na jedną 8-godzinną zmianę. O czymś to świadczy. Menele chodzili do marketów po szczeniaczki, gdzie były po prostu tańsze, a i w kolejce ktoś może dorzuci do uniejki. ;)

      Usuń
    4. @Jael...
      stereotyp, że alkoholowy narkoman /w skrócie alkoholik/ koniecznie musi być menelem już dawno poszedł się dymać na śmietnik, pracując w branży powinnaś to zauważyć po gębach stałych klientów, mimo tego, że większość dringoli zmienia miejsca zaopatrzenia właśnie dlatego, żeby ich nie postrzegano jako ćpunów, co zresztą nie działa, ale oni sobie żyją w takiej iluzji, że działa...
      do prywatnych ośrodków leczenia trafia wiele bogatych osób, co prawda część z nich to chorzy z urojenia, którym otoczenie wmówiło, że są "mają problem", mimo to jednak wielu klientów jest naprawdę uzależnionych...

      Usuń
    5. Kiedyś znane było picie wśród chirurgów, teraz dotyczy to każdej branży...

      Usuń
    6. prosektorium... tam się ponoć dopiero chla... znałem pracownika takiej placówki przyszpitalnej, potwierdził, że tak jest, a sam w czasie wolnym był stałym bywalcem jednej w warszawskich knajpek, ponoć nieźle zarabiał, bo oprócz oficjalnej pensji dostawał sute "napiwki" za lepsze (od standardowego) przygotowanie zwłok do pochówku...
      ale za to spotkałem się z budową na której nikt nie pił... numer polegał na tym, że pracowali tam głównie Ukraińcy i ludzie wioch daleko od Wawy, zależało im na robocie i nawet do głowy im nie przychodziło walenie po kielichu w pracy...

      Usuń
    7. @PK To była odpowiedź na komentarz, a nie moje światłe odkrycie.

      Usuń
    8. @Jael...
      luz, po prostu sobie rozmawiamy :)
      a w ramach tej rozmowy chyba wiesz, że alkohole w marketach choć są tańsze, to są też gorsze jakościowo, produkowane są tańszą, szybszą technologią, niż te same, z tym samym brandem (nazwa, etykietka, etc), co sprzedawane w mniejszych sklepach...
      natomiast alkoholik, jeśli go stać, pija zwykle lepsze jakościowo trunki, dopiero gdy zaczyna biednieć przechodzi na tańsze, a w skrajnych przypadkach zadowala się nawet przemysłowymi...
      natomiast co ciekawe, to małpki w przeliczeniu na litr są droższe od wódki w większych butelkach, tylko tu działa inny mechanizm: menel rzadko na przy sobie sumę wystarczającą na połówkę, co prawda mógłby sobie szybko uzbierać, ale przymus napicia się "teraz, już" jest silniejszy i wygrywa z cierpliwością...

      Usuń
    9. zupełnie inny model picia, a także styl alkoholizmu jest na południu, w rejonach śródziemnomorskich... tam głównym trunkiem, zarówno zwykłych używaczy, jak też ćpunów, jest właśnie wino, ludzie nie piją uderzeniowo, tylko się nasączają, za to samo wino, to najtańsze, stołowe, którego używa się także do celów kuchennych jest koszmarnie tanie... alkoholik np. na południu Francji nie ma takich kłopotów, jak np. polski... on nie rozumie i nie czuje takiej sytuacji, że można "nie mieć" nawet na szklaneczkę... oczywiście sępienie na ulicach istnieje, ale odbywa się nieco inną metodą, niż w Polsce...

      Usuń
    10. we Francji każdy producent wina ma wyznaczony pewien limit butelek 0,7 , które wolno mu sprzedać... ale zawsze ma nadprodukcję winogron, więc te winogrona idą na wino produkowane prostszą techniką, czasem do kadzi idą nawet całe krzaczory, nikt się nie bawi w dokładny zbiór... to wino jest potem sprzedawane jako "vin de table" w plastikowych opakowaniach, kartonach, a nieraz nawet OEM-owo, prosto z beki do naczynia klienta i ono kosztuje grosze, a do tego limitu się go nie liczy... piją to prawie wszyscy, w każdej też kuchni obok oleju, octu, czy innych przypraw, dodatków, stoi butelka lub baniaczek takiego wina...
      nie znam statystyk jaki procent ludzi jest uzależnionych, ale przy takim stylu picia nie jest wcale tak łatwo zdiagnozować to uzależnienie, granica między używaczem, a ćpunem jest bardziej rozmyta, a do tego jeszcze trudniej jest zdefiniować "binge drinkin'" (picie ryzykowne), nie wiadomo za bardzo jak to liczyć...

