Publikowano niedawno raport o biedzie w Polsce, z którego wynika smutny obraz społeczeństwa, dotyczy to zwłaszcza ludzi starych, na zasiłkach, rentach ze starego portfela, schorowanych i samotnych, ale są też podobno w Polsce głodne dzieci. Co jest o tyle oburzające, że oprócz 800+ i zasiłków dla rodzin niżej uposażonych, jest jeszcze opieka społeczna, śniadania i obiady w szkołach, dotacje na dożywianie. Znałam kiedyś rodzinę, w której matka dysponowała kwotą 6 tysięcy na dzieci, oprócz alimentów, a już w połowie miesiąca , najstarszy syn pisał do ojca, że nie ma w domu nic do jedzenia. Tutaj więc żadna pomoc finansowa nie była w stanie poprawić sytuacji.
Nie zawsze bieda bywa wyznacznikiem pomagania. Czasem pomoc potrzebna jest ludziom, opiekującym się obłożnie chorymi. Znam przypadek matki, której syn potrzebuje opieki, także nocnej, ona więc nie pracuje, mąż haruje za dwoje. Gdy kobieta była po operacji bioder, nie należała się jej pomoc pielęgniarska, bo syn dostaje zasiłek, który na zatrudnienie prywatnej pomocy nie wystarcza. Mąż musiał wziąć urlop, potem pomagali znajomi....
Czy zauważyliście, że obraz biedy w mediach łączony jest z brudem, niechlujstwem, bałaganem...
Przecież wielu biednych ma czyste domy, sami są schludni, oszczędni, nie biegają po instytucjach by wzbudzać współczucie. Jeden z reportaży ukazał dwie panie potrzebujące pomocy. Pomagać jest szlachetnie, ale czy nie dziwi obraz zlewu pełnego brudnych naczyń, walające się po meblach ubrania, brudna podłoga i drzwi?
Inny pokazuje matkę sześciorga chyba dzieci, dom wymagający remontu. Wiadomo, sama kobieta nie poradzi. Opowiada, że trudna sytuacja, bo mąż zmarł 3 lata temu, tragedia. Tylko jedno mi się nie zgadza. Mąż nie żyje od 3 lat, a na kolanach kobiety niemowlak. Ciąża nie trwa dwa lata...
Moi dziadkowie żyli skromnie, ale dbali o czystość, naprawiali przedmioty i cerowali ubrania. Gdy przyszło do wymiany pieców w całej kamienicy, inspektorzy mieli wątpliwości czy dziadkom piec wymieniać, bo w dobrym jeszcze stanie. Na to babcia, że ich piec ma tyle samo lat, co wszystkie inne, ale czysty i reperowany.
Wchodzę na stronę akcji charytatywnej. Przeglądam charakterystyki rodzin z mojej okolicy. Jedna z rodzin - wielodzietna, ojciec "poza domem" , matka opiekuje się dziećmi, żyje z bezrobotnym partnerem, z którym ma kolejne dziecko... znowu coś mi się tu nie zgadza.
Jeden z podopiecznych Szlachetnej Paczki wychodzi z bezdomności, bo dostał mieszkanie socjalne, ale nie stać go na remont. I to rozumiem, bo to i koszty spore i pomoc fizyczna potrzebna.
Ilu biednych, skromnych ludzi żyje na granicy ubóstwa i tu jednorazowa pomoc na święta nie poprawi ich sytuacji, kiedy muszą wybierać miedzy kupnem butów, a zakupem leków na receptę. Nie mieści mi się w ogóle w głowie, jak można systemowo nie waloryzować starych emerytur, gdy miliardy wydawane są na inne cele, nie zawsze uzasadnione priorytetami społecznymi. Przecież ci ludzie pracowali latami, często tracąc zdrowie, a dziś muszą korzystać ze stołówek Caritasu...
Zdarzają się wypadki i katastrofy, choroby i pożary, przesądzające o dalszych losach całych rodzin. Zdarzają się także osoby , które przerasta funkcjonowanie w społeczeństwie i bez pomocy z zewnątrz nie poradzą sobie z samodzielnym życiem. Ale od tego są instytucje i pomoc zorganizowana, asystenci rodzin. Powstają centra opiekuńczo-mieszkalne, gdzie umożliwia się samodzielność osobom z niepełnosprawnościami.
Z drugiej strony, wybudowano u nas za grube miliony dom dla matek z dziećmi i kobiet ciężarnych, który stał pusty wiele miesięcy. Zapadła decyzja, by przekształcić go w dwa domy dziecka. Czyżby przeszacowano potrzeby w tym temacie?
Kiedyś umówiłam znajomą na spotkanie w sprawie pracy, dzieci podrosły, deklarowała chęć podjęcia pracy. Zapytałam kogo trzeba, poleciłam, ustaliłam termin - okazało się, że nawet nie stawiła się na rozmowę.... no cóż, łatwiej pewnie było składać wnioski o zapomogi.
Pomaganie jest szlachetne, ale nie można żerować na wrażliwości darczyńców poprzez zmanipulowany obraz zjawiska. Nie zawsze pomocą będzie konkretna kwota, nie każdy dobrze wykorzysta dary materialne, wielu nie uszanuje pomocy danej na tacy. Często taka polityka powoduje wzrost roszczeniowości w pewnych grupach społecznych.
Dziś na spacerze mijały mnie kolejne grupy młodzieży z puszkami. Pod sklepami stoją przedstawiciele różnych organizacji lub żebrzące kobiety z dziećmi. Zbierają szkoły, przedszkola, harcerze.
A, i jeszcze nagrody za pomaganie...
Pomagamy dla nagród, medali, zdjęć na ściance? Lokalna telewizja donosi o wzniosłej uroczystości z wręczaniem nagród za pomaganie, czy nie lepiej fundusze wydane na organizację takiej imprezy dołożyć do wspomnianego pomagania?
