wtorek, 14 maja 2024

Gdy pocą się oczy...

 

...a my ukradkiem ocieramy łzy i coś sznuruje nam gardło to znak, że dopadło nas nagłe wzruszenie. 

Według Słownika Języka Polskiego PWN -wzruszenie, to stan uczuciowy o przyjemnym lub przykrym zabarwieniu, występujący nagle i krótkotrwale, ale w silnym natężeniu, objawiający się przyśpieszeniem niektórych procesów fizjologicznych.

Mówi się, że niektórzy szczególnie mają oczy w mokrym miejscu, inni rzadko poddają się wzruszeniu lub bardzo maskują swoje reakcje. Kiedyś funkcjonowało powiedzenie, że chłopaki nie płaczą, teraz na szczęście ulega to zmianie, co wpływa na pewno korzystniej na psychikę wielu osób, bo nie ma nic gorszego, niż tłumienie emocji.

Podatność na wzruszenia zmienia się także w ciągu naszego życia, często hormony, choroba czy sytuacja życiowa mają wpływ na to, jak i kiedy się wzruszamy.
Pamiętam mojego tatę, jak nagle wychodził z pokoju w czasie oglądania filmu, że niby do kuchni, ale widziałam, jak ukradkiem ocierał oczy...
Widziałam łzy i brak tchu u mojego męża, na widok swojego syna po naszym powrocie ze szpitala.

Wzruszamy się na ślubach, koncertach, w trakcie wręczania medali naszym sportowcom, pocą nam się oczy, gdy odprowadzamy dziecko do żłobka lub witamy dawno niewidzianych gości.

Ostatnio wzruszyłam się, gdy rozmawiałam z synem przez telefon i w tle słyszę głos mojego wnuka: ciem ziobaczić babcie! Musieliśmy przejść na połączenie przez kamerkę, bo maluch nie dawał spokoju.
A już przytulenie się dziecka spontaniczne i gorące, kompletnie rozmiękcza serce babci.
A pamiętacie sami to wzruszenie, gdy nasze własne dzieci występowały w przedszkolu lub szkole?

Co poza tym mnie wzrusza? Niektóre sceny filmowe lub fragmenty książek, objawy życzliwości ze strony różnych osób, niektóre widoki, utwory muzyczne... bywało, ze nie mogłam dokończyć czytania książki dzieciom, bo wzruszenie pozbawiło mnie głosu. Żegnanie kogoś, na przykład pracownika odchodzącego na emeryturę czy chorego przed operacją, to także niełatwe emocjonalnie momenty.


Jeśli to nie będzie zbyt osobiste, napiszcie proszę, co Was  wzrusza najbardziej?

A na koniec specjalnie dla JoAnny piękne maki, których widok na pewno ją wzruszy, rosły sobie w środku miasta pod płotem i miały potrójne płatki:-) 


sobota, 11 maja 2024

Sufity i piece...

 Zwiedzając zamki, pałace i dwory zawsze fotografuję piękne piece kaflowe i zadzieram głowę by sufitom się przyglądać. To była sztuka! Nie spotkałam dwóch podobnych choćby pieców, a udekorować sufit na różne sposoby - komu by się dziś chciało?

Wiele z pieców nie dotrwało do naszych czasów, bo albo zniszczone w czasie działań wojennych, albo po wojnie rozgrabiono. Część zniszczonych kafli nawet gdy udało się uratować, to same piece już nie działały, bo i sztuka zduńska niemal zniknęła. Wydaje się, że ostatnimi czasy wraca, dzięki modzie na kominki. Podobno dobrze zaprojektowany kominek potrafi ogrzać cały dom. 

Jako dziecko grzałam się u babci przy piecu kaflowym, ale to był zwykły biały piec bez specjalnych zdobień, a i u rodziny na wsi nie oglądałam takich cudnych egzemplarzy.



W gnieźnieńskim muzeum natknęliśmy się na ciekawą ekspozycję kafli i makiet pieców kaflowych , jakie występowały na ziemiach polskich od średniowiecza.



Ale i sztuka zdobienia sufitów nie zostawała w tyle, wręcz przeciwnie! Niezależnie od materiału (drewno, freski, plafony, płaskorzeźby) widać w ocalałych pracach rękę mistrza, wszak wiele z tych pięknych sufitów to dzieła znanych malarzy, rzeźbiarzy, mistrzów intarsji.