      Usuń
    11. W Norwegii podobno każdy ma limit na alkohol, nie wiem jak oni to kontrolują, poza tym, po godzinach sprzedaży alkoholu stoisko jest zasłaniane przed okiem klientów...
      Małpki są bardziej poręczne, można ukryć przed żoną, popijać w pracy, na spacerze z psem itd.

      Usuń
    12. @Jotka...
      kontrola jest prosta, klienci mają książeczki kuponowe i są przypisani do konkretnych punktów dilerskich (czyli sklepów alkoholowych) tak, jak u nas pacjenci z rocznymi e-receptami do konkretnych aptek...
      tyle, że ja to czytałem o Szwecji akurat...

      Usuń
    13. O Norwegii wiem od znajomego, który jeździ tam do córki.

      Usuń
  3. biorac pod uwage ile ludzkich dramatow kryje sie za sprawa alkoholu nie wiem,czy powstawanie takich sklepow jest ok...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko jest dla ludzi, kto ma ciągoty, to i spod ziemi wydostanie...

      Usuń
  4. odkładając na bok kwestię istnienia kultu najpopularniejszego narkotyku i współuzaleźnienia społecznego funkcjonuje też rynek kolekcjonerski, gdzie nabywanego towaru się nie konsumuje, tylko po prostu posiada... wyjęcie go z opakowania, które nieraz samo w sobie jest dziełem sztuki powoduje spadek jego wartości o całe rzędy wielkości... najbardziej znane są chyba lalki kolekcjonerskie, czy inne zabawki, książki, komiksy, odzież, perfumy i właśnie produkty alkoholowe...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie o tym tez było, ja się jednak dziwię takim kolekcjonerom, niezależnie od rodzaju zdobyczy, kupić i trzymać w sejfie?
      No ale różne są zboczenia i kółka zainteresowań, jak mawia moja znajoma :-)

      Usuń
    2. poznałem kiedyś faceta, który sponsorował całą hordę atrakcyjnych panienek z których wdzięków wcale nie korzystał, był zresztą gejem, chodziło mu tylko o samą dumę z siebie, że stać go na ekskluzywne dupy i mołojecką chwałę w swoim otoczeniu... wiele osób rozszyfrowało tą jego grę, ale on tą grę lubił, w sumie nikomu to nie szkodziło...

      Usuń
    3. Coś jak eunuch w haremie...

      Usuń
    4. nie wiem, czy to dobre porównanie, bo wydaje mi się, że eunuch jest raczej sfrustrowany swoją sytuacją, przynajmniej do czasu, gdy się nie przyzwyczai, a ten gość jako gej miał po prostu inny gust, sfrustrował by się raczej, gdyby zbankrutował, bo nie stać by go było na żywe ozdoby, z którymi się pokazywał publicznie...
      żeby wyjaśnić, to on wcale nie robił tajemnicy ze swojej orientacji, ale rzadko widziano jego faceta, z którym podobno był dość długo na stałe... tak, czy owak, zabawny typ :)

      Usuń
    5. Nie znam branży, więc może i porównanie nie najlepsze, ale na pewno korzystanie z takowych usług tez sprzyja konsumpcji alkoholu.

      Usuń
    6. żeby było śmieszniej, to był współwłaścicielem hurtowni alkoholu, ale nie pamiętam, jak u niego samego centralnie było z piciem... chyba nie pił zbyt wiele, bo palił Zioło, ale znałem go za słabo, żeby wiedzieć coś więcej o nim w tym temacie... jeździł autem, a pijanego go nie widywano, ale to o niczym nie świadczy...

      Usuń
    7. Skoro palił zioło, to alkohol mu nie był potrzebny;-)

      Usuń
    8. to jest dość dziwne, bo choć Zioło nie zastąpi działania narkotyku, jakim jest alkohol, to jakoś mniej się chce go spożywać...
      są co prawda pojedyncze wyjątki od tej prawidłowości, ale większość ludzi jakoś tak właśnie działa...
      a skutki społeczne wychodzą na plus, bo mniej rozrabiają, nie są tak skłonni do przemocy i w ogóle, świat zaczyna to powoli dostrzegać i rozumieć, ale w Polsce to rozumienie idzie dość opornie...