Takie refleksje nachodzą mnie ostatnio, żeby nie było za lukrowo ... bo życie to nie tylko lukier i miód.
z jednej renty/emerytury trudno przeżyć. dopóki prowadzi się gospodarstwo we dwoje, jest jakoś. ale samotnie realizować należności, to dramat.
OdpowiedzUsuńa tych, którzy naprawdę potrzebują pomocy nie widać w TV. oni zwyczajnie się wstydzą, albo zgoła nie wiedzą, że można tam pójść po pomoc.
z powodzianami też tak jest. dla wszystkich nie wystarczy.
No niestety, tak to wygląda!
UsuńAsiu - nic dodać, nic ująć.
OdpowiedzUsuńU mnie jest nagroda pt Wolontariusz Roku i znam ludzi, którzy robią to jedynie dla autolansu.
Pozdrawiam, dobrego weekendu.
Tak, punkty za wolontariat itd.
UsuńCiekawi mnie, ilu młodych, biegających z puszkami pomaga swoim dziadkom...
Właśnie, Jotko - za pomoc swoim dziadkom nie dostaną punktów...
UsuńMogą też swoich dziadków zwyczajnie nie lubić.
UsuńBywa i tak, lub dziadków już nie mają...
UsuńAsiu masz sporo racji, życie to nie jest bajka, a pomoc – choć szlachetna – musi być przemyślana i odpowiednio kierowana. Super, że zwracasz uwagę na różne aspekty tego tematu, bo czasem rzeczywiście pomoc źle zorganizowana może bardziej zaszkodzić niż pomóc. A co do tych nagród za pomaganie – mam wrażenie, że czasem chodzi bardziej o PR niż faktyczne wsparcie. Może zamiast gali, lepiej byłoby te pieniądze przekazać tam, gdzie są naprawdę potrzebne? Refleksje na czasie, warto o tym głośno mówić! Miłego weekendu :)
OdpowiedzUsuńNo musiałam upuścić pary, bo ta fałszywa słodycz, która nas zalewa ostatnio, już mdli nieco. Widuję panią, która regularnie opróżnia lodówkę społeczną, ale pali drogie papierosy , a i wstawiona tez często chodzi i na parkingach żebrze...
UsuńAle lodówki społeczne nie są dla ulżenia ubogim, tylko dla ratowania jedzenia, widzę, że często są te dwie rzeczy mylone.
UsuńW drodze do ZUS-u przechodzę obok jakiegoś punktu wydawania żywności, to jest zdaje się MOPS, i tam zdarzyło mi się widzieć kolejki petentów z walizkami na kółkach. Różnie ci ludzie wyglądają, ale po wyglądzie nie można oceniać, wiadomo.
Zresztą - ja sama, trzydzieści lat temu korzystałam z pomocy społecznej, gdy nie pracowałam mając małe dziecko (jako samotna matka). Pamiętam, że przyszli na "wizję lokalną" i trochę było jakieś kręcenie nosem na mieszkanie - zdaje się, że jest lepiej, gdy brud, smród i ubóstwo...
Tak się bieda właśnie kojarzy, a lodówki, cóż - kto najczęściej z nich korzysta?
UsuńOkresy zubożenia każdemu mogą się zdarzyć, sama miałam kiedyś wyliczoną kwotę, ile mogę wydać dziennie, nie było łatwo, a nikt z nas się nie lenił...
rozumiem ale nie też nie rozumiem wielu działań, rozumiem wielką orkiestrę, bo jest kupowany sprzęt, rozumiem pomoc systemową a nie jednorazowe zrywy. i wkurza mnie to, że na każdym kroku jestem prześladowana puszkami i klasyfikowana gdy nie wrzucam... kwestia nagród, no cusz od podstawówki masz wolontariat nie z dobroci serca ale dla punktów. to jak ma być dobrze? nie rozumiem jak przy 800 plus, pomocy gmin i opieki społecznej jest bieda w kraju tutejszym ?? w mojej gminie jest dokładny monitoring, ludzi samotnych i strych. nie ma opcji, zeby nie było pomocy na co dzień !! ciuchy , paczki żywnościowe, poza tym osoby samotne schorowane dostają pomoc od opieki.
OdpowiedzUsuńLudzie biorą zasiłki na dzieci, a za obiady w szkole nie płacą...ech, długa lista tego wszystkiego!
UsuńI tak bym się nie zamieniła, wolę żyć oszczędnie i skromnie. Parę lat temu pracowałam obok instytucji pomocowej i codziennie idąc do tramwaju widziałam klientów owej fundacji - stali w hałaśliwych grupkach, paląc papierosy i wesoło rozmawiając. Tacki z jedzeniem, które dostawali, porzucone były byle gdzie ale jeszcze tak świeże, że to jedzenie pachniało, i kiedy tak szłam obolała z przeciążenia pracą i głodna, buntowałam się zła na życie. Ale przecież wiem, że jest margines, który zawsze będzie wykorzystywał system pomocowy i np nie pójdzie do pracy bo straci kilkaset złotych zasiłku a do tego generuje roszczeniową postawę w kolejnym pokoleniu.
OdpowiedzUsuńJedna z emerytek żaliła się w rozmowie , że zabrano jej większość emerytury po mężu, który pracował do śmierci, by jej się lepiej żyło, no ale skądś na "bezrobotnych" trzeba brać. Dał Bóg dzieci, da i na dzieci!
UsuńWażny temat i bardzo trudny... Powiem wprost, że nie ciągnie mnie do pomagania ludziom. Zapewne dlatego, że ja nie otrzymałam jako dziecko i młodziak żadnej pomocy od nikogo, a wymagałam leczenia psychiatrycznego. Wiele osób widziało, że "coś jest nie tak" (dowiedziałam się o tym po latach), ale nikt nie odezwał się słowem. A jak się odzywał, to prędzej powiedział coś złego, niż dobrego... Wiele osób żerowało też na mojej dobroduszności i wykorzystywało mnie.