Często ozdobnym sufitom towarzyszą piękne , bywa że kryształowe żyrandole, dziś z elektrycznymi żarówkami. Duże i ciężkie spuszczano niegdyś na łańcuchach do czyszczenia.



Nawet jeśli w jakimś obiekcie stosunkowo mało jest przedmiotów dawnych do obejrzenia, to piece i sufity czasami robią całą robotę!
A jeszcze wypada wymienić posadzki i dywany, ale zdjęć tychże muszę poszukać w archiwum...


U mnie sufity białe i zwykłe kaloryfery, a u Was?

poniedziałek, 6 maja 2024

Majówkowy szlak

Majówka, to nie tylko grill i spotkania rodzinne. To także pospolite Polaków ruszenie , jak kraj długi i szeroki, a niektórym już i kraju za mało...
My też, oprócz spotkań rodzinnych,  zaplanowaliśmy wycieczkę jednodniową i choć nie do końca udało się tłumów uniknąć, to na pewno były mniejsze, niż w Sopocie czy na Krupówkach. 
Wszystkim polecam majówkowy szlak na trasie Łęczyca - Kwiatkówek - Tum.
Można zostawić auto w Łęczycy i dojechać rowerem do Kwiatkówka , ale można i w Tumie zaparkować obok kolegiaty i całą trasę przejść na nogach własnych.
Bilet zakupiony w skansenie obowiązuje także w średniowiecznym grodzie.

 Za naszym pierwszym pobytem w Tumie, nie było okolicznych atrakcji typu skansen czy grodzisko średniowieczne, tym milsza była niespodzianka. Kwiatkówek to skansen niewielki, ale z niego trasa wiedzie przez pola i drewniane kładki do grodziska, a spacer na świeżym powietrzu to samo zdrowie.

Jeszcze przed zakupem biletów wpadł mi w oko mural na drewnianej chacie, ukazujący prawdziwą rodzinę, odwzorowaną  ze zdjęcia zrobionego w 1930 roku.
W skansenie przygrywała także mała kapela, co w takich obiektach jest ważnym tłem dla zwiedzania.
Wystawa drewnianych figur i garnków na płocie też robiła klimacik.

W skansenie nie powinno zabraknąć wiatraków, ten na zdjęciu o 12 w południe przekręcono o 180 stopni, można było też wejść do środka i wówczas wiatrak spełnił rolę wieży widokowej.


Wędrowanie trochę trwało, gdyż w linii prostej droga do grodziska była krótka, ale szlakiem o wiele dłuższa, najpierw drewnianym traktem przez mokradła, potem przez pola, a drugie tyle do kolegiaty i na powrót do skansenu.


Gród średniowieczny to takie skrzyżowanie Biskupina z Lednicą, ale dla lubiących ciekawostki historyczne to niezła frajda. Oczywiście zdjęć zrobiłam milion, ale nie zamieszczę wszystkich, bo co byście potem zwiedzali sami? Kilka fotek  pojawi się pewnie na drugim blogu.


Z grodziska poszliśmy do miejscowości Tum, gdzie stoi archikolegiata z XII wieku, perełka architektury romańskiej pod wezwaniem NMP oraz św. Aleksego. Była niedziela, więc mogliśmy zobaczyć kościół wewnątrz, a obok przy drodze stały stragany odpustowe - lep na małoletnich turystów, drenaż kieszeni rodziców zapewniony.
Bardziej podobał mi się mały drewniany kościół, przycupnięty po sąsiedzku, ale niestety zamknięty...


Wreszcie ruszyliśmy do Łęczycy, która słynie z zamku królewskiego wybudowanego przez Kazimierza Wielkiego, a w piwnicach którego straszyć ma diabeł Boruta.
Wystraszyć mogą jedynie ceny, nieadekwatne w stosunku do zgromadzonych zbiorów, w sumie wystarczyłoby kupić bilety na wieżę w cenie 7 zl, bo dziedziniec ogląda się za darmo...


W gablotach zamkowych obiekty zgromadzone jakby przypadkiem, obok odkryć archeologicznych, makieta archikatedry czy fragmenty wyposażenia dawnych  chałup chłopskich...