      Usuń
    9. Z zioła państwo nie czerpie zysków!

      Usuń
    10. to ileż to roboty zacząć czerpać?... Urugwaj, Kanada, Holandia, część Stanów Zjednoczonych, etc... w tych krajach państwo zalegalizowało (mniej lub bardziej) ten produkt, obłożyło podatkiem i wszystko gra jak należy...

      Usuń
    11. U nas inna kultura...kultura picia, a lobby spirytusowe ma się doskonale.

      Usuń
  5. Faktycznie sklepów z alkoholem pod dostatkiem, działy alkoholowe w marketach też zawsze na bogato... W takim tego typu nie byłam. W sklepie z winem owszem, ale to raczej takie kameralne klitki. :) Coś mi świta, że raz w Meksyku byłam w takim dużym z dużym wyborem alkoholi, ale już nie pamiętam, czy on był tylko alkoholowy, czy to po prostu jakiś market, miał być duży wybór i ktoś, kto doradzi; no i ja tam zdaje się byłam po mezcal, więc nie interesowały mnie jakieś międzynarodowe. :)
    Gdzie można kupić jakieś nietypowe piwa to nie mam pojęcia. Są bary, gdzie takie podają - czasami ciężko się zdecydować, jak jest milion różnych. Są też takie bary, gdzie jest kilka kraników i każdy sobie sam nalewa i płaci specjalną kartą - można sobie nalać jednego wybranego albo spróbować różnych w mniejszych ilościach.
    Jeśli chodzi o ceny, to spotkałam się z teorią, że bardzo drogie alkohole nie smakują wcale lepiej i jeśli się próbuje w ciemno, można nie odróżnić. :) Chociaż to też zależy też od zakresu cen, bo jak próbowałam różnych tequili, to mi wyszło, że niestety najlepsza z nich była ta najdroższa (nie kupiłam, bo za droga, ale cena nie była też jakaś szokująca). :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To pewnie z wieloma artykułami tak bywa, że najdroższe nie zawsze nam smakuje, bo to kwestia gustu.
      Ja za piwem nie przepadam, ale próbowałam ciemnych piw i może ze 2-3 naprawdę mi smakowały, ale to tylko w upały, zimą nie ruszają mnie w ogóle...

      Usuń
  6. Spróbować owej whisky za 2 mln funtów to ja mogę, ale kupować to już nie, nawet jeśli ktoś mi owe funty da w prezencie:).
    M

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tak jak ja, są granice takiego szaleństwa...

      Usuń
  7. Trzeba mieć dużo pieniędzy, żeby móc kupować takie drogie alkohole. Tylko jaki to ma sens?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie wiem, zwłaszcza że ktoś kupi i nie pije...

      Usuń
  8. Alkohole mnie nie kręcą, za to ozdobne butelki bardzo, zdarzało mi się kupować alkohol tylko ze względu na kształt butelki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobnie z perfumami, podobają mi się opakowania, zapach jakby mniej...

      Usuń
  9. Pamiętam, na początku mojej pracy pedagogicznej często miałam straszne chrypki [notorycznie]. Potem się to gardło przyzwyczaiło jakoś.
    Ale pamiętam epizod, gdy musiałam kupić pół litra wódki na jakąś okoliczność. Podchodzę do lady, obok kilka osób, i proszę o wódkę mocno zachrypniętym głosem. A stojący w pobliżu zapijaczony kloszard [czytaj alkoholik] mówi do mnie: Co? trzeba przepłukać gardełko? hahaha...
    Do dziś pamiętam ten wstyd... Gdyby to było możliwe, weszłabym wówczas pod podłogę :) :)
    A sklepy dziś inne, wypasione, z ogromnym wyborem i polotem w nietuzinkowych opakowaniach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyobrażam sobie! W dodatku alkoholik nie musi wyglądać jak menel;-)

      Usuń
    2. A to prawda. Ale tamten akurat wyglądał :) :)

      Usuń
    3. Więc twój zachrypnięty głos wydał mu się znajomy:-)

