Codzienność przynosi tak obfite plony, że nie nadążam z opisywaniem. Halloween, to wiadomo, dzieciaki z koszykami na słodycze stanęły u drzwi, dobrze że miałam jakieś cukierki:-) Nie wszystkim chciało się popracować nad przebraniem, co mnie trochę rozczarowało...
Na zdjęciach poniżej jeszcze wczesna jesień, ale liczy się kształt drzew, których w tej części parku jest więcej, jakby kłaniały się kuracjuszom...każdy spacer przynosi nowe odkrycia.
A te cudne zachody słońca w Szczawnicy dostałam od Ani, piekne kolory, niesamowity widok!
Wielu czytelników bloga wie, że specjalność kulinarna mojego męża, to placek drożdżowy. Jesienna pogoda sprzyja smakołykom, a ten placek wart jest grzechu! Ale nie tylko to potrafi. jego pizza domowa, pulpety w sosie pomidorowym i wątróbki z cebulka tez palce lizać!
Często chodzimy na spacery w pola, kukurydza zniknęła, za to pojawiają się góry buraków cukrowych, a czasami śmigają polami sarenki.
Tam góry buraków, tu góra kamieni, a sieć pnących gałęzi trzyma te kamienie w całości i w pionie, a wszystko to jest częścią licheńskiej Golgoty...
Powiew nowości zawitał i do kościołów, brak gotówki na tacę? nie ma problemu...kiedyś widziałam dwie panie pielgrzymujące na kolanach wokół bazyliki, a do każdej skarbony po drodze wrzucały banknoty. Albo mocno nagrzeszyły, albo miały za co dziękować...
Nie pierwszy raz kuracjuszka zapytała nas o drogę na cmentarze w moim mieście, pisałam już kiedyś, że na wyjeździe uzdrowiskowym brakuje niektórym odwiedzin na cmentarzu 1 listopada. Idą więc na cmentarz w obcym mieście, by poczuć klimat, być może zapalić znicz na zapomnianej mogile...
Oby listopad upłynął bez chorób i spadków nastroju, czego nam wszystkim życzę!