OdpowiedzUsuńJedyna pomoc, jaką faktycznie otrzymałam, to od kilku znajomych, którzy zgodzili się pożyczyć mi pewne - większe i mniejsze - kwoty pieniędzy, kiedy próbowałam ratować firmę. To był okropny czas, a ja swoje niepotrzebne z perspektywy czasu długi (teraz w 90% w bankach) będę spłacać jeszcze kilka lat.
Reszta miała mnie w dupie, nie chciało im się nawet podać dalej linka z reklamą ani rozdać wizytówek.
Także, no... Wolę pomagać zwierzętom. Chociaż oczywiście i tutaj są fundacje żerujące na dobrym sercu i miłości do zwierząt. Ostatnio wybuchł skandal odnośnie fundacji Centaurus...
Miałaś fatalne doświadczenia, wiec nie dziwi mnie twoje rozgoryczenie.
UsuńGdy ktoś nas zawiedzie lub bardzo zrani, inaczej patrzymy na pewne sprawy.
Trudno teraz komuś zaufać, nawet fundacjom...
ps. wypadałoby coś zrobić (to w kwestii działań rządu i polityków) z faktem, że w marketach alkohol bywa tańszy, niż jedzenie... A alkoholizm wciąż jest poważnym problemem w Polsce. O temacie politycy przypominają sobie dopiero wtedy, jak dochodzi do tragedii - tragedii z udziałem dziecka, bo cierpienie dorosłych mało kogo rusza.
OdpowiedzUsuńSłuszna uwaga. To taki paradoks, państwo zarabia na sprzedaży alkoholu, a potem wydaje mnóstwo kasy na likwidowanie skutków alkoholizmu.
UsuńTeż pomagam zwierzakom, one są zupełnie bezbronne wobec okrucieństwa ludzi 🙈
UsuńWtrace to co widze u siebie - zaczynajac od tego ze nie podobaja mi sie okazyjne akcje pomocy, jak te z okazji swiat gdyz naprawde biedni potrzebuja jej okragly rok.
OdpowiedzUsuńTakie podrzucanie zywnosci bo swieta odbieram jako zaspokojenie wlasnego sumienia.
Chociaz istnieja akcje i pomoc na codzien tez widze ze albo nie otrzymuja jej ludzie faktycznie potrzebujacy albo wykorzystujacy ja niewlasciwie. To samo zebrzacy na skrzyzowaniach - glownie zebrza na alkohol lub narkotyki. Chcac pomoc nigdy nie daje gotowki, niepotrzebne ubrania czy buty, puszki z jedzeniem zanosze do punktow ich zbiorki a robie to czesto, nie tylko bo swieta.
Ciekawostka - takich zebrzacych wciaz widywalam w moim dawnym miescie, tutaj na Florydzie nie widzialam jeszcze ani jednego.
U nas jest jeszcze inny problem - wieksza pomoc w roznej formie dostaja nielegalni, mniejsza otrzymuja nasi ubodzy obywatele czy weterani co uwazam ( i nie tylko ja bo cale spoleczenstwo) za skandal.
Chyba ci faktycznie potrzebujący zbyt nieśmiało wyciągają ręce lub duma im nie pozwala. Może i formy pomocy należało by zreformować?
UsuńCoś innego, ale w temacie- zauważyłam, że na ulicach zarabiają na życie grajkowie różnej maści. Gdyby na to spojrzeć z pozycji biedy, to oni jednak żebrzą, ale dają w zamian swoją pracę. I teraz taka uwaga- ludzie bardziej skorzy są do wrzucenia do puszki lub wspomożenia kobiety z dzieckiem, innego żebrzącego, niż właśnie tych grajków. Nie wiem dlaczego, przecież oni pracują na ulicy- granie w knajpie niczym nie różni się od grania na ulicy, prawda- ta sama muzyka, ten sam wysiłek ( a na ulicy dodatkowo zimno jest) Czy ludzie uważają, że grajkowie grają dla ich przyjemności tylko? Takie hobby z kapeluszem na ziemi w tle? Naoglądaliśmy się filmików z zachodu, kiedy to instrument stoi w hali lotniska, marketu, centrum handlowego, a ktoś gra dla przebywających tam, ale tak, uśmiech, zapraszanie, zabawa...nie ma kapelusza na drobne. I gdy u nas ktoś gra ( mimo, że jest kapelusz na ziemi) ludzi traktują go jako tego, który gra ot tak , bo ma taki kaprys. A on gra, bo uważa, że będzie uczciwiej, kiedy płaci się mu za pracę, a nie siedzenie na chodniku i jęczenie o biedzie.
OdpowiedzUsuńjak pracują, to już nie żebrzą, nie mylmy pojęć... jak fajnie grają, to drobne jakieś dla nich znajdę... trochę dobrych wibracji odsmuca ulicę...
Usuńale są pewne wyjątki... na przykład taki muzyk melduje się do pojazdu komunikacji miejskiej ze swoją twórczością... to już jest wymuszenie, z pracą (uczciwą) ma to niewiele wspólnego...
I tu się mylisz, wielu ludzi uważa, że oni nie pracują dla zarobku tylko "grają sobie", a przy okazji coś im tam wpadnie do kapelusza. Co to jest praca uczciwa? Jeżeli nie potrafi zarobić na ulicy to sytuacja go zmusza do grania w tramwaju, pociągach itp. I najczęściej są to śniadoskórzy, których ludzie sekują. Naoglądałam się takich 'grajków" jeżdżąc do Legnicy pociągami. Stali na dworcu w Katowicach, we Wrocławiu, w Legnicy, jeździli pociągami. Tak, bywali nachalni, ale czy naprawdę nieuczciwie zarabiali?
Usuńci co grają na ulicy niczego nie wymuszają, chcesz, to wrzucasz, nie chcesz, nie wrzucasz, w ulicznym gwarze trzeba zresztą bliżej podejść, aby coś usłyszeć... za to grający w metrze, tramwaju, etc, próbują jednak coś wymusić, ludzie często dają im dlatego, aby tylko sobie poszli i nie hałasowali... oczywiście, nie chcesz, to nie dasz, dla mnie jednak jest to subtelna forma nacisku...