      Usuń
  10. Jak w muzeum, niektóre opakowania nie wyglądają na opakowania alkoholu, pooglądać można, pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My też głównie oglądamy i wyszukujemy ciekawostki:-)

      Usuń
  11. Do wyboru, do koloru..od samego patrzenia można się upić…😂😂😂
    Marek z E

    OdpowiedzUsuń
  12. Sklepy z alkoholem zawsze miały wzięcie:):) a ten ciekawy:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Wejść popatrzeć, zarejestrować jako ciekawostkę. Ja lubię takie sklepy i lubię jakiś oryginalny alkohol wypić. Ostatnio piłam tajlandzką whisky

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój mąż próbował japońskiej, podobno dobra była...

      Usuń
  14. W sklepie w którym kupuję po któryś odwiedzinach spec od sprzedaży , przestał się wymądrzać co jego zdaniem a zaczął sprzedawać mi to co dla mnie smaczne i relaksujące. Stwierdził również ,że wina niekoniecznie muszą być drogie by były smaczne co potwierdzam jak i to ,że dla szpanu , nazwa i wiedza o cenie dobrze robi na niektórych w towarzystwie. Polscy lekarze mają jakąś fobię na alkohol czego doświadczam. W stanach czy Szwajcarii jakoś większą wagę przywiązywali do jakości życia nawet jeśli przez to się miało skrócić. NKloszard

    OdpowiedzUsuń
  15. Niedaleko mnie też jest Świat Alkoholi, ale nie taki wypasiony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. We wtorek zwiedzaliśmy w Toruniu sklepy ze słodyczami, tez niezła zabawa:-)

      Usuń
  16. Dla mnie to jakieś szaleństwo.
    Wydaje mi się, może się mylę, że w Australii nie ma tego rodzaju sklepów.

    OdpowiedzUsuń
  17. Dla mnie mógłby być taki sklep z samymi opakowaniami, bez zawartości. Bo lubię oglądać ładne rzeczy. A z alkoholi to lubię dobry, markowy koniak-wtedy przez cały wieczór sączę jedną lampkę koniaku. Serdeczności;)
    anabell

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś wypiłam duszkiem lampkę brandy, w nadziei, że mi ból głowy przejdzie, a było jeszcze gorzej!

      Usuń
  18. Ciekawe miejsce, pierwszy raz widzę taki sklep. Jeśli chodzi o alkohole w puszkach to w środku jest butelka. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W każdym razie wino w kartonie nie bardzo mi się ze szlachetnym trunkiem kojarzy...

      Usuń
  19. Mam znajomych , którzy mnie zaskoczyli , w nowym mieszkaniu jeden pokój ,- zrobili w nim półki od dołu do góry i w nim wódki, wina , koniaki ..... Ogromna ilość tego alkoholu . Powiedzieli, że to ich oszczędności na starość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyżby zamierzali prowadzić domowy sklep alkoholowy?

      Usuń
    2. Nie skąd , to tak jak że znaczkami. Nietypowe, rzadkie gatunki będą coraz cenniejsze. Dla mnie też to sprawa dyskusyjna.

      Usuń
    3. A tak, lokata kapitału, byle butelki przetrwały...

      Usuń
  20. Ciekawe miejsce. Bardziej do chodzenia i podziwiania, niż kupowania. Ale nie dziwię się, że w naszych czasach tego typu przybytki dobrze sobie radzą. Ludzie zapijają swoje smutki i frustracje. Jakoś trzeba sobie radzić w tej chaotycznej rzeczywistości...
    Dziwiłam się kiedyś w Au, widząc wypasione sklepy monopolowe ulokowane na stacjach benzynowych....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alkohol na stacjach benzynowych to dla mnie kuriozum...

      Usuń
  21. Dla mnie alkohol może nie istnieć. Ponad rok temu zalałam suszone śliwki spirytusem na nalewkę... I stoi to do dziś. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tez mało pijam, ale dobra nalewka może być lekarstwem:-)

      Usuń
    2. Może, tylko tak zassało wieczko słoika, że nie możemy całą rodzinką otworzyć. :D

      Usuń
    3. Czyli nalewka bezpieczna jak w banku!

      Usuń
  22. BBM: Nigdy nie byłam w takim sklepie.