Najciekawsze w sumie były schody, korytarze i zakamarki, miejscami trzeba było się przeciskać przez wąskie przesmyki, ale to cały urok zamkowych niespodzianek w drodze na wieżę.

Utrudzeni marszem, zwiedzaniem i upałem znaleźliśmy na rynku w Łęczycy fajną naleśnikarnię, gdzie niedrogo można było zjeść obiad, a i do lodziarni trafić łatwo.

Jeśli kogoś zachęciłam do zaplanowania podobnej wycieczki, to ucieszy mnie to bardzo!

piątek, 3 maja 2024

Tablice pamiątkowe...

 W jednym z postów wpadłam na pomysł pokazania tablic, upamiętniających różne osoby i wydarzenia w moim mieście. Majówka świąteczna, więc temat jakby na czasie.

Jeden spacer i zdjęcia gotowe, oczywiście to nie wszystkie pamiątki, może na kolejnej wędrówce jeszcze jakieś znajdę? 


Pamięci założyciela miasta poświęcono nie tylko tę tablicę, jest także mural, który już pokazywałam i jeszcze jedna podobna tablica w okolicach parku miejskiego.


Poniżej pokazuję oprócz tablicy także budynek, na którym pamiątkę umieszczono, bo wart jest uwagi, a będzie jeszcze piękniejszy po renowacji zabytku.



Tablica pamiątkowa ku czci Stanisława Przybyszewskiego, który przebywał w naszym mieście, co nie dziwi, bo i Jan Kasprowicz tu wracał, urodził się bowiem w podinowrocławskiej wsi Szymborze, dziś to dzielnica miasta. 


Na skwerze, gdzie dziś stoi pomnik Jana Kasprowicza istniała kiedyś piękna synagoga, zniszczona w czasie drugiej wojny. Szkoda wielka, bo forma architektoniczna wspaniała, a i atrakcja turystyczna byłaby dziś interesująca...


Pamiętam zbiórkę w szkołach na ufundowanie tablicy upamiętniającej inowrocławskiego młodego powstańca. Przy tej okazji uczniowie poznawali sylwetkę Jędrusia i opowieści o innych bohaterskich powstańcach.


Tablica na budynku  poczty głównej. Przed budynkiem co roku odbywają się rekonstrukcje powstańczych wydarzeń z udziałem mieszkańców zainteresowanych historią i młodzieży szkolnej.


Na podmurówce muszli koncertowej w parku miejskim znalazłam taką oto tablicę. Wirtuoz koncertował u nas w 1937 roku, u progu swojej pianistycznej kariery. Nie każdy się o tym dowie, bo w mało widocznym miejscu ta tablica...


Ten budynek uwieczniony na starym zdjęciu pamięta jeszcze jedna z moich znajomych, bo obok znajdował się dom i piekarnia jej rodziców. Teraz jest tam mini park miejski, a raczej skwer. Dzięki budowie tego skweru zlikwidowano wieczny bałagan i byle jakie targowisko w centrum miasta.

Z ostatniej chwili:

Jak czytałam na lokalnej stronie internetowej skradziono jedną z tablic wmurowanych w płyty chodnikowe na deptaku w centrum miasta oraz figurę żaczka. Figurkę odnaleziono na śmietniku, sprawcę podobno wykryto. Taki wandalizm bez sensu!


wtorek, 30 kwietnia 2024

Obserwacje ze znakiem zapytania...

Dziś kilka codziennych obserwacji z życia, z dedykacją dla OKA - autora bloga LUSTRO

 Niedziela niehandlowa - pod moim balkonem mały sklepik, zawsze czynny, bo właścicielka  pracuje w każdą niedzielę. Spoglądam przez okno. Do sklepu wchodzi zakonnica: czyżby w niedzielny poranek zabrakło wina mszalnego?

Wracam do domu, na schodach do mojego bloku siedzą dwie dziewczyny, zbyt młode na mocny makijaż i długie paznokcie. Jedzą hot dogi z Żabki, popijają napoje z puszki. Rano zastałam na schodach papierki po hot dogach i puste puszki. Czyżby metr do kosza na śmieci to było za daleko? A może tak znaczą teren?