UsuńWolę wrzucać do kapelusza, skrzynki, futerału , niż po prostu dawać za nic, bo muzyk, czy jakikolwiek artysta daje właśnie cos w zamian.
UsuńNa rynku w Poznaniu pewien chłopak żonglował piłką, a przed kartonem kartka - zbieram na wakacje. Z kolei jakiś pan, za zdjęcie z psiakami zbierał na karmę - oby!
Nie lubię natomiast, gdy w restauracji/kawiarni na powietrzu podchodzi ktoś z kartką i jakimiś drobiazgami i wymusza kupno czegoś, czego nie potrzebuję...
Mogłabym dorzucić jeszcze kilka przykładów ludzi, którzy wiszą na dobroczynności a nie musieliby, gdyby tylko trochę się zmobilizowali do pracy…
OdpowiedzUsuńDla pewnej grupy osób, to sposób na życie lub zwykłe cwaniactwo, które udziela się kolejnym pokoleniom.
UsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńDo niektórych reportaży telewizja sama robi bałagan i zwozi brud. Opowiadał rolnik z Podlasia, że na podwórko wyłożone kostką i z klombami kwiatów nawieźli błota, po czym w tym błocie zaczęli filmować.
Pozdrawiam serdecznie.
PS. Koleżankę pracującą w zatrudniaku prosiłam o przysłanie kogoś (z tych bezrobotnych, co przychodzą listę podpisać) do sprzątania. Odpowiedziała, że sprzątać to ja mogę u nich, bo z różnych zasiłków i pomocy mają co miesiąc 3 razy tyle, co ja.
UsuńJa szukałam kiedyś pani do sprzątania po remoncie u starszego małżeństwa, proponowałam szkolnym sprzątaczkom, bo zawsze narzekały na zarobki. Nie znalazłam chętnych...
UsuńTemat rzeka. Pomagać czy też nie i w jakiej formie i komu to już powinno się rozważyć samemu. Czasem warto pomyśleć o własnej rodzinie, dalszych kuzynach i takich różnych pociotkach, których znamy choćby odrobinę. Można wszak pomóc komuś wysłać dzieciaka na wakacje, bo rodziców na to nie stać, pomimo iż pracują, bo młodzi w większości spłacają różnego rodzaju kredyty.
OdpowiedzUsuńMożna też wspomagać noclegownie, które znamy, wykupić samemu obiad dla dzieciaka pochodzącego z niezaradnej rodziny. Czasem bywa też i tak, że najlepszą pomocą jest wspólnie wypita herbata i nieśpieszna rozmowa z osobą mieszkającą na końcu ulicy. Z głodu w naszym kraju raczej już nikt nie umiera, ale z samotność już tak.
Popieram wspomaganie ulicznych grajków. W naszym mieście w ten sposób pewien starszy pan dorabia sobie do niewielkiej emerytury (rolniczej). Do miasta dojeżdża z odległej leśnej osady.
Czasem mówię, że jak przyjdzie do mnie wielka bieda to z kijem i torbą żebraczą zapukam do drzwi osób, którym kiedyś w życiu pomogłam.
M
Obyś nie musiała tego sprawdzać, bo można się zdziwić!
UsuńTo chyba najlepsze formy pomocy - poświęcony czas, drobna przysługa, zainteresowanie. Z takich drobiazgów może wyniknąć cos dobrego i wielkiego...
Należę do tych, co pomagają. Używam przy tym rozumu, bo z żalu nad czyimś losem mogłabym popłynąć.
OdpowiedzUsuńSą sytuacje, w których człowiek wpada w totalną biedę bez własnej winy.
Są i takie, gdzie jest brak chęci do pracy i wiszenie na pomocy społecznej i dobroczynności ludzkiej.
Jak to odróżnić? Jak pomagać, nie będąc jednocześnie bezsensownie naiwnym? Trudne to...
Chyba obserwować, pytać, robić rozeznanie. Teraz jest to tym bardziej trudne, że wiele razy słyszeliśmy o oszustach i przekrętach, niestety.
UsuńJak powiedziała wyżej M. najlepiej pomóc komuś z najbliższego otoczenia lub w ramach sprawdzonej organizacji.
To prawda. W ubiegłym roku chciałam pomagać. Chciałam być darczyńcą w szlachetnej paczce, namówiłam jeszcze dwie koleżanki, żeby nam było łatwiej, ale jak się okazało - nie znalazłyśmy takiej rodziny w naszym regionie, której mogłybyśmy pomóc, bo wymagania były ogromne. O ile dobrze pamiętam była rodzina oczekująca pomocy: matka - wiek młody ok.30 lat, ojciec i troje czy czworo dzieci. Dla każdego potrzeba było kurtki zimowe, obuwie. Potrzebowali też komputera i lodówki. Ogólnie rzeczy drogie, że nawet my - we trzy nie dałybyśmy rady ponieść takich wydatków. Zanim się za to zabrałyśmy - rezygnowałyśmy.
OdpowiedzUsuńOczywiście pomagam tak jak umiem. Czasami coś mnie ujmie za serce - wtedy wpłacam i udostępniam dla innych. Poza tym pomagam mojej najbliższej rodzinie i na tym się skupiam.
Tez mnie zdziwiły tak wielkie wydatki, to nie do udźwignięcia dla zwykłych ludzi, jedynie jakieś firmy dadzą radę, a przecież nie o to powinno chodzić. My chcieliśmy kiedyś oddać dobre meble do PCK, ale okazało się, że musimy sami je przywieźć, zrezygnowaliśmy z tego pomysłu, meble zabrał znajomy ze wsi.
Usuńtak, to jest jakiś dziwaczny stereotyp. że człowiek biedny musi koniecznie być brudny... czasem tak się zdarza, generalnie jednak ludzie biedni potrafią lepiej dbać o higienę swoją i otoczenia, niż niejeden bogaty...