    OdpowiedzUsuń
  23. Toż to prawdziwa galeria, tylko pytanie czy to nie znaczy, że mamy w Polsce coraz poważniejszy problem...?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Póki są klienci, będą takie sklepy powstawać...

      Usuń
  24. Haha z tego co się prientuje, te drogie trunki zazwyczaj są paskudne. Nie zawsze oczywiście, ale w zasadzie to są kombinacje smakow, które coś mają udowodnić, ale nie bardzo wiem co i komu. Dla mnie alkohol ma smakować. Pije bardzo sporadycznie, więc powinno być przyjemne w degustacji😁.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poza tym, kolorowe drinki mogą być zdradliwe, niejedną mocną głowę pokonały różne mikstury ;-)

      Usuń
  25. Witaj, Jotko.

    Odrobina dobrego alkoholu od czasu do czasu nie jest zła:)
    Sklepy tego typu niezmiennie kojarzą mi się z salonami oświetleniowymi, co wiedzie mnie do refleksji o przeroście formy nad treścią:) Ale przynajmniej i tu, i tu jest to interesująca forma;)

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, zwiedzanie jest przyjemne, w oświetleniowych oczy mnie bolą, migreny można dostać...

      Usuń
  26. Ponure że same alkosklepy są...
    Co do szklanych opakowań trunków to i moją uwagę zatrzymują.

    OdpowiedzUsuń
  27. Nie ma jak domowe naleweczki...U nas w tym sezonie króluje rocznik 2016...;o)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to trochę naciągnęła życiodajną mocą:-)

      Usuń
  28. Mnie najbardziej dziwi ogromny wybór alkoholi na stacjach benzynowych. Na wielu z nich to największe działy! Wybór jak w hipermarketach...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I sama widziałam, ile ludziska kupują, choć dużo drożej wypada...

      Usuń
  29. Dla mnie to zapotrzebowanie na papierosy i alkohol świadczy o tym, jak bardzo Polacy są uzależnieni... A to niedobrze świadczy i to nawet nie o nich, tylko o życiu Polaków i systemie, w jakim żyjemy. U mnie w pracy większość pali. I wiadomo, kto chce, ten będzie. Niemniej ciekawy sklep. Interesujące są te opakowania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście znam coraz mnie osób palących, ale jeszcze kilka lat temu było ich wszędzie sporo, za to pije chyba więcej ludzi.

      Usuń
  30. Piękna wycieczka, Jotko, ale widać wyraźnie, że słabo jesteś zorientowana w temacie alkoholi. To nie jest salon z promilami, to jest salon z procentami. Promile pojawiają się później, po spożyciu zakupów dokonanych w salonie. We krwi się pojawiają i wtedy jest jeszcze fajniej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na słusznie! Ale z drugiej strony, od samego patrzenia w głowie się kręci, więc jakbyśmy te promile już mieli...

      Usuń
  31. Nawet taka wycieczka w miejsce, gdzie sprzedaje się ludziom truciznę, może czegoś nauczyć. Nie bez powodu zwróciłaś uwagę na opakowania i ceny. Ma to wywołać poczucie, że nabywając taki produkt i go potem spożywając, należymy do elity, mimo że przecież nie ma nic prostszego, niż "walnąć lufę prosto w mordę" i potrafi to każdy niemota. Gdy się do tego doda natychmiastowe działanie znieczulające, uspokajające i rozluźniające, mamy odpowiedź na pytanie, dlaczego ludzie zachowują się tak, jakby był to dla nich produkt pierwszej potrzeby. Można do tego dorzucić parę legend, np. "pić trzeba umić, ja umim, więc jestem lepszy od tych, co nie umiom", "kto nie pije, ten kapuś" albo "jestem koneserem", ewentualnie "sam zarobiłem i stać mnie" i już mamy wszystko, by się urządzić w dupie.
    Prywatnie uważam, że dobrym pomysłem byłby wymóg pakowania alkoholu w butelki takie, jak wino patykiem pisane z obowiązkową ilustracją przedstawiającą ładnego młodzieńca sikającego przez spodnie, urodziwą dziewczynę siedzącą na kiblu z podkrążonymi oczami i rzygająca przed siebie, czy bezzębnego pana chodzącego na czworakach po kałuży. W końcu jeżeli naprawdę ktoś chce pić kulturalnie, symbolicznie, nieszkodliwie, tylko do podbicia smaku posiłku, może przelać zawartość do kryształowej karafki i ją postawić na stół.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. trochę nie do końca... kolekcjonerzy przeważnie wcale nie spożywają zawartości tych opakowań, są nawet tacy, którzy w ogóle nie używają alkoholu... to ma tylko stać i dodawać takiemu nabywcy poczucia ważności, że MA, posiada coś tak drogiego...
      ale masz też trochę racji, bo zdarzają się tacy, którzy używają tylko takich wypasionych trunków, przy czym kwestia, jak używają, czy są uzależnieni, czy im bardzo daleko do tego, jest tu raczej drugorzędna, bo tak potrafią działać i jedni, i drudzy...
      p.jzns :)