Młoda mama spaceruje z maluchem, chłopiec w kasku na hulajnodze, mama prowadzi psa. W pewnym momencie kobieta irytuje się, bo pies ciągnie w jedną stronę, synek w drugą. Kobieta krzyczy, maluch płacze, szarpany za rękę. Czy to już ten moment, gdy powinnam interweniować? Bo teraz każdy ma obowiązek...

Na bulwarze ciągnącym się wokół jeziora ciekawy przegląd garderoby przechodniów. Od ciepłych kurtek i kozaków, po sandały i roznegliżowane ciała. Dzień ciepły i słoneczny, ale może niektórzy ubierają się wedle kalendarza, a nie termometru?

Na przystanku autobusowym zatrzymują się dwa pojazdy. Wysypuje się z nich młodzież szkolna, czarny tłum, wiele osób w kapturach. Czyżby wszyscy ci uczniowie nosili żałobę po byłym ministrze edukacji?

Pani prowadzi na smyczy trzy małe pieski, słodkie są, chyba to suczka i jej dzieci. Ciekawe czy właścicielka sprząta kupy z trawnika po swoich pupilach?

Przed sklepem z wielkimi koszami na zakupy zatrzymuje nas pan pod wpływem, prosząc o grosz na pilne potrzeby. Czyżby nie zauważył, ile pustych puszek wokół? Wystarczy zebrać, sprzedać i parę groszy wpadnie...

Sezon na grilla rozpoczęty już w kwietniu, jak Polska długa i szeroka wszędzie snują się dymy znad grillowych palenisk. Wolicie grillowaną kiełbaskę czy mięsiwo dobrze zamarynowane?

(Wielka grillownia w naszym parku miejskim)

sobota, 27 kwietnia 2024

Nie tylko o zdrowiu...


Szlachetne zdrowie...wszyscy znamy ciąg dalszy.
Gdy cokolwiek zaczyna szwankować szukamy ratunku, ale gdzie go znaleźć, gdy u nas kolejka do neurologa rok, do gastrologa dwa lata, do okulisty podobnie, oczywiście w ramach ubezpieczenia.
Prywatnie - kiedy sobie życzymy, choć bywa, że też trzeba poczekać.
Za wizytą prywatną idą tez prywatne badania, logiczne...

Będąc prywatnie u jednego okulisty, mąż zdecydował się skonsultować z innym lekarzem w renomowanej klinice, bo pani doktor w małym mieście, jakoś mało zainteresowana pacjentem była, ale 2 stówki skasowała. Zawitaliśmy więc do dużego miasta, w poniedziałek telefon, we wtorek wizyta.
Parking darmowy, opieka nad pacjentem komfortowa, badania z wydrukami wyników i w kolorze, dwa różne gabinety, rozmaite maszyny, folder i suplementy na oczy do ręki pacjenta.


Jako ciekawostkę zamieszczam prosty test wzrokowy, by sprawdzić czy z naszym okiem nie dzieje się coś złego. Duży kwadrat to wzór, dwa małe poniżej to obrazy widziane przez pacjentów: zdrowego i z wadą plamki żółtej.
Test należy wykonać dla każdego oka osobno, zasłaniając drugie.
Wszystkie linie muszą być proste, wszystkie kwadraciki w tym samym rozmiarze, plamka na środku wyraźna.
Kto używa okularów, robi test w okularach rzecz jasna.
Nigdy nie wiemy, kiedy nasz wzrok pogorszy się nieodwracalnie...



Ponieważ mąż miał zakrapiane oczy i nie mógł prowadzić auta , trzeba było jakoś zagospodarować czas, aż krople przestaną działać.
Znaleźliśmy w pobliżu kliniki Dworek Staropolski, gdzie można wypić kawę i posilić się. Dworek nieco przykurzony, ale kuchnia pyszna, a wokół obiektu duży ogród i mini skansen...


Moja przygoda ze zdrowiem to kolejne badanie mammograficzne, które wykonuje co dwa lata, dzięki zaproszeniu na badanie. Rejestracja online, można wybrać termin i godzinę, mammobus przyjeżdża w pobliże mojego osiedla, krótki spacer, jeszcze krótsze badanie.
W tym roku nowość, bo badania przeprowadzał pan Rafał, delikatny i cierpliwy, czego nie mogę powiedzieć o jego poprzedniczkach. Niczym choreograf  wydawał polecenia przy aparacie, które to skojarzenie wypowiedziałam na głos. pan na to - jeszcze prześwietlenie boczne i kryształowa kula jest nasza!