OdpowiedzUsuń...
tak trochę nie do końca na temat: wczoraj byłem na badaniu tomografem, a na drzwiach gabinetu było wielkie serduszko WOŚP i informacja, że sprzęt pochodzi ze zbiórki tej fundacji... za to pielęgniarką, bardzo zresztą kompetentną i miłą osobą była zakonnica katolicka... na swój sposób ciekawe :) pomyślałem sobie wtedy, już gdy wyszedłem, jak wiele różnych antagonizmów jest tworzonych z niczego przez media do celów stricte politycznych...
...
a wracając do sprawy: nie wiem, jak teraz, ale za rządów neokomuny opieka społeczna miała koszmarnie obcinane środki... do tego jeszcze zmieniono przepisy, kryteria niepełnosprawności i nieraz wychodziło tak, że osoba niepełnosprawna dowiadywała się na komisji, że jest już zdrowa, mimo, że w międzyczasie dochodziła jej jeszcze jedna dysfunkcja... więc żadna pomoc jej nie przysługuje...
p.jzns :)
Znajomy męża, który stracił rękę w wypadku i pracuje przy monitoringu, co jakiś czas musiał stawiać się na komisji , bo otrzymuje rentę. Może komisja liczyła, że ręka odrośnie?
Usuńkomisje orzekające o niepełnosprawności mają płacone "od głowy", więc orzekają czasową niepełnosprawność nawet w przypadkach ewidentnych, gdyż taki pacjent znowu do nich trafi... to jest w ogóle niezła sitwa i choć to brzmi jak teoria spiskowa, to tak naprawdę wcale nią nie jest...
UsuńW to akurat wierzę, bo miałam do czynienia pośrednio...
UsuńPomaganie - temat rzeka. Bo często samo danie gotówki wcale nie jest właściwym sposobem pomocy. Zwłaszcza gdy pomoc dotyczy ludzi starych a do tego samotnych. Wśród tej grupy ludzi wiele osób przestaje pomału być samoobsługowymi, stąd też ich widoczne zaniedbanie, co z kolei wywołuje niechęć innych wobec ich osoby.
OdpowiedzUsuńTo prawda, wzrok już nie ten, więc i plam nie widać, a i ze sprzątaniem kiepsko, bo sił brak. Nie każdego stać na panią do pomocy...
UsuńPomaganie jest bardzo trudne. Jest tak wielu potrzebujących, że trudno ocenić komu pomoc jest najbardziej potrzebna. Najłatwiej chyba znaleźć osobę w swojej okolicy, której sytuacje mieszkaniową i rodzinną się zna. Zaufanie do instytucji i zbiórek bardzo spadło.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Tak chyba najczęściej staramy się robić, my kupowaliśmy kiedyś paczki dla dzieci sąsiadów, zanosiło się dary do szkoły, bo pedagog najlepiej znał potrzebujące rodziny...
UsuńWitaj, Jotko.
OdpowiedzUsuńPowiedziałabym nawet, że to schludność budzi podejrzliwość. Nie rozumiem tego mechanizmu, ale stwierdzenie: "za czysty na ubogiego" wciąż pokutuje...
A ostatnio usłyszałam od pewnej studentki gorzkie podsumowanie różnic między stypendium naukowym a socjalnym: "Dzisiaj lepiej być biednym niż mądrym." Nic dodać, nic ująć...
Pozdrawiam:)
Bywa tak, bywa, zwłaszcza gdy potrafi ktoś ukryć faktyczne dochody...
UsuńBieda jest pojeciem wzglednym. Zwykle patrzymy na innych, ze oni maja a my nie, bo jestesmy biedni. Wtedy nie mozemy pomagac innym, bo nam samym nic nie zostanie. Gdyby z kolei bogaci (bagatci wg pojecia biedniejszych) szeroko rozdawali pieniadze to by nie byli bogatymi. Zastanawiam sie czy to bieda czy niezaradnosc zyciowa. Chec pomocy czy konkretne wsparcie jest nadal w cenie. To ludzka zyczliwosc moze pomoc bez nazywania innych biednymi. ale potrzebujacymi.
OdpowiedzUsuńMasz rację, potrzeby bywają różne, bieda zależy od p. widzenia.
UsuńMyślę jednak, że ostatnio przybywa tych niezaradnych życiowo lub roszczeniowych.
Ruszyłaś temat rzeka, który wymaga indywidualnego podejścia za każdym razem. I jest to temat ciężki, bo nawet gdy bieda jest spowodowana czynnikami zewnętrznymi (np. uzależnieniem rodziców), to osoba biedna musi sama podjąć wysiłek wyjścia z biedy, jeśli chce tego dokonać. Inni ludzie, bądź instytucje, mogą w tym jedynie pomóc. Przy czym nie każda pomoc jest pomocą, bo jest sporo ludzi lubiących z biedy korzystać. Przykład pierwszy z brzegu, to wykorzystanie osoby biednej do nieuczciwego partnerstwa/ małżeństwa. Inny, to fundowanie osobie uzależnionej przedmiotu uzależnienia.
OdpowiedzUsuńGeneralnie uważam, że zawsze warto spróbować pomóc, ale oczywiście nie wolno ludzi zmuszać do pomocy. Po drugiej zaś stronie widzę inną patologię: Osoby chciwe, samolubne, które nie dość że nie chcą pomagać (każdemu wolno), to próbują ubrać to w ideologię. Pamiętam sytuację, gdy pewien niepełnosprawny, ale popularny bloger za namową jakiegoś komentatora - wyznawcy JKM, ogłosił zbiórkę na laptop, bo ten z którego korzystał mu padł. Wyznawca JKM niemal opieprzał blogera, że zamiast liczyć na państwową opiekę, powinien zaufać sobie i znajomościom, które sobie wyrobił. Znałem tego blogera z sieci, wiedziałem że jest dobrym felietonistą, wsparłem go i śledziłem losy zbiórki. Okazało się, że zebrał wystarczająco, by kupić nowoczesny model i ogłosił podziękowania dla tych, co go wsparli (forma zbiórki uniemożliwiała pełną anonimowość, więc okazało się, że ten wyznawca JKM miał daleko w dupie wspieranie blogera). Nie byłoby żadnej awantury, gdyby wyznawca JKM nie poczuł się nieswojo z powodu tego, że przynajmniej autor zbiórki wiedział, że on niczego nie dał. A jak się poczuł nieswojo, to zaczął dorabiać do swej chciwości ideologię, że on chciał mu udowodnić, że nawet bez jego pomocy sobie poradzi, znaczy się, że tak naprawdę to wyświadczył mu największą przysługę, motywując go. No i wtedy puściły nerwy, nie tylko niepełnosprawnemu blogerowi, ale mnie i kilku innym osobom, bo być gnuśną i chciwą mendą to jedno, ale próbować wcisnąć wszystkim teorię, że tak naprawdę ta gnuśność i chciwość to zaleta, dzięki której bloger teraz ma laptop, to drugie.