      Usuń
    2. Można i tak, ale z drugiej strony, na opakowaniach papierosów bywają straszne zdjęcia organów zniszczonych rakiem, a to nie odstrasza palących.
      Co do przelewania w karafkę - miałam karafki i przelewałam do nich wino, ale samo naczynie ciężkie jak sto diabłów, weź z tego nalej...

      Usuń
    3. Umówmy się, że nie dla kolekcjonerów przecież powstał przemysł alkoholowy i nie kolekcjonerzy stanowią klientelę sklepu. Za to kolekcjonerzy robią bardzo złą robotę. Nie zajmą się kolekcjonowaniem herbatników w ozdobnych opakowaniach, cukierków, ani certyfikowanych serii wody mineralnej z uznanych źródeł, ale właśnie alkohole będą trzymać i udawać, że jest to coś tak wykwintnego, że ja pierdziuch! Niestety, złudzenie elitarności jest niezłym nośnikiem reklamowym.

      Usuń
    4. Wszystko jest dla ludzi, ale chyba lepiej kupić brandy zamiast czystej czy dobrej jakości wino i nie jest to kwestia czucia się lepszym, po prostu to kwestia smaku czy wyboru.

      Usuń
    5. Przecież mogłabyś kupić brandy ze zdjęciem sikającego w spodnie młodzieńca. Biję każdy zakład, że takiemu znanemu, twóczemu i bogatemu przystojniakowi jak Jim Morrison nie raz się zdarzało popuścić w spodnie po brandy.

      Usuń
    6. Naprawdę życzysz mi takich widoków?

      Usuń
    7. Nie, skądże, pisałem jaki jest na to sposób. Jeżeli naprawdę potrzeba jest do kulturalnego picia małych ilości, to można zawartość butelki przelać do ozdobnej karafki.

      Usuń
    8. no pewnie, że przemysł alkoholowy gros swoich przychodów pobiera od uzależnionych i pijących ryzykownie, bez takich klientów mógłby stracić rację bytu... tylko, że nie o tym w ogóle była rozmowa... mówimy o specyficznym rynku kolekcjonerskim, na którym przedmiotem obrotu są drogie (przykładowo) m.in. lalki lub inne zabawki, perfumy, ciuchy, napoje alkoholowe i jakieś inne jeszcze rzeczy, ich konsumpcja nie polega na ich używaniu, tylko na samym posiadaniu i bycia dumnym z tego, że ma się kasę na taki towar...

      Usuń
    9. Na podobnej zasadzie można by zapytać, po co ludziom kolekcje starych aut, ale stać ich na to i cieszą się swoimi zbiorami.
      Każdy ma jakiegoś bzika...

      Usuń
    10. @jotka, różnica między kolekcjonowaniem butelek alkoholu a kolekcjonowaniem czegoś innego jest z grubsza taka, że elityzowanie alkoholu może finalnie zabić kogoś z rodziny kolekcjonera.

      Usuń
    11. Moniko, krzywdę rodzinie można zrobić na wiele sposobów, choćby rujnując jej budżet kolejnymi zachciankami kolekcjonera, zależnie od tego, co zbieramy...
      Znam rodzinę, gdzie nikt flaszek nie kolekcjonował, a alkoholizm ojca i syna zniszczył relacje nie tylko w rodzinie, ale i wśród znajomych..