Trzeci epizod pośrednio związany ze zdrowiem, ale jednak. Jestem dumna z syna, bo wraz z kolegami z pracy wziął udział w akcji zadrzewiania terenów między osiedlem mieszkaniowym a ruchliwą trasą szybkiego ruchu. Zasadzono około 2,5 tysiąca drzewek, które rosną szybko i jeśli się wszystkie przyjmą, to wkrótce wyprodukują mnóstwo tlenu!

środa, 24 kwietnia 2024

Gdy za oknem buro...

Ten post jest jakby nawiązaniem do poprzedniego, bo nie tylko czas dziwnie zimnej wiosny daje się we znaki, ale często samotność puka do niektórych drzwi. Z moich obserwacji i Waszych komentarzy wynika, że chyba lepiej z samotnością radzą sobie kobiety, może dlatego, że codzienna aktywność mają we krwi, a mężczyźni, jeśli nie pielęgnowali pasji w trakcie aktywności zawodowej, to i na emeryturze z tym ciężko, a po śmierci żony, to już w ogóle.

 Ale głównie o radzeniu sobie z zimną wiosną miało być. Wiem, że gdy się pracuje zawodowo i to sporo, to nawet człek nie zauważy ile stopni na zewnątrz, ale czeka za to na weekend, więc gdy i ten spłata pogodowego figla, to już nie halo! książki fajne są, w każdym momencie, ale ile można czytać?

A poza tym tkwić w jednej pozycji przez kilka godzin, to niezdrowo dla kręgosłupa. Znam z autopsji!


Dlatego aktywność czytelniczą przeplatam ze spacerami i obserwowaniem choćby rodzin gęsich nad osiedlowym stawem. Kilka rundek , a ile obserwacji!



Trochę ruchu zapewnia pielęgnacja i przesadzanie domowych roślinek, jak widać mają się dobrze (odpukać, by nie zapeszyć!)


Czasami trzeba tez wejść do kuchni, najbardziej lubię coś szybkiego, prostego i bez rujnowania domowego budżetu...rarytasy zostawiamy na lepsze okazje.


Są i druty, jeden sweter na ukończeniu, na kolejny zbieram włóczki, bo ile można mieć resztek w koszu? Poza tym dzierganie można łączyć z oglądaniem filmów, więc dwa w jednym!


A gdy znudzą się te wszystkie zajęcia i proste rzeczy, to wybywamy w dalsze plenery ( nie szkodzi, że zimno) i dopieszczamy po całości. diabeł tkwi w szczegółach czyli jak herbata to w dzbanku ręcznie malowanym, a pizza - marzenie! na pysznym cieście sos śmietanowy, szparagi, szpinak, suszone pomidory i ricotta, niebo w gębie!

A jak wy przeczekujecie zimny kwiecień? Oby majówka nie wypadła pod śniegiem, bo mąż zmienił już opony!

Z ostatniej chwili - zapowiadają piękny czas, już się cieszę!

sobota, 20 kwietnia 2024

Niepewność...

 

Jedno spotkanie, jedna rozmowa mogą zmienić nasz nastrój diametralnie, a spacer nie będzie już zwykłym zażywaniem aktywności, ale ciągiem refleksji i wspomnień o bliskich. 

Spotkałam znajomą moich rodziców, przemiłą panią L. Zawsze chętnie rozmawiamy, znam także jej męża, oboje przybyli w nasze strony aż z Helu.

Moich rodziców już nie ma, ale są mile wspominani, nie tylko przez państwo L Takie rozmowy przywołują zawsze serdeczną pamięć. 

Pan L. zachorował kiedyś na nowotwór, podobnie jak moja mama, ale jakoś z tego wyszedł, spotykałam go na spacerach z psem lub w osiedlowej bibliotece, bo przejściu na emeryturę dużo czytał. Niedawno niemal go nie poznałam, schudł, zmizerniał, wolniej chodził...

Wczoraj słyszę od jego żony, że jest w szpitalu, coś z żołądkiem lub jelitami, diagnozy ciągle nie ma. Pani L. tez w kiepskiej kondycji, miewa straszne bóle pleców, operacji odmówił anestezjolog z uwagi na zły stan serca. 