No właśnie, podobnie ze znanymi osobami, które umawiają się na ustawki z udziałem mediów, nie wiadomo, co bardziej promują, pomaganie czy siebie samych?
UsuńA co to jest bieda ? Dla mnie bieda jest wtedy, gdy kogoś nie stać na jedzenie, zapłacenie za prąd, wodę i ciepło. Jeśli go stać i ma dach nad głową, to najwyżej żyje skromnie, ale nie w biedzie. A jeśli go na to nie stać, to czy stać go na papierosy i wódkę? Tak ? To też nie bieda. Przeżyłam biedę. Nie było mnie stać czasami na kupno chleba. Nikt nie wychylił się z pomocą, ale nie mam pretensji, bo nie oczekiwałam pomocy. A, przepraszam! Raz pani z kółka kościelnego przyniosła dla syna "z darów" tak obrzydliwe spodnie, że jak tylko wyszła, to wrzuciłam do śmieci. Nie mogłam upokorzyć dziecka taką szmatą. Sama własną determinacja i pracą stanęłam na nogi.
OdpowiedzUsuńNie pomagam byle komu, na cokolwiek. Pracuję od 19 roku życia czyli już 44 lata, majątku się nie dorobiłam, ale dlaczego tym co mam miałabym się z kimkolwiek dzielić ? Oczywiście, odprowadzam 1,5 % podatku, ale nie dla biednych, tylko dla chorych. Czasem wpłacam na różne akcje pomocowe. Dokarmiam psy naszej wiejskiej pijaczki, co żyje w domu bez prądu, ale jej nie dałabym ani grosza. W dzisiejszych czasach, kto nie chce, ten nie jest biedny. Kto mało lub krótko pracował, ma małą emeryturę, ale ma. Kto nie ma dzieci, żeby pomogły, ten nie miał wydatków na ich wychowanie, mógł odłożyć. Biedne mogą być najwyżej dzieci, te mające rodziców, którzy nie dorośli do swojej roli. Tym dzieciom trzeba pomagać, nie ich rodzicom. Przeglądałam beneficjentów Szlachetnej Paczki: pani lat 45, pracowała 20 lat, w tym za granicą, miała w tym czasie 2 dzieci (o ojcu ani słowa), dzieci były u dziadków, ale zestarzeli się, więc pani wróciła, poznała konkubenta, ale on teraz siedzi w więzieniu i ona nie ma za co żyć, bo nie pracuje i ma jeszcze przy sobie najmłodsze szkolne dziecko. Wcześniej pracowała w banku i urzędzie, opiekowała się także starszymi osobami. Pytam: a dlaczego nie szuka pracy ? Bezrobocie u nas mniej niż 5%. Przy bezrobociu 30% sama z trójką dzieci zawsze znalazłam jakąś pracę. Dlatego nie pomagam obcym. Wolę pomóc swoim dzieciom, niech mają lepiej niż ja i one w dzieciństwie. Pomogłabym komuś znanemu z otoczenia, ale nie widzę takich biednych, którzy nie mają co do garnka włożyć. Wierzę jednak, że takie osoby gdzieś są i chwała tym, którzy im pomagają, bo najlepsza pomoc to pomoc lokalna. Wiadomo wtedy, kto pomaga i komu pomóc.
Dzięki za obszerny komentarz, powiedziałaś to, co wielu z nas tak naprawdę myśli. U nas tez różnie bywało, choć oboje pracowaliśmy, a pomoc instytucji należała się wtedy rodzinom wielodzietnym i pijakom. Gdy przejrzałam opisy rodzin ze szlachetnej paczki, to wiele mi zgrzyta, a pytania nasuwają się same...
UsuńPopieram Cie w całości! Mam podobne spostrzeżenia.
UsuńMyślę podobnie jak Tatiana. Miałam również trudne chwile... Mam wrażenie, że ktoś naprawdę potrzebujący nie żebrze, nie skamle, próbuje radzić sobie sam. Obrzydzenie mnie bierze gdy patrzę na tłustych, wypasionych panów w czarnych sukienkach krzyczących o coraz większe datki, podczas kiedy to właśnie oni powinni pomagać potrzebującym. Pomagam zwierzakom z całego serca 🐕🦺
UsuńTak, Aniu. Każdy chyba miewał lepsze i gorsze lata, ale najpierw trzeba próbować radzić sobie w miarę możliwości, bo i nie zawsze rodzice mogli pomóc. Teraz jest inaczej lub ludzie są inni...
UsuńTacy żerujący na cudzej biedzie zawsze byli i będą...
UsuńBieda biedzie nie równa. Ta z wyboru, bo jeśli komuś nie chce się nawet wstawić na rozmowę, to nie bieda tylko żerowanie na ludzkiej dobroci. Rozumiem potrzebę pomocy tym którzy rzeczywiście jej potrzebują. Biedy w Ekwadorze nie brakuje a i państwo do bogatych nie należy, jakoś jednak nie widzę tutaj ulicznych kwest na biednych. Nie przemawia to do mnie. Wolę już dać parę groszy żebrzącemu na ulicy.