      Usuń
  32. @Jotka, zdjęcia odstraszające nie są dla uzależnionych. Oni są dorosłymi ludźmi i jak są na tyle nieroztropni, by z wiedzą o szkodliwości uzależnienia dalej się inhalować dymem tytoniowym, to wybór i ich sprawa. Chodzi o to, by wyciągnięcie paczki drogich, ładnie opakowanych fajek nie było odbierane, jako symbol zamożności i dobrego smaku przez młodzież. Napis o impotencji, jako jednym ze skutków palenia nie będzie raczej tym, który młody człowiek będzie chciał położyć przed sobą na stole w knajpie.
    Jestem głęboko przekonany, że ładne opakowania zwiększają sprzedaż, przecież po coś przemysł alkoholowy wydaje na nie grubą kasę. Czasem koszt produkcji butelki jest wyższy, niż koszt produkcji jej zawartości. Jeszcze bardziej oczywiście sprzedaż się zwiększy przy niskiej cenie, wtedy towar zejdzie nawet w plastiku, efekty znamy z Rosji, ale jak ktoś się nastawia na inną grupę docelową, zamiast upośledzonych ludzi z marginesu, na dzieci bogatych biznesmanów, to daje ładne opakowanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobnie jest z każdym produktem, ale czy to wina klienta?
      Fakt, lubię ładne opakowania, ale w granicach rozsądku, choć wolę kupić rybę opakowaną w pergamin, niż w gazetę.

      Usuń
    2. O tyle wina klienta, że klient kupuje i płaci, bez niego nie byłoby tego produktu. Niemniej nie o karanie klienta chodzi, a o to, żeby zerwać z pewnymi szkodliwymi kalkami typu: "człowiek sukcesu powinien pić brandy lub martini wstrząśnięte niemieszane". Człowiek sukcesu ma po prostu dobre życie, nie musi zapełniać domowego barku, by coś udowodnić.

      Usuń
    3. Dlatego ludzie kupujący brandy czy droższe wina nie robią tego z próżności (no może niektórzy), te trunki po prostu mniej szkodzą, po dobrym winie głowa nie boli.

      Usuń
    4. Nie wiem, czy mniej szkodzą. Na pewno lepiej smakują.
      A co do ceny - ona też sprawia, że pije się mniej. Drogiego trunku raczej nikt nie leje w gardło w dużych ilościach. Przeciwnie, jego spożycie zwykle się celebruje, smakuje. I często spożywa się go tylko przy szczególnej okazji. No i nie od razu, bo każdy koneser lubi mieć coś takiego w barku i okazjonalnie sobie pokosztować - choćby po to, żeby się nim przed kimś pochwalić.

      Usuń
    5. Słuszne uwagi, pominęłam aspekt smaku, przecież bywają smakosze kawy, herbaty, jedni piją tylko wina francuskie, inni tylko szlachetniejsze odmiany whisky. W niektórych lokalach ceny alkoholi odstraszają przeciętnych konsumentów i dobrze, nikt przy obiedzie się nie upija.
      Lepsze trunki o tyle mniej szkodzą, że jednak są uszlachetnione, no i mniej się ich jednak wypija...

      Usuń
  33. Kiedyś byłam w takim wielkim sklepie z alkoholami przy granicy z Litwą. Czego tam nie było? Różnorakie alkohole, w butelkach o różnych kolorach, rozmiarach i kształtach. Oprócz alkoholi ten sklep posiadał również bogatą ofertę naczynek do ich spożycia, jak widać i w tej dziedzinie można popisać się bujną fantazją.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, naczynia do trunków też mogą zadziwić i sporo kosztować!

      Usuń
  34. Monopol na monopolu...ja akurat jestem na nie...i reaguje zbyt negatywnie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, że alkohol obecny jest wszędzie, a puste butelki leżą nawet na trawnikach i przystankach...

      Usuń
  35. U mnie alkohol to bardzo sporadycznie. Nie czuję pociągu.

    Kasia Dudziak

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to nawet nie powinnam, bo w głowie mi się kręci od promili...

      Usuń
  36. Fascynujący świat kolekcjonerskich alkoholi! Cena tego trunku z lewej zdecydowanie robi wrażenie. Jednak ryzyko związane z zakupem takich unikalnych butelek, zwłaszcza na aukcjach, może być spore. Ciekawe, czy ktoś zdecyduje się otworzyć tę butelkę za 2 mln funtów i podzielić się swoimi wrażeniami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, rozczarowanie może być tym większe, im droższy trunek ;-)

      Usuń