Pytam, jak radzi sobie z tym wszystkim, z ta niepewnością o zdrowie męża, z własnym bólem, z opieką nad psem? Pomaga syn z rodziną, ale gdy pracują, to wiadomo...

Mówię to, co zwykle się mówi w takiej sytuacji : trzeba być dobrej myśli.

Pani L. na to - tak, wiem kochana, tego się trzymam, jeszcze przyjdzie czas na łzy, jeszcze może mi ich zabraknąć. Powiedziałam mężowi, że nie boję się przyszłości, przeżyliśmy w życiu tyle dobrego, że cokolwiek nas spotka mamy za co być wdzięczni...

Pożegnałyśmy się serdecznie, a ja miałam o czym myśleć przez cały czas spaceru i przypomniały mi się słowa ukochanej babci, po śmierci dziadka - niechby leżał obok w pokoju, byleby był, bo bez niego to już nie to samo, zbyt długo byliśmy razem...

Za wiele tych odejść wokół, epidemia nowotworów zbiera chyba większe żniwo, niż covid czy inne plagi, co widać także po medialnych zbiórkach dla chorych.

Trzymajcie się zdrowo!

środa, 17 kwietnia 2024

Spotkania...

 Znamy się z Gabrysią już chyba 10 lat, poznałyśmy się przez blogi i choć Ona przeniosła aktywność na FB, to nadal mamy częsty kontakt, także telefoniczny. Jako autorka książek dla dzieci bywała w mojej szkole i w filiach biblioteki publicznej na spotkaniach z uczniami i przedszkolakami, gościła w naszym domu, a i my z mężem bywaliśmy w Mysłowicach.

I tym razem odebraliśmy Gabrysię z dworca kolejowego, a przybyła na spotkania z dorosłymi czytelnikami swoich książek i poezji.


Tej wiosny spotkania miały odbyć się poza moją szkołą, wszak jestem już na emeryturze, a i ja miałam okazję w nich uczestniczyć.
Organizacją spotkań autorskich zajęła się bibliotekarka z zaprzyjaźnionej biblioteki - przemiła Beata.
Uczestniczki pierwszego spotkania, to słuchaczki Medyczno-Społecznego Centrum Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego oraz ich opiekunki.

Przy okazji zwiedziłam piękny budynek starej szkoły i bibliotekę, zrobiłam zdjęcia ze spotkania dla autorki, uczestniczyłam w ciekawych rozmowach , podziwiałam urodę przyszłych higienistek stomatologicznych, techniczek radiologii i masażystek :-)
Lubię stare budynki z duszą, szerokie schody, zabytkowe kolumny, piękne żyrandole.
Przed kolejnym spotkaniem poszłyśmy na obiad do restauracji o wdzięcznej nazwie "Róże, fiołki i aniołki".
Kolejne spotkanie odbyło się w równie ciekawym budynku , w pięknej Sali Kryształowej, gdzie niekiedy odbywają się koncerty dla kuracjuszy i konferencje.
Uczestników było niewielu, ale spotkanie przemiłe, rozmowy wykroczyły daleko poza tematykę spotkania. Jak to powiedziała Gabrysia - towarzystwo nieliczne, ale śliczne. Gdyby nie kolacja dla kuracjuszy, moglibyśmy rozmawiać godzinami o książkach, ludzkich losach itp.

Jedna z kuracjuszek z Kalisza podzieliła się z anegdotą o swoich wnukach. Dzieci poprosiły babcię, by zaśpiewała kołysankę o POGRĄŻONYCH dzieciach. Babcia zdziwiona zapytała, cóż to za piosenka, okazało się, że to popularna kołysanka, w której są m.in. słowa : wszystkie dzieci, nawet złe, pogrążone są we śnie, a ty jedna tylko nie...

Inna z uczestniczek spotkania przyjechała aż z Holandii, by towarzyszyć mamie z Kutna w wypoczynku, właśnie w inowrocławskim sanatorium. Jako żona rodowitego Holendra kultywuje tradycje polskie w domu i oczywiście razem z córką czytają polskie książki.

Ostatniego dnia aktywności nasz gość pracował w roli refleksologa lub jak kto woli refleksolożki, masując stopy umówionym klientom. Jeśli nie mieliście okazji skorzystać z masażu stóp, to polecam, niezwykle pożyteczny i przyjemny zabieg!