OdpowiedzUsuńMarek z E
Mnie wzruszył kiedyś chłopak w parku, rysował na kartonach różne obrazki, a zbierał na ...marzenia:-)
UsuńMoim zdaniem warto pomagać przez cały rok, a nie tylko od Święta....
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Otóż to, na święta paczka, a potem co?
UsuńTeż mam problem z tymi wszystkimi zbiórkami. Wydaje mi się, że w ten sposób trwoni się po części szlachetne ludzkie zasoby solidarności, kiedy co jakiś czas okazuje się, że ktoś ludzi po prostu nabiera. Ci naprawdę potrzebujący są zazwyczaj niezauważani.
OdpowiedzUsuńCiągłe zbiórki na wszystko zniechęcają i powodują pewne zmęczenie materiału...
UsuńBardzo ciekawy post
OdpowiedzUsuńŻal mi, że akurat nie mam czasu
Ja jadę do wnuka na tydzień, to tez mi się czas skurczy...
UsuńLudzie tak sobie skomplikowali życie, że nic nie jest już proste i jasne.
OdpowiedzUsuńTo prawda, musimy rozdrabniać wszystko i analizować nadmiernie...
UsuńTrudno to wszystko ogarnąć. Wszyscy chcą dobrze a jest jak zawsze.
OdpowiedzUsuńEpatowanie pewnymi treściami powoduje tez zniechęcenie do zjawiska.
UsuńBieda...Ludzie skromni, uczciwi i pracowici robią co mogą by ich biedy nie było widać na zewnatrz. Bo to dla nich wstydliwe, że mimo tego, iz ciezko pracują, to na wiele rzeczy ich nie stać, że muszą chodzic do sklepu z karteczką w ręku i pilnować ściśle tego ,co mogą kupić, na co mogą sobie pozwolić. Czasem widuję takie osoby w sklepie. Na dnie koszyka mają margarynę, bułki, czasem kawałek pasztetowej i kurzy korpus (bo czyms przecież trzeba karmic kota) a tuz obok inni ludzie z pełnymi koszykami, a których aż sie wylewa. Dwie rzeczywistosci tuż obok siebie...Ech, a od keidy prąd poszedł w górę (a jeszcze przecież pójdzie) zrobiło sie naprawdę ponuro...
OdpowiedzUsuńTo prawda, sama nie pojmuję, jak wszystko może drożeć co tydzień, jak nigdy sprawdzamy ceny i kupujemy mniej, by nic nie wyrzucać.
UsuńBieda ma różne oblicza, i niekoniecznie uwidacznia się w zasobach materialnych.
OdpowiedzUsuńTo też prawda.
UsuńNie ma większej biedy ponad tą która wyłącza rozum, wyłącza empatię i wyłącza w nas człowieczeństwo.
OdpowiedzUsuńWielkie słowa, sporo w tym patosu.
UsuńAle temat poruszyłaś..nieco spóźniniona jestem .Miałam takie same rozterki, bo z samego rana przeglądałam stronę ,, Szlachetnej paczki,, i oprócz wyczulenia na pewne rzeczy, o których wspomniałaś, należę do osób, które muszą osobiście dotknąć ,, materiał,, ( mieć styczność) żeby w coś się ładować. Co wcale nie przeszkadza żeby załączyć do tekstu link pomocowy( np.o zrzutce )...
OdpowiedzUsuńTo co przejrzalam, to akurat miałam takie skojarzenie, że największym problemem jest ,,wędka,, ( jak zadziałać by ktoś sam sobie mógł pomóc- stworzenie możliwości zarobkowania ) a nie ,,ryba,,.
Też tak uważam, dawajmy w ostateczności lub na ratowanie życia na przykład, ale prawdziwa pomoc nie polega na pompowaniu kasy, to na dłuższą metę nie załatwia sprawy.
UsuńStrasznie smutne te refleksji Twoje!
OdpowiedzUsuńSmutne i dołujące, to prawda...
UsuńOczywiście masz rację Joasiu! Bo wszystkim nie da sie pomóc. Trzeba mądrze wybierać. Ja już postanowiłam, że pomagam w tym roku (zresztą od lat) samotnej, naiwnej starszej pani , bo słuchała złych doradców, "chciała sobie poprawić byt" i dała sie namówić na kredyt. To też jest skandal, żerowanie na niewiedzy i naiwności staruszków. I teraz ta pani (niegdys pomagająca mojemu synowi , gdy pracował z dala od domu) często nie ma za co dożyć do końca miesiąca(bo bank zastawia jej jakąś resztkę jej niezbyt dużej emerytury). Ale starała się zawsze, jak umiała pomagać innym, zarabiała jako opiekunka małych dzieci, jeszcze w wieku 76 lat. Teraz jest po 80 i nie ma sił. To pomagam na różne "okazje", bo pani jest bardzo dumna i o żadną pomoc (społeczną) "w życiu" nie poprosi. Wspomagam też samotną wdowę (żonę kuzyna), która została z synem (29 lat) chorym od 2 lat na stwardnienie zanikowe boczne. Żeby ulżyć w codziennym życiu, żeby synowi oszczędzić cierpień, a wszelkie zabiegi wspomagające jakość tych ostatnich chwil (choroba nieuleczalna) są bardzo drogie i nierefundowane (te refundowane są zbyt rzadkie). No i jeszcze zawożę wszystkie zbywające ubrania, zabawki, sprzęty domowe do Pogotowia Społecznego, mają program wychodzenia z bezdomności, biorą wszystko, nie grymaszą i jeszcze dziękują z uśmiechem. A to wymuszanie wsparcia? Pamiętasz jak sie obruszałam na Starym Rynku? Nie potrafiłam być dość stanowcza, dość asertywna. Gdzieś z tyłu głowy stale 'przeczuwam" , że ktoś chce mnie wykorzystać. Ale cóż, pomaganie innym poprawia nam samym własne mniemanie o sobie (podobno) ;) Uściski!
OdpowiedzUsuńPrzyznam, ze popieram bardzo konkretną pomoc, o której piszesz, a zbieranie do skarbonek itp. bywa podejrzane, zbyt wiele tego i nie mam pewności kto i na co zbiera, chociaż także czasami dawałam się naciągać, niestety.
UsuńBardzo lubię pomagać ale pomagam osobom potrzebującym co do których mam pewność, że takiej pomocy potrzebują. Nawet kilka dni temu oddaliśmy komplet krzeseł, wcześniej oddałam rower. Raczej nie wspieram żebraków bo mieszkam w DE i tutaj nie pracują Ci, którzy nie chcą a nie że nie mogą znaleźć pracy. Zatem osoba, która zdecydowała się na życie na ulicy powinna mieć świadomość konsekwencji.
OdpowiedzUsuńMoja była szefowa w drodze do pracy często mijała żebrzącego chłopaka. Któregoś dnia powiedziała mu, że ma dla niego pracę i może nawet znajdzie pokój; żal jej było młodego chłopaka. Została wyśmiana i zobaczyła środkowy palec.
Jedyną zbiórką publiczną, którą wspieram jest WOŚP, do pozostałych raczej nie mam zaufania. Myślę, że wokół siebie każdy znajdzie rodzinę w gorszej sytuacji materialnej, której trzeba pomóc.
WOŚP to już renoma i wymierne efekty, bez dwóch zdań!
UsuńWOŚP oczywiście również całym sercem wspieram 💗
UsuńPotrzebujących jest zbyt wielu. Nikt nie da rady pomóc wszystkim, nawet jeśli oni naprawdę tej pomocy potrzebują. A że bliższa koszula ciału, pomagam tym, których znam. Choć przyznaję, trudno mi było nauczyć się przechodzić obojętnie obok żebraków, czy wolontariuszy. W zasadzie, nie tyle obojętnie, co udając obojętność.
OdpowiedzUsuńOtóż to, bo obojętni bywamy rzadko, tyko zawsze walczy w nas serce z rozumem...
UsuńTo prawda, że bieda ma różne oblicza. Dla mnie sprawa jest prosta - pomagam temu, komu mam ochotę pomóc i nie tłumaczę się, dlaczego komuś nie pomagam. Robię to wg własnego odczucia. Czy mnie odczucie zawiodło? A i owszem. Zdarzyło mi się, że przesłałam komuś pieniądze, to po jakimś czasie wylał na mnie pomyje. Ale o dziwo, nie żałuję, sama sobie wręczyłam za to punkty moralne, które do dzisiaj mnie grzeją ;)
OdpowiedzUsuńNie musimy się tłumaczyć z pomagania ani z odmawiania pomocy, każdy szuka dla siebie sposobu na uwolnienie emocji.
UsuńJa tam zawrze coś dorzucę albo kupię dla jakiejś konkretnej rodziny, w przedszkolu u córki zawsze organizowane są jakieś zbiórki, człowiek wie komu pomaga. Ludzie potrafią wykorzystać dobre serce, czasem można się naciąć, choć uważam, że pomagać zawsze warto.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Na sprawdzony cel daje się łatwiej, bo nie gnębią nas wątpliwości.
UsuńNie wiem czy kiedys pisalam... ale juz od wielu lat przesylam na konto warszawskiego hospicjum dla dzieci stala kwote kilka razy do roku. Przed Swietami te kwote podwajam.
OdpowiedzUsuńNie ma wiekszego nieszczescia niz dziecko w hospicjum...
Stokrotka
O tak, to prawda, chore dzieci to najsmutniejszy obraz, jaki mamy przed oczami...
UsuńNajbiedniejsi są rodzice,którzy muszą zbierać na leczenie dziecka bo NFZ nie refenduje np.operacji lub leków
OdpowiedzUsuńEla D.
Mało tego, mnie zastanawia, dlaczego te procedury są tak drogie, nawet jeśli medycy operują charytatywnie. A ceny leków na rzadkie choroby, to masakra!
UsuńTemat którego się podjęłaś jest niezwykle obszerny i trudno go ogarnąć nawet najszerszym komentarzem. Wydaje mi się, że powinniśmy mieć pracowników opieki społecznej na tyle wykształconych i wrażliwych na ludzką niedolę, aby mogli oni określić, kto i w jakiej formie potrzebuje pomocy, a kto nie powinien jej otrzymywać, dopóki nie "weźmie" się za siebie i zrobi coś ze swoim życiem. Nie może być tak, że człowiek posiadający bardzo skromną emeryturę czy rentę nie otrzymuje praktycznie żadnej pomocy, a ci, którzy wskutek własnej nieodpowiedzialności cieszą się, gdyż państwo, czyli my, zapewniamy im dostatnie życie. Ale jak to zrobić? Naprawdę nie wiem.
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy zwróciłaś uwagę na "organizowanie" pieniędzy na cele charytatywne, aukcje, itp. Otóż dręczy mnie to, że osoby dobrze znane - celebryci, aktorzy, politycy, sportowcy, którzy zarabiają więcej niż sporo, najczęściej przeznaczają pewne "fanty" na aukcje, dajmy na to są to koszulki, piłki, książka, zdjęcie, rakieta tenisowa, jakiż gadżet, które następnie przeznaczone są na aukcje i tak naprawdę to ci bogatsi od innych ludzie wnoszą do charytatywnego koszyczka własnych środków finansowych - robią to za nich inni. Coś tu mi nie gra. Owszem, kiedy licytacji podlega medal olimpijski - jedyna (może drugi raz to się nie zdarzyć) pamiątka całego życia, to należałoby inaczej podejść do tej sprawy... ale koszulka z podpisem sportowca... to chyba jakiś żart.
Tak, zwróciłam uwagę. Może niektórzy dają i realną gotówkę. Chyba wielu jest notorycznie proszonych o wsparcie i czasami tez dali się oszukać.
UsuńPomoc społeczna jako instytucja, od lat jest traktowana po macoszemu i gdyby nie ludzie dobrej woli, obraz nędzy byłby jeszcze gorszy.